Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

15 stuleci - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

15 stuleci - ebook

„Najlepiej sprzedający się polski malarz”, „najpopularniejszy polski malarz swego pokolenia”, „najbardziej rozpoznawalny na świecie polski artysta” – media przyzwyczaiły nas, że po nazwisku Sasnal zazwyczaj następuje jakieś „naj”. Jest znany, a popularność i ceny, które kolekcjonerzy są skłonni płacić za jego obrazy, coraz częściej przesłaniają jego samego, zamykając go w szczerozłotej szufladzie z nazwą „gwiazdor polskiego malarstwa”.

W rozmowie z Jakubem Banasiakiem Wilhelm Sasnal nie daje się zamknąć w żadnej szufladzie. Odżegnuje się od etykietki dyżurnego popbanalisty czy artysty pokoleniowego, opowiada nie tylko o całej swojej drodze twórczej – od krakowskiej ASP do ostatniego filmu Słońce, to słońce mnie oślepiło – ale także burzy narosłe wokół swego wizerunku mity. Mówi o inspiracjach, o tym, co jest dla niego najważniejsze w tworzeniu, ale także o tym, co go mierzi we współczesnej kulturze. Z jego odważnych, często kontrowersyjnych refleksji wyłania się postać humanisty i dojrzałego, społecznie zaangażowanego artysty, który ani przez chwilę nie osiadł na laurach.

Wilhelm Sasnal (ur. 1972) – malarz, rysownik, filmowiec i twórca komiksów. Jego prace były pokazywane podczas wielu wystaw indywidualnych i grupowych: 31 Bienal de São Paolo (2014), Haus Der Kunst w Monachium (2012), Whitechapel Gallery w Londynie (2011/12), 55th Carnegie International (Carnegie Museum of Art, Pittsburgh, 2008), Kunsthalle Zürich w Zürichu (2003). Wspólnie z żoną Anką wyreżyserował cztery filmy pełnometrażowe: „Słońce, to słońce mnie oślepiło” (2016), „Huba” (2013), „Aleksander” (2013) oraz „Z daleka widok jest piękny” (2011). Mieszka i pracuje w Krakowie.

Kategoria: Kino i Teatr
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8049-512-8
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Już w księgarniach:

Jacek Kleyff Rozmowa

Dariusz Zaborek Czesałam ciepłe króliki.
Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską

Katarzyna Kubisiowska Rak po polsku.
Rozmowa z Justyną Pronobis-Szczylik i Cezarym Szczylikiem

Paweł Smoleński Szcze ne wmerła i nie umrze.
Rozmowa z Jurijem Andruchowyczem

Katarzyna Bielas, Jacek Szczerba Pamiętam, że było gorąco.
Rozmowa z Tadeuszem Konwickim

Marcin Rotkiewicz Mózg i błazen.
Rozmowa z Jerzym Vetulanim

Olga Święcicka Mnie nie ma.
Rozmowa z Maciejem Nowakiem

Małgorzata Czyńska Moje królestwo.
Rozmowa z Edwardem Dwurnikiem

Następna książka w serii:

Irena Cieślińska Pani inżynier od życia.
Rozmowa z Magdaleną FikusZakłady Azotowe jak sklepy cynamonowe Mościce

W twojej twórczości, nie tylko malarskiej, ale także filmowej, jedną z głównych ról odgrywają Mościce – miejsce, w którym się wychowywałeś, twoje Macondo. Mościce to jeden z największych projektów gospodarczych Drugiej Rzeczypospolitej, wybudowane od podstaw miasto zorganizowane wokół Państwowej Fabryki Związków Azotowych, obecnie dzielnica Tarnowa. Właściwie co w tym fascynującego?

No tak, Zakłady Azotowe jak sklepy cynamonowe. Coś w tym jest.

Ale co?

Mówiąc najprościej, dzięki Mościcom zrozumiałem, kim jestem i skąd się wziąłem. Wychowywałem się z babcią, która była dla mnie właściwie babcią-mamą.

Co się stało z rodzicami?

Nic. Po prostu kiedy dostali przydział na mieszkanie w bloku w Tarnowie, oddali mnie do babci, do Mościc. To był 1976 rok. Miałem cztery lata.

To nieco dziwne… Jak to odebrałeś?

Wtedy wydawało mi się to neutralne, choć takie nie było.

Jak często widywałeś się z rodzicami?

Z mamą prawie codziennie, z tatą rzadziej. On pracował jako inżynier w Zakładach Azotowych, a mama w Energopolu, też dużej firmie państwowej.

Z mamą, Jastrzębia Góra 1976

Jak wspominasz dzieciństwo u boku babci?

Jako bardzo szczęśliwe. Byłem wychuchanym dzieckiem, babcia miała tylko mnie. To dzięki niej poznałem historię całej rodziny, co z kolei pozwoliło mi się określić pod względem społecznym, a może nawet klasowym.

To znaczy?

Jestem potomkiem niewolników, chłopów pańszczyźnianych. Mój prapradziadek Wiktor Sasnal wyrwał się z zależności pańszczyźnianej: jeszcze jako chłopak został stangretem, a później, po zniesieniu pańszczyzny, założył własny interes, czyli to musiała być połowa XIX wieku. Wiktor Sasnal trudnił się handlem obwoźnym, ale i lichwą. Tato powtarzał mi: „Nie chwal się nigdy, że był lichwiarzem”, ponieważ uważał to za wstydliwą sprawę. Ja tego nie łapałem, bo nie znałem nawet tego słowa. Syn Wiktora, Jędrzej Sasnal, mój pradziadek, wrócił na rolę, znowu do jakiegoś pana. Natomiast syn Jędrzeja, czyli ojciec mojego ojca, a mój dziadek Jan, uwolnił się z folwarcznej zależności. Kiedy był jeszcze na folwarku, często się zdarzało, że pan wypłacał pensję nie w gotówce, tylko w przeciętych kartach do gry, na których wypisywał odpowiedni nominał. Płaciło się tymi kartami w sklepie, a pan regulował później należność u właściciela. Dziadek podrabiał te karty, i to bardzo skutecznie, bo nigdy nie został na tym przyłapany – a przynajmniej nic o tym nie wiadomo. Mój ojciec mówi, że jeżeli gdzieś w rodzinie szukać talentu plastycznego, to u dziadka, właśnie ze względu na te karty. Później dziadek opuścił folwark i jeszcze przed wojną pracował w fabryce zegarków w Niemczech. Tam poznał swoją przyszłą żonę, czyli moją babcię ze strony ojca. Jej rodzina również nie posiadała żadnej ziemi, miała natomiast piach, handlowała więc piachem – takim na budowę. Moi dziadkowie nie należeli do biedoty, ale z pewnością nie byli też dobrze sytuowani. Później zamieszkali w Proszowicach, miasteczku pod Krakowem, gdzie dziadek został zegarmistrzem. Mógł to zrobić dzięki doświadczeniu zdobytemu w fabryce zegarków, początkowo jednak miał inny pomysł na życie. Mianowicie, wracając z Niemiec, wiózł ze sobą dwa projektory filmowe i masę filmów. Chciał założyć w kraju kino obwoźne. To wszystko jednak zabrali mu na granicy polscy celnicy, bez żadnego pokwitowania. Po prostu go okradli. To było gdzieś w 1930 roku. Stąd wzięła się nienawiść dziadka do sanacji. Potem doszło do tego nastawienie antysemickie, bo kiedy dziadek otworzył już ten zakład zegarmistrzowski w Proszowicach, to dwa inne otworzyli Żydzi, co rzekomo nie pozwoliło mu się dorobić. Często słyszałem ten argument przy rodzinnym stole.

Z którą babcią mieszkałeś: ze strony matki czy ojca?

Matki. Jeżeli chodzi o rodzinę ze strony mamy, to ojciec dziadka był kowalem, a ojciec babci stangretem, tak jak prapradziadek ze strony ojca. Ten pierwszy jednak pracował dla kogoś, a drugi już nie – jeździł własną bryczką. Dziadkowie, jak wielu innych, przyjechali do Mościc za chlebem. Wtedy wszyscy wiedzieli, że pod Tarnowem pobudowano wielkie zakłady państwowe, że jest praca. Dziadek był tokarzem, babcia pracowała w domu. Przyjechali z bratem dziadka, kierowcą. To było tuż przed wojną, w 1937, może 1938 roku.

Rodzina Sasnalów, lata trzydzieste XX wieku

Mościce miały być ziemią obiecaną: praca, dobre warunki mieszkaniowe, edukacja, tereny zielone. Dyrektorem Zakładów Azotowych był Eugeniusz Kwiatkowski, którego portret zresztą ­namalowałeś. Jak przedwojenne Mościce wspominali twoi dziadkowie?

Nie naoglądali się ich zbyt długo, bo zaraz wybuchła wojna. Wiem jednak, jak oceniali samą Drugą Rzeczpospolitą.

Jak?

Nigdy nie słyszałem, by babcia mówiła, że była wielka, wspaniała, a za komuny jest strasznie. Często zwracała mi uwagę na przedwojenną nędzę. Moi dziadkowie trafili w Mościcach do baraków dla robotników. W murowanych domach mieszkali inżynierowie. Podobne historie opowiadała kobieta, która przywoziła nam jajka z jednej z podtarnowskich wsi. Ona również sporo mówiła o przedwojennej nędzy i wtedy babcia dołączała się do tych opowieści. Wspominała też dużo o dziadku. Na tyle dużo, że czuję, jakbym go znał. Jedna z historii krążących w mojej rodzinie jest o tym, że dziadek, który był bardzo zręcznym rzemieślnikiem, zrobił sobie pistolet. Nie wiem, czy to prawda, ale żyłem tą historią całe dzieciństwo – w domu babci stała zamknięta na klucz szafka i byłem przekonany, że trzymano go właśnie tam. Ale gdy babcia kiedyś ją otworzyła, okazało się, że znajdowały się w niej tylko projekty racjonalizatorskie dziadka pisane do Azotów. Babcia powiedziała mi też, że dziadek trzymał w portfelu kawałek sznura wisielca.

Skąd go miał?

Kiedy leżał w szpitalu, przywieźli faceta, który się powiesił. Sznur wisielca miał przynosić szczęście, więc pacjenci i lekarze po prostu podzielili go między siebie. I dziadek trzymał swój kawałek w portfelu, był biało-zielony. Przede wszystkim jednak nasłuchałem się o tym, że dziadek był niesamowicie pracowity i to ta historia jest moim mitem założycielskim.

Znój?

Właśnie. Dziadek nigdy nie opuścił ani jednego dnia pracy – chyba że był naprawdę obłożnie chory. Praca była dla niego wszystkim. Przepracował w Azotach czterdzieści lat. Był też szalenie bezinteresowny, robił dla ludzi wiele rzeczy za darmo. W mojej rodzinie zawsze mówiło się o tym trochę tak, jakby dziadek był… może nie frajerem, ale naiwniakiem. Tato wspomina go z dużym pobłażaniem, tę jego naiwność. Tymczasem on był przedwojennym PPS-owcem, szczerym socjalistą. Czyli odwrotnie niż dziadek ze strony ojca. Był też fachowcem na granicy artyzmu. Gdy poznał moją babcię, zrobił dla niej zapalniczkę. To bardzo piękny przedmiot, toczony, z grawerunkiem.

Pierwsza z lewej Maria Styś (siostra mamy), drugi z prawej (w tle) Edward Styś (dziadek), Kołobrzeg 1956

Dziadek bez skaz?

Próbuję ich szukać, drapać ten pomnik pozytywisty. Mama mówiła mi, że pozwalał sobie na wycieczki antysemickie, co wydaje mi się dziwne, bo najlepsza przyjaciółka mojej babci sprzed wojny, niejaka Ada, była Żydówką. Zginęła podczas wojny wraz z całą rodziną. No i był alkohol. Dziadek jeździł na motorze, wypuszczał się z kumplami na tak zwane rajdy, po całej Polsce, w związku z czym często przesiadywał w garażu. I tam chlał. Wiesz, nie mam żadnych fantazji dotyczących samochodów, to mnie kompletnie nie interesuje, ale chciałbym mieć taki motor, jakim jeździł mój dziadek – ariel, angielski. Może kiedyś sprawię sobie taki prezent.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: