Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wyrok diabła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wyrok diabła - ebook

Nigdy nie możesz być pewien, czy sprawujesz władzę nad swoim demonem, czy może to on kontroluje ciebie.


„Wyrok diabła” to czwarta część bestsellerowego cyklu powieści o Kubie Sobańskim, wziętym krakowskim adwokacie, jednocześnie seryjnym mordercy, który właśnie dochował się następczyni. Czy Sonia Wodzińska, osiemnastoletnia uczennica liceum, jest godna swojego mentora? Jak wiele będą w stanie wzajemnie dla siebie poświęcić, z czego potrafią zrezygnować i czy jest coś, co stanowi dla nich wartość większą od życia w raju?

Kiedyś przerażały mnie książki Kinga, Stokera czy Koontza. Adrian Bednarek zdetronizował ich wszystkich, tworząc postać Kuby Sobańskiego – uroczego młodego prawnika, który po godzinach para się morderstwami młodych, pięknych dziewcząt. Przeraża mnie najbardziej to, że wszyscy czytelnicy doskonale wiedzą, jakim potworem jest Sobański, ale i tak wszyscy go kochają.
Agata Kot, naczytane.blogspot.com

Rzeźnik Niewiniątek powrócił, a wraz z nim mnóstwo emocji i przeświadczenie o tym, że Kuba może stać się kultowym, literackim bohaterem budzącym lęk, podziw i... sympatię. Ukazane w książce fascynujące widowisko walki między dobrem a złem, to istny majstersztyk literacki, od którego nie potrafiłam się oderwać.
Wioleta Sadowska, subiektywnieoksiazkach.pl

Ostatni tom serii o Kubie Sobańskim zwieńcza historię Rzeźnika Niewiniątek w najbardziej nieoczekiwany i wstrząsający sposób! Finał powieści wbija w fotel i nie pozwala długo dojść do siebie! Spodziewajcie się niespodziewanego!
Klaudia Pankowska-Bianek, porozmawiajmy-o-ksiazkach.blogspot.com

Adrian Bednarek – urodzony w 1984 w Częstochowie. Zapalony fan sportu żużlowego. Uwielbia tworzyć historie, w których głównymi bohaterami są skomplikowane czarne charaktery. Autor docenionych przez czytelników thrillerów ( „Pamiętnik Diabła”, „Proces Diabła”, „Spowiedź Diabła”) o Kubie Sobańskim, prawniku i seryjnym mordercy z Krakowa. Pisanie uważa za swój największy nałóg – w kolejce do publikacji czeka już dziesięć jego kolejnych powieści.

W serii ukazały się:
Pamiętnik diabła
Proces diabła
Spowiedź diabła
Wyrok diabła

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-925-0
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Słabe światło jedynej działającej jarzeniówki z trudem rozjaśnia niewielkie, zimne niczym wnętrze lodowca pomieszczenie wywołujące swoim klimatem depresję. Od półtorej godziny siedzę niespokojnie na twardym metalowym krześle. Regularnie, co dwadzieścia minut, przez pancerne drzwi wchodzi fatalnie ubrany człowiek z dużym brzuchem i łysieniem plackowatym. Za każdym razem zadaje mi to samo pytanie, a ja powtarzam mu tę samą odpowiedź, licząc, że w końcu ją zrozumie. Łokcie opieram o drewniany blat dużego drewnianego stołu pamiętającego czasy komunizmu. Przede mną są: popielniczka, zapałki, paczka obrzydliwych najtańszych polskich fajek i kubek ze wstrętną, lurowatą kawą. Dotąd wypiłem tylko jeden łyk. Ten, kto ją przygotował, zasłużył na krzesło elektryczne.

Czas oczekiwania ze sprzymierzeńca zmienia się w najgorszego, bezwzględnego wroga. Każdą minutę odczuwam podwójnie. Jest mi zimno, zaczynam być głodny, marzę o prysznicu i skorzystaniu z toalety. Dobrze wiem, że fatalnie ubranemu człowiekowi właśnie o to chodzi. Co chwila przeglądam się w lustrze wbudowanym w ścianę po mojej lewej stronie. Jestem zmęczony i na takiego wyglądam. Cienie pod oczami w świetle jarzeniówki wydają się czarne, włosy, zwykle nienagannie, stylowo rozczochrane, opadają na czoło, jakbym ich nie mył przez co najmniej trzy dni. Czas sprawił, że gładką twarz zaczął pokrywać początek zarostu. Choć jest mi zimno, to na czarnej koszulce dostrzegam odrażające plamy potu pod pachami i na wysokości żeber. Zdarzało mi się wyglądać lepiej.

Wiem, że fatalnie ubrany człowiek cały czas mnie obserwuje. Odwracam wzrok od lustra. Próbuję sięgnąć do paczki po papierosa pachnącego gorzej niż nawóz. Kajdanki obejmujące moje dłonie ciaśniej niż boa dusiciel przypominają, że jeśli chcę zapalić, muszę do tej niezwykle trudnej czynności użyć obu rąk. Zrezygnowany opuszczam na chwilę głowę, jakbym szukał dodatkowych pokładów sił lub próbował poskładać roztrzaskane myśli. Robię to celowo, z nadzieją, że fatalnie ubrany człowiek w końcu zlituje się nade mną.

Podnoszę głowę i nieporadnie chwytam obiema dłońmi najpierw papierosa, którego wkładam do ust, a następnie zapałkę, której zapalenie skutymi rękami jeszcze godzinę temu uznawałem za cyrkową sztukę. Zapalam za trzecim razem. Pierwsze zaciągnięcie się tytoniowym łajnem wywołuje atak nieudawanego kaszlu. Filtr błyskawicznie przesiąka zasychającą na moich rękach krwią, przez co smak łajna staje się słodki. Staram się nie patrzeć na własne dłonie. Wyglądają jak ewidentny dowód zbrodni skazujący mnie na minimum piętnaście lat więzienia.

Zamykam oczy, chłonę tytoniową obrzydliwość zawiniętą w papier i myślami wracam do dzisiejszej nocy. Po raz kolejny odtwarzam w głowie katastrofę, która sprowadziła mnie do tego miejsca. Odkąd trafiłem na salę przesłuchań podrzędnego komisariatu dzielnicy Kraków-Podgórze, nie robię nic poza intensywnym myśleniem. Dzisiejszej nocy wszystko potoczyło się inaczej, niż powinno. Moje własne błędy sprowadziły mnie w to miejsce. Odpowiedzialność ciąży na mnie niczym wypchany kamieniami tornister przyklejony do pleców. Dźwięk otwieranego zamka pancernych drzwi topi moje myśli szybciej niż mikrofalówka ser. Drzwi się otwierają. Za chwilę zobaczę w nich gigantyczny brzuch, jego posiadacz zada swoje stałe pytanie, czekając na moją stałą odpowiedź: „Nie powiem niczego bez obecności adwokata”.

– Możemy wreszcie skończyć ten cyrk? Odmawiam składania zeznań, żądam adwokata! – krzyczę, zanim fatalnie ubrany człowiek zdąży przekroczyć próg pokoju przesłuchań i zadać pytanie. Mam dosyć powtarzania w kółko tej samej sceny.

Chcę wymusić możliwość skorzystania z telefonu. Oficjalnie pozwala mi na to ustawa, ale na komisariacie za nic mają literę prawa. Biorą mnie na przetrzymanie, chcą sprawdzić, kiedy zmięknę, zgłodnieję lub poczuję, że mój pęcherz zamierza eksplodować. Standardowa taktyka śledczych z podrzędnych komisariatów, nie zamierzam dać im satysfakcji. W drzwiach pojawia się zarys ludzkiej postaci. Ku mojemu zdziwieniu nie zaczyna się ona od potężnego brzucha. Postać jest szczupła, wyższa od fatalnie ubranego człowieka, ma więcej włosów na głowie i wyraz twarzy kogoś, kto brał udział w ekspresowej wycieczce do piekła i z powrotem. Znam tę osobę, sam zafundowałem jej możliwość odbycia unikatowej wycieczki.

– Naturalnie, przysługuje ci takie prawo, Kuba, ale pomyślałem, że najpierw będziesz chciał porozmawiać ze mną. – Ton jego głosu zawsze jest identyczny. Bez względu na to, czy opowiada kawał, dokonuje aresztowania pod zarzutem morderstwa, czy zamawia hamburgera w fast foodzie. Nigdy nie słychać w nim odrobiny emocji.

Ostatni raz widziałem tego człowieka dokładnie pół roku temu. Przyszedł do mojej przeżywającej największy kryzys w historii swojego istnienia kancelarii adwokackiej, przynosząc hiobową w jego mniemaniu wieść: „Przykro mi, Kuba, dostałem polecenie z samej góry. Sprawa zabójstwa Sandry została oficjalnie umorzona z powodu braku dowodów, a ja mam za dużo otwartych spraw, żeby dalej ją prowadzić. Podobnie rzecz ma się ze sprawą Julii. Choć w tym przypadku coraz bardziej zaczynam wierzyć, że popełniła samobójstwo”. Jego słowa były niczym czekolada dla mojego złaknionego słodkości serca. Udałem szczerze smutnego i zaproponowałem butelkę whisky. Zatopiliśmy w szkockich torturach ból przeszłości. Żaden z nas nie wspominał Sandry. Ja ubolewałem z powodu samobójstwa Julii Merk, on płakał nad śmiercią córki. W trakcie rozmowy z jego ust padło o jedno słowo za dużo. Od tamtej pory wyrósł między nami mur. Zaczęliśmy się unikać. Kilka razy wymieniliśmy grzecznościowe powitanie i nic więcej. A teraz, zupełnie niespodziewanie, komendant Wojciech Kubiak, jeden z najważniejszych ludzi krakowskiej policji przychodzi w zastępstwie fatalnie ubranego człowieka.

– Dobrze zobaczyć znajomą twarz – kłamię. Podczas nocy z łyskaczem poznałem jego sekret, przez co teraz może chcieć mi pomóc lub całkowicie mnie pogrążyć. – Zależy, czy to oficjalna rozmowa.

– W pewnym sensie – odpowiada, siadając po drugiej stronie stołu na twardym krześle.

Z kieszeni luźnych dżinsowych spodni wyciąga paczkę prawdziwych papierosów i częstuje mnie jednym. Chce być uprzejmy albo próbuje, jak na rasowego glinę przystało, zdobyć moje zaufanie. Możliwe, że wszystko jest ustawione według klasycznych zasad. Kubiak gra dobrego policjanta, a fatalnie ubrany człowiek złego. Gaszę tytoń zmieszany z krwią i łajnem, Kubiak wkłada między zakrwawiony palec wskazujący i serdeczny czerwone marlboro.

– W tym przypadku nie istnieje pewien sens– mówię z papierosem w ustach. Kubiak zapala mi go zapalniczką. – Są dwa rozwiązania. – Prawdziwy tytoń pieści moje płuca niczym wytrawna kochanka przejmująca obowiązki po weterance z burdelu. Wydmuchuję dym, czując przyjemność doprawioną szczyptą krwi. – Albo grubas za lustrem słucha naszej rozmowy i jest ona oficjalna, albo poszedł do cukierni popracować nad otyłością i rozmawiamy nieoficjalnie.

Przeszywam jego źrenice chytrym spojrzeniem. Próbuję coś z nich wyczytać. Chcę wiedzieć, czy jest sprzymierzeńcem, czy wrogiem. W kontekście wydarzeń ostatniej nocy ma to kolosalne znaczenie. Niestety, oczy komendanta Kubiaka od lat pokazują to samo – smutek. Mógłbym na niego patrzeć jeszcze godzinę, a i tak nie zobaczyłbym nic innego.

– Poszedł coś zeżreć. Kazałem mu wyjść, jako komendant mam takie prawo. I uprzedzając twoje następne pytanie: nie zamierzam ci udowadniać, że mówię prawdę. – Sięga do swojej paczki po papierosa.

Kiedy go zapala, sufit pomieszczenia wywołującego depresję zaczyna przypominać wnętrze klasycznego pubu przed wprowadzeniem zakazu palenia.

– Skoro pofatygowałeś się na ten podrzędny komisariat, mogłeś mi chociaż przynieść kanapkę – zauważam.

Powinienem skupić się na najważniejszych sprawach, ale głód męczy mój organizm, nie pozwalając o sobie zapomnieć.

– Od wczesnych godzin rannych zatwierdzam lub anuluję dowody zebrane przez Wydział do Walki z Przestępczością Zorganizowaną CBŚ w sprawie przemytu spirytusu na skalę ogólnokrajową. Rzuciłem wszystko, gdy tylko poinformowano mnie, co się stało, i przyjechałem do ciebie w trybie natychmiastowym. Wybacz, że po drodze nie pomyślałem o zorganizowaniu ci kanapki. – Brzmi nieco ordynarnie.

Sprawa nielegalnego spirytusu z pewnością miała wielkie znaczenie dla policyjnych szczytów. Jeżeli Kubiak pofatygował się na Podgórze, to albo naprawdę mnie lubi, albo mam totalnie przechlapane, a on boi się, że szukając wyjścia z kłopotów, spróbuję upublicznić jego tajemnicę. Uważam za logiczne, że chce być blisko mnie.

– Powinienem ci podziękować czy zacząć się bać? – pytam szczerze.

– Na pewno powinieneś wezwać adwokata, ale zanim to zrobisz, lepiej, żebym dokładnie zapoznał się ze szczegółami wydarzeń dzisiejszej nocy.

Ma nadzieję, że powiem mu prawdę.

– Opowiem ci wszystko. – Ostatni raz pociągam papierosa i nieudolnie, skutymi rękami, gaszę w popielniczce. – Ale najpierw ty musisz powiedzieć coś mnie.

Wciąż nie jestem w stanie przewidzieć konsekwencji nocnej katastrofy. Układałem w głowie kilka rozwiązań, ale na razie żadne nie wydaje się pewne.

– W porządku, pytaj. – Wypuszcza w moją stronę kolejną chmurę dymu. Chce pokazać, kto panuje nad sytuacją.

– Co z nią? – Z trudem ukrywam zniecierpliwienie w głosie.

Kubiak wyjątkowo powoli gasi papierosa. Robi to celowo, gra na czas, układając w głowie odpowiedź.

– Dla dobra śledztwa, wobec ciążących nad tobą zarzutów, nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie. – Wybiera ucieczkę. – Ta sytuacja może ulec zmianie, jeśli powiesz mi, co się stało.

Koniecznie chce poznać szczegóły nocnej katastrofy. Obrał nawet sposób, jak je ze mnie wydobyć. To musi mieć dla niego wielkie znaczenie. Czuję, jak stalowa pętla zaciska mi się na szyi, powoli pozbawiając możliwości sprawnego oddychania.

– Skoro tak stawiasz sprawę… – Nie pozostawia mi wyboru. – Pozwolisz, że przetestuję twoją prawdomówność, zanim zaczniemy poważną rozmowę.

– Co masz na myśli?

– Skoro, jak twierdzisz, nikt nas nie podsłuchuje ani nie podgląda przez lustro weneckie, mogę ci śmiało przypomnieć, że doskonale pamiętam, jak w efekcie wypicia alkoholu i złych wspomnień przyznałeś się do zlecenia zabicia Tomasza Rogowskiego w więzieniu?

Kubiak słucha, nie patrząc mi w oczy. Skupia wzrok na ustach. Wydaje się zadziwiająco spokojny. Nie okazuje zdenerwowania. Jestem pewien, że fatalnie ubrany człowiek wraz z kolegami nie podgląda nas przez lustro weneckie. Gdyby było inaczej, Kubiak przerwałby mi w połowie zdania. Mówił prawdę, jesteśmy sami.

– Oczywiście, że nikt nas nie słucha. Dla potwierdzenia mogę dodać, że był to jeden z moich największych błędów w życiu. Daruj sobie chwalenie się czymś, czego nie powinieneś wiedzieć.

– Nie prosiłem cię o wyjawienie swojej tajemnicy – przypominam.

– To akurat była czysta głupota. – Jego prawa warga lekko się podnosi w taniej imitacji uśmiechu.

Śmierć Tomasza Rogowskiego zapewniła mi bezpieczeństwo. Kubiak, zabijając człowieka skazanego za serię brutalnych morderstw studentek, w tym swojej córki, automatycznie pozbawił się możliwości poznania prawdy. Tyle że o tym nie wie i nie powinien traktować tego jako błąd. Chyba że ma coś tak zbędnego jak sumienie.

– Myślałem, że z zemstą łatwiej żyć niż bez niej.

– Dobrze myślałeś. Żałuję śmierci Tomasza Rogowskiego, ponieważ od jakiegoś czasu wierzę, że nie był Rzeźnikiem Niewiniątek. – Jego słowa powodują gwałtowne przyspieszenie bicia mojego serca. Gdyby nagle odmówiło pracy i padło, zrozumiałbym je. – Skoro już przetestowałeś moje zaufanie, zostawmy moje osobiste problemy i wróćmy do szczegółów dzisiejszej nocy. Jesteś prawnikiem, dobrze wiesz, że i tak nie unikniesz złożenia zeznań. Inaczej sam się pogrążysz. Wolisz powiedzieć to teraz mnie czy później temu idiocie, z którym rozmawiałeś przed chwilą?

– Chcę się przyznać do zabójstwa. – Słysząc własne słowa, zaczynam pragnąć, żeby serce skapitulowało i koszmar wreszcie mógł się skończyć.

Serce się nie poddaje i postanawia utrzymać mnie przy życiu. W tej sytuacji mogę zrobić tylko jedno – poszukać dobrego adwokata…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: