Piramida (Piramida. Część 3) - ebook
Piramida (Piramida. Część 3) - ebook
Po 9 powieściach z Kurtem Wallanderem pora na domknięcie cyklu i ujawnienie początków kariery słynnego komisarza. W 3 częściach publikujemy opowiadania Henninga Mankella ukazujące 20 nieznanych do tej pory lat z życia Wallandera.
Jak każdy doświadczony glina, Kurt Wallander był kiedyś żółtodziobem. O tym na razie wiemy niedużo – tylko z jego wspomnień pojawiających się w powieściach. Jakie musiał przejść próby? O czym marzył młody policjant, zanim trafił do wydziału kryminalnego? Na te i na wiele innych pytań odpowie 5 opowiadań kryminalnych, które w Szwecji ukazały się w zbiorze zatytułowanym „Piramida”. Oto ostatnie z nich.
Piramida
W grudniu 1989 roku Kurt Wallander, którego dwa miesiące wcześniej opuściła żona, zabierając córkę, tęskni za swoim dzieckiem. Zimowa pora, zmęczenie i niepogoda też nie nastrajają go dobrze. Gdy w katastrofie małego samolotu w Mossby Strand ginie dwóch ludzi, a wkrótce potem w Ystad zostają zamordowane dwie samotne starsze kobiety, właścicielki sklepu z pasmanterią, komisarz podejrzewa, że te wydarzenia wiążą się ze sobą. Śledztwo jednak się gmatwa, policjanci toną w robocie, a na dodatek Wallander będzie musiał ratować z opresji swojego ojca i w tym celu wybierze się do Egiptu...
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7747-326-9 |
Rozmiar pliku: | 959 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książki Mankella publikowane są w trzydziestu dziewięciu krajach i rozeszły się w milionach egzemplarzy. Nakładem W.A.B. ukazało się dotychczas jedenaście jego powieści dla dorosłych, w tym tytuły spoza serii o Kurcie Wallanderze – Comédia infantil (2008) oraz Chińczyk (200Q). W przygotowaniu są kolejne książki kryminalne autora: Powrót nauczyciela tańca oraz Nim nadejdzie mróz.
Pisarz zdobył wiele wyróżnień literackich, między innymi Europejską Nagrodę Literatury Kryminalnej „Ripper Award” (2008) oraz Erich-Maria-Remarque Friedenspreis za szczególne zasługi w obronie praw człowieka (2009). Mankell odnosi też sukcesy jako twórca literatury dziecięcej i młodzieżowej, za którą został uhonorowany Nagrodą Astrid Lindgren (1996). Wydawnictwo W.A.B. opublikowało jego cykl książek o nastoletnim Joelu.
Powieści z Kurtem Wallanderem:
Morderca bez twarzy 1991 (W.A.B. 2004)
Psy z Rygi 1992 (W.A.B. 2006)
Biała lwica im (W.A.B. 2005)
Mężczyzna, który się uśmiechał 1994 (W.A.B. 2007)
Fałszywy trop 1995 (W.A.B. 2002)
Piąta kobieta me (W.A.B. 2004)
O krok 1997 (W.A.B. 2006)
Zapora 1998 (W.A.B. 2008)
Niespokojny człowiek 2009 (W.A.B. 2010)
oraz zbiór opowiadań Piramida 2000
(tom I: Cios, Szczelina, tom II: Mężczyzna na plaży, Śmierć fotografa, tom III: Piramida, seria: Zima z Kryminałem, 2011)Prolog
Samolot nadleciał nad terytorium Szwecji na niskiej wysokości na zachód od Mossby Strand. Strefę przybrzeżną spowijała gęsta mgła, ale im bliżej lądu, tym widoczność była lepsza. Pilotowi ukazał się nagle zarys linii brzegowej i pierwszych domów. Leciał już tą trasą wiele razy. Orientował się po zegarze i kompasie. Jak tylko przeleciał szwedzką granicę i dostrzegł Mossby Strand oraz światła wzdłuż szosy na Trelleborg, wykonał szybki zwrot na północny wschód, a potem kolejny na wschód. Samolot, piper cherokee, posłusznie wykonywał manewry. Przyjął dokładnie wyznaczony kurs w korytarzu powietrznym przebiegającym jak niewidzialna linia nad słabo zabudowanym obszarem Skanii. Było tuż przed piątą rano, 11 grudnia 1989 roku. Naokoło rozciągała się niemal nieprzenikniona ciemność. Zawsze, gdy latał nocą, wspominał swoje pierwsze loty w 1966 i 1967 roku, kiedy pracował jako pilot w greckiej spółce, która pod osłoną nocy przemycała tytoń z Południowej Rodezji, obłożonej wówczas sankcjami. Minęło już dwadzieścia lat, ale wciąż to pamiętał. Wtedy zrozumiał, że wytrawny pilot potrafi latać nawet w nocy, mając prymitywne przyrządy i bez żadnej łączności.
Samolot znajdował się już tak nisko, że pilot nie miał odwagi zejść niżej. Zastanawiał się, czy nie będzie zmuszony zawrócić, nie wykonawszy powierzonego zadania. Czasem tak się zdarzało. Przede wszystkim liczyło się bezpieczeństwo, a widoczność wciąż była zła. Nagle, tuż przed ostateczną decyzją, mgła się rozwiała. Spojrzał na zegarek. Za dwie minuty zobaczy światła w miejscu, gdzie ma dokonać zrzutu. Odwrócił się i zawołał do mężczyzny, który siedział na jedynym krześle w kabinie:
– Dwie minuty!
Mężczyzna zapalił kieszonkową latarkę, oświetlił swoją twarz i skinął głową.
Pilot wytężał wzrok w ciemności. Jeszcze minuta, pomyślał. W tym momencie zauważył reflektory. Promienie światła obrysowały na ziemi kwadrat o boku długości dwustu metrów. Zawołał do mężczyzny z tyłu, żeby się przygotował. Następnie skręcił w lewo, nadlatując nad oświetlony kwadrat z zachodu. Poczuł zimny podmuch wiatru i lekkie trzęsienie maszyny w momencie, gdy mężczyzna z tyłu otworzył drzwi. Położył rękę na wyłączniku lampy sygnalizacyjnej, która rzucała czerwoną poświatę na tył kabiny. Zmniejszył prędkość do minimum. Nacisnął zielony przycisk i wiedział, że mężczyzna z tyłu wypycha na zewnątrz pokryty gumową powłoką zbiornik. Zimny podmuch ustał po zamknięciu drzwi. Wtedy wziął kurs na południowy wschód. Uśmiechnął się pod nosem. Zbiornik już wylądował pomiędzy reflektorami. Ktoś czekał na miejscu, żeby go odebrać. Reflektory zgasną, zostaną załadowane na samochód i znów zapadnie gęsta, nieprzenikniona ciemność. Operacja na medal, pomyślał. Dziewiętnasta z kolei.
Spojrzał na zegarek. Za dziewięć minut przelecą nad wybrzeżem i opuszczą Szwecję. Dziesięć minut później wzięci na wysokość kilkuset metrów. Obok fotela miał termos z kawą. Napije się, kiedy będzie leciał nad morzem.
Potem wyląduje na prywatnym pasie do lądowania pod Kilonią, wsiądzie w samochód i już o ósmej będzie w drodze do domu w Hamburgu.
Maszyna szarpnęła i przechyliła się na bok. Pilot sprawdził przyrządy. Wszystko wyglądało normalnie. Przeciwny wiatr nie był zbyt silny i nie powodował turbulencji. Samolot znów się przechylił, tym razem mocniej. Pilot poruszał drążkiem steru. Ale samolot położył się na lewym skrzydle. Pilot bezskutecznie usiłował skorygować jego położenie. Przyrządy nadal wskazywały, że wszystko jest w porządku. Lecz pilot był doświadczony i wiedział, że coś szwankuje. Nie mógł wyprostować maszyny. Mimo że zwiększył prędkość, tracił wysokość. Starał się zachować spokój. Co się mogło stać? Przed startem zawsze kontrolował maszynę. Przyszedł do hangaru około pierwszej w nocy i dokonał półgodzinnego przeglądu, sprawdzając wszystko punkt po punkcie według listy dostarczonej przez mechanika. Przed startem wykonał niezbędne czynności kontrolne.
Nie mógł wyprostować maszyny. W dalszym ciągu traciła wysokość. Sytuacja stawała się krytyczna. Jeszcze raz zwiększył prędkość i manewrował poziomym sterem. Siedzący z tyłu w ciemności mężczyzna zawołał, pytając, co się dzieje. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Jeżeli nie uda mu się wyprostować samolotu, za kilka minut uderzą w ziemię. Zanim dolecą do morza. Serce waliło mu w piersi. Na moment ogarnęło go uczucie wściekłości i bezradności. Potem już do samego końca pociągał za drążki i naciskał pedały steru.
Samolot rozbił się o ziemię 11 grudnia 1989 roku, dziewiętnaście minut po piątej, i błyskawicznie zajął się ogniem. Lecz mężczyźni w samolocie nie czuli, kiedy ich ciała zaczęły płonąć. Zginęli rozerwani na kawałki w momencie zderzenia z ziemią.
Znad morza znowu nadciągała mgła. Temperatura wynosiła cztery stopnie, i było bezwietrznie.
1
Jedenastego grudnia Wallander obudził się tuż po szóstej. W tej samej chwili usłyszał dzwonek budzika stojącego na nocnej szafce. Wyłączył budzik i leżał w ciemności z otwartymi oczami. Prostował nogi i ramiona, rozciągał palce u nóg i rąk. Sprawdzał w ten sposób, czy w nocy nie pojawiły się jakieś dolegliwości. Przełknął ślinę, upewniając się, że do dróg oddechowych nie zakradła się infekcja. Czasem myślał, że powoli wpada w hipochondrię. Ale tego ranka wszystko wydawało się być w porządku. W dodatku czuł się wyjątkowo wyspany. Położył się już o dziesiątej i niemal natychmiast zapadł w sen. Zwykle kiedy zasypiał szybko, spał całą noc. Jeżeli nie zasnął od razu, bezsenność doskwierała mu nawet przez kilka godzin.
Wstał i poszedł do kuchni. Termometr za oknem wskazywał sześć stopni. Ponieważ był niedokładny, oznaczało to, że na dworze jest cztery stopnie. Wallander spojrzał na niebo. Ponad dachami przepływała wstęga mgły. Tej zimy w Skanii nie spadł jeszcze śnieg.
Niedługo się pojawi, pomyślał. Prędzej czy później nadejdą śnieżne zawieruchy.
Zaparzył kawę i zrobił kilka kanapek. Lodówka jak zwykle świeciła pustkami. Na stole w kuchni leżała lista zakupów, którą sporządził poprzedniego wieczoru. Przed jedzeniem udał się do toalety. Kiedy wrócił do kuchni, dopisał na liście papier toaletowy i nową szczotkę do czyszczenia muszli. Jadł śniadanie, przerzucając „Ystads Allehanda”, którą co rano posłaniec wrzucał przez otwór na listy. Zatrzymał się dopiero na stronach z ogłoszeniami. W głębi duszy pielęgnował marzenie o domu na wsi. Tam mógłby wyjść z samego rana, wysikać się na trawie, sprawić sobie psa, a nawet – chociaż to było chyba najbardziej odległe – gołębnik. Przeczytał kilka ogłoszeń o domach na sprzedaż, lecz żaden z nich go nie zainteresował. Zauważył, że w Rydsgård ktoś sprzedawał szczeniaki labradory. Nie mogę zaczynać od końca, pomyślał. Najpierw dom, potem pies. Nie odwrotnie. Przy moich godzinach pracy nie mogę brać sobie na głowę psa, dopóki nie zamieszkam z kimś, kto też będzie z nim wychodził. Minęły już dwa miesiące od czasu, gdy Mona ostatecznie go opuściła. Właściwie wciąż się z tym nie pogodził. Nie bardzo jednak wiedział, co zrobić, żeby zechciała do niego wrócić.
O siódmej był gotowy do wyjścia. Włożył sweter, który nosił przy temperaturach od zera do około ośmiu stopni. Zawsze wybierał sweter w zależności od panującej na zewnątrz temperatury. Nie znosił marznąć w wilgotnym zimnie skańskiej zimy, z drugiej strony drażniło go, gdy się pocił. Uważał, że nie może wtedy jasno myśleć. Postanowił pójść do pracy na piechotę. Potrzebował ruchu. Przechadzka z mieszkania przy Mariagatan do komendy zajęła mu dziesięć minut. Wiał słaby wiatr od morza.
Idąc, zastanawiał się, co go spotka tego dnia. Jeżeli w nocy nie wydarzyło się nic szczególnego, na co miał nadzieję każdego ranka, czekało go przesłuchanie zatrzymanego wczoraj mężczyzny, podejrzanego o handel narkotykami. Poza tym sterta dokumentów na biurku, materiały z aktualnych dochodzeń, z których najgorsze i bez żadnych widoków na ukończenie to przemyt luksusowych samochodów do Polski.
Otworzył oszklone drzwi budynku i skinął głową na powitanie Ebby w recepcji. Zauważył, że zrobiła sobie świeżą trwałą.
– Jak zwykle piękna – powiedział.
– Robię, co mogę – odparła. – A ty musisz uważać, żeby nie utyć. Rozwiedzeni mężczyźni często przybierają na wadze.
Wallander kiwnął głową. Wiedział, że Ebba ma rację. Od czasu rozstania z Moną jadał nieregularnie i byle jak. Codziennie postanawiał z tym skończyć, jak dotąd, bezskutecznie. Wszedł do pokoju, zdjął kurtkę i usiadł za biurkiem.
W tej samej chwili zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę. Dzwonił Martinsson. Wallander nie był zdziwiony. W całej sekcji kryminalnej w Ystad to on i Martinsson zawsze przychodzili najwcześniej.