Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Barbarzyńska Europa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2004
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Barbarzyńska Europa - ebook

Kiedy mówimy o korzeniach cywilizacji europejskiej, kojarzymy je przede wszystkim z kulturą klasyczną. Warto jednak pamiętać, że i ona nie była jednorodna. Składała się na nią kultura rzymska i grecka, a także hellenistyczna, która do źródeł naszej cywilizacji wniosła elementy despotycznych tradycji starożytnego Wschodu. Ale na oblicze Europy wpłynęło również dziedzictwo ludów spoza śródziemnomorskiego kręgu kulturowego, żyjących poza granicami starożytnej Grecji i Rzymu: na wschód od Renu, na północ od Alp i za Dunajem. Rzymianie określali te krainy wspólna nazwą barbaricum. Barbarzyńskie ludy: Celtowie, Germanie, Słowianie, ludy ugrofińskie wchodziły w orbitę śródziemnomorskiej cywilizacji stopniowo i w rozmaitych okolicznościach historycznych, co wpływało na rezultaty wzajemnego oddziaływania tradycyjnych kultur plemiennych i kultury klasycznej. Rozpatrując zatem rodowód dzisiejszej cywilizacji europejskiej, trzeba mieć na uwadze także owe barbarzyńskie korzenie – i o nich właśnie jest ta książka.

Spis treści

WSTĘP
ROZDZIAŁ I
Od pisemnych świadectw do niepiśmiennych społeczeństw. Narracje o barbarzyńcach
ROZDZIAŁ II
Prawa barbarzyńców
ROZDZIAŁ III
Człowiek w kręgu wspólnoty krewniaczej
ROZDZIAŁ IV
Jedni ponad drugimi. Różnice społeczne w ustroju plemiennym
ROZDZIAŁ V
Wspólnota sąsiedzka i jej terytorium
ROZDZIAŁ VI
Polityczny wymiar sąsiedztwa
ROZDZIAŁ VII
Instytucje wspólnoty plemiennej
EPILOG
Koniec świata barbarzyńców

Podziękowanie
Wykaz skrótów
Źródła
Przypisy
Bibliografia cytowanych prac
Indeks osób

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0224-3
Rozmiar pliku: 842 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pol­ska re­to­ry­ka po­li­tycz­na ob­ra­ca się wo­kół Eu­ro­py. Trud­no zna­leźć w na­szym kra­ju ko­goś, kto nie sły­szał ha­seł gło­szą­cych nasz po­wrót do Eu­ro­py. Jed­no­cze­śnie, pra­wie jed­nym tchem, mówi się o tym, że za­wsze by­li­śmy w Eu­ro­pie, więc wła­ści­wie nie mu­si­my wra­cać. Je­ste­śmy. Wbrew po­zo­rom nie ma mię­dzy tymi slo­ga­na­mi sprzecz­no­ści. Wsku­tek czę­ste­go po­wta­rza­nia brzmią one zresz­tą jak ba­na­ły, nad któ­ry­mi nikt się już nie za­sta­na­wia. A szko­da: slo­ga­ny po­li­tycz­ne, po­dob­nie jak spo­ty re­kla­mo­we, są god­ne za­sta­no­wie­nia nie tyle ze wzglę­du na to, co roz­myśl­nie pro­pa­gu­ją, ile na to, co przy oka­zji bez­wied­nie ujaw­nia­ją.

W przy­to­czo­nych ha­słach Eu­ro­pa nie jest – rzecz ja­sna – po­ję­ciem geo­gra­ficz­nym. Nie cho­dzi też po pro­stu o Unię Eu­ro­pej­ską. Do Unii wcho­dzi­my, ale prze­cież nig­dy w niej nie by­li­śmy, nie mo­że­my za­tem do niej „po­wró­cić”. Kon­tekst wy­po­wie­dzi o po­wro­cie wska­zu­je, że Eu­ro­pa ozna­cza tu pe­wien ka­non kul­tu­ro­wy. Nie każ­dy kraj po­ło­żo­ny w Eu­ro­pie, nie każ­dy ruch spo­łecz­ny, prąd umy­sło­wy lub ustrój po­li­tycz­ny mie­ści się w tym ka­no­nie. Gdy mó­wi­my o na­szym „po­wro­cie do Eu­ro­py”, za­kła­da­my mil­czą­co, że Pol­ska zo­sta­ła od eu­ro­pej­skie­go dzie­dzic­twa od­cię­ta przez so­wiec­ką do­mi­na­cję i ko­mu­nizm. Po upad­ku ko­mu­ni­zmu zaj­mu­je­my po­now­nie na­leż­ne nam miej­sce w za­chod­nim świe­cie. Wra­ca­my w ten spo­sób do swo­ich eu­ro­pej­skich ko­rze­ni, od któ­rych ko­mu­nizm usi­ło­wał, ale nie zdo­łał Po­la­ków ode­rwać. Taki jest sens slo­ga­nów gło­szą­cych, że Pol­ska wra­ca do Eu­ro­py, a jed­no­cze­śnie za­wsze była i jest w Eu­ro­pie. Za tą re­to­rycz­ną fi­gu­rą kry­je się za­ło­że­nie, że ko­mu­nizm był z grun­tu obcy eu­ro­pej­skiej kul­tu­rze. Do­ty­czy to za­pew­ne tak­że na­ro­do­we­go so­cja­li­zmu i fa­szy­zmu.

