Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wojny mroku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Styczeń 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wojny mroku - ebook

Barwna opowieść o trwającej kilka tysięcy lat wojnie dwóch klanów wampirów. Władcy planują podbić świat i całkowicie podporządkować sobie ludzi, a ich przeciwnicy starają się temu zapobiec. Przed czterema tysiącami lat Obrońcom udało się pokonać Władców i zniszczyć ich fortecę, Gordoth. W ruinach uwięzili w sarkofagu Kainusa, najstarszego i najpotężniejszego z wampirów, jednak jego klanowi udało się przetrwać. Po pewnym czasie wybuchła druga wojna, trwająca po dziś dzień, a jej areną jest współczesna Polska. Krwawe walki toczą się w zaułkach Krakowa i w podkarpackich lasach.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-082-8
Rozmiar pliku: 887 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Gor­doth, mrocz­na for­te­ca Wład­ców, stał w pło­mie­niach. Ogień bu­chał ze wszyst­kich nie­mal okien, za­le­wał kruż­gan­ki i ko­ry­ta­rze. Nad bu­dyn­kiem, jesz­cze kil­ka go­dzin temu po­tęż­nym i roz­sie­wa­ją­cym gro­zę na cały świat, te­raz uno­sił się pió­ro­pusz dymu mie­sza­ją­ce­go się z nocą. Po­żar roz­świe­tlał pole le­d­wo co za­koń­czo­nej bi­twy – ty­sią­ce tru­pów, zma­sa­kro­wa­nych, za­krwa­wio­nych, po­skrę­ca­nych w naj­dzi­wacz­niej­szych po­zach, za­le­ga­ją­cych rów­ni­nę do­oko­ła Gor­do­thu i oko­licz­ne wzgó­rza. Po­mię­dzy zwło­ka­mi uwi­ja­li się ci, któ­rzy oca­le­li z rze­zi. Nie­do­bit­ki Wład­ców ucie­ka­ły bez­ład­nie, w po­pło­chu. Więk­szość z nich była ran­na, a ich mo­ra­le zo­sta­ło zdru­zgo­ta­ne w chwi­li upad­ku strasz­li­wej, nisz­czy­ciel­skiej ar­mii, jaką two­rzy­li jesz­cze przed pa­ro­ma go­dzi­na­mi.

Te­raz z tej po­tę­gi nie zo­sta­ło pra­wie nic. Obroń­cy trium­fo­wa­li. Mimo że i oni po­nie­śli gi­gan­tycz­ne stra­ty a wie­lu do­wód­ców po­le­gło, roz­bi­li Wład­ców w pył i wdar­li się do Gor­do­thu, mor­du­jąc bez li­to­ści tych, któ­rzy się tam schro­ni­li. Przez wszyst­kie otwo­ry twier­dzy: okna, wro­ta i kruż­gan­ki dłu­go wy­pa­da­ły na rów­ni­nę zma­sa­kro­wa­ne tru­py, do­cho­dzi­ły wrza­ski ran­nych i char­cze­nie ko­na­ją­cych, po­mie­sza­ne z roz­ka­za­mi i trium­fal­ny­mi okrzy­ka­mi Obroń­ców. Ścia­ny za­bar­wi­ła krew. A po­tem pod­ło­żo­no ogień i w cią­gu kil­ku za­le­d­wie chwil Gor­doth prze­isto­czył się w gi­gan­tycz­ną po­chod­nię.

Zwy­cięz­cy usta­wi­li się wo­kół nie­go i ry­cze­li te­raz jed­nym gło­sem, wy­ma­chu­jąc mie­cza­mi. Ogień od­bi­jał się od krwi po­kry­wa­ją­cej po­sre­brza­ne brzesz­czo­ty. To była ich noc. Peł­na gro­zy, bólu i śmier­ci, ale zwień­czo­na bez­dy­sku­syj­nym zwy­cię­stwem. Wład­cy zo­sta­li znisz­cze­ni, star­ci z po­wierzch­ni zie­mi. Ty­siąc­let­nia woj­na za­koń­czo­na.

Val­ger, przy­wód­ca kla­nu, je­den z Po­tęż­nych, ob­ser­wo­wał to wszyst­ko ze szczy­tu wzgó­rza. Pięk­no i ulga trium­fu jesz­cze nie w peł­ni do nie­go do­tar­ły; cóż, w koń­cu za­le­d­wie go­dzi­nę temu biegł ko­ry­ta­rza­mi For­te­cy Wład­ców na cze­le resz­tek od­dzia­łu Za­bój­ców, wy­jąc dzi­ko i rą­biąc mie­czem ostat­nich Żoł­nie­rzy. Te­raz pa­trzył na pło­mie­nie nisz­czą­ce twier­dzę i czuł, jak po­ziom ad­re­na­li­ny w ży­łach stop­nio­wo opa­da.

Wy­glą­dał kosz­mar­nie. Z pan­ce­rza zo­sta­ły strzę­py po­kry­te za­krze­płą krwią i jego, i nie­przy­ja­ciół. Ban­da­że, twar­de od krwi, spo­wi­ja­ły jego czo­ło (gdy­by nie szy­szak, te­raz nie­na­da­ją­cy się do ni­cze­go, cios ma­czu­gą zmiaż­dżył­by mu czasz­kę – na­wet on, wam­pir, nie prze­żył­by cze­goś ta­kie­go), pra­we ra­mię oraz lewe pod­udzie. Dla czło­wie­ka cio­sy, ja­kie otrzy­mał w cza­sie bi­twy, by­ły­by śmier­tel­ne. Dla Val­ge­ra sta­no­wi­ły za­le­d­wie dra­śnię­cia; gdy­by nie to, że sre­bro z kling Wład­ców do­sta­ło się do krwio­bie­gu, moc­no spo­wal­nia­jąc re­ge­ne­ra­cję, więk­szość z nich pew­nie zdą­ży­ła­by się wy­go­ić. Mimo wszyst­ko był zmę­czo­ny i spra­gnio­ny, a wszech­obec­ny za­pach krwi spra­wiał, że bar­dzo trud­no było mu utrzy­mać pra­gnie­nie w ry­zach. W jego umy­śle od­zy­wał się in­stynkt dra­pież­ni­ka. Jed­nak Val­ger i jego sprzy­mie­rzeń­cy zło­ży­li kie­dyś Przy­się­gę i usta­no­wi­li Za­sa­dy. Co by się sta­ło, gdy­by on, wódz Obroń­ców, je te­raz zła­mał? Prze­cież nie po to znisz­czy­li Wład­ców, by stać się ta­ki­mi sa­my­mi po­two­ra­mi jak oni.

Obok nie­go na gła­zie sie­dzia­ła Ta­li­tha, jego sio­stra. Wal­czy­ła tej nocy jak sza­lo­na, cze­go efek­tem była po­gru­cho­ta­na zbro­ja, trzy pęk­nię­te mie­cze, licz­ne ska­le­cze­nia i po­waż­na rana uda. Star­ła krew za­bi­tych wro­gów ze swej pięk­nej twa­rzy, prze­cze­sa­ła ręką wspa­nia­łe kru­czo­czar­ne wło­sy Val­ger miał ta­kie same, tyle że krót­ko ostrzy­żo­ne. O tym, że są ro­dzeń­stwem, świad­czy­ły rysy ich twa­rzy – ostre, z wy­sta­ją­cy­mi ko­ść­mi po­licz­ko­wy­mi. Oczy też mie­li iden­tycz­ne, ciem­ne, o głę­bo­kim spoj­rze­niu, ale tym aku­rat nie wy­róż­nia­li się spo­śród resz­ty wam­pi­rów. Róż­ni­ła ich bu­do­wa cia­ła. Val­ger był wy­so­kim, po­tęż­nie zbu­do­wa­nym męż­czy­zną, przy któ­rym ra­czej ni­ska i drob­na Ta­li­tha wy­glą­da­ła wręcz mi­zer­nie. Po­zo­ry jed­nak my­li­ły – obo­je byli nie­zwy­cię­żo­ny­mi wo­jow­ni­ka­mi.

Oprócz nich wzgó­rze zaj­mo­wa­ło pię­ciu oca­la­łych Za­bój­ców. Był to eli­tar­ny od­dział ar­mii kla­nu, pod­le­gły bez­po­śred­nio Val­ge­ro­wi. Oni wła­śnie zdo­by­li Gor­doth, przy czym z sied­miu­set zo­sta­ło ich sze­ściu, łącz­nie z do­wód­cą. I nikt nie był cały – wszy­scy ocie­ka­li krwią, le­d­wo sta­li na no­gach. Lecz byli nie­sa­mo­wi­cie za­do­wo­le­ni.

– Zwy­cię­ży­li­śmy – ode­zwa­ła się Ta­li­tha. – Po­ko­na­li­śmy ich.

Val­ger i po­zo­sta­li Za­bój­cy spoj­rze­li na nią. Do­oko­ła zwy­cięz­cy wzno­si­li trium­fal­ne okrzy­ki.

– Po ty­siącu lat – cią­gnę­ła wam­pi­rzy­ca – za­koń­czy­li­śmy woj­nę. Lu­dzie są bez­piecz­ni.

– Nie są. – Val­ger zde­cy­do­wał się na szcze­rość. Ko­chał sio­strę, ale uwa­żał ją za nie­po­praw­ną ide­alist­kę, pod­czas gdy sam sta­rał się za­cho­wać re­ali­stycz­ne po­dej­ście do ży­cia. – Dłu­go jesz­cze po­trwa, za­nim wy­tę­pi­my Wład­ców. Ich ar­mia nie ist­nie­je, ale wciąż więk­szość wam­pi­rów my­śli tak jak oni. Oba­wiam się, że to jesz­cze nie ko­niec.

– Po­zo­stał też Ka­inus – po­wie­dział Sla­ter, je­den z Za­bój­ców, wpa­tru­jąc się w ogień tra­wią­cy Gor­doth. – Za­mknął się w swo­jej trum­nie, kie­dy wdar­li­śmy się do środ­ka. Żoł­nie­rze Wład­ców bro­ni­li twier­dzy, nie wie­dząc, że ich przy­wód­ca wła­śnie za­czy­na hi­ber­na­cję. Ale wal­czy­li dziel­nie, zgi­nę­li z ho­no­rem.

Val­ger ski­nął gło­wą. Mil­czał.

– Trze­ba było go za­bić! – syk­nę­ła Ta­li­tha. – Bra­cie, nie mo­gli­ście roz­wa­lić trum­ny i po­kro­ić tego by­dla­ka na ka­wał­ki?

Val­ger po­now­nie wes­tchnął, opu­ścił wzrok.

– Trum­na Ka­inu­sa skła­da się z że­la­za i spi­żu. Nie by­li­śmy w sta­nie jej uszko­dzić, a za­mek ma tak skom­pli­ko­wa­ną kon­struk­cję, że nie było szans się w tym ro­ze­znać. Ale bez obaw, prze­nie­śli­śmy trum­nę w pod­zie­mia, do lo­chów i pod­pa­li­li­śmy ją, jak i całą twier­dzę. Za­raz wszyst­ko ru­nie, zo­ba­czysz, i już nikt nie do­sta­nie się tam na dół. Ka­inus zgni­je w tej swo­jej pusz­cze! Trze­ba tyl­ko do­brze za­trzeć wszyst­kie śla­dy i za­po­mnieć, gdzie leży to miej­sce. Usta­no­wi­my tu stre­fę za­ka­za­ną dla wszyst­kich wam­pi­rów. I bę­dzie­my jej strzec. Wąt­pię, by Wład­cy od­ro­dzi­li się bez Ka­inu­sa. Ale na wszel­ki wy­pa­dek nie moż­na do­pu­ścić, by kie­dy­kol­wiek któ­ryś z nich zna­lazł jego trum­nę.

– Spa­li­li­ście ich ar­chi­wum? – za­py­ta­ła Ta­li­tha.

– Oczy­wi­ście! Za kogo ty nas masz? Nie było cza­su prze­glą­dać tych ich ksiąg, ale je­stem wię­cej niż pe­wien, że w któ­rejś z nich znaj­do­wał się opis trum­ny Ka­inu­sa i jej zam­ka. No, ale wszy­scy Wład­cy, któ­rych na­po­tka­li­śmy na swej dro­dze, zgi­nę­li. Po­ucie­ka­li tyl­ko po­je­dyn­czy Żoł­nie­rze, nie li­cząc Fal­the­ry, Ale­ery i Kra­su­sa. Wąt­pię, by któ­re­kol­wiek z nich wie­dzia­ło, jak uwol­nić ich pana. A my znisz­czy­li­śmy wszel­kie wska­zów­ki. Wi­dzisz, sio­stro? Ka­inus jest bez szans. Poza tym, może wiecz­ne uwię­zie­nie we wła­snej trum­nie bę­dzie dla tego by­dla­ka gor­sze niż zwy­kła śmierć? – za­sta­no­wił się Val­ger.

Ta­li­tha uśmiech­nę­ła się.

– Tak czy in­a­czej, woj­na skoń­czo­na – rze­kła.

– Pa­trz­cie, twier­dza się wali! – Mimo zmę­cze­nia, Sla­ter aż pod­sko­czył z pod­nie­ce­nia.

Rze­czy­wi­ście, mury nie wy­trzy­ma­ły wy­so­kiej tem­pe­ra­tu­ry. Za­czę­ły pę­kać, a przez pęk­nię­cia bu­cha­ły pło­mie­nie. Odłam­ki, za­rów­no bar­dzo małe, jak i też kil­ku­me­tro­we, ze zgrzy­tem od­ry­wa­ły się od ścian i z hu­kiem spa­da­ły na zie­mię. W koń­cu kon­struk­cja ru­nę­ła w akom­pa­nia­men­cie ogłu­sza­ją­ce­go ło­sko­tu. Wszyst­ko roz­le­cia­ło się w drob­ny mak, po­szcze­gól­ne pię­tra za­pa­dły się w so­bie. Za­trzę­sła się zie­mia. Ogień ogar­nął ru­iny, na krót­ką chwi­lę two­rząc ogrom­ną kulę; kie­dy się roz­wia­ła, mi­liar­dy iskier wy­strze­li­ły spo­mię­dzy gru­zów. Po­tem coś łup­nę­ło raz jesz­cze i za­pa­dła ci­sza. Z Gor­do­thu po­zo­sta­ło je­dy­nie do­pa­la­ją­ce się gru­zo­wi­sko.

Obroń­cy za­mil­kli, ob­ser­wu­jąc upa­dek For­te­cy Wład­ców, a gdy się do­ko­nał, po­now­nie ryk­nę­li jed­nym gło­sem, trium­fal­nie wzno­sząc mie­cze, to­po­ry, włócz­nie i wszel­ką inną broń. Na ten wi­dok nie­któ­rzy cze­ka­li gru­bo po­nad ty­siąc lat. To dla nie­go cier­pie­li rany i tra­ci­li naj­bliż­szych przy­ja­ciół, a nie­raz tak­że na­dzie­ję. Lecz gdy Gor­doth upadł, chy­ba nikt z nich nie miał wąt­pli­wo­ści, że war­to było po­nieść owe ofia­ry.

Nowa na­dzie­ja wstą­pi­ła rów­nież w ser­ce Val­ge­ra. Jed­no­cze­śnie zro­zu­miał, że te­raz, po upad­ku Wład­ców, to on jest przy­wód­cą je­dy­ne­go oca­la­łe­go kla­nu wam­pi­rów.

– Masz ra­cję, sio­stro. Woj­na skoń­czo­na.

Nie wie­dział, jak bar­dzo się po­my­lił.Rozdział drugi

Zbli­żał się świt, ale wciąż jesz­cze pa­no­wa­ły ciem­no­ści. Wy­glą­da­ło na to, że bę­dzie lać cały dzień, ale tym już Mi­chał nie przej­mo­wał się zu­peł­nie. Miał znacz­nie po­waż­niej­sze spra­wy na gło­wie. Pierw­szą była roz­mo­wa z sze­fem. To zna­czy zda­nie mu ra­por­tu. Ko­niecz­ność wy­peł­nia­nia tego obo­wiąz­ku nie cią­ży­ła mu; wręcz prze­ciw­nie – za każ­dym ra­zem sta­ry do­bry Val­ger (dla nie­wam­pi­rze­go świa­ta – Lu­cjusz Wal­gi­row­ski) wy­gła­szał swo­ją opi­nię. Po sze­ściu­set bez mała la­tach zro­bi­ły się one w pe­wien spo­sób nud­ne, nie­mniej jed­nak Mi­chał z do­świad­cze­nia wie­dział, że war­to ich wy­słu­chać i nie na­le­ży ich lek­ce­wa­żyć. Poza tym, dziś swój pierw­szy ra­port z udzia­łu w ak­cji zło­ży Ka­sia. War­to bę­dzie prze­ko­nać się, jak wy­pad­nie. Wcze­śniej tyl­ko współ­pra­co­wa­ła przy dzia­ła­niach bo­jo­wych, ale nie uczest­ni­czy­ła w nich z bro­nią w ręku.

Mi­chał spro­wa­dził czar­ne­go hy­un­da­ia z głów­nej dro­gi bie­gną­cej da­lej ku Ka­to­wi­com, na dziu­ra­wą, a tego po­ran­ka, z po­wo­du desz­czu, błot­ni­stą i roz­mo­kłą po­lną dro­żyn­kę. Nad­wo­zie sa­mo­cho­du za­ko­le­ba­ło się, ale po włą­cze­niu na­pę­du na czte­ry koła hy­un­dai bez żad­nych pro­ble­mów po­ra­dził so­bie z nie­rów­no­ścia­mi i po­szedł jak wi­cher przez pole. Do­bry sa­mo­chód i do­świad­czo­ny kie­row­ca sta­no­wi­li zgra­ną parę. Ka­sia na sie­dze­niu pa­sa­że­ra w mil­cze­niu ob­ser­wo­wa­ła prze­su­wa­ją­ce się za szy­ba­mi, bez­list­ne o tej po­rze roku drze­wa.

Po­grą­ży­ła się w roz­my­śla­niach. Wstrzą­snę­ło nią to, co zo­ba­czy­ła tej nocy w Kró­lew­skich Wy­ro­bach, ale Mi­chał prze­czu­wał, że po raz ko­lej­ny gry­zie się my­śla­mi o Jac­ku. Od cza­su, kie­dy zo­sta­ła wam­pi­rzy­cą, czę­sto przy­ła­py­wał ją w jej kwa­te­rze, jak sie­dzia­ła, ze spusz­czo­ną gło­wą, roz­pa­mię­tu­jąc tra­gicz­ne wy­da­rze­nia sprzed… ile to lat mi­nę­ło? Nie­co po­nad dwa. Ka­sia prze­ży­ła wte­dy praw­dzi­wy kosz­mar i gdy­by nie on, Mi­chał, i dar wam­pi­ry­zmu, jaki wte­dy jej prze­ka­zał, nie otrzą­snę­ła­by się do dziś. Wiel­ce praw­do­po­dob­ne, że skoń­czy­ła­by w szpi­ta­lu dla obłą­ka­nych. Gdy­by w ogó­le prze­ży­ła. Na tę myśl aż prze­szły go dresz­cze.

Żal mu było Kasi, któ­rą bar­dzo po­lu­bił. Była jego uczen­ni­cą, a od dziś rów­nież part­ner­ką w ak­cjach prze­ciw­ko Wład­com. Swo­ją dro­gą, wy­pa­dła na­praw­dę świet­nie, Mi­chał nie miał jej nic do za­rzu­ce­nia. To on dał jej nowe, wam­pi­rze ży­cie, to on uczy­nił ją tym, kim była te­raz. Wie­dział, że Ka­sia do­sko­na­le zda­je so­bie spra­wę, że Ja­cek już nig­dy nie wró­ci. Co nie zmie­nia­ło fak­tu, że do­tąd nie uda­ło jej się po­go­dzić z jego śmier­cią. Mi­chał oba­wiał się, że bę­dzie z tym pro­blem. Ta­kie rany goją się dłu­go, a tak na­praw­dę – nig­dy do koń­ca. W ser­cu Kasi za­wsze po­zo­sta­nie pust­ka, któ­rej ni­czym nie bę­dzie moż­na za­peł­nić.

Wie­dział o tym do­sko­na­le, gdyż sam prze­żył coś ta­kie­go. Mimo że od tam­tej prze­ra­ża­ją­cej bi­twy a w za­sa­dzie po­tycz­ki, ale pod wzglę­dem gro­zy spy­cha­ją­cej w cień na­wet okru­cień­stwa wo­jen hu­syc­kich, w któ­rych Mi­chał brał czyn­ny udział, nadal od­czu­wał ta­kie… dzi­wacz­ne kłu­cie w ser­cu, kie­dy my­ślał o po­nie­sio­nej owej tra­gicz­nej nocy stra­cie. Z cza­sem my­śli na ten te­mat i wią­żą­ce się z nimi nie­przy­jem­ne uczu­cie doj­mu­ją­cej pust­ki na­cho­dzi­ły go co­raz rza­dziej, do tego woj­na z Wład­ca­mi i pro­fe­sja Za­bój­cy znie­czu­li­ły go moc­no, co trak­to­wał jako bło­go­sła­wień­stwo, nie­mniej jed­nak ból wy­wo­ła­ny stra­tą gdzieś tam, w głę­bi jego ser­ca, wciąż trwał przy­cza­jo­ny, by w naj­mniej od­po­wied­niej chwi­li za­ata­ko­wać, wy­wo­łu­jąc psy­chicz­ny do­łek. Je­dy­ne, co wam­pi­ro­wi (i chy­ba każ­de­mu czło­wie­ko­wi, któ­ry stra­cił ko­goś bli­skie­go) w po­dob­nej sy­tu­acji po­zo­sta­wa­ło, to po­go­dzić się z ist­nie­niem owej bo­le­snej pust­ki. A tak­że z prze­szło­ścią, któ­rej zmie­nić się w ża­den spo­sób nie da.

Kasi uda się to kie­dyś, Mi­chał był tego pe­wien. Na­wet mimo fak­tu, że zo­sta­ła skrzyw­dzo­na znacz­nie głę­biej i bo­le­śniej niż on.

Sa­mo­chód bu­jał się na nie­rów­no­ściach, co wy­wo­ły­wa­ło spo­ry dys­kom­fort na­wet w te­re­nów­ce, nie­mniej jed­nak nikt z kla­nu Obroń­ców, z sa­mym Val­ge­rem na cze­le, nie po­my­ślał nig­dy o wy­as­fal­to­wa­niu dróż­ki. Z po­zo­ru wy­glą­da­ła jak zwy­czaj­na po­lna dro­ga, pro­wa­dzą­ca co naj­wy­żej do ja­kie­goś za­co­fa­ne­go go­spo­dar­stwa albo ta­kie­go, któ­re nie roz­wi­nę­ło się od cza­sów to­wa­rzy­sza Bie­ru­ta. I o to wła­śnie cho­dzi­ło.

Dro­gą trze­ba było prze­je­chać cał­kiem po­kaź­ny od­ci­nek, a kie­dy już się go po­ko­na­ło, do­cie­ra­ło się do zruj­no­wa­nych za­bu­do­wań daw­ne­go PGR-u. Zo­sta­ły z nich prak­tycz­nie same ścia­ny, reszt­ki su­fi­tów i gdzie­nieg­dzie fu­try­ny po oknach. Wiatr hu­lał so­bie ra­do­śnie po smęt­nych po­zo­sta­ło­ściach świe­tla­nej epo­ki Pol­skiej Rzecz­po­spo­li­tej Lu­do­wej, Gier­ka i pro­pa­gan­dy suk­ce­su. Dzie­ciar­nia, je­śli ja­kaś się tu za­plą­ta­ła, prze­waż­nie w okre­sie wa­ka­cyj­nym, zo­sta­wia­ła tu i tam wul­gar­ne graf­fi­ti. Świa­tła hy­un­da­ia pa­dły na ko­śla­wo na­ba­zgra­ną in­for­ma­cję mó­wią­cą, że „Ka­czor to rzyt”, nie­co da­lej ktoś su­ge­ro­wał, iż Nika ko­cha Stef­ka. Była jesz­cze ofer­ta od­da­nia kału w do­bre ręce.

Mi­chał za każ­dym ra­zem uśmie­chał się, wi­dząc te na­pi­sy i przy­po­mi­na­jąc so­bie, że Ka­się z po­cząt­ku nie­któ­re śmie­szy­ły. Te­raz jed­nak przy­gnę­bio­na Za­bój­czy­ni na ża­den z nich nie zwró­ci­ła uwa­gi.

Zruj­no­wa­ne za­bu­do­wa­nia Pań­stwo­we­go Go­spo­dar­stwa Rol­ne­go sta­no­wi­ły ko­lej­ny po­zór. Wy­star­czy­ło bo­wiem wje­chać do po­zo­sta­ło­ści po ga­ra­żu czy też szo­pie, wy­siąść z sa­mo­cho­du i po­dejść do ścia­ny, gdzie z ko­lei na­le­ża­ło wy­jąć jed­ną z ce­gieł (wta­jem­ni­cze­ni wie­dzie­li, któ­rą) i wci­snąć za­ka­mu­flo­wa­ny przy­cisk. Wte­dy w reszt­kach pod­ło­gi otwie­rał się nie­wi­docz­ny do tej pory, ukry­ty zjazd. Te­raz po­zo­sta­wa­ło tyl­ko z nie­go sko­rzy­stać.

Zjazd pro­wa­dził do pod­zie­mi, kil­ka­set me­trów po­ni­żej po­zio­mu Wi­sły. Mie­ści­ła się tu głów­na baza Obroń­ców, moż­na po­wie­dzieć – ich sto­li­ca.

Mi­chał za­trzy­mał hy­un­da­ia na koń­cu ja­sno oświe­tlo­ne­go tu­ne­lu, przed szla­ba­nem, przy któ­rym sta­ło za­wsze dwóch war­tow­ni­ków, jego ko­le­gów po fa­chu. Obaj uzbro­je­ni byli w mie­cze, kin­dża­ły, ka­łasz­ni­ko­wy i gloc­ki 17, za­ła­do­wa­ne, rzecz ja­sna, amu­ni­cją za­wie­ra­ją­cą azo­tan sre­bra. Mie­li też na so­bie ka­mi­zel­ki ku­lo­od­por­ne i ke­vla­ro­we ochra­nia­cze koń­czyn. Dziś, jak za­uwa­żył Mi­chał, na stra­ży szef po­sta­wił Fran­ka i Krzyś­ka. Mi­chał od­su­nął szy­by po stro­nie kie­row­cy i pa­sa­że­ra, by mo­gli bez prze­szkód zaj­rzeć do środ­ka. Ostroż­no­ści nig­dy za wie­le.

– Cześć – przy­wi­tał się Krzysz­tof, uśmie­cha­jąc się uprzej­mie do Kasi. Od­wza­jem­ni­ła uśmiech, co osta­tecz­nie roz­ła­do­wa­ło pa­nu­ją­ce we wnę­trzu auta na­pię­cie. – Jak tam pierw­sze za­da­nie bo­jo­we?

– Dzię­ku­ję, do­brze.

– Aha, do­brze! – Sto­ją­cy po stro­nie Mi­cha­ła Fra­nek wy­szcze­rzył zęby, nie wy­su­wa­jąc jed­nak kłów. – Już to wi­dzę! Ja­kaś nie w so­sie jest, to pew­nie coś nie tak po­szło.

– „Nie tak” to ty masz w gło­wie, Fra­nek. – Mi­chał po­gro­ził mu pal­cem, uda­jąc gniew. – Ale po­żar­tu­je­my póź­niej, przy go­rzał­ce-po­cie­szy­ciel­ce, te­raz pil­no nam do sze­fa.

– Ja­sne, ja­sne, już się plot­ki roz­nio­sły. Cze­siek za­cie­ra śla­dy ze swo­imi chło­pa­ka­mi?

– Je­że­li wszyst­ko po­szło do­brze, to już skoń­czył. Za­raz po­win­ni tu być. A co do plo­tek, to póź­niej po­ga­da­my. Pod­no­ście szla­ban. Aha, szef u sie­bie?

– A gdzie miał­by być?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: