Wybory USA 2016 - ebook
Wybory USA 2016 - ebook
„Czy w wyścigu o amerykańską prezydenturę w 2016 roku zostanie złamane kolejne tabu i do Białego Domu wreszcie wystartuje kobieta?” pytał w marcu 2015 roku Jakub Dymek. Kto by się wtedy spodziewał, że złamane zostanie inne tabu i w wyścigu o urząd w Białym Domu wystartuje szalony miliarder Donald Trump?
Już dawno prawyborów w USA nie śledzono z takim zainteresowaniem. Feministki zastanawiały się, czy Hillary Clinton to mitologiczna Atena – kobieta zrodzona z głowy ojca i postawiona na straży patriarchatu. Lewica na całym świecie z wypiekami na twarzy śledziła rosnącą popularność Berniego Sandersa, a Dawid Krawczyk na naszych łamach opisywał, jak się robi kampanię superbohatera millenialsów. A na koniec wyszło jak zawsze, tylko bardziej.
Dlaczego wybory w USA to brak wyboru? Jak to się stało? Krok po kroku warto prześledzić przebieg prawyborów, nawet, jeśli ich tragiczny efekt już znamy – do walki staną liberałka, której lewicowa część demokratycznego elektoratu nie znosi, i facet, którego nawet konserwatyści się wstydzą.
Panie i panowie, może jesteśmy właśnie świadkami początku końca takiej Ameryki, jaką znamy, takich Republikanów i Demokratów, do których przywykliśmy. Jeśli na scenie politycznej mogli się pojawić Trump i Sanders, i po aferze rozporkowej męża wrócić na nią mogła pani Clinton, to wszystko jest możliwe. Po tych wyborach USA już nigdy nie będzie takie samo.
Spis treści
Agnieszka Wiśniewska, Wstęp
Jakub Dymek, Prezydentki
Agata Popęda, Bernie Sanders wciąż woła na puszczy
Agata Popęda, 50 twarzy prawicy
Michael Kazin, Czy socjalista może zostać prezydentem?
Agata Popęda, Lepszy rydz niż Bernie? Hillary Clinton i feminizm
Jakub Dymek, Uwaga, audycja zawiera lokowanie socjalizmu
Thomas Piketty o Sandersie: Amerykanie mają dość status quo
Kevin Nelson, Dla Sandersa zapisałem się do Demokratów
Agata Popęda, Radykalizacja zombie, czyli dżihad po amerykańsku
Agata Popęda, Kocham Nowy Jork, chociaż mnie dobija
Jakub Dymek, Rewolucja Sandersa nie może się nie udać
Jan Smoleński, Koniec partii Lincolna
Dawid Krawczyk, Poczuj Berniego!
Agata Popęda, Hilary vs. Donald – co dalej?
Agata Popęda, Kampania się kończy, rewolucja trwa
Agata Popęda, Co dalej z ludźmi Berniego?
Agata Popęda, Bernie Fucking Sanders jeszcze nie skończył
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65369-38-3 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Czy w wyścigu o amerykańską prezydenturę w 2016 roku zostanie złamane kolejne tabu i do Białego Domu wreszcie wystartuje kobieta?” pytał w marcu 2015 roku Jakub Dymek. Kto by się wtedy spodziewał, że złamane zostanie inne tabu i w wyścigu o urząd w Białym Domu wystartuje szalony miliarder Donald Trump?
Już dawno prawyborów w USA nie śledzono z takim zainteresowaniem. Feministki zastanawiały się, czy Hillary Clinton to mitologiczna Atena – kobieta zrodzona z głowy ojca i postawiona na straży patriarchatu. Lewica na całym świecie z wypiekami na twarzy śledziła rosnącą popularność Berniego Sandersa, a Dawid Krawczyk na naszych łamach opisywał, jak się robi kampanię superbohatera millenialsów. A na koniec wyszło jak zawsze, tylko bardziej.
Dlaczego wybory w USA to brak wyboru? Jak to się stało? Krok po kroku warto prześledzić przebieg prawyborów, nawet, jeśli ich tragiczny efekt już znamy – do walki staną liberałka, której lewicowa część demokratycznego elektoratu nie znosi, i facet, którego nawet konserwatyści się wstydzą.
Panie i panowie, może jesteśmy właśnie świadkami początku końca takiej Ameryki, jaką znamy, takich Republikanów i Demokratów, do których przywykliśmy. Jeśli na scenie politycznej mogli się pojawić Trump i Sanders, i po aferze rozporkowej męża wrócić na nią mogła pani Clinton, to wszystko jest możliwe. Po tych wyborach USA już nigdy nie będzie takie samo.
22.7.2016Jakub Dymek Prezydentki
Batalia o demokratyczną nominację w prezydenckim wyścigu do Białego Domu w 2016 roku będzie pojedynkiem wyjątkowo ciekawym. Chodzi o utrzymanie urzędu dla demokratów po ośmiu latach sprawowania go przez Baracka Obamę – pierwszego niebiałego prezydenta, noblistę, autora jednej z najodważniejszych reform XXI wieku, czyli objęcia wszystkich dotychczas nieubezpieczonych Amerykanek i Amerykanów – a mowa o dziesiątkach milionów – finansowaną z budżetu ochroną zdrowia. Jednocześnie jednak prezydenta, który miliony zawiódł, wielu obietnic nie spełnił, administrował w ciągłym klinczu z wyjątkowo skonfliktowanym Kongresem i w końcu stał się prezydentem jednej sprawy – reformy ubezpieczeń zdrowotnych, czyli Obamacare właśnie. Obama wszedł do Białego Domu na hasłach zmiany, paradoksalnie jednak wyborcom trzeba obiecać kolejną dużą zmianę, by kolejny demokrata lub demokratka mogła wygrać wybory w 2016 roku.
Prezydentka, a nawet dwie
Taka zmianą byłoby na pewno złamanie kolejnego tabu i wystawienie kobiety, pierwszej potencjalnej prezydentki. Kandydatki już są, dwie. I choć kampania oficjalnie jeszcze nie ruszyła, obie zaczęły do wyścigu szykować się dużo wcześniej, obie też – zanim jeszcze w ogóle zaczęła się dyskusja o ich szansach i strategii – spisały swoje polityczne credo i nakreśliły wizję prezydentury. Jak? Nie wprost, oczywiście, ale i tak zdecydowanie. Elizabeth Warren i Hillary Clinton napisały pamiętniki.
Była pierwsza dama i szefowa dyplomacji pisze o „trudnych wyborach” (książka nosi tytuł Hard Choices), a demokratyczna senatorka o „szansie, by walczyć” (Fighting Chance). Jakie to książki? Po pierwsze, długie i przegadane. Co jasne, książki pisane przez polityczki i polityków, szczególnie te obliczone pod kampanię, to w dużej mierze dzieła ghostwriterów, doświadczonych autorów czy autorek, w mniejszym lub większym stopniu piszących za tych, którzy ostatecznie taki pamiętnik sygnują. Tu nie musiało tak być, obie polityczki (Warren jako specjalistka od prawa i gospodarki, była wykładowczyni Harvard Law School, Clinton jako doświadczona dyplomatka i prawniczka) umieją przekazać swoje myśli, niełatwo więc zgadywać, w jakim stopniu to one same upierały się przy tak nieznośnie długiej formie, a jak na ostateczny kształt wpłynęły decyzje doradców czy specjalistek od komunikacji politycznej. Efekt jest jednak taki, że od obu dostajemy kilkusetstronicowe tomy, których lepsze momenty toną w morzu dygresji i nie zawsze koniecznych szczegółów. Polityczne linie pozostają jednak klarownie wyłożone i to one są tu chyba najciekawsze. A czasem też przy okazji udaje się przemycić kilka ciekawych historii.
Polityczna kariera pewnego tostera
Warren to doświadczona naukowczyni, specjalizująca się przede wszystkim w problematyce bankructwa osób prywatnych. I to właśnie od zajmowania się z dramatami amerykańskich rodzin, które przygniotły długi i kredyty, zaczęła się polityczna kariera pani senator. A przynajmniej tak nam o tym mówi ona sama. A kluczową rolę odgrywa tu... toster.
Warren opowiada anegdotę, jak to kiedyś, gdy więcej czasu zajmował jej dom, dzieci i życie prywatne, spaliła firanki (nie pierwszy raz i nie ostatni – Warren powtarza, że nawet, gdy była jeszcze kurą domową, to nie była w tym mistrzynią stanu), a właściwie spalił je za nią wadliwy toster. Mała kuchenna katastrofa naprowadziła Warren na pomysł pewnej analogii, która będzie towarzyszyła jej karierze (i nam, czytelniczkom i czytelnikom) przez cały czas.
Bo jeśli kupisz toster – zaczyna się to rozumowanie – i wybuchnie on na twoich oczach albo spali kuchnię, to co możesz zrobić? Możesz go zareklamować w sklepie i dostać zwrot pieniędzy. Możesz wysłać skargę do jednego z urzędów lub organizacji chroniących interesy konsumentów i prawdopodobnie firma produkująca tostery prędzej czy później dostanie od tych instytucji nieprzyjemny telefon lub pismo, które wezwie ją do naprawy produktu lub wycofania całej serii. Jeśli masz odrobinę czasu i pieniędzy, możesz też wstąpić na drogę sądową, i jeśli wina leżała po stronie produktu (a nie tylko ukrytego w tobie piromana), prawdopodobnie wygrasz i dostaniesz odszkodowanie. Organizacje i agendy pilnujące standardów bezpieczeństwa cały czas zresztą dbają, żeby to wszystko nie było konieczne, i żeby tostery po prostu nie wybuchały bez przyczyny.
No więc, jak to jest – pyta Warren – że tak banalna rzecz jak toster jest pilnowana przez szereg instytucji, które chronią klientów i klientki, a coś niepomiernie ważniejszego dla naszego życia jak kredyty, hipoteki i spłaty rat za dom czy samochód już nie? To rażąca niesprawiedliwość o konsekwencjach dużo bardziej dramatycznych niż spalone firanki.
Wadliwie skonstruowane kredyty, rozsypujące się na oczach klientów plany spłat i wybuchające niespodziewanie koszta dodatkowe, ukryte opłaty oraz szybujące w górę odsetki to oczywiście tło kryzysu z 2008 roku i bańki, która wtedy pękła, ale Warren patrzy na to z innej perspektywy. Ludzie bankrutowali i dawali się złapać na nieuczciwe oferty na długo przed tym, nim w ogóle była mowa o kryzysie. Bankructwa gospodarstw domowych stały się poważnym problemem przynajmniej dwie dekady wcześniej. A wszystko przez brak troski o najsłabszych, którzy nie kupowali trzeciego domu na Florydzie, ale na przykład byli zmuszeni do kupna auta czy drogiego sprzętu, gdy tracili pracę i zaczynali własną działalność, którą potem też musieli zamknąć, bo okazywało się, że odsetki od kredytu za starego pick-upa rosną szybciej niż ich zyski. Więcej nawet – szybciej, niż mogli podejrzewać w najgorszych koszmarach, i szybciej niż w najbardziej pesymistycznym scenariuszu byłby w stanie przyznać to bank, który dał kredyt. Tymi ludźmi po prostu trzeba było się zająć.
Troska i populizm
I tak, od uniwersyteckiego kampusu do Senatu i doradzania Obamie w sprawach nadzoru bankowego, Warren przeciąga nas przez wszystkie perypetie, które ją doprowadziły do Waszyngtonu. Od pierwszych opracowań teoretycznych, przez plany naprawcze, po wymyślenie i powołanie rządowej agencji pilnującej rynku kredytowego – Consumer Financial Protection Bureau – według jej pomysłu. Za tym wszystkim stoi jasno podane przekonanie: Ameryka jest silna siłą klasy średniej, bogacenie się na kredyt jest szkodliwe dla „middle-income Americans”, jak się teraz mówi, a gospodarka potrzebuje nie rewolucji, ale sprawnego wepchnięcia jej na dobre i stabilne tory kapitalizmu zorientowanego na konsumentów i pracowników, nie prezesów i spekulantów.
Tylko tyle i aż tyle, bo to kwintesencja politycznej poprawności dzisiejszych demokratów, ale i najbardziej odważny plan, jaki zawiedziona klasa średnia, targana różnymi – nie tylko finansowymi, ale i obyczajowymi, a także związanymi z imigracją – dylematami, jest dziś w stanie kupić. To maksimum populistycznego – w amerykańskim rozumieniu, czyli lewicowego i zorientowanego na „zwykłego człowieka” – programu, jaki dziś demokraci mogą i chcą przedstawić.
A sama Warren, skromna – dziesiątki razy przypomina w książce, jak bardzo zawstydzają ją doświadczeni wyjadacze z Kongresu – i troskliwa pani profesor, świetnie ten pomysł reprezentuje.
Dyplomaci i jastrzębie