Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Epos: arcydzieła poezyi epicznej wszystkich czasów i narodów - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Epos: arcydzieła poezyi epicznej wszystkich czasów i narodów - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 573 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA WY­DAW­CY.

Wy­da­jąc tłu­ma­cze­nie dzie­ła pp. Chas­sang i Mar­cou, pra­gnę­li­śmy po­dać do­ro­ślej­szej na­szej mło­dzie­ży praw­dzi­wie po­żyw­ną stra­wę du­cho­wą. Nic tak nie roz­wi­ja ser­ca i umy­słu, jak ob­co­wa­nie z ge­niu­sza­mi. W dzie­le tem znaj­du­ją się do­kład­ne stresz­cze­nia naj­zna­ko­mit­szych ar­cy­dzieł li­te­ra­tu­ry po­wszech­nej. A je­śli książ­ka na­sza obu­dzi w czy­tel­ni­kach za­mi­ło­wa­nie przed­mio­tu, je­śli zdo­ła ich za­chę­cić do bliż­sze­go po­zna­nia ar­cy­dzieł po­ezyi – to i cel nasz tem sa­mem zo­sta­nie osią­gnię­tym.

Zwa­żyw­szy, iż w ory­gi­na­le fran­cu­skim zgo­ła nie uwzględ­nio­no pi­śmien­nictw sła­wiań­skich, do­da­li­śmy ze swej stro­ny epi­kę cze­ską, serb­ską, ru­ską i pol­ską, po­da­jąc na wzór za­miast stresz­czeń, bądź bar­dziej udat­ne tłu­ma­cze­nia, bądź od­po­wie – dnie ustę­py z ory­gi­na­łu. Do­da­li­śmy na­ko­niec, jako nie­zbęd­ne do­peł­nie­nie ca­ło­ści, parę uwag o epo­pei wie­ku XIX-go.

Nim zaś przej­dzie­my do Przed­mo­wy Au­to­rów, za­uważ­my tu jesz­cze, że wy­raz Epo­pe­ja po­cho­dzi z grec­kie­go (epos – sło­wo), i w naj­prost­szej po­sta­ci ozna­cza opo­wia­da­nie, baj­kę, po­wieść. Każ­da bo­wiem epo­pe­ja w osta­tecz­nej swej tre­ści jest pew­ne­go ro­dza­ju opo­wia­da­niem, baj­ką, po­wie­ścią.

* * *CO TO JEST EPO­PE­JA.

Epo­pe­ja jest to naj­szla­chet­niej­szy ro­dzaj po­ezyi.

Pierw­szy i naj­więk­szy po­eta świa­ta – jest twór­cą epo­pei. Gdy eru­dy­cya no­wo­cze­sna wy­wo­ła­ła w kry­ty­ce prze­wrót, ba­da­nie epo­pei pier­wot­nej in­dyj­skiej, per­skiej, skan­dy­naw­skiej, hisz­pań­skiej – otwar­ło jej dro­gi nowe i owo­co­daj­ne. Licz­ba ar­cy­dzieł epicz­nych jest na­der ogra­ni­czo­na: sto­ją one sa­mot­ne w dzie­jach li­te­ra­tu­ry na­ro­dów, jako szczy­ty naj­wyż­sze, z któ­rych ge­niusz pro­mie­nie­je i oświe­ca dro­gę ludz­ko­ści; nie na­le­żą one do jed­ne­go na­ro­du, lecz do wszyst­kich, a opie­wa­ją i uwiecz­nia­ją naj­więk­sze zda­rze­nia ży­cia na­ro­do­we­go i re­li­gij­ne­go.

Po­mi­ja­jąc epo­pe­je in­dyj­skie i per­skie, któ­re nam są bar­dziej obce – "Ilia­da" uwiecz­nia pierw­sze star­cie bar­ba­rzyń­stwa Azyi z cy­wi­li­za­cyą Hel­la­dy. Rzym zaj­mu­je miej­sce Gre­cyi na sce­nie świa­ta: i gdy ukoń­czył pod­bo­je, i gdy ucie­le­śnił się w dy­na­styi – "Ene­ida" czy­ni pierw­sze­go Ce­za­ra sy­nem bo­gów i bo­skie pięt­no kła­dzie na skroń czło­wie­ka. Rzym upa­da, Atyl­la jak wi­cher prze­la­tu­je przez Eu­ro­pę – a wnet echo jego imie­nia roz­brzmie­wa w Ed­dzie skan­dy­naw­skiej i Ni­be­lun­gach ger­mań­skich. Z ruin świa­ta rzym­skie­go wy­do­by­wa Kar­lo­man świat no­wo­żyt­ny – epo­pe­ja fran­cu­ska chwa­łę jego uwiecz­nia. Chry­sty­anizm utwier­dza swe pa­no­wa­nie w Eu­ro­pie i zwal­cza Azyę – Dan­te po­świę­ca mu epo­pe­ję mi­stycz­ną, Tas­so epo­pe­ję wo­jen­ną, Mil­ton opie­wa upa­dek czło­wie­ka, Klop­stock jego od­ku­pie­nie.

Je­że­li ża­den ro­dzaj po­ezyi nie jest tak bo­ha­ter­ski jak epos, ża­den też nie wy­try­snął sa­mo­rod­niej z du­cha ludz­kie­go, gdyż ża­den nie od­po­wia­da le­piej jego po­trze­bom i aspi­ra­cy­om. Czło­wiek po­sia­da ro­zum, któ­ry poj­mu­je i roz­wa­ża; ale po­sia­da też ser­ce, któ­re bije, i wy­obraź­nię, któ­ra się za­pa­la. Czem jest czło­wiek, tem są na­ro­dy. Czło­wiek na­przód czu­je, po­tem ro­zu­mu­je; w dzie­jach ludz­ko­ści po­ezya wy­prze­dza na­ukę. Wiel­kie zda­rze­nia dzie­jo­we, któ­rych wy­ni­kiem są ol­brzy­mie ru­iny albo no­wo­pow­sta­łe spo­łe­czeń­stwa – po­tęż­nie wstrzą­sa­ją wy­obraź­nię. Pro­za dla pa­mię­ci umy­słów cie­ka­wych prze­szło­ści, za­re­je­stru­je szcze­gó­ły hi­sto­rycz­ne, ale wstrzą­śnie­nia po­ru­sza­ją­ce świat, ale we­wnętrz­ne, po­tęż­ne uczu­cia, któ­re prze­ni­ka­ją mi­lio­ny – same jed­ne tyl­ko mają dłu­go­trwa­łe echo w głę­bi dusz. Wspo­mnie­nie wiel­kich ru­chów lu­do­wych i wiel­kie prze­wro­ty mo­ral­ne i re­li­gij­ne wy­pi­su­ją na nich swe pięt­no, któ­re się po­głę­bia, roz­sze­rza i utrwa­la. Na tych to ob­szer­nych za­go­nach roz­kwi­ta po­ezya epicz­na. To co, każ­dy wi­dzi i czu­je, to co na­uka wy­ja­śni w przy­szło­ści – sta­je się przed­mio­tem pie­śni. Uka­zu­je się czło­wiek, któ­ry tę rzecz opie­wa, po­nie­waż do­stał od na­tu­ry ge­niusz i twór­czość, i umie przy­stro­ić w żywe for­my to, co żyje w umy­śle wszyst­kich. Na­uka, dzie­ło roz­wa­gi, zim­ne i cier­pli­we – po­wsta­nie póź­niej. Po­eta epicz­ny jest sa­mo­rod­nym i na­mięt­nym tłu­ma­czem my­śli tłu­mów. W nim się po­łą­czy­ły wszyst­kie po­tę­gi wy­obraź­ni ludu; na­da­je on cia­ło i du­szę temu, co pły­nę­ło w po­wie­trzu, a na­ród, któ­re­go ję­zy­kiem śpie­wa, sam sie­bie w jego pie­śni od­czu­wa. I ludz­kość też cała od­naj­du­je sie­bie w tej pie­śni i przyj­mu­je ją za swo­ją. Jest to ce­cha dzieł, wy­szłych istot­nie z sa­me­go wnę­trza ludz­ko­ści, któ­re nie są oso­bi­stym po­my­słem czło­wie­ka dow­cip­ne­go, ale okrzy­kiem ser­ca i du­szy ogó­łu. Są one dzie­łem swo­je­go cza­su i wszyst­kich ra­zem cza­sów. Uczo­ny szu­kać bę­dzie w epo­pei – oświe­tle­nia wy­pad­ków dzie­jo­wych i oby­cza­jów; kry­tyk – za­sad i for­muł kom­po­zy­cyi li­te­rac­kiej; po­eta – pięk­no­ści sty­lu i ob­ra­zów; tłum czy­tel­ni­ków – kto­kol­wiek oni są – szu­kać w niej bę­dzie lu­dzi; tłum ten źyć bę­dzie, czuć, cier­pieć bę­dzie z nie­mi; bę­dzie się za­pa­lał i przej­mo­wał do głę­bi ich na­mięt­no­ścia­mi.

Nie­dość tego. Czy­tel­ni­cy mogą nie szu­kać bo­ha­te­rów, w po­świe­co­nych im epo­kach. Wy­star­czy, gdy ci czy­tel­ni­cy wy­rwą się z ram swe­go oto­cze­nia i wcie­lą się w ży­cie ide­al­ne, któ­re od­twa­rza wy­obraź­nia; bo­ha­te­ro­wie wnet się prze­two­rzą w ich oczach w owe typy ogól­ne, zna­ne tym na­wet, co nie czy­ta­ją i czy­tać nie mogą; typy o fi­zy­ogno­mii wła­ści­wej i wła­ści­wem imie­niu; w bo­ha­te­rów lu­do­wych, któ­rzy wy­cho­dzą poza gra­ni­cę swej na­ro­do­wo­ści, sza­ty ja­kie no­si­li, cza­su kie­dy żyli, i któ­rzy choć daw­no już nie żyją, mimo to jed­nak za­wsze są nie­śmier­tel­ni. W tej nie­śmier­tel­no­ści, po­sta­ci le­gen­do­we, po­więk­szo­ne i wy­ide­ali­zo­wa­ne przez epo­pe­ję, spo­ty­ka­ją się z po­sta­cia­mi hi­sto­ryi: ludz­kość tym­cza­sem jak jed­ne tak i dru­gie, uwa­ża za re­al­ne. Ona się nie trosz­czy o datę ich uro­dzin ani śmier­ci; nie pyta, gdzie po­zo­sta­ły pro­chy ich ko­ści; wi­cher i czas roz­wia­ły je przed ty­sią­cem lat, ale du­sza ich żyje dla niej wiecz­nie, dla niej za­wsze Achi­les jak Alek­san­der, Ro­land jak Ce­zar – są mę­stwem; So­kra­tes, Ka­ton, Gof­fred de Bo­uil­lon – to cno­ta; De­mo­ste­nes i Odys­se­usz – to wy­mo­wa; Kor­nel­ja i An­dro­ma­cha – to mi­łość ma­cie­rzyń­ska; La­Val­lie­re, Dy­do­na, Klo­ryn­da – to na­mięt­ność; Kle­opa­tra, Ma­rya Sztu­art, He­le­na, Be­atri­ce – to pięk­ność.

Jest to try­umf po­ezyi epicz­nej; ona na­da­je ży­cie re­al­ne i hi­sto­rycz­ne po­sta­ciom, uro­dzo­nym z fan­ta­zyi albo z mgli­stych po­dań wy­snu­tym.

Two­rze­nie tych ty­pów ogól­nych – sta­no­wi po­tę­gę i wiel­kość epo­pei; ale jej czar sta­no­wią fik­cye. A to dla dwóch głów­nie przy­czyn: na­przód dziec­ko lubi baj­ki, a czło­wiek dłu­go pod tym wzglę­dem dziec­kiem po­zo­sta­je. Po­dob­nież ludz­kość w wie­kach ro­zu­mu i wie­dzy lubi od­po­czy­wać, słu­cha­jąc ba­śni, któ­re jej prze­szłość ma­lu­ją, i su­ro­wość wie­dzy ła­go­dzić cza­ro­dziej­stwem po­ezyi.

To też po­mi­mo, że te za­mar­łe wie­ki są dla nas rze­czą nie­mal obcą, dla roz­ko­szy wy­obraź­ni wsłu­chu­je­my się w to, o czem baśń opo­wia­da – i dziś po trzech ty­sią­cach lat za­chwy­ca­my się ge­niu­szem twór­cy, po­dob­nie jak ci pierw­si słu­cha­cze, któ­rym po­eta ich wła­sne dzie­je opie­wał.

Dłu­gą jest dro­ga, któ­rą prze­bie­ga au­tor epo­pei. W prze­rwach dra­ma­tu, jaki się tam roz­wi­ja, wpro­wa­dza on epi­zo­dy, da­ją­ce spo­czy­nek i two­rzą­ce kon­tra­sty. Są to przy­go­dy cu­dow­ne, któ­re bu­dzą cie­ka­wość, opi­sy, któ­re zbo­ga­ca­ją i ale­go­rye, któ­re za­lud­nia­ją i oży­wia­ją tło ob­ra­zu; są to po­rów­na­nia roz­sze­rza­ją­ce i za­bar­wia­ją­ce jego per­spek­ty­wy; fik­cye wszel­kie­go ro­dza­ju zna­ne pod ogól­ną na­zwą cu­dow­no­ści; fik­cye, któ­re spro­wa­dza­ją bo­gów na zie­mię albo lu­dzi na hi­po­gry­fach uno­szą do nie­ba; jest to sło­wem cu­dow­ność re­li­gij­na, mi­to­lo­gicz­na lub chrze­ści­jań­ska. Ima­gi­na­cja po­etów stwa­rza te fik­cye; ima­gi­na­cja ludz­ko­ści je do­strze­ga; styl na­da­je im for­mę okre­ślo­ną, któ­ra się utrwa­la w na­szych oczach i w na­szym umy­śle; z po­ema­tu, w któ­rym się na­ro­dzi­ły, wy­cho­dzą one, aby roz­lać się wszę­dy, w ję­zy­ku po­tocz­nym, w książ­kach po­spo­li­tych, w me­ta­fo­rach, przy­sło­wiach, ob­ra­zach ma­la­rzy i po­są­gach z bron­zu lub mar­mu­ru. Po­sta­ci te, ob­ra­zy, gru­py za­cho­wu­ją na za­wsze rysy, fi­zy­ogno­mię, po­sta­wę, ja­kie im nadał po­eta.

Te­tys pła­czą­ca ze swym sy­nem nad pu­stym brze­giem mo­rza – lub przy­no­szą­ca mu bo­ski pan­cerz do na­mio­tu; Ska­man­der po­wsta­ją­cy śród wody do wal­ki z Achil­le­sem; Ada­ma­stor sto­ją­cy w cza­sie bu­rzy na ska­le nad­mor­skiej, z prze­kleń­stwa­mi dla Por­tu­gal­czy­ków; An­chi­zes na bar­kach Ene­asza, Amor w ra­mio­nach Dy­do­ny; Te­le­mak i Men­tor, Ni­zus i Eu­ry­al; Na­uzy­ka u fon­tan­ny; Po­li­fem w pie­cza­rze; Ve­nus w sie­ci Wul­ka­na; Ulys­ses w gro­cie Ka­lip­so; Ri­nal­do w ogro­dach Ar­mi­dy; Per­se­usz wy­zwa­la­ją­cy An­dro­me­dę; Ro­gier wy­zwa­la­ją­cy An­ge­li­kę; Pan­do­ra ze swą pusz­ką; Pe­ne­lo­pa z tka­ni­ną, Her­mi­nia z la­ską pa­stu­szą, Cyr­ce z la­ską cza­ro­dziej­ską, Nim­fy tań­czą­ce; Eol i jego dzie­ci szu­mią­ce, Sy­re­ny śpie­wa­ją­ce, Eros o pal­cach ró­ża­nych, Fe­bus o zło­tych war­ko­czach, za­bliź­nio­ne czo­ło Sza­ta­na, otwar­te łono Pro­me­te­usza; Ve­nus ra­nio­na przez Dy­ome­da, Klo­ryn­da ra­nio­na przez Tan­kre­da; Ve­nus i jej pas, Irys i jej szar­fa, Pal­las i jej tar­cza, Hebe i jej kie­lich, Te­mis i jej waga, Jo­wisz i jego pio­run, Nep­tun i jego trój­ząb, zło­ta włócz­nia w rę­kach ar­cha­nio­ła Mi­cha­ła, cza­ro­dziej­ska tar­cza na ra­mie­niu Ri­nal­da, róg z sło­nio­wej ko­ści w ustach Ro­lan­da, jabł­ko w dło­ni Pa­ry­sa; Sza­tan na tro­nie że­la­znym, Ik­sy­on na mę­czeń­skiem kole, Da­na­idy znu­żo­ne koło becz­ki, Tan­tal spra­gnio­ny nad brze­giem je­zio­ra; i bicz Ty­zy­fo­ny, i węże Eu­me­nid, i pie­kło Dan­ta ze swe­mi dzie­wię­ciu krę­ga­mi i z je­zio­ra­mi krwi, ognia i lodu; i Olimp Ho­me­ra, i Eli­zej­skie pola Wir­gi­liu­sza, i em­pi­rea Mil­to­na… co za świat ocza­ro­wań – pe­łen nie­spo­dzia­nek, prze­ra­żeń, łez i uśmie­chów, cu­dow­no­ści i ta­jem­ni­czo­ści, fan­ta­zyi i rze­czy­wi­sto­ści!!…

Wszyst­kie te fik­cye (i jest to dru­gi po­wód ich nie­śmier­tel­nej po­nę­ty i wiecz­nej mło­do­ści!) na­da­ją cia­ło i du­szę na­szym na­mięt­no­ściom, in­stynk­tom, ma­rze­niom; każ­da z nich za­wie­ra w so­bie ja­kąś praw­dę, ja­kąś za­sa­dę, ja­kąś na­ukę. One są wiecz­ną mo­ral­no­ścią ro­dza­ju ludz­kie­go; one są skar­bem nie jed­ne­go wie­ku, nie jed­ne­go na­ro­du, nie po­ety, któ­ry je stwo­rzył, ani ję­zy­ka, któ­ry je wy­po­wia­da – ale skar­bem ludz­ko­ści we wszyst­kich cza­sach i we wszyst­kich miej­scach.II. EPO­PE­JE PIER­WOT­NE I EPO­PE­JE UCZO­NE.

Przed­sta­wi­li­śmy ce­chy ogól­ne epo­pei; wy­pły­wa ona sa­mo­rzut­nie z łona na­ro­du, w któ­rym ro­dzi się po­eta; od­po­wia­da po­trze­bom wy­obraź­ni lu­do­wej; stwa­rza po­wszech­ne typy ludz­ko­ści, bawi i uczy za po­mo­cą swych fik­cyj.

Na­le­ża­ło ze­sta­wić wiel­kie epo­pe­je wszyst­kich epok i wszyst­kich ras – w tych ce­chach ogól­nych i w tej jed­no­ści, za­nim po­cznie­my je roz­róż­niać po­dług ka­te­go­ryi. Jak­kol­wiek ra­cy­onal­ne są wnio­ski, do któ­rych do­szła kry­ty­ka no­wo­cze­sna, za­wsze mimo to, ar­cy­dzie­ła epicz­ne sta­no­wić będą stra­wę za­rów­no dla fan­ta­zyi, jak i dla ro­zu­mu – i za­wsze Ho­mer, Wir­gi­liusz, Dan­te, Tas­so, Mil­ton, Ca­mo­ëns i ich bra­cia zna­ni lub nie­zna­ni, nie­pew­ni lub bez­i­mien­ni, twór­cy epo­pei in­dyj­skiej, per­skiej, skan­dy­naw­skiej, ger­mań­skiej, są i będą cza­ro­dzie­ja­mi i mi­strza­mi ludz­ko­ści.

Ale inna jesz­cze na­uka pły­nie z ich ba­da­nia i po­rów­na­nia.

Sta­ro­żyt­na kry­ty­ka wy­two­rzy­ła so­bie ide­ał każ­de­go ro­dza­ju li­te­ra­tu­ry, a szcze­gól­nie tra­ge­dyi i epo­pei. Ide­ał ten był szla­chet­ny i wznio­sły – po­nie­waż wy­pły­wał z Gre­cyi, ale był fał­szy­wy, po­nie­waż był nie­zu­peł­ny i bez­względ­ny. Kry­ty­cy ci chcie­li za­mknąć w cia­snych ra­mach pew­nych za­sad nie­wzru­szo­nych, for­mę tra­ge­dyi i epo­pei. Przy­jąw­szy za typ "Ilia­dę", "Odys­se­ję", "Ene­idę", wy­ma­ga­li, aby każ­de dzie­ło epicz­ne było na­śla­do­wa­niem jed­ne­go z tych utwo­rów. Wy­ma­ga­li więc, aby rzecz za­czy­na­ła się ze środ­ka i aby póź­niej do­pie­ro od – by­wa­ła się ewo­ka­cya prze­szło­ści; wy­ma­ga­li snu, bi­twy, bu­rzy, in­ter­wen­cyi bo­gów i t… d. For­mal­na re­cep­ta. Nie wie­dzie­li oni, że w py­łach bi­blio­tek klasz­tor­nych i w głę­bi­nach Azyi drze­ma­ły za­po­mnia­ne lub nie­zna­ne praw­dzi­we epo­pe­je, któ­re prze­bu­dzo­ne lub ob­ja­wio­ne przez uczo­nych, wy­wró­ci­ły całą tę pięk­ną teo­ryę, epo­pe­je pier­wot­ne, czę­sto bez­i­mien­ne, o ję­zy­ku pro­stym i na­iw­nym, kom­po­zy­cyi nie­pra­wi­dło­wej, ale bo­ha­ter­skie, wspa­nia­łe, en­tu­zy­astycz­ne, któ­re się for­mo­wa­ły stop­nio­wo przez ze­sta­wie­nie hym­nów pier­wot­nych na cześć bo­gów i bo­ha­te­rów na­ro­do­wych: mó­wi­my tu o Ra­ina­ja­nie, o Szach-Na­meh, Ed­dzie, Ni­be­lun­gach, Pie­śni o Ro­lan­dzie, Ro­man­ze­ro hisz­pań­skiem, Kró­le­wi­czu Mar­ku. Gdy stwier­dzo­no, że były to epo­pe­je i to zu­peł­nie au­ten­tycz­ne, na­stą­pi­ła re­ak­cya gwał­tow­na i nie­spra­wie­dli­wa, jak wszyst­kie re­ak­cye. Na­zwy, któ­rą zdo­by­ły epo­pe­je pier­wot­ne, za­prze­czo­no epo­pe­jom daw­nym, na­zy­wa­jąc je sztucz­ne­mi i uczo­ne­mi. Zgo­dzo­no się jesz­cze, ie "Ilia­da" i "Odys­se­ja" sta­no­wią epos; to też wie­rzo­no, że są one tyl­ko ze­sta­wie­niem rap­so­dów i że na­zwi­sko Ho­me­ra jest złu­dze­niem i rze­czą zmy­ślo­ną, ale ode­bra­no za­szczyt na­zwy epo­su "Ene­idzie", "Je­ro­zo­li­mie Wy­zwo­lo­nej", "Lu­zy­adom", "Utra­co­ne­mu Ra­jo­wi".

Na­le­ży uspra­wie­dli­wić te prze­sad­ne po­ję­cia. Sta­ro­żyt­na kry­ty­ka nie­wąt­pli­wie spa­li­ła by to, co uwiel­bia nowa; ale nie zna­czy to, aby kry­ty­ka nowa rzu­ca­ła w ogień wszyst­ko, co uwiel­bia­ła daw­na; je­że­li na­zwa epo­pe­ja p i e r w o t n a sta­no­wi pasz­port pew­ny, nie zna­czy to, aby epo­pe­ja uczo­na sta­no­wi­ła obe­lgę i wy­klu­cze­nie.

Nie­wąt­pli­wie są po­dob­ne epo­pe­je zu­peł­nie sztucz­ne, cho­ciaż wła­ści­wie nie są ani epo­pe­ja­mi, ani uczo­ne mi – i cho­ciaż­by je na­le­ża­ło z góry wy­łą­czyć, by nie za­szko­dzić do­brej spra­wie. Po­ro­nie­nia ta­kie były bar­dzo licz­ne w Eu­ro­pie XVII-go, oraz XVIII-go w. i mia­ły opi­nię smut­ną, a na­wet śmiesz­ną. Bo­ha­te­rem sta­wał się Hil­de­brand, Jo­nasz, Ka­rol Wiel­ki albo Ka­rol V, Jo­an­na d'Arc albo Jan So­bie­ski – ale na­wet tacy bo­ha­te­ro­wie nie byli w sta­nie na­tchnąć ge­niu­szem po­ety, któ­re­mu go bra­kło. Oni to two­rzy­li po­dług re­cep­ty.

Nie zna­czy to, że ta­len­tu zu­peł­nie bra­kło tym po­etom; sta­ro­żyt­ność przed Wir­gi­liu­szem mia­ła modę epo­sów mi­tycz­nych i hi­sto­rycz­nych. Apo­lo­niusz z Ro­do­su i Val. Flac­cus pi­sa­li Ar­go­nau­ti­ca, Sta­cy­usz śpie­wał Te­ba­idę, Si­lius Ita­li­cus – woj­ny pu­nic­kie. Każ­dy z nich ma bły­ski ener­gii, po­my­sły szczę­śli­we, obok rze­czy sła­bych.

Po­dob­nie Cha­pe­la­in i Sa­int-Amand, Twar­dow­ski i Kra­sic­ki (w "Woj­nie Cho­cim­skiej"), Vol­ta­ire w "Hen­ry­adzie" mają chwi­le świet­ne. Ale prócz "Far­sa­li" Lu­ka­na i "Woj­ny Cho­cim­skiej" Po­toc­kie­go – sztucz­ne te po­ema­ta nie od­po­wia­da­ją po­trze­bom du­cha na­ro­du, nie wy­obra­ża­ją jego uczuć, nie czer­pa­ły one na­tchnie­nia u ży­wych źró­deł spo­łecz­no­ści. Si­lius opie­wa­ją­cy woj­ny kar­ta­giń­skie, któ­re opi­sał le­piej Ty­tus Liw­jusz; Wol­ter opie­wa­ją­cy Hen­ry­ka IV, za­miast le­piej go opo­wie­dzieć – to już nie sztucz­ność, ale fałsz.

Lecz zgo­ła co in­ne­go są te ćwi­cze­nia li­te­rac­kie, po­ema­ta ga­bi­ne­to­we, fan­ta­zye lu­dzi dow­cip­nych, a co in­ne­go epo­pe­je uczo­ne Wir­gi­liu­sza, Mil­to­na i Tas­sa. Na­tchnie­nie jest w nich rów­nie szczyt­ne, rów­nie praw­dzi­we, rów­nie szcze­re, jak w epo­pe­jach pier­wot­nych. Czyż moż­na przy­pii­ścić, że tyl­ko moda, prze­pi­sy i sztu­ka kie­ro­wa­ły ich pió­rem? Czy nie jest wi­docz­nem, że owi po­eci byli po­słusz­ni sa­mym wa­run­kom swe­go przed­mio­tu i że ich epo­ka sama im dała ten przed­miot, aby wy­śpie­wa­li, co on czuł, co my­ślał, cze­go pra­gnął. Oczy­wi­ście, są róż­ni­ce mię­dzy epo­pe­ją pier­wot­ną a sztucz­ną, i w miej­scu wła­ści­wem ob­ja­śni­my, na czem róż­ni­ca po­le­ga: ale i oni wskrze­sza­li w swo­ich po­ema­tach epo­ki, byli gło­sem na­ro­du i wie­ku, byli na­tchnie­ni nie tyl­ko przez Muzę, któ­ra im dała ge­niusz, ale i przez swe stu­le­cie, któ­re go im ob­ja­wi­ło, któ­re im dało ser­ce, cia­ło i du­szę.

Gdy Wir­gi­liusz w za­ra­niu no­wej ery, za­my­ka­ją­cej pod­bo­je i woj­ny do­mo­we, wska­zu­je wła­da­ją­ce­mu świa­tem Rzy­mo­wi – jego ko­leb­kę; gdy wska­zu­je mu w sta­ro­żyt­nym bo­ha­te­rze – któ­ry przez bo­gów pro­wa­dzo­ny, przy­wo­zi ze Wscho­du do La­cy­um ga­łęź oliw­ną – ojca i bo­ha­te­ra-zwy­cięz­cę z pod Ak­cy­um i Alek­san­dryi; gdy mię­dzy Ene­aszem i Au­gu­stem prze­pro­wa­dza całą siec le­gend na­ro­do­wych, i gdy nad uspo­ko­jo­nym świa­tem za­my­ka od sied­miu­set lat otwar­tą świą­ty­nię Ja­nu­sa – czyż wów­czas wiel­ki po­eta Romy nie do­ko­ny­wa dzie­ła na­ro­do­we­go, jak jej wiel­ki hi­sto­ryk? Czyż jego głos, nie jest gło­sem sa­mej oj­czy­zny, pu­bli­ca vox, jak mó­wio­no o Cy­ce­ro­nie? Czyż nie jest on na­tu­ral­nym i wzru­szo­nym tłó­ma­czem jego ra­do­ści, wdzięcz­no­ści i dumy?

Gdy Dan­te wle­wa w "Bo­ską Ko­me­dyę" swój mi­sty­cyzm, za­pa­ły re­li­gij­ne i wie­dzę teo­lo­gicz­ną, a za­ra­zem swe na­mięt­no­ści po­li­tycz­ne i par­tyj­ne – czy­liż nie nosi w so­bie du­szy ca­łej Ita­lii, zjed­no­czo­nej w re­li­gii, roz­dar­tej w woj­nach do­mo­wych?

Kie­dy Ario­sto ze wszyst­kich koń­ców świa­ta, przez naj­sza­leń­sze he­ro­izmy zgro­ma­dza pa­la­dy­nów oko­ło Ka­ro­la Wiel­kie­go, na obro­nę Pa­ry­ża prze­ciw Sa­ra­ce­nom, Tas­so po­sy­ła Krzy­żow­ców za mo­rze do Azyi, aby grób Chry­stu­so­wy ode­brać od Tur­ków – czy­liż nie są to ostat­ni cho­rą­żo­wie Chry­sty­ani­zmu, wal­czą­ce­go od ośmiu wie­ków prze­ciw nie­wier­nym?

"Raj utra­co­ny" Mil­to­na czyż nie wy­szedł z Bi­blii, a Bi­blia czyż nie była mat­ką Re­for­ma­cyi? A An­glia czyż nie wal­czy­ła o Re­for­ma­cya? I czy Mil­ton nie ode­grał roli w tej wal­ce?

Po­cóż do­wo­dzieć da­lej, że Lu­sia­das, uło­żo­ne na sa­mej sce­nie opie­wa­nych walk, nie są po­ema­tem sztucz­nym – i że Ca­mo­ëns, któ­ry pi­sał w Li­zbo­nie, w Ma­cao, na mo­rzu, wszę­dzie jed­nem sło­wem – nie jest po­etą ga­bi­ne­to­wym?

Nie, jak­kol­wiek da­le­cy są po­eci ucze­ni od opie­wa­nych cza­sów i zda­rzeń, nie za­tra­ci­li oni ich tra­dy­cyi! Je­śli ona się za­tar­ła, oni ją od­na­leź­li i oży­wi­li. Ge­niusz lu­do­wy bu­dzi na­tchnie­nie śpie­wa­ków epo­pej pier­wot­nych; ge­niusz oso­bi­sty in­nych, wskrze­sza ge­niusz ludu. W pierw­szych – wszy­scy prze­ma­wia­ją usta­mi jed­ne­go; w dru­gich – je­den od­da­je sło­wo wszyst­kim. Od­da­le­nie – nic tu nie zna­czy.

A zresz­tą, je­śli mamy ra­cho­wać od­le­gło­ści wie­ków, to czyż istot­nie epo­pe­je pier­wot­ne są tak bli­skie, zaś epo­pe­je uczo­ne sąż tak da­le­kie od opi­sy­wa­nych fak­tów i cy­wi­li­za­cyi, któ­re ma­lu­ją?

Ro­land zgi­nął pod Ron­ce­va­lem w koń­cu VIII w., a pieśń o Ro­lan­dzie jest to krzyk bo­jo­wy z XI-go stu­le­cia, w przeded­niu wo­jen krzy­żo­wych. Atyl­la, Et­zel Eddy, Atli Ni­be­lun­gów był gro­zą V. w., a tym – cza­sem E d d a po­wsta­ła w w. XI., a Ni­be­lun­gi w XII. lub XIII.

Po­emat o Cy­dzie, hisz­pań­ska Ilia­da lu­do­wa, opie­wa w XIV. w. bo­ha­te­ra z w. XI, i póź­niej zja­wia się po Cy­dzie, niź­li Ilia­da po Achil­le­sie. Fir­dus i żył pięt­na­ście wie­ków po Cy­ru­sie, był jed­nym z bo­ha­te­rów Szach­na­meh. Ani Tas­so nie był tak da­le­ki od Go­fre­da, ani Ario­sto od Bo lan­da; Ca­mo­ëns był współ­cze­śni­kiem Va­sco do Gamy, Mil­ton i Klop­stock są za­ra­zem naj­bliż­si i naj­dal­si opie­wa­ne­go Boga i Chry­stu­sa – po­nie­waż my­ślą Ada­ma i Chry­stu­sa świat od ośm­na­stu wie­ków od­dy­cha.

Co więc zna­czą kwe­stye wie­ków? W per­spek­ty­wach prze­szło­ści, od­le­głe te wie­ki zle­wa­ją się ze sobą. Za­po­mi­na­my o tem zu­peł­nie, że dwa stu­le­cia dzie­lą Ro­lan­da od śpie­wa­ka Ro­lan­da, Krzy­żow­ców XI. w., od ich śpie­wa­ka z XVI. w. Wy­obraź­nia czy­tel­ni­ka wią­że ra­czej łań­cuch cza­sów i łą­czy zdo­byw­ców Je­ro­zo­li­my ze zwy­cięz­ca­mi Le­pan­tu. Przy po­mo­cy złu­dze­nia, mo­że­my wy­obra­zić so­bie, że kru­cy­ata nig­dy od Sa­la­dy­na do So­li­ma­na nie była prze­rwa­ną i że Tas­so jest spół­cze­śni­kiem Gof­fre­da.III. CE­CHY WSPÓL­NE EPO­PEJ PIER­WOT­NYCH I EPO­PEJ UCZO­NYCH.

Za­rów­no epo­pe­je pier­wot­ne, jak uczo­ne, ukła­da­ły się we­dług tych sa­mych praw ogól­nych. Na­przód ani jed­ne, ani dru­gie nie po­wsta­ły na­gle; za­rów­no te co się po­ka­za­ły o świ­cie li­te­ra­tu­ry, jak i te, któ­re w póź­niej­szych epo­kach się na­ro­dzi­ły.

Ho­mer miał po­przed­ni­ków, jak Wir­gi­liusz miał po­przed­ni­ka w Ho­me­rze; śpie­wa­cy Ro­lan­da, Zyg­fry­da, Cyda mie­li swo­ich zwia­stu­nów po­dob­nie, jak Tas­so i Mil­ton.

W hi­sto­ryi wszyst­kich na­ro­dów aryj­skich – okres epicz­ny czy­li bo­ha­ter­ski po­prze­dza­ny bywa przez okres hi­sto­rycz­ny. W okre­sie tym hym­ny, pierw­sze za­rod­ki póź­niej­szych epo­sów – prze­cho­wy­wa­ły ogól­ne pier­wiast­ki kul­tu­ry pier­wot­nej, idej i wie­rzeń ple­mie­nia. Tra­dy­cya prze­cho­wa­ła pa­mięć hym­nów or­fic­kich Gre­cyi, kan­ti­ten fran­koń­skich, lied ger­mań­skich, sag skan­dy­naw­skich, can­ta­res hisz­pań­skich; Wedy sta­no­wią zbiór hym­nów in­dyj­skich.

Wiel­kie ru­chy bo­jo­we lu­dów wsz­czy­na­ją okre­sy bo­ha­ter­skie, na­stę­pu­ją­ce po okre­sach li­rycz­nych. Wal­ki te, obu­dziw­szy na­tchnie­nie epicz­ne, za­nim się skon­cen­tru­ją w my­śli jed­ne­go po­ety, znaj­du­ją swój wy­raz w ustach piew­ców lu­do­wych: Suta in­dyj­skich, Aedów grec­kich; Min­ne­sin­ge­rów, Bar­dów, Tru­ba­du­rów, Skal­dów, Gę­śla­rzy. Je­st­to dru­ga li­nia przod­ków wiel­kich po­etów, któ­rzy z nich się ro­dzą i stresz­cza­ją w dzie­le oso­bi­stem ge­niusz epicz­ny, roz­la­ny w ca­łym na­ro­dzie.

Po­eci epicz­ni, któ­rzy się ro­dzą w cza­sach póź­niej­szych, rów­nież łą­czą swe na­tchnie­nie z pierw­szym roz­kwi­tem po­ezyi lu­do­wej. Dan­te, prócz ję­zy­ka, któ­ry jest jego dzie­łem – po­cho­dzi od swych po­przed­ni­ków pro­wan­sal­skich lub wło­skich, po­dob­nie jak epo­pe­ja Kar­lo-

Enos win­gów od kan­ty­ten fran­koń­skich lub ger­mań­skich. Si­rven­ty i Can­zo­ny róż­ne­go ro­dza­ju po­prze­dzi­ły wiel­ką epo­pe­ję to­skań­ską; nie w "Bo­skiej Ko­me­dy i" po raz pierw­szy na­po­ty­ka się ta szcze­gól­na mię­sza­ni­na me­ta­fi­zy­ki, teo­lo­gii i sa­ty­ry; w pró­bach uprzed­nich było już to samo; tyl­ko ge­niu­szu bra­kło. Dan­te nie tra­ci nic, gdy się do tego przy­zna­je i na­zy­wa swy­mi mi­strza­mi Sor­del­la z Man­tui, któ­ry pi­sał po pro­wan­sal­sku i Bru­net­ta La­ti­ni, któ­ry pi­sał po fran­cu­sku.

Ario­sto, rów­nież jak Dan­te, nie jest osa­mot­nio­ny a kry­ty­ka ści­śle zba­da­ła nici ro­man­tycz­nej epo­pei, któ­rej Or­lan­do jest nie­po­rów­na­nem ar­cy­dzie­łem.

Epo­pe­je więc dłu­go się lę­gły w ima­gi­na­cyi na­ro­du, za­nim się na­ro­dzi­ły pod ręką po­ety, i nig­dy nie wy­ska­ki­wa­ły na­gle z mó­zgu ludz­kie­go, jak Mi­ner­wa z gło­wy Jo­wi­sza. Za­płod­nie­nie to jest pierw­szem pra­wem. Wszyst­kie ufor­mo­wa­ły się z ma­te­ry­ałów po­wo­li przez czas na­gro­ma­dzo­nych, z tra­dy­cyi z ust do ust prze­cho­dzą­cych, opo­wia­da­nych przy do­mo­wem ogni­sku, wcie­lo­nych w ję­zyk i oby­cza­je; a jak­kol­wiek nie­rów­nym w jed­nych i dru­gich jest udział oso­bi­ste­go ge­niu­szu, po­mi­mo to wszyst­kie one w osta­tecz­nej ana­li­zie mają cha­rak­ter nie­oso­bi­sty. Moż­na po­wie­dzieć, że epo­pe­ja lęże się i roz­wi­ja – jak zja­wi­sko na­tu­ral­ne: jest to owoc, któ­ry opa­da, sko­ro tyl­ko doj­rze­je.

"Wszel­ki ruch na­ro­do­wo­ścio­wy – mówi Ga­ston Pa­ris – wy­wo­łu­je ruch po­etycz­ny". I po­ezya ta, dzie­ło na­ro­du wy­po­wie­dzia­ne przez jed­ne­go, jest to po­ezya epicz­na. "Na­ro­do­wość – mówi J. J. Am­pe­re – jest, du­szą epo­pei". Jest to dru­ga ce­cha epo­su. Tre­ścią jej za­wsze an­ta­go­nizm dwóch ras albo dwóch re­li­gij, wal­czą­cych pro aris et fo­cis: an­ta­go­nizm bra­mi­nów i złych du­chów w Ra­ma­ja­nie; lu­dów Ira­nu i Tu­ra­mi w Szach – Na­meh; świa­ta grec­kie­go i azy­atyc­kie­go w Ilia­dzie; do­gma­tów skan­dy­naw­skich i chrze­ści­jań­skich w Ed­dzie; Ger­ma­nów i Scy­tów w Ni­be­lun­gach; Fran­ków i Sa­ra­ce­nów w Pie­śni o Ro­lan­dzie.

Ene­asz za­kła­da przy­szły na­ród rzym­ski śród ple­mie­nia eu­ro­pej­skie­go, pod­bi­te­go przez ple­mię azy­atyc­kie. Cyd, pro­to­pla­sta Hisz­pa­nii, córy Chry­stu­sa – zwal­cza Mau­rów, sy­nów Ma­ho­me­tów, Pie­śni o Ro­lan­dzie, epo­pe­ja ry­cer­ska Ario­sta, epo­pe­ja wo­jen­na Tas­sa – to wal­ka Eu­ro­py chrze­ści­jań­skiej prze­ciw Sa­ra­ce­nom, Mau­rom i Tur­kom. Rów­nież na an­ta­go­ni­zmach opar­te są nad­ziem­skie epo­pe­je Mil­to­na i Klop­stoc­ka.

Zło­ta księ­ga na­ro­do­wych po­dań – epo­pe­ja, za­wie­ra albo ob­raz hi­sto­rycz­no-ba­jecz­ny w pra­wi­dło­wej ko­lei wie­ków, zda­rzeń i osób, jak Szach-Na­meh; to znów ob­raz przy­szło­ści, jak Ene­ida, albo prze­szło­ści, jak Lu­zy­ady, albo jed­no i dru­gie, jak Hen­ry­ada. Tu, w "Or­lan­dzie" na tar­czy Ry­nal­da, ge­ne­alo­gia domu d'Este; tam znów prze­gląd ple­mion grec­kich pod mu­ra­mi Troi, albo lu­dów chrze­ści­jań­skich pod mu­ra­mi Je­ru­za­lem. Dan­te roz­sie­wa dzie­je Flo­ren­cyi na dro­dze Pie­kła, Czy­ś­ca i Raju; wszyst­kie ga­łę­zie domu Kar­lo­win­gów wy­stę­pu­ją w pie­śni o Ro­lan­dzie. Na­ko­niec już nie hi­sto­ryę na­ro­du, lecz ludz­ko­ści, usta­mi Ra­fa­ela opo­wia­da Mil­ton pierw­sze­mu ojcu lu­dzi.

Każ­dy na­ród uosa­bia się w bo­ha­te­rze. Jest to trze­cie sta­łe zja­wi­sko, trze­cie pra­wo epo­pei, pra­wo po­prze­dza­ją­ce samą epo­pe­ję, z któ­re­go wy­pły­nę­ły wszyst­kie typy mi­to­lo­gicz­ne. Wiel­kie wal­ki na­ro­dów to­czą się rę­ka­mi wszyst­kich i gło­wą jed­ne­go; siłę i licz­bę pro­wa­dzi wola i ge­niusz. W cie­niu tej po­tęż­nej ręki – kie­ru­ją­cej na­ro­da­mi – roz­wi­ja się wie­le he­ro­izmów oso­bi­stych; ale suma tych czy­nów stresz­cza się i zle­wa w po­sta­ci wo­dza-bo­ha­te­ra. Tam­ci są za­po­mnia­ni, on je­den żyje we wdzięcz­nej pa­mię­ci na­ro­dów; czas pły­nie, a bo­ha­ter ro­śnie co­raz bar­dziej. W pro­mie­niach jego chwa­ły i jego imie­nia ga­śnie wszel­kie imię i wszel­ka chwa­ła, i on sam je­den po­zo­sta­je na wid­no­krę­gu wie­ków. Tak po­wsta­je le­gen­da bo­ha­te­rów epicz­nych i gdy ta go­to­wą jest w pa­mię­ci i wy­obraź­ni ludz­ko­ści – muza ją na wie­ki utrwa­la w epo­pei. Wi­dzi­my za­wsze Achil­le­sa pod obo­zem Gre­ków, Hek­to­ra pod mu­ra­mi Troi, Ene­asza u stóp Ka­pi­to­lu,. Si­gur­da nad Re­nem, Kar­lo­ma­na nad Elbą lub w Pi­re­ne­jach, Ar­tu­ra w Bre­ta­nii, Gof­fre­da w Pa­le­sty­nie, Gamę na Oce­anie…

Ale ludz­kość nie cała jest w bo­ha­te­rach, ro­dzi się ona z męż­czy­zny i ko­bie­ty, któ­rych dzie­je sta­no­wią ska­lę epo­sów; a w wal­kach na­ro­do­wych ko­bie­ta znaj­du­je się za­wsze i gra wiel­ką rolę. Je­st­to ostat­nia ce­cha, któ­rą mamy za­zna­czyć. Wal­ki ra­so­we opie­wa­ne przez rap­so­dów mają za­wsze za przy­czy­nę j przed­miot – zdo­bycz, a łup za­zwy­czaj przed­sta­wia­ny bywa w po­sta­ci ko­bie­ty. W Ra­ma­ja­nie in­dyj­skiej Kar­na wal­czy o swo­ją żonę z Re­va­ną; He­le­na zo­sta­je ode­bra­na wraz z Tro­ją, La­vi­nia zdo­by­ta z La­cium; Gu­dru­na i Krim­hil­da prze­cho­dzą z rąk Si­gur­da i Zyg­fry­da w ręce Atyl­li. Tam gdzie ko­bie­ta nie jest ko­ścią nie­zgo­dy, stoi ona obok męż­czy­zny albo z nim wal­czy: Xi­me­na jest nie­od­łącz­ną od Cyda, Bra­da­man­ta i Klo­ryn­da od Ro­ge­ra i Tan­kre­da. Wszę­dzie ko­bie­ta od­bi­ja i wy­obra­ża – z róż­ni­ca­mi na­tu­ral­nie – stan mo­ral­ny swe­go cza­su i swe­go ple­mie­nia.

Ta­kie są ce­chy istot­ne, któ­re­mi od­zna­cza­ją się za­rów­no epo­pe­je pier­wot­ne, jak i epo­pe­je uczo­ne: są to dwie ga­łę­zie tej sa­mej ro­dzi­ny. Dzie­lą­ce ich róż­ni­ce, któ­re jed­nak nie są w sta­nie prze­wa­żyć ich ana­lo­gii – są rów­nież wi­docz­ne: i wła­śnie przy­stę­pu­je­my do nich.IV. CE­CHY RÓŻ­NE EPO­PEJ PIER­WOT­NYCH I EPO­PEJ UCZO­NYCH.

Jest przedew­szyst­kiem jed­na wiel­kiej wagi róż­ni­ca. Je­śli epo­pe­je uczo­ne po­wsta­ły z sa­me­go ser­ca spo­łe­czeń­stwa i na­tchnie­nia za­czerp­nę­ły ze źró­dła uczuć współ­cze­snych, to jed­nak są one dzie­łem oso­bi­stern, a plan ich ob­my­śla­ny i wy­ko­na­ny zo­stał przez jed­ne­go czło­wie­ka. Jego ge­niusz (mó­wi­my na­przód o epo­sach uczo­nych, na te­ma­ty sta­ro­żyt­ne) od­naj­du­je, od­czu­wa, od­ra­dza prze­szłość. Od­twa­rza jej my­śli, uczu­cia, ma­lu­je oby­cza­je i na­da­je po­sta­ciom od­po­wied­nie rysy i fi­zy­ogno­mią: jest to jak­by ich zmar­twych­wsta­nie. Lecz bar­wy ob­ra­zu by­wa­ją czę­sto­kroć ła­god­niej­sze, mają ton mniej su­ro­wy, mniej szorst­ki. Je­śli jego po­sta­cie na­le­żą do prze­szło­ści, to po­eta, syn swe­go cza­su, wle­wa weń coś, cze­go nie było w tej prze­szło­ści – coś, że tak po­wie­my, z sa­me­go sie­bie, ze swo­ich uczuć i idej, sło­wem wła­sną swą isto­tę, wła­sny swój ge­niusz. Tak czy­ni­li

Ra­syn i Wol­ter w swych tra­ge­dy­ach. Nie ża­łuj­my tego, nie skarż­my się, wi­dząc po­etę wszyst­kich cza­sów w po­ecie cza­sów daw­nych – wi­dząc czło­wie­ka w po­ecie. Oby­cza­je, zwy­cza­je, mowa mają w Ilia­dzie coś na­iw­ne­go, nie­kie­dy bru­tal­ne­go, cze­go nie na­da­je lu­dziom daw­nych wie­ków Ene­ida; ale Wir­gi­liusz swo­je dzie­ło czy­ni bar­dziej ludz­kiem. Su­ro­wi ba­ro­no­wie feu­dal­ni, któ­rzy szli na kru­cy­aty, nie zna­li ry­cer­skiej i ele­ganc­kiej czu­ło­ści Tan­kre­da i nie znaj­do­wa­li Ar­mid i Her­mi­nij. Ro­land nie wzdy­cha w Pie­śni z XI w.: jest to sza­lo­ny z mi­ło­ści ry­cerz w po­ema­cie z XVI w. Tas­so i Ario­sto prze­szli przez tra­dy­cyę, któ­ra od XI do XV w. wy­ide­ali­zo­wa­ła su­ro­we oby­cza­je ry­cer­stwa. Ale Kar­lo­man jest nie mniej wiel­ki w Or­lan­dzie. He­ro­izm i wia­ra nie tra­cą nic w Je­ro­zo­li­mie. Ści­słość hi­sto­rycz­na tra­ci, ale in­te­res mo­ral­ny i po­tę­ga po­etycz­na zy­sku­je. Strój bo­ha­te­rów przy­po­mi­na modę chwi­li; ser­ce ich – to ser­ce wie­ku po­ety.

Co do epo­pej uczo­nych, któ­rych te­ma­ta są au­to­ro­wi współ­cze­sne – to jed­no sło­wo tu wy­star­czy. Jest to nie­wąt­pli­wie rzecz dziw­na, gdy w Lu­zy­adach spo­ty­ka­my na­raz Mat­kę Bo­ska i Ve­nus, Ba­chu­sa i Chry­stu­sa, i cho­ciaż to wcho­dzi do ram cu­dow­no­ści, sta­no­wią­cej je­den z wa­run­ków i tra­dy­cyi epo­su, to jed­nak z sa­mej ja­skra­wo­ści kon­tra­stu wy­pły­wa ce­cha nie­praw­do­po­do­bień­stwa na ści­śle hi­sto­rycz­ne­ni tle po­ema­tu. Ale fan­ta­zye tego ro­dza­ju zaj­mu­ją w po­ema­cie miej­sca nie­wie­le – i czy­tel­nik, gdy pierw­szy po­dziw prze­mi­nie, znaj­du­je inną po­ezyę – po­ezyę ży­cia i praw­dy.

Nie po­dob­na za­li­czać po­ema­tów Mil­to­na i Dan­te­go do dwóch po­przed­nich ka­te­go­ryj epo­pej uczo­nych: mają one swój osob­ny cha­rak­ter; wy­obraź­nia gra tam rolę naj­więk­szą. Je­że­li treść Raju Utra­co­ne­go sta­no­wi praw­dę świę­tą i bez­względ­ną, to jed­nak roz­wi­nię­cie jej szcze­gó­łów jest i mu­sia­ło być rze­czą ima­gi­na­cyi; my żą­da­my odeń tyl­ko praw­dy po­etycz­nej, tj. praw­dy wy­sta­wio­nych cha­rak­te­rów, sy­tu­acyj, ob­ra­zów, praw­dy na­mięt­no­ści i mowy bo­ha­te­rów. Mil­ton wszę­dzie jest rów­nie praw­dzi­wy, jak wy­mow­ny. "Bo­ska Ko­me­dya" ma cha­rak­ter mię­sza­ny: ramy są cał­ko­wi­cie fan­ta­stycz­ne; wnę­trze ram zu­peł­nie re­al­ne; lu­dzie i rze­czy, na­zwi­ska i czy­ny, ide­je i uczu­cia – wszyst­ko to na­le­ży do Dan­te­go lub jego wie­ku. Le­gen­da lu­do­wa świad­czy o tem po­łą­cze­niu fik­cyi i rze­czy­wi­sto­ści: tłum wie­rzył, że wi­dzi wra­ca­ją­cych z Pie­kieł tych, któ­rych tam Dan­te po­mie­ścił.

Ale po­mi­nąw­szy dwa te ory­gi­nal­ne utwo­ry, praw­dą jest, że epo­pe­je pier­wot­ne mają nad uczo­ne­mi wyż­szość co do praw­dy i szcze­ro­ści oby­cza­jów: świa­tło ich jest żyw­sze. Sama nie­do­sko­na­łość mowy, su­ro­wej i jesz­cze nie­re­gu­lar­nej, wie­lu z tych po­ema­tów (wy­jąw­szy mi­strza nad mi­strze – Ho­me­ra) słu­ży do tego celu do­sko­na­le: jest ona w zgo­dzie z tem, co opi­su­je. Sztu­ki od­cie­niów brak. Sło­wo bywa rów­nie gwał­tow­ne, jak gest i czyn, ob­ra­zy ogrom­ne, jak po­sta­ci bo­ha­te­rów. Treść i for­ma sta­no­wią ko­los nie­zdar­ny, o wiel­kich bar­ba­rzyń­skich ry­sach, czę­sto pod­nio­sły i wspa­nia­ły. Pod gięt­kie­mi fał­da­mi, pod ar­ty­stycz­nie do­bra­ne­mi ko­lo­ra­mi sty­lu epo­pej now­szych, wiel­kość tre­ści zda­je się mniej na jaw Wy­stę­po­wać. Nie łudź­my się jed­nak i nie za­po­zna­waj­my u Po­etów epicz­nych wie­ków li­te­rac­kich po­tę­gi, któ­rej uczo­na sztu­ka sty­lu by­najm­niej nie wy­klu­cza. I oni też mają tę ce­chę, któ­rą się od­zna­cza­li su­ro­wi bar­ba­rzyń­cy gę­śla­rze – i nie bar­dzo za za­słu­gę uwa­żaj­my tym pier­wot­nym po­etom mi­mo­wol­ne bra­ki ich ję­zy­ka pod po­zo­rem, że bar­dziej uwy­pu­kla­ją swą po­tę­gę.

Epo­pe­je pier­wot­ne uro­dzi­ły się przed in­ne­mi i nie na­śla­do­wa­ły ni­ko­go: prze­ciw­nie one były na­śla­do­wa­ne; je­st­to za­pew­ne ich wyż­szość, ale cóż stąd? Ze Wir­gi­liusz wzo­ro­wał się na Ho­me­rze i czę­sto od nie­go po­ży­czał, czy prze­to jest mniej szcze­iy, mniej oso­bi­sty? Pa­try­otyzm i duch rzym­ski czy stra­ci­ły na­tem co­kol­wiek? Na­śla­dow­nic­two to nie tłu­mi ge­niu­szu. W tym łań­cu­chu, któ­ry łą­czy Wir­gi­lin­sza z Ho­me­rem, Tas­sa i Mil­to­na z Wir­gi­liu­sze­in, każ­dy za­cho­wu­je swą ory­gi­nal­ność. Plan Ene­idy jest to plan Odys­sei, ale po­dró­że mor­skie Ene­asza, któ­ry słu­cha­jąc wy­rocz­ni, dąży do no­wej oj­czy­zny, nie są przy­go­da­mi Ulis­se­sa w po­szu­ki­wa­niu swo­jej; Dy­do­na nic nie za­wdzię­cza Ka­lip­so, a pod­bój La­cy­um w ni­czem nie przy­po­mi­na po­raż­ki ga­chów Pe­ne­lo­py. Wy­wo­ła­nie cie­niów u brze­gów Cym­me­ryj­skich nie jest to ze­stą­pie­nie do Pie­kieł oko­ło Awer­nu. – "Raj utra­co­ny" ma swo­je nie­bo i pie­kło, któ­re nie jest ani Tar­ta­rem ani Eli­ze­ja­mi; opo­wie­ści Ra­fa­ela i Ada­ma są da­le­kie od opo­wie­ści Ene­asza i Ulis­se­sa; uka­za­nie się Sza­ta­na Eidzie nie jest ko­pią wi­dzia­dła Hek­to­ra przed Ene­aszem. Czar­no­księ­ska cu­dow­ność Tas­sa nie jest ani cu­dow­no­ścią mi­to­lo­gicz­ną Wir­gi­liu­sza, ani cu­dow­no­ścią he­braj­ską Mil­to­na, ani chrze­ści­jań­ską Klop­stoc­ka. For­ma ram nic tu nie zna­czy; oso­by i sce­ny ob­ra­zu, po­wie­trze, któ­rem świat ten dy­sze, świa­tło, któ­re mu przy­świe­ca – sta­no­wią to, co two­rzy cha­rak­ter, ory­gi­nal­ność i ży­cie po­ema­tu.

Był­by wiel­ki czas za­koń­czyć te ze­sta­wie­nia epo­pej pier­wot­nych i uczo­nych, nie za­po­mi­na­jąc tych po­rów­nań, za­zna­czyć ich małą wagę. Pierw­sze z tych epo­pej – mają cha­rak­ter szorst­ki, pra­wie dzi­ki, dru­gie – ła­god­niej­szy i czyst­szy; pierw­sze – idą kro­kiem pro­stym i nie­re­gu­lar­nym, nie kie­ro­wa­ne żad­nem pra­wem kom­po­zy­cyi, dru­gie – uło­żo­ne są w spo­sób kunsz­tow­ny i dra­ma­tycz­ny; te – mają dziw­ną śmia­łość ry­sun­ku i ja­skra­wość barw; tam­te – tony okrą­glej­sze i ści­ślej­sze kon­tu­ry: osta­tecz­nie rów­nie szcze­re i praw­dzi­we.

Wy­obra­ża­ją one dwie fazy roz­wo­ju na­tu­ry ludz­kiej: dziec­ko wy­cho­wa­ne swo­bod­nie, w nie­za­leż­no­ści cia­ła i in­stynk­tów – ma gwał­tow­ne zu­chwal­stwo, po­ry­wy czu­ło­ści, wy­bu­chy gnie­wu, unie­sie­nia za­pa­łu, do­cho­dzą­ce do sza­leń­stwa. Ta­kim jest po­eta, czło­wiek czy na­ród epo­pei pier­wot­nej.

Czło­wiek doj­rza­ły kie­ru­je swe­mi" in­stynk­ta­mi, nie bu­rząc ich; miar­ku­je swe na­mięt­no­ści, nie tłu­miąc ich; prze­cho­wu­je i żywi ogień tle­ją­cy w jego du­szy, po­nie­waż go nie trwo­ni w bły­ska­wicz­nych wy­bu­chach; czu­je on, wi­dzi, my­śli, mówi le­piej, po­nie­waż jest pa­nem swo­ich zmy­słów, swe­go du­cha i swe­go ję­zy­ka: po­dwa­ja swe siły, umie­jąc je wy­dat­ko­wać. Tacy są Wir­gi­liusz, Tas­so, Mil­ton. Po­eta epo­sów wie­ku cy­wi­li­za­cyi i roz­wi­nię­te­go ję­zy­ka, jest to czło­wiek doj­rza­ły, któ­ry za­rzu­cił swo­je bez­ład­ne wy­bu­chy i unie­sie­nia. Epo­pe­je te są nie­śmier­tel­ne, po­nie­waż styl sam oży­wia te dzie­ła, na­da­jąc im for­mę ści­słą i okre­ślo­ną, któ­rej brak in­nym. Mają one ce­chy epo­pej pier­wot­nych, a nie mają ich bra­ków; nie brak im nic, a mają coś nad­to, mają to, co bu­dzi ży­cie, I żyją też one w pa­mię­ci i na ustach wszyst­kich lu­dzi;

tam­te zaś bądź co bądź nie wy­cho­dzą z bi­blio­tek. Przez szcze­gól­ny, ale ła­twy do wy­ja­śnie­nia kon­trast, epo­pe­je pier­wot­ne sta­ły się przed­mio­tem ba­dań uczo­nych; epo­pe­je uczo­ne są czy­ta­ne przez wszyst­kich.

Po­pu­lar­ne może przy swych na­ro­dzi­nach, epo­pe­je pier­wot­ne nie są już nie­mi dzi­siaj; epo­pe­je uczo­ne będą nie­mi za­wsze. Epo­pe­je pier­wot­ne zy­ska­ły wie­le przez są­siedz­two ar­cy­dzieł Dan­ta, Wir­gi­liu­sza, Tas­sa, Mil­to­na. Ale pu­blicz­no­ści trud­no się do nich przy­zwy­cza­ić i tyl­ko je­den po­eta pier­wot­ny – pierw­szy i je­dy­ny, naj­więk­szy i naj­po­tęż­niej­szy, nie­śmier­tel­ny Ho­mer – prze­zwy­cię­żył wszyst­ko i sta­nął po­nad wszyst­ki­mi.V. CE­CHY KAŻ­DEJ EPO­PEI PO SZCZE­GÓ­LE.

Kry­ty­ka współ­cze­sna nie do­wio­dła wyż­szo­ści epo­pej pier­wot­nych nad epo­pe­ja­mi li­te­rac­kie­mi, nie okre­śli­ła na­wet li­nii de­mar­ka­cyj­nej mię­dzy nie­mi; pod in­nym wzglę­dem jed­nak­że od­da­ła ona wiel­kie usłu­gi. Kie­ro­wa­na me­to­dą hi­sto­rycz­ną, któ­ra od­ro­dzi­ła na­ukę li­te­ra­tu­ry i ję­zy­ka, ści­śle umie ona okre­ślić ce­chy wła­ści­we każ­dej epo­pei, oko­licz­no­ści w ja­kich po­wsta­ła, wiek, któ­ry ją na­tchnął, po­etę, któ­ry ją stwo­rzył, stan po­li­tycz­ny, so­cy­al­ny i re­li­gij­ny na­ro­du i cza­su, któ­ry au­tor ma­lo­wał i w któ­rym pi­sał, wa­run­ki, w ja­kich po­sta­wi­ło go po­cho­dze­nie i wy­cho­wa­nie, na­tu­rę pier­wot­ną jego ge­niu­szu i szcze­gó­ło­we zda­rze­nia jego ży­cia. Kry­ty­ka ra­cho­wać się musi z bar­dzo wie­lu pier­wiast­ka­mi, po­nie­waż każ­dy z nich miał wpływ na dzie­ło i pięt­no swe na niem po­zo­sta­wił.

Wier­ni tej me­to­dzie uło­ży­my po­dług wie­ków i kra­jów epo­pe­je, któ­rych treść po­da­je książ­ka ni­niej­sza. Bę­dzie­my tu mo­gli oglą­dać ko­lej­no nie­tyl­ko róż­ne ob­ja­wy ge­niu­szu ludz­kie­go w jego wy­ra­zie po­etycz­nym, ale jed­no­cze­śnie ko­lej­ny ob­raz róż­nych cy­wi­li­za­cyi, ja­kie się uka­za­ły na zie­mi.

Ry­sem naj­pow­szech­niej­szym, wspól­nym pra­wie wszyst­kim epo­pe­jom, po­mi­mo róż­nic cza­su i kul­tu­ry (z wy­jąt­kiem Bo­skiej Ko­me­dyi, Raju Utra­co­ne­go, Mes­sy­ady, Lu­zy­adów), jest ich cha­rak­ter fe­odal­ny.

Okre­sy bo­ha­ter­sko – epicz­ne są fe­odal­ne. Fe­oda­lizm jest to wy­raz nowy, ale może być za­sto­so­wa­ny do urzą­dzeń ana­lo­gicz­nych w sta­ro­żyt­no­ści. Jest to for­ma spo­łecz­na opar­ta na po­dzia­le na­ro­du na dwie kla­sy – ry­cer­stwa i ludu; lud – pra­cu­je, ry­cer­stwo – wal­czy; jest to wza­jem­na wy­mia­na usług, któ­ra przy­najm­niej do cza­su okre­śla po­rzą­dek i har­mo­nię w na­ro­dach.

Rząd pa­try­ar­chal­ny he­braj­czy­ków był pró­bą fe­oda­li­zmu. Fe­oda­lizm pa­no­wał nad brze­ga­mi Gan­ge­su, na wzgó­rzach Ira­nu, w Gre­cyi ho­me­row­skiej, w Ger­ma­nii Ta­cy­ta, w dru­ży­nach Fran­ków. Ob­raz, ide­je, oby­cza­je tych fe­oda­li­zmów od­naj­du­je­my wszę­dzie, od "Ra­ma­ja­ny" aż do "Je­ro­zo­li­my Wy­zwo­lo­nej". Hie­rar­chie nie­bie­skie i pie­kiel­ne "Raju Utra­co­ne­go" mają rów­nież niby urzą­dze­nie fe­odal­ne.

Z grup epicz­nych naj­sta­ro­źyt­niej­szą jest epo­pe­ja in­dyj­ska. Od­twa­rza ona sta­ro­żyt­ną­cy­wi­li­za­cyę azy­atyc­ką, któ­rej sta­ły cha­rak­ter sta­no­wi ubó­stwie­nie ma­te­ryi, po­chło­nię­cie osob­ni­ka przez na­tu­rę, uko­rze­nie na­ro­du przed wła­dzą, ema­na­cya po­tę­gi bo­skiej, któ­ra sama ule­ga teo­kra­tycz­nej wła­dzy ogar­nia­ją­cej wszyst­ko ka­sty ka­płań­skiej. Ol­brzy­mia jak świat ludz­ki i bo­ski, mo­ral­ny i fi­zycz­ny, któ­ry obej­mu­je, epo­pe­ja ta ma w so­bie coś nie­pew­ne­go i nie­okre­ślo­ne­go, co sta­no­wi ce­chę wie­rzeń pan­te­istycz­nych. I za­ra­zem myśl jest tam niby uwię­zio­na w kole for­muł mi­stycz­nych i sym­bo­lów, a ogni­sta wy­obraź­nia uwi­docz­nia tyl­ko głę­bo­kie mro­ki, któ­rych nie może prze­nik­nąć ani oświe­tlić".

Zu­peł­nie inne są ce­chy epo­pei grec­kiej. Umysł pierw­szych Hel­le­nów za­cho­wu­je jesz­cze nie mało wschod­nie­go pan­te­izmu; lecz nie­tyl­ko in­stynkt swo­bo­dy, bę­dą­cy ry­sem tego ple­mie­nia, da­le­ko wy­raź­niej wy­sta­wia osob­ni­ka i po­tę­gę ludz­ką, ale an­tro­po­mor­fizm na­da­je tam bo­gom for­my ja­śniej­sze i bar­dziej har­mo­nij­ne; duch wszę­dzie stoi nad ma­te­ryą – w spół­e­czeń­stwie, jak i w na­tu­rze. Ta­jem­ni­czy sym­bo­lizm wscho­du, nie zni­ka­jąc zu­peł­nie, ustę­pu­je miej­sca na­tchnie­niu bar­dziej nie­za­leż­ne­mu i prze­zro­czyst­sze­mu. Ludz­kość zrzu­ca zdrę­twie­nie, w któ­rem z lu­bo­ścią ocze­ki­wa­ła osta­tecz­ne­go ni­ce­stwa – i po­mna­ża bo­ha­ter­skie wal­ki i ob­ja­wy in­te­li­gen­cyi we wszyst­kich for­mach po­ezyi, pra­wa, prze­my­słu, sztu­ki. Po­ema­ta Ho­me­ra już nam dają prze­czu­cie tego, czem be­dzie świat grec­ki, to zna­czy świat wol­ny, czyn­ny i in­te­li­gent­ny, roz­mi­ło­wa­ny w pięk­nie, przed­się­bior­czy w każ­dym po­rząd­ku idej i twór­czo­ści ar­ty­stycz­nej.

Po­mię­dzy In­dy­ami a Gre­cyą znaj­du­je się Per­sya; mię­dzy pan­te­izmem in­dyj­skim i an­tro­po­mor­fi­zmem hel – leń­skim – du­alizm per­ski. Du­alizm jest tre­ścią teo­lo­gii Zo­ro­astra, cy­wi­li­za­cyi per­skiej, któ­ra jest wy­two­rem tej teo­lo­gii – i epo­pei Fir­du­sie­go, hi­sto­ryi mi­tycz­nej i po­etycz­nej tej cy­wi­li­za­cyi. Wia­ra i pa­try­otyzm są tam ści­śle po­łą­czo­ne; na­ro­do­wi wład­cy Ira­nu sta­no­wią tam pier­wia­stek świa­tła i czy­sto­ści – do­bro; Tu­rań­czy­cy – pier­wia­stek ze­psu­cia i zmro­ku – zło. Dzie­ło naj­bar­dziej na­ro­do­we ze wszyst­kich – jak mówi Am­pe­re – od­twa­rza ono za­ra­zem naj­ści­ślej­szą tra­dy­cyę sta­ro­żyt­nej wia­ry, któ­ra sta­no­wi jed­ność Per­syi – i kult Zo­ro­astra opie­wa­ny tu jest przez wy­znaw­cę Ma­ho­me­ta.

Epo­pe­ja rzym­ska jest współ­cze­sną grec­kiej co do daty opie­wa­nych zda­rzeń; ale wie­ki zda­ją się je roz­dzie­lać, po­nie­waż per­spek­ty­wa się zmie­ni­ła. Czy­tel­nik Ho­me­ra sie­dzi obok Achi­le­sa w na­mio­cie lub z Pry­amem na mu­rach Troi – i żyje z nimi wzru­szo­ny i peł­ny po-, w tym świe­cie na­iw­nym, wspa­nia­łym i bo­ha­ter­skim; czy­tel­nik Wir­gi­liu­sza pa­trzy w prze­szłość! z Ka­pi­to­lu Au­gu­sta. Su­ro­wy ge­niusz Romy i ła­god­ny ge­niusz po­ety, zle­wa­ją się w jego dzie­le i na­da­ją mu fi­zy­ono­mią na­raz su­ro­wą i wzru­sza­ją­cą, bliż­szą hi­sto­ryi, a któ­ra jed­nak nie ma już wiel­ko­ści ho­me­row­skiej. Wschód grec­ki i azy­atyc­ki za­cho­wu­je tu swe bar­wy w pierw­szych księ­gach; w ostat­nich ma­lu­je się ob­raz na­ro­do­wych sta­ro­żyt­no­ści rzym­skich. Jed­ność nie tra­ci nic, a praw­da zy­sku­je na tym kon­tra­ście, któ­ry leży w sa­mym przed­mio­cie.

Bar­ba­rzyń­cy na­pa­da­ją na Ce­sar­stwo. Za­nim chry­sty­anizm nada zie­mi nowy kształt po­dług swo­je­go wzo­ru, któ­ry Ka­rol Wiel­ki już urze­czy­wist­nia; – za­nim roz­le­je na Eu­ro­pę swe ożyw­cze pro­mie­nie: świat ów­cze­sny jest do­pie­ro nocą i cha­osem, gdzie wi­dzieć się dają rzad­kie bły­ski – za­po­wie­dzi no­wej jutrz­ni.

Tam też są rów­nie epo­pe­je Eddy i Ni­be­lun­gów, wy­twór i ob­raz tego wie­ku. Uro­dzo­ne w mgłach Skan­dy­na­wii i la­sach Ger­ma­nii – obie one zda­ją się wa­hać mię­dzy wie­kiem V. (bo­ha­te­rów i zda­rzeń) a X. i XI. (wie­kiem au­to­rów). Na tle oby­cza­jów bar­ba­rzyń­skich, fe­odal­nych i ry­cer­skich; na tle mie­sza­ni­ny po­ga­ni­zmu Ody­na i wia­ry chrze­ści­jań­skiej – pa­nu­je siła bru­tal­na, okrut­niej­sza i krwaw­sza w epo­pei skan­dy­naw­skiej, star­szej o 200 lat od epo­pei nie­miec­kiej.

Chro­no­lo­gicz­nie po­śred­nia mię­dzy dwie­ma epo­pe­ja­mi teu­toń­skie­mi, epo­pe­ja fran­cu­ska jest dzi­ka jak one ale sta­now­czo chrze­ści­jań­ska czy to w cy­klach bre­toń­skim i kar­lo­wing­skim, czy też w cy­klu wo­jen Krzy­żo­wych. Jest to chry­sty­anizm wie­rzą­cy i wal­czą­cy. Na­pi­sa­na we Fran­cyi – star­szej cór­ce ko­ścio­ła – i w ję­zy­ku fran­cu­skim – na­pi­sa­na w cza­sie bliż­szym, niż epo­pe­je pół­noc­ne, na­jaz­du sa­ra­ce­nów, któ­rzy z po­łu­dnia gro­zi­li świa­tu chrze­ści­jań­skie­mu; na­pi­sa­na w przeded­niu Kru­cy­at – jest ona cała prze­siąk­nię­ta du­chem i he­ro­izmem chrze­ści­jań­skim.

Od­tąd chry­sty­anizm, bę­dą­cy du­szą spo­łecz­no­ści eu­ro­pej­skiej, sta­je się du­szą jej epo­sów. Już w "Pie­śni o Ro­lan­dzie", ar­cy­dzie­le epo­pei fran­cu­skiej, chry­sty­anizm prze­mie­nia pa­la­dy­na VIII. w. na ry­ce­rza XI. Epo­pe­ja hisz­pań­ska, mniej praw­dzi­wa od hi­sto­ryi, za­po­mi­na, że Cyd – z uczu­cia i ze­msty – był to con­dot­tie­re na służ­bie kró­lów ma­my­tań­skich; jest on bo­ha­te­rem pół­wy­spu, Cy­dem dla tego tyl­ko, że bro­nił chrze­ści­jań­stwa prze­ciw nim, i na­ród tu­dzież po­eci wie­dzą tyl­ko o jego czy­nach try­um­fal­nych. Wie­ki idą na­przód: ry­cer­stwo – z in­sty­tu­cyi chrze­ści­jań­skiej i so­cy­al­ne – prze­mie­nia się na kla­sę ukształ­ce­nią i wy­kwint­ną, któ­ra od­da­je się am­bi­cy­om oso­bi­stym i przy­go­dom mi­ło­snym. Tak też ma­lu­ją ry­ce­rzy Bo­jar­do i Ario­sto: ry­ce­rze ich nie są to już zbroj­ni mi­sy­ona­rze wia­ry chrze­ści­jań­skiej i spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej; nie są to wy­ko­naw­cy ślu­bów su­ro­wych i po­waż­nych, bo­jow­ni­cy czy­ści i bez­in­te­re­sow­ni wdów i sie­rót; są to lu­dzie, któ­rzy ści­ga­ją pięk­ne damy, któ­rzy wal­czą prze­ciw nie­wier­nym ry­ce­rzom jak oni, o ser­ce księż­ni­czek Chin lub Egip­tu. Ale tka­ni­na po­ema­tu, olśnie­wa­ją­ca i ma­gicz­na – bawi oko. Treść", któ­ra po­ru­sza ser­ca, pod­no­si du­sze, po­ry­wa ima­gi­na­cyę – to ol­brzy­mia wal­ka Kar­lo­ma­na i Fran­cyi prze­ciw nie­wier­nym. Pod ko­lo­ra­mi po­dwój­ne­go sztan­da­ru wia­ry i oj­czy­zny, któ­ry po ca­łym po­ema­cie sze­ro­ko po­wie­wa, to­czą się fan­ta­stycz­ne ba­śni po­ety. W ży­ciu rze­czy­wi­stem – po­mi­mo ze­psu­cia za­sa­dy ry­cer­stwa – spo­łe­czeń­stwo było da­lej wie­rzą­cem i po­boż­nem; w fik­cyi epicz­nej, ro­man­tycz­ni ry­ce­rze z "Or­lan­do in­a­ino­ra­to" i "Or­lan­do fu­rio­so" wzdy­cha­ją, bie­ga­ją po świe­cie i wal­czą za swe damy, ale wra­ca­ją pod mury Pa­ry­ża lub Ar­les, aby zgi­nąć" za oj­czy­znę i Chry­stu­sa.

Jest to zresz­tą nie je­dy­na for­ma, w ja­kiej wy­stę­pu­je epo­pe­ja na­tchnio­na my­ślą chrze­ści­jań­ską. Przed Bo­jar­dem i Ario­stem, za­rów­no jak po nich, otwie­ra ona so­bie inne dro­gi i inne prą­dy. Oczysz­czo­na od tej mie­sza­ni­ny ima­gi­na­cyi ro­man­tycz­nej, na­raz bo­ha­ter­skiej i ko­micz­nej, prze­sią­kła mi­sty­cy­zmem i na­mięt­no­ścią – W XIV juz wie­ku, przez cud ge­niu­szu u Dan­te­go, przy­stra­ja we wszyst­kie po­tę­gi, wdzię­ki, bla­ski po­ezyi, teo­lo­gię wie­ków śred­nich. Póź­niej wskrze­sza pió­rem Tas­sa, w w. XVI – wspa­nia­łe wi­do­wi­sko Kra­cy­at. Wy­wo­łu­je ma­gicz­nym pędz­lem Mil­to­na, w w. XVII – pro­mie­ni­ste cuda pierw­szych dni zie­mi i cza­ro­dziej­skie ta­jem­ni­ce Ede­nu. Z Ca­mo­en­sem otwie­ra po przez mo­rza i bu­rze, pod słoń­cem Wscho­du – świat nowy dla wia­ry, dla orę­ża i dla ku­piec­twa Eu­ro­py. Z Klop­stoc­kiem w peł­ni XVIII w. wpro­wa­dza na świat Chry­stu­sa, aby ten go zba­wił, od­ro­dził i po­bło­go­sła­wił. Na­ko­niec – za­wsze to chry­sty­anizm daje na­tchnie­nie póź­niej­szym pi­sa­rzom: za­rów­no Fe­ne­lon w Te­le­ma­ku, jak Cha­te­au­briand w Mę­czen­ni­kach idą tą sama dro­gą. Pierw­szy w usta Men­to­ra kła­dzie mą­drość ewan­ge­licz­ną; mę­czen­ni­cy dru­gie­go idą na am­fi­te­atr tak, jak nie­gdyś Gof­fred szedł do Je­ru­za­lem, a Ro­land do Ron­ce­va­lu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: