Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spotkanie nad morzem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 listopada 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,90

Spotkanie nad morzem - ebook

Samolubna, wiecznie niezadowolona jedynaczka - dziewięcioletnia Danusia - spędza wakacje nad morzem, gdzie poznaje niewidomą dziewczynkę. Pod wpływam znajomości z nią zmienia swój stosunek do otoczenia, Elza natomiast zyskuje przyjaźń i nadzieję na odmianę życia, a może nawet... wyleczenie? Książka zalecana jako lektura dla szkół podstawowych.

Kategoria: Lektury szkolne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-10-12424-1
Rozmiar pliku: 817 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Każdy wie, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale wyjątkowo jeden jedyny raz...

Danusia po cichutku wyszła z łóżka, przykłada ucho do kuchennych drzwi, za którymi odbywa się rodzinna narada.

– Doktor Werner twierdzi, że po anginie pobyt nad morzem zrobiłby jej doskonale. Ale jeżeli ja nie mogę razem jechać, to czy w ogóle trzeba rezygnować z zaproszenia? – mówi matka.

– Co do mnie – wtrąca babcia – to uważam za nonsens, żeby samo dziecko puszczać w daleką podróż.

– A cóż nadzwyczajnego? – dziwi się ojciec. – Niech uczy się samodzielności!

– A ty, Jurku, nie mógłbyś jej odwieźć? – proponuje babcia.

– Ja? Wykluczone! Teraz najgorętszy okres w fabryce, nawet na dwa dni nie mogę się zwolnić. Na mnie nie liczcie.

– Jestem pewna, że u Ady miałaby doskonałe warunki i opiekę. Szkoda nie skorzystać z okazji...

– Nie ma nad czym medytować – podnosi głos ojciec. – Jeżeli zostanie tu podczas całego rozgardiaszu, wakacje będzie miała zmarnowane.

– Ach, naprawdę, jesteście nierozsądni – wzdycha babcia.

Stuknęło krzesło, buty skrzyp, skrzyp... – to ojciec spaceruje dokoła stołu. Gotów jeszcze wejść do pokoju! Danusia umyka pod kołdrę.

„Sama? Mam jechać sama? – rozmyśla. – Jak dorosła osoba? To chyba byłoby przyjemnie... Bunia niepotrzebnie nudzi, na pewno dam sobie radę...”

W kilka dni później zdecydowano, że Danka pojedzie do pani Ady Rudzkiej.

Dziewczynka zadowolona jest z tego i dumna, żałuje tylko, że nie ma z kim podzielić się nowiną. Szkoła zamknięta, nie można pochwalić się koleżankom. „Do kogo by pójść? – zastanawia się. – Basia mieszka daleko, nie wiadomo zresztą, czy także nie wyjechała. Może do Hali Szwarcówny z przeciwka? E, nie lubię jej, straszny zarozumialec. Może powiedzieć Lutkowi z drugiego piętra? E, taki łobuziak, nie lubię go...” Zobaczyła przez okno córeczkę sąsiadów, zbiegła na dół, pochwali się przynajmniej tej małej.

Ola bawi się na podwórzu, rysuje kredą klasy, skacze na jednej nodze.

– Wiesz? – Danusia podchodzi. – Pojutrze wyjeżdżam nad morze! Zupełnie sama, aha!

– To co? Odsuń się, depczesz mi kreskę!

Głupia smarkula! Nowina nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. I mów tu z taką!

Zawróciła nadąsana – wstąpi do dozorcy, może zastanie Romana, jemu powie.

Zapukała do drzwi.

– Wlazł! – odezwał się chrapliwy głos. – Kogo niesie?

– To ja, dzień dobry.

– Cześć, co zaśpiewasz?

– Nic... ja tylko...

– Jeżeli macie jakiś interes, to nici z tego, bo stary poszedł na związkowe zebranie.

– Nie, ja tylko sama... bo...

Jest onieśmielona, jak zawsze, gdy spotka się z Romanem. Imponuje jej. Jest duży, silny, nikogo się nie boi, nawet swego surowego ojca. Głos ma dziwny – raz gruby, raz cienki, a tak się wyraża, że nigdy nie wiadomo, czy poważnie mówi, czy żartuje.

Danka dotyka sztywnych liści fikusa ustawionego w wielkiej donicy na podłodze. Przygląda się, jak Romek zawzięcie struga jakiś patyk i przymierza cienkie deszczułki.

– Co robisz? – pyta nie przez zainteresowanie, lecz z grzeczności. – Strugasz?

– Nie. Szyję na maszynie.

– Co z tego będzie?

– Może czajnik, może rakieta na księżyc. Będziesz podziwiać, jak sfiniszuję. Fikuśny model kombinuję, samolot na sto dwa! Ale ujawnij, co cię tutaj przygnało? Może zabłądziłaś?

– E, śmiejesz się ze mnie.

– Jasne! Ale gadaj, pewno ci się nudzi?

– O, wcale nie! Mam dużo zajęcia przy pakowaniu. Bo wiesz? W niedzielę jadę na wakacje!

– To fajnie, w deseczkę!

– Ale zupełnie sama wyjeżdżam, bez mamy, bez nikogo dorosłego, aha!

– Bujasz.

– Nic podobnego! Nigdy nie kłamię!

– To z ciebie, frajerko, robią balona!

– Jak to? Dlaczego? E, nic nie wiesz. W naszym mieszkaniu będzie remont. Przyjdą malarze i zdun, no i w ogóle... Bunia przenosi się do wujka Karola na Garbary, rodzice będą się stołowali na mieście.

– Jednym słowem, draka nie z tej ziemi, co?

– Tatuś nie ma urlopu, a mama musi doglądać remontu, więc chociaż pani Rudzka zaprosiła i mamę, i mnie, to tylko ja...

– A żeby to licho wzięło!

– Czego krzyczysz? – przestraszyła się.

– Bo mnie zatrajlowałaś i krzywo listewkę dopasowałem! Streszczaj się!

– No, to już nic... tylko że właśnie wyjeżdżam daleko...

– Do Afryki? Rakietą na księżyc?

– E, jakiś ty... Nad morze.

– O wa, wielkie mecyje! Czy morze od Torunia daleko? Zresztą dosyć już jesteś STARA, żeby bez niańki jechać. Teraz nie te czasy, żeby trzymać się maminej spódnicy. Chyba nie masz pietra?

– Czego?

– Nie boisz się?

– Nie, wcale. Jadę w gości do pani Rudzkiej. Ona była mamy koleżanką, a teraz jest dentystką.

– Powinszować! – parsknął śmiechem. – Wszystkie zęby ci powyrywa! Wiałbym, gdzie pieprz rośnie!

– A ty byłeś nad morzem?

– Z chłopakami na koloniach aż w Ustce!

– I nie podobało ci się?

– O, nic znów takiego, żadne cuda. Morze jak morze – wielka woda i piach.

– Wiem, bo już raz jeździłam, byłam z mamą w Jastarni.

– I jak? Wesoło ci było?

– Czy ja wiem? Trochę nudno.

– No? To i czego piać? Nie przesadzajmy, jak mówią ogrodnicy.

– Tak, może masz rację.

– Jasne! Roman zawsze ma rację.

– Właściwie to już się nie cieszę.

Umilkła, przypatruje się wyhaftowanym na firance różom. Jest rozczarowana – Romkowi niczym nie uda się zaimponować.

– To ja już pójdę, mama pewnie mnie szuka. Do widzenia!

– Cześć! A kłaniaj się morskim bałwanom!

Danusia w złym humorze wraca do domu. „Wolałabym pojechać na kolonie albo z mamą... – rozmyśla. – Ale cóż, tak już jest na świecie, że dzieciom nie wolno o niczym decydować, dorośli zawsze mają rację...”

– Nusia! Nusia! – nawołuje babcia, wychylając się na schody.

– No, idziesz nareszcie! Gdzie się włóczysz? Obiad stygnie, wiesz, że mama nie może czekać, śpieszy się do pracy. Co ci się stało? Dlaczego masz taką minę?

– Tak sobie, Buniu.

– Myj ręce, siadaj do stołu, prędzej!

Danusia, zamyślona, niedbale dziobie widelcem pierogi.

– Spójrz tylko – skarży się córce pani Karlińska. – Spójrz, jak ona je! Staram się dogodzić, jak mogę, a jeszcze grymasi!

– Nie grymaś – powtarza matka, ale na pewno myśli o czym innym. Jak zwykle jest zaaferowana, oczy jej błyszczą, na twarz wystąpiły rumieńce. Pośpiesznie zjada obiad, zerka na zegarek. – Muszę zaraz pędzić, masę mam dziś roboty, urwanie głowy...

– Co dzień słyszę to samo – wzdycha babcia. – Dać ci herbaty?

– Nie, dziękuję, za gorąca...

– To może kompotu?

– Chętnie. Aha, Danko, tatuś telefonował, że kupił już bilet z miejscówką.

– Do której klasy?

– Jak to: do której? Do drugiej.

– E, myślałam, że...

– Chciałabyś może polecieć samolotem? – roześmiała się pani Irena. – Widzę, że wymagania rosną!

– Rudzka pisała? – wtrąciła babcia.

– Tak, dostałam znów list, wszystko omówione. Będzie czekała na peronie we Władysławowie. Wiesz, ona jest wprost rozbrajająco serdeczna. Pisze, żeby o nic się nie kłopotać, że bardzo jest rada z naszej decyzji, że szykuje dla Danki oddzielny pokoik...

– Osobny pokój? – ożywiła się dziewczynka.

– A widzisz? Nie cieszysz się? Jestem przekonana, że będzie ci tam dobrze. No, dziękuję, pędzę, czekają na mnie... Aha, mamo, czy zgłaszał się zdun?

– Zdun? Nie. Był tylko listonosz, inkasent i praczka.

– Muszę wstąpić do zduna, wracając. Bo przecież najpierw trzeba zreperować piece, prawda? Wiesz, Jerzy dostał adres uczciwych malarzy, podobno niedrogo biorą i znają się na rzeczy. No, pa, bądźcie zdrowe! Danko, przygotuj swoje drobiazgi do spakowania, żeby później nie było gwałtu... I pomóż Buni zmywać, pamiętaj!

– Dobrze, mamo.

Stuknęły drzwi, słychać szybkie kroki na schodach. Danusia podeszła do okna, ale nie może dojrzeć matki poprzez gęste gałęzie kasztanów.

I znowu późno wróci! Ciągle praca, pisanie, „urwanie głowy”. Dobrze chociaż, że redakcja blisko, że można spotkać się przy obiedzie. A tatuś pracuje aż na Mokrem. I właśnie tylko w niedzielę można z nim pogadać. O ile oczywiście jest w dobrym humorze, a to zdarza się rzadko, bo przeważnie jest zdenerwowany i zmęczony. „Właściwie co im po mnie? – buntuje się dziewczynka. – Ciągle powtarzają: »Nie mam czasu, nie przeszkadzaj, śpieszę się...«. No, gdy wyjadę na miesiąc, to może zatęsknią. Ciekawe, czy mama często będzie pisała listy? Bo co do mnie, to nie napiszę pierwsza, właśnie że nie napiszę, i już!”

Chwieją się palczaste liście kasztanów. Ulicą przejechał tramwaj, zagłuszył na chwilę zapamiętały świergot wróbli. Z daleka, za parkiem, zahuczał na Wiśle statek.

„Czy powiedzieć Romanowi, że będę miała własny pokój? E, znów krzyknie: »O wa, wielkie mecyje!«. Nieznośny jest. Cieszyłam się z wyjazdu, a on mnie wyśmiał, że nie ma z czego. I teraz sama nie wiem, czy cieszyć się, czy nie!”

– Ocknij się, pomóż mi sprzątać ze stołu. Czego tam wypatrujesz?

– Niczego, tak sobie.

„Ojej, jak ta Bunia wzdycha, trudno wytrzymać. Okropnie jest nudna! W ogóle nudno jest na świecie. Jeszcze póki chodzi się do szkoły, to czas jakoś ucieka, ale przez wakacje dni strasznie się wloką”.

W kuchence ciasno jest i gorąco. Babcia zapasała fartuch, zmywa naczynia.

– Coś mi się zdaje, że wyjazd wcale ci się nie uśmiecha. Pewno trochę się boisz, prawda?

– Nie, nieprawda. Czego mam się bać? Już kilka razy jeździłam pociągiem – o wa, wielkie mecyje!

– A cóż to za wyrażenia?

– Zwyczajne, Buniu.

– Bogiem a prawdą to nie ma sensu, żeby samego dzieciaka w daleki świat wysyłać!

– O wa! – naśladuje Danka Romana. – Czy Toruń od morza daleko? Zresztą dosyć jestem stara.

– Jaka? Stara?

– No chyba. Teraz nie te czasy, żeby się trzymać maminej spódnicy!

– Kto cię nauczył tak mówić, głuptasie?

– Nie jestem żaden głuptas.

– No, no! A pamiętaj, żebyś zaraz do nas napisała.

– Nie wiem. Nie wiem, czy napiszę.

– Co takiego? Zaraz napisz, gdy tylko zajedziesz na miejsce! A u pani Rudzkiej zachowuj się grzecznie, żebyś nam wstydu nie zrobiła. Bądź posłuszna, pamiętaj! I nigdy sama nie chodź do kąpieli, z morzem nie ma żartów.

– Nie przesadzajmy, jak mówią ogrodnicy. Morze jak morze – wielka woda i piach – wyrecytowała bez zająknienia.

Babcia odwraca się i, trzymając rondel w mokrych dłoniach, przypatruje się wnuczce ze zgorszeniem.

– Boże drogi – wzdycha – jakie to teraz dzieci!

Obydwie milkną. Danusia wyciera szklanki i ustawia je w szafce na półce. Garnki klekoczą o zlew. W sąsiedztwie gra radio, przez otwarte okno dolatują melodie różnych piosenek. Z daleka niesie się nad domami przenikliwy gwizd syreny fabrycznej. Na podwórzu ktoś rąbie drewno.

– Więc jak? Nie cieszysz się z wyjazdu?

– Czy ja wiem? – Danka wzrusza ramionami. – Sama nie wiem, czy cieszyć się, czy nie?Danusia stoi na opustoszałym peronie, namyśla się, co robić, skoro nikt nie przyszedł po nią na stację. Ale właśnie nadbiega wysoka pani w kolorowej sukni pod rozpiętym płaszczem, z torebką i wyładowaną siatką w jednej – a z bukietem róż w drugiej ręce.

– Nazywasz się Danusia Gawlikówna? – Przypada zdyszana do dziewczynki i nie czekając na odpowiedź, całuje ją w oba policzki. – Jak się masz, kochanie, witaj! Przepraszam, że trochę się spóźniłam, ale ciągle jestem zagoniona. Dobrze ci się jechało? Jak się czujesz? A rodzice zdrowi? Bardzo się zmęczyłaś? No, jestem rada, że nareszcie przyjechałaś, mam nadzieję, że będziesz zadowolona z pobytu... To twoja walizka? Panie numerowy! Panie numerowy! Proszę to zanieść do autobusu! Sama bym wzięła, ale kupiłam po drodze trochę prowiantów.

– Proszę dać mi siatkę, poniosę.

– Nie trzeba, córeczko, dziękuję. Potrzymaj tylko bukiet, zapalę papierosa. Spotkałam pacjentkę, która ma piękny ogród, obdarzyła mnie kwiatami. Biedne róże, przywiędły z gorąca. Ale duża panna wyrosła z ciebie, ho, ho! Gdy ostatni raz cię widziałam, byłaś jeszcze niemowlęciem. Dobre, co? Jeszcze kilka kroków do przystanku. Jak na złość miałam dzisiaj dużo pacjentów, nie mogłam się wyrwać. Zaraz musimy napisać do mamy, że szczęśliwie dojechałaś. U nas naprawdę jest pięknie. Przed willą rosną krzaki jaśminów. Franciszka czeka z obiadem, a Smok jak się ucieszy!

– Smok? – wreszcie udało się wtrącić Danusi. – Kto to jest?

– Mój najwierniejszy przyjaciel. Artur go tak ochrzcił. Czy lubisz psy?

– Nie bardzo.

– Jego na pewno polubisz, córeczko, jest przemiły. Biedakowi przykrzy się, nie ma się z kim bawić, rano wyjeżdżam do Ośrodka Zdrowia, a po południu przyjmuję u siebie. Oho, nadjeżdża nasz autobus! Dziękuję, panie numerowy, do widzenia panu! Wchodź pierwsza, kochanie... tak... weź siatkę, a ja wciągnę walizkę... dziękuję panu uprzejmie... O, tu jest miejsce, siadaj.

– Ja? Co znowu, proszę pani! Postoję.

– Widzę, że jesteś dobrze wychowana. Ale proszę, mów mi: ciociu, zgoda? Widzisz, serdecznie przyjaźniłyśmy się w szkole z twoją mamą, więc i ty jesteś dla mnie bliska. Trochę trzęsie, prawda? Ale to tylko kawałek złej drogi, dalej już będzie asfalt. Poproszę jeden bilet, ja mam miesięczny. Dziękuję! Bardzo jesteś podobna do mamy, ten sam kolor włosów, te same oczy. Tylko cera mi się nie podoba, blada jesteś, podobno przeszłaś ciężką anginę, no nic, morskie powietrze świetnie ci zrobi, u mnie się poprawisz, nabierzesz rumieńców. Jak się miewa pani Karlińska?

– Bunia? Dziękuję, chyba dobrze. Tylko często wzdycha.

– Widzisz, córeczko, nigdy nie wiadomo, co komu leży na sercu, czego mu brakuje. Każdy ma jakieś zmartwienie, czasem bardzo ciężkie, a choćby pragnął je ukryć, nie zawsze się to udaje. O, zwolniło się drugie miejsce, siadaj, jeszcze dwa przystanki, szkoda, że nie wolno palić. Widzę, że mi się przyglądasz. Włosy pewnie mam w nieładzie, prawda? To wszystko z braku czasu, niestety, żyjemy w epoce chorobliwego pośpiechu, nawet tutaj, w takim zdawałoby się ustroniu. Mieszkamy bliziutko morza, kilka minut od plaży, mamy także malutki ogródek, Frania zasadziła trochę kwiatów. Lubisz morze?

Oszołomiona Danusia nie usiłuje nawet odpowiadać. Pani Rudzka mówi niemal bez przerwy. Twarz ma tak ruchliwą i zmienną w wyrazie, że trudno określić, czy ładna jest, czy brzydka. W każdym razie trochę dziwna jest ta nowa „ciocia”. I tak dużo mówi!

– No, tutaj wysiadamy, ostrożnie. Chwileczkę, panie kierowco! Jeszcze walizka... Już! Do widzenia panu! Teraz kawałek na lewo, potem wprost. Jaki kurz! Nie bój się, nie będziemy same dźwigać walizki, umówiłam się z Jakubem, mieszka w tym domku przy drodze. Oho, widzę, że czeka już na progu, idzie tutaj. To mój znajomy, ślusarz z zawodu. Dobry wieczór, panie Jakubie! Przywiozłam nareszcie swego małego gościa. Przywitaj się, Danulko! Będzie pan tak grzeczny nam pomóc, prawda?

– To się wie, pani doktor!

– Och, a ja nareszcie zapalę... Wie pan, o mały włos nie spóźniłam się na pociąg, a właściwie spóźniłam się, lecz niewiele. Jak zdrowie malców?

– A dziękuję, pomalutku...

– Dzieci to największy skarb, prawda, panie Jakubie? Oho, słyszę już Smoka, pędzi do nas!

Danka wyobrażała sobie, że Smok jest wielkim psem, a tu maleńki krzywonogi ratlerek z piskiem radości skacze koło pani Rudzkiej. Ta chwyciła go na ręce.

– No co, no co, ojej, jak szalenie się cieszymy! Zobacz, czy nie jestem śliczny? Podobam się panience?

Piesek ma wyłupiaste oczy, wydaje się Danusi bardzo brzydki, lecz przez grzeczność spróbowała go pogłaskać. Warknął rozzłoszczony, aż się przestraszyła.

– Widzisz, córeczko, on jest ogromnie zazdrosny, nie można go dotykać, gdy jest przy mnie. Boi się, że chcesz mi wyrządzić krzywdę, i tak mnie broni, maleńki.

Danusia wzruszyła ramionami, jest pewna, że nigdy nie polubi głupiego Smoka.

Weszli na uliczkę zabudowaną różnymi willami. Pani Rudzka wskazała mały, śmieszny domek o różowych ścianach, zielonym dachu, czarnym kominie i żółtych drzwiach.

– Oto nasza willa! Nazywa się Pisanka, zabawnie, prawda? A to dlatego, że cała kolorowa. Są w niej trzy pokoje, kuchnia, a od frontu mały hall i ganek. Łazienki, niestety, jeszcze brak, ale i tak urządziłam świetną umywalnię, zaraz zobaczysz. Serdecznie dziękuję, panie Jakubie, do widzenia! Będzie pan u mnie we wtorek, prawda? Tylko proszę punktualnie o piętnastej! Pozdrowienia dla żony i dzieci! Gosposiu! Franciszko! Franiu! No, jesteśmy! Zmęczone i głodne. Czy wszystko gotowe? Poczekaj! – zatrzymała Danusię. – Zanim wejdziemy do mieszkania, chcę ci coś pokazać, chodź tylko!

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: