Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Anatomia władzy i nowa prawica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 grudnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Anatomia władzy i nowa prawica - ebook

Jak uzdrowić polską politykę?

Czego nam potrzeba, by przezwyciężyć niszczący państwo konflikt światopoglądowy? Jaka siła polityczna byłaby zdolna przywrócić poczucie, że pomimo różnic stanowimy narodową wspólnotę? Kto powinien naprawić nasze instytucje oraz na nowo określić rolę Polaków w Europie? Aleksander Hall nie tylko klarownie diagnozuje naszą rzeczywistość polityczną: działania rządu i opozycji, ale przedstawia też rozwiązania, których od kilku lat bezskutecznie poszukają demokraci przejęci kierunkiem polskiej polityki.

Hall nie ma wątpliwości: Polska potrzebuje nowej propaństwowej i demokratycznej prawicy, której przedstawiciele przeciwstawią się wypaczaniu ważnych dla nich idei i wartości. Propozycja, którą opisuje w książce, stanowi najkonkretniejszy z prezentowanych dotąd sposobów zakończenia politycznego okresu „złej zmiany”.

Aleksander Hall – historyk i publicysta, dr hab. nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki, polityk, były działacz opozycji demokratycznej, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, kawaler Orderu Orła Białego, autor .: Osobistej historii III Rzeczypospolitej (2011) i Złej zmiany (2016).

Powyższy opis pochodzi od wydawcy

Kategoria: Nauki społeczne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-4435-1
Rozmiar pliku: 866 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

W pierwszych miesiącach 2016 roku ukończyłem pracę nad _Złą zmianą_ – książką niewielką rozmiarami, ale bardzo dla mnie ważną. Decyzję, aby napisać _Złą zmianę_, podjąłem w grudniu 2015 roku, obserwując pierwsze posunięcia obozu politycznego, który właśnie przejął rządy w naszym kraju, wygrawszy wybory prezydenckie i parlamentarne. Stało się wtedy dla mnie oczywiste, że celem Jarosława Kaczyńskiego jest przeprowadzenie ustrojowej rewolucji, która ma mu zapewnić wielką władzę nad państwem i społeczeństwem, władzę, jakiej nie posiadał żaden z polskich przywódców od przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, gdy jako naród odzyskaliśmy swobodę w urządzaniu własnego państwa.

Analizując przyczyny wyborczego zwycięstwa obozu Jarosława Kaczyńskiego w 2015 roku, zwracałem uwagę, że w dużym stopniu przyczynił się do niego nieuczciwy marketingowy zabieg. PiS przybrał na czas kampanii wyborczej maskę ugrupowania politycznie umiarkowanego, skoncentrowanego na poprawieniu bytu Polaków, zwłaszcza tych gorzej sytuowanych. Nie zapowiadał ustrojowej rewolucji, zniszczenia Trybunału Konstytucyjnego, podporządkowania sobie wymiaru sprawiedliwości. W kampanii wyborczej uroczyście ogłoszono, że w razie zwycięstwa PiS-u premierem zostanie Beata Szydło, a nie Jarosław Kaczyński, którego większość wyborców traktowała wówczas nieufnie bądź z wyraźną niechęcią. Na czas kampanii wycofano z pierwszej linii Antoniego Macierewicza i energicznie dementowano pogłoski, że zostanie on ministrem obrony narodowej. Beata Szydło zapewniała, że resort obrony w jej przyszłym rządzie obejmie Jarosław Gowin, mający opinię polityka racjonalnego – w przeciwieństwie do Macierewicza – i przede wszystkim emocjonalnie zrównoważonego.

Także teraz jestem przekonany, że ukrycie prawdziwych zamiarów bardzo pomogło PiS-owi wygrać wybory w 2015 roku. Jednak od razu po wyborach maska, za którą na czas kampanii wyborczej ukrył się Jarosław Kaczyński, opadła. Rozpoczął się niczym niezawoalowany proces demolowania i zawłaszczania instytucji państwowych, proces dzielenia wspólnoty narodowej. I pomimo to po czterech latach Prawo i Sprawiedliwość wyraźnie zwyciężyło w wyborach do Parlamentu Europejskiego i do Sejmu, a rok później Andrzej Duda przedłużył tę passę w wyborach prezydenckich. Otrzymaliśmy gorzką lekcję o stanie świadomości znacznej części społeczeństwa, nieprzywiązującej należytej wagi do poszanowania przez rządzących konstytucji i fundamentów ustrojowych państwa, niedostrzegającej, jak groźne może być skupienie w jednych rękach władzy politycznej i sądowniczej.

Jak wytłumaczyć ostatnie zwycięstwa wyborcze Prawa i Sprawiedliwości? Z pewnością zdecydowały o nich wielkie transfery socjalne, których najważniejszym celem było – moim zdaniem – stworzenie lojalnej klienteli wyborczej, kierującej się poczuciem wdzięczności i przekonanej, że rządy PiS-u stanowią gwarancję zachowania już uzyskanych korzyści finansowych i jednocześnie dają szanse na kolejne profity w przyszłości. Partii rządzącej bez wątpienia służyło także przekształcenie mediów publicznych w tubę propagandową władzy i narzędzie dyskredytowania opozycji. Wielu Polaków, zwłaszcza starszych, mieszkających na wsi lub w małych prowincjonalnych ośrodkach, w dalszym ciągu korzysta przede wszystkim, a czasami wyłącznie, z mediów rządowych.

Ale hojnie rozdawane prezenty (pochodzące, co oczywiste, z płaconych przez obywateli podatków) oraz pozbawiona skrupułów propaganda rządowych mediów nie wyjaśniają wszystkiego. Do sukcesów PiS-u przyczyniło się także odwołanie do wartości ważnych dla większości Polaków: patriotyzmu, godności narodowej, tożsamości kulturowej, tradycji, suwerenności państwa polskiego. Owo odwołanie miało charakter instrumentalny, niemniej przyniosło efekty. PiS przekonał znaczną część społeczeństwa, że jest jedynym obrońcą tradycyjnych norm, zagrożonych przez siły nihilizmu i dekadencji.

Wielu komentatorów chętnie, ale moim zdaniem błędnie określa Prawo i Sprawiedliwość jako partię konserwatywną. Bez wątpienia PiS adresuje swą ofertę przede wszystkim do ludzi nieufnych wobec gwałtownych zmian, jakie niesie współczesne życie. Taką postawę można nazwać konserwatywną czy zachowawczą. To jednak stanowczo zbyt wątła podstawa, aby uznać tożsamość obozu Jarosława Kaczyńskiego za konserwatywną. Przytoczę dosłownie pogląd, który wyraziłem w _Złej zmianie_, gdyż nie zmienił się ani o jotę:

Najczęściej przez konserwatyzm rozumie się doktrynę polityczną, która narodziła się w Wielkiej Brytanii. Jej twórcą był Edmund Burke, osiemnastowieczny polityk i myśliciel. Ów klasyczny konserwatyzm odrzuca utopijną wiarę w możliwość zbudowania idealnego porządku społeczno-politycznego. Według konserwatystów eliminacja społecznego zła nie jest możliwa, gdyż jego źródła tkwią w niedoskonałości ludzkiej natury. Konserwatyści wiedzą, że ludzie są zdolni do miłości, bezinteresownej ofiarności i poświęcenia, ale także do nienawiści, skrajnego egoizmu, zawiści i tchórzostwa. Cenią tradycję i dziedzictwo historyczne, ale potrafią też poddawać je krytycznej ocenie. Dużą wagę przywiązują do istnienia nieformalnych struktur społecznych i szanują hierarchie społeczne, które ukształtowały się w toku historycznego rozwoju. Są przeciwnikami nieograniczonej, centralnej władzy państwowej, gdyż wiedzą, że prowadzi ona do tyranii. Uważają, że wolność i własność są ze sobą ściśle powiązane. W polityce cenią realizm. Niechętni gwałtownym zmianom politycznym i społecznym, zdecydowanie odrzucają wszelkie rewolucyjne metody działania. Już na pierwszy rzut oka widać, że ten opis nie przystaje do obrazu Prawa i Sprawiedliwości, którego ideałem pozostaje państwo podporządkowane woli politycznej centralnego ośrodka władzy. Ten centralny ośrodek ma sprawować pełną kontrolę nad instytucjami samorządowymi i społeczeństwem obywatelskim. Z pewnością ten sposób działania Jarosława Kaczyńskiego bliższy jest metodzie rewolucyjnej niż rozważnie ewolucyjnej, zalecanej przez konserwatystów. Niektóre z wartości, które PiS wziął na sztandary – takie jak religia, tradycja i ojczyzna – należą do konserwatywnego kanonu, ale PiS-owska wizja państwa i polityki bardziej przypomina jakobińską. Od idei Edmunda Burke’a dzieli ją przepaść.

Prawo i Sprawiedliwość nie ma też nic wspólnego z najbardziej dojrzałym nurtem polskiego konserwatyzmu, który wydał krakowską szkołę historyczną. Jej przedstawiciele krytycznie odnosili się do historii Polski, przypisując błędom popełnionym przez minione pokolenia upadek Rzeczypospolitej Obojga Narodów i rozbiory. Ów krytycyzm pozostaje w jaskrawej sprzeczności z polityką historyczną, jaką uprawia partia Jarosława Kaczyńskiego. Dla PiS-u polska historia ma być źródłem narodowej dumy i służyć pokrzepieniu serc, tak niezbędnemu z powodu klęsk sprowadzonych na Polskę przez III Rzeczpospolitą. W istocie narodowa pedagogika proponowana przez ideologów Prawa i Sprawiedliwości jest zaprzeczeniem sposobu myślenia Józefa Szujskiego, który przestrzegał przed fałszywą historią – jako mistrzynią fałszywej polityki.

Na polityczną retorykę Prawa i Sprawiedliwości warto spojrzeć w szerszym kontekście. W jakiejś mierze czerpie ona siłę z powszechnych obaw i lęków, które narodziły się na początku nowego tysiąclecia. W końcowej fazie XX wieku mieliśmy powody, aby przypuszczać, że wraz z upadkiem komunizmu i imperium radzieckiego świat zmierza w dobrym kierunku. Mogliśmy myśleć tak zwłaszcza my, mieszkańcy tej części Europy, która po drugiej wojnie światowej znalazła się w strefie dominacji Związku Radzieckiego. W latach 1989–1991 runął porządek, który wydawał się niezmienny, odzyskaliśmy niepodległość, wolność i prawo decydowania o ustroju naszych państw. Wszystko zdawało się potwierdzać pogląd, który Francis Fukuyama sformułował w eseju _Koniec historii_: zakończył się wielki historyczny spór między siłami dobra i zła. Ostatecznym zwycięzcą okazała się liberalna demokracja i gospodarka wolnorynkowa.

Jakże daleko od atmosfery ówczesnego optymizmu znajdujemy się dzisiaj! Początek XXI wieku stał pod znakiem zamachu na Amerykę z 11 września 2001 roku. Następne dwa dziesięciolecia przyniosły kolejne wojny, wielkie migracje, przerażające akty terroryzmu, dokonywane przede wszystkim przez islamistycznych fanatyków, niekorzystne globalne zmiany klimatyczne i kryzysy gospodarcze, a ostatnio pandemię COVID-19. Stany Zjednoczone utraciły status „hipermocarstwa” i chociaż pozostają pierwszą światową potęgą, to mają potężnego rywala w postaci Chin. Nowy układ sił światowych nie jest już stabilny i nie gwarantuje poczucia bezpieczeństwa, a potrzeba bezpieczeństwa jest jedną z najbardziej naturalnych i oczywistych potrzeb człowieka, podobnie jak naturalnym pragnieniem zbiorowości jest zachowanie tożsamości i uzyskanie uznania w oczach innych.

Współczesna Polska jest państwem w zasadzie jednolitym narodowo, nie doświadczyła wielkich migracji z obszarów innych cywilizacji ani zamachów terrorystycznych. PiS zdołał jednak wzbudzić społeczny lęk przed obcymi i przekonać wielu, że jako jedyny może uchronić nasz kraj przed zalewem muzułmańskich imigrantów. Chociaż pierwsze ćwierćwiecze III Rzeczypospolitej było jednym z najlepszych okresów w historii Polski, PiS nie wahał się mówić o kraju „w ruinie”. Podsycał i pielęgnował nasze kompleksy, poczucie krzywdy i niedocenienia przez świat. Zarzucał swym poprzednikom zbytnią układność wobec zagranicznych potentatów i nieumiejętność twardej obrony polskich interesów, gdy wchodziły one w kolizję z interesami silnych partnerów z Unii Europejskiej, zwłaszcza Niemiec. Zapowiadał „wstawanie z kolan” – politykę narodowej godności, podmiotowości i nieugiętej obrony polskiej suwerenności. Ale tak naprawdę chciał zyskać w sporach z Unią Europejską i w politycznej walce z opozycją możliwie najszersze pole manewru dla działań godzących w konstytucyjny porządek, zasadę rządów prawa oraz podstawowe wolności obywatelskie.

Idee, jakimi szermuje Prawo i Sprawiedliwość, należą do politycznego kanonu prawicy. W pierwszej kolejności zatem to przedstawiciele prawicy powinni przeciwstawić się wypaczaniu ich treści i instrumentalnemu traktowaniu. Kłopot polega na tym, że obóz Jarosława Kaczyńskiego nie ma obecnie na prawicy znaczącego konkurenta, który odwołując się do wartości personalistycznych, narodowych i konserwatywnych, podjąłby z nim spór. Jeszcze kilkanaście, a nawet kilka lat temu sprawy wyglądały inaczej. Platforma Obywatelska, dominująca wówczas na naszej scenie politycznej, określała się jako partia konserwatywno-liberalna i rywalizowała z PiS-em o prawicowych wyborców. Dzisiaj PO wyraźnie przesuwa się w stronę lewicy, przejmując – w nieco tylko złagodzonej formie – zgłaszane przez lewicę postulaty. Dzieje się tak w czasie, gdy lewica – po latach podziałów i pozostawania w defensywie – konsoliduje się i zaczyna mówić jednym głosem: chce przeprowadzenia w Polsce kulturowej i obyczajowej rewolucji, zaś wartości, które ukształtowały naszą tożsamość, traktuje jak szkodliwy balast. Ludzie o lewicowych poglądach nie są więc osieroceni, mają na kogo głosować, a reorientacja Platformy może być już dla nich niewystarczająca.

Skręt w lewo, którego dokonały polskie środowiska liberalne i reprezentująca je Platforma Obywatelska, łatwo wyjaśnić. Polityka realizowana przez Prawo i Sprawiedliwość wprawiła w ruch dobrze znany mechanizm wahadła. Wielu przeciwników PiS-u nie tylko poszukuje politycznej alternatywy dla obozu Jarosława Kaczyńskiego, ale odrzuca również wartości, które politycy tej partii mają na ustach. Tę tendencję widać wyraźnie zwłaszcza w młodym pokoleniu. Ważnym czynnikiem sprzyjającym głębokim przemianom kulturowym, do których wzywa lewica, jest też poważny kryzys Kościoła katolickiego. Jeszcze do niedawna głos Kościoła w sprawach zasad moralnych i ładu społecznego znaczył w Polsce bardzo wiele. Dzisiaj znaczna część Polaków głos ten ignoruje, a jest też sporo takich, u których wywołuje on oburzenie i gniew.

Jestem przekonany, że nasz kraj bardzo potrzebuje politycznej konsolidacji środowisk politycznych i intelektualnych, które podjęłyby próbę odbudowania propaństwowej prawicy. Prawicy wiernej fundamentalnym wartościom zachodniej cywilizacji, szanującej nasze narodowe dziedzictwo. Po dwudziestu latach nieobecności w życiu politycznym nie wpłynę w istotny sposób na organizacyjne przekształcenia polskiej sceny politycznej w kierunku, jaki uważam za pożądany. Jestem tego świadomy i nie mam takich ambicji. Uważam jednak za swą powinność przedstawienie wartości, idei i ocen politycznych, które – moim zdaniem – mogą być przydatne dla tych, którzy chcą politycznie działać i podobnie jak ja myślą, że obywatele naszego kraju, którzy nie chcą, aby ich głos się zmarnował, nie powinni być skazani na wybór pomiędzy obecnym obozem władzy a opozycją, dla której bardzo ważne stały się pomysły i postulaty radykalnej lewicy.

Byłem politykiem, ale z wykształcenia i pasji jestem historykiem, a od ponad dziesięciu lat także politologiem. W książce, którą oddaję Czytelnikom, wyrażam poglądy, nie kryjąc mych preferencji i nie stroniąc od wyrazistych ocen. Takie podejście nałożyło na mnie obowiązek, aby przedstawiane fakty i oceny solidnie uzasadniać. Dlatego zdecydowałem się na odwołanie się do obszernej bazy źródłowej, którą dokumentuję w przypisach i w bibliografii.

Aleksander Hall, _Zła zmiana_, Sopot – Gdańsk: Wydawnictwo Arche, 2016, s. 107–109.

Francis Fukuyama, _Koniec historii?_, tłum. Barbara Stanosz, _Czy koniec historii?_, „Konfrontacje”, t. 13, red. Irena Lasota, New York – Warszawa: Wydawnictwo Pomost, 1991, s. 7–36.

Hubert Védrine (ur. 1947), współpracownik prezydenta François Mitterranda, w latach 1988–1995 sekretarz generalny Pałacu Elizejskiego, minister spraw zagranicznych Francji w rządzie Lionela Jospina w latach 1997–2002. W 1998 roku określił USA mianem hipermocarstwa (fr. _hyperpuissance_). Autor wielu prac dotyczących polityki międzynarodowej, w tym _Face á l’hyperpuissance_, Paris: Fayard, 2003.

Zob.: Francis Fukuyama, _Tożsamość. Współczesna polityka tożsamościowa i walka o uznanie_, tłum. Jan Pyka, Poznań: Dom Wydawniczy Rebis, 2019.Rozdział 1
Dobra zmiana w kilku odsłonach

Po sześciu latach rządów Zjednoczonej Prawicy w Polsce w dalszym ciągu formalnie obowiązuje konstytucja uchwalona w 1997 roku. Ale stosunek obozu rządzącego do konstytucji nacechowany jest cynizmem i hipokryzją. Politycy Prawa i Sprawiedliwości wielokrotnie wypowiadali się o konstytucji z pogardą i lekceważeniem, a sam Jarosław Kaczyński nazywał ją tworem postkomunistycznym. Rządzącym zdarzało się bezceremonialnie łamać konstytucyjne normy lub też naginać je stosownie do politycznych potrzeb. Gdy jednak dochodziło do konfliktów z instytucjami Unii Europejskiej, z Sądem Najwyższym albo z opozycją, PiS prezentował się jako nieugięty zwolennik zasady wyższości konstytucji nad prawem unijnym, jako siła polityczna, która konstytucję szanuje i jej broni. Warto choćby przypomnieć PiS-owski projekt przeprowadzenia kopertowych wyborów w maju 2020 roku – uzasadniano go koniecznością przestrzegania konstytucyjnych terminów.

O tym, jak naprawdę wygląda stosunek Prawa i Sprawiedliwości do konstytucji, mogliśmy przekonać się już jesienią 2015 roku. Jednym z pierwszych posunięć zwycięskiego obozu władzy był atak na Trybunał Konstytucyjny. Ta niezależna od władzy politycznej instytucja mogła znacznie utrudnić stanowienie prawa zmieniającego ustrój Rzeczypospolitej, uznając je za niezgodne z konstytucją. Polityczna cena, jaką rządzący musieliby zapłacić, zarówno w kraju, jak i za granicą, za ignorowanie niekorzystnych wyroków Trybunału, byłaby bardzo wysoka. Jarosław Kaczyński wybrał więc inną taktykę. Od razu po objęciu władzy mocno uderzył w Trybunał, a potem rozpoczął z nim wojnę pozycyjną, wiedząc, że wraz z upływem kadencji kolejnych niezależnych sędziów czas pracuje na jego korzyść.

Na początku grudnia 2015 roku zdominowana przez PiS większość sejmowa wybrała trzech sędziów TK na miejsca już obsadzone przez poprzedni sejm, a prezydent Andrzej Duda w ekspresowym tempie, w nocy z 2 na 3 grudnia, przyjął od nich przysięgę. W Trybunale Konstytucyjnym pojawili się „sędziowie dublerzy”. 3 grudnia Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok stwierdzający niezgodność z konstytucją powołania „sędziów dublerów”, ale obóz władzy wyrok ten zignorował, odmawiając jego publikacji. To właśnie te wydarzenia dały początek dużym protestom ulicznym i powstaniu Komitetu Obrony Demokracji.

Nie jest moim zamiarem przedstawienie szczegółowej historii przejmowania przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości kontroli politycznej nad Trybunałem Konstytucyjnym. Chciałbym jednak przypomnieć, że proces ten nabrał tempa po upływie kadencji profesora Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa TK, który z determinacją, dając dowody siły charakteru i psychicznej odporności, bronił niezależności Trybunału i konstytucyjnego porządku. W grudniu 2016 roku na jego miejscu znalazła się magister Julia Przyłębska, osoba bez istotnych dokonań zawodowych, ale za to ostentacyjnie identyfikująca się z obozem Jarosława Kaczyńskiego. Trybunał Konstytucyjny „został wzięty”. Obecnie olbrzymią większość sędziów Trybunału stanowią sympatycy partii rządzącej. Do rangi symbolu urasta fakt, że znaleźli się wśród nich Stanisław Piotrowicz i Krystyna Pawłowicz, do niedawna prominentni politycy PiS-u – w mojej ocenie – bardzo zasłużeni w walce z niezależnym Trybunałem Konstytucyjnym i w niszczeniu polskiego sądownictwa.

Na stanowisku prezesa ważnej instytucji osobę niezależną, ze znaczącym dorobkiem życiowym i naukowym, zastąpiła osoba pozbawiona tych walorów, ale za to entuzjastycznie nastawiona do nowej władzy politycznej i gotowa tej władzy bezwarunkowo służyć. Zmiana, jaka dokonała się w przypadku Trybunału Konstytucyjnego, ilustruje szersze zjawisko. Po przejęciu władzy przez obóz Jarosława Kaczyńskiego w strukturach podległych centralnej władzy państwowej rozpoczęła się czystka, której rozmiary nie miały precedensu w wolnej Polsce. Ludzi dotychczas tam zatrudnionych potraktowano tak, jak traktuje się kolaborantów służących wrogiemu państwu. W styczniu 2016 roku weszła w życie nowelizacja ustawy o służbie cywilnej. Na mocy nowelizacji zniesiono konkursy przy obsadzie około 1600 wyższych stanowisk. Stanowiska te obejmują odtąd nominaci partii rządzącej, często o niskich kwalifikacjach. Wielkie zmiany kadrowe przeprowadzono również w agencjach rządowych, w wojsku i dyplomacji. Łakomym kąskiem dla polityków Zjednoczonej Prawicy stały się oczywiście spółki skarbu państwa. W tym wypadku niedobre praktyki miały miejsce już wcześniej. Żadne z ugrupowań sprawujących władzę w wolnej Polsce nie zdołało się oprzeć pokusie wynagradzania swych zwolenników dobrze płatnymi posadami. Na ogół brano jednak pod uwagę kompetencje kandydatów. Rząd PiS-u w znacznym stopniu ze stosowania tego kryterium zrezygnował i w rezultacie na wysokich, odpowiedzialnych i naturalnie bardzo dobrze płatnych stanowiskach znalazło się wyjątkowo wielu ludzi niekompetentnych i nieudolnych. W czasach PRL-u obowiązywał system nomenklatury, zgodnie z którym kandydaci na blisko 300 tysięcy wyższych stanowisk musieli dysponować rekomendacją Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Analogia z systemem, który obowiązuje za czasów dobrej zmiany, wydaje się oczywista.

Poszukiwanie łatwych analogii historycznych jest niebezpieczne. Trudno jednak nie ulec wrażeniu, że było wiele z ducha PRL-u w dwóch nominacjach ministerialnych, o których w listopadzie 2015 roku zdecydował Jarosław Kaczyński.

Ministrem bez teki, koordynatorem działalności służb specjalnych, został Mariusz Kamiński, jeden z wiceprezesów PiS-u. Na Kamińskim ciążył wyrok trzech lat więzienia za przekroczenie uprawnień i przestępstwo przeciwko dokumentom. Te działania miały doprowadzić latem 2007 roku do skompromitowania i wyeliminowania z życia politycznego Andrzeja Leppera, ówczesnego wicepremiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i lidera Samoobrony. Wyrok, mimo że nieprawomocny, stanowił przeszkodę w nominacji. Prezydent Andrzej Duda zastosował jednak wobec Kamińskiego prawo łaski i przeszkoda zniknęła. Kamiński uzyskał wielkie uprawnienia. Piotr Pytlakowski, dziennikarz zajmujący się problematyką służb specjalnych i dziennikarstwem śledczym, tak charakteryzował jego pozycję: „jako minister koordynator sam może decydować o prowadzeniu operacji specjalnych i nie informować o tym nikogo, ma wyłączność na kontrolowanie przestrzegania prawa przez podległe mu służby oraz, co czyni go osobą niemal stojącą ponad prawem, jego działań nie kontroluje nikt”. W służbach zaczęły się wielkie zmiany kadrowe. Kluczowe stanowiska objęli ludzie związani z Kamińskim. Znaleźli się wśród nich – rzecz niespotykana w skonsolidowanych zachodnioeuropejskich demokracjach – działacze rządzącej partii. W sierpniu 2019 roku Mariusz Kamiński znacznie umocnił jeszcze swoją pozycję – zachowując zwierzchnictwo nad służbami specjalnymi, został ministrem spraw wewnętrznych i administracji.

Druga znamienna nominacja to powrót na stanowisko ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry (był on już ministrem sprawiedliwości podczas pierwszych rządów PiS-u w latach 2005–2007). W marcu 2016 roku, w wyniku ustawowej zmiany, Ziobro został także prokuratorem generalnym. Trwająca krótko niezależność prokuratury od władzy politycznej została zlikwidowana i zastąpiona systemem niemającym precedensu w historii III Rzeczypospolitej. Zgodnie z nowym prawem Ziobro może wydawać podwładnym polecenia dotyczące treści czynności procesowych, nakazywać występowanie o areszt, wskazywać, jaki dowód ma zostać przeprowadzony i kogo przesłuchać. Nowe prawo pozwala mu także ujawniać szczegóły śledztw innym osobom, także politykom i mediom. Jako prokurator generalny Ziobro stał się absolutnym panem zawodowych losów prokuratorów, decydując o ich karierach i zawodowej śmierci. W podległym mu urzędzie zapanował wojskowy dryl, a jednak znaleźli się odważni prokuratorzy, przede wszystkim skupieni w Stowarzyszeniu Prokuratorów „Lex Super Omnia”, którzy pomimo dotkliwych szykan ze strony kierownictwa Prokuratury Krajowej nie dali się ubezwłasnowolnić, zachowując wierność prokuratorskiej przysiędze. Wśród niezłomnych prokuratorów koniecznie trzeba wymienić: Ewę Wrzosek, Katarzynę Kwiatkowską, Mariusza Krasonia i Krzysztofa Parchimowicza.

W skrajnym upolitycznieniu służb specjalnych i prokuratury nie ma przypadku. Zgodnie z zamysłem Jarosława Kaczyńskiego mają one służyć interesom Prawa i Sprawiedliwości oraz szkodzić jego przeciwnikom. Zarówno służby specjalne, jak i prokuratura wielokrotnie nie wykazywały żadnej aktywności, gdy w grę wchodziły sprawy, które mogły zaszkodzić interesom władzy. I odwrotnie: bez trudu można przytoczyć przykłady działań skierowanych przeciwko ludziom, których władza uważała za swych wrogów, podejmowanych przez służby i prokuraturę nawet wtedy, gdy nie było ku temu dostatecznych podstaw. Owe działania byłyby znacznie bardziej niebezpieczne, gdyby nie odważna postawa sędziów. Dlatego też PiS-owski atak na niezależność i niezawisłość sędziowską uważam za najgroźniejsze uderzenie w ustrój wolnej Polski.

Gdy na początku 2016 roku pisałem _Złą zmianę_, spodziewałem się, że Prawo i Sprawiedliwość spróbuje przejąć kontrolę nad władzą sądowniczą. Byłoby przecież nielogiczne, gdyby o losach przeciwników politycznych, których służby specjalne i prokuratura doprowadzą na ławę oskarżonych, miał decydować niezawisły sędzia. Myślę, że istotę problemu oddają słowa, które wypowiedział Adam Strzembosz w rozmowie ze Stanisławem Zakroczymskim, opublikowanej w 2017 roku:

A.S.: (…) z doświadczenia wiem, że władzy wystarczy decydujący wpływ na obsadę kierowniczych stanowisk w sądach, nominacje nowych sędziów i przydział spraw kilku dyspozycyjnym ludziom w każdym sądzie, aby osiągnąć zamierzony efekt.

S. Z.: Jaki efekt?

A.S.: Uzyskać oczekiwany wyrok w interesujących władzę sprawach sądowych.

S.Z.: Brzmi poważnie.

A.S.: Bo sytuacja jest bardzo poważna.

Spodziewałem się, że PiS będzie chciał ograniczyć sędziowską niezależność, nie przypuszczałem jednak, że rozpęta w tym celu kampanię tak brutalną i bezczelną. Przedstawiciele władzy politycznej zaczęli wypowiadać się o sędziach w sposób niespotykany w wolnej Polsce. Gdy Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego podjęło uchwałę mówiącą o tym, że nawet niepublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego ma moc obowiązującą, rzeczniczka PiS-u Beata Mazurek stwierdziła, że tak naprawdę „zebrał się zespół kolesi broniących _status quo_ poprzedniej władzy”. Podobne opinie formułowali również inni prominentni politycy Zjednoczonej Prawicy. Specjalizował się w nich zwłaszcza minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Na zlecenie rządzących bezprecedensową akcję przeprowadziła Polska Fundacja Narodowa. Ta finansowana przez spółki skarbu państwa instytucja, której statutowym zadaniem jest promowanie wizerunku Polski za granicą, wydała ponad 8 milionów złotych na kampanię billboardową wymierzoną w sędziów. Pokazywano ich jako sprawców pospolitych przestępstw, tych, co to na przykład „kradną spodnie”. Celem było zniszczenie autorytetu polskich sędziów w oczach społeczeństwa, przekonanie wyborców, że stanowią oni zdemoralizowaną grupę zawodową, broniącą swych przywilejów przed reformatorskimi działaniami władzy.

Pierwsze wielkie uderzenie w sądy nastąpiło w lipcu 2017 roku, gdy parlament w ekspresowym tempie uchwalił nową ustawę o Sądzie Najwyższym oraz znowelizował dwa inne akty prawne: ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz Prawo o ustroju sądów powszechnych. Kierunek, w jakim zmierzały te zmiany legislacyjne, był jednoznaczny – chodziło o istotne zwiększenie wpływu władz politycznych na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Tym razem spora część naszych rodaków dowiodła tego, że tworzy społeczeństwo obywatelskie. Przeciwko uchwalonym zmianom protestowano w dwustu kilkudziesięciu miastach; w manifestacji, która odbyła się 20 lipca przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, wzięło udział wiele tysięcy demonstrantów. 24 lipca prezydent Andrzej Duda zawetował ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, zapowiadając przedstawienie własnych inicjatyw ustawodawczych. Ostała się uchwalona przez parlament nowelizacja Prawa o ustroju sądów powszechnych – zawarte w niej regulacje pozwoliły ministrowi Ziobrze w kolejnych miesiącach na wymianę 150 prezesów i wiceprezesów sądów powszechnych.

Prezydenckie weta mogły być taktycznym manewrem obozu władzy, mającym na celu powstrzymanie protestów i uśpienie opinii publicznej. Jeśli jednak drugiego dna nie było i prezydent chciał po prostu uzyskać pewną autonomię we własnym obozie politycznym oraz ograniczyć

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: