Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wojciech Kossak - ebook

Rok wydania:
2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wojciech Kossak - ebook

Wojciech Kossak, słynny malarz batalista, zdobył popularność, jakiej rzadko doświadczają mistrzowie pędzla. Syn Juliusza Kossaka, ojciec Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec, żył i malował z niekłamaną pasją. Pracował na dworze cesarzy: Wilhelma II i Franciszka Józefa, a w II Rzeczypospolitej portretował Józefa Piłsudskiego, polskich kawalerzystów i polityków. Jego Olszynka Grochowska, Panorama Racławicka, Szarża pod Rokitną weszły do kanonu polskiego malarstwa historycznego. Podziwiano jego efektowne portrety dam z towarzystwa i obrazy koni.
Malarz obracał się wśród polskiej i europejskiej arystokracji,  dużo podróżował po świecie. Uchodził za wzór zawsze wytwornego dżentelmena. Ogromnie podobał się kobietom, a sam nie wyobrażał sobie życia bez romansów i flirtów. Uwielbiał luksus, dobre samochody, polowania, a nawet hazard. Ogromna korespondencja, którą po sobie zostawił, pozwala wizerunek Kossaka – „malarza polskiej chwały” – nieco odbrązowić…

Spis treści

WSTĘP 

Rozdział I. DOBRY POCZĄTEK
Rozdział II. MIŁOŚĆ 
Rozdział III. JEŻELI NIE WIEDEŃ, TO MOŻE P ARYŻ 
Rozdział IV. PANORAMY 
Rozdział V. HOFMALER CESARZA WILHELMA 
Rozdział VI. KRAKÓW, WIEDEŃ, LONDYN 
Rozdział VII. NIEWIERNOŚĆ 
Rozdział VIII. MALARZNA WOJNIE 
Rozdział IX. SZAŁ NA KOSSAKI 
Rozdział X. „SAM CZUJĘ, ŻE TO ZMIERZCH” 

EPILOG 
BIBLIOGRAFIA 
INDEKS OSÓB 
ŹRÓDŁA ZDJĘĆ

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-01-18619-7
Rozmiar pliku: 6,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział II MIŁOŚĆ

Po ślubie młodzi mieli zamieszkać w Kossakówce (jeszcze wtedy nazywanej Wygodą), którą Juliuszowie zamierzali im odsprzedać. Ostatecznie postanowiono, że Wojciech z Marią przejmą główny dom, rodzice przeniosą się do oficyny prawej (nazywanej później Domem Babci), a w lewej pomieści się obszerna pracownia malarska. W przygotowanie nowego lokum dla syna i synowej od początku bardzo zaangażowała się Zofia Kossakowa. Już na początku lutego 1884 roku Wojciech donosił Marii: „Mama ciągle ze mną rozprawia, że tu damy obicie takie, kuchnia się inna wybuduje, a z tej zrobi się cabinet de toilette, tu będzie obite toile d’Alsace, a tu drzwi zakryte, piec się przestawi tam, a w salonie da się kominek. Bajeczna kobieta, poczciwa Musia, bierze na siebie zająć się wszystkim, mamy wybrać tylko rodzaj mebli i z próbek obicie, a i plan pracowni potwierdzić, a Mama się poświęca, żeby sama dowodzić i komenderować przebudowaniem, odświeżaniem, obiciem, umeblowaniem, etc., etc.”.

Kossakówka, Kraków, 1936 rok

Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Pięćdziesięcioletnia Zofia, pomimo złego samopoczucia („Mama zdenerwowana – pisał Wojciech – popłakuje sobie od czasu do czasu o najmniejszą rzecz”) zajęła się nie tylko urządzaniem wygodnego domu dla przyszłej synowej. Myślała także o tym, jak przygotować Wojciecha do roli troskliwego męża. „Jak ona mi mądrze radzi, jak tylko myśli o tym, żeby Pani było dobrze, wie z własnego doświadczenia, co jej brakowało do szczęścia i co ją raziło w codziennych stosunkach nawet z tak zacnym mężem jak mój Ojciec, a to tylko dlatego że mój Ojciec nie miał rozumnej matki albo siostry przy sobie, która by mu to była powiedziała. Jakie ja co dzień wykłady słyszę od Musi, jak powinienem się względem mojej najukochańszej żony zachowywać, a nie są to żadne górnomądre frazesa, ale zdania i rady tyczące się bardzo poziomych kwestii. O, to barż mądra kobieta i chyba jedna z najlepszych matek!” – nie krył wdzięczności Wojciech.

Portret matki Wojciecha, Zofii Kossakowej z domu Gałczyńskiej, około 1870 roku

Fot. Archiwum autorów

Z pewnością ważną kwestią była stabilizacja finansowa nowej rodziny. W tych sprawach Juliusz nie mógł być wzorem dla syna, nie umiał zabiegać o pieniądze, swoje rysunki i akwarele sprzedawał zwykle poniżej ich prawdziwej wartości. Razem z Zofią nieustannie zamartwiał się o niespłacone pożyczki i weksle. W latach paryskich Kossakowie prowadzili otwarty dom i nie odmawiali wsparcia rodakom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji. Wojciech uważał, że ojciec, „ten złoty Julek”, jak powszechnie mówiono, był zbyt naiwny i altruistyczny i że cierpiała na tym jego rodzina. „Niech mnie Pan Bóg broni od żalu jakiegokolwiek do niego, najzacniejszego Ojca, jest on po prostu za dobry i za łatwowierny, a jeżeli Ci to, Panno Mario, piszę, to tylko dlatego, żebyś mnie nie miała za egoistę, gdy nie będę takim jak mój Ojciec, bo trzeba pod tym względem tylko rozróżniać dobre uczynki od potrzebnych a zbytecznych zupełnie” – tłumaczył narzeczonej i zapewniał: „Będziemy sobie żyć bardzo wygodnie i prawie żadnych przyjemności nie będziemy potrzebowali sobie odmawiać, ale nie będziemy się bawić w dom otwarty dla kochanych rodaków, gotowych zaraz iść, gdzie się z komina kurzy”.

Ani Maria, ani Wojciech nie chcieli mieć prędko dzieci, tak w każdym razie wynika z ich przedmałżeńskiej korespondencji. Musieli wielokrotnie rozmawiać na ten temat w Stawiskach i wspólnie podjąć decyzję, która nie spodobała się tęskniącej za wnukami Zofii Kossakowej, zwłaszcza że małżeństwo jej córki Zofii Romanowskiej na razie pozostawało bezdzietne. Wojciech mówił wprost o swojej antypatii do małych dzieci, „do tych wszystkich bzi, bzi, pieluszek, śliniaczków etc.”, a także o lęku o Marię w ciąży i w czasie porodu, które w tamtych czasach były niemałym zagrożeniem dla życia i zdrowia kobiety. Spierał się zatem z matką, która przepowiadała mu, jak się miało okazać trafnie, że i tak nie uniknie na dłużej ojcowskich obowiązków i strapień. „Maryś, wiesz, z pewnością nie będziemy mieli dzieci przez kilka lat, wiesz, jak Cię kocham, tak mi Panie Boże dopomóż, a przecie to grzechem nie może być, jeżeli nie chcę Cię narażać, jeżeli mi jesteś droższą od wszystkiego, cóż by w tym mogło być złego?” – starał się rozwiać religijne wątpliwości Marii. Kościół katolicki nauczał przecież, że celem każdego małżeństwa jest wydanie na świat potomstwa. Dla Wojciecha szczęście małżeńskie oznaczało jednak coś całkiem innego. Wyobrażenie przyszłej idylli we dwoje opisał Marii na dwa tygodnie przed ślubem, zaplanowanym na 16 lipca 1884 roku: „Przy otwartym oknie przy zapachu letniej nocy mąż Cię będzie długo pieścić i całować, że jak Ci się nareszcie oczka Twoje najmilsze zaczną kleić, to zamiast zamykać fortepian i dyskretnie mężowi dać czółko do pocałowania, jak to ma miejsce w Stawiskach, mąż Cię weźmie na ręce, zaniesie do Twojego pokoju, zdejmie pantofelki, wycałuje nóżki i każdy paluszek i zapewniwszy się, że żonie ukochanej jest dobrze i ciepło, i wygodnie, pójdzie do swego pokoju, gdzie mu będzie dziwnie dobrze na sercu, jak pomyśli, że tuż obok za przymkniętymi tylko drzwiami śpi jego żona ukochana, jego szczęście, jego wszystko, co ma na świecie, że nazajutrz rano powiemy sobie przez drzwi dzień dobry, mąż zadysponuje herbatę, a żona cudowna, śliczne moje Marysiątko, ubierze się w szlafroczek i czepeczek, a mąż tymczasem ogoli i ubierze, i równocześnie z herbatą schodzimy się w moim pokoju, mąż z całej duszy przyciśnie żonę do serca, za co mu żona naleje herbatki, że ona nam będzie często stygnąć, to tam swoją drogą. Potem żona moja ubóstwiana zacznie długo marudzić się z ubraniem, tym więcej pewnie, że mąż, nieznośny bubek, będzie chciał koniecznie grać rolę panny służącej”…

Wojciech nie mógł doczekać się ślubu i pierwszej nocy z ukochaną. „Maryś, ja wariuję na myśl, że będziesz moją, naprawdę!” – pisał 3 lipca. Namiętność i pożądanie nie pozwalały mu rozsądnie myśleć, nie dawały spać. W listach do narzeczonej wyznania miłości stawały się coraz mniej powściągliwe, co zawstydzało, a zapewne też przerażało, pruderyjną pannę: „Moja droga Pani, zapowiadam, że ledwie przyjadę i nieba łaskawe pozwolą nam z wielką jaką księgą usiąść w spokoju, zacznę dokazywać jak wariat, bo już …cri nom d’un chien !!! no, już koniec, już i cierpliwość moja, i siła panowania nad sobą, wszystko się skończyło! Nie! Żeby mi się, który z tych frazesowiczów o czasach narzeczonych, o tym uroku rozłączenia, o Elwirze wzdychającej za Alkarem, że tulipany i piękne róże ci pokażę mej twarzy etc., etc., żeby mi się który dostał w ręce, dałbym mu ja, dał!”.

Temperament Kossaka studziła jedynie praca, której, o dziwo, nie zaniedbywał. Pracował nawet podczas wizyt w Stawiskach. Narzeczona lubiła patrzeć, jak maluje, albo też cierpliwie pozowała do portretu, ubrana w skromną jasną suknię z wysokim kołnierzem, ozdobioną kwiatem kasztanowca przypiętym na ramieniu. W Stawiskach Wojciech pracował nad drobnymi zamówieniami, dla Marii zdobił malunkami wachlarze (na jednym znalazła się scena zaręczyn). Myślał nawet o urządzeniu w stawiskim ogrodzie letniej pracowni – „jakiejś budy z desek” – gdzie mógłby malować większe formaty. „Z Warszawy trochę dywanów i portier bym sprowadził i byłoby barż piknie, między parobkami znalazłbym sobie modela, bo na to nie trzeba być bardzo mądrym, najlepszy dowód to mój Józek, okropnie głupi” – zwierzał się Marii.

W Krakowie Wojciech niemal co dzień stawał do sztalug. I niemal co dzień wysyłał ukochanej wiadomości, jak postępuje praca, informował z dumą o sukcesach i nowych zleceniach. „Dostałem dziś zamówienie na 400 fl., aby zrobić podobny obrazek jak ten, co Pani zdaje mi się widziała u mnie – tych jednorocznych ochotników z paniami na manewrach, jakiś okropnie bogaty Niemiec z Karlsbadu” – pisał w czerwcu 1884 roku, miesiąc przed ślubem. Relacjonował podróż do Wiednia, gdzie w Künstlerhausie wystawiono jego obraz Artyleria w ogniu i gdzie oglądał z zachwytem panoramę Bitwa pod Rezonville uwielbianych mistrzów – Detaille’a i Neuville’a. Wspominał też Marii o rozpoczęciu pracy nad batalistycznym obrazem Somossiera – „niech się dzieje, co chce, muszę zrobić coś dobrego”. Pierwszy szkic węglem gotowy był już na początku grudnia 1883 roku, a ukończone płótno dwa lata później zostało wystawione przez Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie, któremu prezesował wówczas książę Marceli Czartoryski.

Wojciech zdawał sobie sprawę, że zadowoli żonę jedynie wówczas, gdy osiągnie sukces artystyczny, zdobędzie sławę i pieniądze. Małżeństwo panny ze skromnego, ale jednak ziemiańskiego rodu z malarzem dla wielu uchodziło za mezalians. Sama Maria miewała w tej sprawie wątpliwości i obawy, o czym świadczą liczne wzmianki w późniejszej korespondencji Kossaków. Wojciech, nie inaczej niż jego ojciec i dziadek, utrzymywał się wyłącznie z własnej pracy, nie miał majątku, który mógłby zapewnić rodzinie regularne dochody i bezpieczeństwo finansowe. W małżeństwie Juliusza z Zofią z Gałczyńskich również dostrzegano deklasację panny ze dworu, która poślubiła biednego malarza, wierząc mu na słowo, że jest szlachcicem. Juliusza niewiele obchodziły rodowe herby, lecz jego syn długo odczuwał niższość swojego pochodzenia. Zapewne też niekiedy wypominała mu je Maria, skoro jeszcze kilka lat po ślubie sarkał od czasu do czasu, że żona ma go za nic, beszta i lekceważy. „No, moja droga Mańciu, jak jeszcze raz mi powiesz, żeś głupstwo zrobiła, wychodząc za mnie, to już chyba Ci dam w skórę” – pisał z Berlina w 1897 roku. Wierzył jednak w swój talent, nie brakowało mu tupetu, pewności siebie, uroku i zapału do malarstwa i mógł szczerze obiecać ubóstwianej narzeczonej: „przyrzekam być energicznym, z obrazem Twoim w duszy pracować i zrobić coś szlachetnego jako myśl wykonanie, i kochać każdą myślą, każdym czynem i słowem aż do śmierci”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: