Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tomek w krainie kangurów. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tomek w krainie kangurów. Tom 1 - ebook

Akcja "Tomka w krainie kangurów" zaczyna się w 1902 roku, kiedy Polska znajduje się pod zaborami. Tomek Wilmowski, syn rewolucjonisty, uczeń warszawskiego gimnazjum, opór przeciwko caratowi ma właściwie we krwi. Opiekunowie bojąc się o niego, korzystają z nadarzającej się okazji i wysyłają Tomka do ojca przebywającego na emigracji. Obaj mają udać się na łowy do Australii. I tu nasz bohater przeżywa niecodzienne przygody w scenerii egzotycznej przyrody. A wszystko to jest opisane ciekawie i z pasją.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0994-2
Rozmiar pliku: 6,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zemsta

Lada chwila miał rozbrzmieć dzwonek na koniec przerwy pomiędzy lekcjami. Korytarz z wolna pustoszał, uczniowie znikali w klasach, cisza ogarniała szkolne mury. Jeszcze tylko grupka czwartoklasistów kręciła się w pobliżu głównych schodów i drzwi pokoju nauczycielskiego. W miarę jak zbliżał się koniec pauzy, nieśmiała nadzieja zaczynała kiełkować w sercach myszkujących po korytarzu chłopców. Krasawcewa, nauczyciela geografii, nie było dotąd ani w kancelarii, ani w pokoju nauczycielskim. Może więc zachorował i nie przyjdzie w ogóle do szkoły? A może szczęśliwy los zdarzy, że przynajmniej się spóźni, jak mu się to często przytrafiało?

W grupce szeptem rozmawiającej na korytarzu rej wodził Tomek Wilmowski, dobrze zbudowany blondyn, który z ożywieniem pocieszał swych zdenerwowanych kolegów:

– Mówię wam, że Piły nie ma w budzie. Stwierdziłem sam i ręczę za to. Może jego gospodyni, wychodząc na miasto po sprawunki, przez zapomnienie zamknęła drzwi na klucz? To by była heca! Wyobrażacie sobie Piłę, jak z notesem w ręku miota się bezsilnie po mieszkaniu? Och, gdybym to mógł zobaczyć!

Twarze chłopców rozjaśniły się na samą myśl o takiej wspaniałej możliwości. Trudno się nawet było dziwić, że snute przez Tomka domysły napawały jego kolegów nadzieją i radością. Zaledwie niecałe trzy tygodnie dzieliły ich od wakacji letnich, a tymczasem Krasawcew, czy też jak go uczniowie nazywali – Piła, zapowiedział, że przed swym przyspieszonym wyjazdem do Rosji pozostawi „polskim buntowszczykom” taką pamiątkę, iż popamiętają go przez cały następny rok „zimowania” w tej samej klasie. Mogło to tylko oznaczać zaostrzenie kursu dyrekcji gimnazjum względem czwartoklasistów.

Domysły te nie były pozbawione podstaw. Mianowany przed kilkoma miesiącami dyrektor gimnazjum, Rosjanin Mielnikow, z niesłychaną surowością wymagał od swych wychowanków ślepego posłuszeństwa i przywiązania do carskiej Rosji. Niezwykła ta opowieść rozpoczyna się bowiem w roku tysiąc dziewięćset drugim, gdy znaczna część Polski znajdowała się pod zaborem rosyjskim. Znienawidzony przez uczniów nowy dyrektor wykazywał szczególną gorliwość w dziele rusyfikowania polskiej młodzieży. Mało mu było tego, że wszystkie lekcje prowadzono wówczas w języku rosyjskim. Mielnikow, a pod jego wpływem i niektórzy nauczyciele pilnie przestrzegali, aby uczniowie w szkole w ogóle nie rozmawiali po polsku. Dyrektor wiele czasu poświęcał również badaniu stosunków panujących w rodzinach swych wychowanków. Na każdym kroku węszył nieprzychylność do carskiej Rosji, co w szkole znajdowało odbicie w ujemnej ocenie postępów w nauce.

Wkrótce po objęciu stanowiska Mielnikow zwrócił uwagę na czwartą klasę. Jego zdaniem brak w niej było „rosyjskiego ducha”. Czwartoklasiści nie wykazywali należytej gorliwości w nauce historii Rosji, większość z nich miała złą wymowę rosyjską i, jak twierdzili podstawieni donosiciele, między sobą rozmawiała po polsku. Dyrektor, mocno zaniepokojony tymi faktami, zasięgnął informacji u policji i stwierdził, iż rodzice niektórych uczniów notowani byli w kartotekach jako politycznie podejrzani. Wtedy to nie namyślając się wiele, postanowił rozbić „gniazdo małych os” i wydał odpowiednie instrukcje swemu zaufanemu podwładnemu, nauczycielowi geografii, sześćdziesięcioletniemu Krasawcewowi.

Mielnikow sprowadził go do Warszawy na miejsce poprzedniego nauczyciela, który uległ poważnemu wypadkowi i ustąpił ze stanowiska. Krasawcew był zgorzkniałym człowiekiem, często szukającym zapomnienia w alkoholu. Stąd też w szkole bywał niezwykle roztargniony, a całą swoją uwagę skupiał przeważnie na wypełnianiu specjalnych zarządzeń Mielnikowa. Aby móc je dokładnie wykonać, ważniejsze uwagi przełożonego zapisywał w notesie, do którego stale zaglądał podczas lekcji.

Uczniowie doskonale wyczuwali nastawienie dyrektora oraz jego poplecznika, toteż niedwuznaczna, pełna groźby zapowiedź Krasawcewa napełniała ich obawą przed tą ostatnią w roku szkolnym lekcją geografii.

Terkot dzwonka rozbrzmiewał na korytarzach. Czwartoklasiści odetchnęli z ulgą. Teraz weszli do klasy, skąd przez uchylone drzwi obserwowali nauczycieli podążających na lekcje. Krasawcew nie nadchodził.

Ale w tejże chwili Jurek Tymowski, ukryty za filarem na korytarzu przy schodach, zaczął dawać ręką niepokojące znaki. Wykonywał ruch, jakby trzymał rączkę piły tnącej drzewo. Tomek Wilmowski natychmiast zrozumiał umówione hasło.

– A niech to licho porwie! Jednak Piła przyszedł do budy! – zawołał do przyczajonych za nim kolegów.

Jurek Tymowski wsunął się do klasy. Zrezygnowany machnął ręką, mówiąc:

– Piła jest już na schodach. Po drodze rozpina płaszcz i sapie niemiłosiernie… Ha, że też w taki piękny, słoneczny dzień czyha na człowieka sromotna klęska…

– Może nie będzie tak źle. Najważniejsze, nie trać ducha – szepnął Tomek, ściskając łokieć przyjaciela.

Podnieceni chłopcy zajmowali miejsca w ławkach. Wyjątkiem wśród nich był prymus klasy, Pawluk, podchlebiający się na każdym kroku nauczycielom, a nawet często szpiegujący swych towarzyszy. Teraz nie okazywał jakiejkolwiek obawy. Siedział wyprostowany i spoglądał ze złośliwym zadowoleniem na mocno zaniepokojonych kolegów.

Tomek Wilmowski zdenerwowany zajął miejsce obok Jurka Tymowskiego. Właściwie nie miał powodów do obaw o siebie. Uczył się doskonale, a geografia była jego ulubionym przedmiotem. Gdyby wśród nauczycieli nie miał opinii „polskiego buntowszczyka”, na pewno byłby prymusem. Dzisiaj lękał się jedynie o swego przyjaciela, któremu z całą pewnością zagrażało niebezpieczeństwo. W szkole wszyscy wiedzieli, że ojciec Jurka miał niedawno kłopoty z żandarmami. Pan Tymowski był instruktorem jazdy konnej w ujeżdżalni przy ulicy Litewskiej, gdzie, jak podejrzewała policja, odbywały się tajne schadzki Polaków spiskujących przeciwko carskiej Rosji. Z tego powodu Mielnikow niejednokrotnie już szkodził Jurkowi; nie ulegało wątpliwości, że polecił go „opiece” Krasawcewa. Tomek zaś przyjaźnił się z Jurkiem i bardzo lubił pana Tymowskiego. Dzięki jego życzliwości korzystał w ujeżdżalni z pewnych przywilejów. W wolnych chwilach Tymowski ćwiczył obu chłopców w jeździe konnej. Według zapewnień instruktora Tomek trzymał się już na wierzchowcu bardzo dobrze. Chłopiec był z tego nadzwyczaj dumny. Skromne warunki materialne jego opiekunów nie pozwalały mu na zbyt wiele rozrywek. Bezpłatna nauka jazdy konnej była dla niego z wielu względów dużą przyjemnością. Tomek z niepokojem rozmyślał teraz, ile kłopotu i zmartwienia sprawi Jurek ojcu, jeżeli nie otrzyma promocji.

Krasawcew z dziennikiem szkolnym pod pachą wkroczył do klasy. Zaraz też można było poznać, że tego dnia jest w nie najlepszym humorze. Szurając nogami, usiadł przy biurku, rozłożył dziennik i mamrocząc coś do siebie, nerwowymi ruchami zaczął przeszukiwać kieszenie. Nie znajdował w nich tego, czego szukał, marszczył więc coraz gniewniej czoło.

Jurek Tymowski, widząc to, pochylił się w stronę Tomka.

– A to ci dopiero będzie sądny dzień! Piła pewno znów zapomniał zabrać z domu okulary… – szepnął.

– Dobrze mu tak! – również szeptem odparł Tomek. – A może i notesu nie przyniósł dzisiaj…

Nadzieje chłopców spełniły się jednak tylko połowicznie; w tej właśnie chwili nauczyciel wydobył z kieszeni notes, położył go przed sobą i rozgniewany wzruszył ramionami – okularów nie znalazł. Przez jakiś czas szperał w notatniku, po czym zakrzywionym palcem zaczął wodzić po otwartym dzienniku, leżącym przed nim na stole.

Rozpoczęła się lekcja; Krasawcew co chwila wywoływał któregoś z uczniów na środek klasy. Zadawał jedno lub dwa podchwytliwe pytania, a następnie wpisywał stopień do dziennika. Oceny były bardzo surowe.

Tomek i Jurek w lot się zorientowali, że nauczyciel wywołuje specjalnie tych chłopców, których rodziców podejrzewano o nieprzychylność względem Rosji. Jurek siedział posępny, z opuszczoną na piersi głową. Tomek z niepokojem spoglądał na drzwi, wiodące na korytarz.

„Może już niedługo do dzwonka na koniec lekcji? – rozmyślał. – Co się stanie, jeśli Jurek teraz oberwie dwóję z geografii?!”

Sytuacja Jurka Tymowskiego naprawdę nie była godna pozazdroszczenia. Przecież i tak ze wszystkich przedmiotów otrzymywał zazwyczaj gorsze stopnie, nie mogąc opanować należycie akcentu w języku rosyjskim.

Krasawcew głęboko pochylony nad dziennikiem wciąż wodził po nim palcem; obecnie zatrzymywał go niemal wyłącznie przy nazwiskach rozpoczynających się od końcowych liter alfabetu. Przed chwilą wywołał do odpowiedzi Tatarkiewicza.

– Taka wsypa i to akurat przy końcu roku – szepnął Jurek. – Czuję, że pójdę następny…

– Zaraz powinien być dzwonek, może nie zdąży… – pocieszył go Tomek, chociaż sam nie wierzył już w szczęśliwe zakończenie lekcji.

Mimo woli spojrzał na nauczyciela. Właśnie wpisywał stopień Tatarkiewiczowi, niemal dotykając nosem dziennika. To nasunęło Tomkowi szaleńczy pomysł. Nauczyciel chorował na oczy, z tego też powodu niedowidział, a dzisiaj, szczęśliwym zdarzeniem losu, nie miał okularów i całą jego uwagę pochłaniał dziennik, w którym z takim zapałem stawiał złe noty.

„Trzeba ratować Jurka za wszelką cenę, choćby przez wzgląd na jego ojca z determinacją – pomyślał Tomek. – Niech się dzieje, co chce! Raz kozie śmierć!”

Krasawcew, w dalszym ciągu nie podnosząc głowy znad dziennika, zawołał:

– Tymowski!

– Siadaj! – syknął Tomek i zdobywając się na jak największy spokój, wyszedł zamiast Jurka na środek klasy.

Uczniowie zaciekawieni poruszyli się w ławkach, a potem zamarli w bezruchu. Zaległa grobowa cisza.

Widać było, że Krasawcew szykuje się do zadania śmiertelnego ciosu. Ze złośliwym uśmiechem na twarzy zastanawiał się przez chwilę, jakim pytaniem ma pogrążyć nielubianego przez dyrektora ucznia, po czym nie podnosząc ani nie odwracając głowy, mruknął:

– No, powiedz, jaki jest najdłuższy na Ziemi łańcuch wysp?

Przytomny, zawsze opanowany w niebezpiecznych chwilach Tomek dzielnie zwalczył drżenie głosu. Naśladując sposób mówienia Jurka, odparł:

– Najdłuższy na Ziemi archipelag tworzą Wyspy Japońskie. Towarzyszy on wschodnim wybrzeżom Azji, zamykając razem z Archipelagiem Malajskim cztery wielkie morza przybrzeżne: Ochockie, Japońskie, Żółte i Wschodniochińskie. Japonia obejmuje pięć większych wysp i około sześciuset mniejszych. Cztery z nich stanowią Japonię właściwą. Wyspy Japońskie tworzą ostatni stopień lądu w stronę Oceanu Spokojnego, dlatego Japończycy nazywają swoją ojczyznę „Krajem wschodzącego słońca”.

Nauczyciel drgnął, niemile zaskoczony płynną, celującą odpowiedzią; zaraz też zadał drugie pytanie.

– Wymień najważniejsze wulkany Meksyku!

– Najważniejszymi wulkanami Meksyku są: Orizaba wysokości pięciu tysięcy pięćdziesięciu metrów i Popocatepetl, czyli Popo, mający wysokość pięciu tysięcy czterystu pięćdziesięciu metrów. Zamykają one Wyżynę Meksykańską od południa i nadają jej krajobrazowi swoiste piękno.

Krasawcew głośno zasapał ze zdenerwowania. Druga odpowiedź była równie doskonała jak pierwsza. Zastanowił się dłuższą chwilę, w końcu zapytał podstępnie:

– Hm, powiedz ty mi, co uważasz za największe osiągnięcie świata w ostatnim dziesięcioleciu?

Tomek od razu wyczuł pułapkę. Cokolwiek odpowie, to Krasawcew i tak będzie mógł mu zaprzeczyć.

„Trzeba użyć fortelu, żeby zagiąć Piłę” – pomyślał. Zaraz też przypomniał sobie artykuł w gazecie czytany kilka dni temu przez wujka i spokojnie odpowiedział:

– Największym osiągnięciem cywilizowanego świata w ostatnim dziesięcioleciu było bez wątpienia rozpoczęcie budowy przez Rosję Kolei transsyberyjskiej. Długość linii od Moskwy do Władywostoku wyniesie osiem tysięcy kilometrów. Tym samym będzie ona jedną z najdłuższych kolei na świecie.

Krasawcew siedział w bezruchu jak rażony gromem. Skąd ten syn wywrotowca mógł odgadnąć, o co mu chodziło? Przecież w żadnym razie nie wypadało teraz zaprzeczyć. I choć stary, zapijaczony belfer nie wahał się stawiać złych not na polecenie dyrektora, to jednak celujące odpowiedzi słabego dotąd ucznia wzbudziły w nim uznanie. Nie, tego chłopaka nie mógł oblać mimo najszczerszych chęci.

„A czort z nim! Przecież jeden taki smyk nie może zaszkodzić potężnemu carowi” – pomyślał. Głośno zaś mruknął:

– Hm, masz szczęście, przygotowałeś się do repetycji… Poprawiłeś nawet nieco swój akcent. Wierzę, że mógłbyś znać geografię tak jak ten nicpoń Wilmowski, no, wracaj do ławki.

Tylko niezwykłość sytuacji powstrzymała Tomka od wybuchnięcia śmiechem. Krasawcew szybko postawił dobry stopień w dzienniku, a tymczasem wszyscy uczniowie chichotali już w najlepsze.

Naraz stała się rzecz straszna. Oto prymus Pawluk podniósł się szybko i zawołał:

– Panie profesorze, przecież to nie jest Tymowski!

Tomek zatrzymał się i przybladł. Wprawdzie w tym momencie Jurek siedzący w ławce tuż za Pawlukiem pociągnął go mocno za ucho, lecz było już za późno. Nauczyciel uniósł głowę znad dziennika. Spojrzał na Tomka. Nie był jednak pewny, czy go wzrok nie myli.

– Podejdź do mnie bliżej – powiedział.

Tomek przysunął się o dwa małe kroki.

– Jeszcze bliżej – mruknął Krasawcew, mocno mrużąc oczy.

Tomek stanął przy samej katedrze.

– Co to znaczy, Wilmowski? – groźnie zapytał nauczyciel, spoglądając na chłopca. – Przecież wywołałem do odpowiedzi Tymowskiego!

– Niemożliwe, panie profesorze! Słyszałem wyraźnie moje nazwisko – odparł Tomek, obawiając się, czy głośne bicie serca nie zdradzi go przed nauczycielem.

– Głupstwa pleciesz! Wywołałem do tablicy Tymowskiego – oburzył się Krasawcew.

Pawluk chciał się odezwać, lecz Jurek pociągnął go za bluzę mundurka, szepcząc: „Spierzemy cię na kwaśne jabłko, jeśli piśniesz choć jedno słowo, lizusie!”.

Niepewny siebie Krasawcew mierzył Tomka podejrzliwym wzrokiem. Może jednak przypadkowo pomylił nazwiska? Zastanawiał się, czy nie warto by przeprowadzić śledztwa.

– Bardzo przepraszam pana profesora, jeśli się przesłyszałem – Tomek zmienił taktykę obrony. – Tak bardzo chciałem odpowiadać jeszcze przed końcem roku… Zapewne ja się mylę, bo przecież pan profesor mylić się nie może.

Pod wpływem nieoczekiwanego pochlebstwa Krasawcew rozchmurzył się nieco. Wilmowski był doskonałym geografem, dlatego też zawsze wywoływał go do odpowiedzi podczas wizytacji. Zgorzkniały profesor miał mimo wszystko słabość do wesołego i roztropnego chłopca. Spojrzał więc na leżący na biurku zegarek. Zaraz powinien być dzwonek. Postanowił jeszcze przepytać Tymowskiego, przy którego nazwisku figurowała w jego notesie duża, czerwona kropka.

– No, Wilmowski! Uważaj ty lepiej na drugi raz, żebyś źle nie wylądował – powiedział surowym głosem.

Tomek odetchnął głęboko, jak człowiek wypływający na powierzchnię po długim przebywaniu pod wodą; zaraz poprawił mu się humor. Lada chwila odezwie się dzwonek i Jurek będzie uratowany. Dla zyskania na czasie ukłonił się nisko nauczycielowi. Udając wielką skruchę, powiedział:

– Tak mi przykro, proszę pana profesora, że sprawiłem niepotrzebnie tyle zamieszania. Serdecznie dziękuję za wybaczenie mi pomyłki. Jeszcze raz bardzo przepraszam pana profesora.

– No, dobrze już, dobrze, Wilmowski – burczał Krasawcew. – Wracaj na miejsce. Tymowski, do tablicy!

Zanim jednak Jurek zdążył podejść do katedry, na korytarzu ostro zaterkotał dzwonek. Krasawcew momentalnie zapomniał o uczniu. Tego dnia musiał jeszcze odbyć wizyty pożegnalne przed wyjazdem na wakacje do Rosji. Szybko więc schował zegarek oraz notes do kieszeni i zatrzasnął dziennik. Mrucząc coś pod nosem, wybiegł z klasy.

– Uratowałeś mnie – szepnął Jurek do Tomka.

Wyszli razem na korytarz. Natychmiast otoczyli ich koledzy. Wszyscy winszowali Tomkowi odwagi i przytomności umysłu. Oczywiście byli mocno oburzeni zachowaniem się Pawluka. Proponowali zaraz dać „koca” lizusowi, lecz Tomek przerwał dyskusję, mówiąc:

– Nie zgadzam się na żadne bójki. Na pewno wyrzuciliby nas z budy i to tuż przed końcem roku. Pawluk tylko mnie chciał dopiec za to, że uczę się lepiej od niego. To sprawa między nami dwoma. Bądźcie spokojni, zemszczę się na nim, ale na razie to tajemnica. Zobaczycie, jak mu za to odpłacę!

Rozległ się dzwonek na nową lekcję. Uczniowie powrócili do klasy. Ku ogólnemu zdziwieniu Tomek rozpoczął rozmowę z Pawlukiem, jak gdyby między nimi nie zaszło nic nadzwyczajnego. Przestraszony początkowo prymus rozruszał się, widząc wesołość kolegi.

Tomek był naprawdę w doskonałym humorze. Z całkowitym spokojem oczekiwał na rozpoczęcie lekcji historii. Zapowiedziane przybycie inspektora odsuwało od niego i Jurka wszelkie niebezpieczeństwo. Przecież właśnie oporne przyswajanie przez uczniów historii Rosji budziło zastrzeżenia dyrektora szkoły. Nawet taki uczeń jak Tomek wolał nieraz oberwać dwóję, niż na przykład wyliczyć z pamięci poczet, znienawidzonej przez Polaków, panującej rodziny carskiej. Jasne więc było, że nauczyciel historii nie dopuści do kompromitacji przy inspektorze. Tomek był pewny, iż z tego powodu do odpowiedzi będzie wywołany oficjalny prymus klasy – Pawluk. W związku z tym obmyślił pewien plan zemsty i wesoło rozmawiał z lizusem, aby uśpić jego czujność.

Wtem otworzyły się drzwi klasy; wszedł nauczyciel historii w towarzystwie inspektora. Gdy tylko chłopcy usiedli po przywitaniu napuszonego Rosjanina, Tomek natychmiast wydobył z tornistra tekturowe pudełeczko. Ostrożnie uchylił podziurawioną szpilką przykrywkę. Na jego twarzy ukazał się szelmowski uśmiech. Olbrzymi chrząszcz jelonek – schwytany trzy dni temu podczas wycieczki z wujostwem za miasto – nic nie stracił ze swej żywotności mimo uciążliwej niewoli. Zaledwie Tomek uniósł wieczko pudełka, owad zaraz wysunął swe ogromnie rozwinięte żuwaczki, usiłując odzyskać wolność. Tomek wepchnął chrząszcza z powrotem do pudełeczka, po czym wsunął je do kieszeni.

Na pozór lekcja odbywała się tak jak w każdy zwykły dzień szkolny. Najpierw nauczyciel obszernie wyjaśnił nowy, ostatni w tym roku, fragment historii Rosji, nie zaglądając nawet do książki. Następnie, czego zazwyczaj nie czynił, zaczął przypominać chłopcom, jakie okresy już omówili; skończył dopiero wtedy, gdy inspektor spoglądając na zegarek, oświadczył, że pragnąłby jeszcze przysłuchać się odpowiedzi któregoś z uczniów.

Był to znak dla Tomka. Zaledwie nauczyciel pochylił się nad dziennikiem, niby to zastanawiając się, kogo wywołać do lekcji, Tomek szybko wydobył z kieszeni pudełko. Przysunąwszy je do pleców Pawluka, uchylił wieczko. Wielki chrząszcz natychmiast skorzystał z upragnionej okazji; znalazł się na kołnierzu mundurka prymusa akurat w chwili, gdy nauczyciel wywołał go na środek klasy.

Pawluk zatrzymał się przed katedrą. Uniżenie ukłonił się inspektorowi i nauczycielowi. Na wszystkie pytania odpowiadał z niezwykłą płynnością, jakby czytał z książki. Teraz powtarzał bezbłędnie nową lekcję, stojąc wyprostowany jak struna. Nauczyciel z triumfującym uśmiechem spoglądał na wyraźnie zadowolonego inspektora.

Tomek, obserwując sukces nielubianego kolegi, przeżywał prawdziwą burzę niepokoju.

„Co się stało z chrząszczem? – rozmyślał. – Lizus boi się wszelkich owadów. Co by to była za wspaniała zemsta, gdyby przestraszył się chrząszcza teraz, w czasie popisowego recytowania lekcji!”

Chrząszcz jednak, nieczuły na prośby i zaklęcia Tomka, w dalszym ciągu nie dawał znaku życia. Gdy w końcu Tomek zaczął czynić sobie wyrzuty, iż zupełnie niepotrzebnie trudził się zbieraniem pożywienia dla niewdzięcznego owada – Pawluk naraz poruszył niecierpliwie głową.

Nadzieja wstąpiła w serce Tomka. Pawluk po raz drugi wstrząsnął głową, po czym przesunął dłonią po karku. Teraz wymarzone przez Tomka zdarzenia potoczyły się z szybkością spadającej lawiny. Oto Pawluk nerwowym ruchem cofnął dłoń i zaledwie ujrzał w niej chrząszcza, wrzasnął przeraźliwie, odruchowo wstrząsając ręką. Potężny chrząszcz uderzył w twarz inspektora, który podskoczył jak oparzony.

Wybuchła straszliwa awantura. Nauczyciel, nie mniej przestraszony od inspektora, ostro skarcił Pawluka i udzielił mu nagany. Z kolei giął się w ukłonach, przepraszając rozindyczonego zwierzchnika. Oczywiście był to już koniec lekcji, ponieważ zagniewany dygnitarz zaraz wyszedł z klasy, a za nim podążył wzburzony nauczyciel.

Po raz drugi tego dnia Tomek, pusząc się jak paw, przyjmował gratulacje od rozentuzjazmowanych przyjaciół. Oto za jednym zamachem zemścił się na podłym lizusie i dokuczył nauczycielowi, którego nadmierna gorliwość narażała go w domu na największe przykrości.

Po zakończeniu lekcji uradowani Tomek i Jurek razem wyszli ze szkoły.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: