Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bitwa o Torch - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
s-f
Data wydania:
28 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Bitwa o Torch - ebook

Kontynuacja tomu Królowa niewolników

Po serii tajemniczych zamachów, których zwieńczeniem stał się nieudany atak na Królową Berry, Anton Zilwicki oraz Victor Cachat wszczynają prywatne śledztwo, które prowadzi ich na planetę Mesa. Tymczasem Równanie finalizuje plany ukarania zbuntowanych niewolników na planecie Torch. Gubernator sektora Maya zaś jest na dobrej drodze do realizacji własnych planów, o których wiedzą tylko jego najbliżsi współpracownicy. Rozstrzygnięcie konfliktów może przynieść starcie Marynarki Ligi z Ludową Marynarką Na Wygnaniu.

Eric Flint jest współczesnym mistrzem fikcji historycznej. Stworzył bestsellerową serię „Pierścień ognia”. Wraz z Davidem Drakiem napisał sześć powieści na temat alternatywnej historii Rzymu, wchodzących w skład popularnej serii „Belizariusz”. Z kolei z Davidem Weberem współpracował nad dwoma tytułami – 1632 i 1633. Mieszka w Chicago, Illinois.

David Weber, bestsellerowy autor militarnej SF i popularnych na całym świecie cykli „Honor Harrington”, „Starfire” i „Schronienie”, podbija czytelników powieścią fantasy z domieszką przygód spod znaku płaszcza i szpady i uroczego humoru. Aż 22 tytuły Webera trafiły na listę bestsellerów „New York Timesa”, a łączny nakład jego książek przekroczył już 7 milionów egzemplarzy.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-905-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W odległości około 210 lat świetlnych od Słońca, za obszarem protektoratów, rozciąga się obejmujący od 40 do 200 lat świetlnych rejon zwany Obrzeżem lub Pograniczem. Ma on nieregularny kształt będący efektem tego, dokąd wysłano ile ekspedycji kolonizacyjnych i jaka ich część zakończyła się sukcesem. Składa się z niezależnych systemów planetarnych skolonizowanych przez ludzi próbujących uniezależnić się od Ligi Solarnej i można go uznać za odpowiednik Trzeciego Świata na Ziemi w okresie poprzedzającym podbój kosmosu. Niewiele z nich ma populację przekraczającą miliard, wszystkie mają słabe i zacofane gospodarki oraz słabe floty systemowe. Część ledwie potrafi oprzeć się pirackim rajdom, a żaden nie jest w stanie przeciwstawić się zakusom Biura Bezpieczeństwa Granicznego, jeśli zdecyduje się ono użyć siły, by zrobić z takiego systemu protektorat. Zewnętrzna i wewnętrzna granica Obrzeża ciągle się zmienia – wewnętrzna na skutek ekspansji Ligi Solarnej, zewnętrzna, ponieważ kolonizowane są coraz to nowe planety, często przez społeczności, którym grozi wchłonięcie przez Ligę, a które pragną za wszelką cenę tego uniknąć, bo wiedzą, czym grozi zostanie protektoratem. Regułą jest, że takie społeczności już cztero- czy pięciokrotnie zmieniały planety, na których żyją, byle tylko nie znaleźć się w zasięgu Biura Bezpieczeństwa Granicznego, które jest przez nie nienawidzone szczerze i głęboko. Owa nienawiść automatycznie rozciąga się na całą Ligę Solarną.

Hester McReynolds, Źródła kryzysu w sektorze Maya

(Ceres Press, Chicago, 2084 P D.)ROZDZIAŁ I

Witam z powrotem. – Gubernator sektora Maya, Oravil Barregos, wstał i uśmiechnął się, wyciągając równocześnie rękę do niewysokiego mężczyzny w mundurze Marynarki Ligi z dystynkcjami kontradmirała, którego wprowadził Vegar Spangen.

– Spodziewałem się ciebie tydzień temu – dodał. – Mam rozumieć, że spóźnienie to znak dobrych wieści?

– Można tak powiedzieć. – Kontradmirał Luiz Roszak uścisnął jego dłoń.

– Doskonale – ucieszył się gospodarz i spojrzał wymownie na Spangena.

Ten był szefem jego osobistej ochrony od wielu lat i cieszył się pełnym zaufaniem gubernatora, ale dobrze rozumiał też wyznawaną przez niego zasadę, że każdy powinien wiedzieć tylko tyle, ile musi, bo tak jest bezpieczniej. Uśmiechnął się lekko.

– Sądzę, że macie sobie panowie sporo do powiedzenia, poczekam więc w sekretariacie i dopilnuję, żeby Julie wyłączyła nagrywanie – zaproponował.

– Dzięki, Vegar. – Barregos także się uśmiechnął.

– Nie ma za co, szefie.

Gdy Spangen zamknął za sobą drzwi prowadzące do królestwa Julie Magilen, długoletniej sekretarki Barregosa, Roszak ocenił cicho:

– Dobry i godny zaufania.

– Owszem. I stanowi kolejny przykład na to, że lepiej poszukać sobie kilku dobrych współpracowników, niż otaczać się tabunem miernot i karierowiczów.

Spojrzeli na siebie porozumiewawczo – obaj wiele czasu spędzili na zbieraniu zespołu tych „dobrych i godnych zaufania”.

– No dobra. – Barregos usiadł. – Mówiłeś, zdaje się, coś o dobrych wieściach?

– Mówiłem – zgodził się Roszak, także siadając, tyle że przed biurkiem. – Bo sądzę, że nagłe a nieopłakiwane zejście Ingemara mogło otworzyć szerzej kilkoro drzwi, które inaczej pozostałyby ledwie uchylone.

– Z każdego nieszczęścia powinno wyniknąć coś dobrego. – Głos Barregosa zabrzmiał prawie kaznodziejsko, ale z jego uśmiechu zniknęło ciepło i radość. – Coś cię niepokoi?

– „Niepokoi” to za ostre sformułowanie. Obawiam się jedynie, że zamach na niego nie pozostał aż tak niewyjaśniony, jak bym chciał.

– Mógłbyś to może wyjaśnić? – zaproponował podejrzanie łagodnym tonem Barregos.

Roszak spodziewał się podobnej reakcji i dlatego właśnie chciał rozmawiać o tym bez świadków.

– Sprawa została załatwiona doskonale – wyjaśnił. – Palane zrobiła wszystko idealnie i nie zostawiła żadnych śladów. Ta dziewczyna ma stalowe nerwy, a pismakami tak pomanewrowała, że doszli do jedynego słusznego z naszego punktu widzenia wniosku, że to Mesa, a zwłaszcza Manpower, miała motyw, by go zabić. Niestety, mam prawie pewność, że nie udało się oszukać ani Zilwickiego, ani Cachata, Jeremy’ego X czy Ruth Winton, Królowej Berry lub Waltera Imbesiego. Oni domyślili się prawdy.

– Imponująca lista – warknął Barregos. – W takim razie czy jakiś wywiad w okolicy nie wie, co się naprawdę stało?

– Na pewno solarny. Tak floty, jak i cywilny – odparł z niewinną miną Roszak.

Barregos uśmiechnął się nieco cieplej – Roszak należał do niewielkiego grona ludzi, przed którymi nie grał sympatycznego i dobrotliwego przez cały czas. Było to zresztą zrozumiałe, bo inaczej nie zaufaliby mu w sprawie przyszłości sektora Maya. A Luiz Roszak był prawdopodobnie jedynym, który wiedział dokładnie, co planuje pan gubernator.

– Chcesz powiedzieć, że ci, których wymieniłeś, domyślili się prawdy, ale z własnych, różnych zresztą powodów nie będą jej rozgłaszać? – upewnił się.

– Właśnie tak. Każdy ma swoje powody, dla których oficjalna wersja jest dlań najodpowiedniejsza, i nikt nie chce, by ktokolwiek w Lidze podejrzewał, że jest inaczej. Co więcej, zamach na wicegubernatora sektora stał się okazją do spotkania, które zaowocowało pomysłem, jakiego, prawdę mówiąc, nigdy bym się nie spodziewał.

– Ja też. Podobnie jak nie spodziewałbym się, że Republika Haven odegra w nim tak znaczącą rolę – przyznał Barregos, spoglądając w zamyśleniu w sięgające od podłogi do sufitu okno.

Rozciągała się za nim panorama śródmieścia Shuttlesport, stolicy systemu Maya i sektora Maya, a ze 114 piętra widok był imponujący. Tyle że Roszak widział go już wielokrotnie, a teraz miał zbyt wiele rzeczy na głowie, by zwracać uwagę na widoczki.

– Republika też się tego nie spodziewała – prychnął. – Naturalnie po fakcie wszyscy się dołączyli: my, Królestwo czy Erewhon, ale wszystko wymyślił i zorganizował Cachat, zaskakując nie tylko wszystkich wokół, ale także swoich szefów. Co zresztą wskazuje na to, że jest szefem stacji na Erewhon i okolicę. Inaczej nie byłby w stanie zebrać takich informacji, jakie miał. Poza tym muszę przyznać, że tak doskonałej improwizacji w życiu nie widziałem. Jest pod tym względem genialny, bo kiedy wszystko się zaczęło, podobnie jak reszta nie miał pojęcia, dokąd to doprowadzi, a pokierował rozwojem wydarzeń w sposób dający Republice Haven największe możliwe korzyści. Założę się, że na taki sukces nie liczył nawet Usher, wysyłając go na stację Erewhon.

– Sądzisz, że może sprawić nam problemy?

Roszak wymownie wzruszył ramionami.

– Nie jest ani narwańcem, ani wariatem, natomiast ma wiele cech wspólnych z grzechotnikiem. Do tego wniosku doszedł Jiri, a ja się z nim zgadzam. Bardzo stara się to ukryć, ale tak naprawdę sądzę, że ludzi i idei, na których naprawdę mu zależy, jest gotów bronić za wszelką cenę. Każde zagrożenie będzie likwidował szybko, starannie i bezwzględnie, nie licząc się z kosztami czy konsekwencjami. Jeśli dojdzie do wniosku, że ktoś stanowi zagrożenie dla Republiki Haven, zlikwiduje go bez cienia wątpliwości. Podobnie jeśli uzna, że ten ktoś jest groźny dla kogoś, kogo zdecydował się uznać za swojego, tyle że w takim wypadku zabije go szybciej. I dlatego nie powinniśmy nawet hipotetycznie rozważać ewentualności zlikwidowania Torch i Palane w ramach sprzątania po zamachu. Poza tym zrobilibyśmy sobie wrogów ze znacznie większej liczby ludzi jedynie nieco mniej groźnych niż Victor Cachat.

Barregos kiwnął głową na znak zgody – ostrzeżenia od ludzi takich jak Luiz Roszak nauczył się traktować serio, bo rozwój wydarzeń wielokrotnie dowiódł, że były uzasadnione. Ci, którzy je zlekceważyli, drogo za to zapłacili. Najczęściej najwyższą cenę.

– Z drugiej strony, jeśli nie stanowi się takiego zagrożenia, Cachat nie zrobi nic – dodał Roszak. – I z tego co wiem, nie chowa uraz, prawdopodobnie dlatego, że rozliczenia załatwia od ręki. No i rozróżnia, co jest sprawą osobistą, a co zawodową, choć nie ma to wpływu na podjęte przezeń działania. Można się z nim dogadać, jeśli pamięta się o tych dwóch wyjątkach, ale i tak kojarzy się człowiekowi z wygrzewającym się na słońcu grzechotnikiem. Jeśli uzna kogoś za zagrożenie, zaatakuje natychmiast i bez ostrzeżenia.

– A Zilwicki?

– Jest równie niebezpieczny, choć w inny sposób. Ma lepsze kontakty z Baletem, niż sądziliśmy, może więc przeprowadzać rozmaite akcje na własną rękę. Nie ma oficjalnego wsparcia wywiadu RMN, ale kontakty w służbie na pewno, a dzięki temu nie musi zważać na ograniczenia narzucane z reguły wywiadowi w działaniach polowych. Jest inteligentny i wie, jak groźną bronią jest cierpliwość. No i ma niesamowity talent do wiązania ze sobą pozornie oderwanych faktów i wyciągania z nich zgodnych z prawdą wniosków. Ponieważ wiedzieliśmy o nim więcej niż o Cachacie, nie ma w tej ocenie żadnej niespodzianki. Ale należy pamiętać, że choć nie sięga po broń tak szybko jak Cachat, nie znaczy to, że ma coś przeciwko jej używaniu. Jest równie bezwzględny. Oni obaj uważają, że jedyny sposób skutecznego usunięcia zagrożenia to usunięcie ostateczne. Zilwicki po prostu jest bardziej analitykiem, podczas gdy Cachat bardziej agentem polowym. Obaj są doskonali w swojej branży, tyle że mają nieco inne podejście do zagadnienia.

– A skoro teraz działają razem, tworzą zespół znacznie groźniejszy, niż wynikałoby to z możliwości każdego z nich z osobna, tak? – podsumował Barregos.

– Tak i nie… Szanują się wzajemnie i sądzę, że nawet lubią. Każdy coś drugiemu zawdzięcza, a co ważniejsze, mają wspólny interes, który nazywa się Torch. Ale w głębi duszy jeden nadal jest poddanym Korony, a drugi obywatelem Republiki i mogą się znaleźć po obu stronach frontu, jeśli dojdzie do wznowienia walk. A wtedy zrobi się… nieciekawie.

– Powiedziałeś, że „mogą”… Uważasz, że to mało czy bardzo prawdopodobne?

– Nie wiem – odparł szczerze Roszak. – Żaden z nich się do tego nie przyzna, ale sądzę, że się zaprzyjaźnili, a sprawę komplikuje fakt, że Cachat jest zakochany w Palane, która została nieoficjalnie starszą siostrą córki Zilwickiego. Wydaje mi się więc, że gdyby doszło do wznowienia walk, najprawdopodobniejsze jest, że obaj będą robili, co w ich mocy, by nie wejść drugiemu w drogę i nie zaszkodzić. Problem w tym, że Zilwicki to góral z Gryphona i choć głównie będzie miał na względzie interesy córki, wątpię, by bezczynnie obserwował szkodzenie Królestwu Manticore. Będzie próbował wyważyć interesy Królowej Berry i Królowej Elżbiety, ale czy mu się uda…

– Interesujące… – mruknął Barregos, pocierając z namysłem podbródek i pukając się po nosie palcem, co było jego ulubionym zajęciem w czasie pracy koncepcyjnej.

Roszak z doświadczenia wiedział, że nie należy mu przeszkadzać w myśleniu, toteż cierpliwie czekał.

– Wydaje mi się, że Królowa Elżbieta nie pozwoliłaby Ruth Winton pozostać na Torch, zwłaszcza jako wiceszefowej wywiadu, gdyby nie chodziło jej o ustalenie jakiegoś konkretnego wejścia umożliwiającego nieoficjalne kontakty z Republiką – odezwał się w końcu Barregos, wpatrując się nieco tępawo w ścianę. – Nie miała wyjścia i musiała zgodzić się na High Ridge’a jako premiera, ale jest oczywiste, że nie popiera polityki tego półgłówka i całego idioty. Faktem też jest, że Republiki Haven nie lubi, czemu trudno się dziwić, ale nie zapominajmy, że jest osobą inteligentną, sprytną i przebiegłą. I podejrzewam, że w głębi duszy jest ciekawa, czy Pritchart i Theismanowi uda się reanimować starą Republikę Haven, skoro skończyli już sprzątać pozostałości po Ludowej Republice.

– Też tak sądzę, tym bardziej że dobrze zna historię i wie, że Republika Haven od zawsze była największym i najważniejszym państwem w okolicy. Podejrzewam też, że choć może jej się to nie podobać, powrót starej Republiki będzie o wiele bezpieczniejszy od dalszego istnienia Ludowej Republiki. Natomiast nawet nie próbuję zgadywać, jakie szanse na sukces daje Theismanowi.

– Sądzę, że w tej kwestii jesteśmy znacznie większymi optymistami niż ona. – Barregos przestał gapić się w ścianę. – Pewnie dlatego, że przez ostatnie dwadzieścia lat nie walczyliśmy z Ludową Republiką Haven.

– To prawda. Zgadza się, ale w sprawie Torch chodzi o coś więcej. Jedyną kwestią, co do której Królestwo i Ludowa Republika zawsze się zgadzały, było zwalczanie handlu niewolnikami w ogóle, a Manpower w szczególności. Tylko dlatego Cachatowi udało się zorganizować całą tę akcję. Sądzę, że tak Elżbieta, jak i Pritchart uważają, że pomagając w utworzeniu Torch, stworzyły coś nowego i dobrego na skalę galaktyki. A z rozmów z księciem Michaelem i Kevinem Usherem w czasie koronacji wnioskuję, że obie uważają, iż nawet jeśli dojdzie do wznowienia walk, nie może się to odbić na bezpieczeństwie i ogólnej sytuacji Torch. A poza tym obie traktują Torch jako kanał półoficjalny, poprzez który można rozmawiać, co przydaje się czasem największym wrogom.

– Co do tego, zgadzam się z nimi całkowicie. A wracając do Ingemara, sądzisz, że po jego śmierci umowa z Jessicą nadal będzie obowiązywać?

– Jak najbardziej – odparł bez wahania Roszak. – Tak długo, jak ona będzie przekonana, że jej się to opłaca.

Luiz Roszak nigdy nie miał złudzeń w sprawie wiarygodności czy przydatności kogokolwiek należącego do Stowarzyszenia Renesansowego, i to jeszcze za życia jego twórcy Hieronymusa Steina. Jego opinia o następczyni Steina była znacznie gorsza, a fakt, że była to zarazem jego córka, nie miał najmniejszego znaczenia. Barregos w tych sprawach zgadzał się z nim w zupełności.

Prywatnie Barregos uważał, że Stein był potomkiem niejakiego Don Kichota, jako że zachowywał się w podobny sposób. Był nieuleczalnym idealistą niezdolnym do jakiegokolwiek sensownego działania, co gorsza przekonanym, że idealizm i racja moralna same z siebie powinny zatryumfować nad tysiącletnią biurokracją i korupcją. Ponieważ był głośny – propaganda była jedyną rzeczą, którą umiał robić – cieszył się wyjątkową pozycją zarówno w Lidze Solarnej, jak i poza nią. A że rządzący Ligą biurokraci dawno już zorientowali się, że jest całkowicie niegroźny, przez dziesięciolecia nic złego go nie spotkało. Był dla nich wręcz wygodny, gdyż skupiał wokół siebie niezadowolonych, a jego upór, by wszystko załatwiać na drodze stopniowych, zgodnych z prawem reform, powodował, że oni także stawali się niegroźni. Robili dużo szumu, ale, jak to dawniej określano, „cała para szła w gwizdek”.

Jessica natomiast była pragmatyczką. Barregos nie był pewien, czy w ogóle podzielała poglądy ojca, czy też nie mając wyjścia, głosiła to tylko oficjalnie i wykorzystywała do osiągnięcia własnych celów. A te były proste – skupiła wokół siebie tych członków Stowarzyszenia, którzy chcieli szybkich, zdecydowanych działań dotyczących „sześciu problemów”, czyli podstaw reformy, i nie mieli zamiaru ograniczać się do metod legalnych, które nie przyniosły nic przez tak długi czas. Część z nich była idealistami, część pozbawionymi złudzeń reformatorami, a część dostrzegła okazję, by wykorzystać ruch reformatorów jako narzędzie, za pomocą którego uda im się zdobyć władzę, czego w inny sposób nie potrafili osiągnąć.

Chwilami nawet jej współczuł – całe życie patrzyła na nieudolność ojca, a była dosłownie o krok od struktury rządzącej Ligą. Była tak blisko, a nie mogła się do niej dostać, bo nikt nie był aż takim wariatem, by zaprosić choćby do zewnętrznego kręgu prawdziwej władzy córkę największego anarchisty w tejże Lidze.

Dlatego tak ochoczo zgodziła się na propozycję Ingemara Cassettiego.

Barregos na dobrą sprawę ubolewał nad koniecznością zabicia Hieronymusa, ale nie był to wielki żal. Bardziej martwiło go to, że tak słabo żałuje, ale dawno już pogodził się ze świadomością, że chcąc osiągnąć to, co zamierza, będzie musiał robić rzeczy, które nie będą całkiem zgodne z jego sumieniem. I był gotów zapłacić tę cenę, choć może nie wyłącznie z powodów, które przyszłyby na myśl większości jego przeciwników.

Po zabiciu Hieronymusa Cassetti, który był w opinii Barregosa najbardziej wstrętnym i odrażającym typem, jakiego miał nieprzyjemność poznać, choć bezwzględnie użytecznym, szybciutko doprowadził do porozumienia z Jessicą Stein. Naturalnie Cassetti występujący w imieniu Barregosa nie był świadom, iż ten przejrzał jego grę, której finałem miał być drugi zamach i zajęcie fotela gubernatora sektora. Cassetti zresztą nie był świadom wielu rzeczy, jeśli chodziło o szefa i jego plany. I nie znał się na ludziach, bo inaczej nigdy nie zaproponowałby Roszakowi likwidacji Barregosa.

– Wiem, że nigdy nie uważałeś Stowarzyszenia za skuteczne – odezwał się Barregos. – Ja zresztą też nie sądzę, by naprawdę mogło coś osiągnąć, ale przecież nie dlatego chcemy jego poparcia, prawda?

– Prawda. Problem w tym, że nie uważam Jessiki Stein za uczciwą.

– Chodzi ci o to, że zapomni, iż została przez nas kupiona?

– Chodzi mi o to, że to polityczna kurwa – wyjaśnił rzeczowo Roszak. – Sprzeda się tylu kupcom, ilu znajdzie, i nie sposób nawet przewidzieć, ilu będzie miała panów, gdy zechcemy, żeby spłaciła dług.

– Dlatego właśnie zmarły i nieopłakiwany Ingemar tak starannie wszystko dokumentował. – Gospodarz uśmiechnął się zimno. – Nagranie, jak Jessica planuje morderstwo rodzonego ojca, da nam stosowny kij w komplecie do marchewki, którą już dostała. A prawdę mówiąc, nie będziemy od niej aż tak wiele potrzebowali. W sumie jedynie błogosławieństwa w kampanii propagandowej.

– I całe szczęście, że tylko tyle.

– Oj, Luiz, Luiz – westchnął Barregos. – Bez względu na to, jak dobrze byś nie udawał i jaki dobry byś w tym był, prawda jest taka, że nie lubisz tajnych operacji i gierek wywiadowczych.

– Przepraszam, że co?! – Święte oburzenie Roszaka było prawie doskonałe.

Barregos zachichotał, ale odrzekł zupełnie poważnie:

– Jak już powiedziałem, jesteś w tym dobry, ale tego nie lubisz. A obaj wiemy, dlaczego tak naprawdę to robisz i dlaczego się na to wszystko zgodziłeś.

Przez chwilę w gabinecie panowała cisza.

Przerwało ją dopiero chrząknięcie Roszaka.

– Niech i tak będzie – przyznał niechętnie. – A jakikolwiek ewentualne i wątpliwe korzyści byśmy z niej w przyszłości wycisnęli, muszę przyznać, że cały ten cyrk pogrzebowy i późniejsza karuzela skończyła się dla nas sytuacją znacznie lepszą, niż ośmieliłbym się marzyć, zanim wszystko się zaczęło.

– Tak też się domyśliłem, zwłaszcza że w ostatniej wiadomości wspomniałeś coś o spotkaniu z Imbesim i Carluccim.

– Właściwie główny wkład Imbesiego sprowadza się do wyjaśnienia Carlucciemu, że dał błogosławieństwo naszym rozmowom. Podobnie jak Fuentes, Havlicek i Hall – wyjaśnił Roszak.

Barregos kiwnął głową ze zrozumieniem.

System rządów Republiki Erewhonu był unikatowy – najprawdopodobniej dlatego, że planetę zasiedliły rodziny mafijne i inne zorganizowane grupy przestępcze z Ziemi. Oficjalnie rządził triumwirat: Jack Fuentes, Alessandra Havlicek i Thomas Hall, ale w tych rządach zawsze uczestniczyli inni, w zależności od posiadanych aktualnie wpływów. Jednym z nich regularnie bywał Walter Imbesi – to on wraz z Cachatem zorganizował zneutralizowanie wpływów Mesy w systemie i wyrzucenie jej z systemu Congo, przemianowanego potem na Torch.

Oraz zakończył udział Republiki Erewhonu w Sojuszu, co w opinii nie tylko Barregosa było wyłączną zasługą rządu Królestwa Manticore nieustannie ignorującego, irytującego i zdradzającego innych członków Sojuszu, a głównie właśnie Erewhon. Imbesi stał się praktycznie czwartym członkiem triumwiratu, choć oficjalnie z władzą nie miał nic wspólnego. A kończąc współpracę z Królestwem, niejako automatycznie rozpoczął proces zbliżania się z Republiką Haven, głównie dlatego, że nie miał innego wyjścia.

– Erewhon rzeczywiście zostanie sojusznikiem Republiki? – spytał Barregos.

– Już został. Nie wiem, czy traktat już podpisano, ale to czysta formalność. A kiedy do tego dojdzie, Republika Haven pozna masę ciekawostek technicznych made in Gwiezdne Królestwo Manticore.

– Co niemożebnie wkurzy rzeczone Królestwo.

– Co niemożebnie wkurzy rzeczone Królestwo – powtórzył Roszak. – Ale rzeczone Królestwo może obwiniać o to wyłącznie własny rząd. I z zachowania oraz wypowiedzi księcia Michaela Wintona wnoszę, iż Dom Winton jest tego świadom oraz gotów przyznać, że ten idiota High Ridge podał Erewhon Republice Haven na srebrnym półmisku. A równocześnie nam przy okazji.

– A więc to pewne? – spytał Barregos, nie kryjąc napięcia.

– Pewne. Carlucci Industrial Group jest gotowa usiąść do stołu z Donaldem, Brentem i Gail, by dopiąć szczegóły handlowego porozumienia z władzami sektora Maya.

Barregos odprężył się i rozsiadł wygodniej.

Donald Clarke był jego głównym doradcą ekonomicznym, czyli w praktyce ministrem skarbu sektora Maya, Brent Stephens głównym planistą przemysłowym, a Gail Brosnan pełniła obowiązki wicegubernatora. Biorąc pod uwagę specyficzne stosunki Barregosa z kierownictwem Biura Bezpieczeństwa Granicznego, pewne było, że zostanie zatwierdzona na stanowisko wicegubernatora, podobnie jak było pewne, że nie nastąpi to szybko. W końcu nie po to wsadzono mu na kark Cassettiego, by szybko zgodzić się na to, żeby sam wybrał jego następcę, a to, że ufał Brosnan, automatycznie powodowało, że określone osoby na Ziemi jej nie ufały. Zrozumiałe więc było, że te osoby będą robiły, co się da, by jak najdłużej odwlec jej nominację, w nadziei, że Barregosa szlag trafi, porwą go kosmiczne krasnoludki albo zginie od uderzenia meteorytu, nim oficjalna nominacja stanie się faktem. Wtedy bowiem można by ostatecznie pozbyć się wszystkich zaufanych ludzi świętej pamięci gubernatora Barregosa.

– Mam rozumieć, że zostałeś zaproszony jako nieoficjalny członek delegacji handlowej? – upewnił się Barregos.

– Masz – uśmiechnął się Roszak. – Już rozmawiałem z Hortonem i Chapmanem, choć bez szczegółów. Uznałem, że lepiej omówić kwestie cywilne, nim zaczniemy rozmowy o konkretach, ale z tego co powiedział Imbesi, a zwłaszcza co dodał Carlucci po „niespodziewanym wywołaniu” Imbesiego, są gotowi do rozmów o konkretach, a te będą zależeć głównie od kwoty, którą będziemy mogli zainwestować.

Po czym spojrzał pytająco na rozmówcę.

– A ta będzie większa, niż się spodziewają – przyznał szczerze Barregos. – Jedynym ograniczeniem będzie konieczność zadbania, by nikt na Ziemi nie zwrócił na to uwagi, nad czym obaj z Donaldem od dawna pracujemy. W tym sektorze jest o wiele więcej pieniędzy, niż Wodoslawska ma pojęcie, i najprawdopodobniej tylko temu zawdzięczamy, że nie podniesiono nam „opłat administracyjnych”. I jestem pewien, że uda nam się wykorzystać do własnych celów więcej, niż początkowo sądziliśmy.

– Nie byłbym taki pewien, bo cel mamy raczej ambitny.

– Zgadza się, ale ograniczają nas nie możliwości finansowe, ale to, ile odważymy się wydać. Za dużo okrętów w zbyt krótkim czasie musiałoby zaniepokoić naszych drogich przyjaciół w ministerstwie, a na to nie możemy sobie pozwolić. Lepiej mieć za mało, nim granat trafi w szambo, niż być zbyt ambitnym i sprowokować konfrontację, zanim będziemy gotowi.

– Wygląda to niczym balansowanie na brzytwie – ocenił Roszak. – Nie cierpię podobnych ćwiczeń.

– Cóż, jeśli poważnie się nie pomyliłem w ocenie sytuacji, to nie potrwa ona zbyt długo, choć wątpię, by ci kretyni na Ziemi byli podobnego zdania. Ciekawe, czy któryś z nich słyszał o powstaniu sipajów?

– Mam nadzieję, że nie.

– Ja też, bo gdyby którykolwiek z nich potrafił wyciągać wnioski z historii, już dawno zorientowałby się, do czego prowadzi taka głupia polityka wewnętrzna.

– Osobiście wolę, by wszyscy na Ziemi pozostali głusi, ślepi i niedokształceni – dodał Barregos i zamilkł na chwilę, po czym spytał: – Jesteś jakoś konkretniej umówiony z Carluccim?

– Kurier leci do Erewhonu tydzień, powiedziałem mu więc, że potrzebujemy co najmniej dziesięciu dni.

– A trzy dni ci wystarczą?

– Moi ludzie mają prawie wszystko gotowe, poza tym obsrusem Mansonem reszta albo wie, albo przynajmniej się domyśla, co planujemy. Już zorganizowałem mu zajęcia na tych kilka dni, których będę potrzebował, by spokojnie usiąść z pozostałymi i dograć ostatnie szczegóły. Sądzę, że Donald i Brent też powinni wziąć w tym udział, choć bardziej jako obserwatorzy, żeby zrozumieli, co próbujemy osiągnąć. Kiedy będą zorientowani, czego potrzebujemy, łatwiej przyjdzie im obliczyć koszty, a na to, jak sądzę, będzie dość czasu w drodze do Erewhonu.

– I bardzo dobrze. – Barregos wstał. – W takim razie owocnych nasiadówek i dogrywania szczegółów, Luiz.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: