Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zatańczą ci, co drżeli - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
13 października 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zatańczą ci, co drżeli - ebook

Brawurowa opowieść o grupie najbardziej znanych dziś polskich artystów, którzy wchodzili w świat sztuki na początku lat 90. Bohaterami książki, której akcja toczy się w Warszawie, a także w Budapeszcie, Kairze, Sopocie i Wenecji, są m.in.: Zbigniew Libera, Katarzyna Kozyra, Paweł Althamer, Artur Żmijewski. Karol Sienkiewicz opowiada o ich artystycznej działalności, pokazując nie tylko postawy i twórczość, ale także realia społeczne i obyczajowe zmieniającej się w okamgnieniu Polski. Bardziej od dzieł sztuki interesują go wydarzenia, których sztuka była bohaterem lub sprawcą, i sposób, w jaki artyści określali się wobec rzeczywistości i kształtowali dyskusję. Odsłania też okoliczności powstania wielu głośnych dzieł, takich jak Piramida zwierząt czy Lego. Obóz koncentracyjny. Ta prowadzona ze swadą i dowcipem opowieść zachowuje nerw i rytm czasu zmian.

Kategoria: Sztuka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62376-71-1
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Cud na Bród­nie

Pod ko­niec 1999 roku, po dość dłu­giej prze­rwie Al­tha­mer wró­cił do wi­try­ny skle­pu przy uli­cy Fre­ta. Przez trzy mie­sią­ce pra­co­wał nad nie­ty­po­wym do­mem dla la­lek. Był to prze­krój ka­mie­ni­cy z są­sia­da­mi miesz­ka­ją­cy­mi na dwóch pię­trach – jak Pa­weł i Ga­weł z baj­ki Alek­san­dra Fre­dry. Na gó­rze za­miesz­kał od­po­wied­nik Paw­ła – tego, co „nie wa­dził ni­ko­mu” – dzia­dek z dwoj­giem wnu­cząt. Star­szy męż­czy­zna to ar­ty­sta, rzeź­bi coś na ka­wa­le­cie, a na ścia­nie wi­szą jego ry­sun­ki. To skrom­ne, ale cie­płe miesz­ka­nie. Przy łóż­ku stoi mi­nia­tu­ro­wa cho­in­ka z czer­wo­ny­mi bomb­ka­mi – wi­try­na po­wsta­ła z my­ślą o okre­sie świą­tecz­nym – a dzie­ci może wła­śnie od­pa­ko­wa­ły pre­zen­ty. Chło­piec z nie­wiel­kim iro­ke­zem mie­rzy do lu­stra z pla­sti­ko­we­go pi­sto­le­tu, jak­by nie­daw­no oglą­dał Tak­sów­ka­rza Mar­ti­na Scor­se­se i wcie­la­jąc się w Ro­ber­ta de Niro, mó­wił „You tal­kin’ to me?”. Po­sta­ci dziew­czyn­ki Al­tha­mer nadał rysy swo­jej cór­ki, chło­piec przy­po­mi­nał jego syn­ka. Pię­tro ni­żej miesz­ka krę­py męż­czy­zna – może dre­siarz, może lump, może drob­ny prze­stęp­ca. Naj­wy­raź­niej spę­dza świę­ta sa­mot­nie w za­śmie­co­nym miesz­ka­niu. Z ręką na tem­bla­ku wpa­tru­je się w te­le­wi­zor – mi­nia­tu­ro­wy te­le­wi­zo­rek Al­tha­mer ku­pił na Dwor­cu Wi­leń­skim, w cią­gu dnia był włą­czo­ny i przez skle­po­wą szy­bę moż­na było zo­ba­czyć, co ak­tu­al­nie na­da­je Je­dyn­ka.

Ar­ty­sta chciał też, by w dru­gim oknie skle­pu umie­ścić pro­du­ko­wa­ny se­ryj­nie do­mek lal­ki Bar­bie, dla kon­tra­stu, by oba świa­ty się uzu­peł­nia­ły.

Przy oka­zji no­wej wi­try­ny, co od­no­to­wa­ła śle­dzą­ca już po­czy­na­nia Al­tha­me­ra pra­sa, mó­wił: „Po prze­rwie po­czu­łem sil­ną po­trze­bę zro­bie­nia cze­goś w prze­strze­ni pu­blicz­nej. Cze­goś do­stęp­ne­go dla sze­ro­kiej pu­blicz­no­ści. Wy­ra­że­nia się ję­zy­kiem przy­stęp­nym dla każ­de­go. Ob­ser­wu­ję, że moje lal­ki ba­wią za­rów­no dzie­ci, jak i do­ro­słych”.

Czy to przy­pa­dek, że aku­rat wte­dy Al­tha­mer wy­rzeź­bił są­sia­dów? Mó­wił, że przy­cho­dzi mu do gło­wy po­mysł, by w ta­kim lal­ko­wym mi­nia­tu­ro­wym świe­cie od­two­rzyć klat­kę scho­do­wą w blo­ku na Bród­nie, gdzie od wie­lu lat miesz­kał na pią­tym pię­trze, naj­pierw z ro­dzi­ca­mi, a po­tem z wła­sną ro­dzi­ną. „Wy­glą­da ona przy­tła­cza­ją­co. Jed­nak prze­two­rze­nie tej rze­czy­wi­sto­ści na świat la­lek może spo­wo­do­wać, że sta­nie się ona ma­low­ni­cza, w ja­kiś spo­sób bli­ska i przy­swa­jal­na”, mó­wił. Chy­ba jed­nak zna­lazł na to lep­szy spo­sób. Gdy cały świat z lek­ką oba­wą ocze­ki­wał na­dej­ścia roku 2000 (je­śli nie apo­ka­lip­sy, to przy­naj­mniej mi­le­nij­nej plu­skwy, przez któ­rą zwa­riu­ją kom­pu­te­ry i wy­sią­dzie za­si­la­nie), Pa­weł Al­tha­mer wpadł na iście sza­tań­ski po­mysł: chce­cie cudu, bę­dzie­cie mie­li cud.

W swo­jej sztu­ce Al­tha­mer co­raz mniej miej­sca po­świę­cał… so­bie. Wpraw­dzie cią­gle, jak we wcze­śniej­szych per­for­man­sach, od­by­wał wę­drów­ki do swe­go wnę­trza, ale co­raz chęt­niej roz­glą­dał się wo­kół. Pod ko­niec 1997 roku w ki­no­te­atrze Tę­cza, w pro­wa­dzo­nej przez Krzysz­to­fa Żwir­bli­sa Ga­le­rii Przy­ja­ciół A.R., po­ka­zał ko­lek­cję nie­co­dzien­nych przed­mio­tów, któ­re zna­lazł na swo­im osie­dlu, Bród­nie, a któ­re uzna­wał za dziw­ne, nie­wy­tłu­ma­czal­ne, waż­ne czy po pro­stu ład­ne. Przed­mio­tów, któ­re na sta­łe we­szły do jego wy­obraź­ni. Był to na przy­kład ka­mień po­ma­lo­wa­ny przez jed­ną z miesz­ka­nek Bród­na na żół­to-czer­wo­no, drzwi do zsy­pu z ry­sun­kiem We­nus, kwia­tek do­nicz­ko­wy na pniu brzo­zy czy ta­bli­ca in­for­ma­cyj­na z klat­ki scho­do­wej. O wy­po­ży­cze­nie tych przed­mio­tów Żwir­blis zwra­cał się w pi­śmie do Urzę­du Gmi­ny War­sza­wa-Tar­gó­wek: „Nie­któ­re z tych przed­mio­tów, jak np. frag­ment ogro­dze­nia, drzwi od zsy­pu po­kry­te ry­sun­kiem, są szcze­gól­nie waż­ne dla na­szej wy­sta­wy, któ­ra bę­dzie do­ku­men­to­wa­ła współ­cze­sną kul­tu­rę wi­zu­al­ną w naj­szer­szym tego sło­wa zna­cze­niu. Jed­no­cze­śnie gwa­ran­tu­je­my zwrot po wy­sta­wie w/w obiek­tów i przy­wró­ce­nie po­przed­nie­go sta­nu”.

Sztu­ka Al­tha­me­ra nie mie­ści­ła się w ga­le­rii. Jego ko­lej­ne wy­sta­wy w Ga­le­rii Fok­sal do­słow­nie ją roz­sa­dza­ły. Ogra­ni­czo­na prze­strzeń ga­le­ryj­na przy­pra­wia­ła go o klau­stro­fo­bię. Za­wsze szu­kał uciecz­ki na ze­wnątrz. Ma­rzy­ło mu się zor­ga­ni­zo­wa­nie so­la­rium w wię­zie­niu – ką­pie­le sło­necz­ne dla więź­niów.

Al­tha­mer mó­wił o so­bie jako ar­ty­ście w róż­nych ro­lach. Cza­sa­mi by­wał po pro­stu „rze­mieśl­ni­kiem”, gdy dzia­łał bez­po­śred­nio z ma­te­rią, rzeź­bił. „Lu­bię coś zro­bić”, mó­wił w wy­wia­dzie, „Moż­na dużo cza­su spę­dzić, bu­du­jąc kon­cep­cję wy­sta­wy, ale jak coś »zaj­dzie« mi pod rękę…”. Z dru­giej stro­ny ar­ty­sta to „czło­wiek bez miej­sca”, któ­ry po­tra­fi się od­na­leźć w każ­dej sy­tu­acji, od­po­wie­dzieć na róż­ne kon­tek­sty. A jed­nak Bród­no to dla Al­tha­me­ra miej­sce szcze­gól­ne – blo­ko­wi­sko na obrze­żach War­sza­wy sta­ło się jego na­tu­ral­nym śro­do­wi­skiem.

Gdy w stycz­niu 1992 roku wró­cił z po­dró­ży do Mali, uświa­do­mił so­bie, że Bród­no to fe­no­men co naj­mniej do­rów­nu­ją­cy eg­zo­ty­ce afry­kań­skie­go ple­mie­nia Do­go­nów. Wszyst­ko za­le­ży od punk­tu wi­dze­nia.

Po­my­ślał: dla­cze­go by nie wy­ko­rzy­stać fa­sa­dy blo­ku, w któ­rym miesz­kał, jako wy­świe­tla­cza? Ze zga­szo­nych i za­pa­lo­nych okien po­wsta­nie na­pis „2000”. Już sama data wy­da­wa­ła się ma­gicz­na, nie­za­leż­nie od tego, że ktoś kie­dyś ar­bi­tral­ną de­cy­zją usta­lił po­czą­tek od­li­cza­nia. W syl­we­stro­wą noc z 1999 na 2000 rok nie na­stą­pił wiesz­czo­ny ko­niec świa­ta, ani świa­tło na­gle nie zga­sło. Może wła­śnie było co świę­to­wać.

Na Bród­nie za spra­wą Al­tha­me­ra Nowy Rok świę­to­wa­no jak­by dwa razy. Datę wy­zna­czo­no na 27 lu­te­go. Wcze­śniej do swo­jej idei Al­tha­mer mu­siał prze­ko­nać są­sia­dów, wszyst­kie ro­dzi­ny miesz­ka­ją­ce przy Kra­sno­brodz­kiej 13 w 187 miesz­ka­niach, któ­rych okna two­rzy­ły głów­ną fa­sa­dę blo­ku, tę od stro­ny roz­le­głe­go par­kin­gu. Prze­cież nie mógł zre­ali­zo­wać swe­go po­my­słu, na­rzu­ca­jąc go siłą jak nad­gor­li­wy ka­owiec – sko­ro nie bę­dzie ka­ba­re­tu, bę­dzie chór.

Po­wo­dze­nie pro­jek­tu za­le­ża­ło od współ­dzia­ła­nia wszyst­kich miesz­kań­ców blo­ku, prze­ła­ma­nia ty­po­wo osie­dlo­wej ano­ni­mo­wo­ści. Wpraw­dzie Al­tha­mer mógł li­czyć na po­moc lo­gi­stycz­ną z Ga­le­rii Fok­sal, ale ga­le­ria ga­le­rią, a blok to jego po­dwór­ko. Za­czął od wła­snej klat­ki. Włą­czył się w ak­cję zbie­ra­nia pie­nię­dzy na in­sta­la­cję do­mo­fo­nu i przy oka­zji opo­wia­dał o swo­im po­my­śle, za­ra­ża­jąc en­tu­zja­zmem są­sia­dów. Oczy­wi­ście, zna­la­zło się też wie­lu cierp­kich scep­ty­ków.

Jed­nak dzie­się­cio­pię­tro­wy blok z kil­ko­ma klat­ka­mi scho­do­wy­mi prze­kra­czał jego moż­li­wo­ści. Zna­lazł po­moc­ni­ków – har­ce­rzy, któ­rzy pu­ka­li do drzwi wszyst­kich miesz­kań, in­for­mu­jąc o ak­cji Bród­no 2000, prze­ko­nu­jąc, przy­po­mi­na­jąc, wresz­cie – w ostat­niej fa­zie – wrę­cza­jąc ulot­ki i do­kład­ne in­struk­cje, któ­re okna w da­nym miesz­ka­niu po­win­ny po­zo­stać oświe­tlo­ne, a któ­re za­ciem­nio­ne. Po­mógł fakt, że pro­jek­tem za­in­te­re­so­wa­ła się pra­sa, in­for­mu­jąc o za­mie­rze­niu Al­tha­me­ra już na po­cząt­ku lu­te­go.

Im bli­żej nie­dzie­li 27 lu­te­go 2000, tym wię­cej lu­dzi i in­sty­tu­cji gro­ma­dzi­ło się wo­kół po­my­słu ar­ty­sty. Zgła­sza­li się sami, spon­ta­nicz­nie ofe­ru­jąc po­moc. Miesz­kań­ców blo­ku do udzia­łu w ak­cji Al­tha­me­ra za­chę­cał Ma­rek Ka­miń­ski, bur­mistrz Tar­gów­ka (dziel­ni­cy, do któ­re­go ad­mi­ni­stra­cyj­nie na­le­ży Bród­no). Ob­jął ho­no­ro­wy pa­tro­nat nad ak­cją, a do każ­de­go miesz­kań­ca blo­ku wy­sto­so­wał spe­cjal­ny list. „To za­pa­le­nie lub zga­sze­nie świa­tła po­zwo­li lu­dziom zro­zu­mieć, że sta­no­wią wspól­no­tę”, prze­ko­ny­wał. W or­ga­ni­za­cję włą­czył się Dom Kul­tu­ry „Świt”. Ktoś obie­cał za­ła­twić mu­zy­kę, ktoś – fa­jer­wer­ki, ktoś – go­rą­cą zupę. Wy­da­rze­nie wy­my­ka­ło się spod kon­tro­li Al­tha­me­ra.

Wresz­cie na­de­szła wy­cze­ki­wa­na data. Tego dnia to Kra­sno­brodz­ka 13, a nie Al­ter­na­ty­wy 4, mia­ła stać się naj­słyn­niej­szym blo­kiem w Pol­sce. Rano Al­tha­mer jesz­cze raz ob­szedł wszyst­kich są­sia­dów. Z ra­chub wy­ni­ka­ło, że dzie­więć na dzie­sięć osób jest po jego stro­nie.

Przed 19-tą, go­dzi­ną zero, har­ce­rze z pla­nem fa­sa­dy spraw­dza­li, czy wszyst­ko się zga­dza. Mie­li też lot­ne bry­ga­dy, któ­re sta­ra­ły się pu­kać do miesz­kań, w któ­rych oświe­tle­nie od­bie­ga­ło od sche­ma­tu. Łącz­ność ze szta­bem za­pew­nia­ły krót­ko­fa­lów­ki. Na pro­wi­zo­rycz­nej sce­nie Ka­pe­la Pra­ska gra­ła „Więc chodź na Pra­gie” Na ścia­nie blo­ku okna za­czę­ły for­mo­wać się w na­pis. Wpraw­dzie w jed­nym czy dwóch miesz­ka­niach ktoś po­zo­stał nie­prze­ko­na­ny, a ko­goś po pro­stu nie było w domu, ale uda­ło się. Jed­na z wo­lon­ta­riu­szek prze­ko­ny­wa­ła dzien­ni­ka­rza, że w ogó­le nie mie­li ro­bo­ty: „tyl­ko w jed­nym miesz­ka­niu zwró­ci­li­śmy uwa­gę, żeby wy­łą­czy­li lamp­kę w po­ko­ju”. Na kil­ka­dzie­siąt mi­nut na fa­sa­dzie wy­raź­nie po­ja­wi­ła się licz­ba „2000”. Ci sto­ją­cy bli­żej, mru­ży­li oczy, by le­piej wi­dzieć na­pis. „Czu­ję się oszo­ło­mio­ny, jak­bym wy­pił drin­ka”, dzien­ni­karz no­to­wał sło­wa pły­ną­ce z ust ar­ty­sty. Za­uwa­żył też en­tu­zjazm bur­mi­strza Ka­miń­skie­go.

Przed blo­kiem ze­brał się spo­ry tłum – oko­ło trzech ty­się­cy osób. Prze­ma­wia­li lo­kal­ni po­li­ty­cy, gra­ła ka­pe­la, lu­dzie tań­czy­li. Dla roz­grza­nia roz­da­wa­no gro­chów­kę z woj­sko­we­go gara. Nad blo­kiem roz­bły­sły fa­jer­wer­ki. Nie­któ­rzy skła­da­li so­bie ży­cze­nia, jak w syl­we­stra. Na bie­gną­cej nie­opo­dal Tra­sie To­ruń­skiej za­trzy­my­wa­ły się sa­mo­cho­dy.

Na­stęp­ne­go dnia „Su­per Express”, ga­ze­ta ra­czej stro­nią­ca od kul­tu­ry, do­no­sił na pierw­szej stro­nie: „Bród­no świe­ci przy­kła­dem”, re­pro­du­ku­jąc zdję­cie świetl­ne­go na­pi­su na blo­ku. „Ży­cie na wiel­kim, be­to­no­wym osie­dlu nie musi być nud­ne”, do­da­wa­no po­ni­żej. Na­wet ksiądz w lo­kal­nej pa­ra­fii do­ce­nił ak­cję Al­tha­me­ra – w ka­za­niu, od­no­sząc się do na­pi­su na blo­ku, mó­wił o bo­skiej na­tu­rze świa­tła. Cud się zi­ścił.

Pe­wien scep­tycz­ny dzien­ni­karz „Wy­bor­czej” ocze­ki­wał na­tych­mia­sto­wych i dłu­go­trwa­łych skut­ków ak­cji Al­tha­me­ra. Nie­ca­ły mie­siąc po „świetl­nym cu­dzie” wró­cił na Kra­sno­brodz­ką i wy­py­ty­wał miesz­kań­ców blo­ku. „To cały czas to samo blo­ko­wi­sko”, po­wie­dział je­den, inny pod­su­nął plot­kę, że ar­ty­sta na pew­no świet­nie na tym za­ro­bił. A o pa­miąt­ko­wych ko­szul­kach „Bród­no 2000”, któ­re w ra­mach po­dzię­ko­wań otrzy­ma­li miesz­kań­cy blo­ku, dzien­ni­karz na­pi­sał: „Scho­wa­li je chy­ba głę­bo­ko do sza­fy i ni­g­dy wszy­scy ra­zem ich nie za­ło­żą”. Nie za­ło­żą – kil­ka lat póź­niej ar­ty­sta wpad­nie bo­wiem na po­mysł zło­tych kom­bi­ne­zo­nów, w któ­rych bę­dzie za­bie­rał swo­ich są­sia­dów na bliż­sze lub dal­sze wy­ciecz­ki.

Al­tha­mer po­tra­fił za­dzia­łać w każ­dych wa­run­kach. Cza­sem two­rzył sztu­kę lu­dycz­ną. Taką, z któ­rą nie­mal każ­dy, nie­za­leż­nie od edu­ka­cji czy do­świad­cze­nia, po­tra­fił się utoż­sa­mić. Sztu­kę na wskroś ega­li­tar­ną, bez pre­sji ja­ko­ści. Otwie­ra­jąc okno w Ga­le­rii Fok­sal, mu­siał jesz­cze kal­ku­lo­wać – w tym hi­sto­rycz­nym wnę­trzu jed­nak nie na wszyst­ko mógł so­bie po­zwo­lić. Ze­rwa­nie z rzą­dzą­cy­mi ga­le­rią re­gu­ła­mi, ry­tu­ałem i hie­rar­chią – rze­czy­wi­ste, nie­bę­dą­ce pu­stą de­kla­ra­cją – nie mo­gło na­stą­pić. Bród­no po­zwa­la­ło na wię­cej od­de­chu.

Może to wła­śnie od Al­tha­me­ra pły­nę­ła nowa na­uka, któ­rą bra­li do ser­ca ku­ra­to­rzy z Ga­le­rii Fok­sal, zwa­ni wte­dy przez pi­smo „Ra­ster” Li­sa­mi. Od 1995 roku, czy­li wy­sta­wy Luca Tuy­man­sa, pra­co­wa­li w mia­rę sa­mo­dziel­nie, co­raz mniej od­czu­wa­jąc cię­żar au­to­ry­te­tu sze­fa ga­le­rii, Wie­sła­wa Bo­row­skie­go. W 1999 roku zor­ga­ni­zo­wa­li wy­sta­wę „Peł­za­ją­ca re­wo­lu­cja”. Obiek­tyw­nie – mało to było re­wo­lu­cyj­ne, ale na pew­no peł­za­ło. Wy­sta­wa pre­zen­to­wa­ła ma­lar­stwo, któ­re wy­szło z płó­cien na ścia­ny – od Ri­char­da Wri­gh­ta po nie­bie­ski pa­sek Edwar­da Kra­siń­skie­go. Do tego ku­ra­to­rzy za­po­wia­da­li, że wy­sta­wa po­trwa tak dłu­go, jak dłu­go ktoś bę­dzie chciał ją oglą­dać. To przy oka­zji tej wy­sta­wy Piotr Uklań­ski, ar­ty­sta wy­kształ­co­ny w Pol­sce, ale ro­bią­cy ka­rie­rę w No­wym Jor­ku, stwo­rzył mo­zai­kę na fi­la­rze mo­der­ni­stycz­ne­go Domu Han­dlo­we­go Smyk w cen­trum War­sza­wy. Mo­zai­ka skła­da­ła się z od­pa­dów z fa­bryk ce­ra­mi­ki sto­ło­wej w Ćmie­lo­wie i Prusz­ko­wie, czy­li z czę­ścio­wo po­tłu­czo­nych ta­le­rzy. Ko­ja­rzy­ło się to z po­przed­nią epo­ką, ale przede wszyst­kim ze spo­so­bem zdo­bie­nia do­mów na pol­skiej pro­win­cji. W ten spo­sób Uklań­ski zde­rzał kul­tu­rę ni­ską (tan­det­ną mo­zai­kę) i wy­so­ką (ele­ganc­ką, choć pod­sta­rza­łą ar­chi­tek­tu­rę póź­ne­go mo­der­ni­zmu).

Praw­dzi­wa re­wo­lu­cja była gdzie in­dziej – w my­śle­niu o in­sty­tu­cji. W 1995 roku z ini­cja­ty­wy trój­ki ku­ra­to­rów po­wsta­ła Fun­da­cja Ga­le­rii Fok­sal; za­re­je­stro­wać ją po­ma­gał ko­le­ga Jo­an­ny Myt­kow­skiej z li­ceum, któ­ry – jak się oka­za­ło – pra­co­wał w tym sa­mym bu­dyn­ku na Fok­sal i był praw­ni­kiem. Wcze­śniej Ga­le­ria Fok­sal kil­ka­krot­nie jeź­dzi­ła na tar­gi sztu­ki – do Ham­bur­ga i Frank­fur­tu. Pie­nią­dze ze sprze­da­ży rzeź­by Mi­ro­sła­wa Bał­ki, ofia­ro­wa­nej przez ar­ty­stę, słu­ży­ły do ła­ta­nia dziur w skrom­nych bu­dże­tach fok­sa­lo­wych wy­staw i sta­ły się ka­pi­ta­łem za­ło­ży­ciel­skim Fun­da­cji. Po­wsta­ła ona po­nie­kąd z ko­niecz­no­ści – ga­le­ria zma­ga­ła się z cią­gły­mi pro­ble­ma­mi ad­mi­ni­stra­cyj­ny­mi, spa­da­jąc co­raz ni­żej w sys­te­mie sa­mo­rzą­do­wych in­sty­tu­cji kul­tu­ry. Fun­da­cja da­wa­ła ga­le­rii choć odro­bi­nę nie­za­leż­no­ści.

W koń­cu 2001 roku Fun­da­cja unie­za­leż­ni­ła się od ga­le­rii cał­ko­wi­cie – Myt­kow­ska, Przy­wa­ra i Szym­czyk ode­szli z Fok­sal i prze­nie­śli się do no­wej sie­dzi­by na ostat­nim pię­trze mo­der­ni­stycz­ne­go pa­wi­lo­nu przy uli­cy Gór­skie­go. Ty­po­we dla cor­bu­sie­row­skiej ar­chi­tek­tu­ry wstę­go­we okna wpusz­cza­ły mnó­stwo świa­tła, za nimi gó­ro­wa­ła bry­ła Pa­ła­cu Kul­tu­ry. Nic bar­dziej od­mien­ne­go od ma­łe­go i za­mknię­te­go wnę­trza Ga­le­rii Fok­sal. Fun­da­cję rów­nież moż­na było jed­nak so­bie po­my­śleć jako do­mek dla la­lek. Al­tha­mer tak ją przed­sta­wił kil­ka lat póź­niej. Bia­łe, pu­ste wnę­trze, stół, pół­ka na książ­ki i kil­ka lu­dzi­ków ubra­nych na czar­no.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: