Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Fundamenty piekła drżą - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
s-f
Data wydania:
14 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Fundamenty piekła drżą - ebook

Ósmy tom cyklu "Schronienie"

Nadchodzą zmiany…

Nasza cywilizacja stoczyła swoją pierwszą wielką wojnę z obcą rasą – i przegrała. Mała grupa ludzi zbiegła na dalekie Schronienie. Wieki później potomkowie zbiegów zapomnieli o swojej historii – ich życie przypominało średniowieczną egzystencję w wiecznym uścisku Kościoła Boga Oczekiwanego. Zakaz stworzenia nowej cywilizacji przemysłowej ma utrzymać resztki ludzkości w ukryciu przed kosmicznymi wrogami.

Nie wszyscy założyciele Schronienia byli jednomyślni. Dysydenci pozostawili własne dziedzictwo. Jednym z jego przejawów jest Merlin Athrawes, cybernetyczny awatar dawno zmarłego obrońcy Ziemi, obecnie wybudzony po tysiącu lat. Jednakże właśnie pojawił się nowy gracz, ktoś, kto zna większość tajemnic, nie wyłączając tej związanej z Merlinem. Czy stanie się sprzymierzeńcem – czy wrogiem?

Mocny ósmy tom cyklu. (....) Zagorzali fani docenią sceny walki i opisy politycznych machinacji. - „Publishers Weekly”

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-912-7
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

.I.

Komnata Merlina Athrawesa

Ambasada Charisu

Siddar

Republika Siddarmarku

W kontraście z donośnym świstem zacinającego śniegiem wiatru, który podrywał nawet małe kamyki, zapadła nagle cisza wydawała się tym głębsza. W tejże ciszy delikatny dźwięk towarzyszący osunięciu się węgielka na palenisku w skromnej sypialni Merlina Athrawesa okazał się niemal ogłuszający. Seijin znieruchomiał z plecami przyciśniętymi do zamkniętych właśnie drzwi i próbując przebić wzrokiem rozjaśniony tylko światłem promieni półmrok, wbił spojrzenie szafirowych oczu w zgrabną kobietę siedzącą na jedynym fotelu przed kominkiem.

Tę samą, która przed chwilą nazwała go „Ahbraimem”.

Merlin zdał sobie sprawę, że w tej sytuacji pytanie, jak owa kobieta przedostała się do jego komnaty, nie zwracając na siebie uwagi strażników pilnujących charisjańskiej ambasady w sercu Siddaru, jest raczej drugorzędne.

Ciężki, praktyczny płaszcz wiszący na wieszaku – podobnie jak buty i grube wełniane pończochy, które zsunęła z drobnych, starannie wypielęgnowanych stóp i umieściła przed kominkiem – ociekał wodą z topiącego się śniegu. Ogień migotał w jej lśniących, pełnych wyrazu oczach, odbijał się od złotego naszyjnika wysadzanego topazami i zdobiącego jej arystokratyczną szyję i błyszczał we włosach, które były niemal tak czarne jak włosy Sharleyan Ahrmahk. Suknia, którą kobieta miała na sobie pod zwykłym, siermiężnym płaszczem, była tyleż ozdobna, co kosztowna. Merlin pomyślał, że ma przed sobą najpiękniejszą przedstawicielkę płci pięknej, jaką kiedykolwiek widział, i poczuł w nozdrzach subtelny słodki zapach jej perfum. Nie to jednak sprawiło, że zamarł bez ruchu.

– Dlaczego – zapytał po chwili głosem brzmiącym spokojniej, niżby należało się spodziewać w tej sytuacji – nazwałaś mnie „Ahbraimem”, madame Pahrsahn? – Przekrzywił głowę, robiąc zdziwioną minę. – Domyślam się, że to aluzja do pana Zhevonsa?

– Dobry jesteś, naprawdę – odparła z aprobatą Aivah Pahrsahn, która niegdyś była znana jako Ahnzhelyka Phonda, pośród innych mian. – Niemal… powtarzam: niemal udało ci się mnie przekonać. Ale to niemożliwe. Od zbyt dawna cię obserwuję, a wiedz, że mam doskonałą pamięć do szczegółów.

– Obserwujesz mnie? – powtórzył. – A przy czym? Niespecjalnie się staram kryć ze swoją działalnością tutaj, w Siddarze, przed tobą czy przed lordem protektorem. Lub przed waszymi agentami…

– Cóż – powiedziała zamyślona, odchylając się na oparcie i krzyżując elegancko nogi. Wsparła jedno ramię na podłokietniku fotela, po czym złożyła brodę na starannie wypielęgnowanej dłoni i spojrzała na niego wzrokiem kobiety, która poświęciła danemu zagadnieniu nazbyt dużo swojej uwagi. – Przyznaję, że po części zdradziło cię zadawanie się z jego wysokością tutaj, w stolicy, ale skłamałabym, mówiąc, że było to decydujące. Otóż nie… Nabrałam przekonania, że moje absurdalne podejrzenia mogą być uzasadnione, nie tyle widząc, co robisz tutaj, ile dostrzegając pewne zbiegi okoliczności pod twoją nieobecność, by tak rzec.

– To znaczy? – Wysoki, barczysty gwardzista cesarski skrzyżował ramiona na piersi i uniósł jedną brew. – I skoro już o tym mowa, jakież to podejrzenia, uzasadnione czy nie, masz na myśli?

– Przez niemal tysiąc lat świat obywał się bez seijinów – odpowiedziała madame Pahrsahn. – Po czym nagle ty pokazałeś się ni mniej, ni więcej, tylko w Charisie. Tymczasem w trakcie wojny z Upadłymi żaden seijin… ani jeden, Merlinie… nie pojawił się w dalekim, zapyziałym, mało istotnym Charisie. Gdy zaś Charis przestał być mały i nieistotny, ty znienacka zjawiłeś się nie gdzie indziej, tylko w samym Tellesbergu. – Posłała mu uśmiech, który spowodował dołeczki w jej twarzy.

– Owszem, mam świadomość, że powtarzasz przy każdej okazji, iż nie jesteś seijinem, a w każdym razie sugerujesz to na tyle stanowczo, na ile to możliwe, wszelako nikt nigdy nie dał twoim słowom wiary w tym względzie. I słusznie, jak zrozumiałam, gdy dotarły do mnie doniesienia o twych czynach. Obawiam się, że cokolwiek byś mówił, twoje dokonania jasno świadczą o tym, kim naprawdę jesteś. I choć zastanawiające samo w sobie było pojawienie się seijina po tylu latach posuchy, jeszcze bardziej zastanawiające jest to, że udzieliłeś poparcia Kościołowi Charisu, aczkolwiek jak wiadomo, do tej pory seijinowie zawsze byli rycerzami Kościoła Matki. Ledwie usłyszałam o twoich niezwykłych zdolnościach, zdziwiłam się, co też seijin robi na służbie wyraźnie heretyckiego Kościoła i imperium.

– Słusznie zakładam, że znalazłaś na to wytłumaczenie? – zapytał uprzejmie.

– Cóż, zważywszy na różnice dzielące ów heretycki Kościół i to, co ta świnia Clyntahn i jego szacowna Grupa Czworga uczynili z Kościołem Matką, istotnie dość szybko doszłam do wniosku, że jesteś dowodem na dość wyraźny brak boskiej aprobaty dla ich działań. – Jej uśmiech zniknął. – Jeśli mam być szczera, od dawna zastanawiałam się, czemu Bóg się ociąga…

Skłonił głowę w niemym potaknięciu, akceptując tę ostatnią uwagę bez ustosunkowania się do niej wprost.

– Przyglądałam ci się tak bacznie, jak mogłam – podjęła po chwili. – Odległość stanowiła pewien problem, ale chyba jesteś świadom tego, że gdy zagnę na kogoś parol, ów ktoś nie ma ze mną najmniejszych szans. Zatem na długo przed tym, zanim seijin Ahbraim pojawił się u mnie w Syjonie, doszłam do wniosku, że pomimo twoich protestów jesteś najprawdziwszym seijinem. I nawet jeśli sam zaprzeczasz swoim powiązaniom z siłą wyższą, ewidentnie stoisz po stronie Boga.

Przy ostatnim zdaniu głos jej zmiękł, a nagły poryw wiatru za oknem wydał się nawet głośniejszy, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały.

– To jeden z powodów, dla których byłam gotowa wysłuchać seijina Ahbraima, gdy pojawił się w Syjonie, aby przyśpieszyć realizację moich planów. Przypuszczam, że i tak by mnie przekonał, choć tak się składa, że pilnie studiowałam historię seijinów i miałam wystarczająco dużo czasu, aby wyrobić sobie opinię na twój temat. Opinia ta objęła twego kolegę po fachu i wspólnika, którego rady okazały się nadzwyczaj trafne. I jak widać, koniec końców sprowadziły mnie tutaj – wolną ręką uczyniła wdzięczny gest, jakby chciała objąć nim miasto znajdujące się poza ścianami komnaty – gdzie mogłam wspomóc własnymi wysiłkami tych, którzy otwarcie sprzeciwiają się Clyntahnowi i reszcie, próbując ich obalić. – Spojrzała Merlinowi głęboko w jego niebieskie oczy. – Za ten przywilej, za tę możliwość będę dozgonnie wdzięczna… seijinowi Ahbraimowi.

Tym razem Merlin Athrawes skinął głową nieco głębiej, właściwie był to niemal ukłon, po czym przeszedł do kominka, odsunął ekran ochronny i dołożył dwa duże węgle do ognia, sprawiając, że rozbłysły świeże, intensywnie czerwone płomienie. Seijin wsłuchiwał się przez chwilę w radosny syk języków liżących powierzchnię węgla, po czym przesunął znów ekran na wprost kominka i odwrócił się do madame Pahrsahn. Uniósł lewą rękę, oparł się nią o niewielki gzyms kominka i wygiął łukowato obie brwi, zachęcając rozmówczynię, aby kontynuowała wypowiedź.

– Muszę przyznać – rzekła cicho – że trochę trwało, zanim zaczęłam podejrzewać prawdę… czy też jedną z prawd… kryjących się za twoją maską, Merlinie. W gruncie rzeczy jestem pewna, że nie przejrzałam cię jeszcze do końca. Coś w tobie jednak wydało mi się bardzo znajome, gdyśmy spotkali się tutaj, w Siddarze, po raz pierwszy. Jak wspomniałam, mam doskonałą pamięć, a do tego kobieta mojej profesji… przynajmniej zaś profesji Ahnzhelyki Phondy… ma w zwyczaju zwracać uwagę na największe drobiazgi dotyczące spotkanych osób. Zwłaszcza gdy są mężczyznami. Szczególnie przystojnymi, którzy nie tylko zachowują się dwornie, ale też łagodnie i troskliwie, nawet gdy szukają usług kobiet takich jak Ahnzhelyka. A przecież Ahbraim i ja… czy też Ahbraim i Frahncyn Tahlbat… spędzili wystarczająco dużo czasu razem w magazynie Bruhstaira i w podróży do Syjonu.

Urwała na moment, po czym podjęła:

– Po tym, jak poznałam cię tu, w Siddarze, stopniowo zaczęło do mnie docierać, że bardzo mi go przypominasz. Och – ponownie machnęła wolną ręką – oczywiście, że masz inny kolor włosów i oczu. Różnią się też wasze głosy i akcenty, no i naturalnie Ahbraim jest gładko wygolony, podczas gdy ty nosisz tę oszałamiającą brodę i wąsy. A, i rzecz jasna ta blizna na policzku… Ale jesteście dokładnie tego samego wzrostu, macie tak samo szerokie ramiona, a kiedy przyjrzałam ci się uważniej i w myślach pozbawiłam cię zarostu, spostrzegłam, że macie też identyczny kształt brody. Naprawdę powinieneś był bardziej uważać, także jeśli chodzi o dłonie.

– Ach tak? – Merlin wyciągnął przed siebie rękę i przyjrzał się najpierw jej grzbietowi, a następnie wewnętrznej stronie ze smukłymi, silnymi palcami poznaczonymi odciskami od częstego trzymania miecza.

– Wątpię, aby ktokolwiek inny czegoś się domyślał – powiedziała po zastanowieniu. – Chodzi mi o to, że cały ten pomysł wydaje się dość naciągany, prawda? Nawet ja, która spędziłam lata na studiowaniu historii seijinów, musiałam się długo przekonywać, że bynajmniej się nie mylę. Jednakże kiedy to już się stało, zaczęłam zwracać uwagę na to, kiedy oraz gdzie Ahbraim czy też jakiś inny seijin, względnie możliwy seijin, pojawili się osobiście, nie ograniczając się do pisemnych raportów. Zaczęłam także się przyglądać wszelkim dostępnym informacjom na temat ich wyglądu zewnętrznego i zauważyłam dwie interesujące rzeczy. Po pierwsze, każdy seijin jest wysoki, znacznie powyżej przeciętnego wzrostu… tak jak ty. Po drugie, ilekroć namierzyłam pojawienie się innego seijina, ciebie akurat nie było w Siddarze, gdyż wybrałeś się z jakąś nieokreśloną i najczęściej tajną misją w teren. Czy to nie ciekawe zbiegi okoliczności?

– Ależ – odezwał się Merlin po chwili milczenia – to wcale nie są zbiegi okoliczności. – Przez moment przyglądał się z uwagą rozmówczyni, po czym wzruszył ramionami. – Ufam, że zrozumiesz, jeśli nie pośpieszę z wyjaśnieniami w nagłym przypływie entuzjazmu?

Madame Pahrsahn wybuchnęła gromkim, gardłowym, szczerym śmiechem, a następnie pokręciła głową.

– Merlinie, jakoś nie uważam cię za kogoś, kto poddaje się nagłemu przypływowi entuzjazmu czy czegokolwiek innego!

– Staram się nad sobą panować – zgodził się z nią uprzejmie.

– Z całkiem niezłym skutkiem – potaknęła. – Tak czy owak, kiedy zdałam sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach nie ma zbyt wielu seijinów, i gdy uświadomiłam sobie, że twoja nieobecność zawsze pokrywa się z pojawieniem się innego seijina, doszłam do wniosku, że tak naprawdę jesteś tylko ty. I że potrafisz nie tylko zmieniać swój wygląd zewnętrzny, ale też maskujesz się z równą łatwością jak maskojaszczur na kwiatowej grządce, a także pokonujesz znaczne odległości w zdumiewającym czasie. To właśnie, drogi przyjacielu, był ostateczny dowód, że faktycznie jesteś seijinem. Tak samo jak seijin Kohdy.

Merlin wbrew sobie zamrugał na to porównanie. Seijin Kohdy był postacią głęboko zakorzenioną w folklorze Schronienia, aczkolwiek w przeciwieństwie do „poświadczonych” seijinów odnotowanych w Świadectwach pozostawionych przez Adamów i Ewy, którzy przeżyli rebelię Shan-wei i wojnę Upadłych, na jego temat nie istniały żadne historyczne przekazy. Ba, mało tego. O ile seijinowie występujący w Świadectwach wszyscy byli trzeźwymi, skupionymi i niesłychanie zdyscyplinowanymi wojownikami Boga, archaniołów i Kościoła Matki, o tyle seijin Kohdy przewijał się przez opowieści niczym jakiś wędrowny magik czy wesoły wagabunda. Bądź też Odyseusz. Czasy, w których żył, bynajmniej nie należały do wesołych, a jednak większość traktujących o nim opowieści odnosiła się tyleż do jego przebiegłości, co do zdolności osiągania celów za pomocą podstępów i wybiegów, jak również jego magicznego miecza zwanego Rozłupywaczem Hełmów i… humoru, słabości do kobiet oraz upodobania do dobrej whiskey. W istocie Seijin Kohdy’s Premium Blend, jedna z najpopularniejszych chisholmskich whiskey, nosiła nazwę po nim, jej nalepka zaś przedstawiała nie tylko magiczny miecz, kojarzący się nierozerwalnie z jego postacią, ale też wyobrażenie Kohdy’ego we własnej osobie – nie z jedną, lecz dwiema skąpo odzianymi barmankami siedzącymi mu na kolanach.

Historyjki o seijinie Kohdym były pełne śmiechu i ciepła i wydawały się zupełnie inne niż opowieści o reszcie oficjalnych seijinów. Na tej podstawie Merlin doszedł do wniosku, że Kohdy to jednak postać fikcyjna. Konstrukt powołany do życia za sprawą późniejszych pokoleń na podstawie legend o „prawdziwych” seijinach, okraszonych domieszką sprytu, jakiej nie brakowało wszystkim mitologiom Starej Ziemi.

Aczkolwiek wszystko wskazywało na to, że Aivah mówi zupełnie poważnie, co zmusiło Merlina do zachowania stosownej ostrożności.

– Ciekawe, że o nim wspomniałaś – powiedział. – Szczególnie że nie przypominam sobie, aby seijin Kohdy widniał na oficjalnej liście seijinów, którzy służyli Kościołowi Matce i archaniołom.

– To prawda – przyznała kobieta, nagle zmieniając wyraz twarzy na poważniejszy, a ton głosu na bardziej ponury. – Wszyscy „oficjalni” seijinowie są świętymi Kościoła Matki, tymczasem on nigdzie nie figuruje.

– Nie? – Merlin odezwał się głosem jeszcze łagodniejszym niż przed chwilą.

– Nie – powtórzyła madame Pahrsahn. Zdjęła nogę z kolana, wyprostowała się i poruszyła skrzydełkami nosa, biorąc głęboki wdech. Następnie spojrzała Merlinowi prosto w oczy. – Kim ty naprawdę jesteś? Skąd naprawdę pochodzisz? I nie mów mi, proszę, że z Gór Światła.

– A skąd miałbym pochodzić, Aivah? – odpowiedział pytaniem na pytanie, wyciągając obie ręce takim gestem, jakby obejmował nie tylko swoją komnatę, nie tylko stolicę Republiki Siddarmarku, ale wręcz cały świat.

– Nie wiem – rzekła bardzo cicho, a jej oczy pociemniały wśród mroku rozświetlanego tylko błyskami ognia – ale podejrzewam, że skądkolwiek naprawdę jesteś, z tego samego miejsca pochodzą wszyscy Adamowie i Ewy, którzy przebudzili się na Schronieniu w Dzień Stworzenia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: