Kolacja - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Kolacja - ebook
Sprzeczność poglądów i brak próby wzajemnego zrozumienia sprawiają, że rodzinne serdeczności przy kolacji wigilijnej nie trwają długo. Z ciętych dialogów wyłaniają się paradoksy prawicowego i lewicowego myślenia, trafnie obrazując hipokryzję polskiego społeczeństwa drugiej dekady XXI wieku. Czy wśród postaci kolacji odnajdziesz cząstkę siebie?
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-945034-0-6 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Osoby
Hela – gospodyni domowa po pięćdziesiątce, przesadny makijaż, misternie ułożona fryzura, głęboki dekolt, obcisła, przykrótka sukienka
Kazimierz – kilka lat starszy od żony (Heli), ubrany odświętnie
Ania – kobieta około trzydziestki, córka Heli i Kazimierza
Syn – brat Ani, narodowiec
Lucyna – siostra Kazimierza, opalona, w luźnej sukni, cały czas z kieliszkiem wina w ręce
Marek – mąż Lucyny; luźne jasne ubranie, opalenizna
Kuzyn – syn Lucyny i Marka, lat około osiemnastu, bluza z kapturem, bardzo wysoki
Kloszard – duża, siwiejąca broda, warstwy niechlujnych ubrań
Policjant – w mundurze
Policjantka – w mundurze
Kloszard
Bezdomny 1
Bezdomny 2Akt pierwszy
Scena pierwsza
Ciemna i brudna ulica, przy niej odrapane budynki z odpadającym tynkiem. Na murach napisy: „Polska dla Polaków", „Żydy won" itp. Bezdomni grzeją się przy kotle, piją wino, nucą wesołe kolędy. Słychać rozmowy.
BEZDOMNY 1: Przynajmniej nie ma mrozu. Może jutro rano zdołają nas jeszcze dobudzić. (śmiech)
Przechodzą Lucyna, Marek i Kuzyn, ignorując bezdomnych.
BEZDOMNY 2: Może poratują państwo jakimś groszem na święta?
LUCYNA (cicho, do Marka): Na święta, akurat. Na wino pijaczyny zbierają!
W oknie nad nimi zapala się światło, ktoś wychyla głowę i krzyczy.
GŁOS Z OKNA: Zabierajcie się stąd! Melinę mi pod oknem zrobili. Będą mi tu hałasować i w rodzinnym świętowaniu przeszkadzać. Zabierać się stąd, bo policję wezwę!
Bezdomni powoli się zbierają i idą w głąb ulicy.Scena druga
Mieszkanie. Na pierwszym planie stół jadalniany, za nim półki, komoda ze statuetkami i bibelotami. Po jednej stronie stołu fotel, ustawiony naprzeciwko telewizora. W kącie choinka. Za stołem ściana, w niej drzwi wejściowe do mieszkania (przy nich wieszak na płaszcze, lustro i szafka na buty), drzwi do łazienki i pozostałych pokojów. Po prawej stronie sceny wejście do kuchni, po lewej – okno. Przy stole młoda kobieta w rozciągniętym swetrze i szerokich spodniach, pochylona, zasłonięta opadającymi włosami, czyta książkę. Zza ściany dobiegają brzdęki odkładanych naczyń, czuć zapach smażenia i gotowania, słychać jednostajny monolog Heli.
HELA: Ech, coś ta panierka wodnista jakaś. A ziemniaki dalej niedogotowane. Boże kochany, jak ja zdążę z tym wszystkim? Ty wiesz, że na rogu teraz gotowe kotlety mają? Ale twój ojciec to nie i nie, gotowych nie będzie jadł. Kiedyś je kupię, odgrzeję i podstawię mu pod nos, nawet nie zauważy. Ale jak goście idą, to trzeba swoje mieć. Konesery takie.
Ania przewraca kartki w książce.
HELA: Co mówiłaś? Tam na rogu zawsze jakieś obniżki mają. Wczoraj to na masło. Pewnie przeterminowane. (śmieje się)
Ania podnosi głowę i patrzy w stronę miejsca, z którego dobiega śmiech, po czym kontynuuje czytanie.
HELA: No, gołąbki chociaż dobre mi się udało… Do stołu nakryte?
Ania rozgląda się po stole, na którym leżą gazety, klucze, kubki po herbacie, talerzyk z okruszkami, ładowarka, długopisy, notatnik, inne domowe drobiazgi… Opuszcza głowę, czyta.
HELA: No i wiesz, że cukier ostatnio mieli na promocji? (Ania wstaje od stołu i wychodzi do pokoju obok) Ale nie kupiłam, bo mamy cztery kilo w szafce, a odkąd Kazimierz przestał słodzić, to jakoś tak to stoi i stoi. (wchodzi do pokoju z półmiskiem sałaty w dłoni, zatrzymuje się i patrzy na nieuprzątnięty stół, stawia półmisek z impetem) Skaranie boskie z tą dziewczyną! (prawie krzyczy) Co ty tam znowu robisz? Goście przyjdą za pół godziny, a tu nic nie jest przygotowane! (zaczyna porządkować stół) Zajęłabyś się wreszcie czymś pożytecznym, a nie ciągle bujała w obłokach.
Wchodzi Kazimierz, wiesza płaszcz, robi krok do przodu.
HELA: Buty! Sprzątane było!
KAZIMIERZ (pod nosem): Mnie też miło cię widzieć, kochanie. (ściąga buty, zakłada pantofle, zasiada w fotelu i włącza telewizor, siatkę z zakupami kładzie obok siebie)
HELA: I ten mi jeszcze do tego… Pomógłbyś coś, goście idą, wszystko w proszku, a ten sobie telewizor włącza. Kupiłeś wino? (Kazimierz podaje butelkę) Ile kosztowało? (Kazimierz podaje paragon) Ooo, nieźle. Ale zostaw metkę! Nie zdzieraj! Pamiętasz, jak ostatnio wybrzydzali na to po sześćdziesiąt? Idź sprawdź, czy się ziemniaki ugotowały. (Kazimierz wyłącza telewizor i podnosi się z fotela) Zresztą sama sprawdzę, ty się nie znasz.
Hela wychodzi do kuchni, Kazimierz siada, przez chwilę gapi się w wyłączony telewizor.
HELA (po powrocie do pokoju): No, może byś się przebrał, jakiś krawat założył. (podniesionym głosem, przez drzwi do pokoju córki) Aniu, gotowa jesteś?
ANIA: Tak.
HELA: Tam ci spódnicę wyprasowałam, tą fioletową. I bluzkę, tą, co ciocia dla ciebie przyniosła. Wiesz, że nawet plam żadnych nie było? Ciocia się ucieszy, jak cię w niej zobaczy, no, pokaż, jak ci ładnie. (kilka razy naciska na klamkę, ale drzwi są zamknięte na klucz; zwraca się do Kazimierza) Nie siedź tak, obrus byś chociaż zmienił!
Hela wyciąga obrus z szafki. Kazimierz podnosi się z fotela. Hela wręcza mu półmisek z sałatą, zwija stary obrus, kładzie nowy, wygładza go ręką.
HELA: Matko Święta, wszystko sama muszę robić.
Zabiera brudny obrus i wychodzi do kuchni. Kazimierz stoi pośrodku pokoju, wciąż trzymając półmisek. Siada w fotelu, włącza telewizor, podjada sałatę, słychać odgłosy meczu. Rozlega się głośny dźwięk dzwonka. Kazimierz dalej zajada, oglądając telewizję. Dzwonek raz jeszcze.
HELA (wychylając głowę z kuchni): Niech no ktoś wreszcie otworzy!
Kazimierz podnosi się z fotela, z pokoju obok wychodzi Ania, w tym samym ubraniu co poprzednio. Hela wyłania się z kuchni, spogląda na dziewczynę.
HELA: Mówiłaś, że się przebrałaś!
ANIA: Mówiłam, że jestem gotowa.
HELA (ściągając fartuch, podchodząc do drzwi): Aniu! Nakrywaj szybciutko do stołu! Nie zapomnijcie o dodatkowym nakryciu.
ANIA: Absurd! Przecież nigdy nie mamy niespodziewanych gości.
HELA: Absurd nie absurd, taka jest tradycja! Synu! No, wychodź już wreszcie z łazienki! Goście przyszli! No, otwórz, Kazimierz, otwórz! (sama otwiera drzwi) Ach, witamy! (wchodzą Marek, Lucyna i Kuzyn) No, prawie udało mi się ze wszystkim zdążyć.
LUCYNA: Ho, ho, ale tu się pozmieniało! Widzę, że bardzo dobra zmiana!
Hela – gospodyni domowa po pięćdziesiątce, przesadny makijaż, misternie ułożona fryzura, głęboki dekolt, obcisła, przykrótka sukienka
Kazimierz – kilka lat starszy od żony (Heli), ubrany odświętnie
Ania – kobieta około trzydziestki, córka Heli i Kazimierza
Syn – brat Ani, narodowiec
Lucyna – siostra Kazimierza, opalona, w luźnej sukni, cały czas z kieliszkiem wina w ręce
Marek – mąż Lucyny; luźne jasne ubranie, opalenizna
Kuzyn – syn Lucyny i Marka, lat około osiemnastu, bluza z kapturem, bardzo wysoki
Kloszard – duża, siwiejąca broda, warstwy niechlujnych ubrań
Policjant – w mundurze
Policjantka – w mundurze
Kloszard
Bezdomny 1
Bezdomny 2Akt pierwszy
Scena pierwsza
Ciemna i brudna ulica, przy niej odrapane budynki z odpadającym tynkiem. Na murach napisy: „Polska dla Polaków", „Żydy won" itp. Bezdomni grzeją się przy kotle, piją wino, nucą wesołe kolędy. Słychać rozmowy.
BEZDOMNY 1: Przynajmniej nie ma mrozu. Może jutro rano zdołają nas jeszcze dobudzić. (śmiech)
Przechodzą Lucyna, Marek i Kuzyn, ignorując bezdomnych.
BEZDOMNY 2: Może poratują państwo jakimś groszem na święta?
LUCYNA (cicho, do Marka): Na święta, akurat. Na wino pijaczyny zbierają!
W oknie nad nimi zapala się światło, ktoś wychyla głowę i krzyczy.
GŁOS Z OKNA: Zabierajcie się stąd! Melinę mi pod oknem zrobili. Będą mi tu hałasować i w rodzinnym świętowaniu przeszkadzać. Zabierać się stąd, bo policję wezwę!
Bezdomni powoli się zbierają i idą w głąb ulicy.Scena druga
Mieszkanie. Na pierwszym planie stół jadalniany, za nim półki, komoda ze statuetkami i bibelotami. Po jednej stronie stołu fotel, ustawiony naprzeciwko telewizora. W kącie choinka. Za stołem ściana, w niej drzwi wejściowe do mieszkania (przy nich wieszak na płaszcze, lustro i szafka na buty), drzwi do łazienki i pozostałych pokojów. Po prawej stronie sceny wejście do kuchni, po lewej – okno. Przy stole młoda kobieta w rozciągniętym swetrze i szerokich spodniach, pochylona, zasłonięta opadającymi włosami, czyta książkę. Zza ściany dobiegają brzdęki odkładanych naczyń, czuć zapach smażenia i gotowania, słychać jednostajny monolog Heli.
HELA: Ech, coś ta panierka wodnista jakaś. A ziemniaki dalej niedogotowane. Boże kochany, jak ja zdążę z tym wszystkim? Ty wiesz, że na rogu teraz gotowe kotlety mają? Ale twój ojciec to nie i nie, gotowych nie będzie jadł. Kiedyś je kupię, odgrzeję i podstawię mu pod nos, nawet nie zauważy. Ale jak goście idą, to trzeba swoje mieć. Konesery takie.
Ania przewraca kartki w książce.
HELA: Co mówiłaś? Tam na rogu zawsze jakieś obniżki mają. Wczoraj to na masło. Pewnie przeterminowane. (śmieje się)
Ania podnosi głowę i patrzy w stronę miejsca, z którego dobiega śmiech, po czym kontynuuje czytanie.
HELA: No, gołąbki chociaż dobre mi się udało… Do stołu nakryte?
Ania rozgląda się po stole, na którym leżą gazety, klucze, kubki po herbacie, talerzyk z okruszkami, ładowarka, długopisy, notatnik, inne domowe drobiazgi… Opuszcza głowę, czyta.
HELA: No i wiesz, że cukier ostatnio mieli na promocji? (Ania wstaje od stołu i wychodzi do pokoju obok) Ale nie kupiłam, bo mamy cztery kilo w szafce, a odkąd Kazimierz przestał słodzić, to jakoś tak to stoi i stoi. (wchodzi do pokoju z półmiskiem sałaty w dłoni, zatrzymuje się i patrzy na nieuprzątnięty stół, stawia półmisek z impetem) Skaranie boskie z tą dziewczyną! (prawie krzyczy) Co ty tam znowu robisz? Goście przyjdą za pół godziny, a tu nic nie jest przygotowane! (zaczyna porządkować stół) Zajęłabyś się wreszcie czymś pożytecznym, a nie ciągle bujała w obłokach.
Wchodzi Kazimierz, wiesza płaszcz, robi krok do przodu.
HELA: Buty! Sprzątane było!
KAZIMIERZ (pod nosem): Mnie też miło cię widzieć, kochanie. (ściąga buty, zakłada pantofle, zasiada w fotelu i włącza telewizor, siatkę z zakupami kładzie obok siebie)
HELA: I ten mi jeszcze do tego… Pomógłbyś coś, goście idą, wszystko w proszku, a ten sobie telewizor włącza. Kupiłeś wino? (Kazimierz podaje butelkę) Ile kosztowało? (Kazimierz podaje paragon) Ooo, nieźle. Ale zostaw metkę! Nie zdzieraj! Pamiętasz, jak ostatnio wybrzydzali na to po sześćdziesiąt? Idź sprawdź, czy się ziemniaki ugotowały. (Kazimierz wyłącza telewizor i podnosi się z fotela) Zresztą sama sprawdzę, ty się nie znasz.
Hela wychodzi do kuchni, Kazimierz siada, przez chwilę gapi się w wyłączony telewizor.
HELA (po powrocie do pokoju): No, może byś się przebrał, jakiś krawat założył. (podniesionym głosem, przez drzwi do pokoju córki) Aniu, gotowa jesteś?
ANIA: Tak.
HELA: Tam ci spódnicę wyprasowałam, tą fioletową. I bluzkę, tą, co ciocia dla ciebie przyniosła. Wiesz, że nawet plam żadnych nie było? Ciocia się ucieszy, jak cię w niej zobaczy, no, pokaż, jak ci ładnie. (kilka razy naciska na klamkę, ale drzwi są zamknięte na klucz; zwraca się do Kazimierza) Nie siedź tak, obrus byś chociaż zmienił!
Hela wyciąga obrus z szafki. Kazimierz podnosi się z fotela. Hela wręcza mu półmisek z sałatą, zwija stary obrus, kładzie nowy, wygładza go ręką.
HELA: Matko Święta, wszystko sama muszę robić.
Zabiera brudny obrus i wychodzi do kuchni. Kazimierz stoi pośrodku pokoju, wciąż trzymając półmisek. Siada w fotelu, włącza telewizor, podjada sałatę, słychać odgłosy meczu. Rozlega się głośny dźwięk dzwonka. Kazimierz dalej zajada, oglądając telewizję. Dzwonek raz jeszcze.
HELA (wychylając głowę z kuchni): Niech no ktoś wreszcie otworzy!
Kazimierz podnosi się z fotela, z pokoju obok wychodzi Ania, w tym samym ubraniu co poprzednio. Hela wyłania się z kuchni, spogląda na dziewczynę.
HELA: Mówiłaś, że się przebrałaś!
ANIA: Mówiłam, że jestem gotowa.
HELA (ściągając fartuch, podchodząc do drzwi): Aniu! Nakrywaj szybciutko do stołu! Nie zapomnijcie o dodatkowym nakryciu.
ANIA: Absurd! Przecież nigdy nie mamy niespodziewanych gości.
HELA: Absurd nie absurd, taka jest tradycja! Synu! No, wychodź już wreszcie z łazienki! Goście przyszli! No, otwórz, Kazimierz, otwórz! (sama otwiera drzwi) Ach, witamy! (wchodzą Marek, Lucyna i Kuzyn) No, prawie udało mi się ze wszystkim zdążyć.
LUCYNA: Ho, ho, ale tu się pozmieniało! Widzę, że bardzo dobra zmiana!
więcej..