Ską­di­nąd nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że ko­mu­nizm, na­zizm i fa­szyzm są wy­two­ra­mi eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii. Trak­tu­jąc te ide­olo­gie jako zja­wi­ska ze­wnętrz­ne, obce eu­ro­pej­skie­mu ka­no­no­wi, do­ko­nu­je­my cze­goś w ro­dza­ju eg­zor­cy­zmów, jak­by­śmy wy­pę­dza­li Złe­go z sa­mych sie­bie. W re­zul­ta­cie po­ję­cie eu­ro­pej­skiej kul­tu­ry oka­zu­je się nie tyle ka­te­go­rią opi­so­wą, któ­ra po­ma­ga zdać spra­wę ze zło­żo­nej rze­czy­wi­sto­ści hi­sto­rycz­nej, ile nor­mą, wzo­rem war­to­ścio­wa­nia, we­dle któ­re­go do­bie­ra­my swo­je tra­dy­cje. Od do­bo­ru tra­dy­cji, czy­li tych ele­men­tów prze­szło­ści, któ­re oce­nia­my jako szczyt­ne, war­to­ścio­we lub po­ucza­ją­ce, a przez to god­ne uwzględ­nie­nia w zbio­ro­wym au­to­por­tre­cie, prze­cho­dzi się nie­do­strze­gal­nie na dru­gi brzeg Ru­bi­ko­nu: do wy­obra­żeń o „rze­czy­wi­stym” ro­do­wo­dzie eu­ro­pej­skiej cy­wi­li­za­cji. Zgod­nie z tym wy­obra­że­niem cy­wi­li­za­cję na­szą ukształ­to­wa­ło dzie­dzic­two kla­sycz­nej kul­tu­ry grec­kiej i rzym­skiej oraz chrze­ści­jań­stwo i uni­wer­sa­li­stycz­na or­ga­ni­za­cja Ko­ścio­ła. To wła­śnie chry­stia­ni­za­cja włą­czy­ła ludy ger­mań­skie, sło­wiań­skie, bał­tyj­skie i ugro­fiń­skie w krąg kla­sycz­nej kul­tu­ry śród­ziem­no­mor­skiej, któ­rej głów­nym spad­ko­bier­cą i krze­wi­cie­lem był Ko­ściół.

Po­gląd ten nie­po­dziel­nie pa­nu­je w po­pu­lar­nej hi­sto­rio­gra­fii, ale razi jed­no­stron­no­ścią. Nie bu­dzą w nim więk­sze­go sprze­ci­wu po­szcze­gól­ne twier­dze­nia, lecz to, co po­mi­nię­to. Re­du­ku­jąc ko­rze­nie kul­tu­ry eu­ro­pej­skiej do śród­ziem­no­mor­skie­go dzie­dzic­twa i chrze­ści­jań­stwa, prze­kra­cza­my mia­rę uprosz­czeń i stwa­rza­my złu­dze­nie jed­no­rod­no­ści. Jest to nie­bez­piecz­ne złu­dze­nie w cza­sach, gdy glo­ba­li­za­cji eko­no­micz­nej to­wa­rzy­szy in­te­lek­tu­al­na uni­for­mi­za­cja, skłon­ność do igno­ro­wa­nia kul­tu­ro­wej róż­no­rod­no­ści świa­ta i do pro­stac­kie­go bra­nia hi­sto­rii po­wszech­nej pod je­den stry­chu­lec.

Może więc war­to przy­po­mnieć, że kul­tu­ra kla­sycz­na, uzna­wa­na za po­czą­tek drze­wa ge­ne­alo­gicz­ne­go Eu­ro­py, nie była jed­no­rod­na. Oprócz kom­po­nen­ty grec­kiej i rzym­skiej zło­ży­ła się na nią cy­wi­li­za­cja hel­le­ni­stycz­na, któ­ra prze­nio­sła do póź­ne­go ce­sar­stwa rzym­skie­go, a zwłasz­cza do Bi­zan­cjum i bi­zan­tyń­skie­go Ko­ścio­ła ele­men­ty de­spo­tycz­nych tra­dy­cji sta­ro­żyt­ne­go Wscho­du. Z prze­ko­na­nia, że tra­dy­cje te nie miesz­czą się w eu­ro­pej­skim ka­no­nie, zro­dzi­ły się po­my­sły za­wę­ża­ją­ce ro­do­wód eu­ro­pej­skiej kul­tu­ry do krę­gu chrze­ści­jań­stwa ła­ciń­skie­go. W ta­kim jed­nak ra­zie na­le­ża­ło­by w ogó­le zre­zy­gno­wać z od­wo­ły­wa­nia się do dzie­dzic­twa kul­tu­ry kla­sycz­nej, któ­re ła­twiej roz­po­znać w hel­le­ni­stycz­nej cy­wi­li­za­cji Bi­zan­cjum niż w pań­stwach Ka­ro­la Wiel­kie­go czy Ot­to­na I. Dla­te­go bar­dziej od­po­wia­da mi po­gląd Ja­cqu­es’a Le Gof­fa, któ­ry z dwóch nur­tów tra­dy­cji kla­sycz­nej – ła­ciń­skie­go i hel­le­ni­stycz­ne­go – oraz z od­po­wia­da­ją­ce­go im roz­ła­mu w Ko­ście­le wy­pro­wa­dza naj­głęb­szy i naj­trwal­szy po­dział Eu­ro­py¹. Ale na ob­li­cze Eu­ro­py i na jej kul­tu­ro­we zróż­ni­co­wa­nie nie mniej­szy wpływ wy­war­ło dzie­dzic­two lu­dów spo­za śród­ziem­no­mor­skie­go krę­gu za­miesz­ku­ją­cych ob­sza­ry za li­me­sem ce­sar­stwa rzym­skie­go, czy­li na wschód od Renu, na pół­noc od Alp i za Du­na­jem. Rzy­mia­nie okre­śla­li te kra­iny wspól­ną na­zwą bar­ba­ri­cum.

Ludy bar­ba­rzyń­skie pod­le­ga­ły już w głę­bo­kiej sta­ro­żyt­no­ści wpły­wom cy­wi­li­za­cji śród­ziem­no­mor­skiej. Nie ule­ga też wąt­pli­wo­ści, że chry­stia­ni­za­cja, na ogół po­łą­czo­na z prze­bu­do­wą ustro­ju, ode­gra­ła istot­ną rolę w na­rzu­ca­niu lub przej­mo­wa­niu przez te ludy wzo­rów kul­tu­ry kla­sycz­nej. Nie ozna­cza to jed­nak, że woda chrztu świę­te­go zmy­ła z Ger­ma­nów, Sło­wian czy Bał­tów nie tyl­ko grzech pier­wo­rod­ny, ale i dzie­dzic­two tra­dy­cyj­nej kul­tu­ry. Ta­kie ro­zu­mie­nie no­we­go po­cząt­ku, przez któ­ry tra­dy­cyj­ne spo­łe­czeń­stwa ple­mien­ne mia­ły­by się wy­zbyć ba­ga­żu wła­snej prze­szło­ści i prze­isto­czyć się w cy­wi­li­zo­wa­nych spad­ko­bier­ców Rzy­mu, nie po­win­no przyjść do gło­wy żad­ne­mu hi­sto­ry­ko­wi².

Po­szcze­gól­ne ludy cel­tyc­kie, ger­mań­skie, sło­wiań­skie, ugro­fiń­skie i bał­tyj­skie wcho­dzi­ły w or­bi­tę śród­ziem­no­mor­skiej cy­wi­li­za­cji w róż­nym cza­sie i w bar­dzo zróż­ni­co­wa­nych oko­licz­no­ściach hi­sto­rycz­nych. Sto­sow­nie do tego roz­ma­icie przed­sta­wia­ły się też re­zul­ta­ty wza­jem­ne­go od­dzia­ły­wa­nia tra­dy­cyj­nych kul­tur ple­mien­nych i kul­tu­ry kla­sycz­nej. Pod tym wzglę­dem na­wet mo­nar­chie suk­ce­syj­ne utwo­rzo­ne przez Wi­zy­go­tów, Fran­ków i Lon­go­bar­dów na gru­zach za­chod­nie­go ce­sar­stwa bar­dzo róż­ni­ły się mię­dzy sobą. Jesz­cze głęb­sze róż­ni­ce dzie­li­ły cały ten ob­szar, zwa­ny przez Wal­te­ra Schle­sin­ge­ra Ger­ma­nią rzym­ską³, od ple­mion pod­bi­tych, schry­stia­ni­zo­wa­nych i uję­tych w kar­by pań­stwo­wo­ści przez bar­ba­rzyń­skich spad­ko­bier­ców ce­sar­stwa rzym­skie­go – Ka­ro­lin­gów i Ot­to­nów. Wresz­cie poza krę­giem ka­ro­liń­skiej suk­ce­sji – w Skan­dy­na­wii, w Pol­sce, w Cze­chach, na Wę­grzech, na Rusi i na po­łu­dnio­wej Sło­wiańsz­czyź­nie – bu­do­wa państw i chry­stia­ni­za­cja do­ko­ny­wa­ły się z ini­cja­ty­wy ro­dzi­mych wład­ców. Za­kres ro­ma­ni­za­cji lub hel­le­ni­za­cji kul­tur bar­ba­rzyń­skich był tu sto­sun­ko­wo naj­skrom­niej­szy, a struk­tu­ry no­we­go ustro­ju znacz­nie od­bie­ga­ły od za­chod­nich lub bi­zan­tyń­skich wzo­rów⁴.

Wszyst­kie te róż­ni­ce i zło­żo­ne pro­ce­sy wza­jem­nych od­dzia­ły­wań umy­ka­ją z pola wi­dze­nia, je­że­li spro­wa­dza­my ro­do­wód kul­tu­ry eu­ro­pej­skiej do śród­ziem­no­mor­skie­go dzie­dzic­twa. Eu­ro­pa ma tak­że roz­ro­śnię­te ko­rze­nie bar­ba­rzyń­skie. Bez roz­po­zna­nia tych ko­rze­ni nie da się zro­zu­mieć ani zło­żo­nej hi­sto­rii, ani trwa­ją­cej do dziś kul­tu­ro­wej róż­no­rod­no­ści Eu­ro­py.

*

Grec­ki wy­raz bár­ba­ros wy­wo­dził się z imi­ta­cji nie­ar­ty­ku­ło­wa­ne­go beł­ko­tu: bar­bar-bar. W ten spo­sób sta­ro­żyt­ni Gre­cy prze­drzeź­nia­li tych, któ­rych mowy nie mo­gli zro­zu­mieć. I tak na­zy­wa­li wszyst­kie ludy ob­co­ję­zycz­ne. Od Gre­ków za­po­ży­czy­li ten ter­min Rzy­mia­nie i uży­wa­li go w zna­cze­niu wtór­nym, osnu­tym na prze­ciw­sta­wie­niu bar­ba­rzyń­stwa i cy­wi­li­za­cji. Za­cho­wa­ła się jed­nak, przy­najm­niej wśród wy­kształ­co­nych elit, pa­mięć o pier­wot­nym zna­cze­niu sło­wa „bar­ba­rzyń­cy”. Do tej pa­mię­ci od­wo­łał się Owi­diusz, gdy na wy­gna­niu w Tomi, sa­mot­ny wśród trac­kich Ge­tów, na­pi­sał: Bar­ba­rus hic ego sum, qui non in­tel­le­gor ulli / et ri­dent sto­li­di ver­ba la­ti­na Ge­tae („To ja je­stem tu bar­ba­rzyń­cą, któ­re­go nikt nie ro­zu­mie / i śmie­ją się głu­pi Ge­to­wie z brzmie­nia ła­ciń­skich słów”)⁵.

Czy to pa­ra­dok­sal­ne od­wró­ce­nie ról wska­zu­je, że do­świad­cze­nie ba­ni­cji po­zwo­li­ło Owi­diu­szo­wi zro­zu­mieć względ­ność po­jęć cy­wi­li­za­cji i bar­ba­rzyń­stwa? Tak są­dzi Al­lan A. Lund⁶. Pew­ne jest w każ­dym ra­zie, że po­trak­to­wa­ny przez Ge­tów do­kład­nie tak samo, jak Gre­cy trak­to­wa­li wszyst­kich lu­dzi ob­co­ję­zycz­nych, a za­ra­zem świa­do­my po­cho­dze­nia sło­wa „bar­ba­rzyń­ca”, Owi­diusz na­zwał wy­śmie­wa­nie się z cu­dzej mowy głu­po­tą.

Na­pięt­no­wa­na przez Owi­diu­sza po­sta­wa wo­bec ob­co­ję­zycz­nych lu­dów nie była jed­nak w ar­cha­icz­nej Eu­ro­pie ni­czym wy­jąt­ko­wym. We wszyst­kich ję­zy­kach sło­wiań­skich wy­stę­pu­je sło­wo „Niem­cy”. Wy­wo­dzi się ono od wy­ra­zu „nie­my” i ozna­cza­ło po­cząt­ko­wo lu­dzi, któ­rych ję­zyk był dla Sło­wian tak samo nie­zro­zu­mia­ły jak nie­ar­ty­ku­ło­wa­ny beł­kot nie­mo­wy. Na po­cząt­ku XII w. Po­wieść do­rocz­na okre­śli­ła tak za­miesz­ka­łe na pół­noc­no-wschod­nim po­gra­ni­czu Rusi ple­mio­na ugro­fiń­skie: Ju­gra że jest’ lju­die ja­zyk niem („Ugro­wie zaś są lu­dem nie­mym”)⁷. Sło­wiań­skie po­ję­cie „nie­mych lu­dów” od­po­wia­da­ło co do joty pier­wot­ne­mu zna­cze­niu grec­kie­go wy­ra­zu bár­ba­roi.

Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że były to ka­te­go­rie war­to­ściu­ją­ce – przy­najm­niej w tej mie­rze, w ja­kiej po­dział na swo­ich i ob­cych był w spo­łe­czeń­stwach tra­dy­cyj­nych na­ce­cho­wa­ny war­to­ścio­wa­niem. Wspól­no­ty ję­zy­ko­we – ta­kie jak hel­leń­ska, ger­mań­ska czy sło­wiań­ska – prze­kra­cza­ły wpraw­dzie po­li­tycz­ne ramy ple­mion i nie mia­ły or­ga­ni­za­cyj­nej struk­tu­ry, ale po­czu­cie bli­sko­ści zwią­za­ne z ła­two­ścią po­ro­zu­mie­wa­nia się, kul­tem tych sa­mych bóstw i po­do­bień­stwem oby­cza­jów czy­ni­ły z nich naj­szer­sze gru­py iden­ty­fi­ka­cji⁸. Więź z ma­cie­rzy­stą gru­pą wy­ra­ża­ła się w prze­ciw­sta­wia­niu wszyst­kim ob­cym. Nie­ko­niecz­nie wro­gim, ale za­wsze za­bar­wio­nym emo­cjo­nal­nie.

U Gre­ków jed­nak, a zwłasz­cza u Rzy­mian, do po­czu­cia ob­co­ści wo­bec lu­dów mó­wią­cych nie­zro­zu­mia­ły­mi ję­zy­ka­mi do­łą­czy­ło się ry­chło nie­za­chwia­ne prze­ko­na­nie o wła­snej wyż­szo­ści kul­tu­ro­wej. Rzy­mia­nie nig­dy nie za­li­cza­li Gre­ków do bar­ba­rzyń­ców, lecz uwa­ża­li sie­bie po­spo­łu z Gre­ka­mi za prze­ci­wień­stwo bar­ba­rzyń­ców. Tym, co w rzym­skim ro­zu­mie­niu łą­czy­ło oba ludy, nie był – rzecz ja­sna – ję­zyk, lecz kul­tu­ra. Wy­raz „bar­ba­rzyń­cy” zy­ski­wał w ten spo­sób nową treść po­ję­cio­wą: nie cho­dzi­ło już o lu­dzi ob­cej mowy, lecz o tych, któ­rzy po­zo­sta­wa­li poza ob­rę­bem cy­wi­li­za­cji, czy­li o dzi­kich.

Zmie­nia­ła się też ostrość po­dzia­łu. Kry­te­rium et­nicz­no-ję­zy­ko­we raz na za­wsze wy­klu­cza­ło wszyst­kich ob­cych: kry­te­rium kul­tu­ro­we do­pusz­cza­ło moż­li­wość zbli­że­nia, a na­wet włą­cze­nia przez akul­tu­ra­cję. W oczach rzym­skich au­to­rów dy­stans dzie­lą­cy po­szcze­gól­ne ple­mio­na od cy­wi­li­za­cji, okre­śla­nej ter­mi­na­mi hu ma­ni­tas lub cul­tus, mógł być roz­ma­ity. Ubio­wie byli we­dług Ce­za­ra nie­co bar­dziej cy­wi­li­zo­wa­ni (pau­lo hu­ma­nio­res) od in­nych Ger­ma­nów, po­nie­waż miesz­ka­li nad Re­nem i kon­tak­to­wa­li się z rzym­ski­mi kup­ca­mi oraz z po­bli­ski­mi Gal­la­mi, do któ­rych się w pew­nej mie­rze upodob­ni­li⁹. Wy­ni­ka z tego, że Gal­lo­wie byli mniej bar­ba­rzyń­scy od Ger­ma­nów. Zresz­tą i wśród Gal­lów wy­stę­po­wa­ły pod tym wzglę­dem róż­ni­ce: za naj­bar­dziej wo­jow­ni­czych (w do­my­śle – naj­dzik­szych) uwa­żał Ce­zar Bel­gów, po­nie­waż ich sie­dzi­by były naj­bar­dziej od­da­lo­ne od ucy­wi­li­zo­wa­nej pro­win­cji rzym­skiej (ho­rum omnium for­tis­si­mi sunt Bel­gae, prop­te­rea quod a cul­tu atque hu­ma­ni­ta­te pro­vin­ciae lon­gis­si­mae ab­sunt)¹⁰.

Owa „pro­win­cja”, od któ­rej Bel­go­wie byli od­da­le­ni, to też Ga­lia, ale już daw­niej przez Rzy­mian ujarz­mio­na i „przy­stro­jo­na w togę” (Gal­lia to­ga­ta). Od Ce­za­ra po Ka­sjo­do­ra wy­ra­zem to­ga­tio okre­śla­no przej­ście pod­bi­tych lu­dów od bar­ba­rzyń­stwa do cy­wi­li­za­cji. Wcze­sne ce­sar­stwo przy­stra­ja­ło w togę ko­lej­ne kra­je: Ga­lię, Hisz­pa­nię, Bry­ta­nię. Wol­ni miesz­kań­cy pro­win­cji sta­wa­li się rzym­ski­mi oby­wa­te­la­mi i rze­czy­wi­ście ule­ga­li ro­ma­ni­za­cji. Eli­ty Im­pe­rium trak­to­wa­ły eks­pan­sję w ka­te­go­riach mi­sji cy­wi­li­za­cyj­nej¹¹, a bar­ba­rzyń­stwo sta­wa­ło się na­zwą świa­ta ze­wnętrz­ne­go, jesz­cze nie włą­czo­ne­go w ob­ręb ce­sar­stwa, prze­to po­zba­wio­ne­go kul­tu­ry i ładu pań­stwo­we­go.

Ko­ściół póź­ne­go ce­sar­stwa prze­jął tę po­sta­wę i nadał jej nowy wy­miar. Mi­sja cy­wi­li­za­cyj­na przy­bra­ła po­stać mi­sji chry­stia­ni­za­cyj­nej i zo­sta­ła uzna­na za obo­wią­zek chrze­ści­jań­skie­go du­cho­wień­stwa i chrze­ści­jań­skich wład­ców. Dla ko­ściel­nych pi­sa­rzy eu­ro­pej­skie­go śre­dnio­wie­cza bar­ba­rzyń­ca­mi były ludy po­gań­skie, pod wzglę­dem et­nicz­nym nie­raz bli­skie lub po­bra­tym­cze au­to­rom, ale jesz­cze nie ochrzczo­ne¹². W oczach dzie­jo­pi­sa Bedy bar­ba­rzyń­ca­mi byli kon­ty­nen­tal­ni Sasi (an­ti­qui Sa­xo­nes) jako po­ga­nie, któ­rzy za­bi­li przed­sta­wi­cie­li świa­ta cy­wi­li­zo­wa­ne­go, an­glo­sa­skich mi­sjo­na­rzy: Ewal­da Bia­łe­go i Ewal­da Czar­ne­go. Beda nie omiesz­kał przy oka­zji za­zna­czyć, że kon­ty­nen­tal­ni Sasi nie mają kró­la ani wła­ści­we­go cy­wi­li­zo­wa­nym lu­dom po­rząd­ku pań­stwo­we­go. Po­dob­nie Adam z Bre­my na­zy­wał po­gań­skich Szwe­dów bar­ba­rzyń­ca­mi, za cy­wi­li­zo­wa­ne­go i świa­tłe­go czło­wie­ka uwa­żał na­to­miast kró­la Da­nii Swe­na Es­tryd­se­na, qui omnes bar­ba­ro­rum ge­stas res in me­mo­ria te­nu­it¹³.

Ko­no­ta­cja ter­mi­nu bar­ba­ri, mimo wzbo­ga­ce­nia o wy­miar re­li­gij­ny, za­cho­wa­ła w śre­dnio­wie­czu cią­głość tre­ści po­ję­cio­wych ukształ­to­wa­nych w ce­sar­stwie rzym­skim. Tak­że pod tym wzglę­dem pi­sa­rze ko­ściel­ni byli spad­ko­bier­ca­mi kul­tu­ry kla­sycz­nej i jej ste­reo­ty­pów. Nie­za­leż­nie od wpły­wu, jaki owe ste­reo­ty­py wy­war­ły na spo­sób po­strze­ga­nia bar­ba­rzyń­skich lu­dów, po­gań­ska Eu­ro­pa w śre­dnio­wie­czu, po­dob­nie jak eu­ro­pej­skie bar­ba­ri­cum w cza­sach póź­ne­go ce­sar­stwa, była rze­czy­wi­ście do­me­ną tra­dy­cyj­nych, z re­gu­ły nie­pi­śmien­nych spo­łe­czeństw, zor­ga­ni­zo­wa­nych po­li­tycz­nie w ple­mio­na i związ­ki ple­mion, a nie w pań­stwa.

Po­ję­cie bar­ba­rzyń­ców opie­ra­ło się jed­nak na kry­te­rium ne­ga­tyw­nym: ozna­cza­ło ludy nie­cy­wi­li­zo­wa­ne, to jest po­zo­sta­ją­ce poza krę­giem kul­tu­ry kla­sycz­nej i jej dzie­dzic­twa. Czy ten ne­ga­tyw­ny sza­blon nie skry­wał róż­no­rod­no­ści? Py­ta­nie to od daw­na nur­to­wa­ło hi­sto­ry­ków. Pod wpły­wem idei na­ro­do­wych XIX stu­le­cia ba­da­cze od­cho­dzi­li od łącz­ne­go trak­to­wa­nia bar­ba­ri­cum i sku­pia­li swo­je wy­sił­ki na roz­po­zna­niu po­szcze­gól­nych wspól­not et­nicz­no-ję­zy­ko­wych. Wzo­rem lin­gwi­stów, któ­rzy re­kon­stru­owa­li pra­sło­wiań­ski ję­zyk, hi­sto­ry­cy pan­sla­wi­ści usi­ło­wa­li zre­kon­stru­ować pra­sło­wiań­ski sys­tem in­sty­tu­cji spo­łecz­nych i norm praw­nych. Miał on być ustro­jo­wym wy­ra­zem war­to­ści du­cho­wych wspól­nych ja­ko­by ca­łej Sło­wiańsz­czyź­nie. Po­dob­nie za­kła­da­no ist­nie­nie w od­le­głej prze­szło­ści in­ne­go, ale rów­nież jed­no­rod­ne­go sys­te­mu ustro­jo­we­go opar­te­go na ogól­no­ger­mań­skich pod­sta­wach kul­tu­ro­wych i wspól­ne­go nie­gdyś wszyst­kim Ger­ma­nom. Po­my­sły te cał­kiem słusz­nie zło­żo­no do la­mu­sa¹⁴, ale ba­da­nia nad hi­sto­rią spo­łecz­ną ger­mań­skich i sło­wiań­skich bar­ba­rzyń­ców, a tak­że Cel­tów i Bał­tów nadal to­czą się od­ręb­ny­mi to­ra­mi. Siła in­er­cji utrzy­mu­je nas w ko­le­inach wy­żło­bio­nych przez do­ro­bek wie­lu po­ko­leń hi­sto­ry­ków i utrud­nia prze­zwy­cię­że­nie et­nicz­nej se­gre­ga­cji ob­sza­rów ba­daw­czych.

Tym­cza­sem już w 1974 r. se­gre­ga­cji tej sprze­ci­wił się zna­ko­mi­ty ba­dacz lu­dów bar­ba­rzyń­skich Re­in­hard We­nskus. W pro­gra­mo­wym ese­ju do­ty­czą­cym in­spi­ra­cji, ja­kich może me­die­wi­stom do­star­czyć an­tro­po­lo­gia, pod­kre­ślił, że ob­sza­ry cha­rak­te­ry­zu­ją­ce się po­do­bień­stwem struk­tur spo­łecz­no-ustro­jo­wych nie po­kry­wa­ją się z ob­sza­ra­mi wspól­not ję­zy­ko­wych. We­nskus nie uwa­żał eu­ro­pej­skie­go bar­ba­ri­cum za jed­no­li­tą ca­łość. Zwra­cał uwa­gę na kul­tu­ro­wą od­ręb­ność ste­po­wych lu­dów ko­czow­ni­czych oraz ple­mion za­miesz­ku­ją­cych pusz­czań­skie te­ry­to­ria na pół­noc­nym wscho­dzie sub­kon­ty­nen­tu, trak­to­wał jed­nak ple­mio­na cel­tyc­kie, ger­mań­skie, sło­wiań­skie i bał­tyj­skie jako je­den krąg kul­tu­ro­wy, w ob­rę­bie któ­re­go tra­dy­cyj­ne spo­łe­czeń­stwa zor­ga­ni­zo­wa­ne były na zbli­żo­nych za­sa­dach¹⁵. Kon­se­kwen­cją tego po­glą­du był po­stu­lat ra­dy­kal­ne­go po­sze­rze­nia ho­ry­zon­tów ba­daw­czych. We­nskus pro­po­no­wał coś wię­cej niż nową ty­po­lo­gię; for­mu­ło­wał nowy pro­gram ba­dań.

Książ­ka, któ­rą od­da­ję do rąk czy­tel­ni­ka, wpi­su­je się w pro­gra­mo­wą pro­po­zy­cję Re­in­har­da We­nsku­sa. Nie po­ry­wam się na pod­ję­cie tej pro­po­zy­cji w peł­nym wy­mia­rze. Brak kom­pe­ten­cji nie po­zwa­la mi za­jąć się an­tro­po­lo­gią hi­sto­rycz­ną lu­dów bał­tyj­skich ani wy­spiar­skich Cel­tów, ani na­wet bał­kań­skiej Sło­wiańsz­czy­zny. Po­dej­mu­ję tyl­ko pró­bę łącz­ne­go uję­cia pro­ble­ma­ty­ki spo­łecz­no-ustro­jo­wej ple­mion ger­mań­skich i za­chod­nio­sło­wiań­skich, się­ga­jąc cza­sem tak­że po źró­dła do­ty­czą­ce Sło­wian wschod­nich. Nie jest to skrom­ny za­mysł. Spo­dzie­wam się su­ro­wych kry­tyk. Sam zresz­tą nie szczę­dzę kry­tyk nie­któ­rym po­przed­ni­kom. Je­stem świa­dom ry­zy­ka, ale de­cy­du­ję się je pod­jąć w prze­ko­na­niu, że doj­rza­ła już po­trze­ba prze­ła­ma­nia se­gre­ga­cji et­nicz­nej w ba­da­niu ger­mań­skich i sło­wiań­skich ple­mion bar­ba­rzyń­skiej Eu­ro­py. Ozna­cza to go­to­wość do ob­ję­cia wspól­nym ho­ry­zon­tem po­rów­naw­czym źró­deł bar­dzo nie­raz od­le­głych od sie­bie w cza­sie i prze­strze­ni. Je­de­na­ście stu­le­ci dzie­li Ger­ma­nię Ta­cy­ta od Kro­ni­ki Sło­wian Hel­mol­da. Sześć wie­ków upły­nę­ło mię­dzy spi­sa­niem pra­wa sa­lic­kie­go a spo­rzą­dze­niem ob­szer­nej re­dak­cji Praw­dy Ru­skiej. Czy wol­no prze­pro­wa­dzać po­rów­naw­czą in­ter­pre­ta­cję tych za­byt­ków?

Nie za­mie­rzam roz­wa­żać tej kwe­stii na wstę­pie, lecz w toku pra­cy. Wer­dykt na te­mat przy­dat­no­ści źró­deł nie może po­prze­dzać szcze­gó­ło­wej ana­li­zy ich tre­ści. W od­róż­nie­niu od cza­su astro­no­micz­ne­go czas hi­sto­rycz­ny nie bie­gnie jed­na­ko­wo dla wszyst­kich spo­łe­czeństw i kul­tur.

Chro­no­lo­gicz­ny dy­stans mię­dzy źró­dła­mi hi­sto­rycz­ny­mi nie zwal­nia ba­da­cza od za­sta­no­wie­nia nad zbież­no­ścią za­war­tych w nich in­for­ma­cji. W tej ma­te­rii hi­sto­ryk może się cze­goś na­uczyć od an­tro­po­lo­ga.

Pro­ble­ma­ty­ka tej książ­ki ma zresz­tą z et­no­lo­gią spo­ro wspól­ne­go. Wspo­mnia­na przed chwi­lą Ger­ma­nia Ta­cy­ta jest prze­cież dzie­łem et­no­gra­ficz­nym. Z per­spek­ty­wy an­tycz­nej i śre­dnio­wiecz­nej cy­wi­li­za­cji ple­mio­na bar­ba­rzyń­skie przed­sta­wia­ły się do pew­ne­go stop­nia po­dob­nie jak tzw. ludy eg­zo­tycz­ne, ba­da­ne przez et­no­lo­gów XIX i XX w. Te­ry­to­rial­no-po­li­tycz­ne or­ga­ni­za­cje bar­ba­rzyń­ców, zwa­ne w na­uce ple­mio­na­mi, nie dys­po­no­wa­ły in­stru­men­ta­mi ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go przy­mu­su, a in­te­gra­cja spo­łecz­na opie­ra­ła się w nich na prze­moż­nej sile tra­dy­cji oraz pre­sji wy­wie­ra­nej na jed­nost­kę przez ma­cie­rzy­stą gru­pę. Były to spo­łecz­no­ści funk­cjo­nu­ją­ce bez pi­sma, w któ­rych nie tyl­ko mi­to­lo­gia, ale tak­że zbio­ro­wa pa­mięć hi­sto­rycz­na i nor­my praw­ne prze­ka­zy­wa­ne były ust­nie z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie. Ta ostat­nia oko­licz­ność sta­wia hi­sto­ry­ka przed szcze­gól­ny­mi trud­no­ścia­mi warsz­ta­to­wy­mi. Przyj­dzie nam za­cząć od omó­wie­nia tych trud­no­ści.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: