Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Alanna. Pod słońcem pustyni - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
1 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Alanna. Pod słońcem pustyni - ebook

Trzeci tom tetralogii „Pieśń Lwicy” kontynuuje opowieść o wojowniczce Alannie, która uparcie szuka swojej drogi w świecie zdominowanym przez mężczyzn.

JAK WŁADAĆ MAGIĄ?

Alanna z Trebondu, świeżo pasowana na rycerza, szuka przygód na rozległej tortallskiej pustyni. Pojmana przez tubylców, musi dowieść swojej wartości w pojedynku na śmierć i życie: albo zginie, albo zostanie przyjęta do plemienia Krwawych Jastrzębi.

Wygrywa i zamieszkuje w namiocie, ale to nie koniec trudnych prób, jakie czekają ją w pustynnej osadzie. Kierowana tajemniczymi wyrokami losu zostaje pierwszą kobietą szamanem. Uczy się wykorzystywać swoje magiczne moce, ale musi też walczyć o zmianę odwiecznych tradycji – dla dobra plemienia i całego Tortallu.

Czy podczas swojego pierwszego roku w roli rycerki i szamanki znajdzie miejsce w sercu na miłość? I którego ukochanego wybierze?

Trzeci tom tetralogii „Pieśń Lwicy” kontynuuje opowieść o wojowniczce Alannie, która uparcie szuka swojej drogi w świecie zdominowanym przez mężczyzn.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67195-92-8
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Ko­bieta, Która Jeź­dzi Konno Jak Męż­czy­zna

Alanna z Tre­bondu, je­dyna ko­bieta ry­cerz w kró­le­stwie Tor­tallu, plu­skała się bez­tro­sko w sa­dzawce w oa­zie. Roz­ko­szo­wała się pierw­szą od trzech dni ką­pielą.

„Aż trudno uwie­rzyć, że na Pół­nocy jest zima”, po­my­ślała.

Na Pu­styni Po­łu­dnio­wej tem­pe­ra­tury były w sam raz, Alan­nie prze­szka­dzał tylko nad­miar pia­sku.

– Le­piej się po­spiesz – po­na­glił ją Co­ram. Krzepki zbrojny stał na cza­tach po dru­giej stro­nie skry­wa­ją­cych sa­dzawkę za­ro­śli. – Je­żeli to jest wo­do­pój Ba­zhi­rów, to nie warto na nich cze­kać i spraw­dzać, czy uznają wła­dzę kró­lew­ską.

Wy­szła z wody i się­gnęła po ubra­nie. Nie spie­szyło jej się do spo­tka­nia z Ba­zhi­rami, zwłasz­cza z re­ne­ga­tami. Je­chali z Co­ra­mem na Po­łu­dnie, do Tyry, i ewen­tu­alna po­tyczka z wo­jow­ni­czymi miesz­kań­cami pu­styni gwał­tow­nie skró­ci­łaby ich po­dróż.

Wy­tarła się do su­cha, wcią­gnęła chło­pięcą nie­bie­ską ko­szulę i spodnie. Mimo że jej ko­bie­cość nie była już ta­kim se­kre­tem jak daw­niej, w okre­sie szko­le­nia w pa­łacu kró­lew­skim, na­dal wo­lała no­sić luź­niej­sze mę­skie stroje. Dziw­nie się czuła na wspo­mnie­nie, że kiedy po­przed­nio ką­pała się w oa­zie, była jesz­cze gierm­kiem, a książę Jo­na­than do­piero co po­znał jej praw­dziwą płeć. Tamte czasy – w któ­rych ban­da­żo­wała so­bie piersi i ni­gdy nie cho­dziła po­pły­wać z przy­ja­ciółmi – mi­nęły bez­pow­rot­nie. A ona za nimi nie tę­sk­niła.

Wierny, jej kot, za­miau­czał ostrze­gaw­czo.

– Alanno! – za­wtó­ro­wał mu Co­ram. – Mamy kło­poty!

Chwy­ciła miecz i po­bie­gła do miej­sca, gdzie cze­kał Co­ram z końmi. Zbli­ża­jący się tu­man ku­rzu zwia­sto­wał lu­dzi pu­styni albo ra­bu­siów. Skrzy­wiła się, wsko­czyła na sio­dło i stępa pod­je­chała na spo­tka­nie Wier­nego, pę­dzą­cego ku niej przez pia­sek jak mała czarna bły­ska­wica. Kot sko­czył, wy­lą­do­wał na sio­dle przed Alanną i wgra­mo­lił się do skó­rza­nego ko­sza przy łęku. Ła­godna z na­tury Księ­ży­cowa Po­świata na­wet nie drgnęła; przy­wy­kła do gwał­tow­nych ru­chów zwie­rzaka.

– Spró­bujmy prze­do­stać się do drogi! – za­pro­po­no­wała Alanna.

Po­na­glili ko­nie. Kiedy po­chy­lona nad grzywą kla­czy ry­cerka obej­rzała się wstecz na Co­rama, ten tylko po­krę­cił głową.

– Nie damy rady – za­grzmiał. – Zo­ba­czyli nas. Jedź! Ja ich za­trzy­mam.

Alanna za­wró­ciła i za­trzy­mała klacz. W jej dłoni za­lśniła Bły­ska­wica.

– To taką przy­ja­ciółkę we mnie wi­dzisz? Ra­zem na nich za­cze­kamy.

Co­ram za­klął.

– Gdy­byś była moją córką, wy­gar­bo­wał­bym ci skórę. Jedź!

Alanna z upo­rem po­trzą­snęła głową. Te­raz wi­działa już po­ścig: to byli gó­rale, naj­gorsi z pu­styn­nych roz­bój­ni­ków. Się­gnąw­szy za plecy, od­pięła tar­czę i za­ło­żyła ją na lewe przed­ra­mię. Co­ram zro­bił to samo.

– Uparta dzie­wu­cha – zrzę­dził pod no­sem. – Wo­lał­bym się po­ty­kać z dzie­się­cioma szcze­pami Ba­zhi­rów niż z gó­ra­lami.

Alanna mu przy­tak­nęła. Ba­zhi­ro­wie byli śmier­tel­nie groźni, ale ści­śle prze­strze­gali ko­deksu ho­no­ro­wego. Dla gó­rali mord i łu­pie­stwo były ce­lem ży­cia.

Moc­niej ści­snęła rę­ko­jeść Bły­ska­wicy i po­pra­wiła tar­czę. Gó­rale zbli­żali się szybko, roz­pro­szeni w pół­okrąg, który miał się za­mknąć wo­kół niej i Co­rama. Z po­sępną miną za­ci­snęła zęby.

– Za­szar­żu­jemy na nich – roz­ka­zała.

– Że co?! – zdzi­wił się jej to­wa­rzysz.

Alanna ru­szyła pro­sto na wroga. Co­ram z wy­sił­kiem prze­łknął ślinę, wy­dał wo­jenny okrzyk i po­pę­dził za nią.

Tuż przed tym, jak starli się z pierw­szym sze­re­giem gó­rali, Księ­ży­cowa Po­świata sta­nęła dęba, ko­piąc przed­nimi no­gami – już przed laty prze­szła od­po­wied­nie szko­le­nie bo­jowe. Alanna cięła Bły­ska­wicą na prawo i lewo, nie zwra­ca­jąc uwagi na wście­kłe okrzyki prze­ciw­ni­ków.

Jed­no­oki ra­buś zła­pał ją za rękę z mie­czem. Wierny wrza­snął ze zło­ścią i wy­sko­czył z ko­sza, od­sła­nia­jąc pa­zury. Jed­no­oki z wrza­skiem pu­ścił Alannę, pró­bu­jąc od­cią­gnąć pry­cha­ją­cego kota od swo­jej twa­rzy.

– Alanno! – za­wo­łał Co­ram, wal­czący z trzema prze­ciw­ni­kami jed­no­cze­śnie. – Uwa­żaj!

I za­wył z bólu, gdy miecz jed­nego z gó­rali roz­orał mu rękę. Za­klął, od­rzu­cił tar­czę i prze­ło­żył miecz do zdro­wej le­wej ręki.

Ostrze­żona przez niego Alanna okrę­ciła się w miej­scu i sta­nęła na­prze­ciw ol­brzyma, ist­nej góry w kształ­cie czło­wieka z wy­szcze­rzo­nymi zę­bami, ru­dymi wło­sami i dłu­gimi, za­ple­cio­nymi w war­ko­czyki wą­sami. Kie­ro­wał swoim ku­cem ru­chami sa­mych ko­lan, dzięki czemu w obu rę­kach ści­skał miecz o nie­zwy­kłym krysz­ta­ło­wym ostrzu. Alanna po­wio­dła wzro­kiem po ostrej jak brzy­twa klin­dze z krysz­tału, prze­łknęła ślinę i uchy­liła się przed pierw­szym za­ma­szy­stym cię­ciem. Ru­do­włosy na­tych­miast wy­mie­rzył cios po­wrotny, który w ostat­niej chwili przy­jęła na tar­czę... i aż jęk­nęła z bólu, tak wielka była siła ude­rze­nia. Od­po­wie­działa cię­ciem Bły­ska­wicy, ale chy­biła: prze­ciw­nik w porę od­sko­czył w tył.

Nie prze­szła do na­tar­cia, nie za­mie­rzała przyj­mo­wać wa­run­ków, ja­kie pró­bo­wał jej na­rzu­cić. Unio­sła wy­żej tar­czę z sym­bo­lem lwicy i cze­kała.

Ol­brzym wró­cił i za­czął ostroż­nie za­kre­ślać krąg wo­kół niej. Jego kuc rzu­cił się w przód, ale wtedy Księ­ży­cowa Po­świata wspięła się na tylne nogi i po­stra­szyła go młó­cą­cymi w po­wie­trzu ko­py­tami. Alanna od­biła tar­czą ko­lejne ude­rze­nia krysz­ta­ło­wego mie­cza. Wstrząs prze­szył całe jej ciało.

„Mam na­dzieję, że mój brat so­lid­nie na­są­czył tar­czę ma­gią”, przy­szła jej do głowy nie­we­soła re­flek­sja. Ina­czej nie prze­trwa pierw­szej bi­twy!

W miarę jak rudy ol­brzym za­ta­czał wo­kół niej koło na zwin­nym, ru­chli­wym kucu, Alanna ob­ra­cała się w miej­scu wraz z kla­czą, aż w pew­nym mo­men­cie spięła ją ude­rze­niem pięt w boki i za­mach­nęła się do ciosu mie­czem. Jest ry­ce­rzem Tor­tallu, nikt nie bę­dzie z nią bez­kar­nie igrał!

Pró­bo­wała wszyst­kich zna­nych so­bie sztu­czek, żeby prze­bić się przez gardę ru­do­wło­sego, ale ten od­pie­rał jej ataki je­den po dru­gim i przez cały czas szcze­rzył zęby w iry­tu­ją­cym uśmie­chu.

Cof­nęła się, zdy­szana, pró­bu­jąc się uspo­koić, a wtedy on z ko­lei przy­pu­ścił szturm. Za­mru­gała, żeby po­zbyć się za­le­wa­ją­cego oczy potu – nie mo­gła so­bie po­zwo­lić na naj­mniej­szy błąd. Ol­brzym sto­so­wał inną tak­tykę niż konni ry­ce­rze, z ja­kimi się do­tych­czas po­ty­kała. Nie wie­działa, czego się po nim spo­dzie­wać.

Na­gle sto­jące w ze­ni­cie słońce za­świe­ciło jej pro­sto w oczy. Prze­ciw­nik spe­cjal­nie ze­pchnął ją w ta­kie po­ło­że­nie i te­raz w ostat­niej se­kun­dzie do­strze­gła prze­ci­na­jącą po­wie­trze krysz­ta­łową klingę. Za­sło­niła się Bły­ska­wicą, mie­cze zde­rzyły się, za­zgrzy­tały, jelce za­parły się o sie­bie. Cię­cie nie się­gnęło celu.

Bły­ska­wica pę­kła: ostrze zo­stało od­cięte przy sa­mej rę­ko­je­ści.

Księ­ży­cowa Po­świata od­sko­czyła ta­necz­nym kro­kiem, uno­sząc Alannę poza za­sięg mie­cza na­past­nika. Sama Alanna wpa­try­wała się z nie­do­wie­rza­niem w trzy­maną w dłoni rę­ko­jeść. Bły­ska­wica była jej mie­czem od sa­mego po­czątku, od­kąd tylko uznano, że jest godna no­sić broń. Jak mia­łaby te­raz wal­czyć bez niej?

Otrzą­snęła się z szoku i nie­po­rad­nie do­była to­pora. Cała drżała z wście­kło­ści, mu­siała się bar­dzo pil­no­wać, żeby nie stra­cić zim­nej krwi i nie po­peł­nić błędu, który mógłby się oka­zać śmier­telny w skut­kach. Moc­niej ujęła to­pór i z bo­jo­wym okrzy­kiem rzu­ciła się na ru­do­wło­sego. Nie sły­szała ani ostrze­gaw­czych wrza­sków in­nych gó­rali, ani ra­do­snego głosu Co­rama; uszy wy­peł­niało jej sa­pa­nie kuca ol­brzyma i wła­sny zdu­szony od­dech. Wzięła za­mach, cięła po­tęż­nie... i za­klęła, gdy prze­ciw­nik uchy­lił się i cof­nął poza za­sięg broni. Pod­je­chała do niego i już, już miała wejść do zwar­cia, kiedy krzyk­nął gło­śno, uj­rzaw­szy coś za jej ple­cami, a po­tem – czym naj­bar­dziej ją zde­ner­wo­wał – za­wró­cił kuca w miej­scu i uciekł, na­wo­łu­jąc nie­licz­nych oca­la­łych po­bra­tym­ców. Alanna spięła Księ­ży­cową Po­światę i ru­szyła w po­ścig.

– Wra­caj, tchó­rzu!

Od­wró­cił się, ro­ze­śmiał i po­gro­ził jej mie­czem, ale śmiech uwiązł mu w gar­dle, gdy czarna strzała prze­szyła mu pierś. Gó­rale pa­dali po­ko­tem pod gra­dem strzał, tylko dwóch zdo­łało ujść z ży­ciem: gnali przed sie­bie na zła­ma­nie karku, ści­gani przez pię­ciu lu­dzi pu­styni w bia­łych sza­tach.

Ba­zhir w bia­łym bur­nu­sie prze­wią­za­nym szkar­łat­nym sznu­rem pod­je­chał do Alanny, która tym­cza­sem zsia­dła z ko­nia i pa­trzyła na ciało ru­do­wło­sego ol­brzyma. Krysz­ta­łowy miecz le­żał obok niego, lśniąc w słońcu. Na­gle za­mi­go­tał moc­niej i na chwilę ją ośle­pił. Z nie­do­wie­rza­niem wy­trzesz­czyła oczy – na tle żół­to­po­ma­rań­czo­wego ognia, który wy­peł­nił jej pole wi­dze­nia, ma­lo­wał się ob­raz.

Ciemny pa­lec – a może słup? – ce­lo­wał w kry­sta­licz­nie błę­kitne niebo. Przed nim stał czło­wiek w po­strzę­pio­nej sza­rej sza­cie. Miał oczy sza­leńca. Pach­niało dy­mem z pa­lo­nego drewna.

Alanna przej­rzała na oczy. Wi­zja znik­nęła.

Wy­jęła spod ko­szuli amu­let, który Wielka Bo­gini Matka dała jej przed trzema laty. Na po­zór zwy­kły wę­gie­lek wy­jęty z ogni­ska, który – ob­lany prze­zro­czy­stym ka­mie­niem – wciąż się ża­rzył. Wie­działa, że kiedy weź­mie go do ręki, do­strzeże dzia­ła­jącą w po­bliżu ma­gię w po­staci ja­rzą­cej się aury w po­wie­trzu. Wi­dząc, że krysz­ta­łowy miecz ema­nuje po­ma­rań­czową po­światą, zmarsz­czyła brwi. Zda­rzyło jej się nie­dawno mieć do czy­nie­nia z taką wła­śnie ma­gią. Nie było to przy­jemne wspo­mnie­nie.

Ba­zhir kop­nia­kiem na­gar­nął pia­sku na miecz.

– To zły przed­miot – po­wie­dział ci­chym, lekko ochry­płym gło­sem. – Zo­stawmy go pu­styni.

Otrzą­snąw­szy się spod wpływu ma­gii, Alanna stwier­dziła, że pła­cze. Czuła się, jakby stra­ciła nie po pro­stu broń, lecz ży­wego przy­ja­ciela.

Błysk me­talu przy­cią­gnął jej wzrok. Schy­liła się i pod­nio­sła od­cięte ostrze Bły­ska­wicy. Wsu­nęła je do po­chwy i przy­tro­czyła bez­u­ży­teczną już rę­ko­jeść do pasa. Do­póki nie bę­dzie pró­bo­wała do­być mie­cza, nikt się nie zo­rien­tuje, że jest zła­many.

Do­sia­dła Księ­ży­co­wej Po­światy i po­sa­dziła Wier­nego przed sobą na sio­dle. Do­łą­czył do niej Co­ram na wa­ła­chu.

– Przy­kro mi, mała – mruk­nął, do­ty­ka­jąc jej ra­mie­nia. – Wiem, ile ten miecz dla cie­bie zna­czył, ale w tej chwili nie mo­żesz tego roz­pa­mię­ty­wać. Ci lu­dzie mogą być na­szymi przy­ja­ciółmi, a mogą nimi nie być. Nie wiemy, dla­czego oca­lili nam skórę. Bę­dziesz mu­siała z nimi po­roz­ma­wiać. Skup się na tym.

Po­ki­wała głową, pró­bu­jąc ze­brać my­śli. Ich wy­bawcy utwo­rzyli luźny krąg wo­kół niej i Co­rama. Męż­czy­zna, który przy­sy­pał krysz­ta­łowy miecz pia­skiem, z dużą swo­bodą kie­ro­wał kasz­ta­no­wym ogie­rem. Po­zo­stali roz­stą­pili się przed nim, gdy pod­je­chał do Alanny i Co­rama. Przez długą chwilę nic nie mó­wił. Tylko pa­trzył.

W końcu ski­nął głową.

– Na­zy­wam się Ha­lef Seif. Po­cho­dzę z ludu zwa­nego Ba­zhi­rami i je­stem wo­dzem ple­mie­nia Krwa­wych Ja­strzębi – przed­sta­wił się ofi­cjal­nie. – Ci, któ­rzy tu zgi­nęli, wbrew prawu i bez po­zwo­le­nia prze­kro­czyli gra­nice na­szego te­ry­to­rium. Wy rów­nież przy­by­li­ście tu nie­pro­szeni. Dla­czego nie mie­li­by­śmy roz­pra­wić się z wami tak, jak roz­pra­wi­li­śmy się z nimi, Ko­bieto, Która Jeź­dzisz Konno Jak Męż­czy­zna?

Alanna znu­żo­nym ge­stem roz­ma­so­wała głowę. Była zbyt zmę­czona i oszo­ło­miona, by uczest­ni­czyć w ko­ro­wo­dzie uprzej­mo­ści, który wśród Ba­zhi­rów ucho­dził za kon­wer­sa­cję. Kon­takty z pu­styn­nymi wo­jow­ni­kami ni­gdy nie na­le­żały do ła­twych. Całe szczę­ście, że ple­mien­nych ma­nier uczyła się od naj­lep­szych.

Wierny wspiął się jej na ra­mię, a wtedy wśród miesz­kań­ców pu­styni po­niósł się po­mruk. Alanna spio­ru­no­wała kota wzro­kiem; do­sko­nale wie­działa, że to jego wi­dok ich za­nie­po­koił.

„Rzadko pew­nie wi­dują czarne koty z fioł­ko­wymi śle­piami”, po­my­ślała.

– Ro­bisz się za duży, żeby tak się roz­sia­dać – mruk­nęła.

Mniej­sza z tym, od­parł Wierny. Alanna za­wsze ro­zu­miała jego miau­cze­nie nie go­rzej niż ludzką mowę. Po­roz­ma­wiaj z nimi.

Od razu po­czuła przy­pływ spo­koju i pew­no­ści sie­bie.

– Mam na­dzieję, że po­trak­tu­jesz nas uczci­wie, Ha­le­fie Se­ifie z Krwa­wych Ja­strzębi – za­częła. – Mój przy­ja­ciel i ja ni­czego nie za­bra­li­śmy. Ni­czego nie znisz­czy­li­śmy. Po pro­stu je­dziemy na Po­łu­dnie. Czy za­mie­rzasz skrzyw­dzić wo­jow­nika króla?

Jej for­tel nie­szcze­gól­nie się udał. Ha­lef Seif wzru­szył ra­mio­nami.

– My nie znamy żad­nego króla.

Sły­szała, jak Co­ram ner­wowo wierci się w sio­dle. Z ludźmi, któ­rzy uzna­wali wła­dzę Ro­alda, króla Tor­tallu, mo­głoby pójść ła­twiej. Co in­nego re­ne­gaci, któ­rym ra­czej nie przy­pad­nie do gu­stu osoba naj­bar­dziej nie­zwy­kłego z mło­dych kró­lew­skich ry­ce­rzy.

– Wy nie zna­cie króla, ale inni Ba­zhi­ro­wie ow­szem. Gdyby się do­wie­dzieli, że za­trzy­ma­li­ście ry­ce­rza kró­le­stwa wraz z to­wa­rzy­szem, do­ra­dzi­liby wam ostroż­ność – po­wie­działa.

Jej słowa wy­wo­łały lek­kie roz­ba­wie­nie wśród jeźdź­ców, tylko ich do­wódca po­zo­stał nie­wzru­sze­nie po­sępny.

– Wasz król jest tak słaby, że ma ko­biety wo­jow­ni­ków? Nie mo­żemy mieć o nim do­brego mnie­ma­nia, po­dob­nie jak nie mo­żemy mieć do­brego mnie­ma­nia o ko­bie­cie tak nie­skrom­nej, że prze­biera się w mę­ski strój i wy­stę­puje z od­sło­niętą twa­rzą.

Alanna wska­zała ciała gó­rali, któ­rych za­bili do spółki z Co­ra­mem.

– Oni rów­nież nie wi­dzieli we mnie god­nego prze­ciw­nika. My­ślisz, że ja i mój kom­pan po­le­gli­by­śmy od mie­czy gó­rali, gdy­by­ście się nie po­ja­wili? Przez nich stra­ci­łam miecz. – Prze­łknęła z wy­sił­kiem ślinę i do­dała nieco lek­ko­myśl­nie: – Ale co tam miecz, mam jesz­cze to­pór, szty­let i włócz­nię. I Co­rama Smy­thes­sona, z któ­rym chro­nimy się na­wza­jem.

– Wiel­kie słowa z ust ta­kiej drob­nej ko­biety – za­uwa­żył Ha­lef Seif. Alanna nie po­tra­fiła ni­czego wy­czy­tać z jego twa­rzy.

Je­den z ba­zhir­skich jeźdź­ców, prze­ra­sta­jący po­zo­sta­łych o głowę, pchnął ko­nia w przód, przez chwilę przy­glą­dał się Alan­nie z bli­ska, w końcu z za­do­wo­le­niem po­ki­wał głową.

– To ona! – wy­krzyk­nął. – Ha­le­fie, to Ja­sno­pło­mienna!

– Mów da­lej, Gam­malu – po­le­cił mu Ha­lef.

Po­tężny męż­czy­zna skło­nił się przed Alanną tak ni­sko, jak tylko po­zwa­lało mu sio­dło.

– Pa­mię­tasz mnie? – za­py­tał z na­dzieją. – Sta­łem na po­ste­runku przy za­chod­niej bra­mie w ka­mien­nej wio­sce, którą wy, przy­by­sze z Pół­nocy, na­zy­wa­cie Per­so­po­lis. To było sześć pór desz­czo­wych temu. Nie­bie­sko­oki, twój książę, złotą mo­netą opła­cił moje mil­cze­nie.

– No ja­sne! – Alanna przy­po­mniała so­bie i wy­szcze­rzyła zęby w uśmie­chu. – Splu­ną­łeś na mo­netę i przy­gry­złeś ją.

Ol­brzym spoj­rzał na wo­dza.

– To ona. Zja­wiła się w to­wa­rzy­stwie Nie­bie­sko­okiego Księ­cia, Noc­nego Przy­by­sza. Ra­zem uwol­nili nas od Czar­nego Mia­sta! – Na­kre­ślił na piersi znak chro­niący przed złem. – Ran­kiem tam­tego dnia wy­pu­ści­łem ich przez bramę.

– Czy to prawda? – Marsz­cząc brwi, Ha­lef spoj­rzał na Alannę.

Alanna wzru­szyła ra­mio­nami.

– Ow­szem, uda­li­śmy się z księ­ciem Jo­na­tha­nem do Czar­nego Mia­sta – przy­znała. – Wal­czy­li­śmy tam z Ysan­di­rami... Bez­i­mien­nymi – do­dała po­spiesz­nie, wi­dząc, że Ba­zhi­ro­wie za­czy­nają po­mru­ki­wać z nie­po­ko­jem. Po­ko­na­li­śmy ich, choć nie było to ła­twe.

Chudy męż­czy­zna w zie­lo­nych sza­tach ba­zhir­skiego sza­mana od­rzu­cił kap­tur z głowy. Po­strzę­piona broda ster­czała mu w przód z zie­mi­stego pod­bródka.

– Ona kła­mie! – Wje­chał ko­niem po­mię­dzy Alannę i człon­ków swo­jego ple­mie­nia. – Po za­gła­dzie Bez­i­mien­nych Ja­sno­pło­mienna i Nocny Przy­bysz wy­je­chali ogni­stym ry­dwa­nem na niebo. Wszy­scy to wie­dzą!

– Wró­cili do ka­mien­nej wio­ski – od­parł nie­ustę­pli­wie Gam­mal. – Konno. Klacz, któ­rej do­sia­dała Ja­sno­pło­mienna, wy­glą­dała do­kład­nie tak jak ta tu­taj: boki pia­skowe, grzywa i ogon ko­loru chmur.

Ba­zhi­ro­wie wdali się w dys­ku­sję. Co­ram pod­je­chał do swo­jej pani.

– Coś ty naj­lep­szego na­ro­biła? – spy­tał pół­gło­sem.

– Na­le­ża­łoby ra­czej za­py­tać, co my­śmy z Jo­nem na­ro­bili – od­parła Alanna szep­tem. – Opo­wia­da­łam ci o na­szej eska­pa­dzie do Czar­nego Mia­sta, prawda? Wal­czy­li­śmy tam z de­mo­nami. Jon do­wie­dział się wtedy, że je­stem dziew­czyną. To było sześć lat temu.

– Gdy­bym wie­dział, że będę po­dró­żo­wał w to­wa­rzy­stwie le­gendy, dwa razy bym się za­sta­no­wił, czy warto ru­szać w drogę – gde­rał Co­ram.

– Ci­sza! – roz­ka­zał wszyst­kim Ha­lef. Spoj­rzał na Alannę. – Na ra­zie przyj­mu­jemy do wia­do­mo­ści, że je­steś wo­jow­niczką króla Pół­nocy, Ko­bietą, Która Jeź­dzi Konno Jak Męż­czy­zna. Do­wo­dzi tego twoja tar­cza. Jako wódz Krwa­wych Ja­strzębi za­pra­szam cię dzi­siaj do na­szego ogni­ska.

Alanna zmie­rzyła go wzro­kiem. Za­sta­na­wiała się w du­chu, czy ma ja­kiś wy­bór.

– Twoje za­pro­sze­nie jest dla nas za­szczy­tem. – Skło­niła się przed Ha­le­fem. – Nie przy­szłoby nam do głowy go od­rzu­cić.

Na­miot, który od­dano do dys­po­zy­cji jej i Co­ra­mowi, był duży, prze­stronny i bo­gato wy­po­sa­żony w ko­bierce i wy­godne po­duszki. Alanna rzu­ciła się na po­sła­nie. Są­dząc po licz­bie na­mio­tów, które zo­ba­czyła w wio­sce, ple­mię Krwa­wych Ja­strzębi li­czyło co naj­mniej dwa­dzie­ścia ro­dzin. Nie­któ­rzy ka­wa­le­ro­wie, wy­pro­wa­dziw­szy się od ro­dzi­ców, za­miesz­ki­wali w jed­nym du­żym, wspól­nym na­mio­cie. Sza­man, odziany w bur­nus prze­wią­zany zie­lo­nym sznu­rem, znik­nął w naj­więk­szym na­mio­cie. Z nauk po­bie­ra­nych u sir My­lesa Alanna pa­mię­tała, że na­miot sza­mana pełni także rolę świą­tyni dla ca­łego ple­mie­nia.

Z tych roz­my­ślań wy­rwało ją przy­by­cie trojga mło­dych Ja­strzębi. Dwie dziew­czyny miały za­sło­nięte twa­rze: ba­zhir­skim zwy­cza­jem za­słonę taką no­siła każda ko­bieta od mo­mentu roz­po­czę­cia co­mie­sięcz­nego cy­klu krwa­wie­nia. Wyż­sza z nich wnio­sła tacę z je­dze­niem i wi­nem, którą ostroż­nie po­sta­wiła na ziemi po­mię­dzy Co­ra­mem i Alanną. Druga z dziew­cząt oraz wy­soki, przy­stojny chło­pak niemo przy­glą­dali się go­ściom.

– Pierw­szy raz wi­dzimy ko­bietę o ja­snych oczach – wy­pa­lił znie­nacka chło­pak. – Czy to woda, która pada z nieba na Pół­nocy, wy­płu­kała z nich cały ko­lor?

– Oczy­wi­ście, że nie, Ishaku – od­pa­ro­wała niż­sza dziew­czyna. – Prze­cież nie by­łyby wtedy fio­le­towe, prawda?

– Ishak, Ko­ur­rem, nie ga­dać tyle! – ucięła dziew­czyna, która przy­nio­sła tacę. Ukło­niła się bar­dzo ni­sko przed Alanną i Co­ra­mem. – Wy­bacz­cie moim przy­ja­cio­łom, za­po­mi­nają, że są już do­ro­śli. – Spio­ru­no­wała wzro­kiem Ishaka i Ko­ur­rem. – Za­bra­łam was ze sobą, bo obie­ca­li­ście, że bę­dzie­cie ci­cho. Zła­ma­li­ście słowo!

– Ale nie przy­się­ga­łem na swo­ich przod­ków – wy­tknął jej za­do­wo­lony z sie­bie chło­pak.

– Mogę po­gła­skać two­jego kota? – za­py­tała Ko­ur­rem Alannę. – On też ma fioł­kowe oczy. I jest bar­dzo ładny. Czy to twój brat za sprawą po­tęż­nej ma­gii za­klęty w kota?

Za­do­wo­lony z po­chwał Wierny nie­spiesz­nym kro­kiem pod­szedł do go­ści, żeby mo­gli go gła­skać i po­dzi­wiać. Alanna uśmie­chem skwi­to­wała ich po­mysł, że mie­liby być z Wier­nym spo­krew­nieni. Nie oni pierwsi za­sta­na­wiali się, skąd u niej i u kota ten sam ko­lor oczu.

– Nie – od­parła, na­le­wa­jąc wina Co­ra­mowi i so­bie. – Wierny to zwy­kły kot. A mój brat jest wpraw­dzie cza­ro­dzie­jem, ale za­cho­wuje ludzką po­stać. W każ­dym ra­zie wy­glą­dał jak czło­wiek, kiedy ostat­nio go wi­dzia­łam.

– Je­stem Kara – ob­wie­ściła wyż­sza z dziew­cząt. – Mam wam usłu­gi­wać do czasu, aż ple­mię za­de­cy­duje o wa­szym dal­szym lo­sie. Mu­simy już iść – przy­znała nie­chęt­nie. – Nie po­win­ni­śmy długo z wami prze­by­wać. Akh­nan Ibn Naz­zir po­wie­dział, że je­śli nie bę­dziemy ostrożni, grozi nam z wa­szej strony ze­psu­cie.

Alanna z Co­ra­mem wy­mie­nili za­tro­skane spoj­rze­nia.

– A co to za je­den, ten... – Co­ram skrzy­wił się, nie mo­gąc przy­po­mnieć so­bie imie­nia su­ro­wego Ba­zhira. – Ten, który twier­dzi, że was ze­psu­jemy?

– Akh­nan Ibn Naz­zir – od­parł sto­jący już w drzwiach Ishak – to nasz sza­man. Mówi, że je­ste­ście de­mo­nami przy­sła­nymi, żeby pod­dać nas pró­bie wiary.

Ko­ur­rem zro­biła zeza.

– Ibn Naz­zir to stary dzia­dyga z brodą jak kępa chwa­stów.

Wstrzą­śnięta Kara czym prę­dzej za­brała młod­szych przy­ja­ciół z na­miotu. Co­ram z nie­po­ko­jem po­krę­cił głową.

– Nie po­doba mi się, czym to pach­nie – przy­znał. – Jak my­ślisz, mo­żemy coś zro­bić?

Alanna za­wi­nęła się w ha­fto­waną na­rzutę.

– Ja za­mie­rzam się prze­spać. – Ziew­nęła. – Do­póki nic w na­szej spra­wie nie po­sta­no­wią, je­ste­śmy bez­radni.

I w parę chwil za­snęła ka­mien­nym snem. Wierny zwi­nął się w kłę­bek tuż obok jej nosa.

Co­ram są­czył wła­śnie trzeci kie­li­szek dak­ty­lo­wego wina, kiedy do na­miotu zaj­rzał Ha­lef Seif.

– We śnie wy­gląda ła­god­niej – za­uwa­żył pół­gło­sem. – Kiedy się obu­dzi, po­wiedz jej, że ple­mię za­de­cy­duje o wa­szym lo­sie przy ogni­sku przed wie­czor­nym po­sił­kiem. Przy­ślę po was.

Co­ram ski­nął głową i do­pił wino. Alanna miała ra­cję: na ra­zie nie­wiele mo­gli zro­bić. Uło­żył się wy­god­nie i rów­nież za­padł w drzemkę.

Ostat­nie smugi dzien­nego świa­tła do­ga­sały na za­cho­dzie, gdy Alanna się prze­bu­dziła. Co­ram spał jesz­cze, po­chra­pu­jąc ci­cho. Wierny gdzieś znik­nął. Prze­cią­ga­jąc się i zie­wa­jąc, wy­szła przed na­miot. W wio­sce pa­no­wała oso­bliwa ci­sza, jakby miej­sce nie­ocze­ki­wa­nie opu­sto­szało. Już miała iść się ro­zej­rzeć, gdy Ishak, który cze­kał przy­kuc­nięty przy wej­ściu do na­miotu, zła­pał ją za no­gawkę. Przy­tknął pa­lec do ust w ostrze­gaw­czym ge­ście i za­pro­wa­dził ją z po­wro­tem do środka.

– Trwa Chwila Głosu – wy­ja­śnił, kiedy zna­leźli się w na­mio­cie. Co­ram przy­cze­sy­wał zmierz­wione po śnie włosy. – Wszy­scy do­ro­śli mu­szą być przy niej obecni, ale mnie ka­zano zo­stać i wam to­wa­rzy­szyć. – Na dźwięk gło­sów na dwo­rze pod­niósł wzrok. – O, skoń­czyli. Nie­długo was we­zwą. Za­pro­wa­dzę was.

– Nie bo­isz się ze­psu­cia? – za­py­tał życz­li­wym to­nem Co­ram.

Chło­pak po­krę­cił głową.

– Ha­lef Seif mówi, że tylko ten, który pra­gnie ze­psu­cia, zbo­czy na złą drogę. A on zna się na lu­dziach.

– Le­piej od wa­szego sza­mana? – spy­tała Alanna.

– Akh­nan Ibn Naz­zir to stara pu­stynna kwoka – od­parł ze wzgardą Ishak. – Jego ma­gia czę­ściej szko­dzi, niż po­maga. – Spoj­rzał z za­pa­łem na Alannę. – Ibn Naz­zir mówi, że je­steś cza­ro­dziejką z Pół­nocy. Na­uczysz mnie ma­gii? Spójrz, już tro­chę umiem!

Wy­cią­gnął przed sie­bie rękę i skon­cen­tro­wał się na kuli czer­wo­na­wego pło­mie­nia, która po­ja­wiła się nad jego dło­nią i ro­sła w oczach.

Alanna szturch­nęła go w rękę i wy­trą­ciła z transu.

– Nie znam się na ma­gii – od­pa­ro­wała su­rowo – i nie chcę mieć z nią do czy­nie­nia. Dar pro­wa­dzi tylko do bólu i śmierci.

Kara zaj­rzała do na­miotu i zgięła się w ukło­nie.

– Ishaku, po­móż na­szym go­ściom się przy­go­to­wać. – Z wy­sił­kiem prze­łknęła ślinę, prze­no­sząc wzrok na Alannę. – Czy po­trze­bu­jesz po­mocy, Ko­bieto, Która Jeź­dzisz Konno Jak Męż­czy­zna?

– Dzię­kuję ci, Karo. – Alanna się uśmiech­nęła. – Dam so­bie radę.

Kara jesz­cze raz się ukło­niła.

– Ishak za­pro­wa­dzi was do ogni­ska, kiedy bę­dzie­cie go­towi – za­po­wie­działa i pu­ściła za­sła­nia­jącą wej­ście połę na­miotu.

Co­ram otwie­rał wła­śnie juki Alanny i wyj­mo­wał z nich kol­cze no­ga­wice i ko­szulkę. Isha­kowi z po­dziwu za­parło dech w piersi. Z na­bożną czcią do­tknął zło­co­nego pan­ce­rza. Kol­czuga była pre­zen­tem od przy­ja­ciół dla Alanny na jej osiem­na­ste uro­dziny. Miała wpraw­dzie zwy­czajną kol­czugę wzmac­nianą sta­lo­wymi pły­tami, ale tę ko­szulkę zro­biono dla niej na za­mó­wie­nie: była zna­ko­mi­cie do­pa­so­wana i wy­jąt­kowo lekka. Za­pięła wy­sa­dzany ame­ty­stami pas, od któ­rego wcze­śniej od­cze­piła po­chwy na miecz i szty­let: nie wy­pa­dało iść z bro­nią na na­radę, w do­datku wi­dok Bły­ska­wicy wciąż spra­wiał jej przy­krość. Przy­pięła do pasa rę­ka­wice ozdo­bione sym­bo­lem wspię­tej lwicy i ski­nęła głową Co­ra­mowi.

– Za­cze­kam na was na ze­wnątrz – rzu­ciła nie­zo­bo­wią­zu­jąco. – Mu­szę po­my­śleć.

W rze­czy­wi­sto­ści za­re­ago­wała na ci­che prych­nię­cie Wier­nego, które do­bie­gło zza ściany na­miotu. Po­de­szła do kota, ba­da­jąc wzro­kiem szybko gęst­nie­jący mrok.

– O co cho­dzi? – spy­tała szep­tem. – Ci lu­dzie są...

W ciem­no­ści po­ru­szyły się cie­nie. Alanna za­marła. Akh­nan Ibn Naz­zir pro­wa­dził ko­nia w ciem­ność.

– A ten co kom­bi­nuje, jak my­ślisz? – za­py­tała Wier­nego. – Będą z tego kło­poty?

Na pewno, przy­tak­nął kot. Wy­py­ty­wał tych mło­dych, któ­rzy byli u was w na­mio­cie, czy ma­cie coś war­to­ścio­wego. Wąt­pię, żeby ro­bił to z do­broci serca.

Alanna z wes­tchnie­niem po­szła za Isha­kiem i Co­ra­mem do ogni­ska. Wo­la­łaby nie mieć wroga w ba­zhir­skim sza­ma­nie, ży­cie i bez tego było wy­star­cza­jąco skom­pli­ko­wane.

Po­sa­dzono ją na prawo od Ha­lefa Se­ifa. Co­ram za­jął miej­sce obok niej, a Wierny usa­do­wił się z przodu, przed jej skrzy­żo­wa­nymi no­gami. Kiedy ko­lejni człon­ko­wie ple­mie­nia za­sia­dali w kręgu, wy­ko­rzy­stała chwilę, żeby przyj­rzeć się Ha­le­fowi Se­ifowi. Te­raz, gdy zsu­nął kap­tur, było wi­dać, że do­biega czter­dziestki. Miał szczu­płe ciało, ha­czy­ko­waty nos i głę­bo­kie bruzdy bie­gnące od nosa ku ką­ci­kom ust.

„Ten czło­wiek wi­dział ka­wał ży­cia”, po­my­ślała.

Ko­biety pa­trzyły zza ple­ców męż­czyzn, ich oczy błysz­czały po­nad za­sło­nami twa­rzy. Alanna sta­rała się nie oka­zy­wać zde­ner­wo­wa­nia. Chciała się za­przy­jaź­nić z tymi ludźmi, nie umiała jed­nak stwier­dzić, czy i oni chcą w niej wi­dzieć przy­ja­ciółkę. Ką­tem oka do­strze­gła błysk zie­leni i od­wró­ciła się ra­zem ze wszyst­kimi: to sza­man zaj­mo­wał miej­sce na­prze­ciwko Ha­lefa Se­ifa. Wy­glą­dał na bar­dzo za­do­wo­lo­nego z sie­bie. Alanna od­nio­sła wra­że­nie, że ma coś na su­mie­niu.

– Na­sze ple­mię – Ha­lef Seif pod­niósł głos, żeby wszy­scy go sły­szeli – prze­ma­wia dwoma gło­sami. Je­den za­leca nam przy­ję­cie in­tru­zów, twier­dzi, że święta i jej sługa za­słu­gują na nasz sza­cu­nek. Drugi do­maga się ich śmierci, utrzy­mu­jąc, że są słu­gami króla Pół­nocy, i przy­po­mi­na­jąc, że ko­biety nie mogą za­cho­wy­wać się jak męż­czyźni. Nasz oby­czaj wy­maga, żeby przy­by­sze wy­słu­chali obu gło­sów i udzie­lili od­po­wie­dzi. Tak było za­wsze. Za­nim prze­mó­wią inni, po­wiem to, co mu­szę po­wie­dzieć. Mam do tego prawo. Je­stem wo­dzem Krwa­wych Ja­strzębi. Nie wiem, czy ta ko­bieta jest Ja­sno­pło­mienną, która zja­wiła się wraz z Noc­nym Przy­by­szem, by uwol­nić nas od Czar­nego Mia­sta. Twier­dzi, że służy kró­lowi Pół­nocy, który jest na­szym wro­giem. Przy­by­wała jed­nak w po­koju, do­póki nie zo­stała na­pad­nięta przez gó­rali. Za­ata­ko­wana, wal­czyła dziel­nie. Wraz ze swoim sługą za­bili wielu gó­rali, któ­rzy są na­szymi nie­przy­ja­ciółmi. Do­siada ko­nia jak męż­czy­zna, nie nosi za­słony – jak męż­czy­zna, wal­czy jak męż­czy­zna. Niech za­tem jak męż­czy­zna udo­wodni, że za­słu­guje na swoją broń i na­szą przy­jaźń.

Skoń­czył i skło­nił ciem­no­włosą głowę.

Roz­po­częła się dys­ku­sja, w któ­rej pierw­szy głos za­brał sza­man. Alanna nie zdzi­wiła się spe­cjal­nie, gdy oskar­żył ją, że swoją pro­fe­sją i spo­so­bem ubie­ra­nia się bluźni prze­ciw bo­gom; nie­któ­rzy ka­płani w pa­łacu mó­wili mniej wię­cej to samo, gdy jej praw­dziwa toż­sa­mość prze­stała być ta­jem­nicą. Na­stępny był Gam­mal, który po­wtó­rzył re­la­cję z nie­zwy­kłych wy­da­rzeń, do ja­kich do­szło sześć lat wcze­śniej w Czar­nym Mie­ście.

Wy­soki Ba­zhir na­zwi­skiem Ha­kim Fah­rar przy­po­mniał, że karą prze­wi­dzianą dla wszyst­kich in­tru­zów jest śmierć. Inni za­le­cali umiar, mó­wiąc, że kto nie ak­cep­tuje zmian z na­dej­ściem no­wych cza­sów, ska­zuje się na wy­mar­cie. De­bata trwała. Wierny się zdrzem­nął, dłu­gie prze­mó­wie­nia znu­dzi­łyby także Alannę, gdyby w grę nie wcho­dziło ży­cie jej i Co­rama. Tym­cza­sem od­czu­wała co­raz więk­szy sza­cu­nek dla Ha­lefa Se­ifa i jego de­ter­mi­na­cji, by wy­słu­chać wszyst­kich opi­nii. Nie pierw­szy raz za­uwa­żyła, jak wielką wagę przy­kła­dają Ba­zhi­ro­wie do prawa swo­bod­nej wy­po­wie­dzi dla każ­dego z człon­ków ple­mie­nia; z cza­sem od­kryła, że w nie­któ­rych spra­wach na­wet ko­biety mo­gły za­brać głos.

Tylko raz pa­dły słowa, któ­rych zna­cze­nia nie zro­zu­miała.

– Głos uho­no­ro­wał ją i Nie­bie­sko­okiego Księ­cia, gdy wró­cili po bi­twie z Bez­i­mien­nymi – przy­po­mniał za­pal­czy­wym to­nem Gam­mal, zwra­ca­jąc się do sza­mana.

– Głos twier­dzi rów­nież, że sami mu­simy za­de­cy­do­wać o jej lo­sie, Gam­malu – ostrzegł go Ha­lef. – Nie unoś się. Spra­wie­dli­wo­ści sta­nie się za­dość.

Alanna zmarsz­czyła brwi. Wcze­śniej Ishak wspo­mniał coś o „Chwili Głosu”, te­raz Gam­mal i wódz mó­wili o sa­mym „Gło­sie”.

„Czy My­les opo­wia­dał mi kie­dyś o ba­zhir­skim bogu lub ka­pła­nie o ta­kim imie­niu?”, za­sta­na­wiała się w du­chu. „Nie wy­daje mi się. Będę mu­siała za­py­tać Ha­lefa Se­ifa o ten Głos. O ile do­żyję rana”.

Naj­star­szy wo­jow­nik pod­niósł rękę.

– Jest spo­sób, aby okre­ślić sta­tus tej ko­biety – po­wie­dział. – Nosi broń jak męż­czy­zna, niech za­tem wal­czy jak męż­czy­zna. Pod­dajmy ją pró­bie walki. Je­żeli zwy­cięży, ple­mię po­stąpi mą­drze, ak­cep­tu­jąc ją. Je­śli zaś ule­gnie, za­bi­jemy także jej sługę.

Sza­man ze­rwał się na równe nogi.

– Ła­ska bo­gów dla czło­wieka, który ją za­bije! – wy­krzyk­nął. – Przy­się­gam!

– Skoro ofe­ru­jesz ła­skę bo­gów – za­su­ge­ro­wała spo­koj­nie Alanna – to czemu sam mnie nie za­bi­jesz?

Roz­le­gły się przy­tłu­mione śmie­chy. Sza­man okrę­cił się w miej­scu i sta­nął twa­rzą w twarz z Alanną.

– Drwi z na­szych oby­cza­jów!

– Drwię z sza­mana, który obej­rzaw­szy po­sia­dane przeze mnie do­bra, wzywa do za­bi­cia mnie, po­nie­waż, jak twier­dzi, ob­ra­żam bo­gów. A może po­wiesz, że wcale cię nie in­te­re­suje, co mam przy so­bie? – za­py­tała nie­wzru­szona, pa­trząc mu pro­sto w oczy.

Ha­lef po­tarł w za­du­mie pod­bró­dek.

– Trze­cia część wszyst­kiego, co po­sia­dasz, przy­pad­nie temu, kto cię za­bije. Jedną trze­cią do­staje wódz, jedną trze­cią ka­płan. Za­wsze tak było.

Alanna uśmiech­nęła się ze zło­ścią.

– Tak wła­śnie my­śla­łam.

Ha­lef uniósł ręce.

– Wo­jow­nicy za­gło­sują te­raz nad tym, czy pod­dać pró­bie walki Ko­bietę, Która Jeź­dzi Konno Jak Męż­czy­zna.

Ko­biety prze­szły wśród męż­czyzn, roz­da­jąc im skrawki per­ga­minu, pa­tyczki do pi­sa­nia i atra­ment. Chwilę póź­niej ze­brały zło­żone kar­te­luszki i od­dały je Ha­le­fowi, który z na­masz­cze­niem roz­kła­dał je i umiesz­czał na jed­nym z dwóch sto­si­ków przed sobą, tak żeby nikt nie mógł mu za­rzu­cić ma­ni­pu­la­cji. Uczci­wość Ba­zhi­rów ko­lejny raz za­im­po­no­wała Alan­nie.

Wresz­cie głosy zo­stały pod­li­czone.

– Od­bę­dzie się próba walki – ob­wie­ścił Ha­lef Seif.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: