Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zaginiony szmaragd - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Czerwiec 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zaginiony szmaragd - ebook

Christine Pearson kiedyś sporządziła listę stu marzeń i do tej pory żadnego nie zrealizowała. Teraz jedzie na weekend do Las Vegas, by tam spełnić choć jedno. W kasynie poznaje Travisa Caina, który proponuje, że zostanie jej przewodnikiem po Vegas. Zafascynowana spędza z nim noc. Nie wie, że Travis wykorzystał ją, by ukryć drogocenny szmaragd przed złodziejami…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-2093-4
Rozmiar pliku: 785 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

W ciemnym kasynie migotały neonowe światła. Zimne powietrze wypełniał tytoniowy dym i woń słodkich drinków. Z głośników na cały regulator nadawano Franka Sinatrę.

Więc tak wygląda piekło. Travis Cain automatycznie lustrował salę, chociaż nie spodziewał się nagłych ruchów ze strony stałych bywalców. Większość z zamglonymi oczyma siedziała przy stołach i przed automatami, czekając na coś… na cokolwiek.

– Mógłbym teraz robić co innego – mruknął.

– To prawda. – Jego przyjaciel Aron skinął głową nad owocowym drinkiem. – Ale jak często masz szansę zarabiać, jedynie siedząc.

Łatwo było mówić Aronowi, ale Travis nigdy nie mógł usiedzieć.

– Wiesz, co mógłbym robić? Skakać w wingsuit^() w Alpach.

– Jak byś miał tyle forsy, żeby polecieć do Szwajcarii – powiedział Aron i dał znak krupierowi blackjacka, prosząc o kolejną kartę.

– Surfować na Tasmanii. – Travis uśmiechnął się na myśl o błękitnej wodzie.

– Już to robiłeś. – Aron westchnął, kiedy przegrał partię. – Nigdy się nie powtarzaj.

– Widziałem coś o skokach na bungee. – Skakał już, więc nie było to wielkie wyzwanie, ale lepsze od siedzenia w kasynie.

– Stary, to jest Las Vegas. Po co masz to robić, skoro wszystko masz pod nosem? Rozrywka. Tanie drinki. Zabiegi w spa.

Spa? Mówił poważnie? Travis zerknął na dłoń przyjaciela i zauważył wypielęgnowane paznokcie. Spojrzał na Arona z przerażeniem i zauważył wszystko, począwszy od długich blond włosów po zadbaną bródkę. Kiedyś Aron miał ręce pokryte ziemią od poszukiwania skarbów, a teraz chodzi na manicure?

– Co się z tobą stało? Nie chcesz przygód?

– Potrzebuję komfortu. Od chwili, kiedy spłynęliśmy kajakiem z wodospadu. – Aron zamknął oczy i wzdrygnął się na to wspomnienie. – Głupota.

To cud, że przeżyli.

– Zestarzałeś się. Zrobiłeś się ostrożny. Ożeniłeś się.

– Zmieniły mi się priorytety i wiem, czego naprawdę chcę w życiu – poprawił go Aron. – Mam większe marzenia.

Większe? Travis chciał parsknąć. Raczej bezpieczniejsze. Jego przyjaciel teraz dawał upust swej brawurze w hazardzie. Niestety, okazał się w tym dobry.

– Poczekaj, aż się ożenisz – Aron dał znak krupierowi, prosząc o kartę – a dowiesz się, o co mi chodzi.

– Nigdy. – Kobiety chciały od niego tylko jedno: dobrej historyjki do opowiadania przyjaciółkom. Skok w bok, wakacyjna przygoda; nie przeszkadzało mu to.

Tylko te najodważniejsze starały się, żeby związek trwał dłużej. Miał ich kilka w przeszłości i próbował żyć w jednym miejscu z jedną kobietą. Okazał się okropny. Nic dziwnego.

Jego byłe szybko orientowały się, że nie da się go udomowić. Starały się. Chciały, żeby wprowadził ekscytację i przygodę do codziennego porządku, ale jednocześnie odrzucały chaos w życiu. Jego niespożyta energia traciła urok, a wręcz irytowała.

– Travis? – Aron uderzył go lekko w ramię. – Słuchasz mnie?

Nienawidził siedzieć w bezruchu. Wtedy myślał tylko o błędach i o tym, czego żałował.

– Nie, ale pozwól, że zgadnę. Nie ufasz ochronie hotelowej.

– Po tym, co się wydarzyło w Rio? Nie. Złodzieje przeczesali mój pokój i prawie znaleźli szmaragd. Dobrze, że miałem go przy sobie tamtej nocy.

Taki sam problem dotyczył wszystkich kolegów, którzy się ustatkowali, pomyślał Travis, popijając piwo z butelki. Może im zazdrościł, że znaleźli współtowarzyszkę życia, ale ustatkowanie się oznaczało jednostajność. Te same rozmowy. To samo opowiadanie przygód. Koledzy byli z tego zadowoleni, ale on potrzebował więcej historii do opowiadania.

To tylko kwestia czasu, zanim Aron zacznie opowiadać o szmaragdzie upchniętym w kieszeni Travisa. Jak wygrał go od bezwzględnego faceta o nazwisku Hoffmann przed trzema laty. Aron wspomniał już o tym, kiedy zadzwonił do Travisa z prośbą o wsparcie. Aron był w Las Vegas na turnieju pokerowym i używał szmaragdu jako dodatkowego zabezpieczenia. Niestety, pozostali gracze niekoniecznie przestrzegali prawa.

– A jednak nadal chcesz z nimi grać w pokera – mruknął Travis. – Jeżeli włamanie jest dla nich na porządku dziennym, to coś mi podpowiada, że nic ich nie powstrzyma przed oszukiwaniem.

– Nie ma dowodów, że Hoffmann czy którykolwiek z uczestników stali za tym.

– Racja – zakpił Travis. – To przypadek, że dochodzi do włamania, kiedy grasz z nimi o dużą stawkę.

– Szmaragd wyjmowany jest z sejfu, tylko gdy gram o duże stawki. Szmaragd, który masz w kieszeni, to moje zabezpieczenie.

– I twój talizman – dodał Travis. Przesądna natura Arona sprawiła im tylko więcej problemów.

– To też. – Aron zamyślił się. – Gdybym go nie miał, kiedy uciekaliśmy z tej wioski nad Amazonką…

Travis przewrócił oczami. Dlaczego jego przyjaciel tak bardzo ufał kamieniowi?

– To i tak ja bym ciebie uratował.

– Tak, ale czy jeszcze byłbym w całości? Nie wiadomo. – Aron wyprostował się. – W każdym razie miałem przy sobie szmaragd, gdy było to ważne. Miałem go, gdy poznałem Dianę.

– Miałem go, kiedy się z nią ożeniłem – dokończył Travis za przyjaciela. – Dziwię się, że nie dodałeś go do jej pierścionka zaręczynowego.

– Według niej szmaragd w pierścionku zaręczynowym to pech.

– No, to nie można.

– Racja. Ale kiedy wygram tę partię pokera, to kupię jej coś ładnego. Widziałem na wystawie naszyjnik…

Travis uniósł butelkę z piwem i zamarł, kiedy zobaczył kobietę, która weszła do kasyna. Ubrana w obcisłą niebieską sukienkę i szpilki wyróżniała się pośród T-shirtów i dżinsów. Leniwie powiódł wzrokiem po jej ciele. Zreflektował się, kiedy zobaczył, co ma w ręku. Zamiast markowej torebki albo małej torby podróżnej trzymała wiekowy plecak.

Powoli odstawił piwo. Narastała w nim ciekawość. Spojrzał na jej twarz i poczuł w sercu gwałtowne poruszenie. Miała naturalną urodę. Nie potrzebowała mocnego makijażu.

Kobieta odgarnęła do tyłu włosy. Jej sukienka naciągnęła się przy tym ruchu, podkreślając łagodne krągłości. Ścisnęło go w dołku, kiedy zobaczył długie, nagie nogi. Założyłby się, że są gładkie jak jedwab. Ciepłe i silne. Zastanawiał się, jak by to było, gdyby go ciasno nimi oplotła.

– Nie należy do twojej ligi – odezwał się Aron.

To prawda, ale Travis nie musiał ignorować tej kobiety.

– Diana jest spoza twojej ligi, a patrz, co się stało – odparł szorstko.

– Diana jest inna. A ta kobieta? Wysokie koszty utrzymania. Takie kobiety cały czas widuję w kasynach. Widzisz, jak jest ubrana? Jak nie pasuje do innych? Poluje na nadzianego gościa.

Travis pokręcił głową i odprowadził wzrokiem kobietę wzdłuż rzędu automatów. Wnosiła świeże powietrze do tego kiczowatego kasyna. Rozglądała się i obserwowała wszystko. Rozpoznał to spojrzenie. Była gotowa na cokolwiek.

– Nie, ona szuka ekscytacji.

Ale jakiej? Plecak sugerował przygodę, ale nie wydawał się naturalny. Jej buty krzyczały, że szuka zabawy, ale obciągała sukienkę, jakby się wstydziła, że jest taka krótka.

– Szuka wytwornego życia – poprawił Aron. – Finansowego bezpieczeństwa. Dwóch rzeczy, których nie masz.

– Dostanę grubą kasę za opiekę nad szmaragdem – przypomniał koledze. Zrobiłby to za darmo, żeby mu pomóc, ale Aron nalegał. To był jedyny powód, dla którego Travis odwiedził miejsce takie jak Las Vegas.

– Którą wydasz na wspinaczkę na wulkany w Indonezji. Strata pieniędzy, moim zdaniem.

Travis niechętnie odwrócił wzrok od kobiety.

– Mówisz tak, bo też chcesz jechać. Diana ci nie pozwoli, co?

– Ona się o mnie martwi – odparł z uśmiechem Aron. – A mi się to podoba.

Travis zmarszczył czoło. Już długo nikt się o niego nie martwił. Kiedyś tak wolał. Wychowała go matka, która widziała niebezpieczeństwo za każdym rogiem, a on chciał swobody. Lecz myśl o ukochanej, która dba o niego, nie była aż tak przytłaczająca.

– Wiesz – mówił Aron – gdybyś przestał wydawać na przygody, a zaczął inwestować, mógłbyś żyć wygodnie.

Znowu to słowo. Wygodnie. To pułapka. Jak jest ci wygodnie, to boisz się ryzykować. Bronisz tego, co masz, zamiast szukać tego, czego chcesz.

– Miałbyś nawet szansę z taką kobietą.

– Mogę ją mieć teraz – oznajmił Travis, ignorując wybuch śmiechu Arona i szukając wzrokiem brunetki w mrocznym kasynie. Zwrócił uwagę na dwóch mężczyzn przy automatach wrzutowych. Nie było ich wcześniej. Zauważył, że gra tylko jeden z nich. Ten wysoki siedział bez słowa, całkowicie pochłonięty stołem do blackjacka. Garnitury nie ukrywały ich zwalistych figur.

– Aron, widzisz tych dwóch przy automatach? – spytał Travis, nawiązując krótki kontakt wzrokowy z facetem o bladoniebieskich oczach. – Coś się święci. Siedzą tak, żeby patrzeć wprost na nas. Założysz się, że szukają szmaragdu?

Aron upił długi łyk, rzucając od niechcenia spojrzenie na automaty.

– Masz paranoję.

– Wyglądają znajomo? – zapytał Travis, odczuwając mrowienie. – Widziałeś ich, jak splądrowano twój pokój w Rio? Mogli się wmieszać w tłum, ale nie pasują do tej klienteli.

– My też nie.

– Właśnie. – Pokerzyści grający o wysokie stawki celowo wybierali podłe kasyna, żeby zapewnić sobie dyskrecję i prywatność.

– Ci należą do ochrony Hoffmanna.

– Jak bogaci są ci kolesie od pokera, że potrzebują ochrony?

– Bardzo. Chociaż pod określeniem ochrona kryją się egzekutorzy.

– Wspaniale.

– Ten z krzywym nosem to Pitts. A wysoki to Underwood.

– Naprawdę musisz się nauczyć definicji kumpla – stwierdził Travis. – Kumpel nie będzie kazał cię śledzić. Zdaje się, że jesteś obserwowany.

– To znaczy, my jesteśmy – poprawił Aron.

– Myślisz, że oni pracują na własny rachunek, czy mają szefa?

– Hoffmann stara się odzyskać szmaragd. Mówi, że to pamiątka rodzinna. Robi się zdesperowany, a ostatnio miał pecha.

– Więc jeśli go nie wygra, to jego goryle znajdą go, jak będziesz grał.

– Za bardzo się afiszujemy, że jesteśmy przyjaciółmi – powiedział Aron. – Jak przetrząsną mój pokój i nie znajdą szmaragdu, przeszukają twój.

– Dlaczego mój? To ty masz klejnot.

– Proces eliminacji. Jak nie będę go miał ani przy sobie, ani w pokoju, to poszukają u mojego najbliższego kumpla.

– Pora się rozdzielić – mruknął Travis. – Napisz, jak będziesz mnie potrzebował.

– Pójdą za tobą – wnioskował Aron. – Musisz ich zmylić. Jak to zrobisz? Jesteś sam i nie grasz. Dużo się dzieje w Vegas, ale będziesz się rzucał w oczy.

To prawda. Musiał się wtopić w grupę. Niestety większość gości tutaj to starsi ludzie. Mógł się dołączyć do jakiegoś wieczoru kawalerskiego. Poszukać grupy biznesmenów na konferencji. Travis rozejrzał się i jego wzrok padł na brunetkę w niebieskiej sukience.

Przyszedł mu do głowy pomysł. Wstał. Zapomnij o bandzie pijanych kolesiów, powiedział sobie. Wiedział dokładnie, jak chciał spędzić ten weekend.

– Będę z tą brunetką.

Aron parsknął.

– Z nią? W życiu.

– Jak możesz tak mówić? Mam twój szmaragd – odparł Travis. Kamień nagle wydał się ciężki w kieszeni na piersi marynarki.

Aron zaśmiał się.

– Ten szmaragd przynosi szczęście, ale nie czyni cudów. Przekonasz się wkrótce.

Nigdy więcej nie posłucham Jill, pomyślała Christine Pearson, obciągając rąbek sukienki. Jej przyjaciółka nalegała na ten dziwaczny strój, twierdząc, że wtopi się w tłum. Czy Jill sądziła, że zamieszka w Bellagio czy w podobnym hotelu?

Christine zrobiła krok naprzód i poczuła, jak sukienka podjeżdża jej po udzie. Próbowała ją obciągnąć, gdy szła, ale nie przywykła do wysokich obcasów. Omal się nie potknęła.

Powinna zostać w domu. Ta myśl towarzyszyła jej, gdy wysiadła na lotnisku McCarran.

W chwili, gdy zobaczyła swoje odbicie w lustrze w łazience, wiedziała, że plan się nie powiedzie. Taka sukienka nie była w jej stylu. Nie było sensu udawać. Przynajmniej nikt z Cedar Valley nie zobaczy, jak wychodzi na idiotkę.

Zamknęła oczy, ale dzwonki i melodyjki z automatów przeszkadzały jej. Wzięła głęboki oddech i zaciągnęła się dymem. Skoro już tu jesteś, możesz wykorzystać ten weekend.

Otworzyła oczy i oślepiły ją migające światła w ciemnym kasynie. Pora się skupić. Odrzuciła włosy do tyłu i spróbowała sobie przypomnieć, co ma do zrobienia. Westchnęła z obrzydzeniem. Już pierwsza wskazówka wystarczyła, żeby stwierdzić, że plan nie wypali. Kto sporządził listę na szalony weekend?

Okazało się, że gdzieś po drodze straciła szalonego ducha. Uświadomiła to sobie, dopiero kiedy odnalazła listę marzeń, którą napisała po skończeniu osiemnastu lat. Pożałowała tego. Na liście znajdował się każdy naiwny, dziwaczny i niepraktyczny cel.

A jednak, po dziesięciu latach nie zrealizowała żadnego z nich. Gdzie się podziały te wszystkie lata? Czy to możliwe, że tak bardzo się zmieniła?

Ruszyła przed siebie i zatrzymała się nagle, szukając odpowiedzi na to pytanie. Czy jest za późno, by zrealizować listę? Czy powinna zrezygnować i iść dalej?

Nie. Gdyby była inną osobą, to widok tej listy tak bardzo by jej nie zabolał. Zaśmiałaby się i wyrzuciła ją. A ona się jej nauczyła na pamięć i ruszyła do dzieła. Przyszła pora, by odnalazła w sobie pierwiastek szaleństwa i była dzielna, jak zawsze chciała. Rozpoczęła od weekendu w Las Vegas.

Szła wzdłuż rzędu staromodnych automatów. Zatrzymała się, wydobyła z plecaka nowiutki banknot dolarowy i wsunęła go do maszyny. Pociągnęła za dźwignię, ale nie poczuła przypływu emocji, gdy rząd symboli zawirował i zatrzymał się. Przegrała.

Nic dziwnego. Lecz to było marzenie numer czterdzieści trzy: wygrać pieniądze. Wiedziała, dlaczego zapisała je przed dziesięciu laty. Wtedy miała wielkie marzenia i kiepsko opłacaną sezonową pracę w banku. Teraz była tam kierowniczką.

Zgarbiła się. Nie taki był plan. Chciała się wydostać z Cedar Valley i odnaleźć pasję. Nic z tego jej się nie udało. Gorzej, niczego nie mogła skreślić z pierwotnej listy. Jej osiemnastoletnie ja będzie zrozpaczone.

Jej dwudziestoośmioletnie ja też nie było tym zachwycone.

Lecz zmieni to. Wystarczy, że odhaczy jedną rzecz. Mogła to zrobić w Vegas, gdzie nikt jej nie będzie osądzać ani powstrzymywać.

Christine usiadła obok automatu. A może tak numer dziewiętnaście? Wspiąć się na Mount Rainier. Tak, to w stanie Waszyngton, a ona była w Nevadzie. Może numer osiem? Tatuaż. Nie. Christine natychmiast odrzuciła ten pomysł. Zbyt definitywny. Musiała stawiać małe kroki.

Sięgnęła do plecaka po kolejnego dolara. Kątem oka dostrzegła ruch. Alejką między automatami szedł mężczyzna.

O rany! Był wysoki i szczupły. Jego pewność siebie hipnotyzowała ją. Przeniosła wzrok z jego zdartych butów i silnych nóg w wyblakłych dżinsach na ciemną marynarkę, szerokie ramiona i białą koszulę na muskularnej piersi.

Christine nie mogła oderwać od niego wzroku. Miała ochotę zatopić dłonie w jego ciemnych, nieokiełznanych włosach, a potem przebiec palcami po jego wysokich policzkach i kwadratowej szczęce, rowkach po obu stronach ust i zmarszczkach odchodzących z kącików oczu.

Mężczyzna uśmiechnął się, a jej oddech uwiązł w gardle. Wezbrało w niej podniecenie, grożąc wybuchem. Powoli spojrzała przez ramię, zastanawiając się, czy on uśmiecha się do ślicznej kelnerki, czy do egzotycznej tancerki. Nikogo za nią nie było.

Zmarszczyła brwi i odwróciła się z powrotem. Przystojny nieznajomy stał przed nią. Uśmiechał się promiennie, a biel zębów lśniła przy złotobrązowej karnacji. Był tak wysoki, że Christine musiała odchylić głowę, by spojrzeć mu w oczy.

– Masz tyle gier do wyboru, a decydujesz się na automaty? – Szorstki głos mężczyzny wywołał w niej dreszcz. – Gdzie tu wyzwanie?

Dlaczego to zabrzmiało jak metafora jej życia? Christine ostrożnie odwzajemniła uśmiech.

– To nie wymaga żadnych umiejętności.

– To też najprostszy sposób, żeby stracić pieniądze. – Oparł się o automat. – Masz małe szanse.

– To mnie nie dziwi. – Nerwowo poprawiła się na krześle i poczuła, jak krótka sukienka podjeżdża do góry. – Nie sądzę, by kasyno oferowało pewną wygraną.

– To zależy, czego szukasz.

Christine zauważyła błysk zainteresowania w jego oczach. Wciągnęła powietrze i poczuła, że się rumieni.

Nie, nie, nie. Nie powinna o tym myśleć. On z nią tylko rozmawia. Nie flirtuje. Nie sugeruje, że jest gotowy. Tak sobie tylko marzyła.

W każdym razie gorący seks nie był na jej liście. Żadnych jednorazowych numerków ani przygód. Jednak pozwoliła sobie zmierzyć go wzrokiem. Powinnam była umieścić coś związanego z seksem na swojej liście marzeń, pomyślała, przygryzając wargę. Fantazję, od której ziemia by się zatrzęsła. W zasadzie nie było powodu, by nie dodać tego seksownego obcego do swojej listy.

– Jestem Christine. – Wyciągnęła rękę.

Ujął ją wielką, twardą dłonią. Był silny i męski. Miała nadzieję, że nie wyczuł jej szalejącego tętna.

– Travis.

Cześć, Travis. Inaczej numer sto jeden: weekendowy flirt.

Zamarła, kiedy te słowa zrodziły się w jej głowie. Sto jeden. To błąd. Jak może dodawać go do listy, kiedy jeszcze niczego nie skreśliła? Czy próbowała sabotować własne cele, gdy zaczął się urlop?

Niechętnie wycofała rękę z jego uścisku. Natychmiast zatęskniła za jego ciepłem.

Nie zamierzała rezygnować ze swojej listy. Szczególnie nie z jakimś mężczyzną. Nie mogła znowu na to pozwolić.ROZDZIAŁ DRUGI

Travisa zdziwiło wycofanie się Christine. W jednej chwili widział błysk w jej oczach, a zaraz potem rezerwę. Jakby spojrzała na niego i uznała, że to nie jest najlepszy pomysł.

Nie pierwszy raz go to spotkało. Grzeczne dziewczynki i prawdziwe damy trzymały się na dystans… chyba że chciały się dobrze zabawić. Decydowały się na niego jako wakacyjną odskocznię od prawdziwego życia albo z powodu błędnego osądu.

Poczuł lekkie rozczarowanie, że Christine się nim nie zainteresowała. Podobało mu się to, jak na niego patrzyła; z mieszanką podniecenia i niepokoju; oczekiwania i wątpliwości. Znał to uczucie – doświadczał go za każdym razem, kiedy miał rozpocząć wielką przygodę.

Schlebiało mu to, że jest dla kogoś przygodą. I chciał dojrzeć w jej oczach ten grzeszny ognik, obietnicę czegoś specjalnego. Nie miało to związku z jego celem, by harmonizować, a raczej, by zgłębić to szaleństwo, jakie w niej dostrzegał.

Travis wiedział, że musi być ostrożny w swoich dążeniach. Zrozumiał, że Christine nie jest tak śmiała, jak się z pozoru wydawała. Mimo seksownej sukienki i pragnienia przygody w brązowych oczach była spokojna i pełna rezerwy.

Powinien to zauważyć, kiedy lustrowała kasyno, ale nie przywykł do ostrożnych kobiet. Ta najpierw obserwowała, a potem działała.

Była to kobieta, która rozważała za i przeciw. Widziała potencjalne problemy, zanim dostrzegała możliwości. Pamiętał, jak jego babka tak postępowała, a on zawsze robił na odwrót. Jego sposób myślenia sprawdzał się, bo większość ludzi spotykanych podczas podroży była impulsywna, gotowa szaleć przed powrotem do realnego życia.

– Co cię sprowadza do Vegas? – spytał Travis. Grała na automatach bez wyraźnego zainteresowania, ale przysiadła na złotym krześle, jakby czekała, aż wydarzy się coś cudownego.

Christine była zagadką. Travis czuł, że tętni w nim zainteresowanie. Normalnie odczuwał je, gdy wkraczał na terytorium nieujęte na mapach, ale wtedy wiedział, że to się opłaci. Christine tego nie gwarantowała, ale stanowiła wyzwanie, którego szukał w Vegas.

Przechyliła głowę.

– Dlaczego uważasz, że nie jestem stąd?

Od czego powinien zacząć? Jej strój nie pasował do kasyna, a ktoś z Vegas wiedziałby o tym. Ubrała się bardziej jak do nocnego klubu. Widział też, że pustynne słońce nie tknęło jej skóry. Wyobraził sobie, jak jest jedwabista w dotyku.

Poza tym ciągnęła ze sobą torbę z nalepką linii lotniczych. Wzruszył ramionami.

– Zgadłem.

– Mieszkasz tu? – zapytała, przyglądając mu się dłużej. – Dlatego wiesz?

– Nie, nie mam domu. – Kiedy w dzieciństwie czuł się w domu uwięziony, zdecydował, że nie chce mieć stałego adresu. Przez ostatnie kilka miesięcy mieszkał wszędzie, począwszy od szałasu w Belize, po pickup na Route 66. Po drodze zarabiał nieźle. Kiedy się czegoś nauczył, przekazywał to turystom; uczył ich surfować albo przeprowadzał przez dżunglę. – Nie potrzebuję.

– Chyba nie rozumiem – zdziwiła się Christine. – Ruszasz dalej, gdy masz na to ochotę?

Skinął głową. Ona najwyraźniej nie pojmowała tego rodzaju wolności, ale nie wiedział, czy mu zazdrości, czy jest przerażona.

– Wygoda i podniecenie nie idą w parze – dodał.

Pochyliła głowę, a długie włosy spadły jej na twarz jak woalka.

– Masz rację; nie idą.

Christine mówiła tak cicho, że prawie jej nie słyszał pośród odgłosów maszyn i wybuchów śmiechu. Jednak dosłyszał żal w jej głosie. Wyprostowała ramiona i uniosła brodę.

– Jak znajdziesz wygodne miejsce, to nie robi się większe – powiedziała, zakładając włosy za ucho. – Robi się coraz mniejsze, aż czujesz się jak w klatce.

– Właśnie. – Dlatego Travis nie zostawał w jednym miejscu dłużej niż miesiąc. Jednak były momenty, kiedy chciał mieć jakieś miejsce na własność, ale zaciskał zęby i ruszał dalej, aż to uczucie mijało. – Czasami trzeba życiem wstrząsnąć. Ty to robisz teraz.

– Wiesz to, jedynie patrząc na mnie? – Spojrzała na sukienkę odsłaniającą smukłe nogi, i natychmiast ją obciągnęła. – Co jeszcze wiesz?

Milczał. Przeważnie udawało mu się rozszyfrowywać ludzi. To pomagało przetrwać w trudnych sytuacjach. Miał wrażenie, że Christine stara się być kimś innym tu, w Vegas. Widział to w wielu innych miejscowościach turystycznych. To jak odgrywanie roli, wcielanie się w zupełnie inną albo ekscytującą osobę.

– To twój pierwszy raz w Vegas – zgadywał.

Christine zdziwiła się.

– To prawda – przyznała niechętnie. Rozejrzała się po kasynie, jakby się zastanawiała, skąd to wie.

– W ogóle pierwsza podróż dokądkolwiek? – spytał.

– Wcale nie – obruszyła się. – Potarła dłonią nagi obojczyk. – Cały czas podróżuję po świecie.

Travis w milczeniu pokiwał głową. Może nie pierwszy raz wyjechała z rodzinnego miasta, ale Vegas było najbardziej odległym miejscem. Tylko nie chciała, żeby o tym wiedział. Chciała uchodzić za bardziej wyrafinowaną i doświadczoną. Jak bardzo chciała się wpisać w tę rolę? Travis chętnie z nią w to zagra.

– Mam długi weekend i postanowiłam spróbować czegoś bliżej domu.

Nie kupił tej wymówki. Christine na pewno mierzyła coraz wyżej. Gdy osiągnęła jedno, sięgała po drugie. Travis nie wyobrażał sobie takiego życia.

– Czym się zajmujesz na co dzień? – zapytał. Zapewne pracowała przy biurku i zajmowała się liczbami. Chciałaby czegoś klimatyzowanego i niepodważalnego. Ale co powie jej alter ego? Czy wybierze coś kreatywnego czy niebezpiecznego? To, co wybierze, da mu wgląd w jej marzenia.

Christine wydęła wargi.

– A jak sądzisz?

Przyszła pora, by wstrząsnąć jej klatką. Sięgnął po jej dłoń.

– Chcesz mi przepowiedzieć przyszłość? – spytała, śmiejąc się nerwowo.

– Nie, ale wiele mogę powiedzieć o kimś, patrząc na dłonie. – Jej były delikatne. Paznokcie krótkie i niepomalowane. Nie miała obrączki ani żadnego śladu po niej. – Nie powiem, gdzie pracujesz. – Przesunął palcem po jej dłoni i zatrzymał na nadgarstku. Pod jego dotykiem jej puls przyspieszył. – Szukasz wyzwań. Robiłaś wszystko. Widziałaś wszystko.

Jej dłoń zadrżała, ale nie cofnęła jej.

– Mów dalej.

– Szukasz czegoś nowego.

Zabrała rękę.

– Dlaczego tak sądzisz?

Nie był pewien, dlaczego to powiedział. Coś nowego znaczyło, że kiedyś szukała przygód, ale popadła w rutynę. To nie było właściwe. Była zbyt ostrożna. Potrzebowała brawury, ale nie potrafiła się na nią zdobyć.

– Minęło trochę czasu, od kiedy czułaś w żyłach adrenalinę. – Bacznie się jej przyglądał. Oczekiwał po niej reakcji, sprostowania, ale twarz Christine nic nie zdradzała. – Vegas może być zbyt oswojone.

– Mówisz o mnie czy o sobie?

– Ty też potrafisz odczytywać ludzi? – droczył się.

– Nie, ale rozejrzałam się po kasynie, kiedy weszłam. Nie pasujemy do tego tłumu, więc ciekawi mnie, dlaczego ty tu jesteś. Drugi facet około trzydziestki to ten blondyn z brodą przy stole do blackjacka. Jesteś z nim?

Travis zamarł. Nie spodziewał się, że Christine jest taka spostrzegawcza. Jak udało jej się skojarzyć go z Aronem? Czy widziała, jak rozmawiali, czy może przeoczył jakiś szczegół?

– Tamten facet? – Mimochodem spojrzał w stronę kolegi. Ścisnęło go w dołku, gdy zobaczył, że Underwood i Pitts rozmawiają z Aronem. – Nie znałem go wcześniej. Podpowiadałem mu w grze, ale nie potrzebował tego.

Aron i Pitts spojrzeli na niego. Travis wiedział, że to nie jest dobry znak i nie nawiązał kontaktu wzrokowego z przyjacielem. Musiał się zdystansować od Arona, zanim się zorientują, że to on ma szmaragd.

Nie umiałby wytłumaczyć, dlaczego uznał, że Pitts i Underwood chcą skraść szmaragd. Po prostu to wiedział. Może dzięki instynktowi, który rozwinął przez lata. Albo dlatego, że ci dwaj kręcili się przy nich, kiedy ostatnim razem ktoś chciał skraść klejnot Arona.

Ten szmaragd był większy od innych, które znalazł z Aronem. Każdy pokerzysta chciałby go zdobyć, ale Hoffmann miał do niego bardziej emocjonalny stosunek, ponieważ była to rodzinna pamiątka.

– Dlaczego tu jesteś? – spytała. – Pracujesz tu?

Myśl o pracy w ciemnym pomieszczeniu pozbawionym okien zdawała się torturą. Travis zadrżał. Nienawidził wnętrz. Za bardzo przypominały mu dom.

– Nie. Jestem tu w interesach.

Christine spojrzała wątpiąco.

– Jesteś biznesmenem?

Travis pokręcił głową. Nikt w to nie uwierzy. Powinien wymyślić jakąś historię, żeby nie przyłapano go na kłamstwie. Ale dlaczego miał myśleć teraz naprzód? Zawsze wymyślał coś po drodze. Połowa zabawy polegała na tym, że nie wiedział, co powiedzieć ani jak wyjść z opałów.

– Większość tych ludzi to emeryci, którzy lubią hazard i ekspedycje.

– Rozumiem. – Jej oczy jakby straciły blask.

Znał to spojrzenie. Zawsze się z nim spotykał, gdy próbował znaleźć fundusze na następną ekspedycję.

– Nie jestem oszustem – podkreślił, kładąc dłoń na sercu. – Planuję przygody dla przyjaciół i przeprowadzam ich przez nie.

– Tak, to na pewno wielka różnica.

– Próbuję uzbierać pieniądze na następną wyprawę – dodał. Chciał, by się przed nim otworzyła, ale to on zdradzał jej wszystko. – Chcę się wspinać na wulkany w Indonezji.

– Nigdy tam nie byłam. Ale jak wejdziesz na jeden wulkan, to wszedłeś na wszystkie.

Travis zacisnął usta. Żaden alpinista nie powie czegoś takiego.

– Tak, po tym plecaku widzę, że masz doświadczenie we wspinaczce.

Pochyliła się i dotknęła plecaka, jakby się chciała upewnić, że jeszcze tam jest.

– Wszędzie go zabieram.

– Mimo to jest w doskonałym stanie – skomentował, opierając się wygodniej o automat. – Więc gdzie byłaś?

Zawahała się.

– Wszędzie, tylko nie tu.

– Hm… – Nie zdradzała mu żadnych informacji. Potrzebował nowej taktyki. Nie sądził, że ona chce być tajemnicza. Czy się obawiała, że przyłapie ją na kłamstwie? A może nie potrafiła mówić o sobie? – Jak długo zostajesz w Las Vegas?

– Tylko ten weekend.

W czterdzieści osiem godzin mógł w Vegas zrobić wiele. Zabawić się w ciuciubabkę z Underwoodem i Pittsem. Potrzebował jedynie kobiety u boku, która była gotowa na wszystko.

– Christine, najwyraźniej potrzebujesz przewodnika. Jestem do usług.

Och… Christine starała się zachować wyraz umiarkowanego zainteresowania na twarzy, gdy ogarnęło ją rozczarowanie. Więc o to w tym chodziło. Serce zabiło jej mocniej, kiedy się zorientowała, że Travis przemierzył kasyno, żeby ją poznać. Poczuła się jak ekscytująca kobieta, którą zawsze chciała się stać.

Tylko chwilę wierzyła w tę fantazję, lecz Travis postawił ją do pionu. Nie flirtował z nią. Zainteresował się nią, bo tak miał w zwyczaju. Nie chciał z nią spać; chciał jej pieniędzy. Chciał być jej przewodnikiem.

Powinna wiedzieć. Skoro nie była wystarczająco dobra dla swojego byłego chłopaka Darrella, to nie przyciągnie faceta takiego jak Travis. Darrell był najlepszą partią w Cedar Valley, ale, szczerze mówiąc, tam nie było konkurencji.

Travis jednak był inny. Był przystojny do bólu. Szedł pewnym krokiem, jak ktoś, kto mierzył się z życiem i śmiercią. Jego ciężkie powieki nie mogły ukryć cieni i ciężko zdobytego doświadczenia. Kobiety natychmiast lgnęły do takiego mężczyzny. Uosabiał niebezpieczeństwo, fantazję i seks w otoczce surowej męskości.

Mógł przebierać w kobietach. Pewnie spotkał tysiące takich jak ona. Nie miała mu nic do zaoferowania poza pieniędzmi. Powinien wybrać jakąś bogatszą.

– Jesteś przewodnikiem? – Starała się ukryć rozczarowanie w głosie.

– Tak. Po całym świecie. Zabierałem ludzi do dżungli w Ameryce Południowej, w góry…

– Ilu wyruszało, a ilu wróciło?

Uśmiechnął się.

– Nie straciłem żadnego klienta – odparł z dumą. – Niektórych chciałem zepchnąć w przepaść, ale to się nie opłaca.

– A dlaczego uważasz, że potrzebuję przewodnika? – spytała, nie wiedząc, czy rzeczywiście chce poznać odpowiedź. Czy wyglądała na zagubioną?

Szybko ją rozgryzł. Czy większość kobiet samotnie zwiedzających Vegas, czuje się, jakby popadała w rutynę? Jak się z niej wydostać? Coś jej podpowiadało, że on miał ciekawszą listę celów do zrealizowania w Vegas. Nic dziwnego. Ona nie była fajna, a namiętność nigdy nie sterowała jej randkami.

– Nie interesuje cię hazard ani przedstawienia – stwierdził Travis. – Poszukujesz szaleństwa, a to niełatwo znaleźć.

– Nie wiesz, czego szukam.

– Ale wyobrażam sobie.

Zaśmiała się. Gdyby wiedział, złożyłby nieprzyzwoitą propozycję i wręczył klucz do swojego pokoju. Nie chciała, by coś odwracało jej uwagę, gdy realizowała swoją listę.

– Chcę zrobić coś, czego dotąd nie zrobiłam – powiedziała, pocierając palcami obojczyk, i zorientowała się, że zostawiła w domu naszyjnik z pereł. – A miałam tyle doświadczeń, że pewnie o kilku zapomniałam.

– Znam to uczucie.

Dlaczego udawała przed nim światową kobietę? Krew pulsowała jej w żyłach bardziej niż kiedykolwiek. Travis był bystry. Złapie ją na kłamstwie.

No to co? Po tym weekendzie już więcej go nie zobaczy. Kłam, ile chcesz, i zrób coś śmiałego, powiedziała sobie. Jak ci się nie powiedzie, nikt się nie dowie. Jednak wahała się.

– Chyba mnie na ciebie nie stać.

Travis uśmiechnął się tryumfalnie, jakby zrozumiał, że chwyciła przynętę.

– Stać cię, Christine. Ten wieczór masz za darmo.

Natychmiast stała się podejrzliwa.

– Dlaczego?

Wzruszył ramionami.

– Bo cię lubię.

No jasne; gdzieś w tym musiał być haczyk.

– Czekaj, powiedziałeś, że dzisiaj?

– Oczywiście. Masz inne plany?

Nerwowo przygryzała wargę. Teraz mogła odnaleźć swoją dziką naturę. Nagle myśl, żeby rozgościć się w swoim pokoju i dobrze wyspać wydała się lepsza. Bezpieczniejsza.

– Nic zapisanego na kamieniu.

– To chodźmy. – Wyciągnął do niej rękę.

Christine spojrzała na jego dłoń. Była wielka i męska. Szorstka i ogorzała. Nie zarabiał na życie pracą przy komputerze.

– Co będziemy robić? – Ostrożnie podała mu rękę.

Zamknął palce na jej dłoni i pomógł jej wstać.

– Zobaczymy wszystko, co oferuje Vegas.

– Na to potrzeba więcej niż jednej nocy.

Spojrzał na nią przez ramię.

– Taki jest plan.

Instynkt jej podpowiadał, że ten facet nigdy nie planował. To łobuz szukający kłopotów. Wiedziała, że sama może zwiedzić Miasto Grzechu, ale wątpiła, żeby dało jej tyle uciechy co Vegas, które znał Travis. Od dziesięciu lat nie skreśliła niczego z listy, ale z tym mężczyzną u boku czegoś dokona.

Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Żołądek skręcał jej się z nerwów.

– Zróbmy to.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: