Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajniki uwodzenia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Luty 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tajniki uwodzenia - ebook

Mężczyźni ze słynącego ze skandali rodu Wilde’ów łamią konwenanse i serca. Kobiety z ich rodu nie ustępują im w sztuce uwodzenia. Ale wszyscy szukają prawdziwej miłości…
Piękna lady Skye Wilde od dzieciństwa zafascynowana jest tajemniczym hrabią Hawkhurstem. Uczucie pojawiło się jeszcze przed tragedią, w której stracił żonę i synka. Gdy dowiaduje się, że Hawkhurst planuje ponowne małżeństwo, niezwłocznie wyrusza do jego zamku…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5846-1
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

East Sussex, Anglia, wrzesień 1816

Jeszcze nigdy nie poważyła się na zdobycie mężczyzny, ale w sprawach sercowych dama powinna brać los we własne ręce.

Skye Wilde spojrzała w zapadającym zmroku przez okienko powozu na zrujnowaną budowlę majaczącą we mgle i deszczu. Hawkhurst Castle, wzniesiony dwieście lat wcześniej, był dużym zamkiem z kamienia o złotawej barwie, zwieńczonym wieżyczkami. Kiedyś robił imponujące wrażenie, ale teraz wyglądałby na opuszczony, gdyby nie słabe światło w oknie z zaciągniętymi zasłonami, które wzbudziło w niej nadzieję, że jej wyprawa nie spełznie na niczym.

Hrabia Hawkhurst potrzebował żony, Skye zaś za wszelką cenę pragnęła nią zostać.

Rozmyślała o tym przez całe lato, odkąd się tylko dowiedziała, że lord Hawkhurst ma zamiar ponownie się ożenić. Teraz, gdy upragniona chwila wreszcie nadeszła, Skye czuła się tak, jakby rój motyli trzepotał gwałtownie skrzydłami w jej żołądku.

Doskonale wiedziała, że cała jej przyszłość może zależeć od tego pierwszego spotkania.

Nie chcąc stracić odwagi, naciągnęła kaptur płaszcza na jasne włosy i wysiadła z powozu. Bez wątpienia robiła niemądrze, celowo pozwalając sobie zmoknąć, ale gwałtowna burza sprzyjała jej zamiarom, by dostać się do zamku frontowym wejściem. Ulewa zwiększała szanse, że hrabia zlituje się nad nią i udzieli jej schronienia, a może nawet pozwoli u siebie przenocować.

Gdzieś w pobliżu zalśniła ostro błyskawica i Skye zrozumiała, że powinna się pospieszyć, nim burza zacznie szaleć na dobre. A jednak z wahaniem podeszła ku kamiennym stopniom przed masywnymi drzwiami.

Zetknęła się z hrabią tylko raz, ale Hawkhurst – zwany przez bliskich mu ludzi Hawkiem – nie był mężczyzną, którego jakakolwiek kobieta albo też dziewczyna zdołałaby zapomnieć… Jako trzynastolatka o mało nie spadła mu prosto na głowę, a potem doznała bolesnego rozczarowania, dowiadując się, że jest już żonaty. Wkrótce potem Hawkhurst przeżył jednak osobistą tragedię, tracąc ukochaną żonę i malutkiego synka podczas pożaru rodowej siedziby.

Z miejsca, gdzie stała, nie mogła jednak dostrzec zwęglonych szczątków tych pomieszczeń. Widocznie pożar musiał wybuchnąć w drugim skrzydle.

Po kolejnej błyskawicy, tym razem dużo bliższej, huknął potężny grom, wzbudzając popłoch w i tak już niespokojnych koniach. Skye odwróciła się i krzyknęła do stangreta, by odprowadził powóz do stajni, a także sam poszukał tam schronienia.

– Milady, nie chciałbym zostawić tu pani samej! – odkrzyknął, usiłując przemóc coraz ostrzejszy wiatr i strugi deszczu.

Skye doceniała troskę lojalnych sług, dwóch stajennych i woźnicy, którzy raczej dbali o jej bezpieczeństwo, niż byli lokajami. Quinn, jej brat, nastawał, by towarzyszyli jej w podróżach, choć miała już całe dwadzieścia dwa lata. Zwykle odpowiadała jej obecność tych postawnych mężczyzn, bo gwarantowała niezależność, której większości niezamężnych kobiet brakowało. Teraz jednak stanowczo jej zawadzali.

– Nic mi nie będzie! – zawołała z uporem. – Lord Hawkhurst to bliski przyjaciel mojej ciotki. Nie wyrzuci mnie na zewnątrz w podobną burzę!

„Przynajmniej taką mam nadzieję”, dodała w duchu. Hawkhurst słynął jako wielki miłośnik koni i doskonały jeździec, najpewniej nie chciałby więc pozbawiać przerażonych zwierząt schronienia, nawet gdyby miał go odmówić ich właścicielce.

– Skoro pani tak mówi, milady…

Kolejny huk gromu nie pozwolił mu skończyć zdania.

– Owszem, ale pospiesz się, Josiah!

W tejże chwili deszcz przeobraził się w ulewę.

Obydwaj stajenni pospiesznie wdrapali się na żerdkę z tyłu powozu i kareta ruszyła. Skye rzuciła się pospiesznie ku kamiennym stopniom z lękiem, że nie doceniła zagrożenia burzą. Kaptur nie był zbyt dobrą osłoną i ulewa siekła już jej delikatną cerę. Niemal bez tchu i prawie nic nie widząc, wbiegła na schodki, a gdy stanęła na ich szczycie, była już przemoczona z kretesem.

W mroku i zacinającym deszczu ledwie zdołała dostrzec brak kołatki. Stukała więc przez dłuższą chwilę, a potem uderzyła w drzwi całą dłonią.

Nie było odpowiedzi.

Choć spodziewała się, że drzwi będą zamknięte, spróbowała jednak nacisnąć klamkę. Poddała się bez trudu, pchnęła je zatem, a wtedy rozwarły się raptownie na oścież, tak ostro, że niemal wpadła do wnętrza. Potknęła się o próg i ległaby jak długa na posadzce, gdyby nie schwyciły jej silne ręce.

Skye zabrakło tchu. Jakiś mężczyzna trzymał ją przyciśniętą do szerokiej piersi swego bardzo męskiego ciała. Z bijącym sercem uniosła wzrok. Płomień pojedynczego kinkietu rzucił migotliwe światło na twarz jej wybawcy.

Był nim właściciel zamku we własnej osobie, Morgan Blake, szósty hrabia Hawkhurst.

Skye ponownie zaparło dech na widok jego urody. Wysokie czoło, piękny zarys kości policzkowych, arystokratyczny nos, zmysłowe wargi… A największe wrażenie robiły w tej twarzy czarne łuki brwi nad parą szarych, gniewnych oczu.

Rysy jego wyglądały na surowsze, niż je zapamiętała, może z powodu zmierzwionych i zbyt długich czarnych włosów, a także zarostu kiełkującego na silnie zarysowanych szczękach. Cała twarz była też dużo bardziej wyrazista dzięki wyżłobionym przez ból bruzdom, których wcześniej nie zauważyła.

No jasne, przecież liczył sobie teraz dziesięć lat więcej. Zdążył już poznać mroczną stronę życia, skoro miał ich już trzydzieści cztery.

Przenikliwe oczy tak samo ją jednak urzekały jak przedtem. Gdy skrzyżowały się ich spojrzenia, poczuła, że całe jej ciało ogarnia gorąco.

Może i on odczuł coś zbliżonego, bo odchylił głową brzeg kaptura, odsłaniając jasne, złociste włosy. Ze zmarszczonymi brwiami dotknął jej twarzy, jakby chciał się przekonać, że Skye jest kimś rzeczywistym.

Nawet sobie nie wyobrażała bardziej fascynującej chwili.

Wciąż jeszcze bez tchu, rozchyliła wargi, ale nie zdołała nic powiedzieć i tylko odwzajemniła mu pytające spojrzenie. Wreszcie Hawkhurst zrozumiał, że trzyma ją w objęciach. Odniosła jednak wrażenie, że wcale nie chce jej z nich wypuścić. Zrobił tak dopiero wtedy, gdy dzięki jego pomocy odzyskała równowagę.

Poczuła dotkliwe rozczarowanie, bo jego uścisk był właśnie tak oszałamiający, jak sobie wymarzyła, wcale więc nie chciała, by się skończył. Niezamierzona bliskość ich ciał okazała się czymś o wiele wspanialszym, niż się spodziewała… póki nie dostrzegła w jego drugiej ręce ostrza.

Ściskał w niej jakieś ostre narzędzie o przerażającym wyglądzie i wyglądało na to, że chce je w nią wbić.

Z trudem przełknęła ślinę, ale chwilę później przekonała się, że to tylko nożyk do ostrzenia piór.

– Mi… milordzie… – zdołała z trudem wykrztusić, choć głos miała względnie opanowany – …nie musi się pan przede mną bronić. Nie jestem złodziejką ani morderczynią, bo przecież nie stukałabym wcześniej do pańskich drzwi!

– W takim razie kim? – spytał głosem stanowczym, ale też przyjemnie głębokim.

– Jestem Skye Wilde, krewna pana bliskiej przyjaciółki, lady Isabelli Wilde.

Zmarszczył ostro brwi.

– Czy to Bella panią do mnie przysłała?

– Tak… to znaczy… niezupełnie.

– O co więc chodzi? – spytał zniecierpliwiony.

– Właściwie ona mnie tu nie przysłała, przyjechałam aż z Londynu na własną rękę… – Skye urwała. Gdy ją coś zdenerwowało, zawsze zaczynało brakować jej tchu i mówiła wtedy zbyt pospiesznie. – Proszę mi wybaczyć, milordzie. Nie potrafię się jasno wyrażać, kiedy jakiś dżentelmen patrzy na mnie srogo i grozi mi nożem.

Złagodniał nieco i odjął od niej ostrze.

– Czy pani straciła rozum, żeby jechać w taką burzę?

O mało się nie roześmiała, bo sama też się temu dziwiła.

– Gdy wyjeżdżałam po południu, burzy jeszcze nie było. Nie straciłam wcale rozumu, tylko nie wiem, co począć z pewną sprawą. Czy wolno mi wejść? Potem może pan mnie sobie łajać do woli.

Hawkhurst mruknął coś pod nosem z niechęcią, ale cofnął się, żeby mogła wejść do środka. Kiedy go mijała, wyjrzał na ogarnięty już mrokiem podjazd, niemal niewidoczny w strugach deszczu.

– Gdzie pani powóz?

– Pozwoliłam sobie odesłać go do pańskich stajni. Moim koniom i służbie potrzeba było schronienia. Miałam pewność, że udzieli im pan gościny. Czy można zamknąć drzwi? – dodała możliwie uprzejmym tonem. – Deszcz wpada do środka i zalewa pańską marmurową posadzkę.

Znów zatrzymał na niej wzrok, jakby nie chciał ustąpić wobec jej śmiałości. Zrobił jednak, o co prosiła, i zamknął drzwi, broniąc dostępu burzy, po czym znów zaczął się jej przyglądać.

W przedsionku było teraz ciszej, choć na zewnątrz nadal dudniła głucho ulewa.

Skye uśmiechnęła się do niego.

– Przepraszam, milordzie. Nie zrozumieliśmy się dobrze. Może zacznę od nowa? Jestem lady Skye Wilde i miło mi wreszcie pana spotkać. Słyszał pan może o mnie?

– Owszem, słyszałem.

Nie wyglądał na zachwyconego.

– Sądziłam, że ciotka Bella o mnie wspominała. Jesteśmy w gruncie rzeczy spokrewnione ze sobą.

Znów spojrzał na nią nieufnie i nieco sceptycznie.

– Co pani każe tak myśleć?

– No, cóż… nie jesteśmy właściwie jednej krwi, ale ciotka Bella zna pana od dziesięciu lat. A że jesteście niezwykle zaprzyjaźnieni, czułam się zatem tak, jakbym znała pana osobiście. Zna pan zresztą mojego brata, Quinna Wilde’a, hrabiego Traherne. Nigdy nas sobie oficjalnie nie przedstawiono, ale już się raz widzieliśmy, dawno temu, kiedy był pan z żoną na balu w naszym domu, Tallis Court. To właśnie ja o mało nie spadłam z balustrady, patrząc na gości tańczących w sali poniżej.

Nawet w tym słabym świetle mogła dostrzec, że Hawkhurst sobie to niejasno przypomina.

– Miło mi, że mnie pan zapamiętał – ciągnęła, mówiąc zresztą całkiem szczerze. – Tylko że poza tą krótką chwilą już pan na mnie więcej nie zwracał uwagi.

– Obawiałem się, że mogło pani coś grozić.

Skye poczuła, że pieką ją policzki na samą myśl o tym incydencie. Razem z kuzynką Katharine obserwowała wtedy wytworne towarzystwo z galerii nad salą balową. A gdy niesłychanie wprost przystojny lord Hawkhurst spojrzał w górę i uśmiechnął się do niej, zamarła z wrażenia, przechylając się zanadto przez poręcz. Lord podbiegł ku niej, chcąc ją ratować. Tylko że na szczęście – a może na nieszczęście? – nie pozwolił na upadek i uchronił Skye od katastrofy, chwytając ją mocno za suknię.

Poczuła się niepewnie. Już drugi raz o mało nie padła przed nim jak długa. Co za pech, że okazuje się niezręczna właśnie wobec mężczyzny, na którym chciała zrobić wrażenie.

– Słowo daję, że nie zawsze jestem niezgrabna.

Najwyraźniej jednak Hawkhurst wcale nie miał ochoty roztrząsać tego tematu.

– Co panią do mnie sprowadza w środku burzy, lady Skye?

Był niezbyt uprzejmy, ale mogła mu to wybaczyć. Przybyła przecież całkiem nieoczekiwanie.

– Ciotka napisała dla mnie list polecający i wyjaśniła w nim powód mojej podróży… – Skye pogrzebała w torebce, wyciągnęła z niej złożony list, co nieco już zmięty, i wręczyła go Hawkhurstowi. – Może zechciałby pan to przeczytać?

Złamał wprawdzie pieczęć, lecz ledwo zerknął na treść, bo trudno mu było czytać w słabym świetle. Gdy podszedł do kinkietu, Skye spytała:

– Czy mogłabym się gdzieś ogrzać przy ogniu?

Zawahał się, ale w końcu odparł:

– W moim gabinecie. Proszę za mną.

Poszedł wielkimi krokami przez przedsionek, a ona pospieszyła za nim, podziwiając jego atletyczną sylwetkę. Ubrany był bardzo nieoficjalnie, w koszulę, bufiaste spodnie i buty do konnej jazdy. Strój ten podkreślał jego rozłożyste ramiona, smukłe biodra i muskularne uda. Skye musiała przyznać, że przygląda mu się w sposób trochę zbyt śmiały, ale robił na niej niesłychane wrażenie, o wiele mniej zresztą niewinne niż wtedy, gdy była trzynastolatką. Musiała przyznać, że jej obecność w opustoszałej wiejskiej siedzibie bez odpowiedniej przyzwoitki też jest czymś zbyt śmiałym. Chcąc jednak zdobyć to, czego pragnęła, musiała być śmiała i ryzyko skandalu nie mogło jej powstrzymać. Skandaliczne zaloty należały bowiem w rodzinie Wilde’ów do tradycji, a ona była jej nieodrodną córką.

Gdy szli mrocznym korytarzem, rzucała okiem na mijane pomieszczenia. Zionęło z nich stęchlizną i wilgocią – nic dziwnego, skoro w zamku nie mieszkano od przeszło dziesięciu lat. Meble jednak wciąż okryte były płóciennymi pokrowcami.

– Spodziewałam się, że otworzy mi drzwi ktoś z pana służby.

– Staruszek, który służy tu jako stróż, jest przygłuchy i nie usłyszałby, jak się pani dobija do drzwi.

– Ale pan przyjechał tu przecież już tydzień temu. Sądziłam, że zaczął pan już porządkować zamek.

Odpowiedział na jej uwagę dopiero po kolejnej długiej chwili.

– Jeszcze nie zatrudniłem stałych służących. Kilka kobiet ze wsi przyszło tu dzisiaj, żeby rozpocząć sprzątanie, ale odesłałem je do domów przed burzą, nim zrobiło się zbyt ciemno.

– Postąpił pan bardzo uprzejmie.

Hawkhurst znów mruknął coś lekceważąco pod nosem, nie zatrzymując się.

– Jestem panu bardzo wdzięczna za wpuszczenie mnie do zamku – ciągnęła Skye – choć o mało nie padłam z przerażenia, kiedy przyłożył mi pan nóż do gardła.

– Nie wyglądała pani na zbyt przerażoną.

No i rzeczywiście nie była, tyle że zrozumiała wówczas, z jakim mężczyzną będzie musiała mieć do czynienia.

– Chyba można zrozumieć pańską przesadną reakcję. Przecież nauczono pana podejrzliwości. W końcu był pan agentem Foreign Office przez wiele lat. Od ukończenia studiów, prawda?

Hawkhurst zatrzymał się nagle i zmierzył ją bacznym spojrzeniem.

– Kto pani o tym powiedział?

– Ciotka, rzecz jasna. Uprzedziła mnie też, że jest pan skamieniałym odludkiem. Mógłby pan traktować mnie trochę uprzejmiej choćby ze względu na nią.

Uniósł brwi, słysząc podobną impertynencję, i przyglądał się jej jeszcze dłużej niż przedtem. Najwyraźniej myślał teraz o niej inaczej.

Musiał sobie w końcu zdać sprawę, że próbowała go rozbawić, bo uśmiechnął się lekko.

– Wdziera mi się pani do domu, a potem pozwala sobie mnie upominać?

– Wcale się nie wdarłam – zwróciła mu uwagę. – Pan sam mnie wpuścił.

– Głównie ku memu niezadowoleniu.

W tejże chwili mrok korytarza rozświetliła kolejna błyskawica. Hawkhurst nie zatrzymał się jednak, a Skye wciąż szła tuż za nim.

Przepuścił ją przodem, gdy dotarli do gabinetu. Ku jej wielkiej uldze, ten pokój wyglądał przynajmniej na zamieszkany. Ogień buzował na kominku, a na masywnym biurku stała lampa z opuszczonym nisko abażurem.

– Może pani tu siąść przy ogniu – powiedział, wskazując na głęboki, obity skórą fotel koło paleniska.

Zaproszenie było nieco mrukliwe, ale Skye nie wzięła sobie tego do serca.

– Pozwoli pan, że najpierw zdejmę płaszcz? Strasznie przemarzłam.

Wcale nie kłamała. Płaszcz przemókł na wskroś, a suknia zwilgotniała aż do samego gorsu i była całkiem mokra dołem.

Hawkhurst wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało całkiem jak: „zasłużyła sobie pani na to”, ale podszedł, żeby jej pomóc.

Wyciągnął ręce, żeby zdjąć z niej płaszcz, a oddech Skye przyspieszył wtedy gwałtownie. Pod płaszczem miała na sobie elegancko skrojony strój podróżny z delikatnej wełenki o skośnym splocie. Hawkhurst skierował wzrok ku jej piersiom.

Instynktownie znieruchomiała, gdy przyjrzał się jej z obiektywnym uznaniem. Skye dobrze wiedziała o swojej atrakcyjności, a kobiece walory jej sylwetki robiły wrażenie na mężczyznach. Zazwyczaj to ona miała u swoich stóp wielbicieli wyznających jej uczucie. Nie wiedziała jednak, co myśli albo czuje Hawkhurst.

Natomiast reakcja własnego ciała Skye była jednoznaczna. Nie doznała jeszcze erotycznych doświadczeń, ale intensywna fascynacja, jaką w niej budził, miała jawnie zmysłowy charakter. Było to pożądanie dorosłej już kobiety, a nie uwielbienie młodej dziewczyny. Gdy tylko Hawkhurst się do niej zbliżał, czuła, że cała drży z podniecenia. Nie budził w niej dotąd podobnych odczuć żaden inny mężczyzna.

Bez trudu wyobrażała sobie go teraz jako swego męża, jak to już wiele razy robiła w romantycznych rojeniach przez ostatnie kilka miesięcy. Gdyby nim jednak został, mogłaby teraz zdjąć z siebie suknię, zamiast stać, trzęsąc się z zimna, bo kleiła się jej do ciała. Rozebrałaby się wówczas do koszuli i rzuciła w jego ramiona. Obnażyłaby przed nim całe swoje przemarznięte ciało i odczuła ciepło jego własnego…

Kuszący obraz rozwiał się, gdy Hawkhurst rozwiesił jej mokry płaszcz przed kominkiem, a potem bez jednego słowa podszedł do biurka.

Ściągając mokre rękawiczki, mogłaby przysiąc, że nie był zadowolony z jej obecności w swoim domu. Powinno ją to było onieśmielić. Każda normalna młoda dama zareagowałaby podobnie. Ale żaden mężczyzna nie działał na nią tak mocno, mimo że nawykła do przestawania z członkami własnej rodziny, mężczyznami pełnymi siły i determinacji.

Zazwyczaj potrafiła ich sobie podporządkować, przemawiając im do rozsądku. Czuła jednak, że w tym przypadku trzeba czegoś dużo silniejszego niż rozsądek. Zaczęła się obawiać, że to zadanie ją przerośnie. Jeśli jednak lord Hawkhurst chciał mieć żonę, to ona, jak uznała, też może nią zostać! Chciała się przynajmniej przekonać, czy pasowaliby do siebie. Niezależnie od swoich romantycznych nadziei, pragnęła bohatera – a Hawkhurst z pewnością nim był.

Nabrała tchu i zebrała całą swoją odwagę. Skoro już zdołała znaleźć się w jego domu, to powinna skorzystać ze zdobytej sposobności.

– Czy nie zechciałby pan przeczytać listu ciotki, milordzie? – spytała.

Usłuchał jej. Podkręcił knot w lampie na biurku, a potem przysunął kartkę do światła. Wtedy dopiero dostrzegła ślady po oparzeniach na wierzchu jego dłoni.

Zaczęło ją dławić w gardle. Hawkhurst był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała, ale też najbardziej poznaczonym bliznami. I to nie tylko w widocznych miejscach, jeśli dokładnie ją poinformowano. Rzucił się przecież w ogień, żeby ratować żonę i synka, zresztą daremnie. Po tej tragedii dobrowolnie wyjechał z kraju, osiadł na dalekiej wyspie nad Morzem Śródziemnym i całe dziesięć lat życia poświęcił niebezpiecznym działaniom, nie dbając wcale, czy wyjdzie z nich żywy.

Serce się jej ścisnęło na myśl o tym. Może było ono zbyt czułe, ale jako najmłodsza z Wilde’ów uchodziła powszechnie za osobę wrażliwą. Tylko że zarazem za najbardziej przewrotną.

Skarciła się w duchu za to, że obserwuje jego poparzone ręce, i zajęła sie rozwieszaniem rękawiczek nad paleniskiem. Potem siadła głębiej w fotelu i zaczęła wyciągać szpilki z fryzury, by rozpuszczone włosy prędzej wyschły.

Gdy Hawkhurst czytał list, w pokoju panowała głucha cisza. Mącił ją tylko odgłos deszczu bębniącego w okiennice i od czasu do czasu potrzaskiwanie polan w kominku.

Kiedy sięgnął z roztargnieniem po prawie już pusty kieliszek, Skye zauważyła na wpół opróżnioną kryształową karafkę wypełnioną czymś, co wyglądało na brandy. Najwyraźniej hrabia nie był trzeźwy, co częściowo wyjaśniało jego posępny nastrój.

Nic dziwnego, że siedział tutaj sam, zatopiony w rozmyślaniach. Z nią byłoby tak samo, gdyby musiała wciąż mieć do czynienia z widmami zmarłej rodziny, jak on, który przybył do zamku po dziesięciu latach nieobecności.

Właśnie zamek kazał Skye zwątpić, czy hrabia mógłby być jej idealną parą. Według teorii jej kuzynki, pięcioro kuzynów Wilde – Ashton, Quinn, Jack, Katharine i Skye – mogło znaleźć prawdziwą miłość na wzór legendarnych kochanków znanych z historii lub literatury.

Skye żywiła nadzieję, że jej romans winien się wzorować na francuskiej baśni napisanej blisko sto lat wcześniej. Piękna młoda dama uwalniała w niej od czaru Bestię kryjącą się samotnie w głębi pałacu.

Rzecz jasna, lord Hawkhurst nie był bynajmniej bestią w dosłownym znaczeniu, ale jego uparte odosobnienie upodabniało go do niej. A ten ponury zamek, jak pomyślała Skye nie bez dreszczu lęku, mógł odgrywać rolę jej legowiska.

Hawkhurst spojrzał ku niej znad listu, gdy przeczesywała sobie włosy palcami. Zatrzymał na nich wzrok, a potem powiedział dość cierpkim tonem:

– W liście Isabelli wcale nie ma wyjaśnienia, o którym pani wspominała. Napisała jedynie, że ma pani do mnie jakąś prośbę. Czego więc sobie pani życzy, lady Skye?

Zawahała się, wiedząc, że musi ostrożnie dobierać słowa. Oczywiście nie mogła mu wyjawić prawdziwego powodu, bo pomyślałby, że celowo się wkradła do jego domu. Musiało to pozostać sekretem. Miała jednak na podorędziu całkowicie odmienną wymówkę.

– Chciałabym, żeby pan kogoś odnalazł.

– Kogo?

– Zaginioną ukochaną mojego stryja.

Hawkhurst najwyraźniej w to wątpił.

– Dlaczego, do licha, sądzi pani, że mógłbym w tym pomóc?

– Bo ma pan doświadczenie w rozwikływaniu tajemnic i odnajdywaniu zagubionych osób. Gdy berberyjski szejk uprowadził niegdyś lady Isabellę i ukrył ją w górach koło Algieru, odszukał ją pan i uratował, za co jest niesłychanie wdzięczna.

Gdy hrabia milczał, Skye dodał:

– Wynagrodziłabym pana bardzo hojnie.

Nie było to właściwe pociągnięcie, bo Hawkhurst pokręcił przecząco głową.

– Moje usługi nie są na sprzedaż.

– W takim razie niech pan to zrobi z życzliwości dla mojej ciotki.

Najwyraźniej i to również nie skłoniło go do ustępstwa.

Skye westchnęła z desperacją:

– Przecież jest pan bohaterem, lordzie Hawkhurst. Powinien mi pan z chęcią pomóc.

Odparł ze szczerym rozbawieniem:

– Wcale nie jestem bohaterem.

– Ależ tak! A prócz tego członkiem tajnego stowarzyszenia bohaterów zwanego Strażnikami Miecza. W dodatku najsłynniejszym ze wszystkich.

Hawkhurst nie dał wprawdzie niczego poznać po sobie, ale sądząc z jego tonu, nie był wcale rad, że Skye tak wiele o nim wie.

– Spodziewałem się po Belli większej dyskrecji.

– Niesłusznie ją pan oskarża. Nie dawałam jej spokoju, póki mi wszystkiego nie zdradziła.

Skye nie kłamała. Wyciągnęła z niej wszystko, co tylko Isabella o nim wiedziała. Od dawna bowiem znała dobrze Strażników, z którymi zetknęła się za pośrednictwem pierwszego męża, hiszpańskiego szlachcica. A że znała też Hawkhursta, i to przez całe ostatnie dziesięć lat, uważała się wręcz za coś w rodzaju jego starszej siostry i bardzo pragnęła jego szczęścia.

– Proszę się nie bać – dodała pospiesznie Skye. – Wyjawiła mi tylko nazwę waszej ligi agentów i to, że działa ona jako tajna komórka Foreign Office. Wiem też jednak, że jest pan człowiekiem honoru, niezwykle bystrym i pełnym zdolności przywódczych. Wcześniej był pan oddanym mężem i ojcem, a potem ryzykował niezliczoną ilość razy życiem i uratował wiele osób.

Hawkhurst niemalże burknął w odpowiedzi:

– Ale to nie wystarczy, żebym mógł spełnić pani prośbę.

Skye spojrzała na niego zgnębiona. Nie chciała zgodzić się na porażkę, zwłaszcza wtedy, gdy tak bardzo pragnęła działać. Może kariera szpiegowska Hawkhursta pozostawała tajemnicą, ale ciotka o innych jego sprawach mówiła całkiem otwarcie. Hawkhurst zamierzał wkrótce ożenić się z młodą krewną swego zwierzchnika i mentora. Było to pozbawione uczucia małżeństwo z rozsądku, zawierane tylko z przyczyn politycznych.

Wprawdzie nie zaczął się jeszcze starać o tę dziewczynę i dopiero zamierzał doprowadzić dom do porządku na przyjęcie panny młodej. Skye miała jednak niewiele czasu, by się przekonać, czy oboje są dla siebie stworzeni – a gdyby tak istotnie było, musiałaby w jakiś sposób zapobiec jego ślubowi z inną kobietą.

Nigdy się jednak nie cofała przed wyzwaniami.

Pohamowała więc rozczarowanie i zaprezentowała Hawkhurstowi najbardziej triumfalny ze swoich uśmiechów.

– Proszę mnie tylko wysłuchać, milordzie. Chyba może pan się na to zdobyć, zważywszy na przyjaźń z moją ciotką.

Hawkhurst siadł wygodniej w fotelu i skrzyżował ręce na piersi.

– No, dobrze. Daję pani pięć minut.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: