Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

50 zdań, które ułatwią ci życie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

50 zdań, które ułatwią ci życie - ebook

Ta książka pozwoli ci zaoszczędzić czas. Mnóstwo czasu, który zapewne tracisz na wyjaśnianie nieporozumień, upieranie się przy swoim zdaniu lub dyskusje prowadzące do niepotrzebnych dram.

O tym, kto mnie złości, nadal decyduję ja. Wolałbym ci tego nie obiecywać. Doskonale pana rozumiem i chcę czegoś innego.

Co dają ci te zdania? Wolność. Pewność siebie. Czas.

Zdarzyło ci się kiedyś powiedzieć „tak”, myśląc „nie”? Złożyłeś komuś obietnicę, o której potem zapomniałeś? Może lepiej byłoby powiedzieć: „Wolałbym ci tego nie obiecywać”? Zbyt wiele miłych rozmów rozbiło się o zdanie: „Rzuciłem to ot tak”. Niejednemu z nas zepsuło ono dzień czy urlop.

Twoje życie ma stać się łatwiejsze!

Ta książka to gwarancja osiągnięcia tego wspaniałego, niezależnego od sytuacji uczucia zwanego pewnością siebie. Dzięki niej nauczysz się skutecznie stawiać granice i jasno komunikować innym, o co ci chodzi. Dowiesz się, jak osiągnąć samoprzywództwo.

Te 50 prostych zdań to drogowskaz do łatwiejszego życia. Karin Kuschik dała mi niesamowicie potężne narzędzie do walki o bycie rozumianą i spokój. Praca nad samoświadomością, pewnością siebie i stawianiem granic stała się jeszcze prostsza!

Dagmara Hicks, @

KARIN KUSCHIK jest mówczynią i coachem biznesowym, od ponad dwudziestu lat doradza czołowym przedsiębiorcom oraz celebrytom. Była też asystentką reżysera i występowała w wielu filmach. Propaguje mindfulness i jogę, a także podróżowanie jako sposób poznawania świata. W wolnym czasie pisze teksty piosenek. Słowem: kobieta orkiestra.

Niedawno moja klientka posłużyła się na uroczystości rodzinnej jednym z najprostszych i najkrótszych zdań zawartych w tej książce i pierwszy raz naprawdę postawiła na swoim – ku zdumieniu wszystkich obecnych. Komentarz, który jej to umożliwił, to proste i zwięzłe: „Mówiłam już”. Dwa niepozorne słówka, niewinny duet, który może wprowadzić sporo zamieszania. Zależało mi na uzyskaniu takiego efektu i stworzeniu narzędzi łatwych w użyciu i skutecznych w działaniu. Czy istnieje lepsza kombinacja?

Jeśli masz ochotę od tej pory spokojnie i jasno stawiać granice, przede wszystkim zwróć uwagę na intonację. Kieruj się przy tym zasadą form over substance. Jeśli zdołasz opanować formę, czyli brzmieć jak osoba odprężona, ale – rzecz jasna – lekko zaskoczona, twój przekaz dotrze na sto procent. „Czuję, że to leży poza moimi kompetencjami”. Po prostu wypowiedz to zdanie, pozwól mu oddziaływać [...]. Wypowiadanie klarownych zdań w taki sposób, by brzmiały jak rzucone od niechcenia, nada ci aurę pewności siebie, a to wywoła zdziwienie. Daj się więc zaskoczyć reakcją rozmówcy – może być nawet oniemiały – i zachowaj opanowanie. To uspokoi nie tylko ciebie, ale też wszystkich pozostałych. Przypuszczam, że w ten sposób szybko wyjaśnisz temat. Co daje ci to zdanie? Jasność. Szacunek. Czas.

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-738-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Ta książka pozwoli ci zaoszczędzić czas. Czas, który zapewne straciłbyś na wyjaśnianiu nieporozumień, upieraniu się przy swoim zdaniu czy rozmowach ze sobą – w każdym razie na chodzeniu okrężnymi drogami, które często prowadzą prosto do kłopotów. Zawiera ona krótkie zdania o dużej skuteczności. Mogą one ułatwić ci życie, gdyż każde stanowi zachętę do większej szczerości, jasności, wyraźnego samoprzywództwa i jeszcze większej autentyczności.

Wystarczy, że do używanego przez siebie słownictwa wprowadzisz choćby pięć spośród tych pięćdziesięciu wypowiedzi, a z dużą dozą prawdopodobieństwa odmienisz swoje życie, nie tylko w relacjach z innymi, ale też ze swoim wnętrzem – w końcu miło jest wypadać korzystnie także przed sobą.

Niektóre z propozycji zabrzmią radykalnie wyzwalająco, inne z pewnością wydadzą się mało spektakularne albo wręcz banalne. Możesz śmiało myśleć, że używanie tych zdań będzie dla ciebie bułką z masłem – dokładnie taki przyświeca mi cel. To twoje życie ma się stać łatwiejsze.

Niedawno moja klientka posłużyła się na uroczystości rodzinnej jednym z najprostszych i najkrótszych zdań zawartych w tej książce i pierwszy raz naprawdę postawiła na swoim – ku zdumieniu wszystkich obecnych. Komentarz, który jej to umożliwił, to proste i zwięzłe: „Mówiłam już”. Dwa niepozorne słówka, niewinny duet, który może wprowadzić sporo zamieszania. Zależało mi na uzyskaniu takiego efektu i stworzeniu narzędzi łatwych w użyciu i skutecznych w działaniu. Czy istnieje lepsza kombinacja?

Ta książka przyda się zwłaszcza osobom, które chciałyby zyskać jasność, szacunek i umiejętność stawiania granic – lata pracy w charakterze coacha nauczyły mnie, że niemal wszystko zasadza się właśnie na tych kwestiach. Nieważne, z jaką sprawą zwracali się do mnie klienci, ostatecznie sprowadzała się ona do jednego z tych tematów albo do wszystkich trzech naraz. W związku z tym każda opisana tutaj historia dotyczy jednego i tego samego: samoprzywództwa. Jeśli ktoś interesuje się rozwojem osobistym, automatycznie bierze pod uwagę – świadomie lub nie – także ogólnie rozumiany temat przewodzenia: zarządzania podwładnymi, kierowania swoimi relacjami (w tym małżeńską), prowadzenia rozmów albo właśnie przewodzenia sobie. Samoprzywództwo, czego jestem pewna, stanowi warunek zmniejszenia wpływu ego i zwiększenia oddziaływania „ja”. Stanowi też gwarancję osiągnięcia tego wspaniałego, subtelnego, niezależnego od okoliczności uczucia szczęścia – zwanego pewnością siebie.

Możesz wplatać te zdania do rozmów, możesz za ich pomocą zapobiegać kłótniom albo też wysyłać je jako komunikaty do swojego wnętrza. Niektóre wyrażenia dają najlepszy efekt w rozmowie ze sobą, kiedy to przypominają, o co tak naprawdę chodzi.

Z żalem stwierdzam, że w większości jesteśmy gigantami wiedzy i karzełkami praktyki, dlatego właśnie od zawsze postuluję tworzenie skrótów, które pozwalają szybko, rzetelnie i na luzie wcielić wiedzę teoretyczną w życie. Taką funkcję ma pełnić także ta książka.

„To było takie proste, faktycznie poszło jak z płatka!” – to dla mnie najwspanialsza pochwała. Właśnie tak ma być. Dlatego też w rozdziale _Apel_ podsuwam kilka praktycznych porad pozwalających ci w każdej chwili przywołać te zdania, które zechcesz zapamiętać. To ważne, ponieważ tego cudownie kojącego uczucia, które pojawia się w chwili, gdy ogarnia nas pewność siebie, doznamy tylko wtedy, gdy będziemy mieć coś w małym palcu. Gdy stworzymy zasób skutecznych retorycznych gotowców, po które możemy w każdej chwili sięgnąć.

Uwielbiam _storytelling_, podobnie jak anegdoty, dlatego w każdym rozdziale zanurzam się w prawdziwej historii i opowiadam o tym, skąd się wzięło dane zdanie, w jakiej sytuacji jest ono na wagę złota i komu ułatwiło życie. Tak więc historie opisane w tej książce są prawdziwe i zarazem nieprawdziwe, ponieważ zmyśliłam wszystkie imiona i nazwiska, pozamieniałam nazwy miast, branże i miejsca. Powstał szalony miks, w którym nawet przedstawione osoby nie powinny się rozpoznać. Zachowanie poufności postawiłam sobie za punkt honoru.

Może zastanowi cię, dlaczego w tytułach rozdziałów zmieniam sposób zwracania się do rozmówcy, raz stosując formę grzecznościową, a już za chwilę formę „ty”. Na pierwszy rzut oka panuje tu niekonsekwencja. Specjalnie posłużyłam się tym zabiegiem, gdyż proponowane przeze mnie zdania przydadzą ci się we wszelkich sytuacjach życiowych: zarówno w sferze osobistej, jak i zawodowej. Możesz ich używać w rozmowie z nieznajomymi, ale też ze swoimi klientami, przyjaciółmi i dziećmi. Jako że zapewne nie zwracasz się do szefa po imieniu ani do swojej córki per „pani”, zetkniesz się z barwnym miszmaszem.

Swoją drogą, skonstruowałam książkę tak, aby czytelnik miał absolutną dowolność w sposobie jej czytania. Zrezygnowałam z układu chronologicznego. Każdy rozdział to zamknięta całość, można więc szaleć do woli i skakać po jej stronach, posuwać się linearnie, cofać taśmę i przewijać ją do przodu – wszystkie chwyty dozwolone. Niektórzy najpierw przeanalizują spis treści i znajdą zdanie, które przemawia do nich najbardziej, inni uznają to za zawracanie głowy i zrobią jak zawsze: zaczną od pierwszej strony, a skończą na ostatniej – bądź co bądź jest to książka. Postrzegam ją jednak także jako skarbnicę konkretnych rozwiązań w określonych sytuacjach, toteż zależy mi na jednym: wiedz, że możesz ją czytać wybiórczo, na przykład wyszukać rozdział, który brzmi obiecująco w kontekście zbliżającej się nazajutrz rozmowy, i od razu wcielić go w życie. Możesz też zdać się na przypadek, otworzyć książkę na chybił trafił i rozpocząć lekturę w dowolnym miejscu. W dobie _finger food_ oferuję ci drobne przekąski. Spożycie każdej z nich zajmuje nie więcej niż dziesięć minut. Niezależnie od tego, na co się zdecydujesz, życzę ci miłej lektury.

Na koniec garść uwag na temat języka. Zależy mi na potoczystości stylu. Sama najchętniej czytam książki napisane z pewną swadą. Co oczywiste, również jako autorka nie zaproponuję niczego, co utrudniałoby czytanie mnie samej, nawet jeśli miałoby się to dziać kosztem politycznej poprawności. Z pewnością domyślasz się, do czego zmierzam – mianowicie do kwestii języka neutralnego płciowo. Jako osoba otwarta i traktująca innych z szacunkiem, uważam za oczywistość, że zawsze mam na myśli wszystkich, zwłaszcza że sama jestem kobietą. Chcąc dochować zasad poprawności zapisu, powinnam także iść z duchem czasów. Pomimo to świadomie tego zaniechałam. Wolałabym nie pisać książki naszpikowanej „klientami i klientkami” czy też „osobami czytającymi”. Budzi to mój opór. Nie chodzi mi o kwestię jako taką czy ogólnie stosunek do niej, po prostu kłóci się to z moim wyczuciem językowym. Coś się we mnie burzy. Liczę więc na twoją tolerancję względem używanych przeze mnie słów i już teraz mam nadzieję, że każdy poczuje się ich adresatem – nawet bez gwiazdki, ukośnika czy iksa. W każdym razie serdecznie zachęcam do lektury, ponieważ zawsze mam na myśli wszystkich – i z pewnością także ciebie.1

O TYM, KTO MNIE ZŁOŚCI, NADAL DECYDUJĘ JA

Atmosfera na poddaszu berlińskiego studia nagrań jest gorąca. Menadżer sławnej piosenkarki wrzeszczy na producenta, ten mu się odszczekuje, a sama gwiazdka muzyki pop stoi pośrodku, sącząc latte macchiato i puszczając kółka papierosowego dymu. Uczestniczę w tym wydarzeniu jako autorka tekstów i kiedy pod wrażeniem jej postawy pytam, jak jej się udaje zachować spokój w tym chaosie, ona uśmiecha się obojętnie i tylko wzrusza ramionami:

– O tym, kto mnie złości, nadal decyduję ja.

Wyrazy szacunku! Tego bym się po niej nie spodziewała. Wspaniałe zdanie! „O tym, kto mnie złości, nadal decyduję ja”?! Oczywiście, natychmiast umieszczam je w swoim repertuarze. Od tej pory to zdanie nieraz cudownie ułatwiło życie zarówno mnie, jak i setkom moich klientów.

„To, co nas złości w złości, to fakt, że szkodzimy sobie, a inni nic nie zyskują” – miał stwierdzić Kurt Tucholsky. Podoba mi się ta myśl, bo rzeczywiście złość to całkiem bezsensowna emocja, która nie prowadzi do niczego z wyjątkiem jeszcze większej złości. Podobnie jak radość przyciąga radość, a wątpliwości wywołują dalsze wątpliwości, tak złość karmi się właśnie złością. Denerwowanie się nie ma więc najmniejszego sensu. Spróbuj jednak powiedzieć to komuś, kto zaraz ma stracić panowanie, bo został zawstydzony przy innych, bo wszystko bierze do siebie albo z byle powodu czuje się obiektem ataku. Z pewnością nikt w takiej sytuacji nie powie: „Ach, to takie mądre zdanie, wobec tego natychmiast przestaję się złościć. No i wielkie dzięki za poradę!”.

Jest faktem, że sama wiedza czy świadomość niezmiernie rzadko prowadzą do zmiany zachowania, ta bowiem następuje zawsze dzięki nowemu nastawieniu. Moje pierwsze zdanie ma dla ciebie taką wielką moc, bo nie jest narzędziem retorycznym, lecz wyraża właśnie nastawienie, pewną postawę. Jak możemy dokonać tej zmiany? Dokonuje się ona, gdy to, co pojmujemy rozumem, porusza też nasze emocje, gdy coś, co nami wstrząsa, wywołuje też nieodpartą chęć przeżycia czegoś nowego. Tylko dostatecznie silna motywacja pozwala nam podjąć nagłą decyzję. A potem faktycznie wszystko staje się już łatwiejsze.

Dorastając we Frankfurcie nad Menem, zewsząd słyszałam powtarzane jak mantra typowe dla moich rodzinnych stron powiedzenie: „Zanim się zdenerwuję, wolę się w ogóle nie przejąć”. Taka postawa jest bardzo pożyteczna, ponieważ oprócz oczywistego upodobania do świętego spokoju wyraża przede wszystkim jedno: wewnątrzsterowność. Oznacza to, że wprawdzie traktujemy problemy z powagą, ale nie na tyle dużą, by przekazać władzę nad naszymi uczuciami komuś innemu. Dlaczego mielibyśmy ją przekazywać, a na dodatek jeszcze komuś, kto nas denerwuje? I dlaczego mielibyśmy chcieć, by ktoś inny decydował za nas, w którym momencie jak się czujemy? Czy też o tym, że wieczorem leżymy w łóżku, przewracając się z boku na bok, bo mamy gonitwę myśli i piszemy w głowie setki e-maili, odrzucając jeden za drugim?

Wszystko to nie ma sensu, psuje nam nastrój i kradnie cenny czas dany nam w życiu, a przecież to powszechne zjawisko. Nie bójmy się uświadomić sobie jego skali: energia, którą ludzie na całym świecie zużywają każdego dnia na złoszczenie się na innych, prawdopodobnie wystarczyłaby do oświetlenia całych miast. Tak już jest, że każda sprawa staje się w dwójnasób męcząca, kiedy się z jej powodu złościmy, i w trójnasób uciążliwa, kiedy złościmy się na to, że się złościmy. Wyzbądźmy się, proszę, przynajmniej tych nieadekwatnych do sytuacji sposobów reagowania.

Jak tego dokonać? Czy to nie zależy od typu osobowości? Na szczęście nie. Wzburzenie i złość wynikają z zaniechania, z braku decyzji. Zwłaszcza jeśli jesteś kimś, kto lubi sam decydować o sobie, dla kogo liczą się wolność i odpowiedzialność, zdanie będące tytułem tego rozdziału może się okazać wprost bezcenne i łatwiejsze w użyciu, niż mogłoby się z początku wydawać. Musisz sobie po prostu zdać sprawę, że ulegasz złudzeniu, gdy myślisz, że o twoim samopoczuciu w danym momencie decydują okoliczności. W rzeczywistości wszystko zależy i zawsze zależało od twojego indywidualnego sposobu reagowania na czynniki zewnętrzne. Podejmując mocne postanowienie, że odtąd samodzielnie będziesz decydować o tym, kto i co może cię zezłościć, stawiasz pierwszy ważny krok na drodze do pewności siebie.

Możesz spokojnie zawrzeć ze sobą umowę, na mocy której ta nowa mantra „O tym, kto mnie złości, nadal decyduję ja” przeniknie do twojego systemu jako, powiedzmy, szum tła. Jeśli widzisz jej sens dzisiaj, ale już jutro wspomnienie o niej zacznie blaknąć, niestety na nic się ona nie zda. Po prostu ustal, że przy pierwszej nadarzającej się okazji, gdy zauważysz wzbierające w tobie wzburzenie, powstrzymasz się z reakcją. Najpierw zrób głęboki wydech, a przy wdechu przypomnij sobie twoje nowo poznane zdanie. Dopiero wtedy zdecyduj, czy się zezłościć, czy nie. Jeśli nie masz na to ochoty, możesz zareagować na przykład tak: „Niejedno mogę powiedzieć, ale tak się składa, że wolę się trzymać meritum”. Albo: „Nie mam ochoty się denerwować. Akurat w tej chwili zbytnio mnie to męczy. Pozostańmy przy temacie”. Albo: „Aha, to ciekawe. I jak mamy postąpić dalej? Proponuję wymyślić coś konstruktywnego”.

W istocie to prawie obojętne, co powiesz. Naprawdę. Jestem przekonana, że kolejna superformułka niczego nie zmieni, chociaż wielu moich klientów z początku twardo się temu sprzeciwia. Z doświadczenia wiem, że skuteczna deeskalacja konfliktu zależy od postawy, do której się odwołujemy przed zareagowaniem. Jeśli jest ona właściwa, na przykład: „zostanę przy sobie”, nie ma żadnego znaczenia, czy wyrażamy się bardzo wyrafinowanie, czy bardzo prosto. Równie dobrze możesz nic nie mówić. Jeśli jednak dopuścisz do tego, że cała uwaga skupi się na wzburzeniu, żadne sformułowanie – choćby nie wiem jak wymyślne – nie przyniesie dobrego rezultatu.

A gdyby twój rozmówca mimo wszystko miał w to brnąć i dalej cię zaczepiać, właśnie dlatego, że nic cię nie rusza? Na przykład mówiąc: „Co tak milczysz?” albo: „Co, nie dasz się sprowokować?”. Wtedy zawsze jeszcze możesz wygodnie się oprzeć, uśmiechnąć, w myślach wydmuchać kilka kółek dymu i rzucić: „Och, wiesz co? O tym, kto mnie złości, nadal decyduję ja”.

Co daje ci to zdanie?

Pewność siebie. Spokojne sumienie. Czas.2

NIE ROBIĘ TEGO PRZECIWKO TOBIE, ROBIĘ TO DLA SIEBIE

Katja kipi gniewem. Siada, ciska swoją torebkę na żółte krzesło obok i wali prosto z mostu:

– Muszę spuścić parę. To się stało wczoraj wieczorem.

I już się toczy opowieść. O tym, jak po całym dniu wytężonej pracy wróciła do domu, umordowana, i że od wielu godzin marzyła o jednym: długiej, gorącej kąpieli. Tak się głupio złożyło, że akurat tego wieczoru jej facet zebrał się i kupił bilety do kina. Tom zazwyczaj nic takiego nie robi, na co Katja zresztą dość często narzekała. Grząski grunt.

– Okropnie żałuję, ale po prostu marzy mi się gorąca kąpiel. Dziś już nie wykrzeszę z siebie energii – mówi Katja zdecydowanym głosem, nastawiona na cel.

– Co? Kąpać możesz się codziennie! Już zapłaciłem za bilety! – Tom nie dowierza, że Katja serio napuszcza wodę do wanny. Idzie za nią do łazienki i widzi, jak partnerka sypie ogromną porcję niebieskiej soli do kąpieli.

– Ekstra, teraz jeszcze sprawiasz, że źle się z tym czuję! – wrzeszczy Katja wprost w strumień wody i czuje, że kilka kropel pryska jej do oczu.

– Ja niby? Kto komu spaprał wieczór? I to akurat wtedy, gdy ten jeden raz chcę ci zrobić niespodziankę!

Prask! Trzaśnięcie drzwiami. Głupio wyszło.

Przypuszczam, że zetknęliście się już z zarzutami typu: „Kiedy to robisz, czuję się podle” albo „Przez ciebie jest mi teraz źle”. Jasne, w trakcie eskalacji konfliktu prawdopodobnie naprawdę wierzymy, że tak jest – z uczuciami się nie dyskutuje. Lecz gdy emocje już ostygną, powinniśmy sobie uświadomić, że to raczej mało możliwe. W jaki sposób ktoś miałby wpłynąć na pogorszenie naszego samopoczucia? Czy nie mamy prawa wtrącić słówka? Ba, czy nie do nas należy ostatnie słowo? Czy to nie my samodzielnie wytwarzamy emocje?

Powyższe pytania brzmią jak pytania sugestywne i takie są. Jako trenerka jestem głęboko przekonana, że to my decydujemy o tym, jak się czujemy – to poniekąd mój obowiązek zawodowy. Czy postrzegasz tę kwestię tak samo, czy może raczej wijesz się już jak piskorz? To, w co wierzymy, zależy w dużej mierze od naszej tolerancji na stres, doświadczeń, które kształtują nasz światopogląd, oraz od poczucia własnej wartości. Tak przy okazji, jeszcze raz wielkie dzięki dla branży przebojów muzycznych za zdanie „O tym, kto mnie złości, nadal decyduję ja” – pasuje ono i do tej sytuacji.

W kontekście wieczoru wannowo-kinowego chciałabym jednak zaproponować inne zdanie, podobnie skuteczne i zdecydowanie bardziej analityczne: „Nie robię tego przeciwko tobie, robię to dla siebie”. To ważne rozróżnienie. Dzięki niemu zdołasz wyznaczyć wyraźną granicę między sobą i innymi. Linię demarkacyjną, której niestety często się nie dostrzega, przez co szybko dochodzi do nadużyć we wzajemnych relacjach. A stąd już tylko rzut kamieniem do rozmytego pola insynuacji. Wystarczy się na nim znaleźć i już mylimy „ja” z „ty”, zamiar ze skutkiem, prawdę z postrzeganiem. Powstaje piorunująca mieszanka i na tym etapie nie można już dokonać rozgraniczeń. Gdzie kończę się ja i gdzie zaczyna się ten drugi albo ta druga? Kto potrafi to precyzyjnie stwierdzić?

– Wybierzesz się ze mną do kina?

– Wolę zostać w domu.

– No to mi spaprałaś wieczór!

Ta krótka wymiana ciosów jest tylko jedną z opcji przeżycia tego wieczoru. Weźmy inny wariant:

– Masz ochotę na kino?

– Jaka szkoda, bo właśnie dziś w ogóle mi to nie pasuje. Jestem wyżęta i przez cały dzień marzyłam o kąpieli w wannie.

– Ekstra, akurat wtedy, gdy ten jeden raz kupuję bilety. No bo kupiłem.

– Okropnie głupio wyszło. Naprawdę mi przykro. Jednak to mi zrobi najlepiej. Dzięki za dobre chęci.

– Naprawdę chcesz mi to zrobić?

– Jak to „zrobić”? Nie robię tego przeciwko tobie, robię to dla siebie. To kolosalna różnica.

Scena w łazience mogłaby się rozegrać również w taki sposób. Oczywiście, jeśli Tom nadal koniecznie chce się czuć ofiarą ataku – w porządku, niech i tak będzie. Wzburzenie jest dobrowolne. Jednak jego dziewczyna może zakończyć tę rozmowę ze spokojnym sumieniem. Ono też jest dobrowolne.

Staraj się jak najczęściej uświadamiać sobie, że istnieje znacząca różnica, czy ktoś robi coś przeciwko tobie, czy po prostu dla siebie. Warto przyjrzeć się temu bliżej, zanim po raz kolejny ogarnie cię wzburzenie. Dzięki temu sprytnie unikniesz wielu niepotrzebnych sporów, w zależności od temperamentu toczonych ze sobą albo z kimś innym.

„Nie robię tego przeciwko tobie, robię to dla siebie”. Gorąco polecam to zdanie wszystkim: zarówno chcącym je w przyszłości wygłosić, aby jasno wyznaczyć granice, jak i tym, którzy mogą się nauczyć słyszeć je w taki sposób. Z doświadczenia wiem, że zwłaszcza dla ludzi, którzy dotychczas mieli skłonność do brania wszystkiego do siebie, szczególną wartość może mieć myśl, że jakieś zdanie może nie być wymierzone w nich.

Jeśli ta myśl przemawia do ciebie i jeśli uważasz, że zawiera ona dawkę energii, którą wolisz swobodnie rozporządzać, możesz przeskoczyć bezpośrednio do zdania siedemnastego lub czterdziestego drugiego. One również dotyczą sztuki wyznaczania granic. „Myślę, że to twoja sprawa” oraz „Wolę tego nie brać do siebie”. Obydwa mogą działać tak samo uwalniająco jak to, po które od tego wieczoru w łazience Katja sięgała raz po raz, z dobrym skutkiem.

A jeśli się zdarzy, że to ty odbierzesz coś jako atak? Wówczas po prostu wyobraź sobie, że twój rozmówca oświadczył, iż jego decyzja nie ma z tobą absolutnie nic wspólnego. Dokładnie w myśl zdania „Nie robię tego przeciwko tobie, robię to dla siebie”. Przypuszczalnie zdołasz je przyjąć o wiele łatwiej.

Co daje ci to zdanie?

Jasność. Zrozumienie. Harmonię.3

PRZEPRASZAM

Jakie łatwe byłoby życie, gdyby każdy użytkownik języka wypowiadał na zawołanie trzy najważniejsze słowa, umieszczane w słowniczku we wszystkich przewodnikach tuż za „dzień dobry”: dziękuję, proszę, przepraszam. Nawet kompletne nogi z języków obcych zwykle opanowują te trzy zwroty grzecznościowe podczas urlopu za granicą. Ale we własnym języku? Wydaje się, że na co dzień często im ich brakuje.

Ostatnio w sklepie spożywczym. Mężczyzna pcha wózek w stronę kas, czytając przy tym listę zakupów, i z impetem uderza w ścięgno Achillesa kobiety, która czeka w kolejce. Kobieta wydaje jęk bólu, mężczyzna cofa z przestrachem wózek. Ona łapie się za łydkę, on zaś się obrusza: „No co? Przecież założyłem okulary do czytania!”. Z punktu widzenia psychologii zachowań robienie zakupów należy do bardzo ciekawych czynności.

W tym samym sklepie. Stojąc przed automatem do zwrotu butelek, ze zdumieniem słyszę wypowiedź, z którą zetknęłam się już kilka razy, ty być może też. Kobieta, która najwyraźniej rozmyśliła się w ostatnim momencie, robi kilka kroków do tyłu, wpada na inną kobietę i mówi: „No co pani?”. Druga odpowiada: „Niech pani uważa!”. Na co pierwsza: „Przecież nie mam oczu z tyłu głowy!”. Zdanie to nieodmiennie budzi moją fascynację. Przecież właśnie dlatego, że żadna istota ludzka nie posiada oczu w rejonie potylicy, nie zaszkodzi się odwrócić, zanim zrobimy krok wstecz. Aby w tej sytuacji obwinić kogoś o to, że się z nim zderzyliśmy, najpierw trzeba wpaść na taki pomysł.

Dlaczego impuls do usprawiedliwiania się dominuje nad potrzebą przeproszenia? Czy nie powinno być na odwrót? W każdym razie przepraszanie nie wydaje się wrodzonym, odziedziczonym po przodkach zachowaniem człowieka. Ostatnio uświadomiłam sobie, że ta forma ekspresji nie u wszystkich pojawia się odruchowo. Niektórzy już samą myśl o przepraszaniu uważają za niedorzeczność. Z pewnością zależy to także od doświadczeń, jakie mieliśmy z tym słowem w dzieciństwie.

„Masz mi natychmiast tam pójść i przeprosić tego chłopca! Tak się nie robi. Podajcie sobie ręce na zgodę!” – usłyszałam niedawno matkę, która strofowała swojego smyka na placu zabaw. A kiedy ten z wyglądu czterolatek wbijał wzrok w ziemię i przemagał się, by to powiedzieć, padła kolejna komenda: „A teraz spójrzcie na siebie i żeby mi to wyszło szczerze! Jak brzmi magiczne słowo?”. Cóż, myślę sobie, że wychowanie wychowaniu nierówne: wtłaczanie do głowy zamiast uwrażliwiania. I nagle przestaje mnie dziwić, że mężczyzna w okularach do czytania zapomniał dodać szarmancko: „Och, przepraszam! Bardzo panią zabolało? Szalenie mi przykro”.

Jasne, że możemy mówić w danym języku, tylko jeśli się go kiedyś nauczyliśmy. Mimo to uważałam i nadal uważam, że wleczenie za sobą zaniedbań z dzieciństwa i używanie ich jako stałej wymówki w dorosłości są zwyczajnym wygodnictwem. Nikt nas wtedy nie nauczył, jak się kogoś przeprasza? Wielka szkoda. Postarajmy się sami nauczyć tego dzisiaj – chyba się da, w końcu człowiek ciągle się czegoś uczy. Przychodzi mi na myśl zdanie: „Nigdy nie jest za późno na szczęśliwe dzieciństwo”. Już sam tytuł książki Bena Furmana* brzmi dla mnie cudownie kojąco i obiecująco. Mówi nam w skrócie, że zawsze da się nadrobić zaległości.

Jeśli należysz do tych, którym z trudem przychodzi przepraszanie, być może zmotywuje cię świadomość, że na przeprosinach to ty możesz zyskać najbardziej. Po niemiecku słowo „przepraszam”, czyli _Entschuldigung_, pochodzi od czasownika _sich entschuldigen_, czyli w dosłownym tłumaczeniu „odwinić się”, zdjąć z siebie winę, którą zapewne odczuwa się jako ciężar. To naturalnie przynosi ulgę. Co bardziej dociekliwi mogą wtrącić, że „odwinić” może nas tylko ktoś inny. My sami musimy „prze-prosić”, czyli prosić o przebaczenie (po niemiecku: _um Verzeihung bitten_). Zgoda. Niemniej jednak słówka _Entschuldigung_ używa większość ludzi, tak więc trzymajmy się tego. Wszystko jedno, czy jesteś „odwiniaczem”, czy „przepraszaczką”, w jednym i drugim wypadku poczujesz coś uwalniającego. W ten sposób okazujemy zrozumienie, żal albo też chęć naprawienia szkody. Po prostu wypowiadajmy to słowo częściej i na odwrót – przyjmujmy przeprosiny, zamiast zbywać je gotowymi formułkami typu „nie szkodzi”, „nie przejmuj się” lub „nie ma za co”.

Niektórzy zmierzają do przeprosin naokoło. Wolą oddać głos kwiatom albo kupić drogą biżuterię. W warstwie językowej musi wystarczyć wyduszone z trudem: „To za wczoraj”. Oczywiście, lepszy rydz niż nic, błyskotka może zresztą nastrajać łagodnie, bez dwóch zdań. Nie zmienia to jednak faktu, że obdarowującemu łatwiej byłoby spojrzeć sobie w twarz w lustrze, gdyby się przemógł i dobrał odpowiednie słowa.

Jedna z moich klientek – powiedzmy, że ma na imię Ute – przez całe lata dostawała w ramach przeprosin prezenty, przy czym dla jej męża odkrycie frazy „to za wczoraj” graniczyłoby z objawieniem. Przyznając się do winy, zazwyczaj nie wznosił się aż na ten poziom. Po kolejnym wybryku zwykł mamrotać pod nosem: „No, wiesz za co…”. Tak też można. Któregoś dnia Ute zniknęła. Na zawsze. Wyniosła się w ciągu jednej nocy. Wszystkie naszyjniki, bransoletki i pierścionki zostawiła przy wyprowadzce.

Oczywiście nie od razu musimy się wyprowadzać, tylko dlatego że nasz partner nie potrafi przeskoczyć własnego cienia. Co więc mamy zrobić, gdy doznajemy niesprawiedliwości, czujemy się zranieni i liczymy na przeprosiny, których inni za nic w świecie nie chcą wypowiedzieć? Bywa tak często, na przykład wtedy, gdy ktoś nie rozumie swojego złego postępku albo gdy nie pozwala mu na to upór, albo gdy chęć posiadania racji przeważa nad odwagą przyznania się do winy. Brak przeprosin doprowadza niektórych do szału. Jak należy wówczas reagować?

Oto mój pomysł: pozwól, by zdanie, które za chwilę przeczytasz, osiadło głęboko w tobie, bo według mnie ma ono moc natychmiastowego łagodzenia naszej roszczeniowej postawy: „Życie stanie się łatwiejsze, gdy przyjmiemy przeprosiny, których nam nikt nigdy nie złożył”.

Co daje ci to zdanie?

Ulgę. Jasność. Spokojne sumienie.

* Tyt. oryg.: _Es ist nie zu spät, eine glückliche Kindheit zu haben_. Wszystkie przypisy pod tekstem pochodzą od tłumacza.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: