Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Stulecie Winnych. Tom III. Ci, którzy wierzyli - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stulecie Winnych. Tom III. Ci, którzy wierzyli - ebook

W roku 1971, nieopodal Brwinowa, w Pruszkowie na świat przychodzą kolejne w rodzinie Winnych bliźniaczki, córki Basi  – Julia i Urszula. Dziewczynki dorastają w kraju ogarniętym kryzysem. Polskie „tu i teraz” oznacza, że wszystko – od mięsa począwszy, poprzez słodycze, na przyborach szkolnych skończywszy, trzeba zdobywać. Oznacza to "kombinowanie” lub „wystawanie” w kilometrowych kolejkach. Rzeczywistość uczy swoiście pojmowanej zaradności – dewizy kupuje się od cinkciarzy, kwiaty od badylarzy, a produkty zza żelaznej kurtyny – w Peweksie. Młode bohaterki  dorastają z Jeremim, chłopcem, który przyszedł na świat tego samego dnia, co one, a którego skomplikowane losy już na zawsze wpiszą się w historię rodziny Winnych. Szczególnie mocna przyjaźń wiąże go z Julią.

Nadchodzą czasy ciekawe, ale i trudne dla tysięcy polskich rodzin, w tym także dla Winnych – budzą się dążenia niepodległościowe, na które odpowiedzią są represje władz skierowane przeciw opozycji. Razem z Winnymi przeżyjemy wprowadzenie stanu wojennego, pierwsze wolne wybory.

W tle – skoro życie Winnych toczy się w Pruszkowie – obserwujemy narodziny mafii, z którą już zawsze miasto to będzie się kojarzyć.

Czy nowa, kapitalistyczna rzeczywistość będzie przyjazna Winnym?

Ałbena Grabowska – lekarz neurolog-epileptolog (obecnie pracuje w Szpitalu Dziecięcym w Dziekanowie Leśnym, pełni także funkcję sekretarza Polskiego Towarzystwa Epileptologii). Imię Ałbena, oznaczające kwitnącą jabłoń, zawdzięcza swoim bułgarskim korzeniom. Matka trójki dzieci, która nie wyobraża sobie życia bez pisania. Wydała między innymi powieść Lot nisko nad ziemią oraz dwa tomy sagi Stulecie Winnych: Ci, którzy przeżyli (2014), oraz Ci, którzy walczyli (2015)

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64776-49-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1971 ROK

Jak wiele zależy od jednego, pozornie mało znaczącego wydarzenia, przekonał się doktor Julian Czerwiec na sobotnim dyżurze 26 czerwca 1971 roku. Z samego rana zadzwonił do niego kolega, informując, że niestety utknął na działce na Zegrzu i nie przyjedzie zmienić Juliana na dyżurze w szpitalu na Wrzesinku w Pruszkowie. Prawdę mówiąc, doktor Czerwiec nie był zdziwiony tym telefonem, bo kolega słynął z lenistwa, a na dodatek był szwagrem ordynatora oddziału ginekologii i położnictwa, na którym Julian pracował. Bywało więc, że pozwalał sobie na niekoleżeńskie poczynania wobec innych lekarzy. Pogoda była przepiękna, zalew, nad którym kolega miał domek, aż się prosił, żeby spędzić tam całą sobotę i niedzielę.

Julian poniekąd rozumiał więc kolegę, ale nie chciał się poddać bez walki. To byłaby jego druga doba w szpitalu, a noc miał ciężką i marzył o tym, żeby wrócić do domu i położyć się do łóżka. Sarknął zatem ze zniecierpliwieniem i powiedział do słuchawki, że zaraz wychodzi ze szpitala i lepiej by było, żeby doktor Marek Taneczny jednak się pofatygował i wypełnił swój obowiązek. Kolega mu przerwał, mówiąc, że nawet gdyby chciał, to niestety nie może, gdyż jego samochód rozkraczył się i właśnie to jest powodem owego „utknięcia”.

– Przykro mi, stary – rzucił jeszcze, zanim odłożył słuchawkę i wrócił na plażę.

– Akurat ci przykro, chamie jeden...– mruknął do siebie Julian. Potem ze złością przekręcił gałkę radia tranzystorowego, w którym Wojciech Młynarski właśnie śpiewał ...jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach... Westchnąwszy ciężko, otworzył szafkę i przeklął pod nosem, gdyż nie znalazł niczego do jedzenia, a ze szpitalnego śniadania właśnie lekkomyślnie zrezygnował, zakładając, że zaraz znajdzie się w domu i zje przygotowane przez mamusię parówki i lekko ściętą jajecznicę.

– No nic... – powiedział i postanowił przespacerować się do małego sklepu spożywczego na rogu ulicy i tam zakupić kefir i bułkę.

W chwili kiedy ruszył ku drzwiom, zadzwoniła jego matka i oznajmiła, iż upadła tak nieszczęśliwie, że chyba złamała nogę, a na pewno skręciła. Po wygłoszeniu tej hiobowej wieści płynnie przeszła do pytania, czy Julian nie mógłby wcześniej wrócić do domu i zająć się nią. Na pytanie syna, skąd dzwoni, odpowiedziała z oburzeniem, że skąd mogłaby dzwonić w sobotni poranek, jeśli nie od sąsiadki. Sąsiadka, która użyczała matce telefonu, mieszkała piętro wyżej, więc informacja, że matka tam dotarła, uspokoiła Juliana. Noga nie mogła być złamana, skoro matka mogła pokonać dwadzieścia schodków, by skorzystać z jedynego telefonu w całym bloku. Mówienie, że nic jej nie jest, było jednak równie bezpieczne jak włożenie głowy do paszczy krokodyla, więc Julian z dobrze udawanym przejęciem powiedział rodzicielce, że przyjedzie niestety dopiero jutro, ponieważ kolega wywinął mu numer, wskutek którego musi tkwić w pracy kolejną dobę. Wysłuchał pełnych oburzenia argumentów, że „tak nie można” i rad „żeby coś zrobił”, a potem kazał matce się położyć z uniesioną wyżej nogą i odpoczywać. Na koniec dodał, że bardzo się o nią martwi, matka zdecydowanie się przepracowuje, myśli o wszystkich innych, tylko nie o sobie i bardzo proszę, takie są skutki. Odłożył słuchawkę, kiedy upewnił się, że rodzicielka nie będzie mu jutro ciosać kołków na głowie.

– I to by było na tyle w kwestii spokoju – mruknął, kiedy wrócił z kefirem i bułką paryską na oddział, a jedna z pielęgniarek zawiadomiła go, że dwie położnice jednocześnie zaczynają rodzić. I że drze się tylko jedna, ale za to za dwie.

– Zaraz idę – ziewnął i zjadł spokojnie bułkę, popijając kefirem, a potem nastawił radio i wysłuchał wiadomości o dziewiątej.

Potem westchnął i już miał wstać i pójść na porodówkę, kiedy drzwi pokoju lekarza dyżurnego otworzyły się z hukiem i w progu stanęła kobieta z rozwianymi czerwonymi włosami.

– Niech pan się ruszy i pomoże mojej siostrze! – wrzasnęła bez żadnych wstępów, wymachując rękoma.

Julian zdziwił się nieco, czemu ktoś wpuścił na oddział kobietę, która nie rodziła i nawet nie była w widocznej ciąży. Nie zamierzał także wypełniać poleceń zdenerwowanych kobiet, choćby bardzo pięknych. Ostatecznie to on był tutaj panem i władcą i to jego poleceń słuchano. Za wrzeszczącą nieznajomą stanęła siostra Kalina, która była co prawda niemal dwa razy mniejsza od kobiety, ale za to miała wielką wprawę w wyprowadzaniu z oddziału nieproszonych gości, zwłaszcza tatusiów, którzy usiłowali wtargnąć na niedostępne piętro i zobaczyć swoje dziecko. Teraz też stanęła za „furią” i stanowczym gestem złapała ją za łokieć, mówiąc niepasującym do drobnej sylwetki niskim głosem:

– Proszę pani, proszę natychmiast stąd wyjść! Tu nie wolno przebywać rodzinie!

– Niech się pan ruszy, mówię! – wrzasnęła tamta, strącając rękę Kalinki jak uprzykrzoną muchę. – Nasza babcia umarła przy porodzie!

– Proszę pani! – Niezrażona Kalinka pociągnęła tamtą mocniej, a Julian wstał i powiedział pojednawczym tonem, że już idzie i wszystko będzie dobrze. Naprawdę nie miał ochoty na słuchanie wrzasków, nawet z ust tak pięknych jak te należące do krzyczącej. Na szczęście zdążył zjeść, bo najwyraźniej na porodówce działo się coś, co mogło zająć mu ładnych parę godzin. Podniósł ręce w uspokajającym geście i przeklinając w duchu wyż demograficzny, skierował kroki ku sali porodowej, dając znak siostrze, żeby wyprowadziła nieproszonego gościa. Kalinka próbowała przynajmniej usunąć dziewczynę z drogi doktora, ale ta stała jak wbita w podłogę. Siostra pociągnęła ją jeszcze raz, gniewnie przypominając, że tym razem to ona utrudnia pracę doktorowi i położnym, którzy zamiast zająć się pacjentkami, poświęcają czas na przepychanki z rodzinami. Dziewczyna odwróciła się i ponownie odsunęła gniewnie Kalinkę od siebie, ale tym razem położna stanęła jak wryta i zagapiła się pełnym uwielbienia wzrokiem na rudą.

– To pani? Naprawdę pani? – wykrztusiła.

– Owszem, ja! – wrzasnęła tamta i wysunęła palec wskazujący w kierunku Juliana. – Ruszy się pan czy nie?! Konował cholerny!

Julian miał dość. Wyminął szybko Kalinkę i kobietę, w którą położna się wpatrywała z mieszanką strachu, oburzenia i uwielbienia, a następnie poszedł szybkim krokiem na porodówkę. Z miejsca powitał go krzyk. Krzyczała gruba, spocona dziewczyna, która leżała pod oknem z podwiniętą koszulą i owłosionymi nogami, grubymi jak pieńki. Druga dyżurująca położna, Anielka, spojrzała na nią z niechęcią, a potem przeniosła wzrok na Juliana i powiedziała:

– Rozwarcie ledwie kilka centymetrów...

– Niech pani tak nie krzyczy. – Lekarz podszedł do grubej. – Bo dziecku zabraknie powietrza. Poza tym to dopiero początek.

Anielka pokiwała głową.

– Mówiłam tej pani, że początek, ale ona nie słucha, tylko krzyczy i prze. Będzie przedgłowie...

– A tu co? – Julian wskazał pacjentkę, która leżała na drugim łóżku i płytko oddychała.

Kalinka, która weszła na salę, złapała go za ramię.

– Widziałeś, kto to był? – spytała.

– Co my tu mamy? – Julian zignorował Kalinkę, bo po pierwsze, nie miał pojęcia, kim była zdenerwowana kobieta, a po drugie, doskonale wiedział, że Kalinka z najdrobniejszymi szczegółami mu o tym opowie. Wpatrzył się w czarnowłosą położnicę, która leżała wyczerpana na leżance, i coś mu się w niej stanowczo nie spodobało.

– Nie chodziło o to, że nie krzyczała – opowiadał potem matce. – Chociaż o to też. Tylko miała zupełnie niebieskie wargi. Jak ja się wkurzyłem...

– Dlaczego mnie nie zawołałaś wcześniej? – rzucił wściekle w stronę Anielki, która nie widziała wcześniej u misiowatego doktora podobnej furii. – Czy ty nie widzisz, kretynko, że ona nam tu zejdzie?

– Proszę pani – powiedział do kobiety, która łapała powietrze jak ryba – jak często są skurcze?

– Co dwie minuty – szepnęła położnica. – Niech mnie pan zoperuje... Jestem lekarzem, proszę... Ja już nie mam siły...

Nie musiała prosić. Julian zmełł przekleństwo w ustach, przysięgając sobie, że doprowadzi do zwolnienia Kalinki i Anielki, bo o niczym innym nie myślały, tylko o lakierach do pazurów i pończochach. Błyskawicznie zawiadomił, kogo trzeba, że będzie cięcie „na jodynę” i jak tylko mógł najszybciej, zaczął operować. Pół godziny później Julian wyjął pierwszą dziewczynkę, która była w nie najgorszym stanie i dostała osiem punktów w skali Apgar na dzień dobry, a po minucie już dziesięć. Druga dziewczynka ledwie oddychała, była okręcona pępowiną i szara na całym ciele. Jak na złość dyżur pediatryczny miała Grażynka Szczęsna, którą Julian w myślach przezywał „nieszczęsną Grażyną”, taka była niemrawa. Szczęście w nieszczęściu, że po pierwsze, podkochiwała się w nim, odkąd zaczęła pracować na Wrzesinku, a drugi fart stanowiła dyżurująca z nią siostra Michalina, która była brzydka jak noc, nie podkochiwała się w nikim, ale za to bardzo dobrze pracowała. Mrugnął do niej i powierzył jej mniejszą, słabszą dziewczynkę, a potem zaszył kobiecie macicę, brzuch i kazał przewieźć na salę pooperacyjną. Sam wyszedł prędko z bloku operacyjnego i zaczął oglądać się za rudą, piękną „furią”, ponieważ słusznie podejrzewał, że ktoś taki jak ona nie da się tak łatwo wyrzucić z oddziału.

Siedziała na podłodze, wprost pod gabinetem lekarskim, i wyłamywała palce. Na jego widok zerwała się i posłała mu niespokojne spojrzenie, a Julian zakochał się w jednej chwili. Niepotrzebna mu była wiedza, że ma przed sobą znaną aktorkę Katarzynę Borkowską. Owszem, oglądał „Przygody pana Michała” i jeszcze kilka innych znanych filmów, ale nawet jej nie poznał. Tego, w jakim filmie piękność występowała, dowiedział się potem od Kalinki. Natomiast w tej chwili widział tylko wielkie zielone oczy, miedziane długie włosy i figurę pełną gracji.

– Co z nią? – spytała, chwytając go za rękę, co spowodowało, że Julianowi zrobiło się gorąco. – Wszystko w porządku?

– O tak... – wybąkał. A po chwili spytał dla porządku: – A kim pani jest dla pacjentki?

– To moja siostra bliźniaczka – wyjaśniła krótko. A potem zaczęła tłumaczyć zdenerwowana: – Zaczęło się wczoraj wieczorem i od razu było za szybko... Miała jechać na Starynkiewicza, bo tam pracuje, ale powiedziała, że nie zdąży i przyszliśmy tutaj. Piechotą, bo oni niedaleko mieszkają. To znaczy siostra z mężem... Ale męża, to znaczy szwagra teraz nie ma, więc ja z nią mieszkałam...

– No tak... – powiedział jeszcze bardziej bez sensu, bo dziewczyna trzymała go wciąż za rękę.

– O przepraszam – zmitygowała się i cofnęła dłoń, a on poczuł wielki żal. – Co z nią, co z dzieckiem?

– Siostra jest na sali pooperacyjnej. A dzieci...

– Dzieci? – zdumiała się. – To jest więcej niż jedno? Miała taki duży brzuch, ale nie mówili, że dwoje. Oni oboje są lekarzami, siostra i szwagier.

– Właściwie dwie – sprostował Julian Czerwiec. – Dwie dziewczynki.

Kobieta zasłoniła usta dłonią.

– Mój Boże – powiedziała. – Jak mama i ciocia, jak ja i Baśka... Teraz też. Ale nasza babcia umarła przy porodzie, więc musi mi pan pokazać moje siostrzenice. I chcę wejść do siostry. Babcia zmarła, bo coś było nie tak. Ja, wie pan, panie doktorze, czułam od samego początku, że jest źle, bo ona naszego Karola urodziła tak szast-prast, a tu takie kłopoty...

Julian, owszem, był pod wrażeniem, ale nie mógł pozwolić na to, żeby obca osoba pogwałciła prawa panujące w latach 60. i 70. na oddziałach położniczych. A pierwsza i główna zasada brzmiała: żadnych odwiedzin. Nie było od niej najmniejszych wyjątków. Ani tatuś, ani mamusia, ani siostra, żeby nie wiem jak piękna, nie mieli wstępu. Istniały jeszcze inne zasady. Na przykład że rządzi lekarz dyżurny i to on decyduje o wszystkim. Były jeszcze prawa pomniejsze, czyli te egzekwowane przez położne, szare eminencje dzierżące berło władzy nad samotną, bezbronną rodzącą kobietą. I zasady zupełnie małe, które zabierały dla siebie salowe, bez których położnice zarosłyby brudem, a ich dzieci zapłakały się na śmierć. Było to w istocie nieludzkie i wiele lat później zmieniło się, ale wówczas taka była rzeczywistość i nie przewidywano od tego wyjątków.

– Co to, to nie – powiedział Julian z całą stanowczością. – Proszę powiedzieć rodzinie, że wszystko jest w porządku. Pierwsza dziewczynka jest większa i silniejsza, a druga... Chwilowo w inkubatorze. Może pani jutro zadzwoni albo kto inny z rodziny, to powiem co i jak. Albo ktoś inny pani powie.

Odetchnęła z ulgą.

– Wie pan, że moja babcia i babunia też się urodziły 26 czerwca? To znaczy babcia tego dnia, a babunia dzień później, chociaż są bliźniaczkami, jak my z siostrą. A dlaczego nie było wiadomo, że siostra będzie miała bliźniaki? – spytała. – To jest możliwe? Ona przecież jest lekarzem, a szwagier... Ma teściów lekarzy. W ciąży opiekował się nią profesor...

– Bardzo panią przepraszam – przerwał wywody Julian. – Ale muszę zająć się pacjentkami, a pani... A pani mi przeszkadza.

Wyglądała na urażoną, ale kiwnęła głową, mając na twarzy trochę zrozumienia przemieszanego ze szczyptą podejrzliwości.

– Ja tu przyjdę jutro rano. Do pana. – Wycelowała w niego palec. – Niech pan powie siostrze, że wszystko będzie dobrze.

A potem wymaszerowała z oddziału, pozostawiając po sobie delikatną woń wody toaletowej, chyba zagranicznej, a w myślach Juliana nadzieję, że dotrzyma słowa i naprawdę wróci.

Tego dnia na oddziale szpitala na Wrzesinku trójka aniołów stróży uwijała się jak w ukropie. Najmniej roboty miał pierwszy anioł, który jak tylko doprowadził do operacji i szczęśliwego rozwiązania, chuchnął na malutką dziewczynkę, starszą córkę Basi z Winnych, i odszedł spokojny, że dziecku nic nie będzie. Drugi już nie był tak beztroski. Dziecko ciężko oddychało, więc anioł usiadł przy nim i oddechem ogrzewał wnętrze inkubatora, który niestety się psuł i co chwila wyłączał, czego nikt nie zauważył po wyjściu uważnej siostry Michaliny do domu. Anioł pracował ciężko, ciągnął dziecko w stronę życia sekunda po sekundzie, minuta po minucie, szepcząc, że ma ono w życiu do spełnienia bardzo ważną misję i dlatego bezwzględnie musi przeżyć. Pod koniec dnia dziewczynka zaczęła wreszcie wierzyć swojemu aniołowi i odważyła się wziąć głębszy oddech. To nie było bolesne, a nawet przyjemne, więc spróbowała raz jeszcze. Drugi oddech smakował czymś słodkim i dziecko się uspokoiło. Zaraz też przyszły jakieś osoby i po kilku krótkich, nerwowych okrzykach naciskając na guziki, sprawiły, że dziewczynce zaczęło być bardzo ciepło. Już nie żałowała, że zamiast odejść w stronę światła i miłych, melodyjnych śpiewów, jakie ją wabiły z oddali, posłuchała łagodnego głosu i uwierzyła aniołowi, że na tym świecie będzie jej dobrze i miło. A kiedy jeszcze nakarmiono ją słodkim mlekiem, zupełnie się uspokoiła i zasnęła, a anioł mógł na chwilę się oddalić, by odpocząć.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: