Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Srebrny łabędź - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
21 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Srebrny łabędź - ebook

Pierwszy tom mrocznej i porywającej serii Elite Kings Club

Madison Montgomery to typowa dziewczyna z bogatego domu. W życiu nastolatki wszystko się zmienia, kiedy jej matka dopuszcza się zbrodni, a potem popełnia samobójstwo. Wybucha skandal, przez który dziewczyna znajduje się na językach wszystkich. Gdy ojciec Madison ponownie się żeni, zapada decyzja o przeprowadzce, a dziewczyna trafia do prywatnej szkoły. Mogłoby się wydawać, że to jej szansa na nowy start…

Madison przekonuje się, że mury szkoły skrywają straszne tajemnice, a wszystkimi uczniami rządzi grupa dziesięciu niepokornych chłopaków. Elite Kings Club rozsiewa wokół siebie aurę tajemniczości i terroru. Chociaż dziewczyna nie chce wierzyć plotkom na ich temat, zaczyna mieć wątpliwości, kiedy wpada w oko przywódcy elitarnego klubu. Okazuje się, że Bishop zaczął na nią polowanie.

Dlaczego członkowie Elite Kings Club nienawidzą Madison, a mimo to dyskretnie pilnują jej bezpieczeństwa? Co stało się z poprzednią dziewczyną, która związała się z jednym z nich? Dlaczego te wszystkie mroczne tajemnice są tak niebezpiecznie pociągające?

__

Styl pisania Amo Jones pokochały fanki literatury erotycznej na całym świecie! Wciągająca opowieść o mrocznej i niebezpiecznej rozgrywce, która toczy się za murami elitarnej szkoły, otwiera zupełnie nową serię książek! Pierwszy tom Srebrny Łabędź” przyciąga jak członkowie Elite Kings Club.

__

O autorce

Amo Jones – pisarka z Nowej Zelandii. Autorka bestsellerowych serii dark romance: Sinful Souls, The Devil’s Own, Elite Kings Club.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65601-57-5
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Gdy idę korytarzem pierwszego dnia w prywatnej szkole Riverside, mam wrażenie, że ściany na mnie napierają. Słyszę zamykające się szafki i śmiechy, i najbardziej na świecie chciałabym się znaleźć teraz przy grobie mamy. Mój tato zdecydował o naszej przeprowadzce na drugi koniec kraju, bo po śmierci mamy znalazł „tę jedyną”.

Otwieram swoją szafkę, wkładam do niej nowiutkie podręczniki, a potem biorę do ręki plan lekcji. Rachunki. Super. Rzemykowe bransoletki cicho brzęczą, kiedy zamykam szafkę. Udaję się na lekcję rachunków. Jest wrzesień, więc przynajmniej przeniosłam się tu akurat na początku roku szkolnego.

Zatrzymuję się w progu klasy i zerkam na cyferki podane na planie, po czym podnoszę wzrok na te znajdujące się nad drzwiami. Ignorując jakieś dwadzieścia par przyglądających mi się oczu, bąkam:

– Czy to rachunki z 1D?

Podchodzi do mnie nauczyciel. Okulary w czarnych oprawkach przesłaniają zmęczone oczy, a o jego wieku świadczą siwe włosy.

– Tak. Madison Montgomery?

Przełykam ślinę i kiwam potakująco głową.

– Tak, to ja.

– Witamy w Riverside. Jestem pan Warner. Usiądź, proszę.

Uśmiecham się do niego i ściskając podręczniki, ruszam w stronę siedzących na swoich miejscach uczennic. I wtedy w sali rozlegają się szepty:

– Madison Montgomery? To nie ta dziewczyna, której matka zamordowała partnerkę jej ojca, a potem sama się zabiła?

– Jesteś pewna? – pyta ją koleżanka z ławki, mierząc mnie sceptycznym spojrzeniem. – W gazetach wydawała się ładniejsza.

– Tak, to na pewno ona. Jej ojciec jest nadziany. A mama była znudzoną kurą domową, która przyłapała męża na zdradzie. Zadźgała tę kobietę, a potem strzeliła sobie w głowę. Z broni Madison.

Kiedy siadam w ławce, atmosfera zaczyna się zagęszczać.

– Z jej broni? Ma własną broń? Lepiej trzymać się od niej z daleka. Może mieć tak samo nierówno pod sufitem jak matka.

Śmieją się i pan Warner pstryka palcami, przywołując je do porządku. Zamykam na chwilę oczy. To by było na tyle, jeśli chodzi o nadzieje, jakie wiązałam z początkiem w nowej szkole. Nic i nikt nie zapewni mi lepszego startu. Kogo próbowałam oszukać?

Podczas pierwszej przerwy wychodzę ze szkoły i siadam na schodach. Szkoła zezwala uczniom na jedzenie lunchu tu albo na stołówce. Sala jadalna jest jednak pełna uczniów, więc decyduję się usiąść tutaj, gdzie świeci słońce i jest mniej… uczniowsko.

– Cześć! – odzywa się czyjś radosny głos.

Odwracam się i widzę drobną dziewczynę. Jej filigranowe ciało zakrywają markowe ciuchy, a włosy ma w odcieniu niemal białego blondu. Dostrzegam także, że podczas gdy moje nadgarstki oplatają czarne bransoletki z metalu i rzemyków, w jej przypadku jest to srebro i złoto. Już wiem, że się nie zaprzyjaźnimy.

– Cześć. – Zakładam pasmo brązowych włosów za ucho.

Siada obok mnie i odgryza kęs swojej kanapki.

– Mam na imię Tatum. Jesteś tu nowa, tak?

Kiwam głową, zlizując z kciuka sok, który wyciekł z jabłka.

– Aha. Pewnie nie chcesz, żeby cię ze mną widziano.

Zbywa moją uwagę machnięciem ręki.

– Wiem o tobie wszystko. Madison Montgomery, siedemnaście lat. Córka morderczyni, która po zbrodni popełniła samobójstwo. Stary sra pieniędzmi. Przyjechała do Hamptons z Beverly Hills. Coś pominęłam?

Mrugam powoli, po czym mrużę oczy.

– Zapomniałaś o tym, że to była moja broń.

Śmieje się nerwowo.

– Wiem. Miałam po prostu nadzieję, że to nieprawda.

– Czyli pewnie nie chcesz, żeby cię ze mną widziano.

Kręci głową.

– Nie. Zobaczysz, że się zaprzyjaźnimy.

Po przerwie idę na następną lekcję i nim zdążę się obejrzeć, dzwoni dzwonek obwieszczający przerwę na lunch. Tatum nalega, aby oprowadzić mnie po szkole. Pokazuje mi po kolei klasy i wyjaśnia, gdzie mamy jakie zajęcia. Podczas lunchu ze swojej części budynku przychodzą chłopcy i wszyscy spotykamy się na stołówce, która rozdziela szkołę na części męską i żeńską. Jeśli zaś chodzi o zamożność uczniów, to mają oni status bliski Billowi Gatesowi i na serio się zastanawiam, jak, u licha, tacie udało się mnie tu wkręcić. Jesteśmy bogaci, zgoda, ale ta szkoła to coś więcej. Tutaj liczy się także odpowiednie pochodzenie.

Wchodzimy na stołówkę i Tatum pokazuje na moją spódniczkę.

– Możesz trochę przerobić swój szkolny mundurek. Możemy ją obciąć, jeśli chcesz.

Plisowana spódnica kończy się tuż nad kolanem, ale nie przeszkadza mi ta długość. Nie chcę zwracać na siebie uwagi.

– Dzięki – odpowiadam cierpko, po czym przenoszę spojrzenie na drzwi wychodzące na część męską. Pojawia się w nich kilku chłopców, którzy rozmawiają ze sobą i śmieją się z czegoś. Atmosfera od razu się zmienia. Wszyscy emanują pewnością siebie.

– Co to za jedni? – pytam, kiwając głową w stronę grupki udającej się na sam koniec prawego skrzydła.

– Kłopoty – mruczy Tatum, siadając przy jednym ze stolików. Przyglądam im się uważnie. Są nieźli, naprawdę. Moja nowa koleżanka odwraca się i podąża za moim spojrzeniem. – A to kłopoty w wydaniu zdzirowatym – dodaje, pokazując na dziewczyny, które na lekcji rachunków paplały między sobą.

– Co masz przez to na myśli? Chodzi mi o chłopaków – pytam, ignorując jej aluzję do dziewczyn.

– Mam na myśli to, że to uprzywilejowani idioci, którzy są właścicielami tej szkoły, i mówię to w sensie dosłownym. Przynajmniej jeśli chodzi o Nate’a. A tutaj? Rozdają karty. Uczniowie Riverside są jedynie pionkami w ich chorych i wynaturzonych grach. Mają tę szkołę w garści, Madison.

– Mówisz tak, jakby to był jakiś gang. – Zaczynam jeść jogurt.

– Bo tak też można to ująć – odpowiada, otwierając kartonik z sokiem. – Podobno to członkowie supersekretnego klubu. – Nachyla się ku mnie i uśmiecha. – Elite Kings Club.ROZDZIAŁ 2

Elite Kings Club? – pytam, odgryzając kęs kanapki. Jimmy, nasz kucharz, naszykował to, co lubię najbardziej. Sałatka z kurczakiem, do tego pokrojone w kostkę pomidory i siekana sałata wymieszana z majonezem. Jest tak dobry w swoim fachu, że przy okazji każdej przeprowadzki mój ojciec nakłania go, aby zmienił miejsce zamieszkania razem z nami.

Tatum przewraca oczami.

– To taki tajny, ekskluzywny klub. Nikt tak naprawdę nie wie, co tam się dzieje, ani kto rzeczywiście do niego należy. Podobno ma on jakiś związek z krwią i pochodzeniem.

Żuję kanapkę. Dzwonek sygnalizuje koniec przerwy, więc biorę ze stołu swoje podręczniki.

– Co masz teraz? – pyta Tatum i wpycha jabłko do buzi, żeby wolną ręką pozbierać swoje książki. Śmieję się pod nosem, kiedy wyjmuje jabłko.

– No co?

Kręcę głową.

– Nic. Mam teraz WF.

Krzywi się.

– Ale wiesz, że to nie są zajęcia obowiązkowe, prawda?

Kiwam głową i pomagam zebrać jej książki, bo strasznie się guzdrze.

– Lubię sport.

Odwracamy się i ruszamy w stronę holu żeńskiej części szkoły. Gdy docieramy do drzwi, coś każe mi się odwrócić.

Znacie to uczucie, kiedy wydaje się wam, że ktoś was obserwuje? No to pomnóżcie je razy siedem. Gdy się zatrzymuję, Tatum przestaje nadawać o jakiejś grze, która odbędzie się w piątkowy wieczór, zerka ponad moim ramieniem i w tym momencie blednie i ściąga brwi. Powoli odwracam się w stronę stołówki i widzę, że wszyscy chłopcy – cała siódemka – patrzą na mnie. Omiatam spojrzeniem każdego po kolei, zatrzymując się nieco zbyt długo na chłopaku z ciemnobrązowymi, potarganymi włosami, który siedzi rozwalony na krześle. Ma szerokie ramiona i mocno zarysowaną, kanciastą szczękę. Jego oczy przyciągają moje i nagle czuję się jak w transie. Wiedząc, że powinnam się z niego wyrwać, przełykam ślinę i odwracam się, ruszając na następne zajęcia.

– Hej, chwileczkę! – Tatum mnie dogania. – Co to, u licha, było?

Wzruszam ramionami i wyjmuję z kieszeni plan lekcji.

– Pewnie słyszeli o mojej mamie.

– E tam, to akurat mieliby gdzieś. Chodziło o coś więcej. Ale hej – jej silny uścisk na moim ramieniu na chwilę mnie zatrzymuje – wierz mi, naprawdę nie chcesz, aby cię zauważali, Madison. To nie są dobrzy ludzie.

– No cóż, wygląda na to, że jest już za późno. – Mijam ją i idę w stronę drzwi prowadzących na salę gimnastyczną. Kiedy na końcu korytarza chcę skręcić do damskiej szatni, wpadam na twardy jak skała męski tors.

– Cholera jasna – szepczę, odrywając rękę od jego klatki piersiowej. – Podnoszę głowę i widzę otoczone gęstymi rzęsami oczy w odcieniu miodowo-brązowym. Piękniś.

– Hej, nic się nie stało. – Podnosi z ziemi worek marynarski i wyciąga do mnie rękę. – Carter. A ty to z pewnością Madison Montgomery.

– Super – burczę. – No to już wszystko o mnie wiesz. – Opuszczam spojrzenie na jego tors, pamiętając, jak bardzo jest twardy.

Chichocze.

– A co konkretnie? – pyta, puszczając do mnie oko.

Uśmiecham się na tę próbę rozładowania atmosfery i kręcę głową.

– Myślałam, że to część żeńska...

– Sala gimnastyczna jest koedukacyjna. Jak ci się podoba pierwszy dzień w nowej szkole? – pyta, opierając się o ścianę.

– Cóż… – zaczynam, omiatając spojrzeniem długi korytarz. – Jest dość intensywnie.

– Carter! Tyłek w troki i jazda! – woła z drugiego końca korytarza starszy mężczyzna w czapce z daszkiem i gwizdkiem na szyi.

Carter nie odrywa wzroku od mojej twarzy i uśmiecha się znacząco.

– Do zobaczenia, Madison. – Odkleja się od ściany i zaczyna się oddalać.

– Jasne – mówię, kiedy już odszedł. – Do zobaczenia.

Zerkam przez ramię i widzę, że mi się przygląda, macham mu więc i idę w swoją stronę.

Wychodzi na to, że pierwszego dnia poznałam dwie miłe osoby – nie widziałam, żeby siedział razem z tymi chłopakami z Elite czegoś tam, więc mam nadzieję, że się z nimi nie trzyma.

Czekam przed szkołą na kierowcę, kiedy podbiega do mnie Tatum.

– A więc Carter Mathers. – Unosi brwi.

Przechylam głowę.

– Skąd w ogóle o tym wiesz? To się przecież stało niespełna godzinę temu.

– Tutaj wieści szybko się rozchodzą. – Niewzruszona zaczyna skubać paznokieć.

– Mhm, zaczyna to do mnie docierać – mamroczę.

– No dobra – kontynuuje, biorąc mnie pod ramię. – Potrzebny mi twój numer, żebyśmy mogły zaplanować najbliższy weekend. – Podjeżdża czarna limuzyna i wysiada z niej Harry, kierowca mojego taty. Tatum wyjmuje telefon, a ja dyktuję jej numer. – Okej! Napiszę do ciebie! – woła, gdy Harry otwiera mi drzwi.

– Masz kierowcę? – pytam ją, wchodząc do auta.

Kręci głową.

– Sama prowadzę.

Macham jej i wślizguję się na tylną kanapę. Dzisiejszy dzień okazał się bardzo interesujący. Nie jestem pewna, jak odbierać to wszystko, co się wydarzyło, ale jeśli codziennie będzie podobnie, to chętnie zostanę tu na dłużej.ROZDZIAŁ 3

Po wejściu przez duże podwójne drzwi do naszego domu w stylu kolonialnym zostawiam torbę w holu i udaję się do kuchni. Nasz dom jest dokładnie taki, jakiego się można spodziewać po kimś pokroju mojego ojca. Ściany w odcieniu neutralnej bieli, białe schody prowadzące na drugi poziom. Wyjmuję z lodówki puszkę coli i idę na górę. Tato i jego nowa żona wrócą w poniedziałek. Widziałam się z nią dopiero dwa razy, ale wydaje się całkiem miła. A już na pewno milsza od tej ostatniej żądnej kasy dziwki, którą sobie sprowadził. Kiedy wchodzę po schodach, w kieszeni wibruje mi telefon. Wyjmuję go szybko i zerkam na wyświetlacz. Tata.

– Hej.

– Madi, przepraszam, skarbie. Zapomnieliśmy ci powiedzieć, że do rezydencji wprowadzi się także syn Eleny.

Jestem już u szczytu schodów i lustruję wzrokiem długi korytarz.

– Okeeej. Nie wiedziałam, że ma syna.

– Ma. Jest uczniem twojej szkoły. Chcę, żebyś trzymała go na dystans.

– Co masz przez to na myśli?

Wzdycha.

– Po prostu zaczekaj, aż wrócimy do domu, Madi.

– Tato, jesteś strasznie tajemniczy. Do zobaczenia po twoim powrocie. Jestem pewna, że dam sobie radę.

Rozłączam się, nim dalej będzie wiercić mi dziurę w brzuchu. Chowam telefon do tylnej kieszeni dżinsów i idę do swojego pokoju. Zatrzymuję się, kiedy z sypialni sąsiadującej z moją słyszę jakieś dźwięki. Już się wprowadził? Walcząc ze swoją wścibskością, otwieram drzwi i wzdycham z ulgą, że wróciłam do swojego azylu. Zamykam je nogą i podchodzę do szklanych drzwi w stylu wiktoriańskim, wychodzących na niewielki balkon z widokiem na basen. Rozsuwam białe firanki i otwieram drzwi, aby wpuścić nieco świeżego powietrza. Ciepły, popołudniowy wietrzyk rozwiewa mi włosy.

Moja bezpieczna bańka pęka w chwili, kiedy basy What’s Your Fantasy Ludacrisa sprawiają, że grafiki w stylu vintage, wiszące w moim pokoju, drżą. Kręcę głową i cofam się do pokoju. Pełno w nim kartonów z moimi rzeczami, których jeszcze nie rozpakowałam. Wchodzę do przylegającej do pokoju łazienki i zdejmuję ciuchy, które miałam na sobie w szkole. Wchodzę pod gorący, kojący strumień wody i niespiesznie się myję, po czym zakręcam wodę i owijam się ręcznikiem.

Kiedy wychodzę spod prysznica, dostrzegam, że ktoś opiera się o futrynę drugich drzwi, które łączą się z łazienką. Z mojego gardła wydobywa się głośny krzyk i ciaśniej otulam się ręcznikiem. Zapomniałam o tych cholernych drzwiach. W tej chwili słychać Pony Genuine’a i mrużę oczy, patrząc na wysokiego, szczupłego chłopaka, który stoi przede mną z rękami skrzyżowanymi na piersi.

– Wynocha! – Pokazuję mu palcem drzwi do jego pokoju.

Ze śmiechem przechyla głowę i prześlizguje wzrokiem po moim ciele.

– Och, nie bądź taka nieśmiała, siostrzyczko. Ja nie gryzę… – Uśmiecha się jeszcze szerzej. – Zbyt mocno.

Zaciskam mocno dłonie na ręczniku i lustruję jego nagi tors, poniżej którego widać wyraźny sześciopak. Nad lewym mięśniem piersiowym ma duży tatuaż przedstawiający celtycki krzyż, a na prawo od niego wytatuowany jest jakiś napis.

Podnoszę wzrok na twarz i widzę, że kącik jego ust unosi się w drwiącym uśmiechu. W wardze ma kolczyk. Jego oczy błyszczą szelmowsko.

– Skończyłaś już pieprzyć mnie wzrokiem, siostrzyczko?

– Nie jestem twoją siostrą – syczę, mrużąc oczy. – Wynoś się stąd. Muszę się przebrać.

– Nie zapytasz, jak mam na imię? – rzuca, a w łazienkowym świetle jego gładka, opalona skóra wręcz lśni. Odkleja się od futryny i podchodzi do mnie tak butnym krokiem, że 50 Cent mógłby brać od niego lekcje. Ma potargane włosy w odcieniu ciemnego blondu, a podarte dżinsy wiszą mu nisko na biodrach, odsłaniając gumkę bokserek Philipa Pleina. Zatrzymuje się, kiedy nasze ciała niemal się ze sobą stykają.

Sięga po swoją szczoteczkę do mycia zębów i uśmiecha się szeroko.

– Mam na imię Nate, siostrzyczko. – Mruga do mnie, wyciska pastę na szczoteczkę, po czym odwraca się w stronę lustra. Wkłada szczoteczkę do ust, nie przestając znacząco się uśmiechać.

Odwracam się na pięcie i szybko wychodzę z łazienki. Co to, kurwa, miało znaczyć? Nie ma mowy, żebym dzieliła z nim łazienkę. Biorę z łóżka telefon i wybieram numer taty. Kiedy włącza się poczta głosowa, warczę cicho.

– Tato, musimy porozmawiać o mojej sytuacji mieszkaniowej. I TO JUŻ!

Zakładam obcisłe dżinsy i top w kratkę, rozczesuję włosy i związuję je w luźny, wysoki kucyk. Stopy wsuwam w conversy i podchodzę do drzwi. W chwili, kiedy je otwieram, Nate wychodzi ze swojego pokoju, nadal nagi od pasa w górę, i wciąż w tych nisko wiszących dżinsach. Ależ on mnie wnerwia. Do twarzy ma przyklejony pewny siebie uśmiech, a na głowie czapkę z daszkiem odwróconą tyłem do przodu.

– Dokąd się wybierasz?

– Nie twoja sprawa – odpowiadam, zamykając głośno drzwi pokoju i zastanawiając się, czy nie powinnam mieć w nich zamka. Kiedy jestem już blisko schodów, dogania mnie.

– A właśnie że moja. Starsi bracia muszą się opiekować młodszym rodzeństwem.

Zatrzymuję się, odwracam na czwartym schodku i piorunuję Nate’a wzrokiem.

– My. – Pokazuję na niego i na siebie. – Nie jesteśmy spokrewnieni. – Jego uśmiech staje się jeszcze szerszy. Opiera się o balustradę, a moje spojrzenie wędruje na jego biceps, pod którym widnieje blizna. Widzi to i szybko krzyżuje ręce na piersi. – Ale skoro już pytasz… – mówię, schodząc po schodach. Na dole odwracam się i podnoszę na niego wzrok. – Idę postrzelać.ROZDZIAŁ 4

Kiedy przyjeżdżam wieczorem do domu, dziękuję Harry’emu i wchodzę po schodach do drzwi wejściowych. Słychać muzykę, jeszcze zanim zdążę je otworzyć. A kiedy to robię i moim oczom ukazuje się impreza, nie czuję żadnego zdziwienia. Zatrzaskuję za sobą drzwi – dość dramatyczny gest – i przeczesuję wzrokiem pijany tłum. W wyłożonej marmurem kuchni nastolatkowie grają w piwnego ping-ponga, tańczą i się obściskują.

W salonie, z którego wychodzi się nad basen, widzę kolejną grupę osób tańczących w światłach stroboskopów, a od stanowiska DJ-a, który rozłożył się w miejscu kanapy, dudni Akon i jego Ain’t Saying Nothing. Wyglądam przez okno i wokół basenu dostrzegam światła. Półnadzy ludzie skaczą do niego na bombę, a kilkoro gzi się w jacuzzi.

A to sukinkot!

Mrużę oczy i wydaje mi się, że widzę kolejne osoby za basenem, na trawniku, którym można dojść do plaży. O rany, skopię mu ten cholerny tyłek. Gdy dostrzegam czarną bejsbolówkę z wystającymi spod niej jasnymi włosami i szczupłą, opaloną sylwetkę – nadal bez koszuli – wiem już, że znalazłam Nate’a. Podchodzę do kanapy, na której rozwala się w towarzystwie paru innych chłopaków, kiwając głową w rytm Nightmare on My Street DJ’-a Jazzy’ego Jeffa i upychając zioło do fajki.

Rozpoznaję ich wszystkich ze szkoły – to chłopacy, których Tatum określiła mianem Elite Kings Club. A więc Nate to ten, którego pradziadkowie założyli szkołę Riverside. Nie jestem pewna, czy ze strony matki, czy ojca. Elena jest urocza i równie bogata jak mój ojciec. Pewnie dlatego lubię ją bardziej od innych kobiet, które mi przedstawiał. Wiem, że nie chodzi jej tylko o jego kasę. Więc pewnie to jej przodkowie. Mój tato jest przystojny, jak na starszego faceta. No dobra, ma czterdzieści siedem lat, więc w sumie nie jest jeszcze stary. Bywają starsi ojcowie z dziećmi w moim wieku. Codziennie trenuje i dobrze się odżywia, tak samo jak Elena. Jest wysportowana, jak na swój wiek, i dba o siebie. Choć spotkałam ją tylko dwukrotnie – raz kilka dni temu, kiedy się tutaj przeprowadziliśmy, a drugi raz przed ich służbowym wylotem do Dubaju – była dla mnie bardzo miła. W głowie mi się nie mieści, że może mieć tak popapranego syna.

– Nate! – warczę, stając przed nim. Nogi ma wyciągnięte przed sobą, ręce spoczywają na oparciu kanapy, a jego usta układają się w kształt litery „O”. Powoli wydmuchuje gęsty dym, jednocześnie przewiercając mnie wzrokiem.

– Kończ tę imprezę, i to już. – Kątem oka dostrzegam jakiś ruch, ale go ignoruję.

Uśmiecha się drwiąco.

– Siostrzyczko, może schowasz tę broń do szafy, zanim wszystkich wystraszysz.

Poprawiam na ramieniu swoją strzelbę.

– Koniec imprezy, Nate. Mówię poważnie.

Wstaje z kanapy z czerwonym kubkiem w dłoni.

– Zaczekaj! Chodź no tutaj. – Obejmuje mnie ramieniem i zbliża usta do mojego ucha. Pokazuje na pierwszego chłopaka, który siedział obok niego. – To Saint, Ace, Hunter, Cash, Jase, Eli, Abel, Chase i Bishop.

Prześlizguję po nich lekceważącym wzrokiem. Kilku z nich pamiętam ze szkoły, ale dwóch, wyglądających na starszych, nie znam.

– Cześć – rzucam ze skrępowaniem, po czym zwracam się ponownie do Nate’a: – Mówię poważnie. Narobisz nam obojgu kłopotów. Zakończ tę imprezę.

Odwracam się, a kiedy dochodzę do drzwi, ponownie robię zwrot w tył i widzę, że wszyscy mi się przyglądają. Nate uśmiecha się zza swojego kubka, natomiast na twarzach pozostałych malują się różne uczucia. Kiedy moje spojrzenie zatrzymuje się na… Bishopie, o ile dobrze pamiętam – tym samym, który lustrował mnie dzisiaj wzrokiem w szkole, a który teraz siedzi na krześle z nogami wyciągniętymi przed siebie – na moje policzki wypełza rumieniec. Jego oczy wwiercają się w moją czaszkę i ma taką minę, jakby był wiecznie niezadowolony.

Wzdłuż moich pleców przebiega dreszcz; nie wiem dlaczego. Może dlatego, że wydaje się taki… nieprzystępny. Typowi cholerni uczniowie prywatnych szkół. Pozostawiając Nate’owi zakończenie imprezy, udaję się na górę do swojego pokoju. W garderobie chowam broń i korzystając z okazji, że tu jestem, biorę jakieś ubrania. Idę do łazienki, tym razem upewniam się, że drzwi są zamknięte – jedne i drugie – odkręcam kurek i wchodzę pod gorącą wodę. Pozwalam, aby głośny strumień zagłuszył dudniącą muzykę. Stoję pod prysznicem tak długo, aż moja skóra zaczyna się lekko marszczyć.

Szybko się wycieram i zakładałam jedwabne szorty od piżamy i koszulkę. Odwieszam ręcznik, otwieram drzwi do pokoju Nate’a, a potem wracam do swojego. Muzyka zdążyła ucichnąć i słyszę jakieś nawoływanie, piski dziewczyn i odjeżdżające samochody. Uchylam drzwi na balkon, po czym otwieram je szerzej. Wygląda na to, że w domu jest już bezpiecznie, więc wychodzę z pokoju i powoli schodzę po schodach. Jestem w połowie drogi do kuchni, kiedy dostrzegam, że Nate i jego koledzy nie ruszyli się z miejsca. Na mój widok cichną.

Patrzę na nich.

– Ależ nie krępujcie się – burczę, po czym idę dalej. Po strzelaniu zawsze chce mi się jeść i nie pozwolę, aby moją rutynę zakłóciła obecność jakichś „elitarnych chłopców”. Dziś rano obudziłam się jako jedynaczka. Jak to możliwe, że w ciągu tego dnia dorobiłam się przyrodniego brata i to w dodatku takiego jak Nate?

Otwieram lodówkę, wyjmuję jajka, mleko i masło, a ze spiżarni przynoszę mąkę i cukier. Stawiam wszystko na blacie, gdy w drzwiach staje Nate. Ręce ma skrzyżowane na piersi. Schylam się i spod baru śniadaniowego wyjmuję miskę i drewnianą łyżkę.

– Czy ty się w ogóle ubierasz od pasa w górę? – pytam.

Prycha.

– Dziewczyny wolą, kiedy tego nie robię. – Mruga i podchodzi bliżej, a tymczasem do kuchni wchodzą Cash, Jase, Eli, Saint i Hunter. Mierzą mnie sceptycznym wzrokiem.

– Co robisz? – pyta Nate, bacznie mi się przyglądając.

– Gofry. – Zerkam na pozostałych chłopaków, którzy rozlokowali się po całej kuchni. Atmosfera zaczyna się zagęszczać. Chrząkam i patrzę na Nate’a. – Jak to możliwe, że nigdy o tobie nie słyszałam? Tato mi nie mówił, że Elena ma syna. – Umieszczam w misce wszystkie składniki, a Nate z jednej z szafek wyjmuje gofrownicę i podłącza ją do prądu.

Wzrusza ramionami i ponownie opiera się o blat.

– Nie wiem. Może dlatego, że taki ze mnie buntownik. – Uśmiecha się szeroko.

– Te historie o tobie to prawda? – pyta Hunter, patrząc na mnie ciemnymi oczami.

– A które konkretnie? Bo jest ich całkiem sporo – ripostuję, podchodząc do gofrownicy.

Nate bierze ode mnie miskę i zaczyna powoli wlewać ciasto.

– O twojej mamie – wali prosto z mostu, ale jestem do tego przyzwyczajona.

– Ta, że się zabiła, czy ta, że wcześniej pozbawiła życia kochankę mojego ojca? – rzucam, przechylając głowę.

Rysy Huntera określiłabym mianem ciężkich. Trudno określić jego pochodzenie. Ma ciemne oczy, oliwkową cerę i jednodniowy zarost. Przygląda mi się uważnie.

– Obie.

– Tak i tak – odpowiadam beznamiętnie. – I tak, to była moja broń.

Odwracam się i widzę, że Nate piorunuje Huntera wzrokiem.

– Posuń się – mówię, wskazując na gofrownicę. Nate przesuwa się w bok i nasze ramiona ocierają się o siebie. Nieruchomieję i podnoszę na niego wzrok, a on uśmiecha się do mnie znacząco. Nim zdążę kazać mu zetrzeć z twarzy ten uśmiech, podchodzi do mnie Eli.

– Mam na imię Eli i jestem oczami i uszami naszej grupy, a także młodszym bratem Ace’a. – Wskazuje starszą i większą wersję siebie.

Uśmiecham się grzecznie do Ace’a, ale ten zachowuje poważną minę. Jak sobie chce.

– Masz na myśli klub? – pytam, nie patrząc na niego. Wlewam do gofrownicy kolejną porcję ciasta i dopiero wtedy się orientuję, że wszyscy milczą.

– Widzę, że plotki dotarły do ciebie już pierwszego dnia. Kto ci powiedział? – pyta Nate.

Nakładam sobie gofra na talerz i postanawiam się stąd ulotnić, bo trochę tu za dużo testosteronu.

– Tatum. – Polewam gofra syropem klonowym. – Idę do siebie.

Z talerzem w ręce ruszam w stronę schodów. Po drodze dostrzegam, że Bishop i Brantley rozmawiają w salonie, siedząc tam, gdzie do tej pory.

Zatrzymuję się przy schodach i odwracam głowę. Bishop patrzy na mnie. Nie mam pewności, o co chodzi tym chłopakom, ale trochę to wszystko intensywne. Bishop ma szczupłą twarz, wysokie kości policzkowe i szczękę jak u greckiego boga. Ma dość długie, ciemne włosy – aż świerzbią mnie palce, żeby je przeczesać – i przenikliwe, ciemnozielone oczy otoczone gęstymi rzęsami. Nie ma zbyt szerokich ramion, ale sprawia wrażenie pewnego siebie. Otacza go aura dominacji, a kiedy dociera do mnie, że się na niego gapię, odwracam się i biegnę na górę.

Zamykam za sobą drzwi, stawiam talerz na stojącym pod oknem biurku i wzdycham. Teraz to już niczego nie uda mi się przełknąć. Wślizguję się pod kołdrę, włączam telewizor, który wisi na ścianie naprzeciwko łóżka, i puszczam kolejny odcinek Banshee. A potem w końcu się odprężam po tym długim dniu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: