Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

"Pan Tadeusz" - poemat metafizyczny - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
18 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

"Pan Tadeusz" - poemat metafizyczny - ebook

Jak czytać dziś Pana Tadeusza?

Smakując barszcz i bigos, zachwycając się pejzażami, przyznając, że Wenecja nie tak piękna jak polski, litewski, białoruski las, a zachód słońca na Seszelach czy Dominice naprawdę ma mniej uroku niż świt nad Nowogródkiem?

Ciesząc się, że w Panu Tadeuszu Mickiewicz zszedł na ziemię z tych ciemnych mistycznych obłoków okrywających Dziady?

Można tak, ale można też inaczej, kręcąc nosem na owe nieco podejrzane arkadyjskie realia, ryzykując i wydziwiając, że może nie wszystko tu się zgadza, a zgadzać nie może, bo tak naprawdę jedynie czytelnik naiwny zaniesie poemat pod strzechy i dojdzie do wniosku, że chodzi w nim o prawdziwego niedźwiedzia, najprawdziwsze na świecie prawdziwki i skrwawioną szablę.

Kategoria: Polonistyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66267-29-9
Rozmiar pliku: 521 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. Poemat metafizyczny

Jak czytać Pana Tadeusza – dziś, gdy łatwo dojść do wniosku, że bohaterstwem jest w ogóle czytać, wszystko jedno jak, bo nawet w internecie i w telewizji wyśmiewają się z tych, co czytają, a zwłaszcza z tych, co gotowi są jeszcze brnąć przez meandry narodowej klasyki. Czytać – smakując barszcz i bigos, zachwycając się pejzażami, przyznając, że Wenecja nie jest tak piękna jak polski, litewski, białoruski las, a zachód słońca na Seszelach czy Dominice ma mniej uroku niż świt nad Nowogródkiem. A Chicago, a Paryż, a Rzym…

Czytać – ciesząc się, że w Panu Tadeuszu Mickiewicz zszedł na ziemię z tych ciemnych mistycznych obłoków okrywających Dziady. Można stwierdzać – jak czynił to choćby Wiktor Weintraub – że tam, w Soplicowie, znów narodził się (albo odrodził) Mickiewicz antyprofetyczny¹, z Konrada więc już nie Gustaw, lecz swojski Jacek², a raczej Tadeusz, co książkę bierze do ręki, ale rzadko, bo przecież w takim raju jak litewska twierdza Biblioteka nie może być i nie jest pożądanym rajem, przynajmniej dla większości mieszkańców.

Można tak, ale można też inaczej, kręcąc nosem na owe nieco podejrzane arkadyjskie realia, ryzykując i wydziwiając, że może nie wszystko tu się zgadza, a zgadzać nie może, bo jedynie czytelnik naiwny zaniesie poemat pod strzechy i przekona się, że chodzi w nim o prawdziwego niedźwiedzia, najprawdziwsze na świecie prawdziwki i skrwawioną szablę, co zawsze pro publico bono była używana. Można i tak
kochać Pana Tadeusza, ale można kochać również inaczej³.

Jak? Na przykład uznając, że za materialną zasłoną rzeczy coś się jednak kryje, coś większego, coś istotniejszego, może bardziej wieloznacznego i na pewno bardziej mrocznego⁴. Z rozmaitych powodów i różnymi podążając drogami, sceptycy oczywistej lektury dochodzili do wniosku, że Pan Tadeusz to wbrew panującym opiniom poemat mistyczny, a może i metafizyczny. Jan Lechoń⁵, Czesław Miłosz⁶, Joanna Salamon⁷, poniekąd także Zdzisław Kępiński⁸ uczynili to już dawno temu. Niestety, poprzestali na niewyraźnych sugestiach (wyłączając oczywiście Kępińskiego, który jednak związał swoją interpretację z rozległym światem nauk hermetycznych, co oprócz niewątpliwych zalet przyniosło i nieuchronne ograniczenia). Praktycznie więc, czytając Pana Tadeusza jako poemat metafizyczny, zmuszeni jesteśmy zaczynać od początku, a to, rzecz jasna, nie tylko martwi, ale i napełnia radością serce badacza pozbawionego przesądów⁹.

A zatem – metafizyczny. Lecz co to miałoby właściwie znaczyć? Może metafizyczny jak Raj utracony Miltona albo wielkie poematy Blake’a: Cztery Zoa, Milton, Jerusalem? Idąc dalej – jak poematy Eliota: Ziemia jałowa, a zwłaszcza Cztery kwartety¹⁰. Jak Elegie duinejskie Rilkego, o ile uznamy je oczywiście za poemat (warto chyba tak na owo arcydzieło spojrzeć). Mickiewicz, Milton, Blake, Eliot… Bardzo ryzykowne zestawienie, lecz przecież mówimy cały czas o tekstach poetyckich penetrujących obszary metafizyczne. O tekstach dotyczących tajemnicy bytu, zagadki zła, istoty czasu, przezwyciężenia śmierci¹¹.

Trzeba jeszcze zapytać, o jakiej metafizyce myślimy¹². O fundamentach, które stworzył Arystoteles¹³, a dla myśli chrześcijańskiej przystosował Tomasz z Akwinu? A może o metafizyce kartezjańskiej, Mickiewiczowi przecież znanej? Albo raczej o systemach Kanta i Hegla, które rzucają cień na całą epokę i których arkana także poeci musieli przemyśleć?¹⁴

Z drugiej strony – zadając te pytania dziś, na początku XXI wieku – jakże nie zaprosić do stołu obrad Martina Heideggera, choć niektórzy będą się krzywić, że ktoś taki spija soplicowski miód¹⁵. Jednak uniknąć tej obecności się nie da. Świat metafizyki po Heideggerze wygląda bowiem inaczej, niż wyglądał wtedy, gdy Telimena szukała w biurku planu Petersburga. Zresztą może i wygląda tak samo, lecz widzimy go na pewno odmiennie¹⁶. A jeszcze inaczej widzi to student, który już w szkole uczył się o Petersburgu nad Newą, ale innym, o Petersburgu po Piotrogrodzie i Leningradzie. Bo Leningrad to tylko cienie Anny Achmatowej i Josifa Brodskiego, i tragedia blokady, niewiele więcej.

Odczytując Pana Tadeusza jako poemat metafizyczny, tworzymy świat – chyba z większym trudem, niż budował sam autor fundamenty soplicowskiej architektury¹⁷. Mickiewicz to, co opisywał, dobrze znał, jeszcze lepiej pamiętał i odtwarzał, wspomagany zresztą przez przyjaciół i życzliwych czytelników pierwszych fragmentów. Nam pozostaje liczyć na siłę wyobraźni, raz po raz przywołując na pomoc rozum, a nawet prozaiczny rozsądek, niekiedy niszcząc poetyckie piękno, by z lirycznego zamglenia wyłonił się jakiś nowy sens. Dzięki takiemu zabiegowi konkret ukazuje się nam w innej perspektywie, przestaje być dekoracją, rekwizytem, muzealnym eksponatem. Rzeczy i byty budują świat, nie tylko ozdabiają go, nadając kolory i walor autentyczności.

Słowacki mówił z irytacją o „wieprzowatości”¹⁸ życia opisanego w Panu Tadeuszu. Trudno nie zgadzać się ze Słowackim, bo mało który ze współczesnych Mickiewiczowi czytelników zasługuje tak jak on na uwagę i szacunek. Tym razem może się mylił, a może jednak nie – z tą różnicą, że wieprz z Pana Tadeusza, symbol mało poetycki, to stworzenie niezwykłe. Co robi wieprz z Soplicowa?

A wieprz marudzi w tyle, dąsa się i zgrzyta,

I snopy zboża kradnie, i na zapas chwyta.

(X 31–32)¹⁹

Porwani wspaniałym rytmem trzynastozgłoskowca, przytłoczeni mnogością poetyckich figur, zachwyceni coraz bardziej finezyjnymi porównaniami nie jesteśmy już w stanie myśleć o prawdopodobieństwie, o wiarygodności, o mało ważnych szczegółach. Tylko niewrażliwy na liryczne piękno i wyjątkowo pedantyczny badacz mógłby zapytać, czy naprawdę wieprz „zgrzyta” i czy „snopy zboża kradnie” – w dodatku „na zapas” – i czy niesie je potem do spiżarni, a wreszcie, jak niesie – na grzbiecie czy może jakoś inaczej? Mówiąc szczerze, taką scenę trudno sobie naprawdę wyobrazić, podobnie jak położenie karczmy Jankiela, o czym pisał Kępiński²⁰.

Blake odpowiedziałby, że oczywiście to sprawa wyobraźni (Imagination), i przypomniał, iż pozbawiony wyobraźni chrześcijanin nie może dostąpić zbawienia²¹. Ja wolę myśleć, że Mickiewicz opisał nam wieprza metafizycznego, nie tyle obdarzonego rozumem i zaniepokojonego tym, co dzieje się akurat po bitwie i co rozegra się niebawem w otaczającej przyrodzie, lecz wieprza stanowiącego część metafizycznego gospodarstwa. Bo ostatecznie czym innym, jak nie metafizycznym gospodarstwem jest świat pokazany w Panu Tadeuszu – świat, a może raczej światy? Jak te pojęcia sprecyzować? Aby uczynić krok naprzód, wystarczy definicja najprostsza: wszystko, co jest, nazywamy światem²². Nie ma, jak się zdaje, specjalnego powodu, by przypominać o hierarchii bytów, bo nie jest ona w ujęciu Mickiewicza tak sztywna i niezmienna jak w pismach filozofów: Arystotelesa, Augustyna, Tomasza z Akwinu. Zmienia się w zależności od punktu widzenia i przenikliwości patrzącego. Ten wieprz kradnący snopy może wiedzieć i czuć dużo lepiej, niż nam się wydaje. A gwiazdy, w które patrzy Wojski, mówią znacznie więcej niż rzecz martwa, czyli nieożywiona i pozbawiona jakiejkolwiek duszy²³.

Dwoistość spojrzenia konieczna jest, rzecz jasna, podczas lektury, choć Mickiewicz często nas uwodzi, prowadzi na manowce konkretu i realistycznego piękna, a wreszcie zabiera na wędrówkę, która kończy się w prywatnym muzeum pamięci wygnańca. Kto nie chce pozostać na powierzchni, musi ruszyć w głąb albo też próbować oderwać się od ziemi, zresztą bez gwarancji, że ów trud naprawdę się opłaci²⁴. Zachowując dwoistą perspektywę, możemy już postawić pytanie, czy świat Pana Tadeusza to przestrzeń otwarta, czy raczej zamknięta²⁵. Problem tylko z pozoru banalny i oczywisty, bo jedynie ograniczając się do zbadania losów bohaterów, zachowujemy poczucie pewności. Tak, oczywiście, Soplicowo i okolice to miejsce wyjątkowe²⁶. Jasne, że istnieje Paryż, z którego przybywa Napoleon, że jest Moskwa, na którą maszerują polscy legioniści, że jest Petersburg, do którego jeździła Telimena, i jest miasto, w którym pobierał nauki Tadeusz. Są oczywiście jeszcze inne ziemie i kraje, ale jeśli ktoś w Soplicowie nie mieszka czy do Soplicowa nie powraca, to trudno o nim powiedzieć, że jest, że istnieje, że tkwi zanurzony w bycie, o czym nasz kłopotliwy gość z Fryburga wie oczywiście najlepiej i najcelniej opisałby status egzystencjalny takiej osoby.

A zatem przestrzeń zamknięta, metafizyczny zaścianek? Ależ nie, bo oto w każdej chwili widzimy, jak ów maleńki skrawek lądu otwiera się na nieskończoność, ku innym światom i ku innym ludziom, otwiera się na całe uniwersum. Aby to ujrzeć, nie trzeba wcale jeździć w dalekie kraje ani wywoływać narodowego powstania. Wystarczy włożyć kapelusz, zagwizdać na psy i ruszyć ze strzelbą na polowanie:

Bo na Litwie myśliwiec, jak okręt na morzu,

Gdzie chcesz, jaką chcesz drogą, buja po przestworzu!

Czyli jak prorok patrzy w niebo, gdzie w obłoku

Wiele jest znaków widnych strzeleckiemu oku

(II 5–8)

Ten myśliwiec zostanie za chwilę porównany do czarownika, który nasłuchuje głosu ziemi, lecz my wolimy widzieć w nim przebranego mistyka, wyruszającego na poznanie tajemnicy życia i śmierci albo może – ktoś nas w tym miejscu poprawi – tajemnicy bycia i nicości²⁷. Chciałby widzieć zwierzynę, ale jakaś nieznana siła zmusza go, by zobaczył przestwór albo „przestworza”. Zatem któż to taki? Litewski myśliwy – czy raczej Rainer Maria Rilke, który wprawdzie nie poluje, lecz także mieszka na zamkowej wieży i nosi kapelusik z piórkiem, więc ostatecznie możemy go sobie wyobrazić w stroju myśliwego, na metafizycznym polowaniu.

„Przestwór” kojarzył się zawsze Mickiewiczowi z nieskończonością, na przykład suchym oceanem w najbardziej znanym z Sonetów krymskich. A co więcej, z nieskończonością traktowaną w sposób niezbyt dosłowny, bo jej ujrzenie wymaga nie tylko dobrego wzroku, ale i oka poety. Wymaga również wyobraźni, a może i wiary, pozwalającej odkrywać znacznie więcej, dostrzegać wymiar duchowy materialnych zjawisk.

Myśliwy cieszy się zatem rozległością i bogactwem łowieckich terenów, lecz obecny w nim mistyk wędruje już ku nieskończoności. Z zaścianka bowiem widać doskonale kosmos, a choć skłaniamy się raczej ku temu, by tworzyć wokół siebie bezpieczną przestrzeń, nie tracimy przecież z oczu innych światów. Są to przeważnie obszary zamknięte, traktowane w najlepszym razie z nieufną życzliwością, dystansem, w którym mieści się zarówno serdeczna gościnność, jak i najgłębszy sceptycyzm. Nieważne w gruncie rzeczy, czy konflikt dotyczy prawa, sztuki, języka, religii czy codziennych obyczajów. Z pozycji mieszkańca innych światów myśliwy-mistyk jest anarchistą lekceważącym granice i ukazy.

Hrabia chował się w obcych krajach od dzieciństwa,

I powiada, że to jest znakiem barbarzyństwa

Polować tak jak u nas, bez żadnego względu

Na artykuły ustaw, przepisy urzędu

(II 577–580)

To swoją drogą zdumiewające, jak łatwo dumny arystokrata poddaje się represyjnym prawom i zgadza się, że „cywilizacja” to system zakazów, dozór policyjny, sądy, a w ostateczności – Sybir i knut. A co wtedy dzieje się z wolnością?

Dla historyka literatury tropiącego realia i sprawdzającego polonistyczne znaczenia Hrabia to oczywiście przedstawiciel tak nielubianej przez Mickiewicza cudzoziemskiej mody, akceptujący obce wzory, zachwycający się włoskim pejzażem i malarstwem, angielskim sposobem bycia i nawet – o zgrozo – rosyjskim porządkiem. Dla nas zaś to raczej niewtajemniczony dyletant, który, choć uważa się za znawcę polowania, nie zna zupełnie zwierząt, nie umie obserwować ich zachowań, bez przerwy popełnia mniej lub bardziej zabawne omyłki. Nawet wówczas, gdy próbuje – zwykle z marnym skutkiem – przeniknąć do wnętrza mistycznego zaścianka.

Ktoś taki jak on, mało zainteresowany metafizycznym gospodarstwem, nie zauważyłby na pewno, co robi stojący tuż obok, w zasięgu wzroku – kogut. Hrabiemu możemy wybaczyć, bo cudna dziewczyna, mniej więcej w wieku Lolity z powieści Nabokova, oczywiście bardziej rzuca się w oczy niż metafizyczny kogut, symboliczny ptak, który nie wznosząc się w powietrze, znajduje własną drogę do przestworzy.

Stanie i nieruchomie dzierżąc dziób zadarty,

I głowę grzebieniastą pochyliwszy bokiem,

Aby tym łacniej w niebo mógł celować okiem

(III 38–40)

Narrator mówi nam, że kogut wypatruje na niebie jastrzębia. Skąd jednak pewność, że nie wypatruje czegoś jeszcze – tajemnych znaków, które myśliwy, mistyczny tropiciel, rozpoznaje bez trudu? „Zwierzęta są już na tropie”²⁸ – zapewnia Rilke w pierwszej Elegii duinejskiej. Może narrator nie wypowiada wszystkiego, jak zwykli postępować mistycy, nawet w swych traktatach zawieszający głos, bo milczenie bywa bardziej wymowne od słów, a objawienia nie sposób zamknąć w księgach.

Kogut to w wielu religiach świata ptak mistyczny, w chrześcijaństwie złączony ze światłem rodzącym się w ciemnościach, przebudzeniem i odrodzeniem. Może symbolizować „światło Chrystusowe, które odnosi zwycięstwo nad potęgą ciemności”²⁹. Kto chciałby rozwinąć w tym kierunku interpretację, nie powinien przeoczyć faktu, że Hrabia został porównany do skaczącej żaby. Najpierw skacze, a potem się czołga, by podglądać Zosię karmiącą ptactwo. Skaczący i czołgający się arystokrata – zapewne w swoim eleganckim cudzoziemskim stroju! Skacze jak żaba, czołga się – dopowiedzmy to, co przemilczał poeta – jak wąż, oczywiście³⁰. Z jednej strony mistyczny kogut, badający „przestwór”, a z drugiej zwierzęta nieopuszczające ziemi, skazane na bytowanie w ziemskim prochu. Bardzo obiecujący punkt wyjścia, z którego jednak na razie nie skorzystamy, bo czeka na nas jeszcze ciekawszy temat.

Łatwo zauważyć, że przyroda w poemacie funkcjonuje w sposób niejako podwójny czy może raczej co najmniej podwójny. Jest otoczeniem człowieka, który wydaje się jej panem, a niekiedy też sługą. Pies myśliwski, kogut, wieprz kradnący snopy, drzewa w sadzie, zboże na polu i ogórki w ogrodzie istnieją dzięki wysiłkowi ludzkiemu. Nic więc dziwnego, że człowiek sprawuje nad nimi pełną, niemal absolutną kontrolę. Zgodnie z przyjętą powszechnie hierarchią królestwo ludzi znajduje się wyżej od królestwa zwierząt, bo taki porządek ustanawia już Księga Rodzaju. W Panu Tadeuszu wizja ta mocno się komplikuje. To, co poddane człowiekowi, żyje jakby na obrzeżach świata zwierzęcego. Psy i koty, ptaki domowe, nawet konie są oczywiście przejawami bytu trudnymi do zlekceważenia, ale w samym centrum królestwa zwierząt, zwanym stolicą („główna królestwa roślin i zwierząt stolica”, IV 511) mieszkają Tur, Żubr, Niedźwiedź i Ryś – wszystkie te nazwy gatunkowe zapisuje Mickiewicz dużymi literami, czego w odniesieniu do innych udomowionych zwierząt nigdy nie czyni.

Przytoczylibyśmy w tym miejscu najchętniej z osiemdziesiąt wierszy poematu, ale poprzestać musimy na zwięzłym i w miarę możności prozaicznym streszczeniu. Znajdujemy się w lesie, oczywiście ciemnym lesie, może ciemniejszym niż las Dantego, bo czy nawet w średniowiecznej, wyglądającej już renesansowego światła Florencji mógł autor Boskiej komedii zobaczyć prawdziwy las i poznać matecznik? Zatrzymujemy się, nie dochodząc do „jądra gęstwiny”³¹. Nie pójdziemy dalej, bo są tam wężowiska, głębokie jeziorka, w których mieszka diabeł, nieprzebyte bagna, gniazda szerszeni. Musimy przystanąć, bo do tej krainy nie ma wstępu nawet soplicowski mag, czyli Wojski. Ale wiadomo (a skąd wiadomo? – „wieść gminna głosi”), że za tym terytorium, przywodzącym na myśl ziemskie piekło albo infernalne wizje Swedenborga³², rozciąga się piękna, żyzna okolica.

Nikt jej wprawdzie nie widział, lecz bardzo dużo o niej wiemy, co wydaje się trochę zastanawiające. Przede wszystkim zwierzęta czują się tu bezpieczne, człowiek ich nie niepokoi, dożywają zatem późnej starości i odchodzą śmiercią naturalną. Ich byt – egzystencja, istnienie – ma jakiś cel wyższy niż zachowanie muzeum przyrody. Matecznik jest niczym arka Noego, w której Bóg postanowił zgromadzić przedstawicieli wszystkich rodzajów i gatunków („Jedna przynajmniej para chowa się dla płodu”, IV 515). Przypomina również utopię, w której zwierzęta kultywują dobre obyczaje. Nieznane jest tu prawo własności ani sztuka wojenna, nie występują spory ani waśnie, mieszkańcy owego raju położonego w środku puszczy żyją w doskonałej harmonii, ale nie tęsknią do kontaktów z ludźmi czy innymi, mniej szczęśliwymi zwierzętami.

Mickiewicz opowiada w tym momencie o czymś, czego nikt nie widział, więc powinniśmy może wybaczyć niekonsekwencje, jakich się dopuszcza. Najpierw bowiem stwierdza, że gdyby człowiek trafił do matecznika, dzikie zwierzęta nie zrobiłyby mu żadnej krzywdy i potraktowały dokładnie tak jak Adama w raju. Potem jednak dodaje, że dostępu do leśnej stolicy bronią „Trud, Trwoga i Śmierć” (IV 557) – znów zapisywane dużymi literami. A jeśli próbowałyby się tam wyprawić zwierzęta domowe, na przykład myśliwskie psy, wpadłyby natychmiast w obłęd, bo sparaliżowałby je strach.

Wszystko to trochę dziwne i wcale niełatwo poskładać z drobnych, często najzupełniej sprzecznych informacji sensowną i wiarygodną całość. Natomiast traktując mityczny przekaz najzupełniej serio, możemy mówić już nie tylko o antropomorfizacji, lecz wręcz deifikacji królestwa zwierzęcego. Tworzy ono z pewnością pełnoprawny świat, którego reguły i zwyczaje muszą respektować mieszkańcy innych światów, innych królestw, innych rajów. Przekroczenie granicy oznacza unicestwienie i dlatego los niedźwiedzia, przybysza z leśnej arkadii, który wtargnął niespodziewanie do innego świata, wydaje się przesądzony.

Co wiemy o owym niedźwiedziu? Właściwie niewiele, ale poeta chyba żartuje, przypisując mu skłonność do owsa; nawet sugestia, iż podjął on wyprawę do odległej pasieki, brzmi problematycznie. Ani razu Mickiewicz nie dopuszcza natomiast możliwości, że niedźwiedź po prostu się zabłąkał, zmylił drogę, podążył niewłaściwą ścieżką. Gra konieczności i przypadku toczy się zgodnie z ustalonymi gdzieś indziej wyrokami. Bo może niedźwiedź musi zginąć, żeby Asesor nie uzyskał przewagi nad Rejentem, by ksiądz Robak błysnął sztuką strzelecką, a Gerwazy nabrał pewnych podejrzeń co do tożsamości mnicha. A może cel jest zupełnie inny, na przykład taki:

I szła muzyka coraz szersza, coraz dalsza,

Coraz ciszsza i coraz czystsza, doskonalsza,

Aż znikła gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!

(IV 698–700)

A więc w gruncie rzeczy nieważne, czy to gra jeszcze Wojski, czy może tylko odpowiada mu echo, bo chodzi cały czas o to samo: o „przestwór”, który nam towarzyszy. I nie tylko wzrok odrywa nas od ziemi, ale także sztuka, muzyka, która dociera aż do nieba³³. Rilke wiedział, że to jeden ze sposobów, którymi posługują się ludzie wzywający aniołów i dalekiego Boga. To zresztą zaledwie sygnały, niejasna jeszcze zapowiedź spotkania. Zanim skończone, czyli byt ludzki w swoim ograniczeniu, doświadczy nieskończonego, czyli Boga, aniołów, wieczności albo nieśmiertelności, rozpoznać musi właśnie bezmiar swojej skończoności, ustalić i określić przypisane sobie granice. Taką perspektywę odsłania dla ludzkiego bytu jedynie śmierć, pewność unicestwienia.

Do tętniącego życiem Soplicowa – gdzie wszystko pięknie dojrzewa, rozkwita i owocuje, gdzie nawet spory sąsiedzkie można jakoś załagodzić, a kataklizmów historycznych uniknąć, prowadząc żywot ziemiański w duchu Reja – śmierć wnosi Jacek Soplica, czyli ksiądz Robak. Przypomnijmy, że to właśnie on – chyba nieprzypadkowo – okazuje się wdzięcznym czytelnikiem rymów księdza Baki, staropolskiego Mistrza Śmierci³⁴. To on przepowiada majorowi Płutowi śmierć, cytując makabryczne słowa poety: „dzisiaj żyjem, jutro gnijem” (IX 238). Jak pamiętamy, chodzi tu o śmierć nieco wstydliwą, choć pewnie zasłużoną i nieuchronną. Jacek niesie śmierć jeszcze w innym sensie, bo jego sumienie obciąża sprawa niezałatwiona, wina nieodpokutowana, wyrok nigdy nieuchylony. Wreszcie – i może na tym wniosku poprzestaniemy – w tej niezwykłej postaci spotykają się jakby dwa światy: zaściankowy kosmos Soplicowa i zagarniające Europę napoleońskie imperium. Trzeba porzucić szlacheckie gospodarstwo, by wybrać wolność i… śmierć, bo wszak nie ma wojny bez śmierci i wolności bez ofiar.

Ale jak mówić o śmierci w tym świecie, który skłania się ku życiu i trwaniu, z pozoru przynajmniej szczęśliwemu, choć przecież w świadomości każdego z bohaterów nie brakuje ani kłopotliwych tajemnic, ani komplikacji zatruwających myśl o przyszłości? Jakiego używać języka, gdy opowiadać pragniemy o nicości czy raczej niebycie (albo nie-byciu, jak chcą niektórzy filozofowie)? Tyle znajdziemy naokoło przejawów niezachwianej żywotności, że nicość ukazuje się nam w perspektywie niepewnej i niewyraźnej, jako trudny do zaakceptowania dysonans.

A jednak się ukazuje.

Jednym z najbardziej niesamowitych pomysłów autora Pana Tadeusza jest powiązanie ze sobą trzech śmierci: każda z nich jest gwałtowna, dramatyczna i na swój sposób konieczna. Ten tragiczny węzeł nie wydaje się wcale oczywisty nawet dla uczestników wydarzeń opisanych w poemacie. Co łączy bowiem śmierć majora Płuta, zabitego przez Gerwazego, z morderstwem Stolnika, zastrzelonego przez Jacka Soplicę, powodowanego żądzą zemsty, gnanego pychą i zranioną dumą? Są to wydarzenia niemające ze sobą wiele wspólnego, a w dodatku wyraźnie oddalone w czasie.

O ile śmierć Stolnika – niezależnie od wszystkiego, co na swą obronę potrafi przedstawić sam zabójca – stanowi tragedię rzucającą długi cień na dzieje dwóch zwaśnionych rodów, to śmierć wyjątkowo niesympatycznego, aroganckiego oficera wrogiej armii nie powinna stanowić problemu moralnego. Tak rozumuje zresztą większość zainteresowanych. Kapitan Ryków, który patrzy na śmierć okiem żołnierza, okazuje całkowite zrozumienie dla postępku Gerwazego: na wojnie zabijamy, a wreszcie przychodzi moment, gdy sami jesteśmy zabijani. Kto bije się lepiej, zachowuje życie. Kto pozwala się zabić, nie zasługuje na to, by żyć. Co dziwniejsze jednak, staropolska mądrość w osobie Podkomorzego też wydaje wyrok wielce wstrzemięźliwy: umarł major, niech odpoczywa w pokoju. Jednak widmo zamordowanego Płuta trochę niepokoi Sędziego, bo w swej wypowiedzi akcentuje on – poza religijną motywacją śmierci i umierania – także własną niewinność:

Jużci, zakończył Sędzia, był w tym palec Boży!

Lecz ja tej krwi nie winien, jam o tym nie wiedział.

(X 187–188)

W oczach czytelników Sędzia to jedna z najbardziej sympatycznych postaci Mickiewiczowskiego arcydzieła. Poważny i mądry gospodarz, nieskory na ogół do kłótni i awantur, dobry Polak, zacny szlachcic, wierny swojej wielkiej miłości sprzed lat… Skłonni jesteśmy zapomnieć o pewnych niejasnościach związanych ze zdobyciem pokaźnego majątku, o gotowości do kompromisu w sprawach – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – natury korupcyjnej. Może zatem postać to nie tyle nieskazitelna, ile raczej obdarzona pewną życiową zręcznością, talentem wychodzenia bez większego szwanku z najtrudniejszych sytuacji?

Dopiero wypowiedź Robaka uświadamia zebranym, co się właściwie stało. Zginął bezbronny „niewolnik”, zginął w następstwie aktu niepotrzebnej zemsty. Zginął, choć zginąć nie musiał.

Ale czy na pewno?

Ksiądz Robak – jak na kapłana przystało – powołuje się na etykę Chrystusa, który zabraniał mścić się i zabijać. Lecz nakaz miłości bliźniego raczej nie przyda się żołnierzowi na polu bitwy. Nie przyda się nawet konspiratorowi czy emisariuszowi zawiązującemu nici spisku zbrojnego. Każda z tych postaci zdaje sobie sprawę, jakim ryzykiem byłoby pozostawienie zaciekłego wroga przy życiu. Oczywiście Robak, który bił się pod Jeną i Somosierrą, też musi o tym wiedzieć. A jednak, potępiając czyn Gerwazego, uruchamia jakby podwójną ocenę etyczną. Zabójstwo to akt niewybaczalny, lecz Bóg może je wybaczyć, o ile popełnione zostało pro publico bono. To wyjaśnienie bardzo się podoba Gerwazemu, ale poczciwy Klucznik, który miał prawo czuć się bohaterem ocalającym szlacheckie głowy, staje się nagle… pokutującym grzesznikiem.

Jak Jacek Soplica³⁵.

Morderstwo Płuta (a zwłaszcza już uświadomienie samemu sprawcy i otoczeniu, że chodzi tu o morderstwo właśnie, a nie śmierć na polu bitwy) zmienia diametralnie sytuację Klucznika. Z bezwzględnego sędziego i potencjalnego kata w jednej osobie staje się on oskarżonym. Czy zabójstwo Płuta i zgładzenie Stolnika ważyć powinniśmy na różnych szalach? Raczej nie, o ile w każdej ofierze dostrzegamy człowieka, lichego albo wartościowego, ale jednak człowieka, któremu nie wolno odbierać Bożego daru, czyli życia.

Gerwazy nie odpowie, nie będzie się bronił. Może dlatego, że – jak zauważył Hrabia – brak mu daru wymowy. A może dlatego, że o śmierci trudno jest opowiadać, zwłaszcza w Soplicowie, gdzie wszystko tak rwie się do życia. I to w momencie, gdy nad umęczoną ziemią wschodzi napoleońska gwiazda i budzi się nadzieja na lepszą przyszłość. W takim czasie i w takim miejscu jak mówić o śmierci? Czy nie lepiej zastąpić słowo gestem?

Potem dłonie opuścił i palcami chrząsnął,

Jak gdyby tajemnicę całą z rąk wytrząsnął.

Ten ciemny gest pojęli słuchacze i stali,

Patrząc z dziwem na siebie, wzajem się badali

I posępne milczenie trwało minut kilka.

(X 180–184)

„Ciemny gest” – jakże wspaniała metafora śmierci, która żywych czyni jedynie milczącymi i biernymi obserwatorami. Cóż im pozostaje prócz jednego – pragnienia unieważnienia cudzej śmierci, zapomnienia, odkupienia, gorączkowego pogrążenia się w życiu, które jest zawsze zaprzeczeniem i eliminacją nicości? Pamięć o śmierci Stolnika zaciera mijający czas i akt przebaczenia, wizja śmierci Płuta powróci jeszcze, w najmniej stosownym momencie. Z tymi dwoma zdarzeniami można się jakoś uporać, wstępując w wartki strumień czasu teraźniejszego, który pod naporem Historii nabiera gwałtownego przyspieszenia. Co innego w przypadku śmierci trzeciej – śmierci Jacka Soplicy. Tutaj musi ona zamienić się w życie, a zwłaszcza w życie wieczne, życie świętego i męczennika.

Czy święty może być żołnierzem, uczestniczyć w bitwach, konspirować, a więc niekiedy mijać się z prawdą, snuć intrygi, wyprowadzać wroga w pole, a nawet zabijać? Mickiewicz wierzy, że te dwie role, dwie misje powierzone człowiekowi i dwa powołania, da się mimo wszystko pogodzić. Wiara czyni cuda, choć nie daje odpowiedzi na wszystkie bez wyjątku pytania…

Obraz zamykający księgę X nie pozostawia wątpliwości: jeszcze za życia, jak wynikałoby z porządku opowieści, Jacek zostaje ogłoszony świętym. Pytanie, przez kogo ogłoszony, nie ma specjalnie sensu, bo mamy do czynienia z bohaterem literackim, a nie wiernym poddanym władzy kościelnej. Znakiem świętości staje się zatem nie urzędowa kanonizacja, lecz świetlista aureola utworzona przez promienie wschodzącego właśnie nad Soplicowem słońca.

To zapewne nie przypadek, że myśl o świętości bohatera powtórzona zostaje już po wkroczeniu armii napoleońskiej i oddziałów polskich na Litwę. Dopiero wówczas dowiadujemy się o wszystkich owianych legendą wyczynach Jacka, który został odznaczony krzyżem Legii Honorowej. Orderu nie zdążył odebrać, więc zawieszono go na grobie księdza-żołnierza, a po trzech dniach przekazano do kaplicy jako wotum. Mickiewicz słowami Podkomorzego przekonuje nas, że nic złego się nie stało, że sławie dzielnego Soplicy to „nie ubliża”. Prawdopodobnie ma rację, bo ostatecznie medale i odznaczenia wymyślono dla żywych, a nie dla umarłych. Tym ostatnim należy się raczej pamięć i o to też zadbał mówca wyznaczony do kierowania pośmiertną uroczystością. Chodzi oczywiście o „dobrą” pamięć, czyli przebaczenie, a nie zapomnienie win, przy wyraźnym podkreśleniu zasług. W planie metafizycznym zaś – za sprawą działającego już zza grobu księdza Robaka przechodzimy od życia do śmierci. W tekście poematu odpowiada to drodze od grobu zmarłego wprost do biesiadnego stołu, gdzie nad dzbanem wina pochylają się ludzie wiekowi, siłą rzeczy zmierzający już do kresu swych dni.

W Panu Tadeuszu nie brak dostojnych starców, zresztą na ogół energicznych i porywczych: Podkomorzy, Gerwazy, Protazy³⁶. Z tej trójki ze śmiercią obcuje najczęściej stary Klucznik. Scyzoryk, który tak bardzo bawi mniej wprawnych czytelników poematu, jest przecież narzędziem zabijania w większym stopniu niż Sagalasówka i Sanguszówka. Zdarza się nawet, że zmienia się w katowski miecz! To właśnie Gerwazemu ukazują się duchy zmarłych – być może żądne zemsty. A już Stolnik (czy raczej widmo Stolnika) towarzyszy mu niemal tak często, jak osoba ukochanego Hrabiego, ostatniego z Horeszków.

W poemacie „jasnym”, „dziennym” i – zdaniem większości interpretatorów – radosnym, pełnym trudnego optymizmu, czuje się niejednokrotnie obecność zmarłych. Może więc Mickiewicz wcale nie pragnął stworzyć nowego arcydzieła przeciwko innemu arcydziełu i nie powinniśmy przeciwstawiać Pana Tadeusza – Dziadom, tym bardziej że autor daje nam całkiem wyraźny sygnał:

Mrok zgęstniał; reszty pańskiej wspaniałej biesiady

Leżą, podobne uczcie nocnej, gdzie na Dziady

Zgromadzić się zaklęte mają nieboszczyki.

Już na poddaszu trzykroć krzyknęły puszczyki

Jak guślarze; zdają się witać wschód miesiąca,

Którego postać oknem spadła na stół, drżąca

Niby dusza czyscowa;

(V 790–796)

Dziady w Panu Tadeuszu? – chyba nie każdy student walczący o zaliczenie z literatury romantycznej zorientuje się od razu, o który fragment chodzi³⁷. Trudności sprawia bowiem nasze przyzwyczajenie nakazujące traktować poemat niczym litewską idyllę, gdy tymczasem zawarte w nim obrazy śmierci i umierania są równie przejmujące jak analogiczne sceny w Dziadach. Niezrównany opis bitwy przyjmujemy ze zrozumieniem, a nawet entuzjazmem, bo satysfakcjonuje nas rozstrzygnięcie owej potyczki – ostatecznie nie tak często w XIX wieku opowiadano nam o klęsce Moskali. Dwudziestu trzech zabitych robi jednak wrażenie, choć, jak pamiętamy, dwadzieścia trzy to liczba magiczna w Panu Tadeuszu, więc warto traktować ją z niejakim dystansem³⁸. Jednak odcięta i zakrwawiona ręka czy trupy zmieszane z resztkami serów i serownicy, a dalej ptaki ostrzące dzioby w oczekiwaniu na ludzkie zwłoki wprowadzają do poematu ów ciemny koloryt, powagę i potęgę śmierci z całym jej okrucieństwem.

Spośród postaci biorących udział w akcji o śmierć najczęściej ocierają się (nie licząc księdza Robaka) Tadeusz i Hrabia. Ten pierwszy mógł nie tylko zginąć w niejednej bitwie czy znaleźć śmierć rozszarpany pazurami niedźwiedzia, ale nawet, nękany wyrzutami Telimeny, chciał popełnić samobójstwo! Hrabia, który może nieco przesadza, snując swe gotyckie opowieści, zapewnia nie bez satysfakcji, że uzbrojonych przestępców „mordował”, rozbrojonych zaś kazał wiązać, prowadzić za końmi, a wreszcie powiesić u stóp Etny, by stworzyli makabryczną scenerię dla krwawego wymierzania sprawiedliwości.

Mogłoby się jednak wydawać, że wraz ze śmiercią Jacka Soplicy i zakończeniem mniej czy bardziej istotnych sporów do Mickiewiczowskiej arkadii powróci upragniony spokój, a śmierć zaglądać tu będzie jedynie okazjonalnie, naturalną koleją rzeczy albo na przykład jako uboczny skutek polowania, pozwalającego wykazać się talentami myśliwskimi zarówno chartom, jak też ich właścicielom. Śmierć zająca rozszarpanego przez psy to oczywiście epizod niewiele mający wspólnego z mistyczną wizją Złotego Wieku. Wiadomo jednak, iż w ujęciu poety (podobnie jak u innych romantyków) krwawa ofiara ma zawsze swój ukryty cel.

Przyjęło się sądzić, że w księdze XII, kończącej poemat, wszelkie sprzeczności, swary i kłótnie ustępują, że w Soplicowie i na zamku, oraz w najbliższej okolicy panuje odtąd niezmącona harmonia. Nie bez powodu tytuł owej księgi brzmi Kochajmy się!, jako że tylko w atmosferze przyjaźni, miłości i wzajemnego szacunku odczuwać można całe piękno muzyki Jankiela, podziwiać arcyserwis Wojskiego, tańczyć poloneza w ślad za Podkomorzym. Wszyscy są więc szczęśliwi i wszyscy patrzą z nadzieją w przyszłość.

Wszyscy? Doprawdy?

Wszyscy piją, jedzą, wznoszą toasty, rozdają prezenty.

Nie wszyscy.

Oto bowiem pojawia się spóźniony gość i na znak, że jeść nie będzie, odwraca „talerz dnem do góry” (XII 238). Ten gość to nie byle kto – sam Maciek Dobrzyński, zwany „Kurkiem na kościele”! Mógłbym teraz odwołać się do podręczników staropolskiego savoir-vivre’u i dowieść, że ten gest był bardzo niegrzeczny, ponieważ odmowa wspólnego ucztowania to coś znacznie więcej niż manifestacja braku zaufania do soplicowskiej kuchni³⁹. W perspektywie metafizycznej takie zachowanie oznacza nie tylko oczywisty dysonans, ale i zapowiedź dalszych niepokojących wypadków: zarodek niezgody, element zła, został zasiany i wcześniej czy później da o sobie znać.

Rzeczywiście – dał o sobie znać prawie natychmiast. Maciek mąci cudowny nastrój, burząc swym kapitalnym wystąpieniem legendę napoleońską. Przestrzega, przepowiada, nawołuje do ostrożności, bo chociaż nie brak mu zapału, czuje się zmuszony ostudzić entuzjazm swoich sąsiadów:

Cesarz wielki bohater! gadać o tym wiele!

Pamiętam, że Pułascy, moi przyjaciele,

Mawiali, poglądając na Dymuryjera,

Że dla Polski polskiego trzeba bohatera,

Nie Francuza ani też Włocha, ale Piasta,

Jana albo Józefa, lub Maćka – i basta.

Wojsko! mówią, że polskie! lecz te fizyliery,

Sapery, grenadiery i kanonijery!

Więcej słychać niemieckich tytułów w tym tłumie

Niżeli narodowych! Kto to już zrozumie!

A muszą też być z wami Turki czy Tatary

Czy syzmatyki, co ni Boga, ani wiary:

Sam widziałem, kobiety w wioskach napastują,

Przechodniów odzierają, kościoły rabują!

Cesarz idzie do Moskwy! daleka to droga,

Jeśli Cesarz Jegomość wybrał się bez Boga!

Słyszałem, że już podpadł pod klątwy biskupie

(XII 380–396)

Po raz trzeci Maciek zakłóca sielankową atmosferę przy stole, z kwaśną miną spoglądając na Rejenta, który za namową Telimeny (cóż, żona, a nawet przyszła żona, zawsze wie lepiej, jak nas ubierać) włożył strój francuski. Więcej incydentów z udziałem Kurka już nie będzie, bo Maciek wychodzi – wychodzi bez pożegnania, w dodatku obrażony i zostawiając również obrażonych gości pana Sędziego⁴⁰. Teraz już nic nie powinno stanąć na przeszkodzie, by ostatnia uczta staropolska i arcypolska zapisała się jak najlepiej w pamięci uczestników, ale…

Najpierw Gerwazy w najmniej stosownych okolicznościach przywołuje cień majora Płuta⁴¹, a my oczami struchlałej wyobraźni widzimy już, jak ten krwawy upiór buszuje w kredensie, zjada zrazy, wypija poncz i chce się bawić z żywymi. Potem Klucznik ofiarowuje Scyzoryk generałowi Kniaziewiczowi, lecz ten – zamiast widzieć w nim symbol na miarę Świętego Graala – rozpoznaje z uśmiechem „miecz katowski”, następnie wysyła rapier do taborów, gdzie Scyzoryk ginie. Czy tak traktuje się narodowy, a przynajmniej sarmacki oręż?⁴² Coś tu się nie zgadza i coś zgrzyta, lecz może to już ostatni dysonans… Niestety, oto Podkomorzy jest niezadowolony z wystąpienia Maćka, młodzież szemrze, Rejent czuje się źle w cudzoziemskim przebraniu, a jeszcze Hrabia robi scenę zazdrości Telimenie i zapowiada, że zabije rywala. A co na to Telimena? Załatwia sprawę krótko pytaniem o widoki na małżeństwo. Chyba więc Rejenta nie kocha i porzuciłaby go natychmiast, gdyby Hrabia poszedł z nią do ołtarza! To już nie dysonans, to po prostu skandal. Na szczęście ostatniemu z Horeszków ani w głowie małżeńskie łańcuchy, skandalu zatem nie będzie, ani też zbrodni z miłości, jednak przyznać musimy, że wezwanie: „Kochajmy się!” nie u wszystkich znajduje wyraźny odzew⁴³.

Badaczy i czytelników dręczy i na pewno jeszcze długo dręczyć będzie pytanie o drugą część Pana Tadeusza, którą Mickiewicz zamierzał podobno napisać, i zdaniem niektórych zamiar swój częściowo zrealizował⁴⁴. Warto spojrzeć na ten niejasny i zagadkowy projekt z perspektywy metafizycznej. Poemat kończy się wieczorem, po zachodzie słońca, a szlacheckiej uczcie towarzyszy prawdziwa erupcja życiowej energii pozwalającej budować plany na przyszłość. Jednak po wieczorze nadejść musi noc – noc odwrotu napoleońskiego spod Moskwy, noc trupów zakopanych w wiecznych śniegach, żołnierzy powracających w łachmanach, z odmrożonymi rękami i nogami, noc klęski. A może jeszcze inaczej, bo przecież równie dobrze możemy wyobrazić sobie – po upływie wielu lat – starą, brzydką Zosię i niedołężnego Tadeusza. W każdym razie byłby to nieprzyjazny, mroczny świat oraz zagubiony w nim człowiek doświadczający trwogi i nicości. Czy ja wiem? Może nie warto iść tym tropem. Jest w końcu tyle innych dróg…Przypisy

¹ W. Weintraub, Poeta i prorok, Warszawa 1982, s. 312.

² M. Piechota, Od tytułu do „Epilogu”. Studia i szkice o „Panu Tadeuszu”, Katowice 2000, s. 44–45.

³ Warto przypomnieć w tym miejscu teorię o stosowanej podobno przez Mickiewicza „technice świadomych niekonsekwencji”; zob. K. Górski, Tadeusz z ręką na temblaku, w: tegoż, Z historii i teorii literatury, Wrocław 1959. Nad niezgodnością pewnych szczegółów w utworze radzi przejść do porządku dziennego Kazimierz Wyka w książce „Pan Tadeusz”. Studia o poemacie (Warszawa 1963, s. 56–59).

⁴ Jeśli wierzyć bałamutnym nieraz świadkom, podczas pisania poematu Mickiewicz znajdował się w nastroju dalekim od sentymentalnego gawędziarstwa, wręcz przeciwnie – „błyskawicował parabolami rozświecającymi głębie ducha” (J.B. Zaleski, Adam Mickiewicz podczas pisania i drukowania „Pana Tadeusza”. List do syna Adama, Paryż 1875).

⁵ J. Lechoń, O literaturze polskiej, New York 1946, s. 113, 115.

⁶ „Ukryty nurt… Być może miałem na myśli to samo mniej więcej, co wyraziłem w Ziemi Ulro, kiedy interpretowałem Pana Tadeusza jako poemat zamaskowany, w tym sensie, że to jest poemat w ukryciu metafizyczny. Że właściwie chodzi o błogosławieństwo ziemi, błogosławieństwo świata” (A. Fiut, Rozmowy z Czesławem Miłoszem, Kraków 1981, s. 120). Wbrew zapewnieniom poety w Ziemi Ulro znajdziemy co najwyżej bardzo ogólny zarys interpretacji arcydzieła Mickiewicza. Dlatego opinia, iż „dreptania profesorów polonistyki wokół tego poematu były dość patetyczne w swej nieporadności”, wydaje się mocno przesadzona; zob. Cz. Miłosz, Ziemia Ulro, Warszawa 1982, s. 134. Zob. też A. Fiut, „Pan Tadeusz” przez Miłosza na nowo odczytany, „Dekada Literacka” 1998, nr 5. Z Miłoszem polemizuje natomiast Jarosław Marek Rymkiewicz (Kilka szczegółów, Kraków 1994, s. 114–115).

⁷ J. Salamon, Cztery godziny albo zegar „Dziadów”, Kraków 1999. Tu również liczne uwagi dotyczące interpretacji Pana Tadeusza.

⁸ Z. Kępiński, Mickiewicz hermetyczny, Warszawa 1980. Zob. zwłaszcza rozdział ostatni, zatytułowany Karczma Jankiela.

⁹ Takie podejście do poematu wydaje się niektórym badaczom zbyt ryzykowne. „Trzeba tu jeszcze ostrzec tych, którzy zbyt dociekliwie takiego utajonego znaczenia – lub utajonych znaczeń – tego poematu chcieliby się doszukiwać. Nie żebym uważał, że tego robić nie należy, wręcz przeciwnie. Ale należy postępować ostrożnie. Jeśli zbyt wiele będziemy o tym gadali, to takie gadanie może ukryć przed nami, zataić najistotniejsze znaczenie Pana Tadeusza: prosty cud prostych obrazków wziętych prosto z natury” (J.M. Rymkiewicz, dz. cyt., s. 116). Zob. też Mickiewicz czyli wszystko. Z J.M. Rymkiewiczem rozmawia A. Poprawa, Warszawa 1994.

¹⁰ Sam autor próbował wielokrotnie określić status „poety” i „metafizyka” oraz charakter „poezji metafizycznej”. Zob. np. T.S. Eliot, Selected Essays, London 1933, s. 130 i passim.

¹¹ Jak się zdaje, podczas pisania Pana Tadeusza Mickiewicz czytał mało stosowne do tematu dzieła lektury – na przykład Saint-Martina i Baadera, a nawet „spieszył do dalszych części Dziadów” (M. Czapska, Szkice Mickiewiczowskie, Warszawa 1999, s. 102. Autorka kreśli barwny obraz życia poety w „Balzakowskim Paryżu”).

¹² Spośród współczesnych Mickiewiczowi na temat metafizyki wypowiadali się m.in. Jan Śniadecki (sceptycznie) i Maurycy Mochnacki (życzliwie). Ten ostatni, pisząc o narodzie polskim, stwierdzał: „Entuzjazm do szperań metafizycznych nigdy nie był jego przywarą. Z czegoż poszło, iż tak usilnie zleczyć w nas chciano tę «niemoc» mniemaną, której nie znaliśmy? Owszem, nieco więcej metafizyki w ogólnym do rzeczy naukowych usposobieniu nic by nam wcale nie zaszkodziło” (M. Mochnacki, Poezja i czyn. Wybór pism, wyb. S. Pieróg, Warszawa 1987, s. 222).

¹³ Według klasycznej definicji „istnieje nauka, która bada Byt jako taki i przysługujące mu atrybuty istotne” (Arystoteles, Metafizyka, tłum. K. Leśniak, Warszawa 1983, s. 71).

¹⁴ O edukacji filozoficznej Mickiewicza zob. J. Tretiak, Adam Mickiewicz w świetle nowych źródeł. 1815–1821, Kraków 1917, s. 204.

¹⁵ Krytyczna ocena metafizyki w dotychczasowej postaci i stworzenie fundamentów nowej filozofii to oczywiście centralny problem wszystkich najważniejszych pism Heideggera. Przynajmniej niektóre z nich możemy przeczytać po polsku. Zob. np. Czym jest metafizyka?, tłum. K. Pomian; Czym jest metafizyka. Posłowie, tłum. K. Wolicki; Przezwyciężenie metafizyki, tłum. M. Siemek. Wszystkie wymienione teksty znajdują się w wyborze esejów Heideggera Budować, mieszkać, myśleć, wyb. K. Michalski, Warszawa 1977. Zob. także inspirujące uwagi zawarte w wydanym pośmiertnie dziele Przyczynki do filozofii (z wydarzania), tłum. B. Baran, J. Mizera, Kraków 1996, s. 461–467.

¹⁶ Swoją drogą, Martin Heidegger dopiero zaczynał filozofować, gdy młodopolski autor zapewniał, że „poeta musi widzieć prawdę, własnymi rękoma musi wyrwać ją z ciemności bytu” (A. Górski, Monsalwat. Rzecz o Adamie Mickiewiczu, Warszawa 1998, s. 35).

¹⁷ Czyni to także Grażyna Tomaszewska w swej obszernej pracy Jak widzi dusza? Estetyka i metafizyka światła w „Panu Tadeuszu”, Gdańsk 2007.

¹⁸ „Cały Tadeusz jest ubóstwieniem wieprzowatości życia wiejskiego – jest tam śmiech z pojedynku na szpady, a zupełne ubóstwienie tego, który kijem swojej obrazy poszukuje” (J. Słowacki, , w: tegoż, Dzieła wszystkie, t. 15, Wrocław 1955, s. 469).

¹⁹ Wszystkie cytaty z Pana Tadeusza pochodzą z wydania: Dzieła, t. 4: Pan Tadeusz, oprac. Z.J. Nowak, wyd. 2, Warszawa 1998. Cyfra rzymska oznacza numer księgi, arabska – numer wiersza.

²⁰ Z. Kępiński, dz. cyt., s. 336–340.

²¹ Zob. J. Tomkowski, Intelektualne wojny Williama Blake’a, „Literatura na Świecie” 1989, nr 7.

²² Zob. B. Skarga, Tercet metafizyczny, Kraków 2009, s. 15.

²³ Zob. A. Niemojewski, Dawność a Mickiewicz, Warszawa 1921, s. 182–197.

²⁴ Sceptycznie wypowiada się na ten temat Jacek Trznadel: „Od metafizyki natury, tej tajemnicy, którą promował w Balladach i romansach, a potem ogólnie wyrażał w Dziadach («świat ten ma duszę»), przechodzi Mickiewicz do patriotyzmu konkretnej ziemi, wyrażanego poprzez realizm przedstawień i opisów. Kraj ten jest ukochaną ziemią rodzinną, krajem dzieciństwa, własnych przodków, ziemią własną” (J. Trznadel, Tajemnicza przyroda w „Panu Tadeuszu”?, w: Tajemnice Mickiewicza, red. M. Zielińska, Warszawa 1998, s. 171).

²⁵ „Świat poetycki Pana Tadeusza, ujęty w ciasne granice terytorialne Soplicowa i okolicy, jest zamkniętym w sobie, samowystarczalnym światem szlacheckim” (J. Kleiner, Mickiewicz, t. 2: Dzieje Konrada, cz. 2, Lublin 1998, s. 289).

²⁶ Najbardziej sumiennym i niestrudzonym poszukiwaczem śladów Soplicowa w realnej i historycznej rzeczywistości był oczywiście Leonard Podhorski-Okołów (Realia Mickiewiczowskie, Warszawa 1999, s. 300–310).

²⁷ „Człowiek Mickiewicza bądź jest zakorzeniony w tajemnicy, bądź dąży do takiego zakorzenienia, utraconego i poszukiwanego. To dążenie świadczy o pragnieniu związku z czymś, co anuluje doświadczenie przygodności” (M. Kuziak, Mickiewicz: antropologia w kontekście mistyki – mistyka w kontekście antropologii, w: Mickiewicz mistyczny, red. A. Fabianowski, E. Hoffmann-Piotrowska, Warszawa 2005, s. 338).

²⁸ R.M. Rilke, Poezje, tłum. M. Jastrun, wyd. 2, Kraków 1987, s. 185.

²⁹ D. Forstner OSB, Świat symboliki chrześcijańskiej, tłum. W. Zakrzewska, P. Pachciarek, R. Turzyński, Warszawa 1990, s. 236.

³⁰ Por. H. Biegeleisen, „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza. Studium eseistyczno-literackie, Warszawa 1884, s. 84. Badacz jest zdania, że w ten sposób poeta Hrabiego po prostu ośmiesza.

³¹ Jak wiadomo, podczas pisania Pana Tadeusza Mickiewicz poprawiał i przerabiał wiersze innego poety, Stefana Garczyńskiego. W korespondencji namawiał go nie tylko do zmian językowych, ale i do opuszczenia zakończenia utworu, trochę zaskakująco argumentując, że po takim zabiegu „zostałaby się treść ciemna i tym interesowniejsza” (A. Mickiewicz, List do Stefana Garczyńskiego z 12 stycznia 1833 r., w: Dzieła, t. 15: Listy 1830–1841, cz. 2, oprac. M. Dernałowicz, E. Jaworska, M. Zielińska, Warszawa 2003, s. 187). Zob. też J. Kleiner, dz. cyt., s. 186–192.

³² Zob. np. E. Swedenborg, O Niebie i jego cudach również o Piekle według tego, co słyszano i widziano, Londyn 1880, s. 415.

³³ Cytując ten sam fragment, Stanisław Pigoń dopatrzył się w poemacie pewnych akcentów gnostyckich czy też metafizycznych: „stwierdzamy, że w końcowych zwłaszcza częściach Pana Tadeusza wydźwięka także nuta moralno-religijnej wzniosłości, wywodząca się z przeświadczenia poety o zwycięstwie dobra nad złem, Boga nad szatanem” (S. Pigoń, „Pan Tadeusz”. Wzrost, wielkość i sława, Warszawa 1999, s. 277).

³⁴ Mimo wszystko – jak zapewnia badacz tej problematyki – „romantyzm okazał się obojętny czy raczej zamknięty na inspirację Bakowską” (A. Nawarecki, Czarny karnawał. „Uwagi śmierci niechybnej” księdza Baki – poetyka tekstu i paradoksy recepcji, Wrocław 1991, s. 205).

³⁵ O wyższości moralnej Jacka nad pełnym nienawiści Gerwazym pisze trochę dyskusyjnie Kleiner, wyraźnie sympatyzujący z nawróconym grzesznikiem (dz. cyt., s. 308–310).

³⁶ Może należałoby dodać do tej trójki Jankiela, zgadzając się z sugestią, iż „Pan Tadeusz w osobie Jankiela objawia nie tylko swój wymiar patriotyczny, ale przede wszystkim metafizyczny” (A. Fabianowski, Żyd realny – Żyd mistyczny, w: Mickiewicz mistyczny, s. 408).

³⁷ Na przeżycia religijne poety z lat trzydziestych i czterdziestych można spojrzeć jako na proces duchowy w miarę jednolity, zapewniający „Mickiewiczowski optymizm i aktywizm”; zob. E. Hoffmann-Piotrowska, „Święte awantury…”: orto- i heterodoksje Adama Mickiewicza, Warszawa 2014, s. 269.

³⁸ Dwadzieścia trzy zrazy mieli zjeść przed bitwą Płut i Ryków, dwadzieścia trzy rany odniósł pan Pociej, któremu Maciek Dobrzyński uratował życie. Liczba dwadzieścia trzy ma być podobno „czynnikiem tajemniczego wzrostu sił”. Tak sądzi przynajmniej Andrzej Niemojewski (dz. cyt., s. 67).

³⁹ O szczególnym znaczeniu biesiady traktowanej jako historyczny rytuał i utrwalony w tradycji wątek literacki pisze Mieczysław Giergielewicz (Gastronomia Mickiewicza i jej rodowód literacki, w: tegoż, Studia i spotkania literackie, Warszawa 1983, s. 72–73).

⁴⁰ Dosyć wzruszająca w dążeniu do pogodzenia wszystkich sprzeczności wydaje się interpretacja znakomitego znawcy poematu: „Wszak-ci poeta sam umyślnie zmącił go dysonansem Maćka, patriarchy rodu, wyrażającego najgłębszą moralną świadomość zaścianka, a więc przedstawiciela rdzenia polskiej tradycji patriotycznej, po prostu rzecznika sumienia narodowego” (S. Pigoń, dz. cyt., s. 274).

⁴¹ A słowa pro publico bono uzasadniające zamordowanie majora pobrzmiewają w poemacie „niczym złe echo” (K. Wyka, dz. cyt., s. 249).

⁴² Z całym okrucieństwem badacza rozmiłowanego w filozofii materializmu dialektycznego objaśnia tę zagadkę Kazimierz Wyka: „Co się stało ze Scyzorykiem, chociaż towarzyszyły mu niezwykłe przygody i chwała, nietrudno dociec: zginął w rupieciarni, którą po sobie historia pozostawia” (dz. cyt., s. 243).

⁴³ „Optymizm nie musi płynąć z zamykania oczu na cienie bolesne. Kto wniknie w jego podstawę, ujrzy może silną świadomość wszystkiego, co mroczne – tylko zwyciężoną przez miłość i mądrość i przez wielką energię żywotną” (J. Kleiner, dz. cyt., s. 555). Opinia ta, niezwykle subiektywna i dosyć problematyczna w odniesieniu do tekstu poematu, zrobiła zawrotną karierę wśród badaczy Pana Tadeusza.

⁴⁴ Problem należy chyba uznać za ciągle żywy, a nawet intrygujący dla badaczy. Zob. np. M. Szargot, Koniec baśni, w: „Pan Tadeusz” i jego dziedzictwo. Recepcja, red. B. Dopart, Kraków 2006.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: