Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zygmunt Kaczkowski i jego czasy: na podstawie źródeł i materyałów rękopiśmiennych - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zygmunt Kaczkowski i jego czasy: na podstawie źródeł i materyałów rękopiśmiennych - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 797 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AU­TO­RA.

W cią­gu ni­niej­szej pra­cy, prze­rwa­nej in­wa­zyą ros­syj­ską i do­pie­ro w r. 1916/17 wśród cięż­kich wa­run­ków do­ko­na­nej, do­zna­łem nie tyl­ko ze stro­ny ta­kich in­sty­tu­cyj, jak Za­kład na­ro­do­wy im. Osso­liń­skich, lwow­skie To­wa­rzy­stwo hi­sto­rycz­ne, Ar­chi­wum Ber­nar­dyń­skie. Mu­zeum w Bap­per­swi­lu… któ­re mi do­zwo­li­ły ko­rzy­stać ze swych cen­nych zbio­rów rę­ko­pi­śmien­nych, lecz i wśród gro­na uczo­nych i li­te­ra­tów, oraz po­sia­da­czy do­ku­men­tów i li­stów Zyg­mun­ta Kacz­kow­skie­go… tyle ser­decz­ne­go po­par­cia i chęt­nej po­mo­cy, że tyl­ko temu za­wdzię­czać mogę, iż zdo­ła­łem ze­brać ob­fi­ty ma­te­ry­ał do mego stu­dy­um.

Do szcze­gól­niej­szej wdzięcz­no­ści obo­wią­za­ny je­stem mia­no­wi­cie: pro­fe­so­ro­wi Uni­wer­sy­te­tu, rad­cy Dwo­ru dr. Oswal­do­wi Bal­ze­ro­wi, ku­sto­szo­wi Bi­blio­te­ki Osso­liń­skich dr. Lu­dwi­ko­wi Ber­nac­kie­mu, pro­fe­so­ro­wi Uniw. Ja­giell… dr. Igna­ce­mu Chrza­now­skie­mu, pro­fe­so­ro­wi Uni­wer­sy­te­tu, rad­cy Dwo­ru dr. Lu­dwi­ko­wi Fin klo­wi. Fran­cisz­ko­wi Ra­wi­cie­Gaw­roń­skie­mu, pu­bli­cy­ście Adolf owi Wła­dy­sła­wo­wi In­len­de­ro­wi, Sta­ni­sła­wo­wi Koź­mia­no­wi, Igna­ce­mu hr. Kra­sic­kie­mu, Wła­dy­sła­wo­wi Pro­ke­scho­wi, Zyg­mun­to­wi Sar­nec­kie­mu, Ta­de­uszo­wi Sma­rzew­skie­mu. – Nie­któ­rych waż­nych szcze­gó­łów i do­ku­men­tów do­star­czy­li mi rów­nież z całą, uprzej­mo­ścią: pani He­le­na Dąb­czań­ska, ad­wo­kat kra­jo­wy dr. Lu­do­mir Le­wan­dow­ski i p. Sta­ni­sław Wa­sy­lew­ski. Wszy­scy niech ra­czą przy­jąć naj­ser­decz­niej­sze po­dzię­ko­wa­nie.

Nie mogę tez po­mi­nąć bez rzew­ne­go wspo­mnie­nia po­mo­cy, ja­kiej mi uży­czy­li ś… p. Eu­ge­niusz Ko­ryt­ko w Pa­ry­żu i ś… p… dr. Bro­ni­sław Czar­nik, emer. ku­stosz Bi­blio­te­ki Osso­liń­skich we Lwo­wie, zmar­li w cią­gu dru­ku ni­niej­szej pra­cy. Ś. p. Ko­ryt­ko udzie­lił mi cen­nych in­for­ma­cyj o sto­sun­kach oso­bi­stych przy­ja­cie­la swe­go, Zyg­mun­ta Kacz­kow­skie­go; ś… p. Bro­ni­sław Czar­nik nie­jed­no­krot­nie sam zgła­szał się do mnie, wska­zu­jąc nie­któ­re źró­dła, a na­wet wła­sno­ręcz­nie od­pi­su­jąc li­sty i do­ku­men­ty, od­no­szą­ce się do Kacz­kow­skie­go. – Cześć ich pa­mię­ci!II.

(Na wła­snym grun­cie. – Ga­le­rya szlach­ty sa­noc­kiej. – Pierw­sze utwo­ry li­te­rac­kie: "Uwa­gi nad mo­ral­ne­mi cho­ro­ba­mi". – Po­wiast­ka "Tuz". – Wier­sze: "Czem nie ma­rzyć?" – Sto­sun­ki z Kor­ne­lem Ujej­skim. – Rok 1846. – Bra­cia Wie­sio­low­sey. – Roz­mo­wa z W. Po­lem. – Po­wsta­nie w Sa­noc­kiem. – Je­rzy Buł­ha­ryn. – Uwię­zie­nie Igna­ce­go i Zyg­mun­ta Kacz­kow­skich. – Dwu­let­nie wię­zie­nie. – Wy­rok śmier­ci. – Amne­stya. – Sąd póź­niej­szy Kacz­kow­skie­go o r. 1846. – Za­miar pi­sa­nia po­wie­ści na tle spi­sków. – Wy­ją­tek z li­stu Jana Za – cha­ria­sie­wi­cza.)

W po­wyż­szym szki­cu lat mło­dzień­czych Zyg­mun­ta Kacz­kow­skie­go, głów­nym prze­wod­ni­kiem był nam jego "Pa­mięt­nik od roku 1833 – 1844. Rów­no­cze­śnie jed­nak, na pod­sta­wie au­ten­tycz­nych do­ku­men­tów, jak me­try­ki i akty są­do­we, mo­gli­śmy mi­mo­cho­dem spro­sto­wać pew­ne nie­do­kład­no­ści, po­peł­nio­ne przez Win­cen­te­go Ko­ro­tyń­skie­go w jego roz­pra­wie "O au­to­rze", a po­wtó­rzo­ne za nim przez Pio­tra Chmie­low­skie­go i Ign. Chrza­now­skie­go.

Przy­pusz­czać moż­na, że pierw­sze te lata go­spo­da­ro­wa­nia na wła­snym ka­wał­ku zie­mi, nie były dla Kacz­kow­skie­go uciąż­li­we. Gały trud za­rzą­du dźwi­ga­ła dziel­na i ener­gicz­na bab­ka, oj­ciec też z Ci­sny do­jeż­dżał, a ośm­na­sto­let­ni mło­dzie­niec ba­wił się jaz­dą kon­ną i od­wie­dzi­na­mi w są­siedz­twie. Są­siedz­two to zaś było licz­ne i wy­bo­ro­we. W rę­ko­pi­śmien­nej no­tat­ce przy­ta­cza Kacz­kow­ski "ga­le­rye szlach­ty sa­noc­kiej": Łoś z Łuha i Ja­wor­ca, Łą­żyń­ski z Kry­we­go, Kra­jew­ski z Ter­ki, syn jego Lu­dwik z Za­wo­ja. Nur­kow­scy, trzech bra­ci Kar­śnic­kich z Ba­li­gro­du. Fran­ci­szek Urbań­ski z Ja­bło­nek, Emi­no­wicz z By­stre­go, Pa­pa­ra z Mcha­wy, Ra­fał Osu­chow­ski z Za­ho­cze­wia. Adam Żu­row­ski z Be­re­ski, Kon­stan­ty Bo­bow­ski i jego zię­cio­wie Lesz­czyń­ski Le­opold i Jor­dan z Ore­lea… sta­ry Tru­sko­la­ski z Tar­na­wy. Xa­we­ry hr. Ko­nar­ski z Chrew­ty. Woj­ciech. Ter­lec­ki z Ty­sko­wy, Gie­buł­tow­ska z domu Kar­śnic­ka z Woł­ko­wyi, Bo­row­scy z Żer­den­ki, Ję­drzej Bal z Śred­niej wsi i jego sy­no­wie: Ty­mon, Fran­ci­szek, An­to­ni i Jan… szam­be­lan Ski­biń­ski z Uhe­rec, bra­cia Gór­scy ze Stef­ko­wej, La­skow­scy z Po­la­ny i Ba­ża­nów­ki. Jan Tchorz­nio­ki z Dą­brów­ki, bra­cia Urbań­scy z Mysz­ko­wiec, Urbań­ski z Kom­bor­ni, Ha­czo­wa i Od­rze­cho­wej, Sta­ni­sław Brze­ściań­ski z Usty­ano­wej, Strze­lec­cy z Ło­pien­ki, Wik­to­ro­wie z Za­rszy­na i Sem­ko­wej Woli. Teo­fil Osta­szew­ski ze Wzdo­wa, Za­łu­scy, Skrzyń­scy, Se­we­ryn Fre­dro, oże­nio­ny z Ko­nar­ska z Noz­drz­ca, Alek­san­der Kra­sic­ki z Du­biec­ka, Ce­zar Mę­ciń­ski z Du­kli. Ko­złow­scy, Kra­iń­scy, Sma­rzew­scy (1).

Je­że­li nie wszyst­kie, to wie­le z tych na­zwisk spo­ty­ka­my póź­niej w opo­wie­ściach Nie­czui… a za­sły­sza­ne tam wów­czas i za­no­to­wa­ne w pa­mię­ci dzie­je we­wnętrz­ne tych ro­dzin – do­star­czy­ły nie­wąt­pli­wie Kacz­kow­skie­mu wąt­ku do ca­łe­go sze­re­gu utwo­rów.

Po za za­ję­cia­mi go­spo­dar­skie­mu któ­re za­pew­ne nie bar­dzo nę­ci­ły mło­dzień­ca, i po za są­siedz­kie­mi od­wie­dzi­na­mi, po­zo­sta­wa­ło Zyg­mun­to­wi dość jesz­cze wol­ne­go cza­su do spró­bo­wa­nia pió­ra, co go od­daw­na po­cią­ga­ło. Po­wo­dze­nie może nie tyle ła­ciń­skich wy­pra­co­wań i owej nie­miec­kiej tra­ge­dyi kla­sycz­nej, ile ra­czej sa­ty­rycz­nych wier­szy stu­denc­kich, ku­si­ło snadź cią­gle mło­de­go zie­mia­ni­na. To też już w r. 1845 uka­za­ły się pierw­sze jego utwo­ry pro­zą w "Dzien­ni­ku mód pa­ry­skich".

Nie za­po­wia­da­ły one zgo­ła pi­sar­skie­go ta­len­tu. W trzech ar­ty­ku­łach, pod ogól­nym ty­tu­łem; "Uwa­gi nad mo­ral­ne­mi cho­ro­ba­mi", oka­zu­je mło­dy au­tor nie tyl­ko brak wpra­wy w pi­sa­niu, nie tyl­ko co krok grze­szy błę­da­mi gra­ma­tycz­ny­mi, lecz nad­to nie­ma tu ani głęb­szej ob­ser­wa­cyi, ani sa­ty­rycz­ne­go za­cię­cia, czy dow­ci­pu, któ­ry jest wy­mu­szo­ny i nie­szcze­ry. W pierw­szym z tych ar­ty­ku­łów p… t.: "Go­rącz­ka dow­ci­po­wa" kar­ci au­tor to wła­śnie, czem sam grze­szy: dow­cip wy­mu­szo­ny i chęć po­pi­sy­wa­nia się nim. Na cho­ro­bę taką wi­dzi je­dy­ne le­kar­stwo w tem, aby czło­wiek rze­czy­wi­ście dow­cip­ny kar­cił na każ­dym kro­ku nie­for­tun­ne po­pi­sy do­tknię­te­go "go­rącz­ką dow­ci­po­wą", któ­re­mu przy tem w ra­zie ostre­go na­pa­du, na­le­ży opu­ścić "dwie fi­li­ża­nek" (sic!) krwi i da­wać pa­pry­kę do za­ży­wa­nia (2).

–- (1) No­tat­ka p… t. "Pa­mięt­ni­ki". Ms.

(2) "Dzien­nik mód pa­ry­skich" Nr. 16 z r. 1845.

Dru­gi ar­ty­kuł p… t. "Pa­ra­fia­nizm" wy­szy­dza chęć na­śla­dow­nic­twa cu­dzych, przy­mio­tów, mał­po­wa­nie. Jest tu na­wet przy­tyk do któ­re­goś ze współ­cze­snych "pseu­do" po­etów, że nie zna­jąc ani kra­ju, ani po­ezyi ukra­iń­skie­go ludu… na­śla­do­wać usi­łu­je dum­ki i szum­ki Za­le­skie­go Boh­da­na. Ty­tuł ar­ty­ku­łu "Pa­ra­fia­nizm", przy­wo­dząc na pa­mięć "Pa­ra­fiańsz­czy­znę" Lesz­ka Bor­kow­skie­go, któ­rej część pierw­sza po­ja­wi­ła się w r. 1843. po­zwa­lał­by przy­pusz­czać, że ten przy­tyk wła­śnie do nie­go się od­no­si i do jego pierw­sze­go utwo­ru po­etyc­kie­go, któ­ry uka­zał się w "Ha­li­cza­ni­nie" w r. 1830 p… t. "Ko­zak" a opie­wał mi­łość ko­za­ka i ta­tar­ki. – Być też może, iż od­no­si­ło się to do Aug. Bie­low­skie­go lub Lu­cy­ana Sie­mień­skie­go, któ­rzy w Zie­wo­ni już w r. 1834 ogła­sza­li "Dum­ki" a w r. 1838 wy­da­li zbiór "Du­mek" w Pra­dze. Le­kar­stwem na cho­ro­bę mał­po­wa­nia, jest i tu­taj wy­śmie­wa­nie sa­ty­rycz­ne. Rzecz cała rów­nie, jak po­przed­nia, w przed­sta­wie­niu i ar­gu­men­ta­cyi nie­udol­na.

Nie więk­szej siły, a pod wzglę­dem sty­lu po­dob­nież nie­do­łęż­ny jest trze­ci z rzę­du ar­ty­kuł tej se­ryi, p… t. "Za­pa­le­nie szla­chet­nej stro­ny ser­ca", wy­dru­ko­wa­ny w tem­że sa­mem cza­so­pi­śmie w Nr. 1. z r. 1846.

W Nr. 20 z 20. wrze­śnia 1845 i na­stęp­nych "Dzien­ni­ka mód pa­ry­skich" znaj­du­je­my po­wiast­kę p… t. "Tuz". Czy­ta­jąc ją… nie moż­na­by na­wet prze­czuć przy­szłe­go au­to­ra tylu gło­śnych, po­wie­ści. Rzecz nie­zmier­nie sła­ba. Je­st­to opo­wieść o ja­kimś na­iw­nym, zbyt na­iw­nym szlach­ci­cu Bar­tło­mie­ju Do­le­wa Wod­nic­kim, któ­ry za po­mo­cą fak­to­ra żyda, przyj­mu­je so­bie se­kre­ta­rza, nie­ja­kie­go Tuza. Ten, do spół­ki z aren­da­rzem, okra­da na­iw­ne­go szlach­ci­ca; za­bie­ra mu cały jego ma­ją­tek, 40. 000 zł… i ucie­ka. Szlach­cie zu­bo­żał cał­ko­wi­cie, a pan Tuz da­lej krad­nie; wresz­cie otrzy­mu­je nie­spo­dzie­wa­nie ja­kiś wiel­ki spa­dek i wy­pły­wa na wi­dow­nię, jako hra­bia Tuz. Pan Bar­tło­miej za­bie­ra się ener­gicz­nie do rze­ko­me­go hra­bie­go i od­zy­sku­je swo­je 40. 000 zł… z pro­cen­ta­mi.

Styl tej po­wiast­ki, bar­dzo jesz­cze nie wy­ro­bio­ny, roi się od błę­dów gra­ma­tycz­nych. Kacz­kow­ski pi­sze jesz­cze wte­dy: "po­trze­by­waó", a sta­le – co mu się zresz­tą i póź­niej czę­sto wy­da­rza, – uży­wa czwar­te­go przy­pad­ku z prze­cze­niem. Pan Bar­tło­miej gro­zi np. Tu­zo­wi, że nie ustą­pi i nie prze­sta­nie go ści­gać, do­pó­ki mu "nie wy­li­czy skra­dzio­ne pie­nią­dze".

Chcąc na upar­te­go do­pa­trzeć się w tej nie­udol­nej ro­bo­cie ja­kiejś ten­den­cyi, moż­na­by wresz­cie po­są­dzić au­to­ra o za­miar wy­szy­dze­nia igno­ran­cyi szlach­ty z jed­nej, a lek­ko­myśl­no­ści, z jaką spo­łe­czeń­stwo przyj­mu­je ta­kich sa­mo­zwań­czych hra­biów-szal­bie­rzy, jak

Tuz, z dru­giej stro­ny. Sa­ty­ra jed­nak taka by­ła­by zbyt gru­ba i na ży­cio­wej ob­ser­wa­cyi chy­ba nie opar­ta. Gdy­by­śmy na­wet przy­pu­ścić chcie­li, że w spo­łe­czeń­stwie szla­chec­kiem mo­gły pod­ów­czas ist­nieć wy­jąt­ko­wo ta­kie typy jak pan Do­le­wa, to z pew­no­ścią hra­biów Tu­zów nie było. Szlach­ta sa­noc­ka, wśród któ­rej ob­ra­cał się wów­czas Kacz­kow­ski, była bar­dzo eks­klu­zyw­na i ta­kich sa­mo­zwań­ców nie­za­wod­nie nie przy­ję­ła­by do swe­go gro­na. – W każ­dym ra­zie ude­rza w tej po­wia­st­ce pe­wien na­strój de­mo­kra­tycz­ny. Z wy­raź­nym prze­ką­sem mówi się tam o her­bach i szla­chec­twie, któ­re­go zresz­tą, bar­dzo li­chym przed­sta­wi­cie­lem jest, le­d­wie czy­tać umie­ją­cy, pan Bar­tło­miej Do­le­wa. Mo­gło­by to chy­ba świad­czyć o chę­ci po­msz­cze­nia się za pew­ne upo­ko­rze­nia, ja­kich mógł do­znać Kacz­kow­ski… jako bądź co bądź homo no­vus w sfe­rze wła­ści­cie­li ziem­skich, wśród sta­rej, osia­dłej szlach­ty sa­noc­kiej.

Bok 1845 przy­niósł jesz­cze wiersz p… t. "Czem (sic!) nie ma­rzyć?" Wiersz, ra­żą­cy już w sa­mym ty­tu­le błę­dem. ("Czem", za­miast: "Cze­mu") z ru­siń­skie­go, zda­je się, ję­zy­ka za­czerp­nię­tym ("Czom ty mene moja maty w cer­kow ne no­sy­ła") – świad­czy o zu­peł­nym bra­ku po­etyc­kie­go po­lo­tu i głęb­szej my­śli. Dość przy­to­czyć jed­ną strof­kę:

"Za cóż więd­nąć z zło­tym kwia­tem,

Z ziem­skim, za­wsze sta­rzeć świa­tem,

Cze­muż z świa­tem sta­rym sta­rzeć,

Czem nie du­mać, czem nie ma­rzyć?

O, bo nie sta­rze­je myśl!

Nie­ma koń­ców świat złu­dze­nia,

Nie­ma krań­ców świat ma­rze­nia,

Ani kre­su myśl" (1).

W tym­że sa­mym rocz­ni­ku "Dzien­ni­ka mód pa­ry­skich" uka­zy­wać się po­czy­na­ją, jak­by dla po­rów­na­nia, po­ezye Kor­ne­la Ujej­skie­go, – o ileż wyż­sze! Z po­ezyj bi­blij­nych jest tam mia­no­wi­cie wiersz p… t. "Ha­gar na pusz­czy".

Z Ujej­skim łą­czy­ły pod­ów­czas Kacz­kow­skie­go bli­skie sto­sun­ki, Pa­miąt­ką tej przy­jaź­ni po­zo­sta­ły sło­wa "o zło­tych ustach naj­droż­sze­go nam Ujej­skie­go" wy­dru­ko­wa­ne w pierw­szym to­mie "Baj­ro­wi­sty" na str. 168 (Wy­da­nie wi­leń­skie J. Za­wadz­kie­go). Po­wieść ta pi­sa­na była w r. 1855. Sto­sun­ki te jed­nak ry­chło się po­psu­ły i prze­obra­zi­ły w jaw­ną nie­przy­jaźń. Już w r. 1858 w li­ście do Se­we­ry­na Sma­rzew­skie­go, do­no­sząc mu o pi­smach pe­ry­odycz­nych, – (1) "Dzien­nik mód pa­ry­skich" Nr. 20.

tak war­szaw­skich i po­znań­skich, jak i lwow­skich, i kry­ty­ku­jąc ostro lwow­ski " Dzien­nik li­te­rac­ki", któ­ry "naj­obrzy­dli­wiej się dzi­siaj liże tym sa­mym, na któ­rych wczo­raj naj­obrzy­dli­wiej wy­my­ślał"… – do­da­je Kacz­kow­ski: "a jesz­cze mniej się moż­na zbu­do­wać ko­cha­nym Kor­nel­kiem Ujej­skim, któ­ry w tym­że Dzien­ni­ku na­pi­sał ar­ty­kuł o ak­to­rach i ak­tor­kach. Mniej­sza o ten ar­ty­kuł na­resz­cie, ale co mnie na po­czci­we­go Kor­nel­ka na­pę­dzi­ło ru­mień­ców, to to, że w ar­ty­ku­le tak bar­dzo ni­skim i na­pi­sa­nym o rze­czach jesz­cze niż­szych (ro­zu­miem tu in­dy­wi­dua, któ­re znam do­brze ze sce­ny) wy­stę­pu­je w to­nie pro­roc­kim i ty­tu­łu­je sio w licz­bie mno­giej. Wy­obraź so­bie, ile­by moż­na obu­dzić śmie­chu, gdy­by mu na ten ar­ty­kuł od­pi­sać i ty­tu­ło­wać go tak­że w licz­bie mno­giej. Ko­cha­ny Kor­ne­lek, jak wi­dać, bę­dzie już za­wsze po­etą, ale po­dob­no nig­dy nie zo­sta­nie czło­wie­kiem. Gdy­byż przy­najm­niej wie­dział, ja­kim jest w sa­mej rze­czy po­etą! Toby go może zro­bi­ło tro­chę mniej­szym po­etą, ale nie­za­wod­nie więk­szym czło­wie­kiem (1).

Dzi­wić się za­iste moż­na, że sąd taki mógł wy­po­wie­dzieć Kacz­kow­ski o Ujej­skim, jako po­ecie, już po uka­za­niu się pierw­szej czę­ści "Skarg Je­ren­rie­go". Świad­czy to, jak bar­dzo stron­ni­czym był i za mło­du póź­niej­szy au­tor "Teki Nie­czuł". – Rów­nież nie­spra­wie­dli­wym jest zło­śli­wy ustęp o ar­ty­ku­le Ujej­skie­go o ak­to­rach. Nie trze­ba bo­wiem za­po­mi­nać, że w r. 1857 na­stą­pi­ło po­now­ne otwar­cie sce­ny pol­skiej we Lwo­wie, że na tę uro­czy­stość na­pi­sał Ujej­ski pro­log pe­łen po­lo­tu i że uwa­żał so­bie za oby­wa­tel­ski obo­wią­zek sce­nę tą po­pie­rać, pra­gnął bo­wiem, we­dle słów pro­lo­gu, by ona "sta­ła się dla ludu szko­łą i wzo­rem", i sko­ro "świą­ty­nią się zo­wie, aby "świę­to­ścią wciąż sta­ła".

W dal­szym cią­gu sto­su­nek ten z Ujej­skim jesz­cze się po­gor­szył, co wy­wo­ła­ło sąd jesz­cze ostrzej­szy. W r. 1891 pi­sał Kacz­kow­ski do pro­fe­so­ra Ksa­we­re­go Li­ske­go: "O mo­ich prze­ciw­ni­kach we Lwo­wie nic nie wiem, wiem tyl­ko, że Ujej­ski był po wszyst­kie cza­sy moim za­wzię­tym wro­giem, a na­wet miał raz bar­dzo gwał­tow­ną sce­nę o mnie z Gil­le­rem… w obec­no­ści kil­ku­na­stu osób, na­le­żą­cych do tego obo­zu (de­mo­kra­tycz­ne­go). Ujej­ski, o kil­ka lat star­szy ode­mnie, ale wła­ści­wie mój współ­cze­sny, a nie­gdyś (1848 do 1850) mój bli­ski przy­ia­ciel, jest to oso­bliw­sza fi­gu­ra: gdzie łba na­sta­wia­no, gdzie się bito, gdzie sie­dzia­no w wię­zie­niu, gdzie pra­co­wa­no, gdzie po­świę­ca­no ma­jąt­ki dla spra­wy pu­blicz­nej, tam go nig­dy i nig­dzie nie było, ale gdzie trze­ba było bło­tem rzu­cić na – (1) Z Be­reź­niey 24. paź­dzier­ni­ka 1858.

ko­goś, albo za­siąść do są­dów ta­jem­nych, tam za­wsze się zna­lazł. Ale czy jesz­cze dziś pod­stop­ne­mi in­try­ga­mi sio bawi… o tem mi nie wia­do­mo" (1).

Sąd ten… tak bar­dzo su­ro­wy, wy­wo­ła­ny snadź był żywą za­wsze w du­szy Kacz­kow­skie­go pa­mię­cią o przej­ściach w r. 1863 i o udzia­le Ujej­skie­go w są­dzie, któ­ry go po­tę­pił, o czem we wła­ści­wem miej­scu bę­dzie­my mó­wi­li.

W pa­pie­rach po­śmiert­nych Kacz­kow­skie­go… a mia­no­wi­cie w no­tat­kach, kre­ślo­nych już w ostat­nich la­tach, do ży­cio­ry­su Win­cen­te­go Pola, znaj­du­je­my tak­że su­ro­wą, a tym ra­zem za­słu­żo­ną kry­ty­kę Ujej­skie­go "Li­stów z pod Lwo­wa", wy­mie­rzo­nych prze­ciw Po­lo­wi, a pi­sa­nych, jak twier­dzi Kacz­kow­ski, z na­tchnie­nia i pod wpły­wem Jana Do­brzań­skie­go. – W in­nem miej­scu za­no­to­wał: "Li­sty z pod Lwo­wa: Je t'ac­cu­se. Nie­do­rzecz­ne i nie­uczci­we". I da­lej: "Pi­sma tego na se­ryo brać nie moż­na, Nie wie­my, co to jest? Ja­kiś wy­lew dwo­iste­go uczu­cia, koń­czą­cy się po­tę­pie­niem; dziw­niej­sze to jesz­cze, że je­den po­eta na­pa­da na dru­gie­go w pro­win­cyi ta­kiej, gdzie tyl­ko ich dwóch było. Uczu­ciem nie pi­sze się kry­ty­ki. Nie wy­stę­pu­je się, jako oskar­ży­ciel, kie­dy się nic ma pra­wa do tego. Gdzie się bito, cier­pia­no, pra­co­wa­no, tam byli oskar­że­ni, ale oskar­ży­cie­la tam nie było. Nie by­ło­by po­wo­du wspo­mi­nać o tym ela­bo­ra­cie, gdy­by nie to, że mimo oskar­że­nia, jest to naj­cie­plej­sze uzna­nie za­sług po­ety" (2).

Naj­ostrzej jed­nak prze­mó­wił Kacz­kow­ski w spra­wie tych li­stów z pode Lwo­wa, w li­ście z Be­reź­ni­cy z dnia 20. czerw­ca 1860, pi­sa­nym do Au­gu­sta Bie­low­skie­go. List ten, prze­cho­wa­ny w rę­ko­pi­sach Bi­blio­te­ki Osso­liń­skich a czę­ścio­wo wy­dru­ko­wa­ny w kra­kow­skim "Prze­glą­dzie Li­te­rac­kim" przez p. Sta­ni­sła­wa Zdziar­skie­go, (3) za­wie­ra naj­cięż­sze za­rzu­ty tak prze­ciw pi­smu, "któ­re apo­sto­łu­je za­sa­dy prze­ciw­ne du­cho­wa i za­cno­ści na­ro­do­wej", jak i prze­ciw Kor­ne­lo­wi Ujej­skie­mu. Kacz­kow­ski na­zy­wa Ujej­skie­go w tym li­ście czło­wie­kiem "zwich­nię­tym w swo­im umy­śle", "krzy­ka­czem"

i "plwa­czem", nie­kon­se­kwent­nym "igno­ran­tem". Jego list o Polu na­pi­sa­ny jest "nie­zdar­nie", fał­sze w nim "na­stro­szo­ne są na fał­szach". Przedew­szyst­kiem Pol "nie był nig­dy tak wiel­kim po­etą, ja­kim go Ujej­ski przed­sta­wia. Ujej­ski ma kar­ło­wa­tą wy­obraź­nięo wiel­ko­ści"; Pol nie był nig­dy "jed­nym z tych du­chów wy­nio­słych i wiel­kich, któ­rym dano jest prze­wod­ni­czyć na­ro­dom"; był z po- – (1) List z 1. stycz­nia. 1891 r. Ms.

(2) No­tat­ki do ży­cio­ry­su Pola. Ms.

(3) Nr. 14., 15. 16. i 17. li­piec i sier­pień 1898.

cząt­ku "śpie­wa­kiem te­raź­niej­szo­ści (r. 1831) a po­tem ma­la­rzem prze­szło­ści'; nie był nig­dy wiel­ko­ścią du­cho­wą pierw­sze­go rzę­du", ale w ogó­le "ma rze­czy­wi­ste i bar­dzo pięk­ne w na­ro­dzie za­słu­gi". Moż­na­by zresz­tą ten ar­ty­kuł Ujej­skie­go zlek­ce­wa­żyć "zmiąć i po­tar­gać, a w koń­cu i sa­me­go au­to­ra oba­lić na zie­mie", bo "ośle­pio­ny py­chą wła­ści­wą wszyst­kim uzur­pa­to­rom, wi­dzi tyl­ko cel swo­jej wła­snej dąż­no­ści". Ale Kacz­kow­ski upa­tru­je w li­stach Ujej­skie­go rze­czy "da­le­ko szko­dliw­sze" On wy­zna­je te za­sa­dy, ja­kie za­czę­to wy­twa­rzać we Fran­cyi pod ko­niec XVIII wie­ku; na­zy­wa wiel­kim czło­wie­kiem Ro­be­spier­ra a rzu­ca "szu­bie­nicz­ne klą­twy na Skrzy­nec­kie­go, Chło­pic­kie­go na­wia­sem a otwar­cie na Ma­li­now­skie­go i Chodź­kę, Po­toc­kie­go i Pola", wy­stę­pu­je jako "try­bun niby ja­kiejś opi­nii pu­blicz­nej, wy­ma­ga­jąc od niej wy­mie­rze­nia kary i po­msty. Rola ta przy­po­mi­na ku­bek w ku­bek Ma­ra­ta, l'ami­du peu­ple". Ale on nie prze­ma­wia tu sam z sie­bie, lecz ma "dla swych za­sad pew­ne oko­ło sie­bie opar­cie"; nie stoi sam, lecz za nim jest "cała ko­te­rya", któ­rej ce­lem jest "opa­no­wać uli­cę i roz­po­cząć rzą­dy i sądy". Otóż w tem wi­dzi Kacz­kow­ski nie­bez­pie­czeń­stwo Wpraw­dzie "Ujej­ski z Do­brzań­skim re­wo­lu­cyi nie zro­bią, ale po­zasz­cze­pia­ne przez nich ziar­na nie­uf­no­ści, nie­chę­ci, za­wi­ści i zło­ści przyj­mą się pew­nie". Więc "póki się te ziar­na nie przyj­mą, póki się ten zły duch nie roz­nie­sie, po­trze­ba­by ko­niecz­nie dać mu za­prze­cze­nie otwar­te, sil­ne i sta­now­cze". – W dal­szym cią­gu roz­pi­su­je się Kacz­kow­ski nad "nie­wo­lą", w jaką ujarz­mić by chcie­li Ujej­ski i jego "za­cni dru­ho­wie" li­te­ra­tu­rę i pi­szą­cych. Prze­ciw tym urosz­cze­niom na­le­ży za­pro­te­sto­wać i "klą­twę rzu­co­ną na Pola na sa­mych­że klną­cych od­rzu­cić". Kacz­kow­ski oświad­cza, że w tej swo­jej opi­nii nie jest od­osob­nio­ny; ode­brał wie­le li­stów z Kra­ko­wa i Lwo­wa, z wie­lu oso­ba­mi wi­dział się oso­bi­ście. Nie­któ­rzy usi­ło­wa­li na­wet na­kło­nić go "do za­bra­nia gło­su w tej spra­wie i wy­sto­so­wa­nia od­po­wie­dzi na ar­ty­ku­ły Ujej­skie­go". Me bra­ku­je mu do tego ani chę­ci, ani od­wa­gi, lecz po na­my­śle przy­szedł do prze­ko­na­nia, że "nie po­wi­nien za­bie­rać pierw­sze­go gło­su"; nie czu­je w so­bie "do­sta­tecz­nej po­wa­gi". Wy­wią­za­ła­by się ztąd tyl­ko kłót­nia, bo Kacz­kow­ski czu­je się jesz­cze za mało po­pu­lar­nym, zwłasz­cza w Ga­li­cyi, a że w pi­smach swo­ich wy­stę­po­wał nie­jed­no­krot­nie prze­ciw po­dob­nym środ­kom re­wo­lu­cyj­nym, więc ma w tym obo­zie za­wzię­tych wro­gów. Prze­mó­wić w tej spra­wie, może tyl­ko, zda­niem Kacz­kow­skie­go, je­den je­dy­ny – Au­gust Bie­low­ski, któ­ry zło­żył "jaw­ne i świet­ne do­wo­dy pa­try­oty­zmu" a tak­że niósł "sztan­dar po­stę­pu przed na­ro­dem", uży­wa "po­wszech­nej czci i mi­ło­ści" a nad­to zdo­był so­bie jed­no "z naj­pierw­szych, miejsc w li­te­ra­tu­rze". "Otóż – pi­sze – weź Pan tg spra­wę na sie­bie; jak je­steś pierw­szy po­mię­dzy nami, tak pierw­szy wy­stąp prze­ciw tym ter­ro­ry­stycz­nym po­chu­ciom"… "Cały na­ród przy­kla­śnie i przy nas bę­dzie wy­gra­na".

Na­stę­pu­je tu ustęp nie wy­dru­ko­wa­ny w "Prze­glą­dzie li­te­rac­kim" ustęp, któ­ry jed­nak naj­do­bit­niej myśl Kacz­kow­skie­go wy­ra­ża i za­po­wia­da jego dal­szy udział w tej spra­wie. Ustęp ten brzmi jak na­stę­pu­je (1):

"Do licz­nych swych za­sług przy­czy­nisz jesz­cze tę jed­ną a za­praw­dę tak­że nie­ma­łą, że otwo­rzysz oczy nie­świa­do­me­mu sie­bie spo­łe­czeń­stwu na praw­dy w chwi­li obec­nej je­dy­ne, – za­mkniesz roz­swa­wo­lo­ne usta pi­ja­nej sza­łem ga­wie­dzi, – dasz wszyst­kim po­waż­nym lu­dziom otu­chę i za­chę­tę do za­cnej pra­cy – a nad to wszyst­ko jesz­cze kto wie od jak zgub­nych i nie­bez­piecz­nych ka­ta­strof uwol­nisz spo­łe­czeń­stwo na­szej pro­win­cyi.

"My­śląc nad tem, ja­kim-by spo­so­bem ten krwa­wo za­far­bo­wa­ny stru­mień naj­pew­niej po­wstrzy­mać, nie wi­dzę prost­sze­go, pręd­sze­go i bez­piecz­niej­sze­go środ­ka, jak Pań­ską ode­zwę. Po­wta­rzam też jesz­cze raz, że je­stem pew­ny, że to nie­za­wod­nie po­mo­że i na­wet od razu całą tg kwe­styę za­koń­czy. Je­że­li­by zaś ta roz­zu­chwa­lo­na ko­te­rya po­su­nę­ła swo­je zu­chwal­stwo do tego stop­nia, iżby się od­wa­ży­ła i prze­ciw Panu wy­stą­pić, – i je­że­li­by w ta­kim ra­zie moje po­par­cie Panu mo­gło być po­trzeb­nem, to mo­żesz Pan być ubez­pie­czo­nym, iż nie­tyl­ko na­tych­miast głos od­po­wied­ni za­bio­rę i za­bie­rać go będę tak dłu­go, jak dłu­go bę­dzie po­trze­ba, ale nie będę się wa­hał użyć wszel­kich, środ­ków, ja­ki­mi wsku­tek mo­ich roz­ma­itych po świe­cie sto­sun­ków roz­po­rzą­dzać mogę, aże­by przyjść do­brej spra­wie z po­mo­cą".

Gdy­by jed­nak Bie­low­ski miał tak­że ja­kie po­wo­dy do nie­za­bie­ra­nia gło­su w tej kwe­styi, pro­po­nu­je Kacz­kow­ski "ogło­sze­nie ja­kiejś pro­te­sta­cyi zbio­ro­wej", ma­ni­fe­stu, któ­ry­by pod­pi­sa­li "nie tyl­ko wszy­scy pi­szą­cy, miesz­ka­ją­cy we Lwo­wie, ale i zna­mie­nit­si au­to­ro­wie z Kra­ko­wa, a oprócz nich ko­niecz­nie i ci, któ­rzy mają błysz­czą­ce dla wiel­kiej pu­blicz­no­ści imio­na, jak np. oba­dwa Stad­nic­cy, Ka­zi­mierz Wo­dzic­ki, Alek­san­der Kra­sic­ki". Kacz­kow­ski są­dzi, że moż­na­by ze­brać bar­dzo wie­le pod­pi­sów po­mię­dzy szlach­tą, jed­nak tyl­ko wów­czas, "je­śli­by ta pro­te­sta­cya nie była obro­ną oso­by Pola", lecz skie­ro­wa­na prze­ciw czyn­no­ściom "ko­te­ryi".

–- (1) Rę­ko­pis Bibl. Osso­liń­skich Nr. 2432. tom II. kar­ta 67 – 68

I zno­wu na­stę­pu­je ustęp, opusz­czo­ny przez p. Zdziar­skie­go w "Prze­glą­dzie li­te­rac­kim", a okre­śla­ją­cy ści­ślej prze­ciw ja­kim mia­no­wi­cie dąż­no­ściom wy­mie­rzo­na być mia­ła owa pro­te­sta­cya. Po oświad­cze­niu, że Kacz­kow­ski wszel­ką pro­te­sta­cyę prze­ciw owej "ko­te­ryi" pod­pi­sze, czy­ta­my da­lej w ma­nu­skryp­cie (1):

…. "z tem wszak­że za­strze­że­niem, aże­by kie­ru­nek jej (pro­te­sta­cyi) był wy­mie­rzo­ny wy­raź­nie prze­ciw­ko dąż­no­ściom de­ma­go­gicz­no-re­wo­lu­eyj­nym, a nie prze­ciw­ko na­ro­do­wo-re­wo­lu­cyj­nym, któ­rym za­wsze sto­ję nie na prze­szko­dzie, lecz na po­mo­cy".

Te ostat­nie wy­ra­zy cha­rak­te­ry­zu­ją do­bit­nie ów­cze­sne za­pa­try­wa­nia po­li­tycz­ne au­to­ra.

Jak­kol­wiek jed­nak za­pew­niał Kacz­kow­ski w tym­że li­ście Bie­low­skie­go, że do "wszel­kich dal­szych po­ro­zu­mień jest go­tów", do ogło­sze­nia tej pro­te­sta­cyi nie przy­szło, i już dnia 6. lip­ca 1860 r. tj. w trzy ty­go­dnie za­le­d­wie po li­ście pierw­szym, z re­zy­gna­cyą pi­sze do Bie­low­skie­go Kacz­kow­ski, "że o pro­te­sta­cyi prze­ciw­ko ar­ty­ku­łom Ujej­skie­go z na­szej stro­ny nie­ma co my­śleć… nie po­zo­sta­je nam nic, jak mil­cze­nie. Je­st­to – do­da­je – rzecz smut­na z na­sze­go smut­ne­go wy­ni­ka­ją­ca po­ło­że­nia, ale dla każ­de­go zna­ją­ce­go kraj i sto­pień jego oświa­ty za­nad­to oczy­wi­sta, aże­by się na nią nie zgo­dzić".

Ta "re­zy­gna­cya" Kacz­kow­skie­go wy­ni­kać mo­gła z dwu po­wo­dów. Pierw­szym nie­wąt­pli­wie było przy­gnę­bie­nie z po­wo­du cięż­kiej cho­ro­by uko­cha­nej sto­stry, do­go­ry­wa­ją­cej pod­ów­czas na su­cho­ty w Be­reź­ni­cy; dru­gim, za­kło­po­ta­nie w sku­tek ostrej po­le­mi­ki o pew­ne ustę­py o "Ga­li­cy­anach" w po­wie­ści "Ży­dow­scy", o czem w miej­scu wła­ści­wem bę­dzie­my mó­wi­li. W każ­dym ra­zie tak ogni­ście za­po­wie­dzia­na wal­ka prze­ciw Ujej­skie­mu, jego "ko­te­ryi" i dąż­no­ściom "de­ma­go­gicz­no-re­wo­lu­cyj­nym", roz­wia­ła się w ni­wecz. Epi­zod ten cha­rak­te­ry­zu­je wszak­że do­bit­nie uspo­so­bie­nie ów­cze­sne Kacz­kow­skie­go dla twór­cy "Cho­ra­łu", oraz rzu­ca świa­tło na ście­ra­nie się ów­cze­snych prą­dów spo­łecz­no-po­li­tycz­nych.

Rów­nie ostro o wy­stą­pie­niu Ujej­skie­go pi­sał Kacz­kow­ski do swe­go przy­ja­cie­la Se­we­ry­na Sma­rzew­skie­go:

"Co mó­wisz o no­wym pro­za­iście Kor­ne­lu Ujej­skim? za­py­tu­je. Dla mnie ta jego rola go­ścin­na jest prze­ra­ża­ją­ca; bo sta­wia mi nowy do­wód, jak u nas jest mało lu­dzi, nie po­wiem wiel­kich, lecz ca­łych. Me dziś, to ju­tro, ale na każ­dym z nas swe­go cza­su po­ka­zu­je się szczer­ba, je­że­li nie dziu­ra, od Mic­kie­wi­cza po­cząw­szy, któ­ry – (1) L. c.

wpadł w To­wiańsz­czy­znę, aż do Kor­ne­la, któ­ry się wy­kie­ro­wał na ulicz­ne­go krzy­ka­cza. On niby ma słusz­ność, ale kto się pod­niósł do skarg Je­re­mie­go, czy nie mu­siał pra­wie ro­zum utra­cić, zni­ża­jąc się na nie­pro­szo­ne­go pro­ku­ra­to­ra, źle mó­wię, bo na Woź­ne­go Uli­cy? A ja­kiż to jesz­cze do tego głos prze­raź­li­wy! Pi­sze o tem, bo mnie drze jesz­cze do dziś dnia po kisz­kach" (1).

W sto­sie pa­pie­rów po­śmiert­nych znaj­du­je­my jed­nak ustęp, pod­no­szą­cy Ujej­skie­go, jako po­etę. "Bok 1846 – za­no­to­wał Kacz­kow­ski – zma­lał z cza­sem do drob­ne­go wy­pad­ku. Pra­wie nikt o nim nie pi­sał. Póź­niej­sze za­cho­wa­nie się Au­stryi wzglę­dem Po­la­ków, za­mknę­ło usta pi­szą­cym. Po­zo­stał prze­cież je­den po­emat, głę­bo­ki krzyk bolu: "Skar­gi Je­re­mie­go". Po­zo­sta­ła pieśń: "Z dy­mem po­ża­rów'' (2).

To nas wprost wpro­wa­dza w r. 1846, któ­ry ode­rwał Kacz­kow­skie­go od prac li­te­rac­kich, a po­wo­łał na pole po­li­tycz­nych dzia­łań, Ode­zwa­ły się w nim świe­że wra­że­nia lat w Prze­my­ślu i Tar­no­wie spę­dzo­nych.

Już w grud­nia 1845 je­dzie on do Woj­sła­wia, do Fran­cisz­ka i Mi­cha­ła Wie­sio­łow­skich i wpa­da tam w sam wir agi­ta­cyi. To, co tam wi­dzi i sły­szy spra­wia, że czu­je się cał­kiem "roz­przę­żo­ny". Z Woj­sła­wia przy­jeż­dża do Sa­no­ka i za­trzy­mu­je się w go­spo­dzie Schif­fa. "Za­je­cha­łem wów­czas, – za­pi­su­je w swo­ich no­tat­kach, wra­ca­jąc od Wie­sio­łow­skich, dla­te­go do go­spo­dy Schi­fia, że mia­sto Sa­nok było peł­ne szlach­ty, któ­ra moc­no hu­la­ła i lada plot­ki da­lej roz­no­si­ła. We wszyst­kich go­spo­dach szla­chec­kich było jak w ulu, to samo po mie­ście. Nie­któ­ry szlach­cic, prze­wie­siw­szy wil­czu­rę przez ple­cy, z czap­ką fu­trza­ną na ba­kier, idzie uli­cą, że zie­mia pod nim się trzę­sie. Spo­ty­ka Niem­ca, wy­tnie go po ra­mie­niu: – A co tam? Spa­ko­wa­łeś już swo­ję ma­nat­ki? – Nie­miec zbladł. – Pa­kuj­że się pręd­ko, bo nie­ba­wem tu szu­bie­ni­ce za­skrzy­pią. – Cza­sy te w tym za­kąt­ku jesz­cze były bar­dzo po­dob­ne do kon­fe­de­ra­cyi bar­skiej, – ja­koż w parę mie­się­cy po­tem cała szlach­ta gór­ska, od koł­ka do koł­ka, spa­dła vi­ri­tiin do po­wsta­nia" (3).

Kre­śląc ten… ob­ra­zek z za­cię­ciem iście po­wie­śe­io­pi­sar­skiem, w wie­le lat póź­niej, do­da­je Kacz­kow­ski: "Kto wi­dział zbli­ska, jak się to po­wsta­nie ro­bi­ło, ten nie po­trze­bo­wał mieć bar­dzo do­świad­czo­ne­go ro­zu­mu, aże­by po­wie­dzieć, na czem to się skoń­czy".

–- (1) List clo Scw. Sma­fzew­skie­go J. 1, 2. maja 1860

(2) No­tat­ki do ILgo Tomu "Teki Nie­czuł". Ms.

(3) No­tat­ki p… t. "Pol". Ms.

Nie­za­wod­nie do te­goż sa­me­go po­by­tu w go­spo­dzie Schif­fa w Sa­no­ku, od­no­si się za­no­to­wa­na w tych­że za­pi­skach, na­stę­pu­ją­ca roz­mo­wa Kacz­kow­skie­go z Win­cen­tym Po­lem:

"Pol robi krup­nik. Ury­wa­na kon­wer­sa­cya.

– By­łeś u Wie­sio­łow­skich? – pyta Pol. – Co tam wi­dzia­łeś?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: