Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Układanka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Układanka - ebook

Obojętność i pasja, lojalność i zdrada, miłość i morderstwo – to wszystko znajdziecie w Układance.

Natalia Nowak-Lewandowska udowodniła, że w pisaniu kryminałów jest tak samo dobra jak w pisaniu powieści obyczajowych. Jej Układanka intryguje, zachwyca i pochłania czytelnika, wzbudzając apetyt na więcej. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

Hanna Greń,

pisarka

Natalia Nowak-Lewandowska stworzyła doskonały kryminał, który od pierwszych stron wciąga jak wir, a powietrze pozwala zaczerpnąć dopiero na ostatniej stronie. Świetnie wykreowane postacie, ogrom emocji, zabójcza zagadka i napięcie wypełniające czytelnika od stóp do głów – oto nowa odsłona Natalii Nowak-Lewandowskiej. Wirtuozi polskiego kryminału – róbcie dodatkowe miejsce obok siebie!

Ania Makieła,

W Lesie Murckowskim przypadkowy spacerowicz znajduje kości. Eksperci potwierdzają, że są to ludzkie zwłoki. Rozpoczyna się pierwsze śledztwo Julianny Różańskiej, dziennikarki lokalnej gazety, która ma za sobą trudną przeszłość − uzależnienie od narkotyków i śmierć ukochanego. Jakub – jej brat bliźniak - jest policjantem, dzięki czemu Julianna zawsze pierwsza otrzymuje informacje o ciekawych zdarzeniach w ich regionie.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7674-795-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dźwięk dzwonka telefonu przerwał awanturę. Kamila spojrzała z niechęcią na wyświetlacz. To nie był dobry moment na rozmowę z przyjaciółką. Zdecydowanym ruchem odrzuciła połączenie. Nie teraz!

Adam spojrzał wrogo na żonę.

– Dlaczego nie odbierzesz? – zapytał zaczepnie. – Śmiało, mną się nie musisz przejmować!

– Och, daj już spokój! – Kamila była zmęczona. Chciała spakować najpotrzebniejsze rzeczy, wyjść z domu i choć przez chwilę nie myśleć o niczym. Wyciszyć się, a następnie zastanowić, co dalej. Czuła, że jeśli zostanie tu choćby chwilę dłużej, to dojdzie do czegoś zdecydowanie gorszego niż małżeńska awantura.

– To on? – Adam nie ustępował. Patrzył wrogo na kobietę, za którą jeszcze niedawno oddałby życie.

– Nie, to Weronika.

Twarz mężczyzny nie wyrażała żadnych emocji. Przyglądał się poczynaniom żony i tłumił chęć wyrwania z jej rąk ubrań, które pospiesznie wkładała do walizki. Miał ochotę na o wiele więcej. Tylko nadludzkim wysiłkiem woli powstrzymywał się przed użyciem siły, ale najchętniej złapałby Kamilę za ramiona i rzucił nią o najbliższą ścianę. Sceny, które sobie wyobrażał, sprawiały mu dziwną przyjemność.

– Pochwaliłaś się swojej najlepszej przyjaciółce, jaką fałszywą suką jesteś? – zapytał z drwiącą satysfakcją. – Wie, że nie powinna ci ufać?

– Odwal się ode mnie! – Kamila z wściekłością cisnęła sukienkę do walizki.

Tyle wystarczyło, by Adamowi puściły nerwy. Podszedł do żony i chwycił ją z całej siły za ramiona, odwracając gwałtownie w swoją stronę.

– Nie wolno ci się tak do mnie odzywać, zrozumiałaś?! – syczał w jej twarz, przybliżając się do niej i patrząc na nią z furią w oczach. – Jesteś nikim, zwykłym śmieciem, dziwką, która nie ma zasad! Nie, ty nawet nie jesteś dziwką, bo one mają zasady! Znają swoje miejsce! To dzięki mnie zyskałaś swój status, to ja wprowadziłem cię na salony! Beze mnie byłaś zwykłą kurwą!

Kamila próbowała wyszarpnąć się z uścisku męża, ale był od niej silniejszy. Ramiona ją bolały i wiedziała, że zostaną ślady, ale w tej chwili nie miało to znaczenia, dużo bardziej przerażał ją wzrok mężczyzny, którym przeszywał ją na wskroś. Znali się kilka lat i jeszcze nigdy go takim nie widziała. Pierwszy raz bała się własnego męża. Długie kasztanowe włosy opadły na twarz kobiety, przyklejając się do spoconego czoła.

– Puść mnie! Przecież to boli! – Kamila patrzyła na niego i z każdą chwilą jej wola walki rosła. Nie spodziewała się po mężu takiej reakcji, ale nie zamierzała się poddawać.

– Gdzie jedziesz? Może chcesz się rozstać?! – Adam coraz mocniej uciskał jej ramiona. Materiał bluzki naprężył się i wydawało się, że zaraz pęknie. – I może jeszcze chcesz rozwodu, co?!

– Adam, proszę cię, robisz mi krzywdę! – Do głosu kobiety wkradł się płaczliwy ton.

– Teraz błagasz, ale jeszcze przed chwilą byłaś taka pewna siebie, co?! Taka mocna i silna, a teraz zachowujesz się jak pełzający robak. Jesteś nikim – powtórzył przez zęby. – I nie myśl sobie, że tak łatwo się ode mnie uwolnisz! Nie pozwolę się skompromitować! Brzydzę się tobą!

Kamila miała już łzy w oczach, jednak nie przestawała się szarpać z mężem. Z całej siły kopnęła mężczyznę w krocze, a ten, zaskoczony jej reakcją, automatycznie puścił ją i chwycił bolące miejsce.

Kamila, nie czekając na rozwój wypadków, chwyciła na wpół spakowaną walizkę, złapała w biegu torebkę i kluczyki do samochodu i odwróciła się w kierunku drzwi. Nie zdążyła wybiec z mieszkania, kiedy poczuła gwałtowne szarpnięcie do tyłu i zderzyła się z ciałem męża. Rzeczy trzymane w rękach rozsypały się po podłodze, a Kamila pomyślała, że teraz już się tak łatwo nie uwolni.ROZDZIAŁ 1

Zimna klatka schodowa bloku, który został wybudowany w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, była rozświetlona jedynie przez przydymioną i brudną żarówkę. Na podłodze pomiędzy ostatnim piętrem a strychem siedzieli młodzi ludzie, których sylwetki rzucały cienie, wydłużające się pod wpływem nikłego światła. Mężczyzna, mniej więcej dwudziestopięcioletni, miał na sobie zniszczone spodnie, które w latach swojej świetności były koloru granatowego. Teraz przetarcia na kolanach były niemalże błękitne, a materiał tak cienki, że było tylko kwestią czasu, kiedy pojawią się na nim dziury. Czarna kurtka, z której gdzieniegdzie wychodziło poliestrowe wypełnienie, była mocno przybrudzona i biła od niej przykra woń stęchlizny.

Niespokojne niebieskie oczy wpatrywały się w kobietę siedzącą obok. Była niewysoka, o ciemnych włosach, które kiedyś swoją barwą przypominały gorzką czekoladę, a dzisiaj całkiem zmatowiały i wisiały po obu stronach wychudzonej, zapadniętej twarzy. Nie była piękna, teraz nawet nie była ładna, ale miała niesamowite oczy. Duże i tak ciemne, że źrenice były niemalże niewidoczne.

Byli jak ogień i woda – on błękitnooki blondyn, ona czarnooka brunetka. Zawsze razem, zawsze trzymający się za ręce, zawsze dbający wspólnie o swoje potrzeby.

Mężczyzna puścił dłoń kobiety i zaczął grzebać w kieszeni kurtki. Po chwili wyjął z niej strzykawkę, łyżeczkę i zapalniczkę. Drżącymi dłońmi wysypał na łyżeczkę niemal idealnie biały proszek i zaczął go podgrzewać. Kiedy ten się rozpuścił, napełnił płynem strzykawkę i uśmiechnął się do kobiety.

– Mam dla nas coś wyjątkowego – powiedział Szymon i podał Juliannie strzykawkę. – Konrad zapewniał, że to najlepszy towar w mieście.

Julianna wyciągnęła przed siebie trzęsącą się rękę, ujęła w dwa palce strzykawkę i podniosła do góry. Światło z pożółkłej żarówki nadało cieczy niemal czarną barwę. Poruszała palcami, przesuwając strzykawkę raz w górę, raz w dół, i przyglądała się, jak płyn przelewał się po małej przestrzeni.

– Julka – powiedział niewyraźnie Szymon – to dla ciebie. – Dotknął nogi dziewczyny, ale nie poczuła jego dotyku, była zbyt zafascynowana ciemną barwą płynu. Mętne oczy chłopaka patrzyły na nią z wiernym oddaniem, ale ona pozostawała skupiona na czynności, którą wykonywała.

Powoli opuściła rękę i zaczęła miarowo zaciskać i luzować dłoń. Poszukała żyły, gdzie jeszcze udałoby się zrobić zastrzyk, a kiedy znalazła, wbiła się w nią i powoli nacisnęła tłok strzykawki.

Szymon wyciągnął ku niej rękę i powiedział:

– Teraz ja.

Julianna powoli wyciągnęła igłę z żyły i podała chłopakowi. Zachłannie chwycił opróżnioną w niewielkiej części strzykawkę i szybkim ruchem wbił w swoje przedramię. Nacisnął tłok i opróżnił pojemnik. Julianna przyglądała się scenie spod przymkniętych powiek i na jej twarz wypłynął delikatny uśmiech.

Jak w zwolnionym filmie widziała Szymona siedzącego na podłodze, widziała, jak zamknął powieki i wolno oddychał. Nie wiedziała, jak długo mu się przyglądała, może tylko kilka minut, a może kilka godzin. Miała wrażenie, że czas stanął w miejscu, a ona patrzyła na niego nieustannie. W pewnej chwili zarejestrowała, że mężczyzna osunął się po ścianie i zaczął bardzo ciężko oddychać. Chciała wstać i podejść do niego, ale nie potrafiła wykonać żadnego ruchu, jej ciało zupełnie nie reagowało na to, co się wokół niej działo. Wszystko odbywało się w zwolnionym tempie, każdy oddech wydobywający się z jej płuc był płytszy od poprzedniego. Obraz przesuwający się przed oczami tracił kształt, wszystko rozmywało się i stawało coraz ciemniejsze.

Słyszała jakiś niewyraźny głos, który wołał ją po imieniu.

– Julka, Julka… – Głos oddalał się i przekształcał w niezrozumiały szept.

Tuż za sobą, po prawej stronie, poczuła gorący oddech i nieznajomy głos powiedział wyraźnie:

– Juuulkaaa…

Szarpnęła się na łóżku i gwałtownie usiadła, zrzucając z siebie cienką kołdrę. Ukryła twarz w dłoniach i ciężko oddychała. To tylko sen, to tylko cholerny, pieprzony sen! Odgarnęła ciemne włosy z czoła, rozejrzała się po pomieszczeniu i machinalnie obciągnęła rękawy bluzy piżamy. Podniosła kołdrę z podłogi i szczelnie się nią okryła, tworząc wokół siebie bezpieczny kokon. W nogach łóżka ułożył się czarny labrador, posapując i moszcząc się wygodnie. Przez krótką chwilę poczuła się lepiej, kiedy ciepło psiego ciała otuliło jej stopy, by już za moment każdą komórką organizmu doświadczać zżerającego od środka poczucia winy i niechęci do siebie. Nienawidziła się za to, kim była, kim się stała i do czego dopuściła.

Zegar wiszący na ścianie wskazywał kilka minut po trzeciej w nocy. Miała jeszcze trzy godziny, choć dobrze wiedziała, że już nie uśnie. Patrzyła pustym wzrokiem w okno i na nowo odtwarzała sen, który przecież znała doskonale i który od lat ją prześladował. To się nigdy nie skończy.

Kiedy wreszcie odezwał się dźwięk budzika, Julianna już od godziny była na nogach. Wzięła letni prysznic, który był najlepszym lekarstwem na demony z przeszłości. Teraz piła drugą kawę i przeglądała maile, zapisując w notesie najważniejsze sprawy do załatwienia od rana. Czerstwy na ósmą zwołał kolegium redakcyjne, do tego czasu chciał mieć zarys materiałów przydzielonych dzień wcześniej. Julianna była przygotowana, teraz tylko wystarczyło sprawdzić, czy konspekt nie zawiera jakichś błędów. Kiedy po godzinie wychodziła z mieszkania, była gotowa na kolejny dzień wytężonej pracy w redakcji gazety „Śląskie Nowiny”.

Wychodząc z klatki oznaczonej numerem 13, rozejrzała się bacznie dookoła. Pies obwąchiwał mur budynku, w którym mieszkali. Jak zwykle o tej porze okoliczni mieszkańcy spieszyli się do swoich miejsc pracy i szkół. Nic nadzwyczajnego się nie działo, ale Julianna zawsze sprawdzała uważnie ulicę św. Anny. Stwierdziwszy, że nic nie odbiega od normy, otworzyła drzwi od strony pasażera, wpuściła psa na miejsce i czule pogłaskała po głowie. Następnie obeszła samochód i wsiadła do środka. Wysłużony ford ka wymagał wizyty u mechanika, jeśli nie zmiany na nowszy model, ale Julianna na pierwsze nie miała czasu, a na drugie pieniędzy. Pomimo że trwało lato, było zimno i deszczowo, więc tym bardziej doceniała swój mały samochód, który może i nie miał oszałamiającego wyglądu, ale świetnie sprawdzał się w niesprzyjających warunkach pogodowych. Również możliwość parkowania na niewielkich fragmentach wolnej przestrzeni była jego ogromną zaletą.

Wrzuciła na tylne siedzenie brązową torbę z komputerem i notatkami, zatrzasnęła drzwi za sobą i uruchomiła silnik. Za każdym razem, kiedy wykonywała tę prostą czynność, miała duszę na ramieniu i bardzo liczyła na to, że i tym razem samochód jej nie zawiedzie. Kiedy silnik zaskoczył, odetchnęła z ulgą i wyjechała na ulicę Szopienicką.

Każdy dzień Julianny Różańskiej wypełniony był po brzegi. Brała na siebie więcej obowiązków, niż powinna, ale inaczej nie potrafiła. Tylko dzięki temu funkcjonowała, choć Mateusz niejednokrotnie miał o to do niej pretensje. Zbywała je wzruszeniem ramion i z uporem powtarzała te same słowa – taka praca.

Kiedy dotarła do Chorzowa, gdzie mieściła się redakcja „Śląskich Nowin”, było już późno. Zaparkowała krzywo, ale nie przejęła się tym i pobiegła z psem u boku do wejścia. Stary zdecydowanie nie tolerował spóźniania się na kolegia.

Wpadła w ostatniej chwili i usiadła na pierwszym wolnym krześle. Falko położył się obok, przyzwyczajony do przebywania w redakcji, a Julianna powiodła wzrokiem po twarzach kolegów zebranych w pokoju. W sumie ich lubiła, ale nie nawiązywała z nikim bliższych relacji, nie chodziła na imprezy redakcyjne, nie spotykała się na kawie czy piwie po pracy, nie angażowała w żadne znajomości poza biurem.

Po prawej stronie siedział Bartek Kaźmierczak, młody i przebojowy dziennikarz, jak zwykle z nosem w telefonie. Podniósł na chwilę głowę, kiedy Julianna wchodziła do pokoju, kiwnął do niej i wrócił do przerwanego zajęcia. Był bezkompromisowy, nie bał się konsekwencji napisania kontrowersyjnego artykułu i Różańska go lubiła, właśnie za tę waleczność i przebojowość.

Na wprost Julianny siedzieli Grażyna z Przemkiem, coś szeptali do siebie, ale przerwali, kiedy weszła do sali. Uśmiechnęli się do niej niepewnie i kobieta miała wrażenie, że znalazła się w centrum zainteresowania redakcyjnych kolegów. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Nieznacznie wzruszyła ramionami do swoich myśli. Obciągnęła tylko mocniej rękawy bluzki.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i wszedł Bogumił Czerstwy, nazywany Starym. Mężczyzna był po pięćdziesiątce, z przerzedzonymi włosami i ciemnymi obwódkami wokół oczu. Rzucił na stół kartki z wydrukami i usiadł na krześle, które jęknęło pod jego ciężarem.

– Witam państwa – powiedział i powiódł zmęczonym wzrokiem po zebranych. – Od razu zaczynamy, bo nie ma czasu na pierdolety. Bartek? – zwrócił się do młodego dziennikarza. – Co masz dla mnie?

Bartek poprawił się na krześle i zerknął na leżące przed nim kartki.

– Mam konspekt artykułu o śmieciach wywalanych przez „Mięsopol”. Oczywiście właściciel, Wiktor Muszyński, się wypiera, twierdzi, że poda nas do sądu za oszczerstwa, ale zdobyłem zdjęcia, jak pracownicy wyrzucają w lesie odpady. Smród będzie się ciągnął za nimi latami, i to gorszy, niż mają na co dzień w zakładzie.

Czerstwy kiwnął głową z aprobatą.

– Dobrze, wiesz, co masz robić – powiedział. – Może uda ci się pogadać z byłymi pracownikami, bo na obecnych bym nie liczył. Tylko nie przewal tego, to może być potężna afera. Grażyna? – zwrócił się do kobiety, która przysłuchiwała się rozmowie.

– Tak – powiedziała, prostując się na krześle. – Jadę na sesję rady miejskiej, ale z tego co wiem, nie są planowane żadne kluczowe uchwały, więc raczej spokój.

Czerstwy ponownie kiwnął głową. Zapisał coś na swoich kartkach i spojrzał na Nowakowskiego. Nie przepadał za młodszym kolegą, uważał, że facet nie ma serca do dziennikarstwa, za to ma nadmierne ego, co zdecydowanie nie było potrzebne w tym fachu.

– Przemek?

– Wybieram się do dilera samochodowego.

– Coś godnego uwagi? – Czerstwy nie potrafił wyzbyć się z głosu sceptycyzmu.

– Ponoć facet handluje kradzionymi autami, może uda mi się czegoś dowiedzieć.

Czerstwy westchnął i spojrzał krytycznie na Nowakowskiego.

– I myślisz, że tak zwyczajnie podejdzie i zapyta: panie, chcesz pan samochód po niższej cenie, kradziony? I skąd w ogóle masz takie informacje? – Bogumił Czerstwy miał ochotę postukać się palcem w czoło, ale pohamował odruch.

Przemek zaczął się wiercić na krześle i chrząknął.

– No, mam… od informatora – powiedział niepewnie.

– Daj sobie spokój, to pewnie jakaś lipa – powiedział stanowczo przełożony. – Pojedziesz na spotkanie zarządu GKS-u, szykuje się ponoć jakiś transfer, chcę wiedzieć kto, za ile i kiedy. – Czerstwy wstał energicznie z krzesła, czym obudził śpiącego obok Julianny Falka.

Przemek westchnął. Wiedział, że dalsza dyskusja z naczelnym nie ma żadnego sensu. Nowakowski nie był fanem sportu, a już zdecydowanie nie lubił piłki nożnej. Miał wrażenie, że Stary robił to specjalnie, jakby nie wierzył, że poradzi sobie z poważniejszym tematem, a jemu marzyła się pierwsza strona, z artykułem, który zostanie zauważony przez prasę ogólnokrajową. Miał ambicje, aby się wybić, pójść dalej, nie chciał przecież wiecznie siedzieć w lokalnej gazetce, która miała niski nakład i mało reklamodawców, a tematy z reguły dotyczyły jakichś lokalnych bzdetów. Zmełł w ustach przekleństwo i kiwnął głową.

– Julka? – rzucił Czerstwy, patrząc na Różańską. – Co masz dla mnie?

Julianna spojrzała szefowi prosto w oczy i powiedziała:

– Kończę zbieranie materiałów o nauczycielce z podstawówki w Czeladzi, myślę, że najpóźniej za dwa dni będę miała pierwszy szkic artykułu.

– Są dowody na to, że znęcała się nad dzieciakami?

– Dzieciaki powoli puszczają farbę, może rodzice będą chcieli ze mną rozmawiać, po południu jestem umówiona na spotkanie z jednym z nich.

– Najlepiej, gdyby udało ci się porozmawiać z dzieciakami.

– Szefie, ale mówmy o realiach, okej? Ja wiem, że tak by było najlepiej, ale przecież nie zmuszę małego gnojka do rozmowy, poza tym wątpię, żeby rodzice się zgodzili.

– Wytłumacz im, że dzięki takiemu materiałowi jest szansa na to, żeby ta kobieta poniosła karę…

Julianna weszła Czerstwemu w słowo.

– Z całym szacunkiem, szefie, ale ja nie potrzebuję porady.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Naczelny zdawał sobie sprawę, że Różańska da radę, zna się na robocie jak mało kto, ale nie mógł pozwolić, żeby się tak do niego odnosiła, szczególnie przy innych podwładnych.

– Dzisiaj chcę szkic – stanowczy głos Czerstwego nie przestraszył Różańskiej.

– Jutro rano. – Julianna mocniej zacisnęła palce na długopisie. Falko, wyczuwając nastrój swojej opiekunki, podniósł głowę i przypatrywał się kobiecie brązowymi ślepiami. Machinalnie opuściła dłoń i dotknęła psiej głowy.

– O ósmej rano na moim biurku. Do pracy!

Julianna zebrała kartki ze stołu w pokoju konferencyjnym i schowała je do torby. Podniosła się z krzesła, ujęła psią smycz i przeszła do swojego biurka. Wyciągnęła laptopa i uruchomiła. Gwar panujący w redakcji uspokajał ją, w przeciwieństwie do ciszy, która miała na nią destrukcyjny wpływ. Mieszkała sama, więc ciszy miała pod dostatkiem. Właśnie wtedy wracały do niej wspomnienia, których wolała nie pamiętać. Pomimo upływu wielu lat przeszłość bolała tak samo i wciąż powodowała poczucie winy i wstręt do siebie.

Julianna wielokrotnie zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby kiedyś podjęła inne decyzje, gdyby nie pociągnęła za sobą dobrego i pomocnego człowieka. On tylko chciał jej pomóc, wyrwać ją z gówna, w którym się znalazła, a jak ona mu się odwdzięczyła? Odebrała mu to, co miał najcenniejszego. Odebrała mu jego życie.

Dzwoniący telefon przerwał jej ponure rozmyślania. Zerknęła na wyświetlacz i westchnęła z rezygnacją. Nie miała teraz ochoty na tę rozmowę, ale wiedziała, że nie może odrzucić połączenia.

– Cześć – powiedziała do słuchawki, starając się, aby jej głos brzmiał spokojnie i w miarę przyjaźnie.

– Myślałem o tobie cały wczorajszy wieczór. – Niski tembr głosu Mateusza rozlał się przyjemnym ciepłem po jej ciele.

– Mateusz… – Znowu sytuacja była niezręczna i ponownie nie wiedziała, co mogłaby mu na to odpowiedzieć. Tak bardzo nie lubiła, kiedy stawiał ją w takiej sytuacji.

– Julka, przecież wiesz… – powiedział znękanym głosem.

– Wiem, Mateusz, wiem – odpowiedziała. – Jestem teraz w pracy, nie bardzo mogę rozmawiać.

– Jasne. – Mężczyzna nie potrafił ukryć żalu w głosie. – Widzimy się wieczorem?

– Tak, przyjedź o dziewiętnastej.

– Kocham cię, Julka – powiedział, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, tylko westchnął i rozłączył się.

Julianna pokiwała głową. To zawsze wyglądało tak samo. Ich rytuał, schemat, w którym za każdym razem powtarzali swoje role – ona milczała, a on niezmiennie czekał i miał nadzieję.

Odłożyła telefon i zerknęła na psa śpiącego przy jej krześle. W tej relacji wszystko było proste i nieskomplikowane. Zawsze wiedziała, że jest obok i nie wymaga niczego poza miską jedzenia, spacerami i od czasu do czasu odrobiną pieszczot. Wzruszyła ramionami i powróciła do pracy. Jak dalej będzie tak rozmyślać, to z pewnością nie zdąży z artykułem do jutra.

– Majka! – krzyknął Jakub w głąb mieszkania. – Zbieraj się, to cię podrzucę do szkoły.

Szczerze wątpił, że córka usłyszała jego krzyk, choć głos miał donośny. Z pokoju nastolatki dochodziły dźwięki jakiejś piosenki, której nie rozpoznawał, ale z pewnością była skutecznym zagłuszaczem wszystkiego, co działo się wokół dziewczyny.

Jakub westchnął i poszedł do pokoju córki. Zapukał do drzwi, ale wątpił, by Majka usłyszała.

Delikatnie nacisnął klamkę i zanim wszedł do środka, powiedział:

– Majka, jesteś gotowa?

Muzyka gwałtownie ucichła i zanim zdążył zareagować, dziewczyna szarpnęła za klamkę po swojej stronie i otworzyła zamaszyście drzwi.

Spojrzał na nią. Och, jak bardzo w tej chwili przypominała swoja matkę. Półdługie, ciemne włosy okalały ładną, choć trochę kościstą twarz. Wyraziste, błękitne oczy były dokładną kopią oczu Kasi. Kiedyś nawet mimikę miały identyczną, ale od jakiegoś czasu to się bardzo zmieniło. Tragedia, jaka ich spotkała, już na zawsze odcisnęła piętno na tych dwojgu. Od tamtej chwili nic nie było takie samo i zdawał sobie sprawę, że już nigdy nie będzie.

Zamknął oczy, odetchnął głęboko i powiedział:

– Zabiorę cię do szkoły.

Majka wzruszyła ramionami i dalej patrzyła na ojca z wyraźną wrogością. Przez chwilę przyglądali się sobie, po czym mężczyzna odpuścił i odwracając się, rzekł:

– Czekam na ciebie.

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem i ponownie usłyszał piosenkę, która wcześniej dudniła w pokoju dziewczyny.

Nie umiał do niej dotrzeć, nie wiedział, jak z nią rozmawiać i jak ją traktować. Nie miał do niej cierpliwości, poza tym każde spojrzenie na własne dziecko przypominało ból straty, który, miał wrażenie, nie skończy się nigdy i już zawsze będzie obecny w jego życiu. Nienawidził się za to, bo przecież dziecko nie było niczemu winne, i gardził sobą za to, że co jakiś czas nawiedzały go myśli, w których wolał, żeby to Kasia przeżyła wypadek, a nie Majka. Był zdecydowanie złym ojcem, bardzo złym.

Podszedł do blatu kuchennego, na którym stał kubek z parującą kawą, napił się i zerknął na kobietę siedzącą przy stole. Jadła kanapki i patrzyła na niego łagodnie. Bursztynowe oczy były wypełnione miłością oraz niemalże psim oddaniem i wiernością. Tak, za to spojrzenie skierowane na niego też siebie nienawidził. Nie potrafił oddać Weronice tego, co od niej otrzymywał, nie czuł choćby połowy tego, co Weronika miała wypisane na twarzy. Miał wrażenie, że perfidnie wykorzystuje jej dobroć i delikatność charakteru, zrzucając całą odpowiedzialność za córkę właśnie na nią – Weronikę. Nie potrafił sobie poradzić z Majką, więc znalazł kogoś, kto wziął na siebie obowiązki związane z wychowaniem nastolatki, a sam oddał się pracy i swojej rozpaczy.

Skrzywił się z niesmakiem. Za każdym razem, kiedy żona próbowała rozmawiać z nim o tym, co dzieje się z dziewczyną, zbywał ją machnięciem ręki, wykręcał się zmęczeniem i natłokiem pracy i ciągle powtarzał, że przecież ona wyśmienicie daje sobie radę, że wierzy w nią i jest jej tak bardzo wdzięczny. Przecież to właśnie ona uratowała ich rodzinę i jego. To było nie mniej podłe od tego, co czuł do Weroniki. Poczuł gorycz w gardle i wiedział, że to nie był efekt kawy wypitej na czczo.

– Zrobiłam ci śniadanie, usiądź – powiedziała Weronika i dotknęła krzesła stojącego obok niej. Jakub zaklął w duchu i siląc się na spokój, powiedział:

– Wiesz przecież, że nie jem w domu, zapakuj mi i wezmę do pracy.

Przez twarz kobiety przebiegł ledwo dostrzegalny cień zawodu, ale zaraz uśmiechnęła się do męża i odpowiedziała:

– Dobrze, jak sobie życzysz.

Kurwa, czy ona musi być taka uprzejma? Jakub marzył tylko o tym, żeby wyjść z domu i nie musieć patrzeć na własną żonę.

W przedpokoju skrzypnęły drzwi i za chwilę do kuchni weszła Majka. Ubrana w wąskie czarne spodnie oraz czarną bluzę z białą czaszką na przodzie wydawała się jeszcze bardziej szczupła i bledsza niż w rzeczywistości.

– Majka, kochanie – odezwała się Weronika i podniosła z krzesła. – Proszę, tu są kanapki do szkoły. – Wyciągnęła rękę z papierową torebką w dłoni. Dziewczyna zawahała się i spojrzała na ojca. Ten starał się przybrać taki wyraz twarzy, żeby córka zrozumiała, że nie powinna odmawiać. Prawdziwy sukinsyn z niego.

Majka spojrzała na macochę i z ociąganiem wyjęła z jej ręki torebkę ze śniadaniem. Nie potrafiła polubić tej kobiety. Zawsze czuła się przy niej skrępowana, choć przecież Weronika była miła, nie narzucała się, właściwie jakby jej chwilami nie było. A mimo to Majka czuła, że nie potrafi się przed nią otworzyć, nie umie jej zaakceptować nie tylko jako żonę ojca, ale przede wszystkim jako przyjaciółkę, którą ta ewidentnie starała się dla niej być. Coś ją odpychało od tej kobiety i sama nie wiedziała co.

Kiedy pojawiła się tak znienacka w ich rodzinie, Majka początkowo bardzo się buntowała, była przeciwna temu, żeby tata związał się z inną kobietą niż mama. Może nawet wierzyła, że ona kiedyś wróci, że pewnego dnia Majka obudzi się i poczuje tak dobrze znany zapach i dotyk ciepłej dłoni. Z czasem dorosła i dziecięce nierealne marzenia odeszły wraz z nadzieją na jakąkolwiek zmianę.

Niby nic złego się nie działo, niby Weronika niczego od niej nie chciała, do niczego nie zmuszała, a mimo to Majka czuła jakiś wewnętrzny opór przed większą zażyłością. Kiedy stała się nastolatką, zaczęła dostrzegać rzeczy, które wcześniej nie miały dla niej znaczenia. Widziała ogromne oddanie i miłość, jakimi Weronika darzyła ojca, widziała również, że te uczucia są zdecydowanie nieodwzajemnione, i z jednej strony było jej żal tej kobiety, bo żyła w związku, w którym z pewnością nie czuła się dobrze, ale z drugiej, zdecydowanie ciemniejszej strony własnej natury, odczuwała jakąś dziką satysfakcję.

Początkowo, kiedy zdała sobie sprawę z własnych uczuć i emocji, przeraziła się, ale dość szybko przełknęła wyrzuty sumienia i napawała się przyjemnością z cierpienia drugiego człowieka. Czasem tylko myślała, że chyba jest bardzo złym człowiekiem, ale szybko sama przed sobą się rozgrzeszała.

Schowała kanapki do plecaka, bąkając niewyraźne podziękowania, i poszła do przedpokoju. Jakub, widząc, że córka zakłada glany, odstawił kubek z niedopitą kawą, nachylił się nad Weroniką, ledwie musnął jej policzek i powiedział:

– Nie czekaj na mnie z obiadem.

Weronika przymknęła na chwilę powieki, rozkoszując się tą ulotną chwilą, i kiwnęła głową. Po trzech latach życia z Jakubem Różańskim wiedziała, że ani wspólny obiad, ani choroba dziecka, wywiadówki – nic, dosłownie nic nie jest w stanie odciągnąć go od pracy.

Dotarł do niej dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Została sama. Mechanicznie zabrała się za sprzątanie po śniadaniu, które de facto zjadła sama, zresztą jak zwykle.

Zerknęła na zegarek – najwyższy czas, aby wyszła do pracy. Kochała pracę z dziećmi, kochała w ogóle dzieci, dlatego tak bardzo ucieszyła się, kiedy Jakub poprosił ją o rękę. Myślała, że zyska nie tylko męża, ale i córkę, że być może będzie miała wreszcie własne dziecko, ale przeliczyła się, bo coraz częściej miała wrażenie, że jest żoną tylko na papierze.

Wytarła dłonie w ręcznik, zebrała rzeczy i wyszła z domu. Jeszcze dzisiaj czekało ją spotkanie z Julianną, choć wcale nie miała na to ochoty, ale obiecała, że porozmawiają o nauczycielce, którą rodzice oskarżyli o złe traktowanie ich dzieci. Nie czuła się komfortowo w tej sytuacji. Po pierwsze, donoszenie na kolegów z pracy nie leżało w jej naturze, tak się zwyczajnie nie robiło. A po drugie, nie darzyła nadmierną sympatią Julianny, ale w tym przypadku nawet nie próbowała odmawiać, bo wiedziała, że Jakub by jej tego nie darował. Uwielbiał swoją siostrę bliźniaczkę, był w nią wpatrzony niczym w obraz i Weronika zdawała sobie sprawę, że sprzeciwiając się, bardzo by sobie zaszkodziła i straciła zbyt wiele.

Telefon zadzwonił, kiedy jechała do Katowic na spotkanie z rodzicami ucznia jednej z czeladzkich podstawówek. Zerknęła na wyświetlacz i uśmiechnęła się nieznacznie.

– Cześć – powiedziała swobodnie.

– Cześć, Julka, przeszkadzam?

– Ty? Nigdy, kochany. – Julianna uwielbiała swojego brata. Był jedynym, który pomimo wykonywanego zawodu zawsze miał dla niej czas, rozumiał ją i wspierał w najgorszych momentach. Julka nie bała się przyznać do tego, że zawdzięcza mu w miarę normalne i ustabilizowane życie.

– Widzisz się dzisiaj z Weroniką?

– Mhm – odparła Julianna. Doskonale zdawała sobie sprawę, że drugie małżeństwo jej brata nie jest udane. Nie wtrącała się, ale nie raz zastanawiała się, czemu Jakub tkwi w związku, który nie daje mu w żaden sposób satysfakcji, a pomiędzy Majką a Weroniką nie ma porozumienia. Kochała ich oboje i było jej przykro, kiedy patrzyła, jak miotają się po śmierci Kasi. Nie była w stanie wypełnić im wyrwy, jaka powstała w ich rodzinie, ale kiedy pojawiła się Weronika, pomyślała, że być może jeszcze los uśmiechnął się do najbliższych jej osób. Dość szybko okazało się, jak bardzo się myliła, ale nie czuła się odpowiednią osobą, aby poprawiać dorosłego brata w jego osobistych wyborach.

Jakub milczał przez chwilę i Julianna czuła, że chce jej coś powiedzieć, być może poprosić o coś, ale nie miał odwagi.

– Co u ciebie? Jakieś nowe trupy? – spróbowała sprowadzić myśli brata na inny temat.

– Przestań tak mówić, lepiej nie. Jeszcze nie zamknęliśmy poprzedniej sprawy, więc nie potrzebuję kolejnych obowiązków.

Julianna mimowolnie pokiwała głową, choć przecież Jakub nie mógł jej widzieć.

– A co u Mateusza?

Julianna zgrzytnęła zębami. Jakub tak bardzo chciał, żeby ułożyła sobie wreszcie życie, a ona nie umiała. A może nie chciała? Nie potrafiła być radosną, oddaną i pełną pasji kobietą, czuć się szczęśliwa, ale gorsze było to, że nie mogła nikogo pokochać.

– Wszystko dobrze – odpowiedziała oschle i chcąc uniknąć kolejnych pytań, rzuciła szybko: – Będziecie sprawdzać tę nauczycielkę?

– Jak wpłynie pismo do prokuratury, to pewnie chłopaki się nią zajmą, póki co nic się nie dzieje, oficjalnie nie ma żadnej sprawy.

– Mnie się wydaje, że coś jest na rzeczy. Mam nadzieję, że czegoś się dzisiaj dowiem.

– Falko jest z tobą?

– Jasne.

– No tak, po co pytam – powiedział sarkastycznie. Zawiesił na chwilę głos i dodał: – Zadzwoń może do rodziców, co? Mama z pewnością by się ucieszyła.

Julianna na nowo poczuła, że ta rozmowa idzie w innym kierunku, niż by sobie życzyła.

– Muszę kończyć, zdzwonimy się później – powiedziała i rozłączyła się.

Zacisnęła dłonie na kierownicy i odrzuciła od siebie myśli dotyczące rodziców. Nie chciała myśleć o przeszłości. Wystarczyło jej, że wracała do niej w snach.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: