Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wyspa - ebook

Wyspa, nowa powieść Dmitrija Strelnikoffa, to utwór z pogranicza jawy i snu. O poszukiwaniu siebie. O błędach młodości. I o tym, czy można je naprawić. W życiu osiągnął wszystko: ma rodzinę, pieniądze, pozycję zawodową. Czy jednak jest szczęśliwy? Patrzy na swoje zdjęcie z wakacji, zrobione, gdy miał pięć lat, i nagle uświadamia sobie, że gdzieś zatracił ważną cząstkę siebie. Postanawia wyruszyć na wyspę widoczną na fotografii. Nigdy tam nie był, lecz czuje, że właśnie tam znajdują się odpowiedzi na dręczące go pytania. Samochód jest niestety popsuty i bohater musi jechać nocnym pociągiem. W ostatnim momencie do przedziału dosiada się kobieta. Jej twarz wydaje się mężczyźnie znajoma. Czy to możliwe? Skąd się tu wzięła? Najprościej byłoby zapytać, ale czy na pewno warto pozbawiać się złudzeń? Podobieństwo może być przypadkowe, a tamta historia jest zamkniętą kartą. Podróż trwa wiele godzin, współpasażerka snuje bolesną opowieść o swym życiu, a konduktor zdaje się wymieniać z nią porozumiewawcze spojrzenia. Im bardziej pociąg zagłębia się w noc, tym bohater mniej jest pewny, że doczeka świtu...

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7747-229-3
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wielu ludzi myśli, że robienie zdjęć jest łatwe. Że to zwykłe hobby, które czasem pozwala szybko zarobić pieniądze. Na przykład w reklamie. Obecnie prawie każdy ma aparat fotograficzny i robi zdjęcia. Setki zdjęć. Tysiące. Świat jest pełen obrazków, na których został utrwalony na wiele sposobów.

Ale sam aparat to nie wszystko. Mistrza w robieniu pieniędzy z niczego czyni jeszcze dar widzenia rzeczy wartych sfotografowania oraz wiedza – kiedy one są tego warte.

Siwiejący mężczyzna rozparty w wygodnym, designerskim fotelu przed nowoczesnym telewizorem doskonale się na tym zna. Od wielu lat uprawia fotografię. Lubi obserwować otoczenie przez obiektyw – to zwiększa dystans do rzeczywistości. Kiedyś dużo podróżował, marząc o przygodach i sukcesie zawodowym. Najpierw fotografował to, co lubił. Potem zaczął fotografować to, co lubią inni. Zrobił karierę. Od jakiegoś czasu powodzi mu się. Jego fotografie można podziwiać w muzeach i galeriach całego świata. Znalazł swoje miejsce na ziemi. Ożenił się. Ma dzieci. Teraz wybiera się na urlop.

Sam go sobie dałem, mógłby powiedzieć z charakterystycznym uśmiechem człowieka pewnego siebie. To luksus. Nie każdego na to stać.

Z telewizora płyną informacje o kolejnych krokach podejmowanych przez rząd w celu zainstalowania w kraju nowych rakiet. Gładko wygolony i równie gładko uczesany rzecznik oświadcza:

– To zapewni nam bezpieczeństwo…

Mężczyzna wyłącza odbiornik i zamyka oczy.

– Czas na mleko i wino – mówi do siebie po dłuższej chwili, odkłada pilota na szklany stolik i wstaje, prostując zesztywniałe ciało.

Jego dzień zaczyna się od mleka i kawy, a kończy się mlekiem i winem. Mleko dla dziecka. Kawa i wino dla niego.

Ponieważ ma urlop, zajmuje się najmłodszą córką – urodziła się kilka miesięcy temu. Spędza z nią całe dnie. Wtedy jej matka wychodzi z domu. Każdemu potrzebna jest przestrzeń, ruch, powietrze, muśnięcie wiatru, bezpośredni dotyk słońca, a nawet zgiełk miasta. Ten człowiek, znany fotograf, doskonale to rozumie.

Mężczyzna karmi córkę i kładzie ją do łóżeczka. Wraca do salonu. Otwiera butelkę.

Nalewa wino do kieliszka, lekko nim zakręca i wdycha z zamkniętymi oczami aromat rubinowego napoju. Jeszcze takiego nie próbował. Dostał tę butelkę w prezencie od winiarza, który często przysyła mu swoje wina. Przyjaźnią się od lat.

Włącza radio. Spokojna, nastrojowa muzyka pasuje do bukietu. Mężczyzna już nie pamięta o wiadomościach z kraju i ze świata.

Na razie nie pije. Stawia kieliszek na szerokim biurku obok niedużego czarno-białego zdjęcia.

Patrzy na tę fotografię po raz któryś. Przygląda się szczegółom utrwalonego na niej obrazu, których zresztą jest niewiele. Czuje ucisk w gardle.

Czy podatność na wzruszenie jest miarą dojrzałości? – zastanawia się. Im jestem starszy, tym łatwiej się rozklejam. Zadziwiają mnie rzeczy, które nigdy mnie nie interesowały. Kiedyś w ogóle ich nie dostrzegałem.

Coś mogło w tym być. Kilka lat temu z powodu nadmiaru emocji miał przygodę w muzeum. Tak się zapatrzył na pewien obraz, że podchodząć do niego, nie zauważył ławki. Potknął się i przewrócił, wywołując spore zamieszanie. I tak poznał swoją przyszłą żonę. Akurat przechodziła obok. Gdyby był kudłatym chudzielcem w okularach, pewnie uznałaby go za idiotę i to przypadkowe spotkanie nie rozwinęłoby się w nic poważnego. Ale fotograf był mężczyzną o wyrazistych rysach twarzy i sylwetce atlety. To zatrzymało znacznie młodszą od niego kobietę. Zainteresowała się nim.

– Wszystko w porządku?

– Nie wiem…

– Czy dobrze się pan czuje?

– Wspaniale!

Teraz, patrząc na to zdjęcie, mężczyzna znowu zapomina o świecie. Nie dlatego, że jest podobne do barokowego malowidła. Utrwalony na fotografii krajobraz jest ubogi w szczegóły, wręcz monotonny i surowy.

Na zdjęciu najważniejszy jest nie krajobraz, choć on, oczywiście, również ma znaczenie. Najważniejsza jest postać człowieka na pierwszym planie. Ten człowiek patrzy nieruchomo w przyszłość, w oczy kilku, kilkunastu lub nawet kilkunastu tysięcy ludzi, tych, którzy kiedyś wezmą fotografię do rąk, zobaczą ją w książce lub na jakimś plakacie. Los zdjęcia nigdy nie jest z góry przesądzony.

Tym człowiekiem jest on – mężczyzna stojący przy biurku.

Miał wówczas około pięciu lat. Siedział na brzegu jeziora, na czystym, przyjemnym w dotyku, gładkim żwirze, w którym lubił szukać małych, muszelek ślimaków wodnych. Były niesamowite. Nad żadnym innym jeziorem nigdy już takich nie widział.

Najwyraźniej nie chciało mi się uśmiechać, myśli. Widać, że jestem spięty. Dzieci sztywnieją przed obiektywem, to normalne. Siedzę i niczym zahipnotyzowany czekam na dźwięk migawki.

Za plecami dziecka rozciąga się pomarszczona tafla. Na horyzoncie wyrasta z niej skalista wyspa.

– Nikt z nas nigdy nie był na tej wyspie – mówi do siebie w zamyśleniu mężczyzna. – Ani ja, ani mój ojciec, ani moja matka.

To zdjęcie zrobił mi mój tata. Ile mógł mieć wtedy lat? Na pewno mniej niż ja teraz. Uśmiechnij się, proszę! Nie ruszaj się, jakbym słyszał jego głos.

W latach młodości mój ojciec był zapalonym podróżnikiem i fotografem. Kiedy i dlaczego przestał fotografować? Nie pamiętam. To mogło mieć wiele przyczyn Szkoda, robił ładne zdjęcia.

Stworzył serię znakomitych portretów, zwłaszcza matki. Dzięki nim dowiedziałem się, jaką piękną była kobietą Patrząc na te fotografie, stopniowo nabrałem pewności że ojciec był bardzo do niej przywiązany. Portrety zdradzały też jego fascynację żoną. Widać, że próbował ją zrozumieć. Przynajmniej wtedy.

Swoje pierwsze zdjęcia zrobiłem jednym z aparatów ojca. Później wywołałem sporo fotografii z jego negatywów,schowanych w kartonowym pudełku i zapomnianych przez lata. Niektóre zdjęcia ujrzały światło dzienne po raz pierwszy – tak było też w wypadku tej fotografii z wyspą. Negatyw prawie nie był porysowany, klisza z tym obrazkiem nie znalazła się w powiększalniku ani razu.

Teraz już prawie nikt nie używa powiększalników, nie to co kiedyś. Pamiętam, jak urządzałem swoją domową ciemnię w łazience: kuwety z wywoływaczem, przerywaczem i utrwalaczem, pincety z szerokimi gumowymi końcówkami, zapach chemii, czerwona lampa i serce pracowni: powiększalnik. Później, gdy zrezygnowałem z samodzielnego robienia odbitek, zastanawiałem się, czy nie wyrzucić sprzętu na śmietnik, ale zwyciężył sentyment – powiększalnik od lat kurzy się gdzieś na strychu. Pewnie bym go nie znalazł, nawet gdybym chciał.

Teraz nie potrzebowałem powiększalnika. Czasy się zmieniły. Wystarczyło zeskanować negatyw, zgrać plik na gwizdek i pójść do minilabu. Po dwudziestu minutach miałem gotowe zdjęcie. Ojciec nacisnął spust migawki kilkadziesiąt lat temu. Kilkadziesiąt lat i dwadzieścia minut…

Doskonale pamiętam tamten dzień: jesień, wczesny ranek, oślepiające słońce i chłodny wschodni wiatr. Ojciec kucnął przy mnie, by w kadrze znalazła się perspektywa – jezioro, woda aż po horyzont i wyspa. Na fotografii mam na sobie ciepłą, wełnianą, dwurzędową kurtkę oraz czapkę z krótkim, zawiniętym do góry daszkiem i nausznikami zawiązanymi pod brodą. Klęczę na brzegu i rozrzucam żwir łopatką o długim trzonku.

Prosiłem ojca, by zrobił mi takie właśnie zdjęcie – w ruchu, jak pracuję, a rozrzucany przeze mnie chrzęszczący żwir leci na wszystkie strony. Powiedział mi wówczas, że nie można zrobić takiego zdjęcia. Że obraz na fotografii jest statyczny, nieruchomy. Dzisiaj wiem, że się mylił, ale wtedy mu uwierzyłem. Usiadłem, odłożyłem łopatkę i patrzyłem w napięciu w obiektyw, trzymając ręce na kolanach i nerwowo skubiąc brzeg kurtki.

Pamiętam z tamtego dnia coś jeszcze. Gdy byliśmy z tatą nad jeziorem, przyszła do nas moja matka. Ojciec zauważył ją z daleka. Zrobił mi zdjęcie, wstał i pobiegł do niej. Wtedy dostrzegłem nieznajomego. Ktoś stał na brzegu i uważnie na mnie patrzył. Coś niezwykłego było w tym człowieku. Wyczułem to od razu.

Widząc, że zostałem sam, nieznajomy podszedł do mnie i spoglądając co chwila w stronę rodziców, o coś zapytał. Nie pamiętam jego pytania ani twarzy.

Może to nie było pytanie, ale coś innego. Może zdanie o pogodzie lub żart z mojej łopatki. Mniejsza o to. Najważniejsze, co wtedy poczułem. Gdy się zbliżył, odniosłem wrażenie, że chłodny wiatr ustał – ten człowiek promieniował ciepłem, które objęło mnie ze wszystkich stron. To było niezwykłe uczucie. Trwało zaledwie kilka, kilkanaście sekund.

Rodzice byli coraz bliżej. Nieznajomy pożegnał się i poszedł brzegiem w kierunku wschodzącego słońca.

– Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi – powiedział tata surowo, patrząc za odchodzącym mężczyzną.

A mama wzięła mnie na ręce i mocno przytuliła. Dawno jej nie widziałem, długo była poza domem. Często wyjeżdżała.

Mężczyzna pije łyk wina.

Kiwa z uznaniem głową – jego przyjaciel zna się na rzeczy, winiarz co się zowie.

Siedzi przez jakiś czas pochylony nad zdjęciem. Potem wstaje i podchodzi do dużego okna zajmującego niemal całą ścianę przestronnego salonu. Rozciąga się z niego ładny widok na elegancką dzielnicę, do której fotograf niedawno się przeprowadził.

Stoi z kieliszkiem w ręku i patrzy zadumany na swoje miasto. Lubi je. Jest dla niego w sam raz – nie za duże, nie za małe. Idealne.

W domu naprzeciw światło pali się tylko w jednym oknie. Dokładnie na wysokości apartamentu fotografa. Bursztynowe okno. Przez sekundę mężczyźnie zdaje się, że widzi w nim swoją żonę.

To z pewnością przywidzenie, myśli. Tam jej nie ma. Co by miała robić w tamtym mieszkaniu? Nie znamy nikogo z domu naprzeciw.

Wczoraj żona zarzuciła mu, że uprawia straszny zawód. Zrobiła to niechcący, jakby mimo woli. Później próbowała się wytłumaczyć, ale zareagował gwałtownie. Pokłócili się.

Mam ten negatyw od lat! Czemu coś się ma zmieniać? Znowu zadał sobie pytanie, które wracało do niego niczym bumerang. Skąd to uczucie?

Od kiedy po raz pierwszy zobaczył tę kliszę, czuje niepokój. Wszędzie zauważa miejsca, w których kiedyś mieszkał lub bywał. Tak jakby w aparacie zaciął się film i wszystkie te miejsca naświetliły się na jednej klatce. Na tym obrazku z przeszłości.

Pojedź tam, słyszy słowa zachęty, wydobywające się z zakamarków pamięci, która niczym naświetlony papier fotograficzny nagle wskrzesiła dawno nieistniejące obrazy.

Z każdym dniem głos ten staje się coraz donośniejszy i bardziej stanowczy: Jedź, musisz tam pojechać!

Ale on stawia mu opór. Nie znosi, gdy ktoś narzuca mu coś lub wręcz rozkazuje. Nie lubi też, kiedy ktoś się z niego śmieje.

Mężczyzna wraca do biurka.

Znów przygląda się dziecku na fotografii i czuje niepokój.

Może dlatego, że jest podobne do moich dzieci? – zastanawia się. Przerażająco podobne. A przecież ludzie uznają to za coś pozytywnego, miłego. Jego to przeraża.

Nagle odnosi wrażenie, że chłopiec nie patrzy prosto w obiektyw. Myli się? Oczywiście! To tylko złudzenie! Pochyla się nisko nad fotografią.

Moje spojrzenie widocznie kierowało się gdzieś dalej, nie patrzyłem na ojca, podsumowuje.

Dolewa sobie wina.

Córka dawno śpi. Jej starsza siostra za kilka dni ma wrócić z kolonii. Fotograf cieszy się na jej powrót. Stęsknił się za nią. Pewnego razu zapytała go, po co robi tyle zdjęć i dlaczego kiedyś nie wziął jej na ważną wystawę.

– Bo to nie są zdjęcia dla dzieci – odparł wówczas. – Gdy dorośniesz, wszystko zrozumiesz. Mam nadzieję. – Pogłaskał córkę po głowie.

– Kupisz mi balonik, gdy pójdziemy do zoo? – Zajrzała mu w oczy, już nie pamiętając poprzedniego pytania.

– Jasne, skarbie.

– Jesteś najwspanialszym tatusiem na świecie. – Przytuliła się mocno do ojca.

Córka często tak do niego mówi. Czuje się wtedy zakłopotany – w swoim przekonaniu nie jest najwspanialszym ojcem. Ale co o nim może wiedzieć dziecko, skoro nawet w swoim przekonaniu żona niewiele wie o przeszłości swojego męża?

Mężczyzna wstaje i znów podchodzi do okna. Dotyka otwartą dłonią szyby, błądząc wzrokiem po oknach domu naprzeciw. W myślach zakłada się ze sobą: jeśli zaraz zacznie padać, pojadę tam. Widząc, że księżyc znika za chmurą, natychmiast cofa postanowienie. Na parapet spadają pierwsze krople, zrywa się gwałtowny wiatr.

– Deszcz był do przewidzenia – mówi cicho. – To bez sensu. Pojadę tam, jeśli zaraz przejedzie naszą ulicą motocyklista.

Czeka w napięciu.

Deszcz powoli ustaje. Na niebie znów świeci księżyc. Woda zaczyna parować i osiedle spowija mgła. Mężczyzna wciąż czeka. Trwa w bezruchu przez kilkadziesiąt minut. W tym czasie ulicą przejechało sześć samochodów.

Znużony wraca do biurka. Znowu patrzy na zdjęcie.

Mija kolejna godzina. Z półsnu wyrywa go odgłos silnika, najpierw ledwie słyszalny, ale z każdą sekundą coraz bardziej wyraźny, aż wreszcie zza rogu ulicy wyjeżdża motocyklista.

Fotograf szuka w kieszeni telefonu, nie ma go pod ręką. Rozgląda się zniecierpliwiony – dostrzega go na szklanym stoliku obok pilotów. Podchodzi i widzi, że komórka jest rozładowana. Podłącza ładowarkę.

Dzwoni do żony.

Gdy zaczynają rozmawiać, bursztynowe światło w oknie naprzeciwko gaśnie.

– Stało się coś bardzo ważnego – mówi. – Muszę wyjechać. To pilne. Wróć, proszę, jak najszybciej do domu.

Do jeziora można było dojechać tylko pociągiem. Mężczyzna nie przepadał za pociągami, ale nie miał wyboru.

Kiedyś lubił podróżować koleją. Każdy wyjazd był dla niego jak łyk świeżego powietrza, jak wciągnięcie żagla na maszt. Obecnie to się zmieniło. Teraz pociągi go męczyły. Stały się dla niego zbyt wolne.

Miał przed sobą nocną podróż – kilka godzin w luksusowym przedziale wagonu sypialnego. Zamierzał od razu się położyć i całą drogę przespać.

Na dworcu było ciemno i nieprzyjemnie. Chłodny, brudny, pusty, wyglądał niczym przyczajony zbój. Fotograf nigdy przedtem nie poznał go od tej strony. To nie był dworzec, do którego przywykł. Poczuł się nieswojo. Tak się zdarza, gdy znane sobie miejsce odwiedzasz o nietypowej porze.

Pociąg już czekał na peronie. Mężczyzna postawił kołnierz, nasunął kapelusz na oczy i zdecydowanym krokiem ruszył w jego kierunku.

Przy wejściu do wagonu czuwał senny konduktor. W ciemnościach prawie nie było widać jego twarzy. Fotograf nie przyglądał mu się. Pokazał bilet i szybko wszedł do środka. Gdy spojrzał w perspektywę wąskiego korytarza, zobaczył, że drzwi do wszystkich przedziałów, oprócz jednego, są zamknięte.

To pewnie mój, domyślił się, ciągnąc elegancką walizkę. Wygląda na to, że reszta pasażerów śpi.

W otwartym przedziale oba łóżka zastał pościelone.

Spojrzał na bilet, wszystko się zgadzało: jedno z tych miejsc było jego.

Więc nie będę jechał sam – pomyślał i zmartwił się.

W drodze na dworzec miał nadzieję, że podróż odbędzie, bez współpasażera. Nieraz już jechał sam w przedziale. Nawet na długich trasach.

Kto to może być? – myślał, patrząc na zegarek.

Do odjazdu pozostawało zaledwie siedem minut. Jego współpasażer najwyraźniej się nie spieszył.

Fotograf podniósł roletę i patrzył przez okno na ciemny, wyludniony peron.

Może jednak nie przyjdzie? – pomyślał z nadzieją. Może zrezygnował z wyjazdu? Albo nie zdążył na metro lub w taksówce stoi w korku? W sumie nie jest trudno spóźnić się na pociąg. Wystarczy kilka minut i miasto nie wypuści potencjalnego pasażera.

Czas płynął, a mężczyzna się denerwował. Nikt nie przychodził, ale skład wciąż stał przy peronie i wszystko się mogło jeszcze wydarzyć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: