Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Do zobaczenia w kosmosie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Do zobaczenia w kosmosie - ebook

Jedenastoletni Alex, dumny właściciel Carla Sagana – najmądrzejszego szczeniaka na świecie, ma wielkie marzenie. Planuje wystrzelić w kosmos swojego „złotego iPoda”, na którym nagrywa dla istot z innych planet żywiołową relację z życia na Ziemi.
Aby osiągnąć cel sam musi zbudować rakietę, która wyniesie urządzenie w przestrzeń kosmiczną.
Pełen zapału i nadziei wyjeżdża na festiwal skupiający podobnych mu miłośników rakiet i astronomii. Podróż przyniesie nieoczekiwane rozczarowanie, ale także szansę poznania ludzi, którzy pomogą chłopcu odkryć ślady ojca, kilka innych sekretów oraz prawdę o tym, czym tak naprawdę jest rodzina.

Jack Cheng urodził się w Szanghaju (Chiny), a wychował w stanie Michigan (USA).
Po prawie dziesięciu latach mieszkania w Nowym Jorku oraz pracy w reklamie przeprowadził się do Detroit, gdzie obecnie mieszka i skupia się na pisaniu.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-5285-7
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Notatka głosowa 1 6 min 19 sek.

Kim jesteście?

Jak wyglądacie?

Macie jedną głowę czy dwie?

A może więcej?

Czy wasza skóra jest jasnobrązowa, tak jak moja, czy też może gładka i szara jak u delfina? Albo zielona i kolczasta jak kaktus?

Mieszkacie w domach?

Ja na przykład mieszkam w domu. Nazywam się Alex Petroski i pochodzę z miasteczka Rockview w Kolorado w Stanach Zjednoczonych. To na Ziemi! Skończyłem już jedenaście lat i osiem miesięcy, Stany Zjednoczone mają dwieście czterdzieści dwa lata, zaś nasza planeta jakieś 4,5 miliarda lat. Nie wiem tylko, kiedy wybudowano mój dom.

Być może żyjecie na lodowej planecie i mieszkacie w igloo. Kto wie, może wasze ręce przypominają czekany, nogi – rakiety śnieżne, zaś skórę pokrywa złotobrązowe futro, takie jak u Carla Sagana? Carl Sagan to mój pies. Nazwałem go imieniem mojego idola, słynnego naukowca, który był jednym z najwybitniejszych astronomów naszych czasów. Pomógł wysłać w kosmos sondy Voyager 1 i 2 oraz umieścił na ich pokładach Złote Płyty z dźwiękami pochodzącymi z naszej planety. Zawierały między innymi zapis śpiewu wielorybów, powitalnego „cześć” w pięćdziesięciu pięciu językach, śmiechu noworodka, fal mózgowych zakochanej kobiety oraz najlepszą muzykę w historii ludzkości – Bacha, Beethovena i Chucka Berry’ego. Może już to słyszeliście?

Carla Sagana znalazłem jako szczeniaka na parkingu przy sklepie sieci Safeway. Kiedy go po raz pierwszy zobaczyłem, był niesamowicie brudny i głodny. Chował się za śmietnikiem. „Chodź do mnie, nie bój się!”, zawołałem, jednak tylko piszczał i kulił pod siebie ogon, ponieważ wtedy jeszcze się nie znaliśmy. Powiedziałem mu, że go nie skrzywdzę, bo jestem pacyfistą, i chyba mi uwierzył, bo kiedy po niego sięgnąłem, nie próbował walczyć ani uciekać. Zaniosłem go do domu. Mama leżała wtedy na sofie i jak zwykle oglądała swoje seriale. Oświadczyłem jej, że przyniosłem nie tylko warzywa, ale też szczeniaka, i że obiecuję się nim zajmować, bawić się z nim, karmić go i kąpać. Powiedziałem wszystko to, co powinno się w takiej sytuacji powiedzieć.

„Zasłaniasz mi”, stwierdziła, więc się odsunąłem. Mama mojego najlepszego kumpla Benjiego z pewnością wpadłaby we wściekłość, gdyby jej syn przyniósł do domu psa. Moja niczego się nie czepia, o ile gotuję dla nas obiady i nie przeszkadzam jej w oglądaniu telewizji. To całkiem fajna mama!

Nie wiem, co wy oglądacie, ale moja mama lubi teleturnieje oraz seriale sądowe, wreszcie programy z pięcioma kobietami siedzącymi w studio. Kiedy jestem u mojego kumpla, oglądamy Cartoon Network, bo jego rodzina ma kablówkę, a on uwielbia Akademię Battlemorphów (jak masa dzieciaków w szkole). Według mnie serial jest w porządku, ale wolę bardziej klasyczne kreskówki, takie jak Laboratorium Dextera. Ten Dexter to całkiem łebski chłopak, tylko nie lubię, kiedy jego siostra Didi wpada do niego do pokoju i wszystko mu niszczy. Cieszę się, że nie mam siostry, która by mi wszystko niszczyła. Zwłaszcza że ja też pracuję nad rakietą.

Mam natomiast starszego brata. Nazywa się Ronnie, ale wszyscy – prócz mamy – nazywają go R.J., bo na drugie ma James. Gość jest znacznie starszy ode mnie, ma dwa razy tyle lat co ja. Dokładnie ma dwadzieścia cztery lata, mieszka w Los Angeles i jest agentem. Wiem, co sobie pomyśleliście… Niestety nie takim agentem. Nie jest szpiegiem jak Bond, James Bond. Nie walczy z terrorystami i nie tropi handlarzy narkotyków, nawet nie gra w pokera ze złoczyńcami. Pomaga za to koszykarzom i futbolistom podpisywać kontrakty i reklamować buty. W każdym razie chodzi na wystawne imprezy i nosi okulary przeciwsłoneczne, więc nie jest źle.

Ronnie początkowo nie pozwolił mi zatrzymać Carla Sagana. Zawsze się wkurzał, kiedy z mamą wydawaliśmy pieniądze na coś innego niż rachunki za dom czy artykuły spożywcze. Kiedy powiedziałem mu przez telefon o szczeniaku, odpowiedział: „Nie stać nas na psa”. Stwierdziłem, że moim zdaniem MOŻE być nas stać na psa, ponieważ będę kupował mu jedzenie na wyprzedażach w Safewayu oraz sam robił sobie kanapki do szkoły zamiast kupować obiady w stołówce. Poza tym mam pracę, pomagam panu Bashirowi wykładać czasopisma na półki na jego stacji benzynowej. Dodałem, że dotąd zbierałem na budowę rakiety, ale przynajmniej część swoich funduszy mogę przeznaczyć na Carla Sagana, zwłaszcza że nie jest zbyt dużym psem. „Poza tym powinieneś wpaść do Rockview i poznać go osobiście – to znaczy psa – zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję”.

To było blisko rok temu i Ronnie wciąż jeszcze nie poznał Carla Sagana. Jestem jednak przekonany, że kiedy wreszcie się spotkają, mój brat się w nim zakocha. Nie da się nie kochać tego pyska!

Hm… Pokochać pysk?

Tak, mówię o tobie, Carlu Saganie. Chcesz powiedzieć cześć?

No chodź, chłopie, przywitaj się.

Carl Sagan nie chce się przywitać. Po prostu gapi się na mnie. „Co robisz? Z kim rozmawiasz? Czy tam jest jakaś osoba? Nikogo nie widzę!”

Bo tu nie ma nikogo, chłopie. To zwykły iPod. Sam widziałeś, jak malowałem go na złoto, pamiętasz? Robię notatki głosowe, dzięki czemu inteligentne istoty mieszkające miliony lat świetlnych stąd dowiedzą się o życiu na Ziemi, kiedy odnajdą je któregoś dnia.

Pies chyba tego nie zrozumiał. Teraz patrzy w okno. Łatwo traci koncentrację.

A zatem ja… no… o czym to mówiłem?

W każdym razie pomyślałem sobie, że być może natrafiliście już na Złote Płyty mojego idola, ale nie wynaleźliście odtwarzaczy albo też stworzyliście je w przeszłości, ale teraz już ich nie macie. Jedyne, jakie widziałem, są w biurach Goodwill, ale nikt już z nich nie korzysta, ponieważ nie mieszczą się w kieszeni tak jak iPody oraz iPhone’y. Używam iPoda, bo można na niego nagrać o wiele więcej informacji niż na jakąkolwiek płytę. Zgrałem już sobie całą zawartość Złotych Płyt i zostało mi jeszcze sporo miejsca. Kiedy odkryłem, że urządzenie ma dyktafon, postanowiłem nagrać trochę dźwięków z Ziemi, których jeszcze nie słyszeliście. I dołączyć w tle komentarz opisujący moje przygotowania do wystrzelenia wam tych nagrań. Potraktujcie to jak dodatek umieszczony na płycie Blu-ray.

O tak wielu rzeczach chciałbym wam opowiedzieć! To musi jednak zaczekać, ponieważ Carl Sagan siedzi już przy drzwiach. Chce wyjść na siusiu i kupę, a ja muszę się jeszcze spakować. O SHARF-ie i mojej rakiecie opowiem wam następnym razem.Notatka głosowa 2 6 min 41 sek.

Cześć po raz kolejny, ziomale! Obiecałem, że opowiem wam o SHARF-ie, a zazwyczaj dotrzymuję słowa. SHARF to festiwal rakietowy odbywający się na pustyni w pobliżu Albuquerque w Nowym Meksyku. Za trzy dni wystrzelę na nim moją rakietę.

Oficjalnie impreza nazywa się Southwest High-Altitude Rocket Festival¹, ale wszyscy na rocketforum.org nazywają ją SHARF. To akronim, czyli słowo stworzone z pierwszych liter innych słów – tak jak na przykład NASA to National Aeronautics and Space Administration. W czwartej klasie tworzyliśmy akronimy z naszych imion. Postanowiłem wykorzystać pełne brzmienie mojego, choć pani Thompson twierdziła, że spokojnie wystarczyłoby użyć „Alex”. Jednak chciałem się sprawdzić!

A oto, co wymyśliłem:

Astronom

Lubiący eksperymenty

Entuzjasta

Xplorator

Antyfan pająków

Niesamowity

Dzielny

Entuzjastyczny

Rakiety wystrzeliwujący

Wymyśliłem też rozwinięcie akronimu dla mojego idola. Proszę bardzo:

Ceniący kosmos

Absolutnie niesamowity

Rzeczywiście zdolny

Lubiący naukę

Ludzie na rocketforum NIE MOGĄ doczekać się SHARF-u. Na samej górze strony znajduje się OFICJALNY WĄTEK SHARF, w którym pojawiło się już mnóstwo postów. Frances19 napisała na przykład, że specjalnie na tę imprezę ufarbuje włosy na wyjątkowy kolor, zaś Ganimedes i Europa wspominali, jak świetnie bawili się w zeszłym roku. Calexico wrzucił garść porad dotyczących miejsc kempingowych w okolicy. Zauważył na przykład, że jeśli buty zostawi się na noc przed namiotem, to rano przed włożeniem ich trzeba je odwrócić, bo do środka mogły wejść skorpiony. Dodał, że skorpiony często (w)chodzą parami, więc jeśli znajdziesz jednego, możesz liczyć na pojawienie się drugiego. To bardzo romantyczne stworzenia!

Spakowałem już rakietę, szczoteczkę do zębów i stary namiot Ronniego, a także szampon z odżywką „dwa w jednym”, dzięki któremu oszczędziłem trochę miejsca. Dorzuciłem też suchą karmę dla Carla Sagana – na miejscu będą serwowane dania z grilla, ale Carl nie może ich jeść, bo ma bardzo delikatny żołądek.

Mam jeszcze sporo rzeczy do spakowania, ale postanowiłem zrobić sobie przerwę i wszedłem na dach mojego domu. Uwielbiam leżeć na masce samochodu tak jak doktor Arroway z filmu Kontakt, ale moja mama już nie jeździ, dlatego po prostu wspinam się po drabinie na dach. Zazwyczaj przychodzę tu w nocy, bo wtedy wydaje mi się, że jestem bliżej gwiazd. Nawet jeśli to „bliżej” oznacza tylko jedno piętro.

Lubię przychodzić tu również za dnia. Nasze osiedle wybudowano na wzgórzu, więc z dachu sporo widać. Na przykład tory kolejowe i Burger Kinga, a nawet stację benzynową pana Bashira, przy której stoi maszt z największą flagą narodową w całym naszym miasteczku. Jest naprawdę olbrzymia! W oddali widać również Górę Sama i ogromną białą literę R (jak Rockview) stojącą na jej zboczu. Kiedyś przed meczem drużyny Ronniego z naszymi największymi rywalami z Belmaru grupka tamtejszych dzieci zakradła się nocą i przerobiła to R na B. Następnego dnia Ronnie tak się zdenerwował, że zaliczył pięć przyłożeń i nasza drużyna skopała im tyłki. Ich plan odniósł więc odwrotny skutek.

Czasami mama ma jeden ze swoich cichych dni i potrzebuje zaczerpnąć świeżego powietrza. Wybiera się więc na spacer. Z dachu widzę, jak maszeruje. Teraz na przykład zmierza w stronę domu Justina Mendozy, który stoi przy naszej ulicy, tyle że na samym dole wzgórza. Kiedy tam dotrze, skręci w lewo, w stronę Mill Road, lub w prawo, ku osiedlu Benjiego. Nie widzę go zbyt dobrze, bo otaczają go drzewa.

To od Justina dostałem iPoda. Gość chodził do tej samej szkoły średniej co Ronnie, tyle że o klasę niżej. Kiedyś często do nas wpadał, by z nim pograć. Nie wyjechał jednak na studia jak mój brat. Dzięki temu mogłem wczoraj się do niego wybrać, by kupić iPoda za dwadzieścia dolarów (na tyle się umówiliśmy). Nieoczekiwanie dał mi go w prezencie, ponieważ okazało się, że bateria szwankuje. Kiedy po niego poszedł, czekałem w garażu. Obejrzałem sobie motocykl Hondy, nad którym od zawsze pracował. Chwyciłem nawet za jedną z manetek, ale wypadła z niej śrubka. Położyłem ją na niebieskiej szmatce, tuż obok kilku innych części.

Justin wrócił z iPodem i ładowarką. „Hej, Justin, podobno jesteś mechanikiem! Czy nie powinieneś już skończyć dłubać przy tym motocyklu?”, zapytałem go. Powiedział, że kilka razy sądził, że maszyna jest wreszcie gotowa, ale po krótkiej przejażdżce zawsze dochodził do wniosku, że można coś ulepszyć. Dlatego raz po raz rozbierał ją na części. Zasugerowałem mu, by poszukał symulatora budowy motocykla – takiego jak OpenRocket, który ściągnąłem podczas składania rakiety. Program pozwolił mi przetestować różne silniki oraz między innymi zmieniać kształt nosa i stateczników, w dodatku wyliczył, jak wysoko maszyna pofrunie. Dzięki temu nie musiałem kupować żadnych części aż do ukończenia projektu. Mówiłem oczywiście o Voyagerze 3, czyli rakiecie, która wyniesie jego iPoda w kosmos.

„Więc to będzie twój pierwszy start?”, zapytał Justin. Potwierdziłem, a wtedy dodał: „Czy nie powinieneś przeprowadzić jakichś prób?”. „Właśnie po to mam symulator, by nie musieć przeprowadzać żadnych prób. Też coś!”, wyjaśniłem.

Justin zaśmiał się i zapytał, co słychać u Ronniego. Odpowiedziałem, że to co zwykle, zwłaszcza jeśli chodzi o perspektywicznych klientów. Perspektywiczny klient to ktoś, od kogo Ronnie oczekuje, że dostrzeże w nim swojego agenta. W związku z tym mój brat zabiera takiego człowieka na lunche i płaci za nie. Justin powiedział, że go podziwia i że zawsze widział w nim starszego brata. Przyznałem, że to zabawne, bo ja też go tak postrzegałem. Justin znów się zaśmiał. Poprosił, bym dał mu znać, jak poszło mi z rakietą. Obiecałem, że to zrobię, i dodałem, by sprawdził manetkę od motocykla, bo chyba brakuje w niej kilku części.Notatka głosowa 3 6 min 16 sek.

Co robicie, kiedy nie możecie zasnąć?

Kto wie, może w ogóle nie śpicie, tylko wiecznie czuwacie, bo wasza planeta wiruje niezwykle wolno i dlatego zawsze świeci na niej słońce? Po prostu zawsze jest dzień!

A może wręcz przeciwnie? Nie śpicie tylko wtedy, kiedy jecie, zupełnie jak misie koala albo Carl Sagan. Mój pies zwija się w kulkę na łóżku, sofie lub na moich kolanach i od razu zapada w sen.

Czy teraz śpicie?

Podejrzewam, że nie, bo gdybyście spali, nie moglibyście tego słuchać.

A to oznacza, że nie śpimy równocześnie…

Poprzedniej nocy skończyłem się pakować. A dzisiaj spędziłem okrągły dzień na gotowaniu, by mama miała co jeść podczas mojej nieobecności. Ona oczywiście potrafi gotować i jest wyśmienitą kucharką, ale w tym roku tak często przygotowywałem dla nas obiady, że czułbym się źle, gdybym tego nie zrobił.

Poza tym ma kolejny ze swoich cichych dni. Tych, podczas których nawet nie wstaje z łóżka, tylko gapi się w niewielkie fałdki na suficie. Podejrzewam, że je liczy. Zaniosłem wodę do jej sypialni i powiedziałem: „Zrobiłem ci jedzenie na trzy dni, bo będę na SHARF-ie. Musisz tylko wyjąć plastikowe pojemniki GladWare z lodówki i podgrzać je w mikrofalówce. Kocham cię!”.

Sądziłem, że będę zmęczony całym tym gotowaniem, ale nie byłem. Próbowałem słuchać Beethovena i Chucka Berry’ego, a także obejrzeć Kontakt na Blu-rayu, ale tylko się rozbudziłem. Położyłem się nawet do łóżka Ronniego. Odkąd się wyprowadził, staram się niczego nie ruszać po jego stronie pokoju, dzięki czemu kiedy nas odwiedzi, zobaczy swoje plakaty z seksownym dziewczynami na ścianach oraz puchary sportowe na półce i poczuje się, jakby nigdy nas nie opuścił. Czasami śpię w jego łóżku, ponieważ kiedy śpi się w czyimś łóżku i robi się to, co zazwyczaj robiła ta osoba, w jakimś sensie staje się nią. Zaczyna się myśleć jak ona i pamiętać to, co ona, i po pewnym czasie ma się wielkie mięśnie i zarabia się dostatecznie dużo pieniędzy, by robić zakupy dla mamy.

Mój pociąg do Albuquerque w stanie Nowy Meksyk wyjeżdża wcześnie rano. Calexico i inni forumowicze mają się spotkać w Lottaburgerach Blake’a, czyli w restauracji znajdującej się na stacji kolejowej w Albuquerque. Zamierzają zrzucić się na samochód, którym pojadą na SHARF, więc będę miał podwózkę. Mam nadzieję, że szybko się zorientuję, kto jest kim, ponieważ większość użytkowników forum znam tylko z ksywek i nie mam pojęcia, jak wyglądają.

Od startu mojej rakiety dzielą mnie tylko dwa dni, więc jak najszybciej muszę nagrać dla was jakieś sensowne dźwięki z Ziemi. Może… może skoro dzięki Złotej Płycie usłyszeliście bicie serca oraz fale mózgowe zakochanej kobiety, to ja umieszczę na swoim Złotym iPodzie głos zakochanego mężczyzny?

Nagrałbym siebie, ale jak dotąd w nikim się nie zakochałem. Nie kocham żadnej dziewczyny ze szkoły, gdyż kręci je głównie kupowanie ciuchów, snapchatowanie i Skyler Beltran. Jak widać, mamy różne zainteresowania. Nie przejmuję się tym jednak, gdyż jestem pewien, że na SHARF-ie spotkam kogoś zakochanego. Wiem, że wielu facetów się zakochuje. Na przykład Ronnie jest zakochany w swojej dziewczynie Lauren, a Benji w pani Shannon, która uczy nas matematyki. Powiedział, że kiedy nachyliła się nad nim, by pomóc mu z pewnym zadaniem, pachniała jak brzoskwiniowe cukierki Jolly Ranchers. Przysiągłem, że nie wspomnę o tym nikomu na całej naszej planecie… więc akurat wam mogę powiedzieć.

Szkoda, że Benji nie pojedzie ze mną na SHARF…

Jest na wakacjach z mamą, siostrą i nowym chłopakiem swojej mamy. W Chicago.

Kiedyś Benji zapytał mnie, czy żałuję, że nie mam taty. Zapytałem go, czy żałuje, że nie ma dinozaura. Benji stwierdził, że nie jest pewien, ponieważ nigdy nie miał dinozaura, więc wyjaśniłem mu, że tak samo wygląda sytuacja z moim tatą. Mój kumpel przyznał jednak po namyśle, że fajnie byłoby mieć triceratopsa, bo można by na nim jeździć i rozwalać ściany w szkole, a kiedy dyżurny czepiałby się o spóźnienie, rzuciłoby się mu: „Powiedz to mojemu triceratopsowi!”. Przyznałem, że to świetny pomysł.

Czasami myślę, że fajnie byłoby mieć tatę. W Kontakcie ojciec doktor Arroway również zmarł, kiedy była dzieckiem, ale przynajmniej była starsza niż ja. Pamiętała, jak patrzy razem z nim w teleskop stojący na ganku i jak rozmawia przez stare radio z ludźmi z Florydy. Mój ojciec zmarł, kiedy miałem trzy lata, więc pamiętam głównie to, co mi o nim opowiedziano. Mama nieraz wspomina, że kiedy miałem się urodzić, tata wracał do domu z podróży służbowej, jednak spóźnił się na lot. W efekcie musiała sama pojechać do szpitala (Ronnie nie mógł jeszcze prowadzić). Tata w końcu dotarł na miejsce i dziesięć minut później przyszedłem na świat.

Chwilami mam wrażenie, że mój ojciec jest jak puzzle. Niektóre części ma moja mama, inne Ronnie, ale wielu brakuje i nie mogę ułożyć sobie całości. W tym roku podczas zajęć z wiedzy o społeczeństwie pani Campos opowiadała nam o genealogii, czyli nauce o pochodzeniu. Mieliśmy nawet ćwiczenia, to znaczy poszliśmy do komputerów do biblioteki i zajrzeliśmy tam na stronę ancestry.com. Kiedy wpisze się tam imiona swoich rodziców i dziadków, program, korzystając z rządowych baz danych, starych artykułów prasowych i tym podobnych rzeczy zbuduje nasze drzewo genealogiczne. Dowiedziałem się dzięki temu, że mój dziadzio i babcia od strony mamy pochodzą z Filipin (o czym zresztą wiedziałem), zaś przodkowie mojego taty przypłynęli statkiem z Europy w 1870 roku. Ancestry ma mi wysyłać maile, jeśli dowie się czegoś nowego o mojej rodzinie – zupełnie jakbym miał własny zespół CSI (co jest akronimem od crime scene investigator – tym mianem określa się osoby badające miejsca zbrodni). Tyle że w moim przypadku ów zespół nie bada zbrodni, tylko mojego tatę. Więc w sumie to DSI – dad scene investigator².

Ech, jak tak dalej pójdzie, nigdy nie zasnę.

Spróbuję znów położyć się do łóżka. Carl Sagan i ja mamy jutro ważny dzień.

Dobranoc!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: