Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Polityka. Władza i nadzieja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Polityka. Władza i nadzieja - ebook

„Polityka jest jak powietrze. Jest wszędzie, lecz zauważamy ją dopiero wtedy, gdy wokół nas cuchnie bądź robi się duszno. Korupcja i anarchia wydzielają woń rozkładu, a brak wolności, niczym brak tlenu, sprawia, że rzucamy wszystko i idziemy walczyć o to, co najważniejsze” – fragment wprowadzenia

Jan Hartman, stawiając w centrum uwagi kwestię władzy oraz ideę demokratyczną, uświadamia, że nasze codzienne życie związane jest z polityką, czy tego chcemy, czy nie. Jednak to tylko jedno z zadań tej książki. Autor przedstawia w niej także coś, co można określić jako ciemne strony filozofii politycznej, czyli niebezpieczny potencjał opresji zamknięty nie tylko w poszczególnych koncepcjach, lecz w samej idei polityczności.
Wydaje się, że idee ideami, a prawdziwa polityka kieruje się swoimi zasadami, a może w ogóle jest bez zasad. Nic bardziej mylnego!

Kategoria: Polityka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-2018-2
Rozmiar pliku: 657 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

Polityka jest jak powietrze. Jest wszędzie, lecz zauważamy ją dopiero wtedy, gdy wokół nas cuchnie bądź robi się duszno. Korupcja i anarchia wydzielają woń rozkładu, a brak wolności, niczym brak tlenu, sprawia, że rzucamy wszystko i idziemy walczyć o to, co najważniejsze. Cóż, może lepiej pielęgnować politykę na co dzień, żeby potem nie trzeba było walczyć. Walczyć o wolność, walczyć za króla i ojczyznę, walczyć z krwawym reżimem... Niestety, z polityką jest jak ze zdrowiem. Gdy się psuje, poświęcamy dla niej bardzo wiele, lecz gdy nie musimy się lękać o swoje życie, wolność osobistą i majątek, większości z nas nie chce się nawet palcem kiwnąć w sprawach publicznych. Dość zauważyć, że na wsparcie dla organizacji politycznych przeznaczamy niewielki ułamek tych kwot, które z radością wydajemy na sport albo kino. Własne przyjemności są dla nas nieporównanie ważniejsze niż jakaś tam abstrakcyjna „jakość życia politycznego”.

Ta abstrakcyjność polityki i jej wyobcowanie zdają się przynależeć do samej jej istoty. A może to lepiej, że tak właśnie jest? Ciekawe, co by to było, gdyby nagle wszyscy rzucili się w wir życia politycznego, stając się wymarzonym „społeczeństwem obywatelskim”... Platon, a wraz z nim greckie elity, pogardzał ludźmi stroniącymi od polityki i zamykającymi się w kręgu własnych, prywatnych spraw i trosk. Nazywano ich w tamtych czasach idiotes, które to słowo zrobiło wiadomą nam wszystkim karierę. Pisał Platon o takich ludziach: „z rozumem i z dzielnością nie mają nic wspólnego, a czas spędzają na ucztach i tym podobnych przyjemnościach, tak jak bydło patrzą zawsze w dół i schylają się ku ziemi i ku stołom, pasą się tam i parzą, a że każdy z nich chce mieć tego więcej niż inni, więc kopie jeden drugiego i bodzie żelaznymi rogami i kopytami, i zabijają się nawzajem^()”. Gdy zbyt wielu ludzi nie chce być już „idiotami”, powstaje demokracja. I ona jednak mędrcowi nie w smak. Ustrój to nieestetyczny, wywyższający pospolitość i psujący obyczaje, „ustrój przyjemny i nierządny, i różnobarwny, i taki, co to pewną równość rozdaje i przydziela zarówno równym, jak i nierównym”^(). Całe życie zastanawiał się Platon, jak by najlepiej urządzić państwo, aby było mądre, cnotliwe i szczęśliwe. Rezultat zawarł w Państwie, a zwłaszcza w późniejszych Prawach, i choć pomieszczone tam propozycje obracają się w sferze spekulacji i marzeń, niezbyt licząc się z prawami tych, którzy nie mieliby ochoty im się podporządkować, to jednak te dwa potężne dialogi do dziś służą nam za rezerwuar idei politycznych i spostrzeżeń na temat natury państwa i polityki. Bez Platona trudno wyobrazić sobie ten cały ambaras, który nazywamy kulturą Zachodu bądź cywilizacją europejską.

W filozofii polityki ciągle powracamy do Platona, jakkolwiek czasami ten szlachetny sentyment prowadzi do złudzenia, że w swych zasadniczych aspektach polityka jest zawsze tym samym. Nie jest. W toku dziejów polityka się zmienia. Poza tym samo słowo „polityka” ma porażająco szeroki zakres znaczeniowy. Polityka to bowiem nie tylko partie i wybory, medialny teatr i karuzela stanowisk – polityka to także wojny, rewolucje, wzloty i upadki imperiów, układy międzynarodowe oraz te wszystkie wielkie przemiany ustrojowe, które wyznaczają granice kolejnych epok. Polityka to dziejowy proces życia zbiorowego ujęty w formy prawne i instytucjonalne. Jednakże na co dzień, gdy jest spokojnie i akurat nie ma wyborów, tej wielkiej historii i wielkiej polityki nie widać. Codzienność polityki, jej wymiary i aspekty widoczne z perspektywy doświadczenia jednostki, to przede wszystkim instytucje publiczne, na czele z organami władzy państwowej i samorządowej, stanowienie i wykonywanie prawa oraz sprawowanie rządów – w konkretnym kraju, czyli w naszym kraju, i w konkretnym czasie, czyli w „naszych czasach”.

Nad tym wszystkim, nad dziejami politycznymi i polityką aktualną, unoszą się (a jednak!) idee – pojęcia i koncepcje związane z ustrojem państwa i organizacją życia społecznego, które w większości sprecyzowali, a nawet wymyślili jacyś filozofowie, a narody i ich liderzy wedle nich bądź przynajmniej w nawiązaniu do nich urządzili życie każdego z nas. Od tych idei wszystko w polityce się zaczyna, bo nic przecież w ludzkiej cywilizacji nie dzieje się ot tak, samo z siebie i całkiem bezmyślnie. Wprawdzie okoliczności podpowiadają ludziom różne pomysły, na przykład taki, żeby stworzyć państwo dla zabezpieczenia społeczności albo wyryć prawa w kamieniu, aby nikt nie mówił, że praw nie zna albo że są inne, niż twierdzą sędziowie – niemniej ostatecznie ktoś musiał wymyślić taki twór jak państwo, rozciągające się na pewnym terytorium i mające swój naczelny ośrodek władzy, czy też kodyfikacja prawa zwyczajowego i jego ogłoszenie jako prawa państwa. Te dwa pomysły są starsze niż filozofia, tak jak starszy jest ustrój monarchiczny i tyrania, niewolnictwo i imperializm, mariaż tronu i ołtarza, granice, myta, wojna i pokój.

Mimo to większość wartości politycznych, jakie znamy, oraz instytucji, które służą ich ochronie, została nazwana i bliżej określona dopiero dzięki pracy myślicieli politycznych. To oni powiedzieli rodzajowi ludzkiemu, czym jest wolność, praworządność, zaufanie, pokój i na czym polegają cnoty polityka. Nie wszystko, co wymyślili, jest dobre, a nierzadko filozofia polityczna była na usługach władców, usprawiedliwiając ich złowrogą potęgę, bądź nawet zachęcała do dyskryminacji i represji w imię ideałów kolektywistycznych, takich jak naród albo klasa społeczna, w imię jakiejś utopijnej ideologii. Na szczęście bywało odwrotnie, i to nawet częściej – dzieje idei wolnościowych znaczone są wszak filozoficznymi traktatami Barucha Spinozy, Johna Locke’a, Monteskiusza, Jeana-Jacques’a Rousseau, Georga W.F. Hegla, Johna Stuarta Milla... Wielcy politycy z nich właśnie czerpali inspirację. Nie do pomyślenia jest konstytucja USA bez traktatów Locke’a czy bez Federalist Papers Aleksandra Hamiltona i spółki. A ładnie pewno byśmy dziś wyglądali, gdyby Ameryka stała się u swego zarania, dajmy na to, cesarstwem. Za to bez Karola Marksa i socjalistów jakoś trudno byłoby sobie wyobrazić prawa pracownicze i powszechny dziś socjalny system redystrybucji dochodu narodowego, stanowiący jedyną spośród funkcji współczesnego państwa, którą powszechnie i szczerze zainteresowani są ich obywatele. W naszych czasach jest podobnie. W najbardziej rozwiniętych państwach przywódcy mają pewne wykształcenie polityczne, inspirują się dziełami najsławniejszych myślicieli dawniejszych i współczesnych, takich jak John Rawls albo Jürgen Habermas. Filozofowie bywają więc zaiste niezwykle praktyczni i wpływowi, jakkolwiek pośród naszych praw chętnie widzielibyśmy i takie, aby nasz los nie był zależny od tego, ku jakim teoriom politycznym skłaniają się ci, którzy nami rządzą. Trudno jednakże byłoby prawo to wyegzekwować, tym bardziej że również my sami, obywatele, mamy w głowach jakieś idee i argumenty polityczne wywodzące się od filozofów polityki. Co więcej, trafiają tam one często dość przypadkowo. Czytanie książek takich jak ta pozwala tę przypadkowość nieco ograniczyć, dając nam trochę więcej myślowej autonomii.

Jednakże tylko niektóre spośród idei filozoficznych odnoszących się do polityki, a więc państwa, prawa i relacji między władzą i społeczeństwem, zdołały realnie oddziałać na rzeczywistość. Te najważniejsze oddziałały wszak potężnie i doprawdy trudno wskazać pośród wielkich wodzów i proroków kogokolwiek, kto mógłby się równać skalą swego wpływu na życie całej ludzkości, i to nawet przez dziesiątki pokoleń, z Platonem, Arystotelesem czy Locke’em. Żeby nie być gołosłownym bądź nie pozostawić wrażenia, że chodzi tu tylko o jakieś odosobnione „pomysły”, choćby niebagatelne, w rodzaju zniesienia niewolnictwa bądź równouprawnienia kobiet (które trzeba wiązać przede wszystkim z nazwiskiem J.S. Milla i jego żony Harriet Taylor Mill), wspomnę od razu najważniejsze spośród owych wielkich filozoficznych konceptów.

Pierwsza wielka idea, którą można nazwać republikanizmem (w szerokim sensie tego słowa), głosi chwałę państwa: wspólnota społeczna kulminuje w państwie, a każdy jej członek jest przede wszystkim obywatelem zobowiązanym czcić państwo i służyć mu swą pracą, zaangażowaniem w życie publiczne, a jak trzeba, to również daniną krwi. Jeśli w miejsce słowa „państwo” podłożymy „ojczyznę”, czyli twór bardziej związany z tożsamością kulturową i geograficzną niż ściśle polityczną, republikanizm zmienia się w patriotyzm. Zresztą jedno z drugim zwykle idzie w parze. Kolejna idea, nierzadko z republikanizmem związana, głosi, że sprawowanie władzy jest zaszczytem i służbą, a celem rządzenia jest dobro społeczeństwa, nigdy zaś nie mogą być nim osobiste korzyści władców, ich rodzin i przyjaciół. To idea służby państwowej, a szerzej – koncepcja władzy jako służby. Idea ta jest tak silnie zakarbowana w kulturę polityczną i ogólnospołeczną, że spotykamy ją nawet w dyskursach kapłańskich. Nierzadko do tego chwalebnego zestawu dołącza również bardzo popularna do dziś idea demokracji republikańskiej i obywatelskiego zaangażowania: każdy obywatel ma obowiązek służyć wspólnocie, z czego wypływa powinność udziału w rządach i wspólnego z pozostałymi obywatelami stanowienia o sprawach gminy i państwa.

Czasy Oświecenia przyniosły wszakże nową koncepcję demokracji, związaną nie tyle z obowiązkami, ile z uprawnieniami. Nowoczesna demokracja, która w ciągu wieku XVIII i XIX ogarnęła cały Zachód, opiera się na zasadzie „nic o nas bez nas”, czyli na prawie każdego człowieka do samostanowienia i samorządu. Żeby jednak taka idea mogła się pojawić, wpierw trzeba było wpaść na pomysł, że wszyscy ludzie rodzą się równi i powinni pozostawać równi wobec prawa oraz być przez prawo traktowani jednakowo. Idea równości nie miałaby wszelako żadnego sensu, gdyby Oświecenie nie przygotowało pod nią gruntu w postaci idei państwa prawnego (państwa prawa), czyli takiego, w którym to wszystko, co czyni władza względem obywateli, musi mieć podstawę w ustanowionych prawach, których nikomu, nawet królowi, nie wolno łamać, nie zaś w osobistej woli, a więc w upodobaniach i uprzedzeniach rządzących i posłusznych im urzędników. Nie da się jednakże zapewnić takiego ustroju, gdy w jednym ręku skupiona jest władza stanowienia prawa i rząd prawo to mający wykonywać. Wtedy bowiem władca zmieniałby sobie prawo wedle uznania, kiedy tylko by tego zapragnął, a czasem wręcz zapominałby o takiej drobnostce jak ogłoszenie stosownej ustawy. Dlatego państwo prawa wymaga podziału władzy i wzajemnego ograniczającego wpływu każdego z rodzajów władzy: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Znamy tę ideę pod mianem trójpodziału władzy; jej rozszerzeniem jest zasada rządu ograniczonego.

Funkcją tych liberalnych rozwiązań jest wspieranie państwa prawnego, lecz co najmniej tak samo ważna jest rola, jaką odgrywają one w zabezpieczeniu wolności obywateli. Gdyby jedna z władz chciała je uszczuplić, druga i trzecia mają środki, by temu przeciwdziałać. Ustrój wolności, zwany liberalną demokracją bądź demokracją konstytucyjną, ma też szczególne zabezpieczenie w konstytucji – nadrzędnym prawie zawierającym w sobie tzw. kartę praw, czyli gwarancję praw i wolności obywatelskich jako niezbywalnych i nienaruszalnych. Dzięki konstytucji obywatele mogą być pewni, że jakkolwiek zły nastałby rząd^(), nie zostaną im odebrane podstawowe prawa. W państwach o wysokiej kulturze konstytucyjnej obywatele cieszą się większą ochroną swych praw niż w państwach, gdzie wolnościowa konstytucja wprawdzie istnieje, lecz mało kto o niej pamięta i nawet sądy nie traktują jej zbyt poważnie.

Można by wymienić jeszcze kilka wpływowych konceptów, które społeczeństwa i państwa zechciały od filozofów oraz idących z nimi ręka w rękę prawników przyjąć i zastosować w praktyce politycznej, nierzadko zapisując je w konstytucjach i ustawach. W sumie tych wielkich idei politycznych, na których stoi świat, można by się doliczyć zaledwie kilkunastu. Wiele innych wynalazków filozofii politycznej znanych jest tylko specjalistom, bo jakoś się nie przebiły. O niektórych spośród nich – tych znanych i tych mniej znanych – będzie mowa w tej książce. Postaram się je wyjaśnić prosto, nie przeciążając tekstu cytatami i przypisami, jakkolwiek trochę ich się z pewnością przyda.

Prezentacja idei i pojęć politycznych to jedno z głównych zadań mojej książki, acz nie jedyne. Książek, w których wyjaśnia się te sprawy, jest całe mnóstwo. Istnieją podręczniki i słowniki politologii, filozofii polityki, prawa konstytucyjnego oraz historii doktryn prawnych i politycznych, w których na wszelkie sposoby omawia się te fundamentalne sprawy. Jestem pewien, że wielu moich kolegów robi to lepiej ode mnie^(). Pomysł tej książki na tym się jednak nie kończy. Jest ona nie tylko wprowadzeniem do teorii polityki. Chciałbym ponadto ukazać w niej niektóre związki idei politycznych z praktyką polityki i naszym życiem. Wielu z nas wydaje się bowiem, że idee ideami, a prawdziwa polityka kieruje się swoimi zasadami, a może w ogóle jest bez zasad. Nic bardziej mylnego! Koncepcje polityczne najczęściej wyrastają z aspiracji myślicieli politycznych do przekraczania przepaści oddzielającej rzeczywistość od ideałów, a więc z ducha politycznego realizmu. I wcale nie dotyczy to tylko słynnego Nicola Machiavellego, lecz również takich idealistów jak Platon i Jean-Jacques Rousseau. Liczenie się z realiami wychodziło filozofom całkiem nieźle, bo to, o czym mówią w swoich książkach, najczęściej pasowało do rzeczywistości politycznej epoki, w której żyli i tworzyli. Dlatego właśnie opowieść o ideach politycznych w dużej mierze oznacza opowieść o życiu politycznym. Należy jednak pamiętać, że prawdziwa polityka jest rzeczywistością szerszą i bogatszą niż to wszystko, co można uznać za realizację jakichś idei bądź nawet tylko przedmiot teorii politycznej niemającej aspiracji konstruktywistycznych, lecz wyłącznie opisowe. Zwłaszcza konserwatyści lubią podkreślać ten fakt, upominając filozofów i polityków, żeby nie przypisywali sobie zbyt wielkiej „demiurgicznej” mocy. Pycha filozofów jest odzwierciedleniem pychy polityków, znanej pod niesławnym greckim imieniem hybris. Nie jest łatwo jej uniknąć, bo w wyobraźni wszystko jest możliwe, a czego się nie wie i nie rozumie, tego właśnie się nie wie i nie rozumie. Arogancja władcy i arogancja myśliciela mają ze sobą wiele wspólnego. Łączą się też ze sobą na gruncie uproszczonych i radykalnych wizji sprawiedliwego ustroju oraz działań mających doprowadzić do jego ustanowienia. Wizje takie nazywa się dziś ideologiami, a mają one w naszych czasach reputację bodajże jeszcze gorszą niż mesjańskie projekty zbawienia ludzkości, pod warunkiem nawrócenia na jedyną prawdziwą wiarę. Nie przypadkiem przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk obwieścił, że ten, kto ma wizje, powinien się udać do psychiatry. Dlatego dziś filozofom pozostaje wyłącznie rola doradców wyjaśniających świat polityczny i ostrzegających przed niebezpieczeństwami. Swoją drogą, trochę szkoda, bo warto byłoby wiedzieć, dokąd właściwie zmierzamy i jaki świat chcielibyśmy pozostawić swym wnukom.

Nasze realia polityczne to szwankująca „późnonowoczesna” demokracja oraz globalizacja procesów społeczno-politycznych i ekonomicznych, jak również ogromny wpływ rozwoju technologii na warunki polityczne i zmiany polityczne o zasięgu ogólnoludzkim. Z jednej strony rozczarowały nas zbiurokratyzowane i oderwane od społeczeństwa partie polityczne oraz wyłaniane przez nie mało sprawne rządy, z drugiej czujemy się bezradni wobec potężnych procesów ekonomicznych, częściowo tylko sterowanych przez międzynarodowe banki i instytucje finansowe, a w jeszcze mniejszym stopniu przez rządy. Mamy więc zupełnie inne problemy niż, dajmy na to, mieszkańcy Europy w czasach Ludwika XIV, kiedy to losy milionów ludzi zależały w dużym stopniu od interesów dynastycznych, animozji i innych egoistycznych fanaberii rodów panujących. W wielu epokach i krainach tym czymś najważniejszym potrafiła być pogoda (opady deszczu lub susze) albo religia. Nie wiadomo, co gorsze – tak czy inaczej, zawsze od czegoś zależymy i zawsze mamy powody, żeby powalczyć trochę o własne interesy i odrobinę autonomii. Ta walka stanowi bodajże o dynamice polityki – zarówno w skali dziejowej, jak i na co dzień. Tak sądził G.W.F. Hegel, a wraz z nim cała późniejsza lewica, która w dużej mierze z heglowskiej inspiracji wyrosła, pomimo dość konserwatywnej wymowy systemu Hegla. Dla odmiany konserwatywna najczęściej prawica skłania się ku przekonaniu, że roztropnie jest pogodzić się z tym, od czego zależymy, przez co będziemy mogli czerpać korzyści z ładu, harmonii i stabilności świata, w którym żyjemy. Jest to jedna z naczelnych tez konserwatyzmu. Niestety, stabilność akurat chwilowo się skończyła.

Ta książka ma jednak inny jeszcze zamysł. Oprócz koncepcji polityki i ich związków z życiem politycznym chciałbym przedstawić w niej coś, co można by określić jako ciemne strony filozofii politycznej, czyli niebezpieczny potencjał opresji zamknięty nie tylko w poszczególnych koncepcjach, lecz także w samej naczelnej idei polityczności. Bo też jedną z największych idei filozofii polityki jest sama polityka. Ktoś to przecież wymyślił – mianowicie, że to wszystko, co dzieje się w przestrzeni publicznej, na tyle jest ze sobą powiązane i na tyle zdominowane przez kwestię władzy, że należy to nazwać jednym słowem. Tym słowem stała się „polityka”, a człowiekiem, który w największej mierze przyczynił się do jego upowszechnienia, był Arystoteles, autor dzieła zatytułowanego właśnie Polityka.

Wreszcie, last and least, moja książka jest książką filozoficzną. Pewne jej partie zawierają poważny dyskurs filozoficzny i nawet coś proponują w zakresie teorii, a może raczej metateorii polityki. Pod tym względem książka ta przypomina dwie inne prace mojego autorstwa wydane w ostatnich latach przez Agorę: Głupie pytania oraz Etyka! Poradnik dla grzeszników. Również one łączą cechy popularnego wykładu i filozoficznego traktatu. Tak uprawiało się filozofię w XVIII wieku – ku powszechnemu pożytkowi czytającej publiczności. Szczególnie jednak ten sposób pisania przyjął się w dziedzinie filozofii polityki, której znakomitą większość stanowią teksty reklamujące się jako eseje i artykuły dla czytającej publiczności, nie zaś akademickie rozprawy.

Książka ta jest jednakże głównie opowieścią o filozofii politycznej i samej polityce – opowieścią niepozbawioną pewnych ambicji, lecz przede wszystkim napisaną dla ludzi. Oryginalnych myśli i trudnych fragmentów nie ma w niej tak wiele. Nie ma w niej też wiele erudycji. Do każdego niemalże zdania można by dać przypis odsyłający do licznych książek napisanych przez innych, znacznie zacniejszych autorów. Byłoby to jednak zupełnie nieznośne. W niektórych miejscach daję przypisy, jako że nagi dyskurs, trzymający się wyłącznie pojęć i argumentów, byłby zawieszony w kulturowej próżni.

Wreszcie książka ta ma pewne walory podręcznika. Mam nadzieję, że dzięki temu znajdzie ona zastosowania akademickie, na przykład na użytek studentów politologii. W gruncie rzeczy politologia bada bowiem w szczegółach to, co w filozofii politycznej jest zaledwie abstrakcyjnie zarysowane. Wszystko jednak w naukach politycznych ostatecznie powraca do spraw zasadniczych, a więc filozoficznych. Filozofia polityki jest źródłem nauk o polityce, a jednocześnie morzem, do którego z różnych stron wszystko w naukach politycznych spływa. Nie każdy politolog musi sam czerpać ze źródła czy pływać po morzu. Powinien jednak dobrze wiedzieć, skąd wypływa jego rzeka i dokąd wpada. To samo, a nawet z większą jeszcze mocą, można powiedzieć o samych politykach. Są oni najbardziej naturalnymi czytelnikami literatury politycznej, jakkolwiek trzeba przyznać, że nie każdy polityk i polityczka słyszy ów zew własnej natury. Pozostaje mi mieć nadzieję, że ta książka zdoła przywołać niektórych i niektóre spośród nich do lektury i refleksji.

Wszyscy, którzy zajmujemy się polityką na sposób teoretyczny, przeżywamy w ostatnich latach niemałą frustrację. Coś się skończyło, a nowe jakby się jeszcze nie wykluło. I chociaż nasze czasy są tak szczególne i tak nagle nastała jakaś nowa, nieznana nam jeszcze epoka, to jednak całe instrumentarium pojęciowe, jakim dysponujemy w myśleniu o polityce, wywodzi się z epok wcześniejszych. Jeszcze do niedawna najpoważniejsze książki z zakresu filozofii polityki miały w dużej mierze treść historyczną. Analiza wydarzeń historycznych i polemika z ich dawniejszymi interpretacjami są osnową dzieł największych myślicieli politycznych, od Nicola Machiavellego poprzez Davida Hume’a i Karola Marksa, po współczesnych nam Isaiaha Berlina, Michaela Walzera czy Leo Straussa. Niestety, analogii z przeszłością ubywa. Nigdy wcześniej polityka nie była globalna i nigdy jeszcze jej stawką nie była biologiczna przyszłość naszego gatunku i całej Ziemi. Jesteśmy coraz bardziej bezradni, bo złożoność świata, którą z dekady na dekadę coraz lepiej sobie uświadamiamy, dramatycznie przerasta nasze możliwości umysłowe. Pomagamy sobie wprawdzie, importując na teren teorii politycznej niebagatelne zdobycze współczesnej socjologii i ekonomii, ale nigdy już nie będzie nam dana ta rozczulająca pewność siebie dawnych filozofów budujących teorie polityki z kilkunastu pojęć, tez i argumentów. Chociaż wciąż jesteśmy u nich zadłużeni, z pewnością jesteśmy też od nich mądrzejsi. Po prostu – widzieliśmy więcej niż oni. Później urodzeni – jesteśmy od nich „starsi”. Wiemy też lepiej od nich, że mało wiemy. Skromność i bezradność współczesnej teorii politycznej przenosi się na bezradność i miałkość poszczególnych autorów. Nie będę swej własnej słabości ukrywał, jakkolwiek w przeważającej mierze na gruncie tej książki należy przypisać ją niedostatkom talentu i wiedzy autora, nie zaś marnej kondycji naszej refleksji politycznej. Tak czy inaczej, teoria polityczna wyzbyła się złudzenia, że może bezpośrednio wyjaśniać, a nawet kontrolować polityczną praktykę. Zawsze to jakiś postęp.

Książka powstała częściowo w niezwykle gościnnym dla mnie Instytucie Nauk o Człowieku we Wiedniu. Pragnę serdecznie podziękować za to pani rektor prof. Shalinie Randerii oraz prof. Tymothy’emu Snyderowi, którzy są sprawcami mojego letniego pobytu w IWM w 2016 roku.

Przypisy

Platon, Państwo, ks. IX, 586 A – B, w przekładzie Władysława Witwickiego.

Tamże, ks. VIII, 558 C.

W piśmiennictwie politycznym powszechnie używa się słowa „rząd” w znaczeniu władzy wykonawczej w ogólności, a więc w znaczeniu szerszym niż rada ministrów. Czasem „rząd” lub „rządy” znaczy tyle, co ustrój władz publicznych albo moc (imperium) i praktyka rządzenia. Będę się trzymał tych utrwalonych zwyczajów językowych.

Najbardziej godnym polecenia podręcznikiem filozofii polityki dostępnym po polsku wydaje mi się książka pod redakcją Davida Bouchera i Paula Kelly’ego Myśliciele polityczni. Od Sokratesa do współczesności, przeł. Alicja Dąbrowska i Tomasz Sieczkowski, Warszawa, Wyd. UJ 2008. Na rekomendację zasługuje cała seria „Polityka”, w której podręcznik ten się ukazał. Gdybyśmy jednak woleli zapoznać się z dziejami myśli politycznej poprzez lekturę mniej podręcznikową, a bardziej eseistyczną, gorąco poleciłbym teksty Isaiaha Berlina wydane po polsku w kilku zbiorach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: