Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

After 2. Już nie wiem, kim bez ciebie jestem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

After 2. Już nie wiem, kim bez ciebie jestem - ebook

Życie Tessy można podzielić na to, co zdarzyło się przed poznaniem Hardina i na to, co zdarzyło się później.

Kiedy wydawało się już, że ich związek wkracza na nowy poziom, Tessa dowiaduje się, co naprawdę kierowało Hardinem na początku ich znajomości. Takiego okrucieństwa Tessa nie może wybaczyć nawet jemu. Aby zapomnieć o Hardinie, rzuca się w wir pracy. Ale Hardin nie ma zamiaru się poddać…

Czy Tessa jest w stanie wybaczyć Hardinowi? I – co ważniejsze – czy Hardin jest w stanie się zmienić?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-2732-3
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Hardin

Nie czuję lodowatego betonu pod stopami ani padającego na mnie śniegu. Czuję tylko dziurę, która została wyrwana w mojej piersi. Klęczę bezsilnie, patrząc, jak Zed wyjeżdża z parkingu z Tessą na siedzeniu pasażera.

Nie mógłbym sobie tego wyobrazić – nawet w najbardziej popieprzonych snach nie zdarzyło się, żebym czuł aż taki ból. Żądło utraty, tak to podobno nazywają. Nie miałem nikogo, o kogo bym mógł się troszczyć – nigdy nie czułem potrzeby, by kogoś mieć, sprawić, że jest całkowicie mój, nie chciałem trzymać się nikogo tak kurczowo. Ta panika – całkowita i zupełna, pieprzona panika na myśl o tym, że ją straciłem – nie była zaplanowana. Nic z tego nie było zaplanowane. Miało być bezproblemowo: przespać się z nią, zdobyć pieniądze i prawo do chwalenia się przed Zedem. Łatwizna. Tyle że tak się nie stało. Zamiast tego ta nosząca długie spódnice blondynka, która obsesyjnie spisuje długie listy rzeczy do zrobienia, wślizgnęła się do mojej duszy, aż powoli zacząłem się w niej zakochiwać tak bardzo, że sam nie mogłem w to uwierzyć. Nie miałem pojęcia, jak bardzo ją kocham, aż do chwili, kiedy zacząłem rzygać do zlewu po tym, jak pokazałem moim pojebanym znajomym dowód na to, że skradłem jej dziewictwo.

Nie mogłem tego znieść, nie mogłem tego znieść ani przez chwilę… ale się nie zatrzymałem.

Wygrałem zakład, ale straciłem jedyną rzecz, która kiedykolwiek mnie uszczęśliwiała. Razem z nią straciłem też każdy gram dobroci, którą pozwoliła mi w sobie zobaczyć. Podczas gdy stopniały śnieg wsiąka w moje ubrania, chcę winić mojego ojca za to, że przekazał mi swoje uzależnienie; chcę winić moją mamę za to, że została z nim zbyt długo i pozwoliła zrobić ze mnie takie pojebane dziecko; chcę winić Tessę za to, że w ogóle się do mnie odezwała. Cholera, mam ochotę winić wszystkich dookoła.

Ale nie mogę. To wszystko przeze mnie. Zniszczyłem ją i to, co mieliśmy.

Ale zrobię, co będzie trzeba, żeby naprawić swoje błędy.

Dokąd ona teraz jedzie? Czy zdołam ją kiedykolwiek odnaleźć?ROZDZIAŁ PIERWSZY

Tessa

– Trwało to dłużej niż miesiąc – szlocham, gdy Zed kończy wyjaśniać okoliczności zakładu. Zaczyna mnie mdlić, więc zamykam oczy, licząc, że to przyniesie mi ulgę.

– Wiem. Wciąż wymyślał jakieś wymówki i prosił o więcej czasu, a w końcu obniżył stawkę, którą miał dostać. To było dziwne. Wszyscy myśleliśmy, że po prostu uparł się, żeby wygrać, że chciał nam wszystkim coś udowodnić, ale teraz już rozumiem, o co chodziło. – Zed milknie na chwilę i przygląda mi się uważnie. – Mówił tylko o tym. Wtedy, tego dnia, kiedy zaprosiłem cię do kina, odwaliło mu. Po tym jak podrzucił cię z powrotem do akademika, ostro się na mnie wkurzył i powiedział, że mam się trzymać od ciebie z daleka. Ale ja tylko się roześmiałem, bo myślałem, że się upił.

– Czy… czy powiedział ci o tym, co się wydarzyło przy strumieniu? I o… innych sprawach? – Zadając to pytanie, wstrzymuję oddech. Współczucie, które widzę w jego oczach, wystarcza mi za odpowiedź. – O mój Boże. – Ukrywam twarz w dłoniach.

– Powiedział nam wszystko… Absolutnie wszystko… – mówi cicho.

W milczeniu wyłączam telefon. Nie przestał wibrować, od czasu kiedy wyszłam z baru. On nie ma prawa do mnie dzwonić.

– W którym akademiku teraz mieszkasz? – pyta Zed, a ja uświadamiam sobie, że dojechaliśmy w okolice kampusu.

– Nie mieszkam w akademiku. Hardin i ja… – Ledwo udaje mi się dokończyć zdanie. – Przekonał mnie, żebym się wprowadziła do niego… zaledwie tydzień temu.

– No co ty! – sapie Zed.

– To prawda. Jest zupełnie pozbawiony… jest po p-prostu… – jąkam się, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów, by opisać jego okrucieństwo.

– Nie wiedziałem, że sprawy zaszły tak daleko. Kiedy zobaczyliśmy… no wiesz, dowód… myślałem, że wszystko wróci do normy i że będzie się spotykał co noc z inną laską. Ale wtedy zniknął. Prawie w ogóle się z nami nie zadawał, aż do tego wieczoru, kiedy pojawił się w dokach i próbował nakłonić mnie i Jace’a, żebyśmy nic ci nie mówili. Zaoferował Jace’owi górę forsy w zamian za milczenie.

– Forsy? – pytam. Hardin nie mógł już upaść niżej. Wnętrze ciężarówki Zeda wydaje mi się coraz ciaśniejsze, w miarę jak wychodzą na jaw kolejne obrzydliwe szczegóły.

– No… Jace oczywiście tylko się roześmiał i powiedział Hardinowi, że nie puści pary z ust.

– Ale ty mu tego nie obiecałeś? – pytam, przypominając sobie rozbite kłykcie Hardina i twarz Zeda.

– Nie do końca… Powiedziałem mu, że jeśli sam ci wszystkiego nie powie, ja to zrobię. Jak widać, ten pomysł mu się nie spodobał – mówi, wskazując dłonią na swoją twarz. – Jeśli to cię pocieszy, naprawdę myślę, że jemu na tobie zależy.

– Nie zależy. A nawet jeśli, to i tak bez znaczenia – odpowiadam i opieram głowę o szybę.

Hardin informował przyjaciół o każdym naszym pocałunku i dotknięciu – wystawiał wszystkie nasze wspólne chwile na widok publiczny. Moje najintymniejsze chwile. Moje jedyne chwile intymności wcale nie należą do mnie.

– Chcesz, żebyśmy pojechali do mojego mieszkania? Nie chcę być bezczelny ani nie proponuję niczego obleśnego. Po prostu mam kanapę, mogłabyś tam spać, dopóki… nie dojdziesz do siebie – proponuje Zed.

– Nie. Nie, dziękuję. Ale może mogłabym skorzystać z twojego telefonu? Muszę zadzwonić do Landona.

Zed kiwa głową w kierunku leżącego na desce rozdzielczej telefonu i na chwilę moje myśli odpływają – mimowolnie zastanawiam się, jak potoczyłoby się to wszystko, gdybym po ognisku nie zostawiła Zeda dla Hardina. Nie popełniłabym wtedy tych wszystkich błędów.

Landon odbiera po drugim dzwonku i, tak jak się tego spodziewałam, mówi, żebym natychmiast do niego wpadła. Oczywiście nie powiedziałam mu jeszcze, o co chodzi – po prostu jest aż tak uprzejmy. Podaję Zedowi adres Landona, a on milczy przez prawie całą drogę na drugą stronę miasta.

– Zemści się na mnie za to, że nie zabrałem cię prosto do niego – mówi w końcu.

– Przeprosiłabym za to, że brałam udział w tym wszystkim… ale sami jesteście sobie winni – odpowiadam szczerze.

Tak naprawdę trochę mi żal Zeda, bo wierzę, że miał znacznie lepsze intencje niż Hardin, ale moje rany są zbyt świeże, żebym w ogóle brała to w tej chwili pod uwagę.

– Wiem.

– Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała, dzwoń – proponuje, a ja kiwam głową, po czym wysiadam z samochodu.

Widzę, jak w zimnym powietrzu mój oddech zamienia się w kłęby pary. Nie czuję jednak chłodu. Nic nie czuję.

Landon jest moim jedynym przyjacielem, ale mieszka w domu ojca Hardina. Nie umyka mi ironia tej sytuacji.

– Naprawdę zaczęło się robić zimno – mówi Landon i zagarnia mnie do środka. – Gdzie twój płaszcz? – gani mnie żartobliwie, a potem wzdryga się, kiedy wchodzę do jasnego pokoju. – Co się stało? Co on ci zrobił?

Rozglądam się dookoła w nadziei, że Kena i Karen nie ma na dole.

– To oczywiste, co? – Ocieram łzy.

Landon przytula mnie, a ja znów ocieram łzy. Nie mam już siły – ani fizycznej, ani emocjonalnej – żeby płakać. To mnie przerasta. Całkowicie mnie przerasta.

Przyjaciel podaje mi szklankę wody i mówi:

– Idź na górę, do swojego pokoju.

Udaje mi się uśmiechnąć, ale kiedy docieram do szczytu schodów, jakiś perwersyjny instynkt prowadzi mnie w kierunku drzwi pokoju Hardina. Gdy sobie to uświadamiam, ból wzbiera we mnie jeszcze bardziej i grozi przebiciem się przez granicę obojętności, więc szybko odwracam się i idę do pokoju po drugiej stronie korytarza. Otwieram drzwi i palą mnie wspomnienia chwil, gdy biegłam w nocy do pokoju Hardina, słysząc, jak krzyczy przez sen. Niezgrabnie siadam na łóżku w „moim pokoju”, niepewna, co robić dalej.

Landon dołącza do mnie kilka minut później. Siada obok – na tyle blisko, żeby wyrazić troskę, ale jednocześnie zachowuje dystans, okazując w ten sposób szacunek, jak to ma w zwyczaju.

– Chcesz o tym pogadać? – pyta życzliwie.

Kiwam głową. Mimo że powtarzanie całej historii boli jeszcze bardziej niż dowiadywanie się o niej, to, że opowiadam o wszystkim Landonowi, sprawia, że robi mi się lżej mi na sercu. Poza tym dobrze jest wiedzieć, że przynajmniej jedna osoba nie miała pojęcia o moim upokorzeniu.

Landon, słuchając mnie, siedzi nieruchomo jak kamień – do tego stopnia, że nie umiem zgadnąć, co myśli. Chcę wiedzieć, jak to wpływa na jego postrzeganie przyrodniego brata. I mnie. Ale kiedy kończę, natychmiast podskakuje, pełen wściekłej energii.

– Nie wierzę, że to zrobił! Co, do cholery, jest z nim nie tak! Już myślałem, że staje się niemal… przyzwoity… a on wyrabia… coś takiego?! To przecież chore! Nie wierzę, że mógł to zrobić akurat tobie! Dlaczego miałby zniszczyć jedyny wartościowy związek w swoim życiu?

Kiedy tylko Landon kończy mówić, nagle odwraca głowę.

I wtedy ja też je słyszę – kroki kogoś wbiegającego po schodach. Nie zwykłe stąpanie, ale gorączkowe walenie ciężkich buciorów o drewniane stopnie.

– On tu jest – mówimy jednocześnie i przez ułamek sekundy serio rozważam schowanie się w szafie.

Landon patrzy na mnie bardzo dorośle i poważnie.

– Chcesz się z nim widzieć?

Gwałtownie potrząsam głową, a Landon wstaje, żeby zamknąć drzwi. W tej samej chwili głos Hardina przeszywa mnie na wylot.

– Tessa!

Dokładnie w momencie kiedy Landon wyciąga rękę, Hardin wbiega przez drzwi, mijając go. Zatrzymuje się na środku pokoju, a ja wstaję z łóżka. Nieprzyzwyczajony do takich sytuacji Landon zamiera na chwilę zaszokowany.

– Tessa, dzięki Bogu. Dzięki Bogu, jesteś tu. – Hardin wzdycha i przeczesuje dłońmi włosy.

Serce pęka mi z bólu na jego widok, więc odwracam głowę, skupiając wzrok na ścianie.

– Tessa, kochanie. Musisz mnie posłuchać. Proszę, tylko…

Milcząc, ruszam w jego kierunku. Jego oczy rozświetlają się nadzieją i wyciąga do mnie ręce, ale kiedy przechodzę obok niego, widzę, że nadzieja w nim gaśnie.

I dobrze.

– Porozmawiaj ze mną – błaga.

Ale potrząsam głową i staję przy Landonie.

– Nie. Nigdy już nie będę z tobą rozmawiać! – krzyczę.

– Nie myślisz tak… – Podchodzi bliżej.

– Zabieraj łapy! – wrzeszczę, gdy chwyta mnie za rękę.

Landon wstępuje pomiędzy nas i kładzie dłoń na ramieniu Hardina.

– Musisz stąd wyjść.

Szczęki Hardina zaciskają się, kiedy spogląda to na mnie, to na brata.

– Landon, lepiej spieprzaj mi z drogi – ostrzega.

Ale Landon nie ustępuje – znam Hardina wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że rozważa, czy warto teraz, na moich oczach, uderzyć brata.

Najwyraźniej postanowił tego nie robić, bo wziął tylko głęboki oddech.

– Proszę… daj nam chwilę – mówi, usiłując zachować spokój.

Landon spogląda na mnie i widzi mój błagalny wzrok. Odwraca się do Hardina.

– Ona nie chce z tobą rozmawiać.

– Nie będziesz mi, kurwa, mówił, czego ona chce! – krzyczy Hardin i uderza pięścią w regipsową ścianę, zostawiając w niej popękane wgniecenie.

Odskakuję i znów zaczynam płakać. Nie teraz, nie teraz – powtarzam sobie cicho, próbując kontrolować emocje.

– Wyjdź, Hardin! – krzyczy Landon dokładnie w chwili, gdy przy drzwiach pojawiają się Ken i Karen.

O nie, trzeba było tu nie przyjeżdżać.

– Co tu się, do diabła, dzieje? – pyta Ken.

Nikt nic nie mówi. Karen spogląda na mnie ze współczuciem, a Ken powtarza pytanie.

Hardin wbija wzrok w ojca.

– Próbuję porozmawiać z Tessą, a Landon nie chce zająć się swoimi cholernymi sprawami.

Ken spogląda na Landona, a potem na mnie.

– Co zrobiłeś, Hardin? – Jego ton zmienił się z zaniepokojonego na… rozgniewany? Nie do końca mogę go rozgryźć.

– Nic! Kurwa mać! – Hardin unosi ręce.

– Wszystko zepsuł, oto, co zrobił! A teraz Tessa nie ma dokąd iść – oznajmia Landon.

Chcę się odezwać, ale nie mam pojęcia, co powiedzieć.

– Ona ma gdzie iść, może wrócić do domu. Tam jest jej miejsce… ze mną – mówi Hardin.

– Oszukiwał Tessę przez cały czas. Robił jej niewyobrażalne rzeczy! – wyrzuca z siebie Landon, a Karen podchodzi do mnie, ze zdziwienia z trudem łapiąc powietrze.

Kurczę się w oczach. Nigdy nie czułam się tak naga i mała. Nie chciałam, żeby Ken i Karen wiedzieli… ale może i na jedno wyjdzie, skoro po dzisiejszym wieczorze z pewnością nie będą chcieli mnie więcej widzieć.

– Chcesz z nim iść? – pyta Ken, przerywając moje zapadanie się w sobie.

Bezradnie potrząsam głową.

– No, ja stąd bez ciebie nie wyjdę – warczy Hardin. Robi krok w moją stronę, ale kulę się i cofam.

– Myślę, że powinieneś stąd wyjść, Hardin. – Słowa Kena mnie zaskakują.

– Słucham? – Głęboka czerwień twarzy Hardina wyraża uczucie, które można opisać tylko jako wściekłość. – Masz szczęście, że w ogóle cię tutaj odwiedzam… I jeszcze śmiesz mnie wyrzucać?

– Bardzo mnie cieszy to, jak rozwinęła się nasza relacja, synu, ale dziś musisz stąd wyjść.

Hardin wyrzuca ręce w górę.

– Co to za brednie? Kim ona niby dla ciebie jest?

Ken spogląda na mnie, a potem znów odwraca się do syna.

– Cokolwiek jej zrobiłeś, mam nadzieję, że było warte utraty jedynej rzeczy, która ci się udała – mówi, a następnie spuszcza głowę.

Nie wiem, czy dzieje się to ze względu na szok spowodowany słowami Kena, czy po prostu cała jego wściekłość osiągnęła już szczyt i z niego wypłynęła, ale Hardin tylko nieruchomieje, a później rzuca mi ostatnie spojrzenie i wychodzi z pokoju. Żadne z nas się nie rusza – w milczeniu słuchamy, jak miarowym krokiem schodzi po schodach.

Gdy trzask drzwi frontowych przeszywa dom, a potem nagle zapada w nim cisza, odwracam się do Kena i szlocham:

– Tak mi przykro. Już sobie idę. Nie chciałam, żeby doszło to tego wszystkiego.

– Nie. Zostań tak długo, jak będziesz tego potrzebowała. Zawsze jesteś tu mile widziana – mówi Ken, a później oboje z Karen mnie przytulają.

– Nie chciałam komplikować waszej relacji – mówię. Czuję się okropnie przez to, że Ken musiał wyrzucić syna z domu.

Karen chwyta moją dłoń i delikatnie ją ściska. Ken patrzy na mnie z irytacją i znużeniem.

– Tesso, kocham Hardina, ale chyba oboje wiemy, że bez ciebie nie byłoby czego komplikować – mówi.ROZDZIAŁ DRUGI

Tessa

Stoję pod prysznicem tak długo, jak tylko mogę, pozwalając wodzie po mnie spływać. Chcę, żeby mnie oczyściła, w jakiś sposób dodała mi otuchy. Ale gorący prysznic nie pomaga mi się uspokoić, chociaż na to liczyłam. Nie mogę wymyślić, co mogłoby ukoić ból, który czuję w środku. Wydaje się nieskończony. Trwały. Niczym organizm, który zaczął we mnie żyć, ale również jak dziura, która wciąż się powiększa.

– Czuję się okropnie z powodu tej ściany. Powiedziałam, że za nią zapłacę, ale Ken nie chce mi na to pozwolić – mówię Landonowi, rozczesując szczotką mokre włosy.

– Nie przejmuj się tym. Masz dużo innych problemów – Landon marszczy brwi i głaszcze mnie dłonią po plecach.

– Nie potrafię zrozumieć, w jaki sposób moje życie doszło do takiego punktu, jak mogłam na to pozwolić. – Patrzę prosto przed siebie, nie chcąc spojrzeć w oczy mojemu najlepszemu przyjacielowi. – Trzy miesiące temu wszystko miało sens. Miałam Noah, który nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Byłam blisko z moją matką i miałam jakiś pomysł na to, jak będzie wyglądało moje życie. A teraz nie mam nic. Dosłownie nic. Nie wiem już nawet, czy powinnam iść na staż, bo Hardin albo się tam pojawi, albo przekona Christiana Vance’a, żeby mnie wylał, tylko dlatego, że będzie mógł to zrobić. – Chwytam leżącą na łóżku poduszkę i mocno zaciskam dłoń na materiale. – On nie miał nic do stracenia, ale ja miałam. Pozwoliłam mu, żeby odebrał mi wszystko. Życie, zanim go poznałam, było takie proste i sprecyzowane. A teraz… po nim… jest po prostu… po wszystkim.

Landon patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Tesso, nie możesz zrezygnować ze stażu. Hardin odebrał ci już wystarczająco dużo. Proszę, nie pozwól mu odebrać ci też tego – praktycznie mnie błaga. – Dobrą stroną życia po tej historii, życia bez niego, jest to, że możesz zrobić, co tylko chcesz, możesz zacząć od początku.

Wiem, że ma rację, ale to nie takie proste. W tej chwili wszystko w moim życiu jest związane z Hardinem, nawet lakier na moim cholernym samochodzie. W jakiś sposób stał się sznurkiem, który związuje całe moje istnienie, i bez niego została mi tylko ruina tego, co kiedyś było moim życiem.

Kiedy ustępuję i przytakuję bez entuzjazmu, uśmiecha się delikatnie i mówi:

– Pozwolę ci trochę odpocząć. – Przytula mnie i zbiera się do wyjścia.

– Myślisz, że to się kiedykolwiek skończy? – pytam, a on się odwraca.

– Co?

Niemal szepczę:

– Cierpienie?

– Nie wiem… Ale chciałbym myśleć, że tak będzie. Czas leczy… większość ran – odpowiada i częstuje mnie swoim najbardziej pocieszającym pół uśmiechem, pół zmarszczeniem brwi.

Nie wiem, czy czas mnie uleczy, czy nie. Ale wiem, że jeśli tak się nie stanie, nie przeżyję.

Z surowym zdecydowaniem, chociaż odegranym ze swoją niezawodną grzecznością, Landon następnego ranka zmusza mnie, żebym wstała z łóżka, upewniając się w ten sposób, że nie przegapię swojego stażu. Poświęcam chwilę na to, by zostawić wiadomość z podziękowaniami dla Kena i Karen i raz jeszcze przeprosić za dziurę, którą Hardin wybił w ich ścianie. Podczas jazdy Landon milczy i wciąż na mnie spogląda znad kierownicy, próbując pokrzepić mnie uśmiechami i krótkimi motywacyjnymi hasełkami, które mam sobie powtarzać. Ale nadal czuję się okropnie.

Kiedy wjeżdżamy na parking, do mojego umysłu zaczynają się wkradać wspomnienia. Hardin klęczący w śniegu. To, jak Zed wyjaśniał mi zakład. Szybko otwieram swój samochód i wskakuję do środka, żeby uciec od zimnego powietrza. Kiedy siedzę już wewnątrz, krzywię się na widok własnego odbicia w lusterku wstecznym. Wciąż mam przekrwione oczy, otoczone przez ciemne kręgi. Pod nimi napuchły mi worki, dopełniając wyglądu rodem z horroru. Będę dziś potrzebowała znacznie mocniejszego makijażu, niż myślałam.

Jadę do Walmartu, jedynego pobliskiego sklepu otwartego o tej godzinie, i kupuję wszystko, czego potrzebuję, żeby ukryć moje uczucia. Nie mam jednak siły ani energii, by naprawdę zadbać o wygląd, więc nie jestem pewna, czy wyglądam dużo lepiej niż wcześniej.

Dobry przykład: dojeżdżam do Vance i Kimberly wzdycha na mój widok. Próbuję zmusić się do uśmiechu, ale ona wyskakuje zza biurka.

– Tesso, kochanie, wszystko w porządku? – pyta gorączkowo.

– Aż tak źle wyglądam? – słabo wzruszam ramionami.

– Nie, oczywiście, że nie – kłamie. – Wyglądasz tylko na…

– Wyczerpaną. Bo tak jest. Egzaminy końcowe wyssały ze mnie całą energię – mówię.

Kiwa głową i uśmiecha się ciepło, ale czuję jej wzrok na swoich plecach przez całą drogę do mojego biura. Później dzień straszliwie mi się dłuży i zdaje się nie mieć końca, aż do przedpołudnia, kiedy do moich drzwi puka pan Vance.

– Dzień dobry, Tesso – mówi z uśmiechem.

– Dzień dobry – wykrztuszam z siebie.

– Chciałem tylko z tobą chwilę pogadać. Chcę ci powiedzieć, jak bardzo imponuje mi twoja dotychczasowa praca. – Chichocze. – Pracujesz lepiej i dbasz o szczegóły znacznie uważniej niż wielu moich etatowych pracowników.

– Dziękuję, to bardzo dużo dla mnie znaczy – mówię, a w mojej głowie natychmiast odzywa się głos przypominający mi, że dostałam się na ten staż tylko dzięki Hardinowi.

– W związku z tym chciałbym cię zaprosić w najbliższy weekend na konferencję do Seattle. Te imprezy często są dość nudne, ale tym razem tematem jest publikacja elektroniczna, „pieśń przyszłości” i tak dalej. Poznasz wiele osób, nauczysz się czegoś. Za parę miesięcy otwieram w Seattle drugi oddział firmy i sam powinienem poznać kilka osób. – Śmieje się. – Więc co ty na to? Firma pokrywa wszystkie koszty. Jedziemy w piątek po południu. Jeśli Hardin ma ochotę, też jest zaproszony. Nie na konferencję, tylko do Seattle – wyjaśnia ze znaczącym uśmiechem.

Gdyby tylko wiedział, co naprawdę się dzieje.

– Oczywiście, z wielką chęcią pojadę. Naprawdę doceniam pańskie zaproszenie! – mówię mu, niezdolna do powstrzymania entuzjazmu i nagłego poczucia ulgi, że wreszcie zdarzyło mi się coś miłego.

– Świetnie! Każę Kimberly przekazać ci wszystkie szczegóły i wyjaśnić, jak wrzucać wydatki w koszty… – gada dalej, ale tracę wątek i zaczynam myśleć o innych rzeczach.

Pomysł, że miałabym pojechać na konferencję, odrobinę koi mój ból. Będę z dala od Hardina, ale z drugiej strony Seattle teraz kojarzy mi się z tym, że Hardin chciał mnie tam zabrać. Skaził całe moje życie, łącznie z całym stanem Waszyngton. Czuję, że moje biuro staje się coraz mniejsze, a powietrze w pomieszczeniu gęstnieje.

– Dobrze się czujesz? – pyta pan Vance, troskliwie marszcząc brwi.

– Yyy, tak, po prostu… nic jeszcze dziś nie jadłam i źle spałam w nocy – odpowiadam.

– W takim razie spokojnie idź do domu, możesz tam dokończyć pracę – mówi.

– Nie, wszystko w porządku…

– Nie, idź do domu. Wydawnictwo to nie pogotowie ratunkowe. Poradzimy sobie bez ciebie – upewnia mnie machnięciem dłoni, a potem wychodzi.

Zbieram rzeczy, sprawdzam, jak wyglądam w lustrze w łazience – tak, wciąż raczej okropnie – i już mam wchodzić do windy, kiedy woła mnie Kimberly.

– Idziesz do domu? – pyta, a ja kiwam głową. – Cóż, Hardin jest w złym nastroju, więc uważaj.

– Co? Skąd wiesz?

– Bo właśnie wyklął mnie za to, że go z tobą nie połączyłam. – Uśmiecha się. – Nawet kiedy dzwonił dziesiąty raz. Stwierdziłam, że jeśli chciałabyś z nim rozmawiać, zrobiłabyś to przez komórkę.

– Dziękuję – mówię, czując wdzięczność za to, jak bardzo jest spostrzegawcza. Gdybym usłyszała głos Hardina w słuchawce, bolesna dziura w moim sercu rosłaby jeszcze szybciej.

Udaje mi się dojść do samochodu, zanim znów zaczynam płakać. Ból wydaje się jeszcze bardziej dotkliwy, kiedy nie mam się czym zająć, jeśli zostaję sama z myślami i wspomnieniami. I oczywiście również wtedy, kiedy zauważam, że mam piętnaście nieodebranych połączeń od Hardina i dziesięć nowych wiadomości, których nie przeczytam.

Odzyskuję nad sobą panowanie na tyle, żeby prowadzić, i robię to, co najbardziej mnie przeraża: dzwonię do matki.

Odbiera po pierwszym dzwonku.

– Halo?

– Mamo – szlocham. To słowo wydaje mi się dziwne, kiedy opuszcza moje usta, ale potrzebuję w tej chwili pocieszenia mamy.

– Co zrobił?

To, że wszyscy tak samo reagują, pokazuje mi, jak oczywiste było dla każdego to, że Hardin jest dla mnie niebezpieczny, oraz to, jak bardzo byłam naiwna.

– Ja… on… – nie potrafię złożyć zdania. – Mogę przyjechać do domu, tylko na dziś? – pytam ją.

– Oczywiście, Tesso. Do zobaczenia za dwie godziny – mówi i odkłada słuchawkę.

Lepiej, niż myślałam, ale nie tak dobrze, jak miałam nadzieję. Chciałabym, żeby bardziej przypominała Karen, troskliwą i wyrozumiałą dla każdej wady. Chciałabym, żeby złagodniała, choć na tak długo, bym mogła poczuć się lepiej dzięki temu, że mam kochającą matkę, która potrafi mnie podnieść na duchu.

Wjeżdżając na autostradę, wyłączam telefon, zanim zrobię coś głupiego, na przykład przeczytam którąkolwiek z wiadomości Hardina.ROZDZIAŁ TRZECI

Tessa

Droga do domu, w którym spędziłam dzieciństwo, jest znajoma i łatwa – nie wymaga ode mnie wielkiej uwagi. Zmuszam się do tego, żeby wyrzucić z siebie cierpienie – dosłownie krzyczę na całe gardło, aż zupełnie je zdzieram – zanim dojadę do rodzinnego miasta. Odkrywam, że to znacznie trudniejsze, niż myślałam, zwłaszcza że nie mam ochoty krzyczeć. Mam ochotę płakać i zniknąć. Oddałabym wszystko, żeby cofnąć swoje życie aż do pierwszego dnia college’u – posłuchałabym rady mojej mamy i zmieniłabym pokój. Matka martwiła się, że to Steph będzie miała na mnie zły wpływ… gdybyśmy tylko wiedziały, że problemem stanie się niegrzeczny chłopak o kręconych włosach. Że zabierze wszystko, co miałam w sobie, zakręci mną i rozedrze mnie na strzępy, a potem dmuchnie na to, co ze mnie zostało, i rozrzuci te resztki po niebie i pod podeszwy swoich znajomych.

Przez cały czas byłam zaledwie dwie godziny od domu, ale to, co się wydarzyło, sprawiło, że wydawało mi się, że jestem znacznie dalej. Nie byłam u matki od czasu, kiedy zaczęłam college. Gdybym nie zerwała z Noah, wracałabym wielokrotnie. Zmuszam się do tego, żeby patrzeć na drogę, gdy przejeżdżam obok jego domu.

Wjeżdżam na podjazd i praktycznie wyskakuję z samochodu. Ale kiedy docieram do drzwi, nie jestem pewna, czy powinnam pukać. Wydaje mi się dziwne, że miałabym to zrobić, chociaż jednocześnie nie czułabym się komfortowo, po prostu wchodząc. Jak to możliwe, że tyle rzeczy się zmieniło, odkąd wyjechałam do college’u?

Postanawiam po prostu wejść do środka i znajduję swoją matkę, która stoi obok brązowej skórzanej kanapy w pełnym makijażu, sukience i butach na wysokim obcasie. Wszystko wygląda tak samo – jest czyste i doskonale zorganizowane. Jedyną różnicę stanowi to, że mieszkanie wydaje się mniejsze, być może ze względu na czas, który spędziłam w domu Kena. Cóż, dom moich rodziców z pewnością jest mały i nieatrakcyjny z zewnątrz, ale w środku jest ładnie urządzony, a moja matka zawsze bardzo się starała zamaskować chaos swojego małżeństwa atrakcyjną farbą, kwiatami i dbaniem o czystość. Kontynuowała tę strategię po tym, jak ojciec nas zostawił, prawdopodobnie dlatego, że weszła jej w krew. Dom jest ciepły, a moje nozdrza wypełnia znajomy zapach cynamonu. Matka zawsze miała obsesję na punkcie świec zapachowych – w każdym pokoju stoi przynajmniej jedna. Zdejmuję buty przy drzwiach, wiedząc, że nie będzie chciała mieć śniegu na swoich wypolerowanych parkietach.

– Masz ochotę na kawę, Thereso? – pyta, a potem mnie przytula.

Odziedziczyłam uzależnienie od kawy po matce i delikatnie się uśmiecham na myśl o tym, że chociaż to nas łączy.

– Tak, poproszę.

Idę za nią do kuchni i siadam przy niewielkim stole, niepewna, jak rozpocząć rozmowę.

– Zamierzasz mi powiedzieć, co się stało? – pyta bez ogródek.

Biorę głęboki oddech i pociągam łyk kawy, a potem odpowiadam:

– Zerwaliśmy z Hardinem.

Wyraz jej twarzy pozostaje neutralny.

– Dlaczego?

– Cóż, nie okazał się tym, za kogo go uważałam – mówię. Obejmuję dłońmi gorący kubek kawy, próbując odwrócić uwagę od bólu i przygotować się na odpowiedź matki.

– A za kogo go uważałaś?

– Za kogoś, kto mnie kocha.

Nie jestem pewna, za kogo jeszcze go uważałam, czy wiedziałam, kim był sam dla siebie, jako osoba.

– A teraz już nie sądzisz, że tak jest?

– Wiem, że tak nie jest.

– Skąd ta pewność? – pyta chłodno.

– Ponieważ mu zaufałam, a on mnie w okropny sposób zdradził.

Wiem, że nie mówię o szczegółach, ale wciąż czuję dziwaczną potrzebę ochrony Hardina przed oceną mojej matki. Karcę się w myślach za to, że jestem taka głupia, że w ogóle biorę pod uwagę jego dobro, skoro on bez wątpienia nie zrobiłby tego samego dla mnie.

– Nie sądzisz, że powinnaś była pomyśleć o tym, że tak może się stać, zanim postanowiłaś z nim zamieszkać?

– Tak, wiem. Możesz mi powiedzieć, jaka jestem głupia; powiedz mi, że mnie ostrzegałaś – mówię.

– To prawda, ostrzegałam cię przed takimi mężczyznami. Od takich jak on i twój ojciec najlepiej trzymać się z daleka. Cieszę się tylko, że to się skończyło, jeszcze zanim się na dobre zaczęło. Ludzie popełniają błędy, Tesso. – Pociąga łyk ze swojego kubka, pozostawiając na nim półkolisty ślad różowej szminki. – Jestem pewna, że on ci wybaczy.

– Kto?

– Noah, oczywiście.

Jak ona może tego nie rozumieć? Potrzebuję tylko z nią porozmawiać, chcę, żeby mnie pocieszyła, a nie wpychała mnie znów w ramiona Noah. Wstaję, patrzę na nią, a potem rozglądam się po kuchni. Czy ona mówi poważnie? To niewiarygodne.

– To, że nie udało się z Hardinem, nie znaczy, że zamierzam się znów spotykać z Noah! – warczę.

– Dlaczego nie? Tesso, powinnaś być wdzięczna, że on chce ci dać kolejną szansę.

– Co? Nie mogłabyś wreszcie przestać? Nie potrzebuję teraz być z kimkolwiek, a już zwłaszcza z Noah. – Mam ochotę zacząć rwać sobie włosy z głowy. Albo jej.

– Co masz na myśli, mówiąc, że zwłaszcza z Noah? Od czasu kiedy byliście dziećmi, zawsze był dla ciebie wspaniały.

Wzdycham i znów siadam.

– Wiem, mamo. Bardzo zależy mi na Noah. Ale nie w ten sposób.

– Nie wiesz nawet, o czym mówisz. – Wstaje i wylewa kawę do zlewu. – Nie zawsze chodzi o miłość, Thereso… Chodzi o stabilność i bezpieczeństwo.

– Ale ja mam dopiero osiemnaście lat – mówię jej.

Nie chcę myśleć o tym, jak by to było być z kimś, kogo się nie kocha, tylko ze względu na stabilność. Chcę sama sobie zapewniać stabilność i bezpieczeństwo. Chcę kogoś, kogo mogłabym kochać tak samo, jak on kocha mnie.

– Prawie dziewiętnaście. I jeśli teraz nie będziesz ostrożna, nikt już cię nie zechce. A teraz idź popraw makijaż, bo Noah będzie tu lada chwila – oznajmia i wychodzi z kuchni.

Powinnam była wiedzieć, że nie warto tu przyjeżdżać w poszukiwaniu otuchy. Lepiej bym zrobiła, gdybym przespała cały dzień w samochodzie.

Zgodnie z zapowiedzią Noah pojawia się pięć minut później – nie żebym w tym czasie poprawiła swój wygląd. Widząc, że wchodzi do naszej małej kuchni, czuję się jeszcze gorzej niż dotychczas, chociaż nie sądziłam, że to możliwe.

Uśmiecha się swoim ciepłym, doskonałym uśmiechem.

– Cześć.

– Cześć, Noah – odpowiadam.

Podchodzi bliżej, a ja wstaję, żeby przytulić go na powitanie. Jest ciepły, a jego bluza pachnie tak miło – dokładnie tak, jak pamiętam.

– Twoja mama do mnie zadzwoniła – mówi.

– Wiem. – Usiłuję się uśmiechnąć. – Przepraszam, że wciąż cię miesza w to wszystko. Nie wiem, jaki ma problem.

– Ja wiem. Chce, żebyś była szczęśliwa – stwierdza, stając w jej obronie.

– Noah… – ostrzegam go.

– Po prostu nie wie, co tak naprawdę cię uszczęśliwia. Chciałaby, żebym to był ja, ale tak nie jest. – Delikatnie wzrusza ramionami.

– Przykro mi.

– Tesso, przestań przepraszać. Chciałem tylko się upewnić, że wszystko u ciebie w porządku – uspokaja mnie i znów mnie przytula.

– Nie jest w porządku – przyznaję.

– Widzę. Chcesz o tym porozmawiać?

– Nie wiem… Jesteś pewien, że nie masz nic przeciwko temu? – Nie mogę znów go zranić, opowiadając mu o facecie, dla którego go zostawiłam.

– Tak, jestem pewien – mówi i nalewa sobie szklankę wody, a potem siada przy stole naprzeciwko mnie.

– Dobrze… – ulegam i opowiadam mu praktycznie wszystko. Omijam tylko szczegóły dotyczące seksu, ponieważ to moje prywatne sprawy.

Cóż, tak naprawdę prywatne nie są. Ale dla mnie nie przestały takie być. Nie mogę uwierzyć, że Hardin opowiedział swoim znajomym o wszystkim, co robiliśmy… to jest najgorsze w tej całej historii. Gorsze nawet niż pokazanie im prześcieradła jest to, że po tym, jak powiedział mi, że mnie kocha, i kochał się ze mną, najwyraźniej potrafił po prostu się odwrócić i kpić sobie w obecności wszystkich z tego, co się między nami wydarzyło.

– Wiedziałem, że cię zrani, ale nie miałem pojęcia, jak bardzo – mówi Noah. Dostrzegam, jak mocno go to złości. To dziwne, widzieć tę emocję na jego twarzy, biorąc pod uwagę to, jak spokojny i opanowany jest zazwyczaj. – Jesteś dla niego za dobra, Tesso. To szumowina.

– Nie mogę uwierzyć, jaka byłam głupia. Zrezygnowałam dla niego ze wszystkiego. Kochanie kogoś, kto cię nie kocha, to najgorsze uczucie na świecie.

Noah chwyta szklankę i zaczyna nią obracać w dłoniach.

– Wiem, co czujesz – mówi delikatnie.

Mam ochotę walnąć się w twarz za to, że właśnie jemu to powiedziałam. Otwieram usta, ale on odzywa się, zanim mogę przeprosić.

– Wszystko w porządku – mówi i wyciąga rękę, żeby potrzeć kciukiem moją dłoń.

Mój Boże, jak żałuję, że nie kocham Noah. Byłabym z nim znacznie szczęśliwsza, a on nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego jak Hardin.

Noah opowiada mi o wszystkim, co działo się od czasu, kiedy wyjechałam – nie ma tego wiele. Jedzie do college’u w San Francisco zamiast na WCU – łapię się na tym, że jestem mu za to wdzięczna. Przynajmniej jedna dobra rzecz wynikła z tego, że go zraniłam: dało mu to bodziec, którego potrzebował, żeby opuścić Waszyngton. Opowiada mi o tym, czego dowiedział się o Kalifornii, i wychodzi dopiero po zachodzie słońca. Orientuję się, że moja mama przez całą jego wizytę pozostała w swoim pokoju.

Wychodzę na podwórko i trafiam do szklarni, w której spędziłam większość dzieciństwa. Patrząc na swoje odbicie w szybie i wnętrze niewielkiego budynku, widzę, że wszystkie rośliny i kwiaty zwiędły, a we wnętrzu panuje ogólny bałagan, i wydaje mi się, że to w tej chwili pasuje do mojej sytuacji.

Mam tyle rzeczy do zrobienia, do zaplanowania. Muszę znaleźć miejsce, gdzie mogłabym zamieszkać, i sposób, żeby wydostać wszystkie moje rzeczy z mieszkania Hardina. Poważnie rozważałam pomysł, żeby wszystko tam zostawić, ale nie mogę tego zrobić. Nie mam żadnych ubrań poza tymi, które tam trzymam, a co najważniejsze, potrzebuję moich podręczników.

Sięgam do kieszeni i włączam telefon – po kilku sekundach moja skrzynka odbiorcza jest pełna, a na ekranie pojawia się symbol poczty głosowej. Ignoruję pocztę głosową i szybko przeglądam esemesy, patrząc tylko na nadawcę. Wszystkie poza jednym są od Hardina.

Kimberly napisała do mnie: „Christian kazał ci powiedzieć, żebyś została jutro w domu. Wszyscy i tak będą wychodzić w południe, bo trzeba odmalować parter, więc nie musisz w ogóle przyjeżdżać. Daj mi znać, jeśli czegokolwiek potrzebujesz. Całuski”.

To, że mam jutro wolne, przynosi mi wielką ulgę. Uwielbiam mój staż, ale zaczynam myśleć, że powinnam przenieść się gdzieś z WCU, może nawet opuścić Waszyngton. Kampus nie jest wystarczająco duży, żebym mogła unikać Hardina i wszystkich jego znajomych. Nie chcę też, żeby coś wciąż mi przypominało o tym, co mnie łączyło z Hardinem. A w każdym razie o tym, co sądziłam, że mnie z nim łączy.

Kiedy wracam do domu, moje dłonie i twarz są zesztywniałe z zimna. Matka siedzi w fotelu i czyta magazyn.

– Mogę zostać dziś na noc? – pytam ją.

Omiata mnie krótkim spojrzeniem.

– Tak. A jutro pomyślimy o tym, co zrobić, żebyś mogła wprowadzić się z powrotem do akademika – mówi i wraca do czytania.

Stwierdzam, że nie wykrzeszę już dziś nic więcej z matki, i idę na górę do swojego starego pokoju, który jest dokładnie taki sam, jakim go zostawiłam. Nie zmieniła niczego. Nie przejmuję się tym, żeby zmyć makijaż przed pójściem do łóżka. To trudne, ale zmuszam się do zaśnięcia – śnię o czasach, kiedy moje życie było znacznie lepsze. Zanim poznałam Hardina.

W środku nocy budzi mnie dzwonek telefonu. Ignoruję go, ale przez chwilę zastanawiam się, czy Hardin w ogóle może spać.

Następnego ranka przed wyjściem do pracy moja matka mówi mi tylko tyle, że zadzwoni do szkoły i zmusi ich, żeby pozwolili mi wrócić do akademika, do innego budynku, znajdującego się daleko od starego. Wychodzę z zamiarem pojechania na kampus, ale potem zmieniam zdanie i postanawiam jechać do mieszkania. Zjeżdżam z autostrady i jak najszybciej docieram na miejsce, żebym nie zdążyła zmienić zdania.

Będąc już przed budynkiem, dwukrotnie rozglądam się po parkingu za samochodem Hardina. Kiedy upewniam się, że nie ma go w pobliżu, parkuję i szybko przebiegam przez zaśnieżony parking do drzwi. Gdy docieram do lobby, nogawki moich dżinsów są przemoczone i marznę. Próbuję myśleć o czymkolwiek prócz Hardina, ale to niemożliwe.

Hardin musiał naprawdę mnie nienawidzić, skoro posunął się tak daleko, że zrujnował mi życie, a potem sprawił, że przeprowadziłam się do mieszkania znajdującego się z dala od wszystkich moich znajomych. Musi być teraz dumny z siebie, że zadał mi tyle bólu.

Kiedy grzebię wśród kluczy, a potem otwieram drzwi do naszego mieszkania, przelewa się przeze mnie gigantyczna fala paniki, niemal przewracając mnie na ziemię.

Kiedy to się skończy? Albo przynajmniej zelżeje?

Idę prosto do sypialni i zabieram torby z szafy, byle jak wpychając do nich wszystkie swoje ubrania. Mój wzrok wędruje do stolika nocnego, na którym stoi niewielka ramka ze zdjęciem przedstawiającym Hardina i mnie, uśmiechających się razem przed ślubem Kena.

Szkoda, że to wszystko nieprawda. Sięgam na drugą stronę łóżka, chwytam ramkę i rzucam nią o betonową podłogę. Rozbija się na kawałki, a ja przeskakuję przez łóżko, podnoszę zdjęcie i drę je na tyle kawałków, na ile się da, nie zdając sobie sprawy, że płaczę, aż do momentu, gdy zaczynam się krztusić. Biorę książki i wrzucam je do pustego pudełka. Instynktownie robię to samo z należącym do Hardina egzemplarzem _Wichrowych Wzgórz_ – nie będzie za nim tęsknił, a poza tym, powiedzmy sobie szczerze, jest mi go winien po tym, co mi odebrał.

Zaschło mi w gardle, więc idę do kuchni po szklankę wody. Siadam przy stole i pozwalam sobie przez kilka minut udawać, że ta historia się nie wydarzyła. Udawać, że zamiast musieć patrzeć w przyszłość samotnie, czekam na Hardina, który niedługo wróci z zajęć, uśmiechnie się do mnie i powie, że mnie kocha, że tęsknił za mną przez cały dzień. Że uniesie mnie na blat i pocałuje mnie z miłością i pragnieniem…

Dźwięk otwieranych drzwi sprawia, że przerażona budzę się ze swojego żałosnego koszmaru. Zrywam się na równe nogi, podczas gdy Hardin przechodzi przez próg. Nie widzi mnie, ponieważ patrzy przez ramię.

Na brunetkę w czarnej swetrowej sukience.

– Więc tak to wygląda… – zaczyna, a potem przerywa, widząc moje torby na podłodze.

Zamieram, podczas gdy jego wzrok przebiega całe mieszkanie, a później kieruje się w stronę kuchni. Jego oczy rozszerzają się na mój widok – jest wyraźnie zaszokowany.

– Tess? – mówi, jakby nie był pewien, że naprawdę istnieję.ROZDZIAŁ SZÓSTY

Hardin

Mój ojciec ma najgłupszy wyraz twarzy na świecie. Zawsze tak jest, kiedy usiłuje wyglądać na zdecydowanego, tak jak teraz, gdy stoi na progu swojego domu ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.

– Ona tu nie przyjdzie, Hardin. Wie, że będziesz jej tu szukał.

Walczę z pragnieniem, żeby wbić mu jego własne zęby do gardła. Zamiast tego przeczesuję dłonią włosy, delikatnie się krzywiąc, kiedy czuję kłujący ból w kłykciach. Rany są tym razem głębsze niż zwykle. Uderzenie w ściankę działową wyrządziło mi więcej szkody, niż myślałem. Ale tego cierpienia i tak nie da się porównać z tym, co czuję w środku. Nigdy nie uświadamiałem sobie, że takiego rodzaju ból może istnieć – jest znacznie gorszy niż jakiekolwiek fizyczne cierpienie, które mógłbym sam sobie zadać.

– Synu, naprawdę sądzę, że powinieneś dać jej trochę wolnej przestrzeni.

Za kogo on się, do cholery, uważa?

– Wolnej przestrzeni? Ona nie potrzebuje żadnej przestrzeni! Ona potrzebuje wrócić do domu! – krzyczę.

Starsza kobieta mieszkająca obok odwraca się i spogląda na nas, a ja unoszę rękę w jej kierunku.

– Proszę, nie bądź niegrzeczny dla moich sąsiadów – ostrzega mnie tata.

– To powiedz swoim sąsiadom, żeby nie wpieprzali się w nie swoje sprawy! – Jestem pewien, że siwa baba to usłyszała.

– Do widzenia, Hardin – mówi mój ojciec z westchnieniem i zamyka drzwi.

– Kurwa! – krzyczę i kilkakrotnie przechodzę tam i z powrotem po werandzie, a potem ostatecznie wracam do samochodu.

Gdzie ona, do diabła, się podziewa? Choć jestem wściekły, cholernie się też o nią martwię. Czy jest sama albo się boi? Oczywiście, znając Tessę, pewnie wcale się nie boi. Pewnie robi listę powodów, dla których mnie nienawidzi. Pewnie na dodatek je zapisuje. Jej potrzeba kontrolowania wszystkiego i jej głupie listy doprowadzały mnie do szaleństwa, ale teraz pragnę zobaczyć, jak notuje choćby najbardziej nieistotne rzeczy. Dałbym wszystko, żeby zobaczyć, jak skoncentrowana przygryza swoją pełną dolną wargę, albo ujrzeć jeszcze choć raz, jak robi tę uroczą naburmuszoną minę. Teraz, kiedy jest z Noah i swoją matką, straciłem już nawet tę drobną szansę, którą myślałem, że mam. Gdy zobaczy, dlaczego on jest dla niej znacznie lepszy niż ja, znów będzie należeć do niego.

Ponownie do niej dzwonię, ale po raz dwudziesty od razu włącza się poczta głosowa. Niech to szlag, pieprzony idiota ze mnie. Po godzinie jeżdżenia po wszystkich bibliotekach i księgarniach w okolicy postanawiam wrócić do mieszkania. Może się tam zjawi, może się zjawi… wiem, że tak nie będzie.

Ale co jeśli jednak przyjdzie? Muszę posprzątać ten wielki bałagan, którego narobiłem, i kupić nowe naczynia na miejsce tych, które porozbijałem o ściany, na wypadek gdyby miała wrócić do domu.

Niski męski głos rozbrzmiewa w powietrzu, sprawiając, że moje kości drżą:

– Gdzie jesteś, Scott?

– Widziałem, jak wychodzi z baru. Wiem, że tu jest – mówi inny mężczyzna.

Kiedy wyczołguję się z łóżka, czuję, jak zimna jest podłoga. Na początku myślałem, że to tatuś i jego znajomi, ale teraz nie sądzę, żeby tak było.

– Wychodź, wychodź, gdzie się schowałeś?! – krzyczy ktoś tubalnym głosem, a potem słyszę głośny dźwięk uderzenia.

– Nie ma go tu – mówi moja mamusia. W tej samej chwili docieram na dół schodów i widzę wszystkich. Moją matkę i czterech mężczyzn.

– O, zobaczcie, co my tu mamy – mówi wyższy mężczyzna. – Kto by pomyślał, że Scott ma taką gorącą żoneczkę… – Chwyta moją mamę za ramię i ściąga ją z kanapy.

Mama desperacko chwyta się za koszulę.

– Proszę… Nie ma go tu. Jeśli jest wam winien pieniądze, oddam wam wszystko, co mam. Możecie wziąć z domu, co tylko chcecie, może telewizor…

Ale mężczyzna tylko uśmiecha się szyderczo.

– Telewizor? Na co mi cholerny telewizor?

Patrzę, jak walczy, żeby się od niego uwolnić, prawie jak ryba, którą kiedyś złapałem.

– Mam trochę biżuterii… nie za dużo, ale proszę…

– Zamknij się, do kurwy nędzy! – wrzeszczy inny z mężczyzn i policzkuje ją.

– Mamusiu! – krzyczę i wbiegam do salonu.

– Hardin… idź na górę! – każe mi, ale ja nie zamierzam zostawić mojej mamusi z tymi złymi mężczyznami.

– Spadaj stąd, gówniarzu – mówi mi jeden z nich, popychając mnie tak mocno, że ląduję na tyłku. – Widzisz, suko, problem polega na tym, że twój mężuś zrobił mi to – warczy, wskazując na swoją łysą głowę, gdzie widzę długie rozcięcie. – A skoro jego tu nie ma, chcemy tylko ciebie – uśmiecha się, a ona próbuje się przed nim bronić, wymachując nogami.

– Hardin, kochanie, idź na górę… Natychmiast! – krzyczy mama.

Zaraz, czemu się na mnie złości?

– Myślę, że mały chce popatrzeć – mówi ranny mężczyzna i popycha ją na kanapę.

Nagle się budzę i siadam na łóżku.

Kurwa.

Wciąż przychodzą – każda noc jest gorsza od poprzedniej. Tak bardzo się przyzwyczaiłem do tego, że ich już nie ma, że mogłem spać. Dzięki niej, wszystko dzięki niej.

A teraz leżę tu o czwartej nad ranem, w pościeli zakrwawionej od moich rozpieprzonych kłykci i z zabójczym bólem głowy spowodowanym koszmarami.

Zamykam oczy i próbuję udawać, że ona wciąż tu jest, i mam nadzieję, że sen wreszcie nadejdzie.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Tessa

Kiedy wyjeżdżamy na autostradę, Trevor i pan Vance wracają do ożywionej rozmowy na temat ceny metra kwadratowego nowego budynku w Seattle. Kimberly szturcha mnie łokciem, a potem naśladuje ich rozmowę dłonią.

– Ci chłopcy są tacy poważni – stwierdza. – No, Trevor mówił, że coś się stało z twoim samochodem.

– Tak, nie mam pojęcia co – odpowiadam, próbując brzmieć pogodnie, co ułatwia mi przyjazny uśmiech Kimberly. – Nie chciał dziś ruszyć, więc zadzwoniłam do kogoś, żeby go naprawił. Ale Hardin już wcześniej zdążył wezwać kogoś, kto go zabrał.

Uśmiecha się znacząco.

– Nie daje za wygraną, co?

Wzdycham.

– Na to wygląda. Chciałabym tylko, by dał mi trochę czasu, żebym sobie z tym wszystkim poradziła.

– Z czym masz sobie poradzić? – pyta.

Zapomniałam, że nie wie o zakładzie i o moim upokorzeniu. Z pewnością nie chcę jej o tym mówić. Wie tylko, że zerwaliśmy z Hardinem.

– Nie wiem, ze wszystkim. Tyle mam teraz na głowie i wciąż nie mam gdzie mieszkać. Czuję, że on nie traktuje tego tak poważnie, jak powinien. Myśli, że może bawić się moim życiem i mną jak władca marionetek. Myśli, że wystarczy, że się pokaże i przeprosi, a ja mu wybaczę, ale to tak nie działa. W każdym razie już nie. – Oddycham ciężko.

– Cóż, no to dobrze, że tak się stało. Cieszę się, że stawiasz na swoim – mówi.

Całe szczęście, że nie pyta o szczegóły.

– Dziękuję. Ja też się cieszę.

Jestem naprawdę dumna z siebie, że postawiłam się Hardinowi, a nie tylko się poddałam, ale jednocześnie czuję się okropnie z powodu rzeczy, które mu wczoraj powiedziałam. Wiem, że na nie zasłużył, lecz nie mogę się powstrzymać, żeby nie pomyśleć: A co jeśli rzeczywiście zależy mu tak bardzo, jak twierdzi? Jednak nawet jeśli gdzieś głęboko tak jest, po prostu nie mogę uwierzyć, że to wystarczy, by zapewnić, że już mnie nie zrani.

Bo właśnie to robi: rani ludzi.

Zmieniając temat, Kimberly mówi z ekscytacją:

– Powinniśmy dziś wyjść się zabawić zaraz po ostatniej prezentacji. W niedzielę ci dwaj będą całe rano na spotkaniach, więc wtedy pójdziemy na zakupy. Pójdziemy na miasto dziś wieczorem, a może też w sobotę. Co o tym sądzisz?

– Myślisz, że gdzieś mnie wpuszczą? – Śmieję się. – Mam dopiero osiemnaście lat.

– Och, daj spokój. Christian zna bardzo dużo ludzi w Seattle. Jeśli jesteś z nim, możesz wejść wszędzie.

Uwielbiam to, jak jej oczy rozświetlają się, kiedy mówi o panu Vansie, nawet kiedy on siedzi tuż obok.

– Dobrze – zgadzam się.

Nigdy jeszcze nie byłam „na mieście”. Byłam na kilku przyjęciach w siedzibie bractwa studenckiego, ale nigdy nie byłam w klubie nocnym ani czymś podobnym.

– Będzie fajnie, nie przejmuj się – zapewnia mnie. – I stanowczo powinnaś założyć tę sukienkę – dodaje ze śmiechem.ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Hardin

„Będziesz sam do końca życia i właśnie dlatego mi cię żal. Ja zostawię tę sytuację za sobą i znajdę dobrego mężczyznę, który będzie mnie traktował tak, jak ty powinieneś był mnie traktować, weźmiemy ślub i będziemy mieli dzieci. Będę szczęśliwa”.

Słowa Tessy wciąż rozbrzmiewają w mojej głowie. Wiem, że ma rację, ale tak desperacko nie chcę, żeby tak było. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że jestem sam, aż do tej chwili – teraz już wiem, co przegapiałem.

– Idziesz? – Głos Jace’a przebija się przez moje pogmatwane myśli.

– Yyy, co? – pytam. Prawie zapomniałem, że prowadzę.

Przewraca oczami i zaciąga się jointem.

– Pytałem, czy z nami idziesz. Do Zeda.

Jęczę.

– Nie wiem…

– Dlaczego nie? Musisz przestać być taką pizdą. Rozczulasz się nad sobą jak pieprzony dzieciak.

Spoglądam na niego z gniewem. Gdybym choć odrobinę się przespał zeszłej nocy, udusiłbym go gołymi rękami.

– Nie jestem dzieciakiem – mówię powoli.

– Wręcz przeciwnie, stary. Musisz się dziś schlać i zaliczyć. Jestem pewien, że będą tam jakieś łatwe laski.

– Nie muszę żadnej zaliczać. – Nie chcę nikogo oprócz niej.

– No, dalej, zawieź nas do Zeda. Jeśli nie chcesz zaliczyć, przynajmniej zostań i wypij kilka piw – mówi.

– Nie chcesz nigdy robić czegoś więcej? – pytam, a on spogląda na mnie, jakby mi rogi wyrosły.

– Co?

– No wiesz, nie wydaje ci się, że to się staje nudne, to całe imprezowanie i sypianie każdej nocy z inną laską?

– Oj, oj… jest gorzej, niż myślałem. Źle z tobą, stary!

– Nie, wszystko w porządku. Tak tylko mówię, że robienie tego samego przez cały czas może się znudzić.

On nie wie, jak cudownie jest leżeć w łóżku i rozśmieszać Tessę, nie wie, jak fajnie jest słuchać, gdy opowiada o swoich ulubionych powieściach, albo czuć, jak delikatnie mnie odgania, kiedy próbuję ją obmacywać. To znacznie lepsze niż jakakolwiek impreza, na której kiedykolwiek byłem albo kiedykolwiek będę.

– Naprawdę zawróciła ci w głowie. Nieźle ci się popieprzyło, nie? – śmieje się.

– Wcale nie – kłamię.

– Jasne… – Wyrzuca resztę jointa przez okno. – Czyli mówisz, że teraz jest wolna? – pyta, a kiedy ściskam kierownicę, śmieje się jeszcze głośniej. – Tylko się napieprzam, Scott. Chciałem tylko zobaczyć, jak bardzo się wkurzysz.

– Spierdalaj – mruczę i żeby udowodnić, że mówię poważnie, skręcam w boczną uliczkę do mieszkania Zeda.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: