Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Życie jest teraz. Sztuka bycia dojrzałym - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Życie jest teraz. Sztuka bycia dojrzałym - ebook

Podobnie jak każda pora roku jest pełna swoistego uroku, tak i każdy okres życia człowieka posiada własne, odrębne piękno i znaczenie. Anselm Grün udziela wskazówek, dzięki którym każdy odkryje swą własną drogę, drogę mądrości niezbędnej na poszczególnych etapach życia. Wsłuchując się w jego rady, posiądziemy sztukę bycia dojrzałym, zrozumiemy, że życie jest teraz. Zobaczymy, że nasze życie jest naprawdę dobre wyłącznie wtedy, kiedy uświadamiamy sobie własną niepowtarzalność i gdy w głębi serca czujemy, że jest ono wspaniałą przygodą.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7660-531-9
Rozmiar pliku: 575 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wpro­wa­dze­nie

Doj­rze­wa­my, sta­rze­je­my się… Pro­ces ten za­czy­na się prze­cież już na sa­mym po­cząt­ku na­sze­go ży­cia i nic tego nie zmie­ni. Ale to, w jaki spo­sób ów pro­ces się do­ko­nu­je, czy do­brze nam się uda­je, to już zu­peł­nie inna spra­wa. To je­den z naj­trud­niej­szych roz­dzia­łów sztu­ki ży­cia. Nie jest czymś oczy­wi­stym. Mu­si­my się tego na­uczyć, a umie­jęt­ność ta wią­że się z wie­dzą i mą­dro­ścią. Aby po­siąść tę sztu­kę, trze­ba zro­zu­mieć, co się dzie­je w nas i z nami w tym pro­ce­sie. Trze­ba przede wszyst­kim zro­zu­mieć, że nig­dy nie doj­rze­wa­my tyl­ko dla sie­bie, że za­wsze doj­rze­wa się dla in­nych, po­nie­waż całe na­sze ży­cie wno­si w ten świat coś, co ubo­ga­ca ży­cie in­nych lu­dzi.

Pla­ton twier­dził, że sztu­ka jest na­śla­dow­nic­twem. Miał tu na my­śli na­tu­rę, któ­rą ar­ty­sta po­wi­nien na­śla­do­wać w swo­ich dzie­łach. Zgod­nie z tym spo­so­bem my­śle­nia na­tu­ra uczy nas rów­nież, w jaki spo­sób mamy do­brze doj­rze­wać. Sym­bo­lem póź­ne­go wie­ku jest je­sień, czas, kie­dy zbie­ra się plo­ny. I my jako doj­rza­li lu­dzie z wdzięcz­no­ścią mo­że­my pa­trzeć na owo­ce, ja­kie przy­nio­sło na­sze ży­cie. Je­sień jest bar­dziej ko­lo­ro­wa niż wszyst­kie po­zo­sta­łe pory roku. I są to bar­wy ła­god­ne. To jest wła­śnie lek­cja, ja­kiej udzie­la nam na­tu­ra: do­brze sta­rze­je się ten, kto ła­god­nie­je, nie tyl­ko w swo­ich są­dach, ale też w ca­łej swo­jej isto­cie. Ktoś taki od­kry­wa jed­no­cze­śnie, że jego ży­cie we­wnętrz­ne sta­je się bo­gat­sze, barw­niej­sze, czę­sto tak peł­ne świa­tła jak zło­ci­sty paź­dzier­nik. Ale spoj­rze­nie na na­tu­rę uka­zu­je nam coś jesz­cze: ele­men­tem sztu­ki doj­rze­wa­nia jest tak­że umie­jęt­ność tra­ce­nia, po­rzu­ca­nia, tak jak drze­wa zrzu­ca­ją li­ście i po­zwa­la­ją spaść im na zie­mię, aby mo­gły się stać po­ży­wie­niem dla ko­rze­ni no­we­go ży­cia.

W sło­wie „doj­rze­wa­nie” za­war­te jest jesz­cze coś istot­ne­go, coś po­zy­tyw­ne­go: doj­rze­wa­nie nie jest sta­tycz­ne czy też raz na za­wsze osta­tecz­nie za­koń­czo­ne. Jest to pe­wien ruch: coś w czło­wie­ku nie­ustan­nie się sta­je, wciąż coś ro­śnie.

To, że ktoś jest sta­ry, ozna­cza dwie rze­czy. Po pierw­sze, ze­sta­rzał się. Do­strze­ga­my jego sła­bo­ści, ale jest to tyl­ko jed­na stro­na tego pro­ce­su. Dru­ga stro­na wy­glą­da tak, że gdy ktoś jest sta­ry, mó­wi­my, iż ma swo­je lata. Je­śli od­czy­ta­my to stwier­dze­nie do­słow­nie, to za­uwa­ży­my, że czło­wiek sta­ry w pew­nym sen­sie pa­nu­je nad swo­imi la­ta­mi, po­siadł je, tak jak moż­na po­siąść mą­drość. Wszyst­ko, co prze­żył, na­le­ży cał­ko­wi­cie do nie­go. Nie musi już ni­cze­go udo­wad­niać. Roz­ko­szu­je się sa­mym ist­nie­niem. Jest obec­ny, po pro­stu on sam.

Dziś, kie­dy li­czy się wy­łącz­nie mło­dość, po­mniej­sza­nie war­to­ści wie­ku od­bi­ja się rów­nież w na­szym ję­zy­ku. Wła­śnie dla­te­go jest tak waż­ne, by mó­wić o doj­rze­wa­niu i sta­rze­niu się w taki spo­sób, któ­ry jest zgod­ny z ich na­tu­rą, z ich po­zy­tyw­nym zna­cze­niem.

Świę­ty Au­gu­styn po­wia­da, że sta­rze­je­my się od mo­men­tu na­szych na­ro­dzin. Licz­ba da­nych nam dni zmniej­sza się. Nie jest to pro­ces, któ­ry moż­na ja­koś ująć sta­tycz­nie albo jed­no­znacz­nie uchwy­cić, lecz trwa on całe ży­cie. Jest to nie tyl­ko pro­ces słab­nię­cia, ale rów­nież doj­rze­wa­nia, po­zy­tyw­ne­go ru­chu, sta­wa­nia się lep­szym.

I zno­wu na­tu­ra pra­gnie nam coś uka­zać. Po­dob­nie jak każ­da pora roku jest waż­na i od­gry­wa istot­ną rolę, tak i każ­dy etap ży­cia czło­wie­ka po­sia­da wła­sne, od­ręb­ne zna­cze­nie. Wio­sna sym­bo­li­zu­je po­czą­tek ży­cia, świe­żość i ży­wot­ność, lato ozna­cza peł­nię ży­cia, je­sień barw­ność i zbie­ra­nie plo­nów, zima zaś sym­bo­li­zu­je ci­szę i spo­czy­nek, któ­re umoż­li­wia­ją po­wsta­nie no­we­go ży­cia.

To do­brze, gdy w po­szcze­gól­nych fa­zach ży­cia żyje się wła­śnie tym, co dla nich wła­ści­we. Mło­dy czło­wiek musi ak­cen­to­wać inne war­to­ści niż czło­wiek sta­ry. Wpraw­dzie po­wia­da się, że mło­dość jest da­rem, na­to­miast sta­rze­nie się za­da­niem, ale rów­nież mło­dy czło­wiek musi wy­peł­niać za­da­nie, ja­kie sta­wia przed nim mło­dość. Ono zaś po­le­ga na tym, by wal­czyć, by zdo­by­wać ży­cie dla sie­bie oraz by od­na­leźć wła­sną toż­sa­mość. Je­śli sta­ry czło­wiek wciąż jesz­cze wal­czył­by o swo­je miej­sce w ży­ciu, by­ło­by to dla nas ra­czej śmiesz­ne. Każ­dy po­trze­bu­je wy­czu­cia tego, co dla nie­go wła­ści­we, co jest w sta­nie urze­czy­wist­nić w obec­nej fa­zie swo­je­go ży­cia.

Jak już wspo­mnia­łem, je­sie­nią zbie­ra się plo­ny. Po­dob­nie w przy­pad­ku lu­dzi: w je­sie­ni ży­cia naj­waż­niej­sze jest doj­rze­wa­nie owo­cu, któ­rym się ra­du­je­my i roz­ko­szu­je­my, ale któ­ry ubo­ga­ca też in­nych, osła­dza rów­nież ich ży­cie. Mó­wiąc o sta­rze­niu się, mu­si­my więc my­śleć nie tyl­ko o opusz­cza­ją­cych nas si­łach, lecz rów­nież o czymś zu­peł­nie prze­ciw­nym: że aż do póź­ne­go wie­ku mo­że­my się nie­ustan­nie roz­wi­jać, doj­rze­wać, speł­niać.

Zna­ny ba­dacz sta­ro­ści Paul Bal­tes chęt­nie opo­wia­dał pew­ną aneg­do­tę zwią­za­ną z Ar­tu­rem Ru­bin­ste­inem. Po­noć ten 80-la­tek zo­stał pew­ne­go razu spy­ta­ny, w jaki spo­sób w tak po­de­szłym wie­ku jest w sta­nie być wciąż tak nie­zwy­kle do­brym kon­cer­tu­ją­cym pia­ni­stą. W od­po­wie­dzi ar­ty­sta wspo­mniał o trzech za­sa­dach, któ­re wciąż jesz­cze po­zwa­la­ją mu do­brze grać na for­te­pia­nie: wy­bór, opty­ma­li­za­cja, rów­no­wa­ga. Po­przez do­bór istot­nych dla sie­bie utwo­rów ogra­ni­czył swój re­per­tu­ar – do­ko­nał za­tem wy­bo­ru. Dzię­ki tej se­lek­cji jest w sta­nie ćwi­czyć te wy­bra­ne utwo­ry czę­ściej i in­ten­syw­niej niż daw­niej, przez co po­pra­wia swo­ją tech­ni­kę – jest to za­tem opty­ma­li­za­cja. A po­nie­waż nie był w sta­nie grać wy­bra­nych utwo­rów w tak szyb­kim tem­pie jak nie­gdyś, za­sto­so­wał ar­ty­stycz­ny trik: przed szcze­gól­nie szyb­ki­mi pa­sa­ża­mi zwal­niał tem­po, dzię­ki cze­mu w po­rów­na­niu z po­przed­ni­mi frag­men­ta­mi pa­sa­że te spra­wia­ły wra­że­nie wy­star­cza­ją­co szyb­kich. Jest to bar­dzo sku­tecz­na for­ma kom­pen­sa­cji oraz ele­ment po­zy­tyw­nej stra­te­gii. Za­prze­cza to rów­nież ste­reo­ty­po­wi, ja­ko­by sta­rze­nie się było na­zna­czo­ne wy­łącz­nie re­zy­gna­cją oraz kur­cze­niem się. Ogra­ni­cze­nie się do nie­licz­nych ce­lów, jed­nak po­dą­ża­nie ku nim w bar­dzo ener­gicz­ny spo­sób i po­szu­ki­wa­nie przy tym od­po­wied­nich re­zerw we­wnętrz­nych i ze­wnętrz­nych – oto sztu­ka do­bre­go sta­rze­nia się.

To, co Ar­tur Ru­bin­ste­in opi­sał jako ta­jem­ni­cę swo­jej sztu­ki, nie od­no­si się wy­łącz­nie do ar­ty­stów, lecz do­ty­czy każ­de­go, kto od­czu­wa brze­mię swe­go wie­ku. Moż­li­we, że taki czło­wiek nie jest już w sta­nie do­ko­ny­wać tylu rze­czy, co kie­dyś. Musi za­tem wy­brać to, co dla nie­go istot­ne, aby le­piej spo­żyt­ko­wać swo­je siły. Musi to prze­ży­wać świa­do­mie i cał­ko­wi­cie się temu po­świę­cać. Oczy­wi­ście po­trze­bu­je też spraw­dzo­nych me­tod ra­dze­nia so­bie z de­fi­cy­ta­mi. Nie­któ­re luki w swej wie­dzy musi uzu­peł­niać do­świad­cze­niem, a bra­ki w spraw­no­ści fi­zycz­nej wy­rów­nać umie­jęt­no­ścią dzia­ła­nia z nie­wiel­kim na­kła­dem ener­gii.

Zwy­kło się mó­wić, że żyje się tyl­ko raz. Ozna­cza to, że ży­cie każ­de­go czło­wie­ka jest nie­po­wta­rzal­ne. Każ­dy jest je­dy­ny w swo­im ro­dza­ju. Ro­ma­no Gu­ar­di­ni uwa­ża, że Bóg skie­ro­wał do każ­de­go czło­wie­ka sło­wo klucz, któ­re „pa­su­je” wy­łącz­nie do tej oso­by. W każ­dej fa­zie ży­cia na­szym za­da­niem jest spra­wić, aby to uni­kal­ne sło­wo, któ­re Bóg do nas skie­ro­wał, sta­ło się sły­szal­ne. Na­sze ży­cie bę­dzie na­praw­dę do­bre wy­łącz­nie wte­dy, kie­dy uświa­do­mi­my so­bie wła­sną nie­po­wta­rzal­ność i gdy w głę­bi od­czu­je­my, że ży­je­my tyl­ko raz. Je­zus w swo­ich ka­za­niach wie­lo­krot­nie na­po­mi­nał nas, by­śmy się obu­dzi­li i żyli na­praw­dę – nie kie­dyś, lecz te­raz, po­nie­waż dano nam tyl­ko jed­no ży­cie i nie mo­że­my go prze­spać. Ży­cie to­czy się za­wsze te­raz: nie po­win­ni­śmy żyć z dnia na dzień, lecz kro­czyć przez świat z otwar­ty­mi ocza­mi i świa­do­mie od­ci­skać ślad swo­je­go ży­cia w tym świe­cie.

Nie­któ­rych lu­dzi ogar­nia lęk, kie­dy uświa­do­mią so­bie, że dano im tyl­ko jed­no ży­cie. Upy­cha­ją więc w nim wszyst­ko, co ma dać szyb­ką przy­jem­ność. Dla nich sta­rze­nie się jest praw­dzi­wą ka­ta­stro­fą, po­nie­waż w po­de­szłym wie­ku na wszyst­ko może być już za póź­no. Ale tra­cą przez to umie­jęt­ność praw­dzi­we­go roz­ko­szo­wa­nia się ży­ciem w każ­dej jego chwi­li. Wpa­tru­ją się upo­rczy­wie w swo­je zbyt krót­kie ży­cie i są­dzą, że mu­szą w nim do­znać speł­nie­nia wszyst­kich swo­ich tę­sk­not. A po­nie­waż nig­dy im się to nie uda, bo tę­sk­no­ta nie ma gra­nic, żyją w co­raz bar­dziej go­rącz­ko­wym tem­pie i jed­no­cze­śnie są co­raz mniej za­do­wo­le­ni.

Za­pew­ne nie­je­den chciał­by unik­nąć tej nie­po­wta­rzal­no­ści i nie­odwo­łal­no­ści swo­je­go ży­cia, wie­rząc w po­now­ne przyj­ście na zie­mię, w re­in­kar­na­cję. Jed­nak dla mnie ozna­cza to uciecz­kę przed nie­po­wta­rzal­no­ścią ży­cia. Za­miast żyć świa­do­mie i in­ten­syw­nie, ro­bię so­bie na­dzie­ję, że otrzy­mam jesz­cze jed­ną szan­sę na po­pra­wie­nie wszyst­kich błę­dów. Ale w ten spo­sób po­mi­ja się dru­gą stro­nę na­uki o re­in­kar­na­cji, a mia­no­wi­cie fakt, że po­przez ży­cie nie­wła­ści­wie prze­ży­te tu i te­raz na­sze przy­szłe ży­cie ob­cią­ży zła kar­ma.

Bar­dziej sym­pa­tycz­ne wy­da­je mi się inne roz­wią­za­nie: kie­dy lu­dzie poj­mu­ją nie­po­wta­rzal­ność swo­je­go ży­cia jako za­pro­sze­nie do tego, by świa­do­mie żyć tym uni­kal­nym ży­ciem i de­lek­to­wać się nim, do­świad­czać go we wszyst­kich jego prze­ja­wach i kształ­to­wać je tu i te­raz, w każ­dej fa­zie. Żyję tyl­ko raz. Jest to rów­nież wy­zwa­nie, by kształ­to­wać ży­cie tak do­brze, jak to tyl­ko moż­li­we. A sztu­ka prze­ży­wa­nia owe­go nie­po­wta­rzal­ne­go ży­cia w spo­sób świa­do­my i in­ten­syw­ny nie roz­po­czy­na się od wkro­cze­nia w po­de­szły wiek. Już od pierw­sze­go dnia, od chwi­li na­szych na­ro­dzin z każ­dym dniem doj­rze­wa­my, sta­rze­je­my się. Dla­te­go sztu­ka ży­cia po­le­ga wła­śnie na sztu­ce doj­rze­wa­nia: na tym, by pod­dać się we­wnętrz­ne­mu pro­ce­so­wi prze­mia­ny ży­cia. Ce­lem tej prze­mia­ny jest to, by­śmy co­raz moc­niej wro­śli w nie­po­wta­rzal­ną i uni­kal­ną po­stać, jaką prze­wi­dział dla nas Bóg.

Sztu­ka doj­rze­wa­nia po­le­ga na tym, by we wszyst­kich do­świad­cze­niach na­sze­go ży­cia, rów­nież we wszyst­kich dy­so­nan­sach, po­szu­ki­wać wła­snej me­lo­dii, w któ­rej roz­wią­żą się wszel­kie na­pię­cia, ja­kich w so­bie do­świad­cza­my. W tej sztu­ce mo­że­my się ćwi­czyć przez całe ży­cie, nie za­czy­na się ona od sta­bi­li­za­cji za­wo­do­wej czy przej­ścia na eme­ry­tu­rę. W po­de­szłym wie­ku uka­zu­ją się je­dy­nie w bar­dziej ja­skra­wy spo­sób te kwe­stie, któ­re wła­ści­wie od­no­szą się do ca­łe­go ży­cia. Prze­cież w koń­cu nie ży­je­my po to, by za­cho­wać mło­dość, lecz by się ze­sta­rzeć.

Erich Fromm po­rów­nu­je na­sze ży­cio­we za­da­nie do na­ro­dzin: na­szym za­da­niem jest na­ro­dzić się w peł­ni. Do tego wy­obra­że­nia od­niósł się Le­onar­do Boff, kie­dy w tek­ście opu­bli­ko­wa­nym z oka­zji swo­ich sie­dem­dzie­sią­tych uro­dzin na­pi­sał: „Po­de­szły wiek jest ostat­nim eta­pem ludz­kie­go wzra­sta­nia. Ro­dzi­my się w peł­ni, ale nig­dy nie je­ste­śmy do­koń­cze­ni. Mu­si­my do­peł­nić na­szych na­ro­dzin, urze­czy­wist­nia­jąc na­szą eg­zy­sten­cję, otwo­rzyć dro­gi, prze­zwy­cię­żyć trud­no­ści i ukształ­to­wać na­szą dro­gę ży­cia. Wciąż je­ste­śmy w pro­ce­sie sta­wa­nia się. Za­czy­na­my od na­ro­dzin. W cią­gu na­sze­go ży­cia ro­dzi­my się nadal stop­nio­wo, aż wresz­cie na­ro­dzi­ny się do­peł­nią. Po­de­szły wiek jest ostat­nią oka­zją, jaką ofe­ru­je nam ży­cie, by za­koń­czył się roz­wój, doj­rze­wa­nie i wresz­cie na­ro­dzi­ny”. Sta­rze­nie się sta­no­wi ele­ment tego ca­ło­ścio­we­go ży­cio­we­go pro­ce­su.

Ni­niej­sza książ­ka nie jest książ­ką o sta­ro­ści, lecz ra­czej o ży­cio­wym pro­ce­sie doj­rze­wa­nia. W dal­szej czę­ści nie za­mie­rzam przed­sta­wiać ani żad­nych po­glą­dów me­dycz­nych, ani sys­te­ma­tycz­ne­go opi­su sta­rze­nia się. Pra­gnę ra­czej za­jąć się tymi kwe­stia­mi, któ­re po­ru­szy­ły mnie w trak­cie roz­mów z róż­ny­mi ludź­mi i któ­re wy­pły­nę­ły w moim ży­ciu przez pro­ces sta­rze­nia się. Oczy­wi­ście nie je­stem w sta­nie udzie­lić żad­nych osta­tecz­nych, jed­no­znacz­nych od­po­wie­dzi. Pra­gnę tyl­ko pod­jąć pró­bę udzie­le­nia wska­zó­wek, by­ście Wy, dro­ga Czy­tel­nicz­ko i dro­gi Czy­tel­ni­ku, mo­gli od­kryć w so­bie dro­gę, któ­ra po­pro­wa­dzi Was przez wszyst­kie eta­py ży­cia do ży­cia praw­dzi­we­go, czy­li do ży­cia, któ­re­go nie znisz­czy śmierć.1. Jak upły­wa czas

Czas to ży­cie. Na­sze sta­rze­nie się jest uwa­run­ko­wa­ne rów­nież tym, że wy­da­je się nam, iż od­czu­wa­my upływ cza­su. Je­ste­śmy tego świa­do­mi po­dob­nie jak prze­sy­py­wa­nia się pia­sku w klep­sy­drze. Wraz z tym, jak przy­by­wa nam lat, czu­je­my, że czas pły­nie co­raz szyb­ciej. Kie­dy na­gle spo­ty­ka­my przy­ja­ciół z dzie­ciń­stwa czy mło­do­ści i do­strze­ga­my, jak się zmie­ni­li i jak czas wy­rył swo­je śla­dy na ich twa­rzach, wte­dy – prze­glą­da­jąc się w tych twa­rzach – uświa­da­mia­my so­bie, że mi­nio­ne lata po­zo­sta­wi­ły swój ślad rów­nież w nas. Hugo von Hof­man­n­sthal, pi­sarz au­striac­ki, au­tor li­bret­ta do ope­ry „Ka­wa­ler srebr­nej róży”, bar­dzo dużo roz­my­ślał na te­mat prze­mi­ja­ją­ce­go cza­su. Mar­szał­ko­wa w „Ka­wa­le­rze srebr­nej róży” stwier­dza, że czas to dziw­na rzecz. Kie­dy żyje się ot tak, z dnia na dzień, sam w so­bie nic nie zna­czy. A po­tem, na­gle, nie czu­je się już nic poza nim; ota­cza nas ze wszyst­kich stron i jest w środ­ku nas. Po­wo­li są­czy się w twa­rzach, w lu­strze, pły­nie po­mię­dzy nami jak w klep­sy­drze, bez­gło­śnie, nie­po­wstrzy­ma­nie. Aż chce się wstać z łóż­ka w środ­ku nocy i za­trzy­mać wszyst­kie ze­ga­ry… Ze­ga­ry moż­na za­trzy­mać, ale czas bie­gnie da­lej.

Z bie­giem lat co­raz czę­ściej do­świad­cza­my tego szcze­gól­ne­go wra­że­nia, że czas prze­cie­ka nam mię­dzy pal­ca­mi, że zo­sta­je nam go co­raz mniej. To do­świad­cze­nie ogra­ni­czo­ne­go i skoń­czo­ne­go cza­su nie­któ­rych na­pa­wa lę­kiem. Re­agu­ją oni pa­ni­ką i nie chcą za­ak­cep­to­wać rze­czy­wi­sto­ści. Pró­bu­ją tu­szo­wać śla­dy mi­ja­ją­ce­go cza­su, uży­wa­jąc kre­mów wy­gła­dza­ją­cych zmarszcz­ki lub de­cy­du­jąc się na li­fting swo­jej wiot­cze­ją­cej skó­ry. Inni rzu­ca­ją się w wir po­śpie­chu i za­jęć. Pra­gną jak naj­in­ten­syw­niej wy­ko­rzy­stać czas, jaki im po­zo­stał, upy­cha­jąc w nim wszyst­ko, co tyl­ko moż­li­we. A jed­nak wciąż mają wra­że­nie, że czas jak gdy­by przed nimi ucie­ka, co­raz szyb­ciej i nie­odwo­łal­nie. Sta­je się on wte­dy prze­ciw­ni­kiem, z któ­rym po­dej­mu­ją wal­kę, a nie jest to ta­kie ob­co­wa­nie z cza­sem, ja­kie za­le­ca nam Je­zus lub do ja­kie­go za­chę­ca nas fi­lo­zo­fia grec­ka.

Gre­cy nada­li swo­je­mu do­świad­cze­niu zwią­za­ne­mu z cza­sem for­mę mitu. Po­przez opo­wia­da­nie uwy­dat­nio­no w nim wzbu­dza­ją­cy lęk aspekt cza­su jako siły po­chła­nia­ją­cej, czy­li to, cze­go do­świad­cza­my aż do dzi­siaj w swo­im ży­ciu i co sta­no­wi dla nas ta­jem­ni­cę cza­su. Ów sta­ro­żyt­ny mit opo­wia­da nam o pra­bo­gu Chro­no­sie, któ­ry po­żarł swo­je dzie­ci ze stra­chu przed tym, że mo­gły­by zgło­sić pre­ten­sje do tro­nu. Jed­nak jego mał­żon­ka Rea prze­chy­trzy­ła go. Kie­dy Chro­nos uro­dził Zeu­sa, za­wi­nę­ła w pie­lusz­ki ogrom­ny ka­mień i gdy Chro­nos po­łknął ka­mień, Zeus mógł go po­ko­nać. Dzi­siaj mó­wi­my jesz­cze o chro­no­me­trze, czy­li mier­ni­ku cza­su. Grec­kie chro­nos to czas od­mie­rza­ny, poj­mo­wa­ny ilo­ścio­wo, któ­re­go wciąż jest zbyt mało; czas, któ­ry nas po­chła­nia, czas, któ­ry trak­tu­je­my jak wro­ga.

Ale nie jest to cała mą­drość Gre­ków zwią­za­na z do­świad­cze­niem cza­su. Zna­li oni rów­nież inne sło­wo na okre­śle­nie cza­su: ka­iros, czy­li czas przy­jem­ny, któ­ry jest oka­zją i szan­są. Wła­śnie w tym grec­kim spo­so­bie poj­mo­wa­nia cza­su Je­zus za­wsze mówi o ka­iros, o cza­sie przy­jem­nym, cza­sie wy­peł­nio­nym. Jest to czas, któ­ry zo­stał nam dany i z któ­re­go wol­no nam ko­rzy­stać. To, czy bę­dzie­my trak­to­wać czas jako chro­nos, czy jako ka­iros, za­le­ży wy­łącz­nie od nas oraz od na­sze­go na­sta­wie­nia wo­bec cza­su. Je­śli ży­je­my cał­ko­wi­cie chwi­lą, tym, co trwa te­raz, wte­dy do­świad­cza­my cza­su jako ka­iros – cza­su przy­jem­ne­go, któ­ry zo­stał nam po­da­ro­wa­ny. Czu­je­my przed­smak ta­jem­ni­cy cza­su, któ­re­go nie je­ste­śmy w sta­nie za­trzy­mać, ale któ­ry na­le­ży jed­nak do nas w da­nej chwi­li. Od­dy­cha­my w cza­sie, od­czu­wa­my w cza­sie, mamy po­czu­cie cza­su.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: