Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pierwsze damy III Rzeczpospolitej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Pierwsze damy III Rzeczpospolitej - ebook

Za każdym mężczyzną u władzy stoi kobieta, która pomogła mu zdobyć wpływy.

Pierwsze Damy III Rzeczpospolitej. Dzieli je pochodzenie, doświadczenie i poglądy, a ich życie toczy się mniej lub bardziej w cieniu mężów. Anna Szarłat w szczerych i intymnych rozmowach z kobietami, ich bliskimi i przyjaciółmi ukazuje Pierwsze Damy takimi, jakimi są poza okiem kamer.
Książka bogato ilustrowana zdjęciami, również z prywatnych zbiorów.

Aleksandra Szarłat (1952) – polonistka z wykształcenia, dziennikarka z zawodu. Pracowała m.in. w „Sztandarze Młodych” (od 1991 roku), przez siedem lat była szefem działu kultury w miesięczniku „Twój Styl”,  od 2007 roku przeprowadzała wywiady z artystami w dwutygodniku „Gala”. Autorka książek: Wnętrza Gwiazd (G+J 2011), Prezenterki (Świat Książki 2012), Celebryci z tamtych lat (Znak 2014).
Jej znakiem firmowym są wnikliwe portrety współczesnych mieszkańców masowej wyobraźni.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3760-1
Rozmiar pliku: 7,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Znaczenie roli pierwszej damy najlepiej oddaje anegdota o Billu i Hillary Clintonach. Oto państwo Clintonowie podjeżdżają pod stację benzynową, a Hillary mówi do męża: „Widzisz tego przystojniaka nalewającego nam paliwo? To mój były chłopak, niewiele brakowało, a wyszłabym za niego”. A Bill: „To chyba jesteś zadowolona, że wyszłaś za mnie – jesteś żoną prezydenta”. „Gdybym wyszła za niego, to on byłby prezydentem, a tym nalewałbyś nam paliwo…” – odpowiada Hillary.

„Gdyby nie Danuta, nie byłoby takiego Lecha” – mówią znajomi Danuty i Lecha Wałęsów. Aleksander Kwaśniewski, zapytany, co jego prezydentura zawdzięcza żonie, odpowiada: „Mnóstwo”, a potem bardzo długo wylicza zasługi Jolanty Kwaśniewskiej. „Swoje sukcesy niewątpliwie zawdzięczam żonie” – wystawiał piękne świadectwo Marii Lech Kaczyński. Bronisław Komorowski na pewno nie mógłby przez lata oddawać się polityce, gdyby nie żona, którą podziwia za silny charakter. Andrzej Duda deklaruje: „Mam wspaniałą, mądrą, bardzo dobrą żonę”.

Rola pierwszej damy (po raz pierwszy tytułu First Lady użył w 1849 roku amerykański prezydent Zachary Taylor w stosunku do Dolley Madison), mimo że formalnie nigdzie nie została zapisana, wiąże się nie tylko z pełnieniem funkcji reprezentacyjnej, ale i z ogromną odpowiedzialnością przed społeczeństwem. To zaszczyt, który wymaga wielu wyrzeczeń. Przede wszystkim rezygnacji z kariery zawodowej oraz podporządkowania swojego życia osobistego kalendarzowi oficjalnych wizyt prezydenta – i tych składanych w innych krajach, i tych przyjmowanych w Polsce. Wiąże się z tym oczywiście konieczność przyswojenia sztuki dyplomatycznego protokołu.

Dobrze widziana jest także działalność charytatywna pierwszej damy, odpowiadanie na listy, uczestniczenie w licznych uroczystościach, rozpatrywanie próśb o okolicznościowe patronaty… Kosztem ubocznym jest całkowita utrata prywatności. Żonie prezydenta na co dzień towarzyszą nie tylko oficerowie Biura Ochrony Rządu, ale również ciekawskie spojrzenia przypadkowych świadków jej życiowej aktywności.

Jak sobie z tym radziły pierwsze damy III Rzeczypospolitej? Co w pełnieniu tej zaszczytnej roli okazało się najtrudniejsze? Czy tajniki protokołu dyplomatycznego trzeba mieć we krwi, czy też należy się ich uczyć? Kim były żony naszych prezydentów? Jak je wychowywano? Oto tylko kilka pytań, na które w tej książce starałam się znaleźć odpowiedzi. Pomagało mi w tym wiele osób, które znały lub znają nasze małżonki prezydentów, za co z całego serca wszystkim Państwu dziękuję. Szczególne podziękowania pragnę złożyć Paniom Prezydentowym Jolancie Kwaśniewskiej i Annie Komorowskiej za wspaniałe rozmowy i poświęcony mi czas.

Na przykładzie życiowej drogi, którą przemierzały pierwsze damy III RP przez ponad ćwierćwiecze – poczynając od 1989 roku po dzień dzisiejszy – widać, jak ewoluowała instytucja Małżonki Prezydenta; jak kolejne kobiety w tej roli budowały ją od podstaw, w zaoranej po komunie ziemi.

Moje bohaterki to wspaniałe osoby, które łączy siła ducha, poczucie niezależności i wrażliwość na problemy społeczne. Są ostoją rodziny, a zarazem doradczyniami mężów-prezydentów. Wspierają ich, ocieplają wizerunek, a podczas nieformalnych spotkań w międzynarodowym gronie stanowią „wartość dodaną” – to najlepsi „ministrowie spraw zagranicznych”, jakich tylko można sobie wyobrazić.

Są wzorem elegancji i taktu. Działają charytatywnie, angażując się w trudne kwestie opieki zdrowotnej, rodzin wielodzietnych, wymagających pomocy dzieci i ludzi starszego pokolenia. O ileż uboższy byłby bez nich świat... Jak bardzo, dziś już nawet nie potrafimy sobie wyobrazić.Rozdział I. Niepokorna Barbara Jaruzelska pierwsza dama od 31 grudnia 1989 do 22 grudnia 1990 roku

Najbardziej tajemnicza spośród pierwszych dam. Dama czasów przełomu – Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Rzeczypospolitej Polskiej. Nie udzielała wywiadów, rzadko pokazywała się z mężem. Była prezydentową, premierową, ministrową, ale kiedy ktoś próbował się tak do niej zwracać, oburzała się: „Mam swój tytuł. Obroniłam doktorat”. Nigdy nie próbowała pomagać sobie w karierze, wykorzystując pozycję Wojciecha Jaruzelskiego. „Jego praca, to jego praca – mawiała. – A moja praca, to moja”.

Kiedy 19 lipca 1989 roku Wojciech Jaruzelski składał przysięgę prezydencką przed marszałkiem Sejmu PRL, żony obok niego nie było. Nie widywano jej też później, gdy PRL przekształcała się w Rzeczpospolitą Polską. Ani podczas państwowych uroczystości, ani na oficjalnych bankietach. Życie przyniosło jej wiele gorzkich chwil.

Koncert chopinowski

Był rok 1955.

Piękna jak marzenie, niczym hollywoodzka gwiazda. Nic dziwnego, że młody, bo zaledwie trzydziestodwuletni pułkownik zwrócił na nią uwagę. Można domniemywać, że zanim zobaczył tę ciemnowłosą piękność w trakcie przerwy podczas koncertu w filharmonii, mógł zachwycić się jej urodą już wcześniej, gdy występowała na scenie w oficerskim klubie. Dwudziestopięcioletnia Barbara była bowiem tancerką Zespołu Pieśni i Tańca Wojska Polskiego, który ubarwiał żołnierzom liczne w tamtym okresie akademie „ku czci”. Ale czy Wojciech Jaruzelski istotnie upatrzył sobie wówczas tę dziewczynę, nikt już tego nie potwierdzi. Podobnie jak brak świadków wielu innych sytuacji. Pokolenie Wojciecha Jaruzelskiego i jego żony Barbary powoli odchodzi...

„Kupowałam wejściówki i gdy światła gasły, siadałam na wolnych miejscach albo na schodach. Tego wieczoru stałam w kącie, a tu słyszę wołanie: «Basiu, Basiu». Baś jest dużo. Wreszcie oglądam się, a to woła znajomy w towarzystwie jakiegoś oficera. Mieli lożę, więc skorzystałam, ale byłam skrępowana. Do czarnej sukieneczki miałam zabłocone buty na słoninie, przez cały koncert chowałam je głęboko pod krzesłem. To mi psuło wieczór. Myślałam: «Że też musiałam ich spotkać»” – wspomina¹ Barbara Jaruzelska.

„Poznałem swoją żonę w marcu 1955 roku na koncercie chińskiego pianisty Fu-Tsunga. W czasie przerwy. Na koncercie był nasz wspólny znajomy, poprosiłem, by mnie przedstawił. I tak się zaczęło” – tak zapamiętał spotkanie generał².

Monika Jaruzelska opisuje ten moment dokładniej:

„Tata wojskowy, ale z wrażliwością na sztukę, przyszedł na konkurs z kolegą Adamem Wiernikiem, który był dyrektorem artystycznym Centralnego Zespołu Pieśni i Tańca Wojska Polskiego. A mama była po szkole baletowej i tańczyła w tym właśnie zespole. Na konkurs przyszła w swoim towarzystwie. Był tłok, brakowało miejsc, mama siedziała «półgębkiem» na jakimś dostawianym krzesełku. Tata ją zobaczył i mówi do Adama: «Zobacz, taka piękna dziewczyna, a nie ma miejsca…». Na to Wiernik: «To przecież Basia». Znał ją z zespołu. Mama została zaproszona do ich loży”³.

Adam Wiernik był sąsiadem przez ścianę Wojciecha Jaruzelskiego. Niestety, nie można go już zapytać, jak zapamiętał ten wieczór. Wybitny kompozytor i skrzypek, późniejszy kierownik muzyczny festiwali piosenki w Opolu i Sopocie, zmarł w 2006 roku w Szwecji, dokąd wyemigrował z rodziną wskutek antysemickiej kampanii w 1968 roku.

Po koncercie pan pułkownik chciał zaprosić piękną dziewczynę do restauracji, ale ta szybko znalazła wymówkę – z kolacją na Berezyńskiej 22 miały rzekomo czekać na nią mama i babcia Franciszka... Nie była to prawda. Tancerka w ogóle nie jadała wtedy kolacji.

Kolejne zaproszenie na spotkanie – tym razem we troje – przekazał jej Adam Wiernik. Skończyło się na pójściu na recital Ymy Sumac, śpiewaczki z Peru, a później na wodewil Porgy and Bess w wykonaniu artystów z Manhattanu, ale tu wersje są dwie: według pierwszej, już tylko z przyszłym mężem⁴, który bardzo elegancko się zachował – przyjechał po nową znajomą samochodem, a później również odwiózł ją do domu. Według wersji drugiej⁵ bilety na operowy spektakl Barbara wzięła, ale poszła na niego z koleżanką ze szkoły baletowej. Natomiast z szarmanckim pułkownikiem umówiła się dopiero wtedy, gdy do Warszawy przybył teatr z Anglii, ze Stratford-upon-Avon, ze sztuką Tytus Andronikus z Vivien Leigh i Laurence’em Olivierem w rolach głównych.

Kolejne daty spotkań wyznaczały premiery w operze i koncerty w filharmonii, od czasu do czasu przerywane dobrymi obiadami w restauracji Rarytas przy Marszałkowskiej, naprzeciw Teatru Rozmaitości (dziś TR Warszawa), gdzie gościom przygrywał na pianinie elegancko ubrany starszy pan. Barbara nie oszczędzała portfela pułkownika i zamawiała drogie dania, wychodząc z założenia, że mężczyźni nie cenią kobiet, które nic ich nie kosztują.

„Ta, która wyłącznie daje i tylko modli się do męża – mówiła – nie ma szans na znaczącą obecność w jego życiu”⁶. A poza tym miło było spędzać czas z tak inteligentnym i szarmanckim mężczyzną jak Wojciech Jaruzelski.

Albo ja, albo ona

Podobnego zdania były również inne koleżanki z Zespołu Pieśni i Tańca Wojska Polskiego, które już wcześniej chętnie spotykały się z sympatycznym, a do tego wysokim stopniem oficerem.

– Czesław opowiadał, że dziewczyny z zespołu, do którego należała Barbara, często gościły u Wojtka w domu… – mówi Maria Teresa Kiszczak, znajoma rodziny generała, autorka kilku książek, ekonomistka z doktoratem (prosi, by używać jej drugiego imienia: „Maria to takie poważne…”). – Sama Jaruzelska wspominała, że kiedy jeszcze nie byli małżeństwem, postawiła mu ultimatum: albo ja, albo inna dziewczyna z tego zespołu. „Musisz się na coś zdecydować” – powiedziała. I zdecydował się na nią.

Tą inną była Irena Mrówczyńska.

„ Mama nawet mówi samokrytycznie, że Irenka od niej była ładniejsza i zgrabniejsza – w książce Rodzina Monika Jaruzelska zamieszcza swoją rozmowę z ojcem. – Ty powiedziałeś, że dorównywały sobie urodą, ale mama przewyższała tamtą żywością, bystrością i dowcipem”⁷.

Po wspólnie przeżytych latach generał jest pewien, że dokonał wtedy właściwego wyboru, tym bardziej że wyszło na jaw, iż owa Irenka nie do końca była z nim szczera. Miała nie tylko romans ze znanym śpiewakiem operowym Bernardem Ładyszem, ale i dziecko…

Zanim Wojciech Jaruzelski się o tym dowiedział, postanowił przyjrzeć się obu tancerkom i zaprosił je na kabaret literacki do kawiarni w Bristolu, a potem na kolację. „Tam miałem możliwość, jak na targu końskim, pooglądać sobie jedną i drugą – wyznał dość obrazowo córce. – Rzeczywiście obie bardzo efektowne, ale w innym trochę stylu Obie były na poziomie. Ale mama taka bardziej elokwentna, żywotna Tamta bardziej wyciszona”⁸.

Barbara Jaruzelska: „Z tamtego wieczoru zapamiętałam nie tyle udany kabaret i dużo dobrych dowcipów, co pewną scenę. Widzę, że rączki Wojciecha, pułkownika, powędrowały gdzieś tam w okolice nogi Irenki, więc sobie myślę: „No, no zaczynają się amory. Oj, to już wyszedł z niego wojak”. W każdym razie czekałam, że ta rączka powędruje na moje kolano. No i rzeczywiście, wkrótce poczułam jakiś dotyk koło kolana. I wtedy bardzo brzydko się zachowałam. Klepnęłam tę rączkę i powiedziałam: „Panie pułkowniku, jak się nie ma co z rączkami zrobić, to można naprawdę lepiej ich użyć, na przykład pod kościołem po proszonym”⁹.

Generał do córki: „No, a później zadzwoniłem do mamy raz i drugi, spotkaliśmy się. Pojechałem do niej na Saską Kępę, gdzie mieszkała z matką w klitce, i gdzie był straszny bałagan, więc żebym ja sobie wtedy uświadomił ”.

A kiedy córka pyta, czy to znaczy, że zrezygnowałby z małżeństwa, słyszy: „I tak bym się ożenił, bo bardzo mi się podobała. Pomimo bałaganiarstwa”¹⁰.

I tak któregoś dnia na spotkaniu pojawił się nie sam, lecz ze starszą panią, swoją matką. Poważna sprawa.

Barbara nazywała się wówczas Galińska i była w trakcie rozwodu. Małżeństwo trwało zaledwie rok i trzy miesiące, ale najwidoczniej wystarczająco długo, by podjąć decyzję o rozstaniu. O trzynaście lat starszy mąż był wysokiej klasy inżynierem, specjalistą od budowy okrętów podwodnych z dyplomem z Odessy. Pracował w ministerstwie żeglugi na rogu Filtrowej. Jako mąż okazał się niezwykle zazdrosny, a nawet porywczy. Stabilizacja życiowa, jaką młodziutka tancerka zyskała dzięki temu związkowi, okazała się znacznie mniej warta od poczucia niezależności. Tym bardziej że – jak potem mówiła – małżeństwo nie było wynikiem płomiennej miłości, lecz raczej głosu rozsądku, przez który przebijało poszukiwanie ojcowskiej opieki.

Ale pułkownik, choć taki miły, kulturalny i oczytany, też nie był ideałem i jako mężczyzna poniósł porażkę w oczach pięknej kobiety. Któregoś upalnego dnia wybrali się na wycieczkę nad Wisłę, w okolice Góry Kalwarii. Żeby dotrzeć do piaszczystego brzegu – a byli już boso – trzeba było przejść przez rżysko, i wtedy to Barbara wzięła go na barana i przeniosła, a nie odwrotnie… Urażona męska ambicja kazała mu się potem gniewać przez tydzień¹¹.

Wkrótce Wojciech Jaruzelski dostał służbowe przeniesienie do Szczecina. Spędził tam trzy lata jako dowódca 12. Dywizji Zmechanizowanej Wojska Polskiego. Spotykali się sporadycznie; Barbara odwiedzała go w trakcie różnych uroczystości, przyjeżdżała na sylwestra. U obojga dojrzewała myśl o wspólnej przyszłości.

„W morzu chamstwa i przepychanek życiowych myślałam: «Kulturalny człowiek. Może to będzie dobry partner na życie»” – wspominała Jaruzelska po latach¹².

„Nie wiem, na ile była to wtedy miłość głęboka i przemyślana, ale z pewnością było zauroczenie i świadomość, że jako żona wstydu mi nie przyniesie”¹³ – wyznał córce generał.

Teresa Kiszczak – to ją Monika Jaruzelska w książce Towarzyszka Panienka wyróżniła spośród innych żon wiceministrów i generałów jako tę, która nie uczestniczyła w plotkach i intrygach – uważa, że zanim zapadła decyzja o ślubie, Jaruzelski na pewno dysponował dokładnymi informacjami na temat przeszłości Barbary.

– Wojtek musiał wcześniej prześwietlić jej życiorys – mówi. – Dlaczego tak myślę? Pobraliśmy się z Czesławem w grudniu 1958 roku. W jakiś czas po ślubie znalazłam w szufladzie pismo zatytułowane „Opinia”. Kiedy je przeczytałam, aż usiadłam z wrażenia: to była opinia na mój temat. Dokładnie zostali sprawdzeni moi rodzice mieszkający we wsi Kozy, ludzie głęboko wierzący, regularnie chodzący do kościoła, wszyscy moi znajomi, była nawet opinia księdza i rozmowy z sąsiadami itp. A mój mąż pełnił wtedy jedynie funkcję szefa Zarządu WSW Marynarki Wojennej… Barbara wychodziła za Wojtka, gdy on był już generałem, szefem Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego. Nikt na tak wysokim stanowisku nie ożeniłby się z kobietą, której by wcześniej nie sprawdzono…

Puszcza Różańska

Niełatwo dotrzeć do dokumentów z przeszłości przyszłej pierwszej damy. „Żona generała Jaruzelskiego Barbara jest tajemnicą wojskową” – pół żartem, pół serio napisał Michał Ogórek¹⁴. I to prawda. Internetowe źródła zawodzą lub podają nieprawdziwe informacje. Historycy uważają, że teczka generała w Instytucie Pamięci Narodowej też jest niepełna. Ale o ile dzieje rodziny Wojciecha Jaruzelskiego można prześledzić od kilku pokoleń wstecz, o tyle dane o rodzinie jego żony są niezwykle skąpe. Sam generał w licznych wywiadach też wykazywał się wielką dyskrecją. Zapewne miał rację – chętnych do tego, by wyciągnąć z kapelusza „dziadka z Wehrmachtu”, nigdy nie brakowało. Może więc opowie mi o tym pani generałowa…

– Rozmowa z mamą? Och nie, to niemożliwe – odpowiada na moją prośbę o spotkanie z Barbarą Jaruzelską Monika. – Mama jest po operacji guza mózgu, a poza tym nie słyszy. Ma oczywiście aparat słuchowy, ale go nie używa…

To może sama Monika opowie mi o matce. Umawiamy się, że zadzwonię do niej za jakiś czas, gdy wróci z synem z nart. Ale później telefonu nie odbiera. Potem choruje, a gdy wreszcie jesteśmy o krok od umówienia się na spotkanie, 29 lutego 2016 roku o szóstej rano do domu przy Ikara, gdzie mieszka wdowa po generale Jaruzelskim, bez uprzedzenia wkraczają funkcjonariusze IPN. Szukają dokumentów z przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych, które miałyby świadczyć o jego tajnej współpracy z kontrwywiadem wojskowym. Dwa tygodnie wcześniej, 16 lutego, prokuratorzy IPN w ramach śledztwa w sprawie „ukrycia przez osobę nieuprawnioną dokumentów podlegających przekazaniu Instytutowi Pamięci Narodowej” dokonali podobnego przeszukania w domu wdowy po generale Czesławie Kiszczaku. Jednak Kiszczakowa sama się zgłosiła do IPN, dając do zrozumienia, że jej mąż przechowywał u siebie różne dokumenty. Barbara Jaruzelska żadnego powodu do podobnej interwencji nie dała. Funkcjonariusze wynieśli z domu generała pudła z siedemnastoma pakietami materiałów. Kiedy po miesiącu dzwonię do Moniki Jaruzelskiej, wciąż bierze udział w opisywaniu dokumentów w siedzibie IPN. To może o pani Barbarze opowiedzą jej znajomi. Ale nikt, kogo wskazuje córka, nie wykazuje chęci do rozmowy. Ani profesor Franciszek Grucza, który był szefem Barbary Jaruzelskiej w Instytucie Lingwistyki Stosowanej na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie pracowała przez dwadzieścia cztery lata aż do emerytury. Ani zaprzyjaźniona od lat z panią Barbarą Nicole Radziwiłł, niegdyś bliska sąsiadka Jaruzelskich, a i teraz niedaleka, bo przeprowadziła się z Ochoty na Mokotów. Maria Oleksy, wdowa po premierze, która zawiozła Barbarę Jaruzelską do Kajetan po aparat słuchowy, mówi, że zbyt słabo ją zna, by cokolwiek powiedzieć.

Na spotkanie zgadza się jedynie Teresa Kiszczak, której mąż był przez lata bliskim współpracownikiem generała. Kiedy się umawiamy, nie jest jeszcze gwiazdą IPN. Dokumenty z jej domu funkcjonariusze tej instytucji wyniosą później, choć niewykluczone, że już wtedy prowadziła z nimi pertraktacje.

– Jaruzelski robił z Barbary nie wiadomo jak wielką damę, a ona pochodziła z prostej rodziny – jej ojciec był leśniczym. Potem jej matka rozwiodła się z leśniczym i wyszła za nadleśniczego. Jej rodzina pochodziła z Prus Wschodnich, należących dawniej do zaboru pruskiego. Barbara studiowała germanistykę, ponieważ wychowała się w środowisku niemieckim i doskonale znała ten język. Ale do tego nigdy się nie przyznała. Tak jak nie przyznawała się do tego, że wcześniej miała męża, z którym się rozwiodła. Nigdy o nim nie mówiła. Ani słowem.

Ile w tym prawdy?

Barbara Jaruzelska przyszła na świat w 1930 roku w Lublinie. Rodzina jej matki, Heleny z Jaskólskich, posiadała tam kamienicę i restaurację. Halina Barbara – bo taka jest właściwa kolejność nadanych imion – urodziła się w półtora roku po śmierci maleńkiego brata Wiesia, który, jak wiele dzieci w okolicy, zmarł na infekcję przewodu pokarmowego. „Kiedy ja przyszłam na świat, też dosyć szybko zachorowałam na tę chorobę – opowiadała Jaruzelska córce. – Przerażona mama uznała, że trzeba mnie jak najszybciej ochrzcić. Była noc, kiedy moja babcia wynajęła dorożkę i zajechała pod nasz dom. Weszła na górę, zawinęła mnie w becik i dorożką zawiozła do katedry lubelskiej. Ulice puste, katedra zamknięta… Babcia w desperacji chwyciła parasolkę i zaczęła nią pukać do księdza, który już spał. No i ksiądz w kapciach, zaspany otworzył drzwi. Kiedy zobaczył, że się nie ruszam, powiedział: «Trupów nie chrzczę». I wtedy babcia, która miała zawsze przy sobie piękną broszkę… odpięła tę broszkę i zaczęła mnie w pięty kłuć. Jak ja się zaczęłam ruszać wtedy ksiądz zgodził się ochrzcić. A, i jeszcze nie powiedziałam, że po drodze złapali jakiegoś podpitego kelnera, który wracał z restauracji. Babcia zatrzymała go, żeby był świadkiem na chrzcie. Ale on nie chciał Ale babcia obiecała mu 20 złotych, a to przed wojną było dosyć dużą sumą. Kiedy ksiądz mnie chrzcił, a babcia podpisywała papiery, moja matka klęczała przy cudownym Krzyżu Trybunalskim w katedrze i modliła się, żebym przeżyła”¹⁵.

Znajduję wreszcie osobę, która przed laty przyjaźniła się z Barbarą Jaruzelską. Opowie mi o przeszłości swojej znajomej, ale pragnie zachować anonimowość.

Helena Jaskólska, matka Barbary, przed wojną ukończyła w Lublinie dobre prywatne gimnazjum Heleny Czarneckiej dla panien. Wyrosła na piękną kobietę, w której kochało się wielu mężczyzn. Fotografował ją sam mistrz Edward Hartwig, brat znanej poetki i tłumaczki Julii, sympatia Heleny. Nie wiadomo, dlaczego, mając wielu „starających się”, wybrała Czesława Ryfę, bo tak nazywał się biologiczny ojciec przyszłej prezydentowej. Pochodził z zamożnej rodziny cukrowników. Był leśnikiem w majątku Sapiehów z linii różańskiej, zwanej też siewierską, który na obszarze pięciu tysięcy hektarów rozciągał się między Różaną a Prużaną na Polesiu (dzisiaj na Białorusi). Małżeństwo nie przetrwało jednak próby czasu z powodu wybuchowego charakteru leśnika i kiedy Barbara miała cztery lata, doszło do rozstania. Drugim mężem pani Heleny i zarazem ojczymem Barbary został zarządca tegoż majątku, prawa ręka arystokraty, Karol von Bergfried, który odpowiadał tam za gospodarkę leśną i wodną. Pochodził z Kurlandii i był człowiekiem wykształconym: ukończył kierunek kolei żelaznej w Petersburgu, leśnictwo w Eisenach i hydrologię na Politechnice Warszawskiej, znał kilka języków obcych. Mała Basia go uwielbiała, chodził z nią po lesie, opowiadał o przyrodzie, uczył do niej szacunku. Dzięki niemu oglądała harce wilków na polanie, poznawała gatunki drzew, opanowała sztukę konnej jazdy.

W święta pani Helena z ojczymem grali na pianinie, dziadek na skrzypcach, a pozostała część rodziny śpiewała kolędy, czego Barbara nie znosiła. Była jedynym dzieckiem przy stole i strasznie się nudziła. Niechęć do świąt pozostała jej na całe życie. I gdy później generał nastawał, by były tradycyjne, jak przed laty w jego rodzinnym domu, żona podchodziła do tego z niechęcią.

Ojczym najpierw sadzał małą Basię na kucu, żeby dziecku nie stała się krzywda, a gdy podrosła, przyszedł czas na konie. Po latach jako jedna z nielicznych żon peerelowskich decydentów odbywała konne przejażdżki, a kiedy podrosła Monika, jeździła także z córką, czego dowodem są choćby ich wspólne zdjęcia z Mazur.

Jako dziecko obserwowała kobiety przedsiębiorcze – matkę i babcię Franciszkę, które zawsze pracowały, żeby mieć swoje pieniądze. Wysyłały na przykład półgęski (połówki gęsi) pociągiem do Warszawy do delikatesów Braci Pakulskich, które ciągnęły się między domami Braci Jabłkowskich na Brackiej a Szpitalną, gdzie dzisiaj jest sklep firmowy Wedla, aż do Chmielnej.

W dzieciństwie narodziła się też jej miłość do psów. Do dziś wspomina zabawy z terierami szkockimi, Jefem i Józefiną. Jako żona generała potrafiła przyprowadzić do domu znalezionego owczarka niemieckiego, choć mąż nie był tym specjalnie zachwycony. Psy właściwie były w ich domu zawsze. Monika wspomina dwa owczarki niemieckie, z którymi często zostawała pod nieobecność rodziców. Kiedy po osiemnastu latach okazało się, że nie ma już ratunku dla kolejnego ulubieńca i trzeba go uśpić, wszyscy rozpaczali. Generał mówił: „Ja, stary frontowiec, a płakałem jak dziecko”¹⁶.

Później, już w domu na Ikara, zamieszkała z nimi piękna labradorka Lula, z którą generałowa chętnie pozowała do zdjęć. Lula zaskarbiła sobie miłość całej rodziny, także generała, który na początku uważał, że oboje z żoną są już w wieku, który nie pozwala na opiekę nad psem. Matka dla niej śpiewa i do niej mówi – opisywała córka.

Miłość do zwierząt i wrażliwość na naturę Barbara zaszczepiła córce. „Popatrz, to panna młoda lasu” – mówiła malutkiej Monice, pokazując w lesie młodą brzózkę obsypaną drobnymi listkami¹⁷. Być może tak kiedyś pokazywał jej las ojczym Karol…

– „Nauczyła mnie kochać przyrodę – wyznaje Monika. – Jak wyjeżdżałyśmy na wakacje, chodziłyśmy po lesie. Najczęściej nad jeziorem Omulew. Zbierałyśmy poziomki, robiłyśmy bukiety, słuchałyśmy, czy to wilga śpiewa. Mama kojarzy mi się z zapachem poziomek”¹⁸.

Karol von Bergfried nie przeżył wojny. Helena z córką w obawie przed Rosjanami w popłochu uciekały z Polesia. Późniejsze losy to tułaczka: Białystok, Siedlce, Lublin – z rodzinnego domu zostały zgliszcza, wreszcie Warszawa.

Matka Barbary została wdową, gdy miała zaledwie trzydzieści parę lat, ale nigdy więcej nie wyszła za mąż. Jako kobieta wyemancypowana wzięła się za bary z życiem i żeby utrzymać siebie i dziecko, prowadziła pasiekę oraz dawała lekcje gry na pianinie.

Po wojnie pracowała w ośrodku zdrowia. Po jakimś czasie kupiła dom w podwarszawskiej Magdalence, gdzie stawiała córce karty – zawsze miała dla niej dobre wróżby – i gdzie Monika mogła znaleźć spokój. Kiedy dziewczynka była mała, babcia często się nią opiekowała, dla zmiany klimatu jeździła z nią do Kościeliska lub na Mazury. Była spontaniczna, miała w sobie dużo energii. Z humorem mawiała, że to, czego trzeba kobiecie, to „służąca na stałe i mąż na przychodne”. Powiedzenie to przejęła po niej córka, a później wnuczka, tyle że w wersji współczesnej – zamiast „męża” jest „mężczyzna”. Czy nie przypomina to sztandarowej emancypantki Simone de Beauvoir, która mawiała, że mężczyznę z powodzeniem zastąpią kobiecie papuga, kot i pies – kot będzie się włóczył po nocach i łasił po łajdactwach, pies będzie szczekał, a papuga klęła…

Klasyczna elegancja

Krzysztof Łoszewski, stylista, projektant: – Barbara Jaruzelska miała znakomitą figurę. W latach sześćdziesiątych szczupła i zgrabna, nosiła modne wówczas sukienki w kształcie litery „A”. Wąskie w ramionach i rozszerzane dołem. Długie blond włosy tapirowała i upinała w kok, podobnie jak amerykańska gwiazda filmowa Kim Novak. Na zdjęciach zrobionych później, podczas różnych oficjalnych spotkań, nosi dopasowane i podkreślające sylwetkę sukienki. Mimo mody na mini ich długość zawsze przykrywa kolana. Do sukienek Barbara Jaruzelska nosiła zgrabne buty na niewysokich obcasach. Ciekawe, nie ma jej zdjęć, na których miałaby na sobie kostium. Chyba lubiła siebie właśnie w sukienkach. Jej styl to klasyczna elegancja.

Do ślubu, który odbył się 1 grudnia 1960 roku, Barbara szła w mocno dopasowanej jedwabnej białej sukience z bolerkiem. Buty z tego samego materiału zrobił słynny przedwojenny szewc Bruno Kamiński, u którego zamawiał obuwie sam Władysław Gomułka. Pracownia mistrza Kamińskiego mieściła się przy Nowym Świecie i nie była to pierwsza para, którą Barbara tam kupiła. Miała czternaście lat, gdy składała u mistrza pierwsze zamówienie na buty. „Mama zawsze dokładała, bym mogła je sobie zafundować”¹⁹.

Obiad weselny odbył się na pierwszym piętrze w Bristolu w kręgu przyjaciół. Z rodziny pannie młodej towarzyszyła jedynie matka. Ślub był tylko cywilny, co nie spodobało się katolickiej rodzinie Wojciecha Jaruzelskiego do tego stopnia, że ani matka, ani siostra Teresa nie przyjechały.

Barbara zawsze dbała o swój wygląd. Kiedy poznała pułkownika Jaruzelskiego, miała na sobie ładną czarną sukienkę z golfikiem. „Dopasowaną jak futerał, z tyłu na zameczek – opowiada córce. – Z cienkiej wełenki, która była wtedy możliwa do kupienia w sklepach z materiałami. Taką staromodną jak wszystkie moje sukienki, bo jakoś tak tutaj utkwiłam w pewnym modelu, który – wydaje mi się – najbardziej dla mnie jest korzystny”²⁰.

– To elegancka kobieta – mówi Kiszczakowa. – Nigdy nie chodziła w spódnicy i bluzce, a tym bardziej w spodniach, tylko zawsze w sukienkach. Były specjalnie dla niej szyte, tak by podkreślały figurę. Wyglądała w nich zgrabnie.

– Mama ubierała się sama, za własne pieniądze. Stylistka? Nie miała żadnej stylistki – mówi Monika Jaruzelska. W swoich książkach wspomina, jak w dzieciństwie chodziła czasem z matką do krawcowej, gdzie pachniało bagnem, czyli rośliną zastępującą naftalinę.

Ale nie zawsze styl przyszłej pierwszej damy można było określić jako klasyczną elegancję. Kiedy jako młoda kobieta postanowiła uczyć się angielskiego u metodystów, jej wygląd – opalenizna, mocny makijaż i duży dekolt – zaskoczył konserwatywną lektorkę. Your face is not to learn – skomentowała, co przyszła prezydentowa przetłumaczyła jako „za bardzo wypindrzona, żeby się chciała uczyć”²¹.

Dobrze się ubierać w czasach PRL nie było łatwo. Alternatywą wobec krawcowej, która wymagała chodzenia na przymiarki, z czasem stały się zagraniczne podróże. Jaruzelska z racji zawodu miała możliwość wyjazdów do NRD, gdzie zaopatrzenie było o niebo lepsze niż w kraju. Przywoziła stamtąd sobie i Monice „szykowne” ubrania.

Generał cenił sobie elegancję żony, ale do jej strojów nie przywiązywał specjalnej wagi. Jeśli komplementował, to zdawkowo:

– Że ładnie wyglądam. Włożyłam kiedyś sukienkę, którą przerobiłam po raz drugi, a mąż mówi: – Jaki masz ładny komplecik. Kiedyś kupiła? – Dwadzieścia cztery lata temu – zagrzmiałam. I wszystko jest dla niego komplecikiem – sukienka i prawdziwy kostium.

Ale Barbara Jaruzelska nosiła też rzeczy szyte przez projektantów najwyższej klasy. Monika jako dwudziestopięciolatka towarzyszyła ojcu podczas wizyty na Kubie i na oficjalne przyjęcie u Fidela Castro włożyła sukienkę Diora z czasów młodości matki, „dopasowaną w talii i uszytą z taftowych czarnych wstążek”²².

Monika wspomina, że matka zawsze chodziła w szpilkach, robiła mocny makijaż i używała perfum. „ Z domu wyniosła naturalną potrzebę życia w luksusie, który kojarzył się jej z przedwojennymi perfumami babci marki Guerlain”²³.

Sama Barbara opowiada córce o zabawnej sytuacji z początkowego okresu znajomości z przyszłym mężem związanej właśnie z perfumami. Oto dostała od niego w prezencie rosyjski flakonik z zapachem o nazwie Carmen. Przyjęła go z grzeczności i schowała do torebki, bojąc się, by się nie wylał. Czym to groziło, wie tylko ten, kto w czasach socjalizmu miał do czynienia z rosyjskimi „duchami”. Ich zapach był tak duszący i mocny, że torebkę musiałaby wyrzucić do kosza.

A skąd ten mocny makijaż?… „Pozostało jej to z czasów, kiedy tańczyła. Powtarzała, że bez makijażu czuje się jak bez ubrania. Ojcu najwyraźniej to się podobało. Kiedy widział kobietę umalowaną, nawet jeśli była średniej urody, mówił, że jest atrakcyjna” – wspomina córka²⁴. „Miała wielkie powodzenie u mężczyzn, które przyjmowała z dużą satysfakcją. Lubiła być adorowana, ale zdecydowanie nie wchodziła w sytuacje flirtów. Uważała, że kobieta powinna być niedostępna, i to powoduje, że jest bardziej atrakcyjna”²⁵.

Wojciech Jaruzelski miał w tych sprawach absolutne zaufanie do żony, a ona nigdy go nie zawiodła.

Niepokorna

Kiedy skończyła się wojna, Barbara miała piętnaście lat i problemy z kręgosłupem, miednicą. Lekarz zalecił rehabilitację, ale kto wtedy słyszał o czymś takim. Na ulicy zobaczyła ogłoszenie o naborze uczniów do szkoły baletowej, mieszczącej się co prawda w Poznaniu, ale za to z internatem.

Spędziła tam kilka lat. Tam też na scenie opery zadebiutowała w roli tancerki – wystąpiła w Fauście. Kiedy pojawiła się szansa przeniesienia do Warszawy, do szkoły Arnolda Szyfmana, natychmiast z niej skorzystała.

W latach pięćdziesiątych tańczyła w budynku Romy. Od roku 1948 do 1965 mieściły się w nim Opera i Filharmonia Warszawska. Gdy dowiedziała się, że wojskowy zespół szuka tancerki w związku z wyjazdem na występy do Chin i Korei, postanowiła do nich przystać. Uznała, że przy okazji zobaczy trochę świata, którego zawsze była ciekawa.

– Kiedy Wojtek poznał Basię, ona tańczyła w wojskowym zespole pieśni i tańca – mówi Teresa Kiszczakowa. – Wtedy przy jednostkach wojskowych tworzono takie zespoły, żeby uświetniały akademie.

Maturę zrobiła eksternistycznie w liceum im. Żmichowskiej, potem zdała na germanistykę. Magisterium w 1969 roku poświadczyła pracą Rozwój dramatu antycznego w kulturze niemieckojęzycznej w Europie. W trzy lata później obroniła doktorat Analiza błędu językowego w procesie nauczania języka niemieckiego polskich studentów.

Nigdy nie wstąpiła do partii ani żadnej innej organizacji, nawet takiej jak Związek Nauczycielstwa Polskiego.

Jak wynika z książek Moniki Jaruzelskiej, jej matka ma niełatwy charakter.

„Mama to ekstrawertyczka, osoba dominująca, narcystyczna, jako była tancerka również postać niezwykle kolorowa – pisze. – Królowa jest tylko jedna, i to była moja mama – zdecydowanie. Babcia była ważną osobą w moim życiu, ale babcia też patrzyła w mamę niczym w obrazek.

Królowa miała silną osobowość i nigdy nie bała się wyrażać swojego zdania, i to ostentacyjnie. Realizowała się zawodowo, zrobiła doktorat z germanistyki, czym wyróżniała się na tle grupy generałowych. Powtarzała, że kobieta musi mieć własne pieniądze i niezależną pozycję”²⁶.

A w kolejnej książce: „ to niezłomna buntowniczka, w której samo słowo «pokora» wywołuje agresję”²⁷.

Ponoć jeszcze przed ślubem z Wojciechem Jaruzelskim przed trudnym charakterem narzeczonej ostrzegała go przyszła teściowa. Zażartował, że sobie poradzi.

– To trochę dziwny człowiek… – Teresa Kiszczak się zamyśla. – Basia zawsze miała duży wpływ na Wojtka, a on ją chronił, wyrażał się o niej w samych superlatywach. „Basia, Basia, Basia”. Był bardzo grzeczny. Myślę, że pewne rzeczy nawet przekłamywał. Czy wynikało to z wielkiej miłości? Nie wiem, może z miłości, a może z jego ambicji.

„On jest z tej starszej szkoły – mówiła o mężu w wywiadzie Jaruzelska. – Myśli, że jeśli kobieta za bardzo się wychyla, to zabija w niej pokorę. A ja z natury nie jestem pokorna. Gdy ktoś zaczynał bredzić, zawsze protestowałam”²⁸.

Dostrzegł to Franciszek Szlachcic, wysoki funkcjonariusz bezpieczeństwa publicznego i bliski współpracownik generała: „Wojciech Jaruzelski nie pił, mówił mało, a już najmniej o sobie. Był zawsze poprawny i jakby ostrożny. O wiele bardziej śmiała i otwarta była pani Barbara, zawsze elegancka żona generała. Nigdy też nie wahała się powiedzieć tego, co nie zawsze było miłe w tym gronie”²⁹.

„Jestem niezbyt kulturalna i dobrze wychowana – mówiła generałowa. – Inaczej byśmy się z mężem zanudzili na śmierć. A tak od czasu do czasu są małe trzęsienia ziemi”³⁰.

Wojciech Jaruzelski był przeciwieństwem żony – poukładany, spokojny, o wielkiej wewnętrznej dyscyplinie. Pochodził z katolickiej rodziny o tradycjach patriotycznych. Ojciec Wojciecha, Władysław, walczył jako ochotnik w 1920 roku w wojnie polsko-bolszewickiej, a dziadek brał udział w powstaniu styczniowym, za co w ramach carskich represji wobec Polaków został zesłany na ośmioletni pobyt na Syberii. Ojciec Wojciecha do 1939 roku był administratorem majątków ziemskich w Trzecinach, Rusi Starej i Kurowie, gdzie urodził się przyszły prezydent. W 1941 roku rodzinę Jaruzelskich deportowano. Wojciech z matką i siostrą zostali zesłani na Syberię, ojciec trafił do łagru. Do Polski wrócili po wojnie, ale już bez ojca, który zmarł krótko po zwolnieniu go z obozu.

„Kiedyś śniły mi się – jeszcze pięć, dziesięć lat po wojnie – dom, w którym mieszkaliśmy, dwór dziadków – duży, który stał obok, ogród, park. Trzeciny to była posiadłość, otoczona wspaniałą przyrodą, cudownymi krajobrazami. Konie, psy, przeważnie dobermany. Kochałem konie. Pierwszego – kucyka, dostałem, gdy byłem małym chłopcem. To była klaczka, nazywałem ją Kucka. Kucka była moja” – mówił Teresie Torańskiej³¹. Wojciech i Barbara dorastali więc w podobnych warunkach, wśród natury i zwierząt. Jaruzelski zdążył jeszcze przed wojną ukończyć katolickie gimnazjum ojców marianów w Warszawie. Kolejne szczeble wykształcenia zdobywał w wojskowych akademiach.

Jego bliskim współpracownikiem był Czesław Kiszczak. Nic dziwnego, że musiały się też spotkać ich żony.

Teresa i Barbara poznały się bliżej w Kościelisku kilka lat przed tym, jak Jaruzelski został premierem.

– Barbara przyjechała wtedy z Wojtkiem i Moniką, a ja z dziećmi – opowiada Kiszczakowa. – Wszyscy uczyliśmy się jeździć na nartach pod okiem bezinteresownego „instruktora”, profesora, wybitnego specjalisty od komputeryzacji Macieja Wilamowskiego. Zdarzało się, że Wojtek się przewracał, ale generalnie nie miał się czego wstydzić i po zjeździe skromnie ustawiał się w długiej kolejce do wyciągu. Ja też sobie nieźle radziłam, podobnie Monika, tylko Basi szło marnie, mimo że taka wygimnastykowana. Miała świetną figurę i bardzo o nią dbała. Codziennie chodziła na ćwiczenia do Klubu Oficerskiego w alei Niepodległości, gdzie wojsko zorganizowało ćwiczenia rekreacyjne dla kobiet.

Z tamtego okresu zapamiętałam nieprzyjemny incydent, który wiele mówi o charakterze Basi. Przed naszą grupką w tej samej sali mieli zajęcia żołnierze. Któregoś dnia trochę je przedłużyli i musiałyśmy poczekać. A Jaruzelska jak nie zacznie na nich krzyczeć i im wymyślać! Byłam zdumiona takim zachowaniem.

– Czy czuła za sobą siłę męża?

– Nie sądzę, po prostu była agresywna – mówi Teresa Kiszczak.

„Moja żona jest osobą emocjonalną, w wielu sytuacjach reagującą bardzo spontanicznie. Niekonwencjonalnie nawet, powiedziałbym – opowiadał mówił Teresie Torańskiej generał³².

– Z całą pewnością nie należy do nieśmiałych i zakompleksionych osób – twierdzi Kiszczakowa. – Potrafi osiągnąć to, czego chce. Lubi rządzić. Jest mocna psychicznie; tak ją odbieram i oceniam.

Obie żony generałów, Barbara i Teresa, pracowały na wyższych uczelniach i miały doktoraty. Wiele je zatem łączyło. Czy zawiązała się między nimi przyjaźń?

– Nigdy się nie zaprzyjaźniłyśmy, chociaż Basia jest ode mnie zaledwie cztery lata starsza – zauważa. – Z Jaruzelskimi trudno było nawiązać bliski kontakt. Ale jeśli generał był sam, bez Basi, dobrze się z nim rozmawiało. Był sympatyczny, kulturalny, odnosiłam wrażenie, że mnie lubił. Natomiast ona odcinała się od własnego męża, od całego środowiska. Mówiła, że najbardziej odpowiadają jej koleżanki z baletu. Ale o ile Jaruzelska nie była z naszą rodziną zbyt blisko, o tyle zaprzyjaźniły się nasze córki, a Monika po latach została świadkiem na ślubie mojej Ewy. Na przyjęcie weselne, które urządziliśmy w pałacyku w Otwocku (tam był internowany przed wywiezieniem do Arłamowa Lech Wałęsa, a później jako prezydent gościł w pałacyku wraz z rodziną – wtrąca Kiszczakowa) zaprosiliśmy też Jaruzelskich. Przyjaźń między Ewą a Moniką przetrwała do dzisiaj.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: