Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zrozumieć człowieka - ebook

Data wydania:
30 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zrozumieć człowieka - ebook

Jest nas już ponad siedem miliardów, ale każdy jest inny. Żyjemy w różnych warunkach i społecznościach, mamy rozmaite poglądy i nastawienie do życia, obowiązują nas odmienne prawa. Ta książka zawiera najlepsze artykuły miesięcznika „Focus”, opisujące różne aspekty bycia człowiekiem. Czegokolwiek byśmy się nie nauczyli, nawet o całym społeczeństwie i tak nie zrozumiemy całej ludzkości. Ale warto próbować.
Z tej książki dowiecie się m.in.:
- Dlaczego niektórzy mają ciągle pecha?
- Jak wygląda subkultura więzienna?
- Czy warto się mścić?
- Czyje testamenty narobiły zamieszania?
- Kogo opętały liczby?

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7778-656-7
Rozmiar pliku: 407 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Za­graj o prze­zna­cze­nie

Jed­nym los rzu­ca kłody pod nogi, inni całe życie stąpają po różach. Tak zo­stały roz­da­ne kar­ty? A może to my je roz­da­je­my?

au­tor­ka Jo­an­na Ni­ko­dem­ska

Eve­lyn Ma­rie Adams wy­grała w 1985 roku czte­ry mi­lio­ny do­larów w lo­te­rii sta­nu New Jer­sey. Czte­ry lata później po­now­nie spróbowała szczęścia i wy­grała ko­lej­ne półtora mi­lio­na.

Mau­re­en Wil­cox w 1980 roku kupiła losy na lo­te­rie w dwóch sta­nach. Skreśliła co praw­da zwy­cięskie licz­by z obu lo­te­rii, ale nic nie wy­grała – nu­me­ry z Rho­de Is­land zwy­ciężyły bo­wiem w Mas­sa­chu­setts, a te z Mas­sa­chu­setts wy­grały na Rho­de Is­land. Po­dob­ne­go pe­cha miał Ste­phen Car­ter. Kupił ga­zetę, w której zna­lazł zwy­cięski los, ale… w wy­ni­ku pomyłki dru­kar­skiej tę samą na­grodę wy­grało 30 tysięcy osób i każdy do­stał po kil­ka funtów.

Od Moj­ry do la­bo­ra­to­rium

Większość lu­dzi utożsa­mia szczęście z far­tem – pomyślnym zrządze­niem losu. Od cze­go to szczęście zależy? Dlacze­go jed­nym sta­le do­pi­su­je, pod­czas gdy inni jak ma­gnes przy­ciągają pe­cha?

Sta­rożytni roz­wiązali pro­blem – wymyślili prze­zna­cze­nie. Teo­ria zakładała, że losy człowie­ka są z góry określone, a wszel­kie zrządze­nia trze­ba przyj­mo­wać z po­korą. Nie­zwykłą gor­li­wość w tej mie­rze wy­ka­zy­wał Epik­tet. W En­che­iri­dio­nie pi­sze: „Pro­wadź mię tedy, Zeu­sie, i ty: Prze­zna­cze­nie. Rad pójdę i bez zwłoki na wa­sze ski­nie­nie. Jaką w życiu mi losy wy­zna­czyły drogą: bunt – zbrod­nią, iść – ko­niecz­ność, skar­gi – nie po­mogą. Kto przed potęgą losu gnie czoło bez­tro­skie, ten dla mnie mędrzec, po­znał ta­jem­ni­ce bo­skie”.

Gre­cy wie­rzy­li, że lo­sem władają Moj­ry – bo­gi­nie prze­zna­cze­nia: Klo­to przędła nici żywo­ta, La­che­sis je przy­dzie­lała, a Atro­pos – prze­ci­nała. Rzy­mia­nie Moj­ry prze­mia­no­wa­li na Par­ki, wy­zna­wa­li też Fa­tum – bóstwo nie­odwołal­nej ko­niecz­ności.

I tak ludz­kość, po­go­dzo­na z lo­sem, trwała w apa­tii. Aż w la­tach 60. XX wie­ku Mar­tin E.P. Se­lig­man, prze­wod­niczący Ame­ry­kańskie­go To­wa­rzy­stwa Psy­cho­lo­gicz­ne­go, po­sta­wił tezę, że lu­dzi można od­uczyć bez­rad­ności i na­uczyć opty­mi­zmu. Za­początko­wa­na przez nie­go psy­cho­lo­gia po­zy­tyw­na stała się opo­zycją wo­bec psy­cho­lo­gii ne­ga­tyw­nej, która zdo­mi­no­wała wiek XX. Jak ob­li­czył prof. Ja­nusz Cza­piński, w Psyc­Info, elek­tro­nicz­nej ba­zie da­nych Psy­cho­lo­gi­cal Abs­tracts, od 1967 do 1999 roku na 21 ar­ty­kułów o ne­ga­tyw­nych emo­cjach przy­pa­dał za­le­d­wie je­den o emo­cjach po­zy­tyw­nych!

To się mu­siało zmie­nić. Psy­cho­lo­gia po­zy­tyw­na po­twier­dziła bo­wiem, że lu­dzie są w dużej mie­rze ko­wa­la­mi własne­go losu. Że jeśli się od­po­wied­nio do życia na­sta­wią, zo­staną od­po­wied­nio na­gro­dze­ni. Za­wrotną ka­rierę zro­biło po­zy­tyw­ne myśle­nie, którym syciły się po­rad­ni­ki. Te­ma­tem zajęli się też poważnie na­ukow­cy. Wy­ni­ki ich badań ofe­rują rze­telną wiedzę, a nie tyl­ko zachętę.

Jed­nym z najsłyn­niej­szych ba­da­czy far­tu i pe­cha jest bry­tyj­ski psy­cho­log dr Ri­chard Wi­se­man. Swoją ka­rierę za­czy­nał jako… ilu­zjo­ni­sta. Nie­zwykła przeszłość spra­wiła, że po­sta­no­wił zmie­rzyć się z ob­sza­ra­mi psy­cho­logii, którym nie poświęcano wcześniej wie­le uwa­gi.

JAK PRZE­CHY­TRZYĆ LOS

Od za­ra­nia dziejów lu­dzie ima­li się różnych spo­sobów, by obłaska­wić los. Prak­tycz­nie wszyst­kie kul­tu­ry sto­so­wały drob­ne przed­mio­ty ma­gicz­ne za­kli­nające rze­czy­wi­stość. Ta­li­zma­ny przy­no­siły szczęście, amu­le­ty chro­niły przed nieszczęścia­mi, złymi du­cha­mi i ludźmi. W kul­tu­rze Za­cho­du ta­kim ta­li­zma­nem jest na przykład końska pod­ko­wa, słoń z pod­nie­sioną trąbą czy czte­ro­list­na ko­ni­czy­na przy­pa­dająca – według sza­cunków – na 10 tysięcy trójlist­nych.

Japończy­kom szczęście przy­no­si la­lecz­ka Da­ru­ma. Ma kształt jaja z ciężkim, za­okrąglo­nym końcem, a przy próbie przewróce­nia za­wsze wsta­je z po­wro­tem. Po­dob­nie szczęścia­rze po­ty­kają się, ale nig­dy nie upa­dają.

Z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie prze­ka­zy­wa­no so­bie również wiarę w przesądy, które miały uchro­nić przed złem i zjed­nać przy­chyl­ność losu. Choć niechętnie się do tego przy­zna­je­my, wciąż od­ru­cho­wo od­pu­ku­je­my w nie­ma­lo­wa­ne, trzy­ma­my kciu­ki na szczęście, chwy­ta­my za gu­zik na wi­dok ko­mi­nia­rza, nie sta­wia­my to­re­bek na zie­mi, uni­ka­my czar­nych kotów i trzy­na­stek. Ba­da­nia wy­ka­zały, że po­nad 70% prze­chod­niów woli wejść na ru­chliwą jezd­nię, niż przejść pod dra­biną.

I to wszyst­ko mimo na­uko­wych do­wodów, że przesądy nie działają. Nie są sku­tecz­ne, gdyż ich źródłem jest ana­chro­nicz­ny sposób myśle­nia z czasów, gdy fa­tum uważano za ta­jem­niczą siłę, którą można kon­tro­lo­wać za po­mocą ma­gicz­nych ry­tuałów. Psy­cho­lo­go­wie po­stu­lują, aby wyjąć amu­le­ty z kie­sze­ni i umieścić je w swo­ich umysłach.

Na­zna­cze­ni przez los

Oka­zało się, że oso­by, którym szczęście sprzy­ja w fi­nan­sach, mają je również w życiu oso­bi­stym, a ci, którym nie wie­dzie się w pra­cy, bra­ku­je też szczęścia w miłości. Tak jak­by do jed­nych los sta­le się uśmie­chał, pod­czas gdy inni byli ska­za­ni na nieszczęście. Wszy­scy byli prze­ko­na­ni, że win­ny jest przy­pa­dek. Ów traf, który w kil­ka se­kund po­tra­fi od­mie­nić życie człowie­ka, prof. Władysław Ta­tar­kie­wicz na­zwał zewnętrznym fa­tum. Ale obok nie­go ist­nie­je też fa­tum wewnętrzne – ostrze­gał. Na­sza na­tu­ra.

Po­zy­tyw­ne ce­chy cha­rak­te­ru sprzy­jają po­zy­tyw­nym emo­cjom, a one sprzy­jają szczęściu. Tak samo ce­chy ne­ga­tyw­ne spra­wiają, że po­ja­wiają się ne­ga­tyw­ne emo­cje, które prze­ra­dzają się w pech.

To, czy człowiek jest szczęśliwy, zależy bo­wiem nie tyl­ko od tego, co go w życiu spo­ty­ka, ale i od tego, jak na te wy­da­rze­nia re­agu­je. „Aby być za­do­wo­lo­nym, nie dość jest mieć majątek, zdro­wie czy urodę, lecz po­trze­ba w nich znaj­do­wać upodo­ba­nie” – twier­dził prof. Ta­tar­kie­wicz w słyn­nym trak­ta­cie O szczęściu. Szczęścia­rze w isto­cie cha­rak­te­ry­zują się ce­cha­mi, których bra­ku­je pe­chow­com. I na odwrót. Tak jak­by lu­dzie ci żyli w dwóch różnych świa­tach – za­cho­wując się w zupełnie od­mien­ny sposób, w efek­cie kreują własne szczęście lub nieszczęście.

Ta­tar­kie­wicz po­dzie­lił ich na dwie gru­py. Cy­klo­ty­mi­cy in­te­re­sują się świa­tem, życz­li­wie patrzą na lu­dzi, wdzięcznie przyj­mują dary losu, łatwo przy­sto­so­wują się do oto­cze­nia, są to­wa­rzy­scy, mili, do­bro­dusz­ni, otwar­ci i na­tu­ral­ni. „Od­czu­wają rze­czy po pro­stu, a to, co od­czu­wają, ob­ja­wiają na zewnątrz. Do­sto­so­wują się do wa­runków, nie upie­rają przy swo­im, żyją bez fa­na­ty­zmu i napięcia” – pisał. Co in­ne­go schi­zo­ty­mi­cy. Ci są skry­ci i powściągli­wi, choć prze­czu­le­ni. Lu­dzi trak­tują po­wierz­chow­nie albo z dy­stan­sem. Naj­le­piej czują się w swo­im to­wa­rzy­stwie, tłumią emo­cje i łatwo wpa­dają w kom­plek­sy.

CZY PECH TO WY­ROK?

Prof. To­masz Szlen­dak, so­cjo­log, kie­row­nik Zakładu Badań Kul­tu­ry Uni­wer­sy­te­tu M. Ko­per­ni­ka w To­ru­niu

Antho­ny Gid­dens, rek­tor Lon­don Scho­ol of Eco­no­mics, i inni so­cjo­lo­dzy ma­wiają, że los i prze­zna­cze­nie nie mają już żad­ne­go za­sto­so­wa­nia do współcze­sne­go życia. Dla dzi­siej­sze­go społeczeństwa los nie jest nie­prze­zwy­ciężal­nym brze­mie­niem, a pech nie jest wy­ro­kiem. Prze­ciw­nie – za­miast opie­rać się na lo­sie – „ko­lo­ni­zu­je­my przyszłość”, tnie­my ją na małe kawałecz­ki: za rok skończę stu­dia, za dwa się ożenię, za dzie­sięć zro­bię ka­rierę w ban­ko­wości. Tu nie ma miej­sca na ja­kie­goś pe­cha, tyl­ko na pla­ny da­le­ko- i krótko­siężne. Przyszłość nie jest związana z prze­zna­cze­niem, je­dy­nie z ry­zy­kiem, któremu można za­po­biec działania­mi. To oczy­wiście wi­zja omni­po­tent­ne­go białego, bo­ga­te­go człowie­ka, który świat wi­dzi z sa­mo­lo­tu. Ja­sne, że lu­dzie nadal mają pe­cha i że niektórych prześla­du­je on bar­dziej z uwa­gi na ich oso­bo­wość. Niektórzy nig­dzie nie widzą szans, są in­tro­wer­tycz­ni i prze­ko­na­ni, że co­kol­wiek zro­bią, i tak spo­tka ich przy­krość lub nie­po­wo­dze­nie. O ta­kiej po­sta­wie po części de­cy­dują ce­chy wro­dzo­ne, jed­nak jako so­cjo­log po­wie­działbym ra­czej, że mamy tu do czy­nie­nia z sa­mo­spełniającym się pro­roc­twem. Je­stem prze­ko­na­ny, że mi się nie uda, więc mi się nie uda­je. Na­sza po­sta­wa ge­ne­ru­je od­po­wied­nie zda­rze­nia i ta­kim oso­bom przy­dałaby się psy­cho­te­ra­pia.

Przy­na­leżność do którejś z tych grup zda­je się de­cy­do­wać o pre­de­sty­na­cji do szczęścia. Ce­chy ta­kie jak otwar­tość, luz czy opty­mizm ułatwiają życie, pod­czas gdy au­tyzm, zner­wi­co­wa­nie i pe­sy­mizm je utrud­niają. „Rzec by można, że sama idea trwałego i po­god­ne­go szczęścia jest two­rem cy­klo­ty­mików; w umysłach schi­zo­ty­mików nig­dy by nie po­wstała” – pisał Ta­tar­kie­wicz. „Szczęśliwi mają na­prawdę inną oso­bo­wość od nieszczęśli­wych: są mniej neu­ro­tycz­ni, bar­dziej eks­tra­wer­tyw­ni, otwar­ci, ugo­do­wi i su­mien­ni. Pro­blem w tym, że zarówno szczęście, jak i ce­chy oso­bo­wości są w znacz­nej mie­rze wro­dzo­ne” – pi­sze prof. Ja­nusz Cza­piński w Oso­bo­wości szczęśli­we­go człowie­ka. Czy w ta­kim ra­zie pech to wy­rok? Nie­ko­niecz­nie.

„Szczęściu różnych lu­dzi stoją na dro­dze różne prze­szko­dy i różne są spo­so­by, ja­ki­mi mogą je zwal­czać. Jed­nym łatwiej będzie prze­mie­nić fi­zycz­ne, in­nym psy­chicz­ne wa­run­ki życia, jed­nym świat, in­nym sie­bie, jed­nym po­trzeb­ny będzie wysiłek, in­nym prze­szko­dy usuną się same” – pisał Ta­tar­kie­wicz.

Wi­se­man po­szedł jesz­cze da­lej i stwo­rzył go­tową re­ceptę na to, jak od­mie­nić los. Udo­wod­nił, że szczęścia­rzy i pe­chowców nie różnią zdol­ności pa­rap­sy­chicz­ne ani po­ziom in­te­li­gen­cji, lecz pod­sta­wo­we ce­chy oso­bo­wości: eks­tra­wer­sja, neu­ro­tyzm i sto­pień otwar­tości. Ce­chy te przekładają się bez­pośred­nio na styl by­cia i sposób za­cho­wa­nia, w którym Wi­se­man do­pa­trzył się reguł i opi­sał je w książce Kod szczęścia: „Szczęścia­rze, nie zdając so­bie z tego spra­wy, sto­sują czte­ry pod­sta­wo­we pra­wa, które po­zwa­lają im pełniej ko­rzy­stać z łask losu. Jeśli zro­zu­mie­my te pra­wa, zro­zu­mie­my istotę szczęścia”. Oto one.

Pra­wo pierw­sze

„Szczęścia­rze tworzą, za­uważają i wy­ko­rzy­stują przy­pad­ko­we oka­zje, a los częściej niż in­nym pod­su­wa im szan­se do wy­ko­rzy­sta­nia”. Sami za­in­te­re­so­wa­ni twierdzą, że zna­leźli się po pro­stu we właści­wym miej­scu i cza­sie. Wi­se­man – że zna­leźli się we właści­wym sta­nie umysłu. Szczęścia­rze to zwy­kle eks­tra­wer­ty­cy. Przystępni i to­wa­rzy­scy, łatwo nawiązują przy­jaźnie i pod­trzy­mują kon­tak­ty. Częściej się uśmie­chają, po­ka­zują otwar­te dłonie, nie krzyżują rąk i nóg, patrzą w oczy – ich język ciała przy­ciąga lu­dzi. A im więcej osób po­znają, tym większa szan­sa, że na­tkną się na kogoś, kto po­zy­tyw­nie od­mie­ni ich życie.

Wi­se­man po­da­je przykład. Załóżmy, że każdy z nas zna 300 osób, z którymi jest po imie­niu. Gdy spo­ty­ka­my zna­jo­me­go, je­steśmy o krok od 300 jego zna­jo­mych. Jeśli aku­rat szu­ka­my pra­cy, on może szepnąć o nas komuś, kto być może zna kogoś, kto będzie chciał nas za­trud­nić. I na­gle oka­zu­je się, że je­steśmy o dwa uści­ski dłoni od 90 tys. osób (300 x 300) – ogrom­ny po­ten­cjał przy­pad­ko­wych oka­zji. Sieć szczęścia.

Pe­chow­cy oczy­wiście nie doświad­czają ta­kich zbiegów oko­licz­ności (bo nie są to­wa­rzy­scy) albo spo­ty­kają lu­dzi, którzy de­struk­cyj­nie wpływają na ich los (ich po­sta­wa pro­wo­ku­je). Za­zwy­czaj są neu­ro­ty­ka­mi. Spięci i ze­stre­so­wa­ni sku­piają się na jed­nej spra­wie (np. zna­le­zie­niu pra­cy lub part­ne­ra), przez to stru­mień ich uwa­gi jest zawężony. Nie do­strze­gają więc po­ten­cjal­nych oka­zji.

In­a­czej szczęścia­rze – spo­koj­ni i roz­luźnie­ni za­uważają oka­zje, które po­zy­tyw­nie wpływają na ich życie. „Na­uczyłem się, że gdy­bym miał sztyw­ne wy­ma­ga­nia, nie miałbym tyle szczęścia. Ale po­nie­waż pod­chodzę do życia na lu­zie i zdaję się na los, wszyst­ko idzie mi le­piej” – mówi John, uczest­nik badań.

Szczęśliwi lu­dzie uwiel­biają nie­spo­dzian­ki, zmia­ny i nowości. Chętnie eks­pe­ry­men­tują, są nie­kon­wen­cjo­nal­ni i otwar­ci. Tak zwiększają swo­je szan­se na spo­tka­nie cie­ka­wych lu­dzi i oka­zji. W prze­ci­wieństwie do nich pe­chow­cy chodzą utar­ty­mi ścieżkami – wa­ka­cje spędzają w tym sa­mym miej­scu, do pra­cy jeżdżą tą samą drogą, za­dają się z tymi sa­mymi ludźmi. Ogra­ni­czają w ten sposób możliwości od­mia­ny losu. Chodząc co­dzien­nie w to samo miej­sce po grzy­by, szyb­ko je wy­zbie­ra­my. Ale wy­star­czy wy­brać się do in­nej części lasu, żeby wrócić z pełnym ko­szem.

Pra­wo dru­gie

„Szczęścia­rze po­dej­mują traf­ne de­cy­zje, słuchając swo­jej in­tu­icji i prze­czuć. De­cy­zje pe­chowców zwy­kle kończą się porażką”. Wia­do­mo, że oso­by pew­ne­go typu za­cho­wują się w określony sposób. Na­sza podświa­do­mość po­tra­fi wyłapy­wać ta­kie wzo­ry i w sto­sow­nych mo­men­tach – gdy sy­tu­acja lub oso­ba wy­da­je się nie­pew­na – uru­cha­mia alarm pod po­sta­cią złych prze­czuć. Szczęścia­rze częściej niż pe­chowcy ufają in­tu­icji przy po­dej­mo­wa­niu de­cy­zji pry­wat­nych i za­wo­do­wych. Za­zwy­czaj do­brze na tym wy­chodzą.

Pe­chow­cy – prze­ciw­nie. Wierzą w to, w co chcą wie­rzyć, za­prze­czają fak­tom. Ufają nie­rze­tel­nym lu­dziom, ku­pują ak­cje przed kra­chem i ob­sta­wiają ko­nie, które się prze­wra­cają. Nie ufają swo­jej in­tu­icji, a jeśli już za­pa­li im się czer­wo­na lamp­ka, to ją ba­ga­te­li­zują. Po­tem żałują.

Prze­szkodą w pod­no­sze­niu po­zio­mu szczęścia jest przy­zwy­cza­ja­nie się do rze­czy do­brych. Po­czu­cie, że się należą.

In­tu­icję można wzmac­niać i roz­wi­jać, zwiększając udział szczęścia w życiu. I szczęścia­rze to robią. 40% z nich me­dy­tu­je, kon­tem­plu­je albo in­a­czej oczysz­cza umysł. Po­dob­nie czy­ni tyl­ko 18%–30% pe­chowców.

Pra­wo trze­cie

„Ma­rze­nia i am­bi­cje szczęścia­rzy często się spełniają, pod­czas gdy pe­chow­cy rzad­ko osiągają w życiu to, cze­go pragną”. Przy­czyną są ich inne ocze­ki­wa­nia.

Szczęścia­rze to uro­dze­ni opty­miści – wierzą, że przyszłość będzie wspa­niała, a los przy­chyl­ny, więc wy­trwa­le dążą do celu. Ba­ga­te­li­zują nie­po­wo­dze­nia i uczą się na błędach – sądzą, że wyjdą im na do­bre.

Nie­po­wo­dze­nia pe­chowców zwy­kle pro­wadzą do klęsk. Jako pe­sy­miści zakładają, że wszyst­ko pójdzie źle, i wciąż cze­kają na prze­pi­sową „dawkę pe­cha”. „Jeśli za­czy­na mi się układać, wy­da­je mi się, że za­raz przyj­dzie ktoś w wiel­kich bu­cio­rach, roz­dep­cze mnie i po­wie: o nie, ona się za do­brze bawi – i znów będzie po sta­re­mu” – mówi jed­na z pod­opiecz­nych Wi­se­ma­na. „Gdy­bym wy­grała pie­niądze na lo­te­rii, spo­dzie­wałabym się, że ktoś mi je za­bie­rze, albo że wca­le nic nie wy­grałam, albo coś w tym sty­lu” – do­da­je inna. Już Epi­kur mówił, że lu­dzie nie są szczęśliwi, bo so­bie wy­obrażają, że szczęśliwi być nie mogą.

Zakładając, że przyszłość będzie nie­uda­na, pe­chow­cy szyb­ko się pod­dają, za­my­kając so­bie drogę do re­ali­za­cji ma­rzeń. Nie chodzą na rand­ki, więc nie znaj­dują part­nerów. Nie grają na lo­te­riach, więc nic nie wy­gry­wają. Nie pod­chodzą do eg­za­minów, więc ich nie zdają. Nie szu­kają pra­cy, więc jej nie znaj­dują. Ich na­sta­wie­nie wpływa na re­ak­cje in­nych. Myśle­nie prze­kształca się w rze­czy­wi­stość.

Czar­ne myśli są nie tyl­ko pe­chotwórcze, ale i szko­dli­we – można się od nich roz­cho­ro­wać. Wywołują stres, a to wzma­ga po­dat­ność na wy­pad­ki i cho­ro­by.

Przykładem jest hi­sto­ria Su­san. Jako dziec­ko roz­biła so­bie czaszkę o ka­mień, zbie­rając sto­krot­ki. Uwal­nia­li ją strażacy, gdy noga ugrzęzła jej między prętami kra­ty. Zo­stała ude­rzo­na w głowę ta­blicą, która spadła ze ścia­ny bu­dyn­ku. Jej part­ner, jadąc na randkę, miał wy­pa­dek mo­to­cy­klo­wy i połamał nogi. Następny wpadł na szybę i złamał nos. Kościół, w którym miała wziąć ślub, spłonął dwa dni przed uro­czy­stością. Zdając eg­za­min na pra­wo jaz­dy, wje­chała w mur i roz­biła sa­mochód. Pod­czas 80-ki­lo­me­tro­wej podróży uczest­ni­czyła w ośmiu wy­pad­kach.

Pra­wo czwar­te

„Szczęścia­rze po­tra­fią prze­kształcić swo­je­go pe­cha w szczęście”. Podświa­do­mie sto­sują tech­ni­ki, które chro­nią ich przed złośliwościa­mi losu.

Wy­obrażają so­bie, że ich spra­wy mogły po­to­czyć się go­rzej i porównują się z ludźmi, którzy nie mie­li tyle szczęścia, co oni.

Sta­rają się pa­trzeć per­spek­ty­wicz­nie i zakładają, że z ich pe­cha wy­nik­nie coś do­bre­go. Po­tknięcia trak­tują jak na­ucz­ki na przyszłość. Wierzą, że to nie jest fa­tum, lecz wy­zwa­nie, któremu należy sta­wić czoła.

Nie roz­pa­miętują swo­ich nieszczęść i nie­po­wo­dzeń. Po­tra­fią so­bie „odpuścić” i żyć da­lej. Za­cho­wując do­bry nastrój, za­cho­wują do­bre wspo­mnie­nia.

Nie pod­dają się łatwo i pod­chodzą do pro­ble­mu kon­struk­tyw­nie. Jeśli trze­ba, spojrzą na nie­go z in­nej per­spek­ty­wy albo znajdą no­wa­tor­skie roz­wiąza­nie. Zdobędą brązowy me­dal – są dum­ni, że stanęli na po­dium. W wy­pad­ku złamią rękę – cieszą się, że uszli z życiem itd. Prze­cież mogło być go­rzej!

Tym­cza­sem pe­chow­cy trak­tują nie­po­wo­dze­nia jak wy­rok, prze­zna­cze­nie, którego nie da się zmie­nić. Nie po­dej­mują więc wal­ki albo szyb­ko się pod­dają, za­my­kają się w swo­im świe­cie, duszą emo­cje.

„Co byś zro­bił, gdy­byś miał trzy nie­uda­ne rand­ki z rzędu?” – za­py­tał Wi­se­man. „Próbowałbym aż do skut­ku” – od­po­wie­dział szczęściarz. „Zo­stałbym księdzem” – stwier­dził pe­cho­wiec. Ten sam pro­blem, inne po­strze­ga­nie. Trze­ba umieć mieć szczęście.

Jo­an­na Ni­ko­dem­ska

dzien­ni­kar­ka, sze­fo­wa działu Cy­wi­li­za­cja w mie­sięczni­ku „Fo­cus”
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: