Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Conan i skrwawiona korona - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
22 sierpnia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Conan i skrwawiona korona - ebook

Oto drugi tom ponadczasowych opowieści, których bohaterem jest Conan – nieokrzesany i niebezpieczny młodzieniec, zuchwały złodziej, wymachujący mieczem pirat oraz dowódca całych armii. Oto również unikatowe wejrzenie w zamysł pisarskiego geniusza, którego brawurowy i przejrzysty styl, kopiowany przez tak wielu, okazuje się nieosiągalny dla nikogo.

Nowa edycja utworów o Conanie, obejmująca wszystkie teksty Roberta E. Howarda w oryginalnych wersjach składa się z trzech tomów:

Conan i pradawni bogowie

Conan i skrwawiona korona

Conan i miecz zdobywcy (w przygotowaniu)

„Sęp nadleciał z hałaśliwym łopotem skrzydeł. Jego dziób śmignął w dół, rozpruwając skórę na brodzie Cimmeryjczyka, kiedy ten szarpnął głową w bok. Wtem, zanim ptak zdążył odskoczyć, Conan, szczerząc zęby, rzucił głową w przód z całą siłą potężnie umięśnionego karku i kłapiąc szczękami niczym wilk, zatrzasnął je na nagiej skórze podgardla. Sęp natychmiast wybuchnął skrzeczącą histerią, trzepiąc na ślepo skrzydłami. Ich bicie oślepiło człowieka, a szpony rozdarły mu pierś. Lecz on trzymał mocno, nieubłaganie, aż mięśnie jego szczęk nabrzmiały w grudy. I tymi mocarnymi szczękami skruszył kości karku ścierwojada. Ze spazmatycznym łopotem ptak zwisł bezwładnie. Conan puścił go i wypluł z ust krew. Pozostałe sępy,przerażone losem swego towarzysza, zerwały się, odlatując na odległe drzewo, gdzie przysiadły niczym czarne demony na tajnej naradzie. Przez otępiały umysł Conana przepłynęła fala zajadłego tryumfu. Życie w jego żyłach zabiło mocno i dziko. Nadal mógł zadawać śmierć, nadal żył. Każde odczuwane ukłucie, nawet agonii, stanowiło zaprzeczenie śmierci”.

Conan jest jednym z największych literackich bohaterów w historii – człowiekiem z mieczem, który sieje śmierć i zniszczenie pośród krain epoki hyboryjskiej, mierząc się z potężnymi czarnoksiężnikami, zabójczymi potworami oraz armią bezlitosnych złodziei i łajdaków.

Ten ilustrowany tom składa się z trzech z najdłuższych i najsłynniejszych opowieści o Conanie – dwie z nich zaczerpnięte są bezpośrednio z maszynopisów Howarda. Zawiera też zbiór wcześniej niepublikowanych i rzadko udostępnianych autorskich szkiców, notatek i wcześniejszych wersji tekstów. Wierni wielbiciele, jak i nowi czytelnicy będą zgodni co do tego, iż Conan i skrwawiona korona zasługuje na honorowe miejsce na półce każdego prawdziwego miłośnika fantasy.

Najczystszy, nieprzerabiany Howard w najlepszym wydaniu!

LUDZIE CZARNEGO KRĘGU

Pośród niebotycznych wierchów Vendhyi, w cienistej cytadeli Czarnego Kręgu, zasiadająca na złotym tronie Yasmina szuka zemsty na Czarnych Wróżach. Jedynym sprzymierzeńcem jest zarazem jej najgroźniejszy wróg – Conana, wódz banitów.

GODZINA SMOKA

Pozbawiony tronu Aquilonii za sprawą niecnych machinacji nieumarłego czarownika, Conan musi odnaleźć legendarny klejnot znany jako Serce Ahrimana, aby odzyskać koronę… i ocalić swe życie.

WIEDŹMA SIĘ NARODZI

Wroga wiedźma o bezecnej urodzie. Uwięziona królowa. Królestwo w żelaznym uścisku bezlitosnych najemników. I Conan, knujący morderczą zemstę na wilku w ludzkiej skórze, który pozostawił Cimmeryjczyka na pustyni na śmierć.

„Uwielbiam te książki. Howard ma styl szorstki, tętniący życiem – to pisarstwo, które mieczem wycina sobie drogę wprost do serca, zaludnione naprawdę ponadczasowymi bohaterami. Z wielkim zapałem polecam je każdemu miłośnikowi fantasy”.

David Gemmell, autor powieści Legenda oraz White Wolf

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7818-076-0
Rozmiar pliku: 6,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W HOŁDZIE ROBERTOWI E. HOWARDOWI

Uwielbiam te książki. Howard ma styl szorstki, tętniący życiem – to pisarstwo, które mieczem wycina sobie drogę wprost do serca, zaludnione naprawdę ponadczasowymi bohaterami. Z wielkim zapałem polecam je każdemu miłośnikowi fantasy.

David Gemmell, autor powieści Legenda oraz White Wolf

Wyraziste brzmienie narracji Roberta E. Howarda nadal, po tylu dekadach, oddziałuje na czytelników w równej mierze, gdy chodzi o dźwięczącą stal, grzmiący tętent końskich kopyt czy bryzgającą krew. Wykreowany przez niego Conan to prawdziwie wielka postać poszukiwacza przygód, daleka od stereotypów. Jego niesamowita muskulatura i budowa, gorący temperament oraz lubieżny śmiech stały się standardami, z którymi muszą mierzyć się wszyscy współcześni bohaterowie.

Eric Nylund, autor powieści Halo: The Fall of Reach oraz Signal to Noise

Cudowny gawędziarz Robert Howard stworzył po prostu giganta , w którego cieniu muszą znaleźć się wszystkie inne opowieści o bohaterach.

John Jakes, autor bestsellera z listy „New York Timesa” – trylogii „Północ i Południe”

Co do absolutnego, żywego strachu… Jakiż inny pisarz może równać się w swych dokonaniach z Robertem E. Howardem?

H.P. Lovecraft

Howard pisał literaturę wszelkiego rodzaju, dla każdego rynku, który tylko go zechciał, lecz jego prawdziwą miłością były opowieści niesamowite. Wniósł tyle fermentu, nowych, stałych odtąd elementów do fantasy, że zmienił kierunek jej rozwoju w Ameryce. Jego odejście od literatury szlachetnej i statycznego ukazywania rzeczywistości ma tę samą wagę co zmiany, jakie do nurtu amerykańskiej powieści detektywistycznej wnieśli Hammett, Chandler czy inni autorzy z kręgu czasopisma „Black Mask”.

Michael Moorcock, autor uhonorowanej wieloma nagrodami sagi o Elryku

Wigor, szybkość, żywotność – to elementy, w których sztukę Roberta E. Howarda trudno prześcignąć. No i jeszcze to wściekle galopujące tempo narracji.

Poul Anderson

Howard szczerze wierzył w podstawowe prawdy, na których zasadzają się jego opowieści. To tak, jakby mówił: „Tak właśnie wyglądało normalne życie w tych minionych, dzikich czasach”.

David Drake, autor zbioru opowiadań Grimmer Than Hell, redaktor antologii Dogs of War

W materii nieustannych, toczących się w szalonym tempie przygód oraz soczystych, wręcz kwiecistych scenerii nikt nawet nie zbliżył się do Howarda.

Harry TurtledoveOd tłumacza i redaktora wydania polskiego

Podobnie jak w poprzednim tomie – Conan i pradawni bogowie – niniejsza edycja zachowuje pochodzące z wydania oryginalnego zasady redakcji. Krok ten podyktowany został chęcią przybliżenia polskiemu czytelnikowi tekstów Roberta E. Howarda w postaci pierwotnej, czyli takiej, w jakiej wyszły spod ręki autora.

Miejsca, w których można byłoby upatrywać błędów, zostały oznaczone . Stosowanie kursywy i dużych liter – nawet niekonsekwentne – jest zgodne z wolą autora, który chciał zwrócić uwagę albo położyć nacisk na określone słowo lub zwrot. Do tej kategorii należą również charakterystyczne dla jego stylu powtórzenia, a także zamiłowanie do niektórych określeń.

Dociekliwi czytelnicy znajdą jeszcze więcej takich literackich ciekawostek, które, mamy nadzieję, świadomie pozostawione wbrew późniejszym zmianom oraz ingerencjom, sprawią, że lektura i odkrywanie na nowo fascynującego świata epoki hyboryjskiej stanie się źródłem wielu emocji. Wszystko to tworzy bowiem wyjątkowy klimat prozy Roberta E. Howarda, twórcy Conana – jednej z najbardziej wyrazistych postaci współczesnej popkultury.Przedmowa

Kiedy byłem dzieckiem, obserwowałem człowieka, który wielkim młotem rozwalał dom. Nie był to dokładnie dom – słowo „chałupa” byłoby określeniem trafniejszym. Potrafię precyzyjnie przywołać z pamięci tamto popołudnie – chłopcy z sąsiedztwa zebrali się na podwórzu u mojego kumpla Joego, ponieważ jego ojciec zamierzał lada chwila zburzyć starą chałupę stojącą na skraju ich posiadłości. Czyż ośmiolatek mógł nie chcieć być tego świadkiem?

Kiedy dotarłem na miejsce, pan Lill właśnie przymierzał się do tej roboty, trzymając zarzucony na szerokie ramiona wielgachny młot kowalski. Konstrukcja chyliła się ku niemu, jakby rzucając wyzwanie, i może wyczuł w tym jakąś kpinę, gdyż nagle rzucił się do działania. Stał się maszyną zniszczenia. Obracając ramionami niczym skrzydłami wiatraka, zadawał miażdżące razy tak, by jego chwiejny przeciwnik doświadczył jak najwięcej zniszczeń. Chmury pyłu w połączeniu z jękiem drewna sprawiały wrażenie, iż ma tu miejsce jakaś fantastyczna bitwa. Ja sam byłem całkowicie pochłonięty tym spektaklem i ciekaw jestem, ile spośród tamtych dzieciaków z zaciśniętymi zębami i dłońmi toczyło w swych głowach podobną walkę.

Kiedy ostatni stojący pal został zwalony na stos, mężczyzna wspiął się na jego szczyt, wsparł na młocie i groźnym wzrokiem zmierzył dzieło swych rąk.

Z perspektywy czasu był to moment transcendentny – spotkanie na żywo z wcieleniem Johna Henry’ego, Herkulesa oraz Samsona. Każdy z nas doświadczył czegoś podobnego w takiej czy innej postaci, a owe wspomnienia najlepiej można opisać jako „realizm heroiczny” – określenie ukute przez pisarza Louisa Menanda. Obok elementów fantasy to cechy, którymi jestem najbardziej zainteresowany w mej pracy z Conanem – poczucie prawdziwego niebezpieczeństwa, przygoda i intryga osadzona w konkretnej rzeczywistości.

Jako nastolatek, lata całe po zwaleniu chałupy, natrafiłem na pewną książkę. Obrazek na jej okładce przedstawiał człowieka wspartego na mieczu o szerokim ostrzu, stojącego na szczycie stosu rozgromionych przeciwników. Ilustracja ta głęboko w zakamarkach mej pamięci wzbudziła jakieś znajome odczucie.

Pomyślałem o tamtym popołudniu i przeszedł mnie dreszcz. Siła obrazu.

Książką tą był oczywiście Conan the Adventurer Roberta E. Howarda, a ilustrację na okładce namalował Frank Frazetta. To było moje pierwsze spotkanie z literackim barbarzyńcą Howarda.

Było to dawno temu i wielu utalentowanych artystów ukazywało już przygody Conana. Byłem zadowolony, stojąc z boku i ciesząc się ich pracami, jednak sposobność, aby do tego grona dołączyć, zrodziła się samoistnie po tym, jak zilustrowałem opowieści o dwóch innych wielkich bohaterach Roberta E. Howarda – Solomonie Kanie i Branie Mak Mornie. Jakżeż mógłbym się oprzeć?

Czuję się wyróżniony tym, że mogłem zobrazować te postaci, a teraz dołączam do grona wybitnych ilustratorów, którzy dostali szansę zobrazowania Conana. To odpowiedni hołd dla pisarskich zdolności Roberta E. Howarda. Niezależnie bowiem od tego, jak wielu artystów dołoży coś od siebie do mitu Conana poprzez książki, komiksy czy filmy, to właśnie same oryginalne opowieści oraz potęga obrazów, jakie rodzą one w wyobraźni, ostatecznie przyprawią czytelnika o dreszcz.

Gary Gianni

2003Ludzie Czarnego Kręgu

I

ŚMIERĆ RAZI KRÓLA

Król Vendhyi był umierający. Pośród gorącej, dusznej nocy dudniły gongi i huczały konchy świątyń. Ich tumult odbijał się słabym echem w komnacie o złotym sklepieniu, gdzie na wyłożonym aksamitem posłaniu Bunda Chand walczył o życie. Krople potu lśniły na jego ciemnej skórze, a dłonie kurczowo chwytały tkaną złotogłowiem materię, na której spoczywał. Był młody, nie trafiła go żadna włócznia, trucizna nie czyhała nań w winie, lecz żyły na skroniach wystąpiły mu niczym błękitne sznury, a oczy rozszerzyła bliskość śmierci. U stóp posłania klęczały roztrzęsione niewolnice, a jego siostra Devi Yasmina pochylała się nad nim, przypatrując się mu z przyprawiającą o ból intensywnością, Przy niej stał wazam, nobil wyrosły na królewskim dworze.

Kiedy grzmot odległych bębnów dotarł do uszu Yasminy, dziewczyna poderwała głowę w gwałtownym geście gniewu i rozpaczy.

– Ci kapłani i ich zgiełk! – wykrzyknęła. – Nie są mądrzejsi od medyków, a ci pozostają bezradni! Ach, nie, on umiera i nikt nie potrafi powiedzieć dlaczego. Umiera właśnie teraz, a ja stoję tu bezradna, ja, która spaliłabym całe to miasto i rozlała krew tysięcy, by go ocalić.

– Żaden człowiek w całej Ayodhyi nie chciałby umrzeć zamiast niego, nawet gdyby tak się mogło stać, Devi – odparł wazam. – Ta trucizna…

– Mówię ci, że to nie trucizna! – krzyknęła. – Od dnia narodzin był strzeżony tak ściśle, że najsprytniejsi truciciele Wschodu nie zdołali go dosięgnąć. Pięć czaszek bielejących na Wieży Drapieżców może zaświadczyć o próbach, jakich dokonano. Wszystkie zawiodły. Jak dobrze wiesz, mamy dziesięciu mężczyzn i dziesięć kobiet, których jedynym zadaniem jest próbowanie jego potraw i wina, a jego komnaty, tak jak teraz, strzeże pięćdziesięciu uzbrojonych wojowników. Nie, to nie trucizna, to czary, czarna, upiorna magia…

Ucichła, gdyż król przemówił. Jego zsiniałe wargi nie poruszały się, a w zaszklonych oczach nie było świadomości, lecz jego głos wzniósł się w straszliwym wołaniu, niewyraźnym i odległym, jak gdyby przyzywał ją zza ogromnych, owiewanych wiatrem otchłani.

– Yasmino! Yasmino! Moja siostro, gdzie jesteś? Nie mogę cię odszukać. Wszędzie tylko ciemność i ryk wichrów!

– Bracie! – zawołała Yasmina, chwytając w konwulsyjnym uścisku jego bezwładną dłoń. – Jestem tutaj! Czyżbyś mnie nie poznawał…?

Jej głos umilkł wobec całkowitej pustki na jego obliczu. Z ust króla dobył się cichnący, niezrozumiały jęk. Niewolnice u stóp posłania zakwiliły ze strachu, a Yasmina w udręce biła się w pierś.

W innej części miasta pewien człowiek stał na ażurowym balkonie wychodzącym na długą ulicę, na której jaskrawo migotały pochodnie, ukazując spowite dymem, trawione niepokojem ciemne twarze i białka błyszczących oczu. Z gardeł tłumu dobywało się przeciągłe zawodzenie.

Mężczyzna wzruszył szerokimi ramionami i skierował się z powrotem do zdobnej arabeskami komnaty. Był człowiekiem wysokim, mocno zbudowanym i bogato ubranym.

– Król jeszcze nie umarł, ale pieśni żałobne już rozbrzmiewają – rzekł do drugiego mężczyzny, który ze skrzyżowanymi nogami siedział na macie w kącie. Ów człowiek odziany był w brązową szatę z wielbłądziej wełny oraz sandały. Na głowie miał zielony turban. Jego twarz była spokojna, a wzrok beznamiętny.

– Lud wie, że nie doczeka kolejnego świtu – odparł.

Pierwszy z mężczyzn obdarzył go długim, badawczym spojrzeniem.

– Nie potrafię tylko pojąć – stwierdził – dlaczego musiałem tak długo czekać, by twoi mistrzowie uderzyli. Skoro będą w stanie zabić króla teraz, czemu nie mogli zrobić tego parę miesięcy temu?

– Nawet sztuką, którą ty zwiesz czarnoksięską, rządzą prawa kosmiczne – odrzekł człowiek w zielonym turbanie. – Takimi działaniami kierują gwiazdy, podobnie jak w innych sprawach. Nawet moi mistrzowie nie są w stanie zmienić układu gwiazd. Dopóki nieboskłon nie znalazł się we właściwym porządku, nie mogli skorzystać z nekromancji. – Długim, brudnym paznokciem kreślił mapę gwiazdozbiorów na posadzce z marmurowych płytek. – Pozycja Księżyca zwiastuje królowi Vendhyi zły los. Zamęt panuje wśród gwiazd. Wąż w Domu Słonia. Przy takim układzie niewidzialni strażnicy są usuwani z ducha Bhundy Chanda. W niewidocznych królestwach otwarła się ścieżka, a gdy punkt styczności został raz ustanowiony, tą drogą do gry włączyły się potężne moce.

– Punkt styczności? – dopytywał ten drugi. – Masz na myśli ten pukiel włosów Bhundy Chanda?

– Tak. Wszystkie odrzucane cząstki ludzkiego ciała nadal pozostają z nim związane, połączone nieuchwytnymi więzami. Kapłani Asury mają jakieś niejasne przeczucie tej prawdy, więc wszelkie ścinki paznokci, włosy i inne śmieci uzyskiwane od członków rodziny królewskiej są starannie przemieniane w popiół, a ten jest ukrywany. Jednak na usilne błagania księżniczki Khosali, która pokochała go nieszczęśliwie, Bhunda Chanda oddał jej w dowód pamięci pukiel swych długich, czarnych włosów. Kiedy moi mistrzowie zdecydowali o jego losie, ów pukiel, przechowywany w złotej, wysadzanej klejnotami kasetce, został jej wykradziony podczas snu spod poduszki i zastąpiony innym, tak podobnym do oryginalnego, że nigdy nie dostrzegła różnicy. Potem autentyczny pukiel przebył wraz z karawaną wielbłądów długą, bardzo długą drogę do Peshkhauri, a stamtąd dalej przez przełęcz Zhaibar, aż dotarł do rąk tych, dla których był przeznaczony.

– Jedynie pukiel włosów – mruknął nobil.

– Za sprawą którego dusza wyrywana jest z jego ciała i ciągnięta poprzez otchłanie powtarzających się odbić przestrzeni – odrzekł człowiek na macie.

Nobil przypatrzył mu się dziwnym wzrokiem.

– Nie wiem, czy jesteś człowiekiem, czy demonem, Khemsa – stwierdził w końcu. – Niewielu z nas jest tym, kim się zdaje. Ja, którego Kshatriyasi znają jako Kerim Shah, książę Iranistanu, jestem nie większym pozorantem niż większość ludzi. Wszyscy są zdrajcami w ten czy inny sposób, a połowa z nich nie wie, komu służy. Ja przynajmniej co do tego nie mam wątpliwości, gdyż służę królowi Turanu, Yezdigerdowi.

– A ja Czarnym Wróżom z Yimshy – odparł Khemsa – i moi mistrzowie są więksi od twego, bo swą sztuką osiągnęli to, czego Yezdigerd nie był w stanie dokonać setką tysięcy mieczy.

Na zewnątrz jęk udręczonych tłumów wibrował i wznosił się do gwiazd rozsianych pośród niespokojnej vendhyańskiej nocy, a konchy ryczały niczym woły pogrążone w boleściach.

W pałacowych ogrodach blask pochodni odbijał się w polerowanych hełmach i zakrzywionych mieczach oraz inkrustowanych złotem kirysach. Wszyscy szlachetnie urodzeni wojownicy Ayodhyi zebrali się w wielkim pałacu lub wokół niego, a przy wszystkich szeroko sklepionych bramach i drzwiach na straży stało po pięćdziesięciu strzelców z łukami w dłoniach. Lecz Śmierć stąpała przez królewski pałac i nikt nie był w stanie zatrzymać jej upiornego kroku.

Na podwyższeniu pod złocistą kopułą wstrząsany strasznymi paroksyzmami król krzyknął znowu. Ponownie dobył się jego słaby i odległy głos i raz jeszcze Devi nachyliła się nad nim, drżąc ze strachu, który był mroczniejszy od grozy śmierci.

– Yasmino! – znów ten odległy, niesamowicie przytłumiony, dochodzący z niezmierzonych obszarów krzyk. – Dopomóż mi! Jestem daleko od mego domu z tego świata! Czarownicy wyciągnęli mą duszę poprzez owiewany wiatrem mrok. Starają się zerwać srebrny sznur, który wiąże mnie z mym umierającym ciałem. Gromadzą się wokół mnie; ich ręce mają szpony, a oczy są czerwone jak ognie płonące w ciemności. Aie, ocal mnie, siostro! Dotyk ich dłoni pali mnie jak ogień! Chcą zniszczyć moje ciało i duszę wydać na potępienie! A cóż to przywiedli przed me oczy? Aie!

Przerażenie brzmiące w jego beznadziejnym krzyku sprawiło, że Yasmina wrzasnęła mimowolnie i w odruchu cierpienia przywarła do niego całym ciałem. Szarpały nim straszliwe drgawki, z wykrzywionych ust wypłynęła piana, a zaciskające się dłonie pozostawiły ślady na ramionach dziewczyny. Jednakże szklista pustka zniknęła z jego oczu niczym rozwiany dym paleniska i spojrzał na swą siostrę przytomnie.

– Bracie! – załkała. – Bracie…

– Szybko! – wysapał, a jego słabnący głos brzmiał rozsądnie. – Teraz wiem, co przywiodło mnie na mój grzebalny stos. Odbyłem daleką podróż i zrozumiałem. Zostałem zaklęty przez czarowników z Himelianów. To oni wyciągnęli mą duszę z ciała i zawiedli daleko, do kamiennej izby. Tam usiłowali przerwać srebrny sznur życia i wepchnąć mą duszę w ciało jakiegoś obrzydliwego dziwactwa z mroku, które ich czary przywołały z piekieł. Och! Czuję, jak szarpią mnie teraz! Twój krzyk i uścisk twych dłoni sprowadziły mnie z powrotem, ale to postępuje szybko. Moja dusza przylega do ciała, lecz jej uchwyt słabnie. Szybko… zabij mnie, zanim oni zdołają uwięzić ją na zawsze!

– Nie potrafię! – zawodziła, bijąc się z całych sił w obnażoną pierś.

– Szybko. Rozkazuję ci! – W jego słabnącym szepcie zabrzmiał dawny, despotyczny ton. – Nigdy mi się nie sprzeciwiłaś. Wysłuchaj więc mego ostatniego rozkazu! Poślij mą duszę wprost na łono Asury! Spiesz się, żeby nie skazać mnie na wieczność w roli obrzydliwej zjawy ciemności. Uderz. Rozkazuję ci! Uderzaj!

Szlochając dziko, Yasmina wyrwała zza pasa nabijany klejnotami sztylet i zatopiła go po rękojeść w jego piersi. On zaś zesztywniał, a potem opadł bezwładnie. Martwe usta wykrzywił mu ponury uśmiech. Yasmina rzuciła się na pokrytą sitem podłogę, bijąc o jego źdźbła zaciśniętymi pięściami. Na zewnątrz porykiwały chrapliwie i grzmiały gongi oraz konchy, a kapłani rozcinali swe ciała miedzianymi nożami.

RECENZJE TOMU PIERWSZEGO Conan i pradawni bogowie

Conan i pradawni bogowie to świetne przypomnienie czytelnikowi (zwłaszcza młodemu), że oprócz nie najlepszego ostatnimi czasy fantasy istnieje jeszcze gatunek „miecza i magii”. (...) Historie z życia Conana są wzniosłe, dynamiczne i gwałtowne, przykuwają do lektury. Czytelnik w końcu ma okazję zapoznać się z absolutną klasyką, nie zaś odgrzewanymi kotletami, jakie masowo produkują dzisiejsi autorzy. Na Croma!

Dawid „Fenrir” Wiktorski,

Gildia.pl

Kto by się w czasach wielotomowych, rozbudowanych i epickich historii przejmował losem jakiegoś umięśnionego dziada, z fatalną fryzurą i prawie osiemdziesięcioma latami na karku?

To jest właśnie ten punkt recenzji, w którym teoretycznie powinienem zacząć bronić zbioru Conan i pradawni bogowie przed bezpodstawnym porównywaniem go do współczesnej literatury fantastycznej: zawodzić, że przecież gdyby nie barbarzyńskie opowieści, Andrzej Sapkowski pewnie nigdy nie wymyśliłby postaci Geralta z Rivii (a przynajmniej nie w tej formie, jaką znamy), a wiele ważnych powieści fantasy po prostu by nie powstało. Mógłbym bez końca rozpisywać się, jak to dzika i nieokiełznana osoba Conana Cimmeryjczyka natchnęła całe rzesze dzisiejszych mistrzów słowa i właśnie przez ten pryzmat należałoby rozpatrywać twórczość Roberta E. Howarda.

Naprawdę mógłbym. Ale po co? Wszystkie tego typu rozważania rozbijają się o jeden, istotny fakt: Conan i pradawni bogowie to świetna książka, która broni się doskonale sama, i przy wystawianiu oceny absolutnie nie trzeba jej dawać żadnej taryfy ulgowej.

Tak, wiem, historie te są proste, a od pewnego momentu sprowadzają się w gruncie rzeczy do tego samego: pokonać przedwieczne /niewysłowione/odrażające zło (od razu widać, że Howard prowadził przez długi czas korespondencję z H.P. Lovecraftem) i zgarnąć całusa od pięknej, niepokornej dziewczyny. Prawda, miłośnicy wielotomowych, orgiastycznych epopei, z mrocznymi przepowiedniami, boskim (a co najmniej królewskim) pochodzeniem głównego bohatera i zwrotami akcji występującymi średnio co trzeci rozdział, mogą poczuć się zawiedzeni. A mimo to twierdzę, że powinni przełamać własną niechęć i sięgnąć jednak po Conana i pradawnych bogów. W wędrówkach Cimmeryjczyka tkwi bowiem siła, która powoduje, iż nawet takie bojące się własnego cienia chucherko, jak autor tej recenzji, ma ochotę chwycić za miecz i wyruszyć w poszukiwaniu przygód. Czysta magia pióra i wytworzonego przez Howarda klimatu, moi drodzy.

A sam Conan? Ech, takich herosów już się nie tworzy! Cimmeryjczyk – wbrew czarnej legendzie wytworzonej przez hollywodzkie filmy – nie jest wyłącznie chodzącym pojemnikiem na testosteron, a mężczyzną nietuzinkowym, namiętnym, odważnym i pełnym życia, posiadającym swój prosty – acz nie prostacki – system wartości, który trzeźwo potrafi spojrzeć na otaczający go świat, a trafnością własnych osądów nie raz mógłby zawstydzić człowieka „cywilizowanego”.

That’s my kind of Hero!

Na Croma, dlaczego jeszcze czytacie te słowa?! Do księgarni, ale już!

Michał Smyk,

opetaniczytaniem.pl

Okazuje się, że wydanie to jest ukłonem dla fanów. Publikacja w pewnym sensie kolekcjonerska. Piękna okładka namalowana klasycznie, na płótnie. Równie ładne grafiki ilustrujące kolejne utwory. Dwa wstępy, dodatki, a w nich: historia i prawdopodobna geneza powstania Conana, mapy wykonane przez Howarda, esej o epoce hyboryjskiej, notatki autora, szkice i niedokończone opowiadania. Dodatkowo podział tekstu, który pokazuje kolejne strony oryginalnego maszynopisu. To wszystko są smaczki, które fani z przyjemnością będą odkrywać i zgłębiać.

Dobra, dajmy spokój opakowaniu! Na Croma! Przecież ta książka jest o najsławniejszym na świecie barbarzyńcy! Tak jak wielu zafascynowanych jest Lovecraftem i jego mitologią, tak samo wielu wielbi Howarda i jego erę hyboryjską. Zresztą nic dziwnego. Obaj panowie stale ze sobą korespondowali. (...)

Oto postać, która lubi chodzić w szkarłatnym płaszczu, nosić rogaty hełm i mieć zawsze miecz przy sobie. Jest skory do bitki, na umór pije wino i śmieje się gromko. Choć czasem widać u niego pewną zadumę, stara cieszyć się życiem i wyciskać z niego jak najwięcej. Dzięki swojej woli przetrwania przeżyje niejedną zdumiewającą historię. (...)

Kończmy te wywody! Czy polecam? Ba! Jeśli nie znasz, to lepiej poznaj. Pokochasz albo znienawidzisz.

Narmo,

valkiria.net

Conan i pradawni bogowie to kolejna próba zebrania wszystkich oryginalnych utworów Roberta E. Howarda. W odróżnieniu jednak od wcześniejszych, ta zdaje się mieć wszystkie predyspozycje, aby faktycznie być edycją kompletną. Już pobieżne przekartkowanie wskazuje, że nie mamy do czynienia ze zwykłym wydaniem, ale tym z gatunku exclusive.(...)

Nie można natomiast wszystkim utworom odmówić jednego – autentyzmu. Tu nie ma miejsca na fałsz. Czytając prozę Howarda, czuje się, że autor w pełni poświęcił się opowiadanej historii i włożył mnóstwo pracy w swoje dzieło. Dzięki temu wykreowane przez niego postaci zdają się żyć, a poszczególne miejsca, opisywane z najmniejszymi detalami, wydają się na wyciągnięcie ręki. Także powtarzające się niczym mantra stwierdzenie o ciągłej walce barbarzyństwa z cywilizacją brzmi niczym manifest, a nie pusty frazes.

Jednakże część literacka to dopiero przedsmak tego, co nas czeka w dziale dodatków. Oprócz znanego już z wcześniejszych wydań eseju Howarda Noty o rozmaitych ludach epoki hyboryjskiej znajdziemy tutaj pierwotną, mocno zmienioną, wersję Feniksa na mieczu, liczne szkice i fragmenty nigdy niedokończonych utworów, a także odręczne mapki autora. Jakby tego było mało, wydawcy zaopatrzyli książkę w dwa długie artykuły analityczne.(...)

Gorąco polecam.

Adam „Tigana” Szymonowicz,

katedra.nast.pl
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: