Żywiciel - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
Luty 2018
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Żywiciel - ebook
Jeremy usłyszał wyrok: ma raka. Został mu miesiąć życia. Niespodziewanie pojawia się tajemniczy generał i oferuje pomoc. Może wziąć udział w tajnym eksperymentcie CIA. To co ocali mu życie może stać się zagładą gatunku ludzkiego.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-642-0 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeremy popatrzył w lustro.
— Boże, co oni ze mną zrobili? — wyszeptał, gdy ujrzał swoje odbicie.
Niewiele pamiętał z tego, co się wydarzyło nim trafił do szpitala ani też w samym szpitalu.
Dotykał twarzy nie dowierzając. Malował się na niej strach. Jego oczy były nienaturalnie zapadnięte do wewnątrz, a czaszka dziwnie wydłużona. Nie to jednak przerażało go najbardziej, bowiem przez ułamek sekundy dostrzegł niewielki ruch pod skórą prawego policzka. Nie widział dokładnie, gdyż światło było zgaszone. W pokoju panował półmrok, nikłą poświatę dawała jedynie uliczna latarnia. Dotknął swej twarzy dłonią i oderwał ją nagle przerażony. Pod palcami poczuł ruch. To uczucie przywołało niemal żywe wspomnienia z taką łatwością, jakby ktoś odblokował mu w umyśle zapadkę. Raz jeszcze powoli podniósł rękę do policzka, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Jeremy oderwał się od lustra wpatrując w drzwi. Natarczywe pukanie przeszło w łomotanie.
— Jery, Jeremy wpuść nas. Wiemy, że jesteś w środku — rozległo się wołanie zza drzwi.
— Nikt nie zrobi ci krzywdy, chcemy tylko zobaczyć czy nic ci nie jest, czy jesteś zdrowy — mężczyzna za drzwiami mówił spokojnym tonem.
— To oni, to oni! — powiedział do siebie Jery.
— Przyszli dokończyć swoje dzieło, co robić? — zaczął panikować.
— Jery! — głos stał się bardziej ostry.
— Otwieraj do jasnej cholery albo wyważymy drzwi! — usłyszał szarpnięcie za klamkę.
Nie potrzebował już więcej ani chwili do namysłu, szybkim krokiem przeszedł przez pokój do okna. Otworzył je i bez chwili zawahania wyskoczył. W tym momencie drzwi zostały wyważone, do mieszkania wpadło czterech uzbrojonych mężczyzn. Jeden z nich wychylił się przez okno w chwili, gdy Jeremy podnosił się ze sterty śmieci. Poderwał się do biegu, gdy padły strzały. Dwie kule utkwiły mu w plecach rzucając go na kolana. Pomimo strasznego bólu, zdołał się podnieść i poderwał do biegu. Tamci ruszyli w pogoń. Słyszał stukot butów biegnących za nim. Skręcił w ciemną uliczkę. Przewaga kilkunastu sekund dawała mu nadzieję na ucieczkę. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się i gdy upewnił się, że zgubił pogoń, zatrzymał się by złapać oddech. Rany już go nie bolały, tylko piekły. W brudnym oknie starej fabryki ujrzał swoje odbicie. Jego twarz wrzała. Skóra na całej głowie poczerwieniała i spęczniała. Ruchy były bardzo szybkie. Odwrócił się i oparł plecami o ścianę.
Oddychał spokojnie. Sięgnął pamięcią wstecz.
* * *
Jeremy wyszedł z gabinetu bardzo przygnębiony. Szedł przed siebie patrząc niewidzącym wzrokiem. Gdy zatrzymał się przed domem, w uszach wciąż brzmiały mu słowa doktora Perkinsa: ·- Ma pan raka mózgu, panie Steward. Przykro mi, ale zostało panu niewiele ponad dwa miesiące życia…
— Co za kutas, ani przez chwilę nie było mu przykro, mogę się założyć. A z jaką łatwością mówił o tym, ile mi zostało jeszcze życia, co za gnój. Gówno go to obchodziło, że nie długo zdechnę — wykrzykiwał w myślach kolejne przekleństwa.
* * *
Czyjś cień przemknął za rogiem fabryki. Jeremy przestraszył się, gorączkowo zaczął szukać wejścia do budynku. Nagle usłyszał biegnących w jego kierunku ludzi. W pośpiechu macał goły mur szukając wejścia. W końcu natrafił na zimną płytę. Szybko obrócił głowę i zamarł. Byli już na początku uliczki. Oddali kilka niecelnych strzałów, na szczęście odległość była zbyt duża. Nacisnął klamkę i z całej siły pchnął. Drzwi ustąpiły i wpadł do środka. Po ciemku drżącymi rękami zatrzasnął drzwi na zasuwę. Ścigający byli za drzwiami. Jeremy kucnął i pochylił się do ziemi, wstrzymując oddech.
— Hej! Co ty tu robisz?! — usłyszał zachrypły głos dochodzący z ciemności.
— Boże, co oni ze mną zrobili? — wyszeptał, gdy ujrzał swoje odbicie.
Niewiele pamiętał z tego, co się wydarzyło nim trafił do szpitala ani też w samym szpitalu.
Dotykał twarzy nie dowierzając. Malował się na niej strach. Jego oczy były nienaturalnie zapadnięte do wewnątrz, a czaszka dziwnie wydłużona. Nie to jednak przerażało go najbardziej, bowiem przez ułamek sekundy dostrzegł niewielki ruch pod skórą prawego policzka. Nie widział dokładnie, gdyż światło było zgaszone. W pokoju panował półmrok, nikłą poświatę dawała jedynie uliczna latarnia. Dotknął swej twarzy dłonią i oderwał ją nagle przerażony. Pod palcami poczuł ruch. To uczucie przywołało niemal żywe wspomnienia z taką łatwością, jakby ktoś odblokował mu w umyśle zapadkę. Raz jeszcze powoli podniósł rękę do policzka, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Jeremy oderwał się od lustra wpatrując w drzwi. Natarczywe pukanie przeszło w łomotanie.
— Jery, Jeremy wpuść nas. Wiemy, że jesteś w środku — rozległo się wołanie zza drzwi.
— Nikt nie zrobi ci krzywdy, chcemy tylko zobaczyć czy nic ci nie jest, czy jesteś zdrowy — mężczyzna za drzwiami mówił spokojnym tonem.
— To oni, to oni! — powiedział do siebie Jery.
— Przyszli dokończyć swoje dzieło, co robić? — zaczął panikować.
— Jery! — głos stał się bardziej ostry.
— Otwieraj do jasnej cholery albo wyważymy drzwi! — usłyszał szarpnięcie za klamkę.
Nie potrzebował już więcej ani chwili do namysłu, szybkim krokiem przeszedł przez pokój do okna. Otworzył je i bez chwili zawahania wyskoczył. W tym momencie drzwi zostały wyważone, do mieszkania wpadło czterech uzbrojonych mężczyzn. Jeden z nich wychylił się przez okno w chwili, gdy Jeremy podnosił się ze sterty śmieci. Poderwał się do biegu, gdy padły strzały. Dwie kule utkwiły mu w plecach rzucając go na kolana. Pomimo strasznego bólu, zdołał się podnieść i poderwał do biegu. Tamci ruszyli w pogoń. Słyszał stukot butów biegnących za nim. Skręcił w ciemną uliczkę. Przewaga kilkunastu sekund dawała mu nadzieję na ucieczkę. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się i gdy upewnił się, że zgubił pogoń, zatrzymał się by złapać oddech. Rany już go nie bolały, tylko piekły. W brudnym oknie starej fabryki ujrzał swoje odbicie. Jego twarz wrzała. Skóra na całej głowie poczerwieniała i spęczniała. Ruchy były bardzo szybkie. Odwrócił się i oparł plecami o ścianę.
Oddychał spokojnie. Sięgnął pamięcią wstecz.
* * *
Jeremy wyszedł z gabinetu bardzo przygnębiony. Szedł przed siebie patrząc niewidzącym wzrokiem. Gdy zatrzymał się przed domem, w uszach wciąż brzmiały mu słowa doktora Perkinsa: ·- Ma pan raka mózgu, panie Steward. Przykro mi, ale zostało panu niewiele ponad dwa miesiące życia…
— Co za kutas, ani przez chwilę nie było mu przykro, mogę się założyć. A z jaką łatwością mówił o tym, ile mi zostało jeszcze życia, co za gnój. Gówno go to obchodziło, że nie długo zdechnę — wykrzykiwał w myślach kolejne przekleństwa.
* * *
Czyjś cień przemknął za rogiem fabryki. Jeremy przestraszył się, gorączkowo zaczął szukać wejścia do budynku. Nagle usłyszał biegnących w jego kierunku ludzi. W pośpiechu macał goły mur szukając wejścia. W końcu natrafił na zimną płytę. Szybko obrócił głowę i zamarł. Byli już na początku uliczki. Oddali kilka niecelnych strzałów, na szczęście odległość była zbyt duża. Nacisnął klamkę i z całej siły pchnął. Drzwi ustąpiły i wpadł do środka. Po ciemku drżącymi rękami zatrzasnął drzwi na zasuwę. Ścigający byli za drzwiami. Jeremy kucnął i pochylił się do ziemi, wstrzymując oddech.
— Hej! Co ty tu robisz?! — usłyszał zachrypły głos dochodzący z ciemności.
więcej..