Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Witaj w domu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Witaj w domu - ebook

Magdalena otrzymała zaproszenie na zjazd absolwentów. Jest lato, w planach impreza i noc spędzona w chacie nauczyciela. Punktem kulminacyjnym ma być budzący grozę nocny spacer po lesie – zupełnie jak przed laty.

Kobieta nie ma ochoty na udział w tych wydarzeniach. Zmusza się jednak, ponieważ chce napisać do gazety artykuł o swoim koledze z klasy, który jest muzykiem, ale bardziej znanym z występu w reality show.

Suto zakrapiana impreza szybko wymyka się spod kontroli. Wydaje się, że wszyscy zaczynają odgrywać swoje stare role z czasów szkolnych, wracają dawne konflikty i emocje.

W środku nocy okazuje się, że jeden z kolegów Magdaleny został zamordowany. Następnego dnia w miejscowym hotelu odkryte zostają kolejne zwłoki. Wszyscy podejrzewają tego samego sprawcę, mimo że ofiary zabito w różny sposób. Jaki motyw miał morderca? I czy zabójstwo oznacza, że pozostali również znaleźli się w niebezpieczeństwie?

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8110-455-5
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Rozmowa z numerem alarmowym, niedziela, dnia 23 sierpnia, godzina 1.33.

Operator numeru alarmowego: SOS, słucham.

Kobieta: Potrzebujemy karetki. To… (niewyraźnie) O Boże!

Operator: Gdzie pani jest?

Kobieta: Nie znam adresu. To tylko domek letni... Nie wiem, jak wytłumaczyć. Musicie przyjechać. Teraz!

Operator: Jaka jest najbliższa miejscowość?

Kobieta: Ekshärad lub Gustavsfors, nie jestem pewna. Północny brzeg Knon, to znaczy jeziora. Nie widzicie sygnałów z telefonu? To jest...

Operator: Co się stało?

Kobieta: Nie wiem. Jest impreza i... (niedosłyszalnie) przy ścieżce, cały we krwi. Wszędzie krew.

Operator: Wyczuwa pani puls?

Kobieta: (pauza) Nie.

Połączenie przerwano.3

Magdalenie pulsowało w uszach, gdy skręcała w wąską ścieżkę do domku Sunego, biegnącą z każdym metrem coraz wyżej.

Samochód podskakiwał, a małe krzaczki na środku drogi szorowały o podwozie.

Kiedy byli tu w dziewiątej klasie, droga była równa, a wszystkie dziury wypełnione drobno tłuczoną cegłą. Tina i ona ciągnęły po niej swoje bagaże, gdy tato, Peo, wysadził je, jak chciała, przy zjeździe w las. Jego stary czteroosobowy namiot ważył prawie tonę i potem żałowały, że nie pozwoliły mu, by je podwiózł pod sam dom.

– Ale będzie świetnie – rzuciła Jeanette z tyłu i wychyliła się między siedzeniami, żeby lepiej widzieć.

Magdalena coś odmruknęła, biorąc ostatni zakręt na podwórze i parkując obok innych samochodów przy ścianie szopy.

Czerwony parterowy domek stał na skraju lasu, sprawiając wrażenie, jakby przykucnął pod wysokimi świerkami.

Kiedy Magdalena wyłączyła silnik, usłyszały muzykę.

– Wszystko wydaje mi się mniejsze, niż zapamiętałam – powiedziała Jeanette, wyglądając przez okno.

Magdalena skinęła głową.

Wszystko oprócz lasu. Znacznie się rozrósł od czasu, gdy byli tu ostatni raz, i zaczął wchodzić na trawnik i łąkę.

Szerokie kwiatowe grządki zarastały chwastami, a zegar słoneczny, który królował na wzniesieniu, teraz niepokojąco się przechylał.

Nie dało się nie zauważyć, że zapowiada się huczna impreza. Nad zastawionym długim stołem na werandzie wisiał sznur z lampionami.

Magdalena odpięła pas i w tej samej chwili zobaczyła Lenę idącą przez trawnik. Skrzydełka u ramiączek jej sukienki powiewały, a opalony dekolt błyszczał od potu.

Lena nawet się z nimi nie przywitała, od razu otworzyła bagażnik i zaczęła przeglądać znajdujące się tam aluminiowe tacki i miski.

– Czy nie miały być też owoce? – zapytała.

Najwyraźniej nie wyszła z roli przewodniczącej samorządu uczniowskiego.

– Są na tylnym siedzeniu – odparła Jeanette, rzucając Magdalenie spojrzenie we wstecznym lusterku.

Magdalena kilka razy głęboko odetchnęła, nim otworzyła drzwi samochodu. Sandy, jak zwykle ubrana na rockowo, w odcieniach czerni i szarości, z fantazyjnym irokezem na głowie, też wyszła z domu, żeby pomóc im w przeniesieniu rzeczy.

Nie było zaskoczeniem, że w krótkich włosach też prezentowała się lepiej niż większość osób. Sandy zawsze wyglądała dobrze we wszystkim. Czy istniał jakiś chłopak, który by nie był w niej zakochany? Magdalena nie bardzo w to wierzyła.

– Sune już sporo wypił – oznajmiła Sandy, biorąc dużą miskę z sałatką ziemniaczaną. – Ledwo zdążył skosić trawę.

– To akurat nie jest takie dziwne – odparła Jeanette.

W czasach szkolnych było tajemnicą poliszynela, że Sune po cichu popija, ale udało mu się jakoś utrzymać pracę.

– Nie stójcie tak i nie gadajcie – rzuciła przez ramię Lena, idąc w stronę domu. – Reszta zaraz przyjedzie.

Magdalena i Jeanette wzięły aluminiowe półmiski i poszły za nią dróżką wyłożoną brukową kostką, spomiędzy której wyrastał mech i trawa. Babcia Sunego nie byłaby zachwycona, widząc, jak on to wszystko zaniedbał.

Lena i Sandy włożyły jednak sporo wysiłku, żeby stworzyć nastrój. Koksownik z brzozowym drewnem stał przy na wpół spróchniałych schodach, a na jabłoni wisiały na stalowych drutach słoiki.

Magdalena spojrzała na łąkę, która w ten weekend miała się stać polem namiotowym. Jeśli dobrze pamiętała, przyjechali tu w sobotę, w pierwszym tygodniu szkoły w dziewiątej klasie, i zostali do niedzielnego popołudnia. Najbardziej w pamięci utkwiła jej wędrówka z duchami późnym wieczorem, ale oprócz tego kąpali się w jeziorze i pływali na kajakach.

Czy tylko ona i Tina spały w namiocie taty? A może Jeanette i Lisa też z nimi były? Całkiem prawdopodobne.

Rozpoznała miejsce, gdzie stał namiot, pamiętała, jak musiały zebrać mnóstwo szyszek, zanim go rozłożyły. Obok stał mały, dwuosobowy namiot Alice i Unni. Teraz nie było tam już świerka, tylko pniak prawie w całości przesłonięty wysoką trawą.

Danjel spał w namiocie sam. Magdalena pamiętała, jak się czołgał pod leżącym na ziemi płótnem, kiedy Freddie i Mårten wyjęli wszystkie śledzie. Śmiech Mårtena, gdy Danjel próbował znaleźć wyjście w półmroku. Co ona zrobiła? Nic. Stała i gapiła się jak wszyscy.

To przecież był tylko żart.

Dam radę, pomyślała i znów wzięła parę głębokich wdechów. To tylko moi koledzy z klasy, a teraz jesteśmy przecież dorośli.

– Jak pięknie to urządziłyście – powiedziała, wchodząc na werandę.

Składane stoły, wypożyczone ze związku gminy, stały w długim rzędzie, przykryte białymi jednorazowymi obrusami. Były na nich złote papierowe talerzyki i winietki z imionami, kwiatami i brokatem. Mårten, Jack, Tina, Jussi. Nie było Danjela.

Nikogo, komu można by podstawić nogę, żeby się przewrócił z talerzem pełnym jedzenia.

Magdalena kilka razy powoli wciągnęła i wypuściła powietrze.

– Tak, to musi wystarczyć – odparła Lena, patrząc demonstracyjnie na zegarek. – Zważywszy na okoliczności.

– Wyluzuj – rzuciła Jeanette.

– Gdybyście powiedziały, że nie zdążycie przywieźć jedzenia, załatwiłabym to sama.

– Przecież zdążyłyśmy – odpowiedziała beztrosko Jeanette, najwyraźniej odpowiednio rozgrzana Marinellą.

– Impreza zaczyna się za pół godziny – przypomniała Lena, taszcząc torby z jedzeniem do kuchni.

Magdalena postawiła swój rostbef na blacie. Sandy od razu wzięła półmisek i przeniosła na kuchenny stół.

W otwartych drzwiach zamajaczył jakiś cień i zobaczyły Sunego z puszką piwa w ręce, zarumienionego i wesołego. Koszulę z krótkim rękawem miał starannie włożoną w jasne dżinsy.

– Witajcie – powiedział. – Tak powinno być zawsze. Kuchnia pełna pięknych kobiet.

– Też tak myślę – rzuciła Lena, ustawiając półmiski i miseczki i wyjmując sztućce do nakładania jedzenia. – Fajnie byś się wtedy czuł, co?

– Jak książę.

Sune wypił kilka łyków z puszki, która z całą pewnością nie była pierwszą tego dnia. Ani drugą.

Mimo zaróżowionej twarzy i lekko zarysowanego brzucha wydawał się wciąż w niezłej formie.

– Możesz pokroić bagietki? – zapytała Sandy, podając Magdalenie nóż.

Jeanette przypadło w udziale wyłożenie sera.

Będzie dobrze, będzie świetnie, wyluzuj...

Magdalena kroiła pieczywo, cicho powtarzając swoją mantrę.

– Wędrówka z duchami będzie naprawdę mocna – odezwała się Sandy z drugiego końca stołu.

– Tak, postaraliśmy się – potwierdził Sune.

Przyglądał się natarczywie Lenie, która chochlą do kompotu nalewała z wiaderka powitalne drinki do plastikowych szklanek, zatrzymując w końcu wzrok na jej pośladkach.

– Nigdy bym się nie odważyła pójść tam sama – powiedziała Sandy i się roześmiała.

Tamtego sierpniowego wieczoru ciemność była nieprzenikniona i snopy światła latarek omiatały drzewa i kamienie. Magdalena mocno ściskała Jeanette za rękę, wyobrażając sobie, że to ręka Jacka, a gdy odkryły głowę lalki w strumieniu tuż pod kładką, którą szły, krzyknęły jednocześnie z przerażenia.

Sandy zdjęła laptop stojący na lodówce.

– Czego chcecie posłuchać? – zapytała. – Powiedzcie jakieś życzenie!

Lena posłała jej zirytowane spojrzenie, potem omiotła wzrokiem zabałaganioną kuchnię, ale nic nie powiedziała, tylko dalej nalewała drinki.

Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, Sandy włączyła „Moonlight Shadow” Mike’a Oldfielda i zwiększyła głośność. Potem zamknęła oczy i wykonała kilka tanecznych kroków, jak zwykle przekonana, że wszyscy na nią patrzą. Jeanette zrobiła to samo z łopatką do sera w ręce.

Magdalenie zdawało się, że słyszy odgłos silnika, i podeszła do okna, żeby to sprawdzić. Kobieta, której nie mogła rozpoznać z takiej odległości, wysiadła, przeszła na drugą stronę samochodu i ucałowała osobę siedzącą za kierownicą, po czym ruszyła w kierunku domku.

– Halo, halo! – usłyszeli po chwili z przedpokoju.

Sandy podniosła wzrok i ściszyła laptop. Sune przesunął się o parę kroków na bok, robiąc miejsce dla kobiety, która weszła do kuchni. Miała na sobie białe spodnie i top z małymi bufkami, a w rozpuszczone włosy wpięła sztuczny kwiat.

– Cześć, Alice! – zawołała Sandy i serdecznie ją objęła. Teraz Magdalena ją rozpoznała. – Witaj! Jak pięknie wyglądasz!

Alice obeszła kuchnię dookoła. Magdalena odłożyła nóż i też ją objęła.

– Jak dobrze cię zobaczyć!

Zabrzmiało to prawie naturalnie.

– Jak widzisz, jeszcze nie jesteśmy gotowe – rzekła Lena.

– To chyba ja jestem trochę za wcześnie – odpowiedziała Alice. – Czy mogę w czymś pomóc?

Sandy pokręciła głową.

– Nie, nie trzeba. Zaraz skończymy. Ale możesz sobie wybrać piosenkę. Czego chcesz posłuchać?

Nie czekając na odpowiedź, Sandy wybrała „Girls Just Want to Have Fun” i znów zwiększyła głośność.

– Tak, teraz będzie świetnie – stwierdziła Jeanette.

Chciała jeszcze coś dodać, lecz przerwały jej dziko wyjące klaksony. Brzmiało to jak cała kolumna raggare.

Teraz byli już w komplecie. Magdalena zamknęła oczy i ścisnęła telefon w kieszeni.6

Parking przed centrum handlowym w Bergvik był pełen samochodów mimo sobotniego wieczoru, ale Lasse znalazł w końcu jakieś miejsce.

– Myślisz, że będzie zadowolony? – zapytała Petra znad dachu samochodu, kiedy z niego wysiadła.

Karton z nowym wzmacniaczem zajmował pół bagażnika. Zawiną go w papier prezentowy, kiedy wrócą do domu. Żeby tylko Hannes nie znalazł go przypadkiem wcześniej.

– Powinien – odparł Lasse i zamknął samochód jednym kliknięciem zamka. – Taki właśnie chciał. Ta sama marka i… wszystko.

Poszli w stronę głównego wejścia do Coop, gdzie z obrotowych drzwi wysypywali się ludzie objuczeni siatkami. Właściwie niczego nie potrzebowali, ale skoro już byli w Karlstad, mogli skorzystać z okazji i zrobić małą rundkę.

– Czy myślisz, że zamienili nam syna w szpitalu? – zastanawiała się Petra.

Wyjęła z torebki portfel, żeby poszukać monety do wózka.

Ponad piętnaście lat pracy w policji nauczyło ją radzić sobie w większości sytuacji, ale dawno nie czuła się tak bardzo nie na swoim miejscu, jak w tym sklepie muzycznym.

Kiedy wytatuowany właściciel zaczął zadawać pytania, zdała się na Lassego, który był równie niemuzykalny i nieznający się na rzeczy jak ona.

– Mógłbym tak myśleć, gdyby nie wyglądał jak twój klon – odparł Lasse i pomógł jej wydostać wózek z rzędu pod wiatą.

Kiedy weszli do sklepu, Lasse skręcił w prawo, minął działy z pieczywem i z książkami i skierował się do działu „Czas wolny”. Na stojaku z plakatami informującymi o wyprzedaży sezonowej znalazł zestaw do grilla za pół ceny i włożył go do wózka. Powędrował tam również wąż ogrodowy z armaturą.

Petra pomyślała, że powinna się bardziej zaangażować, skoro już tu są, i pomyszkować w dziale spożywczym. Ale odkąd nic jej nie smakowało, straciła ochotę na gotowanie. Lekarze mówili, że zmysł węchu i smaku może wrócić, w każdym razie nie jest to wykluczone, ale jak dotąd nic się nie zmieniło. Kilogramy, które straciła po operacji, nie były wystarczającą rekompensatą.

Poszła więc za Lassem, który najwyraźniej wpadł w prawdziwy szał zakupów. W wózku było już wiaderko bejcy do drewna i duży worek nawozu do trawnika.

– To też za pół ceny – wyjaśnił Lasse, kiedy Petra uniosła brwi. – Skoro kupujemy dom, pewnie zużyjemy to już pierwszego lata.

Zobaczyła, jak znika między półkami, a sama skręciła do regału z artykułami dla psów. Kilka opakowań świńskich uszu dla Roya zaspokoiło z grubsza jej potrzebę zakupów.

Kiedy wróciła do Lassego, siedział w hamaku z poduszkami w paski, także z czerwoną ceną, i bujał się leniwie w przód i w tył, zatopiony w myślach. Zauważył ją dopiero w chwili, gdy stanęła tuż obok niego.

– Chodź, wypróbuj – powiedział i klepnął leżącą obok poduszkę.

Petra zrobiła, co jej zaproponował, oparła się wygodnie i zaczęła bujać razem z nim.

– Jesteś zmęczona? – zapytał Lasse.

– Nie, niespecjalnie.

Objął ją ramieniem i huśtali się dalej.

– Czy nie pasowałby do tarasu w ogrodzie? A tamte byłyby idealne do altany.

Wskazał na mały zestaw mebli ogrodowych stojący po drugiej stronie alejki.

– Teraz to już jesteś rozrzutny – powiedziała Petra z uśmiechem. – Ale oczywiście.

Popatrzył na nią tym pytającym i trochę zakłopotanym spojrzeniem, do którego zdążyła się przyzwyczaić w ostatnim roku.

– Zmieniłaś zdanie? – zapytał. – Wczoraj wydawałaś się równie zachwycona jak ja.

Miał rację. Kiedy agent nieruchomości oprowadzał ich po posesji, wszystko w niej śpiewało, a tekstu z prospektu, który dostali, nauczyła się na pamięć.

Posiadłość myśliwska w pięknej lokalizacji, blisko natury. Nieruchomość składa się z odnowionego i rozbudowanego domu mieszkalnego, m.in. z kuchnią i piecem drzewnym. Duża przybudówka, dwa nowe oddzielne domki dla gości, jeden z aneksem kuchennym, sauna. Duży i piękny taras ogrodowy z basenem. Także obszar leśny. Wchodzi w skład okręgu myśliwskiego Stackerud, ok. 6000 ha.

Ale mimo wszystko.

– Półtora miliona to bardzo dużo pieniędzy – zaczęła.

– Milion czterysta tysięcy.

Lasse przestał się huśtać.

– Tak, tak – podjęła Petra. – Milion czterysta tysięcy to też dużo pieniędzy.

– Już to przecież liczyliśmy i damy radę. Może złożymy ofertę na milion dwieście i zobaczymy, co powiedzą?

Petra sama nie rozumiała, dlaczego nagle zaczęła się wahać. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby spróbowali. Jeżeli Hannes zamierzał nadal mieszkać w domu, a w tej chwili wydawało się, że tak będzie, mógłby dostać jeden z domków dla gości na miejsce muzycznych prób. Drugiego mogłaby używać Nellie podczas odwiedzin. Może nawet częściej przyjeżdżałaby do domu, gdyby miała własny mały domek.

– Czy nie powinniśmy raczej kupić mieszkania dla seniorów z łazienką przystosowaną dla osób niepełnosprawnych?

Lasse się roześmiał.

– Teraz to już pojechałaś.

– Żartowałam.

– Będziemy żyć jeszcze trzydzieści lat. Przynajmniej tak zaplanowałem.

Petra pomyślała o jagodach i grzybach, które mogłaby zbierać we własnym lesie, a nawet w nim polować. Mogliby sobie kupić jamnika szorstkowłosego. Albo legawca. Życie się przecież jeszcze nie kończy.

Potem spojrzała na Lassego.

Pytanie tylko, czy to wystarczy.7

Sandy gwizdnęła krótko z najwyższego stopnia schodów i oznajmiła, że czas siadać do stołu. Ted lekko się zachwiał, wstając z trawnika, na którym siedział podczas pozowania do zdjęcia grupowego, ale podparł się ręką i udało mu się dźwignąć na nogi.

Jak właściwie wyszło zdjęcie? Chociaż Sune, który trzymał aparat, żeby Magdalena też mogła na nim być, gderał, żeby się uśmiechali i wyglądali na zadowolonych, Ted przez cały czas miał zamknięte usta. Nigdy nie potrafił uśmiechać się naturalnie do zdjęcia. Nie miał ochoty oglądać siebie w gazecie z kretyńskim uśmiechem.

Sandy czekała jak gospodyni, którą właściwie była, kiedy wchodzili po kolei do środka.

Chociaż Ted był okropnie głodny, zwolnił, żeby zrównać się z Jackiem, który szedł niespiesznym krokiem obok Tiny. W tym ogólnym zamieszaniu zdążyli się dotąd tylko krótko przywitać.

Jack zauważył go dopiero w momencie, gdy byli na schodach.

– Ted, ty stary lisie! Jak dobrze znów cię widzieć.

Położył mu dłoń na ramieniu, potrząsnął nim i powtórzył, że dobrze jest znów się zobaczyć. Naprawdę. Tyle lat.

Miał szeroki, lśniący, biały uśmiech.

Kiedy Ted chciał już powiedzieć coś w stylu „też się cieszę”, przeszkodziła mu Sandy.

– Jedzenie nakładacie sobie w kuchni – poinstruowała ich, stojąc w progu. – W kredensie po prawej jest chleb, masło i kartony z winem. Smacznego.

Ted trzymał się blisko Jacka, kiedy nakładali sobie rostbef i sałatkę ziemniaczaną z aluminiowych półmisków ustawionych na stole, i słyszał, jak rozmawia z innymi mniej więcej w taki sam sposób.

Dobrze cię zobaczyć. Tyle lat. Tak, naprawdę wspaniale jest wrócić do domu.

Jussi kręcił się na kulach po kuchni jak żaglówka w sztormie i zderzył się w końcu z Tiną, która omal nie straciła równowagi. Ted zdążył w ostatniej chwili uskoczyć na bok i uchronić swój talerz przed wylądowaniem na podłodze.

– Uspokój się – powiedziała, przewracając oczami w typowy dla siebie sposób. – Też coś!

Żachnęła się i wyszła z kuchni.

Pamiętał takie jej zachowanie ze starszych klas. Dąsająca się Tina, znikająca z podskakującym końskim ogonem. Pod całą tą fasadą kryła się wciąż tamta piętnastolatka.

– Co ci się stało? – zapytał Jack.

– Kontuzja – odparł Jussi i machnął kulami.

– Aha. Pomóc ci?

Zanim Jussi zareagował, wziął mu spod pachy talerz i zaczął nakładać jedzenie.

Czekając na swoją kolej, Ted zerkał na kartony z winem w kredensie.

Nie. Wystarczy.

– Mecz w firmie – ciągnął Jussi. – Pęknięcie kości śródstopia.

Pochylił się, wsparty na kulach, niepokojąco blisko Jacka, jakby chciał mu przekazać tajną informację, której nie powinien usłyszeć nikt inny w pokoju.

Jack nadrabiał miną, ale Ted pomyślał, że przypomina teraz pielęgniarza z domu opieki dla chorych na demencję.

– Nie ma nic wegetariańskiego? – zapytała Unni, rozglądając się wokoło. – Lena? Jest tylko mięso?

Odpowiedź Leny zagłuszyła muzyka, którą ktoś niespodziewanie nastawił na cały regulator.

Wino to tylko wino, pomyślał Ted, nakładając sobie jedzenie.

To po mocnym alkoholu urywał mu się film.

Nie. Teraz oszukujesz sam siebie, nawet ty to wiesz.

Poszedł za Jackiem i Jussim po chleb i ser, ale choć bardzo się starał coś wymyślić, nie przychodziło mu do głowy nic, czym mógłby się włączyć do rozmowy. Wszystko, co przygotował w samochodzie, wydało mu się teraz wymuszone i nudne. Tak jakby cały umysł się zamknął.

Zaczął więc bez pośpiechu kroić ser i kłaść plastry na chleb. Trzymając pełen talerz na wysokości oczu, próbował przejść przez kuchnię, nie brudząc nikogo jedzeniem.

Przechodził koło kredensu w chwili, gdy Alice chciała odstawić swój talerz na wąski parapet, żeby nalać sobie wina do szklanki.

– Pomóc ci? – zapytał.

– Nie, w porządku.

Odwróciła się od niego, próbując teraz postawić talerz na kredensie, ale tam też nie było miejsca.

W końcu Ted wyjął jej go z ręki.

Odgłos nalewanego wina był prawie równie przyjemny jak syk otwieranej puszki z piwem. Nie mógł oderwać wzroku od szklanki.

Nie.

– Czerwone czy białe? – zapytała, kiedy napełniła swoją szklankę.

– Czerwone – odpowiedział. – Ale tylko trochę.

Mała szklaneczka na pokaz, żeby nie musiał odpowiadać na te wszystkie pytania.

Alice wzięła nową plastikową szklankę i zaczęła nalewać, nie słuchając jego „dość, dość”, kiedy szklanka była w połowie napełniona.

Gdy skończyła, postawiła wino Teda na kredensie i wyjęła talerz z jego ręki.

– Dziękuję za pomoc – powiedziała.

– Nie ma sprawy.

Ted podniósł szklankę, żeby wznieść razem z nią toast, ale nim zdążył coś powiedzieć, odwróciła się do niego plecami i odeszła.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: