Jełopiada - ebook
Jełopiada - ebook
„Jełopiada” Jany Skoczylas to komediodramat społeczny przedstawiający patologię w postaci wierszowanej.
Na planetę Merkury wysłano kilku przedstawicieli z Ziemi. Ich zadaniem jest eksplorowanie nieznanego miejsca w celu poszerzenia swojej znikomej wiedzy. Potrzeby tych osób są jednak… przyziemne. To chęć uprawiania seksu w oparach niekończącej się libacji. Na Merkurym muszą radzić sobie sami, co nie przychodzi im łatwo, dlatego w kryzysowych sytuacjach zwracają się do Boga-Ducha. Bohaterowie nie zamierzają się dostosować do panujących na planecie warunków, lecz chcieliby powielić życie, jakie prowadzili na Ziemi przed kosmiczną wyprawą. Jest jednak moment, w którym pojawia się deklaracja zmian. Czy jednak życie bez nałogów i długiej listy innych wad miałoby dla nich jakiś sens?
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7900-502-4 |
Rozmiar pliku: | 651 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z wielkim łomotem ląduje i natychmiast rozbija się amatorsko skonstruowana rakieta kosmiczna, na której widnieje adres i logo ziemskiego Urzędu Pracy. Po dłuższej chwili z gruzów, wśród unoszących się oparów paliwa i syków silnika, wyłania się powoli ludzka twarz z dosyć zdezorientowaną miną i prawie opróżnioną butelką wódki w ręku. Na szyi krawat.
MAŃCOR
Diabli ich nadali!
Gdzie te kiepy nas wysłali?!
Moglim siedzieć z dupą w domu,
Wszak nie wadzilim nikomu…
PIPOL
Spodnie niedopięte, na szyi – oprócz krawata – zawieszona mała lornetka. Zdenerwowany, bezskutecznie próbuje podnieść się z gruzów.
Luchę miałem rozebraną,
Gienkę brałem na kolano,
Bacha sama do mnie szła –
A tu już odjeżdżać trza!
do Brintona
Zabierz trampek z mego pyska,
Jak uniknąć chcesz wyzwiska!
MAŃCOR
z obrzydzeniem
Lucha krzywa, Gienka gruba,
Bacha zgrabna niby tuba
I jeszcze za stara
Na “barabara”…
Lecz rozruuuuuba nadciągała
I juuuuuż łapa mnie swędziała,
By przyłożyć komu w pysk,
Aż sie zrobi mały odprysk,
Zwłaszcza, kiedy zęby kruche.
Kocham bój i rozpierduchę!!!
po chwili
Bój
To mój wuj,
Zadyma –
Moja dziewczyna!
WASYL
Wot i cała rodzina!
BRINTON
A niechaj ich pierun strzeli,
Tych urzędowych śmierdzieli!
Impra sie toczyła klawo
I niewiasty brały żwawo,
Dla każdego dobre zioło –
Wieczór płynie nam wesoło,
Tytoniu całe połacie,
Tęga muza huczy w chacie –
Aż tu, kurtka, naraz macie:
Imprę w mig opuszczać trzeba! –
Co za szkoda! Co za bieda!
WASYL
wstając w końcu mozolnie, ukazuje w pełni swą bujną, zmierzwioną czuprynę
Już toczyłem bimbru beczkię,
Aby mózg przerobić w sieczkię –
By na swoje zbite ciemię
Zesłać mocne łuderzenie.
Ktoś przypalił mnie fajeczkię,
A tu naraz masz… wycieczkię!
KŁYSIA
wyciągając rękę do Wasyla
Wasyl, zmoło, pomóż wstać –
Nie damłady się wydostać!
Uchwyć no mnie tu za szelki…
Wszelkiej łyby wybółwielki –
Od łekina do muszelki.
Piłanie
W śmietanie
I słebłnej makłeli
Z ostatniej niedzieli
Półmisek cały!
I wielkie dołsza gały,
Co mój apetyt wzmagały,
A my – jak te bęcwały –
Opuszczamy libację,
Porzucając kolację!
Dwie tylko liznąłem kiełbie,
Bimbeł jeszcze huczy we łbie!
do Mańcora
Nastąp się – zmoło przebrzydła –
Widzisz, że mnie zgniotły śmigła!
Nie mogę wyniść spod właku,
Ty małowiejski pustaku!
MAŃCOR
Zawrzyj gębę, boś jest cep –
Zara ci zasunę w łeb!
KŁYSIA
zmieniając ton
Pomóż, mój złoty Mańcorze!
Kto, jak nie ty, mi pomoże?!
MAŃCOR
Wstawaj, wstawaj
I głupiego nie udawaj!
IMBEC
wyłaniając się jako ostatni spod gruzów, z niesmakiem podsumowuje dotychczasową dyskusję
Gołe dupy, żarcie, picie –
Oto całe wasze życie!
I jeszcze fura tytoniu –
Istny gamoń na gamoniu!
Należy docenić Unię,
Że doskonale rozumie
Potrzeby wybitnych obywateli,
Którzy by awansu chcieli
I nie marnują niedzieli
Na dzikie libacje,
Lecz podejmują eksplorację
Nieznanego,
By uzyskać wiedzę z tego
I wyjść z głupoty cienia,
Oświecając pokolenia…
WASYL
przerywa mu
Imbec, lepiej idź na zwiady,
Miast pierdzielić nam ballady!
Zobacz czy na tej planecie,
Gdzie w jakim supermarkiecie,
Za złotówki się łotrzyma
Wagon petów, skrzynkię wina –
A jak ni ma,
To może jaka żenścina
W dziewiczym stanie
Łumili nam to zesłanie…?
IMBEC
Wasyl, a niech cię!
Że w tym projekcie
Bierzemy udział –
To tylko moja zasługa!
Gdybym wielokrotnie nie chodził,
Kierownik by się nie zgodził
I nie przyznał nam dotacji
Na podjęcie eksploracji
Nieznanego obiektu,
W ramach tegoż super projektu!
Nie wygaduj więc, baranie,
Że to jakieś zesłanie…
MAŃCOR
Ino, że już tę dotację
Przepuścilim na libację…
PIPOL
Jak tylko odeśpię kaca,
Zara na Ziemię wracam.
BRINTON
Ja też jutro z tobą jadę,
Młot na tenże projekt kładę!
IMBEC
ze zniechęceniem, machając ręką
Ach, Brintonie, Brintonie –
Wy wszyscy gamonie…
Bohaterowie, nie mając siły ani ochoty na zwiedzanie nowego miejsca, układają się do snu gdzie popadnie. Wycieńczeni podróżą oraz zamroczeni alkoholem i wrażeniami z imprezy – natychmiast usypiają. Po kilku godzinach pierwszy wstaje Brinton i ze zdziwieniem rozgląda się wokół siebie.
I PRZEBUDZENIE
BRINTON
Kurtka, chłopcy, ale czad! –
Musiał niezły dąć tu wiatr
Abo huragan z samego nieba,
Co powyrywał rosnące drzewa
I pozbawił nas zieleni,
Zostawiając w ziemi
Co rusz to wielkie wgłębienie,
Gdzie niegdyś tkwiły korzenie...
KŁYSIA
Ależ gołąc, kułde mać! –
Trzeba łychło cienia szukać.
Nie ma dalej co tu stać,
Ino swe manele zbiełać,
Rzędem spiesznie wypiełdzielać.
PIPOL
Kiłka! Ale też upalny ranek! –
Stopił mi się w spodniach zamek.
KŁYSIA
U mnie jeszcze gorzej, błacie:
Stopił mi się krzyż na klacie!
MAŃCOR
…A mnie zakrętka od wódki!
BRINTON
…A mi – moje zelówki!
Wszyscy jednocześnie spoglądają w stronę Wasyla.
IMBEC
Wasyl, czy ty z powodu pogody
Też odniosłeś jakieś szkody?
MAŃCOR
podchodząc do Wasyla
Swą gębę rozewrzyj bracie,
Bo musim się przyjrzeć stracie.
WASYL
Co się, łogry, naśmiewacie?!
Wczoraj łu mnie zęby jeszcze –
Dziś po dziąsłach wiatr szeleszcze,
Ale za to przełyk pieszczę,
Bo trzy butle naraz mieszczę!
Wszyscy śmieją się w głos z Wasyla.
IMBEC
Miałeś, chamie, złoto w gębie –
Pucowałeś nadaremnie.
Tam, gdzie złoty błyszczał ząb,
Ostał ci się ino swąd!!
WASYL
do Imbeca
Łodwal się łode mnie, bracie,
To się nie łobrażę na cię!
A wy, zmierzłe łurwipołcie,
Sie łode mnie łodpitolcie!
BRINTON
przerywając nagle śmiech, z niepokojem rozgląda się wokoło
Precel??? –
Widział kto tego bęcwała?
Gdzie ta menda się podziała?!
Koniec Wersji Demonstracyjnej
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok