Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Bądź niezniszczalna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bądź niezniszczalna - ebook

Kryzys niejedno ma imię. Czasem jest cichutki jak przyczajony kot, innym razem krzyczy rozdzierająco. Są kryzysy wieku średniego, kryzysy małżeńskie, zawodowe, rodzicielskie, finansowe, kryzysy tożsamości i wartości. Kryzysy globalne i bardzo osobiste. Wszystkie podobnie wpływają na nasze poczucie szczęścia i satysfakcji.
Bolą nas obecny świat i nasze życie. Chcielibyśmy, żeby było inaczej. Poradnik Bądź niezniszczalna powstał na podstawie konkretnych pytań i wątpliwości, z którymi zwracają się do autorki jej czytelniczki. Ta, sięgając do własnych doświadczeń, tłumaczy, że uczucia i emocje, takie jak lęk, złość, zagubienie, bezradność są zupełnie normalne, naturalne, a nawet… potrzebne w procesie przechodzenia przez kryzys. Na konkretnych przykładach pokazuje, jak sobie z nimi poradzić. Demonstruje mechanizmy, posługuje się praktycznymi narzędziami i proponuje ćwiczenia, dzięki którym możemy stać się niezniszczalni.
Bądź niezniszczalna przeprowadzi Cię przez każdy kryzys, bez względu na to, jakie imię nosi on obecnie.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67406-26-0
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dro­ga Aga­to,

dłu­go za­sta­na­wia­łam się, czy po­win­nam za­wra­cać Ci gło­wę. Czu­ję, że Cię za­wio­dłam, bo zo­bo­wi­ąza­łam się do cze­goś i nie do­trzy­ma­łam sło­wa. Mia­łam prze­czy­tać i zre­cen­zo­wać Two­ją ksi­ążkę, a tego nie zro­bi­łam. Prze­pra­szam.

Nie mam nic na swo­je uspra­wie­dli­wie­nie. Chy­ba po pro­stu nie by­łam go­to­wa na prze­czy­ta­nie cze­goś tak mądre­go i za­ra­zem pro­ste­go w prze­ka­zie. Pi­szesz o rze­czach, któ­re do­ty­czą nas wszyst­kich, o kry­zy­sach, upad­kach i o tym, jak się po nich pod­no­sić. Pro­blem w tym, że nie­któ­rzy (w tym nie­ste­ty ja) w ta­kich kry­zy­sach upa­tru­ją dla sie­bie szan­sy na to, by móc bez­kar­nie uża­lać się nad sobą i tkwić w tym sta­nie w nie­sko­ńczo­no­ść. Prze­czy­ta­łam po­ło­wę ksi­ążki i się pod­da­łam. Nie by­łam chy­ba go­to­wa czy­tać o do­świad­cze­niach ko­goś, kto po­tra­fi roz­wi­ązy­wać swo­je pro­ble­my i czer­pać z tego ko­rzy­ść dla sie­bie. Zro­zu­mia­łam to w pe­łni do­pie­ro dzi­siaj.

Po co Ci to wszyst­ko pi­szę? Bo chcę, że­byś wie­dzia­ła, że bar­dzo Cię sza­nu­ję i za­mie­rzam prze­czy­tać ksi­ążkę, któ­rą mi po­wie­rzy­łaś, tyl­ko do­tych­czas nie by­łam na to go­to­wa i ci­ągle szu­ka­łam wy­mó­wek. Los ostat­nio mnie oszczędzał. Nie mam wi­ęk­szych pro­ble­mów ani w domu, ani w uko­cha­nej pra­cy. Przy­cup­nęłam więc w tym swo­im ży­ciu ci­chut­ko w kąci­ku, na­kry­łam gło­wę ko­cem i tak trwam w za­wie­sze­niu, za­jąw­szy bez­piecz­ną po­zy­cję. Dla­te­go mia­łam wra­że­nie, że lek­tu­ra ksi­ążki o kry­zy­sach będzie co naj­mniej nie na miej­scu. Bo co ja mogę o tym wie­dzieć?! Mam wra­że­nie, że nie żyję, więc nie prze­cho­dzę kry­zy­sów... i to jest chy­ba wła­śnie mój naj­wi­ęk­szy kry­zys, z któ­rym tak upar­cie nie po­tra­fię się roz­stać.

Do tej pory naj­bar­dziej mo­ty­wu­jące były dla mnie ży­cio­we tra­ge­die, bo wte­dy nie mia­łam wy­bo­ru – mu­sia­łam się ogar­nąć i za­cząć dzia­łać... Kie­dy nic się nie dzie­je, mam wra­że­nie, że sie­dzę i cze­kam, aż zda­rzy się coś, co zmu­si mnie do dzia­ła­nia. Go­rzej, jak się nie zda­rza, a ja tkwię w ta­kim ma­ra­zmie.

Two­ja hi­sto­ria o pe­ry­pe­tiach z ad­op­to­wa­nym sy­nem Mi­cha­łem i resz­tą Wa­szej eki­py spo­wo­do­wa­ła, że za­częłam roz­my­ślać. O so­bie, mo­ich sy­nach i tym, co w ży­ciu ro­bię. I do­szłam do wnio­sku, że ci­ągle od cze­goś ucie­kam, ro­bię wszyst­ko, żeby przy­pad­kiem nie od­nie­ść suk­ce­su. Bo co ja wte­dy po­cznę?! Jest mi tak ja­koś smut­no i jed­no­cze­śnie przy­kro. Tak bar­dzo za­zdrosz­czę Ci tego, że umiesz żyć. Że chce Ci się chcieć. Że bra­ku­je Ci cza­su, że mu­sisz zma­gać się z co­dzien­no­ścią i mniej­szy­mi lub wi­ęk­szy­mi kry­zy­sa­mi... Ja prze­śli­zgu­ję się przez swo­je ży­cie. I jest mi z tym tak bar­dzo źle. Dla­te­go spró­bu­ję wzi­ąć za sie­bie od­po­wie­dzial­no­ść i prze­czy­tam Two­ją ksi­ążkę. Nie tyl­ko dla­te­go, że je­stem to win­na To­bie, ale przede wszyst­kim dla­te­go, że na to za­słu­gu­ję... Kin­ga

Moi ko­cha­ni Czy­tel­ni­cy! Ten list jest tak szcze­ry i praw­dzi­wy, że za zgo­dą au­tor­ki po­sta­no­wi­łam wła­śnie nim roz­po­cząć moją ksi­ążkę. Kry­zys nie­jed­no ma imię. Cza­sem jest ci­chut­ki jak przy­cza­jo­ny kot, in­nym ra­zem krzy­czy roz­dzie­ra­jącym wrza­skiem. Mamy kry­zy­sy wie­ku śred­nie­go, kry­zy­sy ma­łże­ńskie, za­wo­do­we, ro­dzi­ciel­skie, fi­nan­so­we, kry­zy­sy to­żsa­mo­ści i war­to­ści. Kry­zy­sy glo­bal­ne i bar­dzo oso­bi­ste. Wszyst­kie po­dob­nie od­dzia­łu­ją na na­sze po­czu­cie szczęścia i sa­tys­fak­cji z wła­snych po­czy­nań. Sche­mat po­stępo­wa­nia przed­sta­wio­ny w tej ksi­ążce to sku­tecz­ny su­rvi­val emo­cjo­nal­ny na ka­żdą oka­zję bez względu na to, ja­kie imię nosi twój obec­ny kry­zys.

Mam wra­że­nie, że wie­le z nas jest w po­dob­nej do Kin­gi sy­tu­acji, zwłasz­cza w ostat­nich, na­zna­czo­nych pan­de­mią i woj­ną tuż za na­szą gra­ni­cą la­tach. Na­rze­ka­my, że jest kiep­sko, ale ży­cie nie jest aż tak tra­gicz­ne, żeby trze­ba było po­ko­ny­wać dra­ma­tycz­ne prze­ciw­no­ści. A je­śli nie jest tra­gicz­nie, to po co co­kol­wiek zmie­niać? Ży­je­my w mia­rę spo­koj­nie, ale bez fa­jer­wer­ków, w mia­rę bez­piecz­nie, ale bez wi­ęk­szych suk­ce­sów. I to jest je­den z na­szych naj­wi­ęk­szych kry­zy­sów. Przy­cup­nęli­śmy w kąci­ku, na­rzu­ci­li­śmy ko­cyk na gło­wę i bo­imy się spod nie­go wyj­rzeć. Jest nam cie­pło i ciem­no. Za­miast na­praw­dę żyć, z lęku przed czy­ha­jącym za­gro­że­niem prze­cze­ku­jesz ży­cie w na­dziei na lep­sze cza­sy. A prze­cież ży­cie to cała gama do­znań. To wzlo­ty i upad­ki, pod­no­sze­nie się po po­ra­żkach, duma z ich po­ko­ny­wa­nia, ra­do­ść z suk­ce­sów. To roz­pacz po stra­cie i czu­ło­ść bli­skich, któ­rzy bio­rą nas w ra­mio­na. Je­śli z lęku przed cier­pie­niem nie da­jesz so­bie szan­sy na do­świad­cza­nie ca­łej pa­le­ty uczuć, to nie za­znasz sa­tys­fak­cji, ra­do­ści, szczęścia, eks­ta­zy i po­czu­cia spe­łnie­nia. Co wi­ęcej, mo­żesz na­wet za­cząć nie­na­wi­dzić wszyst­kich tych, któ­rzy mie­li od­wa­gę spró­bo­wać. Je­steś wście­kła, że nie umiesz żyć tak jak oni. O swo­je cier­pie­nie ob­wi­niasz prze­szło­ść, ro­dzi­ców, in­sty­tu­cje i in­nych „onych”. Sta­jesz się ofia­rą wła­snych lęków.

Po dru­giej stro­nie znaj­du­ją się uza­le­żnie­ni od kry­zy­sów. To ci z nas, któ­rzy po­trze­bu­ją kry­zy­su, by coś ze sobą zro­bić, coś zmie­nić, ru­szyć z miej­sca. To ci, któ­rzy wie­rzą w to, że spo­kój i spe­łnie­nie im się nie na­le­żą, że za ka­żde szczęście trze­ba za­pła­cić nie­szczęściem. To ci, któ­rzy bez­u­stan­nie sa­bo­tu­ją wła­sne szczęście, ści­ąga­jąc so­bie na gło­wę ko­lej­ne kry­zy­sy, a na­stęp­nie wy­kli­na­ją Boga i zły los.

Ka­żdy z tych me­cha­ni­zmów to po­wie­la­jąca się se­kwen­cja zda­rzeń, wy­uczo­ny i na­wy­ko­wy wzo­rzec, któ­ry wy­ma­ga zmia­ny. Al­bert Ein­ste­in twier­dził, że sza­le­ństwem jest ro­bić wci­ąż to samo i ocze­ki­wać ró­żnych re­zul­ta­tów – i miał ra­cję. Zmień jed­ną rzecz, a zmie­nisz wszyst­ko. Wy­bierz inną tra­sę, zmień ko­lej­no­ść, zrób coś odro­bi­nę sza­lo­ne­go. Być może na­bi­jesz so­bie guza, ale zy­skasz szan­sę na do­świad­cze­nie cze­goś nie­sa­mo­wi­te­go.

Ja­kiś czas temu ogląda­łam z dzie­cia­ka­mi film Kru­do­wie. Niech to będzie Two­je pierw­sze za­da­nie na dzi­siaj: obej­rzyj Kru­dów. Sama, z part­ne­rem, z dzie­ćmi, z psem, wszyst­ko jed­no. Po pro­stu obej­rzyj ten film, ma­jąc w gło­wie to, co tu prze­czy­ta­łaś. To będzie Twój pierw­szy krok w stro­nę ży­cia z roz­po­star­ty­mi ra­mio­na­mi go­to­wy­mi przy­tu­lić ka­żdy cud, któ­ry świat przy­go­to­wał dla Cie­bie w pre­zen­cie.Kim je­stem

Pies pisz­czy od pi­ątej trzy­dzie­ści. Na­ci­ągam ko­łdrę na gło­wę i za­ci­skam po­wie­ki. Bu­dzik za­dzwo­ni do­pie­ro za pół go­dzi­ny. Do skom­le­nia do­cho­dzi ner­wo­we stu­ka­nie pa­zu­rów o par­kiet. Ko­cham tego ma­łe­go bia­łe­go kun­del­ka ze schro­ni­ska. To zwie­rzak po prze­jściach. Tak jak wszyst­kie moje dzie­ci, tak jak ja sama. Tyl­ko że ja nie bie­gam po domu od pi­ątej trzy­dzie­ści ani nie bu­dzę dzie­ci, by po­dzie­lić się z nimi swo­imi lęka­mi.

Pies na­dal pisz­czy i drep­cze. Za­raz obu­dzi Kry­stia­na. Mój syn z ze­spo­łem Do­wna ko­ńczy w tym roku pi­ęt­na­ście lat. Kry­stian nie mówi, nie pi­sze, nie czy­ta. Po­tra­fi jed­nak punk­tu­al­nie, bez bu­dzi­ka wsta­wać o szó­stej trzy­dzie­ści. Wie, kie­dy jest wto­rek, bo to dzień, w któ­rym brat od­bie­ra go ze szko­ły, a kie­dy śro­da, bo ten dzień spędza z tatą (już wy­ja­śniam: je­stem osiem lat po roz­wo­dzie, dzie­ci wy­cho­wu­ję sama). Kry­stian po­tra­fi jesz­cze mnó­stwo in­nych rze­czy, o któ­rych nam, zdro­wym śmier­tel­ni­kom, na­wet się nie śni­ło. Jest moim mędr­cem w dzie­ci­ęcej skó­rze, Bud­dą, na­uczy­cie­lem bez­wa­run­ko­wej mi­ło­ści i ży­cia w mod­nym obec­nie tu i te­raz. Mimo ogrom­nej czu­ło­ści, któ­rą da­rzę syn­ka, bar­dzo lu­bię moje pół go­dzi­ny sa­mot­no­ści o po­ran­ku. Dla­te­go wsta­ję o szó­stej. Mam wów­czas czas, by po­być sama ze sobą, po­me­dy­to­wać w uko­cha­nym fo­te­lu, z kub­kiem go­rącej kawy w dło­niach po­wi­tać sło­ńce. Je­śli zwie­rzak obu­dzi Kry­stia­na przed szó­stą, z mo­jej kawy i me­dy­ta­cji nici.

Otwie­ram drzwi do ogro­du w na­dziei, że pies chce tyl­ko siku. Stoi w drzwiach jak słup i boi się prze­kro­czyć próg. Oho, dzi­siaj jego de­mo­ny sza­le­ją. Ja tyl­ko chcę po­być w ci­szy. Czy to zbyt wie­le? Wy­ska­ku­ję więc w kap­ciach jed­no­ro­żcach na po­kry­ty szro­nem traw­nik i po­ka­zu­ję, że tu nic nie ma, nie ma się cze­go bać. Wy­cho­dzi nie­śmia­ło, ły­pi­ąc po­dejrz­li­wie okiem. Za­my­kam za sobą drzwi, sia­dam z kawą i otu­lam się ko­cem. Włączam mu­zy­kę, za­my­kam oczy, wy­pusz­czam po­wie­trze, bio­rę łyk go­rącej kawy i... na­gły ha­łas za oknem bu­rzy mój zen. To pies. Ska­cze na okno, żeby go wpu­ścić. Jego wy­my­ślo­ne de­mo­ny wła­śnie pod­rzy­na­ją mu gar­dło.

Sły­szę Kry­stia­na scho­dzące­go po scho­dach. To chy­ba ko­niec tego bło­gie­go po­ran­ka. Przy­tu­lam syn­ka i czu­ję jego de­li­kat­ne cia­ło wy­pe­łnia­jące wszyst­kie za­głębie­nia mo­je­go. Sto­imy tak przez chwi­lę przy­tu­le­ni, ca­łu­ję go w czu­bek gło­wy, od­pusz­czam me­dy­ta­cję i bio­rę się za śnia­da­nie. Pół go­dzi­ny pó­źniej bu­dzę Adę, moją je­de­na­sto­let­nią có­recz­kę, któ­rą ad­op­to­wa­łam, kie­dy mia­ła trzy mie­si­ące. Po­win­nam po­wie­dzieć: „ad­op­to­wa­li­śmy”, bo wte­dy by­łam jesz­cze mężat­ką. Trzy lata pó­źniej prze­szłam przez pie­kło roz­wo­du.

To był mój po­my­sł. Nie chcia­łam tak dłu­żej żyć. Tak, to zna­czy jak? – za­py­tasz. Osiem lat temu po ty­go­dniu dia­gno­zo­wa­nia do­sta­łam wy­pis ze szpi­ta­la z dia­gno­zą: nad­ci­śnie­nie, de­pre­sja, ner­wi­ca lęko­wo-de­pre­syj­na. Coś mu­sia­łam zmie­nić w ży­ciu, tyl­ko co? Prze­cież mój świat był ide­al­ny: przy­zwo­ity mąż, wiel­ki dom, dwa ele­ganc­kie sa­mo­cho­dy w ga­ra­żu, tro­je dzie­ci w osob­nych po­ko­jach i do­brze pro­spe­ru­jąca fir­ma. Tyl­ko że ja w tym wszyst­kim za­częłam szwan­ko­wać. Roz­wód oka­zał się pie­kiel­nym do­świad­cze­niem i tym sa­mym zde­tro­ni­zo­wał do­tych­cza­so­wy kosz­mar nu­mer je­den, czy­li na­ro­dzi­ny nie­pe­łno­spraw­ne­go syna. Na­ro­dzin syna z ze­spo­łem Do­wna nie wy­bra­łam. Do­dat­ko­wy chro­mo­som Kry­stia­na spa­dł mi na gło­wę bez ostrze­że­nia i zro­bił nie­złe spu­sto­sze­nie, kie­dy przez ko­lej­ne sze­ść lat pró­bo­wa­łam go na­pra­wić. Roz­wód na­to­miast wy­bra­łam sama i sama mu­sia­łam po­nie­ść kon­se­kwen­cje tej de­cy­zji.

Nie, nie ode­szłam do ko­goś. Ode­szłam z ży­cia, któ­re nie było moje, na któ­re się zgo­dzi­łam, ale któ­re­go nie wy­bra­łam. Wte­dy bo­wiem nie wie­dzia­łam, że mam pra­wo wy­bo­ru, że za­słu­gu­ję na to, cze­go pra­gnę. Na­wet nie wie­dzia­łam, że mam pra­wo cze­goś pra­gnąć. Świ­ęcie prze­ko­na­na, że dla świ­ęte­go spo­ko­ju i do­bra miru w ro­dzi­nie na­le­ży po­świ­ęcać swo­je po­trze­by, ma­rze­nia, war­to­ści, sie­bie, re­zy­gno­wa­łam z tego wszyst­kie­go ka­wa­łek po ka­wa­łku, aż po trzy­na­stu la­tach nic nie zo­sta­ło. By­łam pu­stą, brzyd­ką sko­ru­pą bez ma­rzeń, bez sen­su ży­cia, bez wia­ry w lep­sze ju­tro, bez na­dziei na ja­kąkol­wiek zmia­nę, za to z du­szącą de­pre­sją i pa­ni­ku­jącą ner­wi­cą. Po­szłam na te­ra­pię in­dy­wi­du­al­ną, po­tem na ma­łże­ńską. Dla nas było już za pó­źno, dla mnie – na szczęście jesz­cze nie. Mu­sia­łam wy­brać mi­ędzy ży­ciem a po­wol­nym umie­ra­niem. Mi­ędzy do­trzy­ma­niem przy­si­ęgi ma­łże­ńskiej a wier­no­ścią so­bie. Mi­ędzy bie­żący­mi po­trze­ba­mi dzie­ci a ich przy­szło­ścią. Co chcia­łam im prze­ka­zać? Cze­go ich na­uczyć? Czy je­śli któ­reś z nich za trzy­dzie­ści lat sta­nie przed ta­kim sa­mym wy­bo­rem, to co mu do­ra­dzę? I je­śli po­wiem: „Ucie­kaj i ra­tuj sie­bie”, ale sama tego nie zro­bię, to ja­kim przy­kła­dem będę dla mo­ich dzie­ci? Dla­te­go wła­śnie mój roz­wód był pie­kłem nu­mer je­den.

Cały czas oko­ło­ro­zwo­do­wy był gi­gan­tycz­ną la­wi­ną kry­zy­so­wą. Mia­łam wów­czas czter­dzie­ści lat, tro­je dzie­ci, by­łam cho­ra i nie wie­rzy­łam w roz­wo­dy. Wie­dzia­łam, że będę oce­nia­na przez oto­cze­nie, być może wy­ty­ka­na przez ob­cych i kie­dyś pod­su­mo­wa­na przez moje dzie­ci.

Mi­nęło osiem lat. W ubie­głym roku mój naj­star­szy syn pi­sał ma­tu­rę. Jego pra­cę za­li­cze­nio­wą z języ­ka an­giel­skie­go prze­tłu­ma­czo­ną na pol­ski mo­żna prze­czy­tać na stro­nie in­ter­ne­to­wej www.aga­ta­ko­mo­row­ska.pl, w za­kład­ce O MNIE. Tak, to była pra­ca za­ty­tu­ło­wa­na The sto­ry of my mom, czy­li „Hi­sto­ria mo­jej mamy”. Aleks prze­słał mi ją ma­ilem w środ­ku nocy w mar­cu 2021 roku, kie­dy wal­czy­łam z co­vi­dem. Pod­czas bez­sen­nych go­dzin od­pa­li­łam lap­to­pa i zo­ba­czy­łam wia­do­mo­ść od syna. Za­wie­ra­ła tyl­ko za­łącz­nik ze wspo­mnia­nym tek­stem, bez żad­ne­go ko­men­ta­rza. Łka­łam, czy­ta­jąc to, i do tej pory za ka­żdym ra­zem, kie­dy wra­cam do tego tek­stu, łzy ci­sną mi się do oczu. Nie spo­dzie­wa­łam się tak pi­ęk­ne­go pod­su­mo­wa­nia mo­je­go ma­cie­rzy­ństwa i czło­wie­cze­ństwa. Zwłasz­cza od Alek­sa, któ­ry przez wie­le lat wi­dział we mnie swo­je­go naj­wi­ęk­sze­go wro­ga.

Za­sko­cze­nie było tym wi­ęk­sze, że Aleks jest czło­wie­kiem wy­ra­ża­jącym swo­je my­śli małą licz­bą słów. Po trzy­na­stu la­tach dia­gno­zo­wa­nia jego in­no­ść zo­sta­ła w ko­ńcu na­zwa­na: ze­spół Asper­ge­ra. Syn miał wte­dy szes­na­ście lat. Dia­gno­za spa­dła na nas jak grom z ja­sne­go nie­ba i po­mi­mo mo­je­go prze­ko­na­nia o wła­snej od­por­no­ści na ży­cio­we kry­zy­sy zwa­li­ła mnie z nóg. Po raz ko­lej­ny mu­sia­łam wstać, otrze­pać się i bo­gat­sza o nowe do­świad­cze­nie ru­szyć da­lej. Mój star­szy syn jest nie­zwy­kle rze­czo­wym, bez­po­śred­nim i słow­nym czło­wie­kiem, któ­ry nie po­tra­fi zro­zu­mieć ani prze­wi­dzieć emo­cji in­nych. W szko­le był uwiel­bia­ny przez dzie­ci za zu­chwa­łe ko­men­ta­rze wo­bec na­uczy­cie­li, przez tych dru­gich zaś za to samo tępio­ny. Nie­na­wi­dził gim­na­zjum, z do­kład­no­ścią kal­ku­la­to­ra wy­li­czał licz­bę nie­obec­no­ści, na któ­re może so­bie po­zwo­lić, by prze­śli­zgnąć się do ko­lej­nej kla­sy. W pierw­szej kla­sie Aleks po­znał Mi­cha­ła, chło­pa­ka z domu dziec­ka. Rok pó­źniej zo­sta­łam ro­dzi­ną za­stęp­czą ko­le­gi mo­je­go syna, a po ko­lej­nych dwu­na­stu mie­si­ącach – mamą ad­op­cyj­ną. Całą tę hi­sto­rię opi­sa­łam w ksi­ążce Czy mogę ci mó­wić MAMO. Wspom­nę tyl­ko, że nie oby­ło się bez bó­jek, po­by­tów w szpi­ta­lach, ko­mi­sa­ria­tach i spraw sądo­wych. Przez dwa lata kry­zys był sta­łym miesz­ka­ńcem na­sze­go domu.

Dzi­siaj Mi­chał na­dal pró­bu­je od­ci­ąć się od prze­szło­ści, co wbrew po­zo­rom nie jest ta­kie pro­ste. Po­szu­ku­je sie­bie, ale nie jest już sam, bo ma nas, ro­dzi­nę. I choć re­la­cje mi­ędzy Mi­cha­łem i Alek­sem prze­cho­dzą obec­nie po­wa­żną pró­bę, to dzi­ęki temu, że do­świad­czy­łam w ży­ciu tak wie­lu kry­zy­sów, tra­ge­dii, po­ra­żek i upad­ków, wiem, że zmar­twych­wsta­nie jest za­wsze mo­żli­we.

My­lisz się, dro­ga Czy­tel­nicz­ko, je­śli sądzisz, że nie do­świad­czam już żad­nych kry­zy­sów, że za­wsze je­stem pe­łna opty­mi­zmu, ener­gii i ra­do­ści. Moje ży­cie jest pe­łne kry­zy­sów, a mój au­to­ma­tycz­ny me­cha­nizm obron­ny spra­wia, że nie­ru­cho­mie­ję, za­pa­dam się i od­czu­wam przy­tła­cza­jący ci­ężar świa­ta wa­lące­go mi się na gło­wę. Kie­dyś w ta­kich sy­tu­acjach prze­łącza­łam za­si­la­nie z ser­ca na mózg i za­czy­na­łam bar­dzo ra­cjo­nal­nie, kon­se­kwent­nie i sys­te­ma­tycz­nie dzia­łać. Wiem, że może się to wy­da­wać świet­nym roz­wi­ąza­niem. Nic bar­dziej myl­ne­go. Stłu­mio­ne emo­cje nie zni­ka­ją. One się ku­mu­lu­ją i za­czy­na­ją tra­wić czło­wie­ka od środ­ka. A czło­wiek, któ­ry pró­bu­je za­głu­szyć emo­cje mor­der­czą pra­cą, nie­ustan­nym bie­giem bez od­de­chu, w ko­ńcu opa­da z sił. Tłu­mio­ne emo­cje są jak bom­ba z opó­źnio­nym za­pło­nem. Bom­ba, któ­ra w moim przy­pad­ku wy­bu­chła sze­ść lat po na­ro­dzi­nach syna z ze­spo­łem Do­wna.

Przez sze­ść lat wy­pie­ra­łam to, że mój syn nie będzie taki jak inne dzie­ci. Od­ci­ęłam emo­cje i ru­szy­łam do wal­ki o jego nor­mal­no­ść. By­łam jak do­sko­na­le za­pro­gra­mo­wa­ny ro­bot, jak ta­ran, jak po­cisk wie­lo­za­da­nio­wy. Nie ja­dłam, nie spa­łam, nie od­po­czy­wa­łam. Bez prze­rwy dzia­ła­łam, je­ździ­łam, szu­ka­łam. Pu­ka­łam do wszyst­kich drzwi go­to­wa wy­pró­bo­wać ka­żdą me­to­dę, by mój syn mó­wił, czy­tał, pi­sał, po­sze­dł na stu­dia i był taki jak inne dzie­ci. Na ko­la­nach prze­szłam przez Często­cho­wę, bła­ga­jąc o jego nor­mal­no­ść. Nie po­mo­gło. Tar­go­wa­łam się z dia­błem, chcąc ku­pić pe­łną spraw­no­ść dziec­ka. Dia­beł po­ka­zał środ­ko­wy pa­lec.

Sze­ść lat pó­źniej pa­dłam z wy­czer­pa­nia i obu­dzi­łam się na od­dzia­le kar­dio­lo­gii. Wte­dy nie zna­łam skru­pu­lat­nie wy­pra­co­wa­nych me­cha­ni­zmów prze­trwa­nia, moja sa­mo­świa­do­mo­ść była na po­zio­mie pre­na­tal­nym. Wsta­jąc ze szpi­tal­ne­go łó­żka, po­sta­no­wi­łam coś zmie­nić.

Zmie­ni­łam wszyst­ko. Prze­szłam przez roz­wód, stra­ci­łam fir­mę, ad­op­to­wa­łam na­sto­lat­ka. Za­częłam pi­sać po­rad­ni­ki, or­ga­ni­zo­wać warsz­ta­ty dla osób w kry­zy­sie, dla ro­dzi­ców dzie­ci z nie­pe­łno­spraw­no­ścią, ad­op­cyj­nych i za­stęp­czych, dla osób po­szu­ku­jących szczęścia i we­wnętrz­nej rów­no­wa­gi. Sta­łam się roz­po­zna­wal­na w me­diach jako eks­pert­ka w po­wy­ższych dzie­dzi­nach. Do­sta­łam no­mi­na­cje do ty­tu­łów Su­per­bo­ha­ter­ki „Wy­so­kich Ob­ca­sów”, Su­per­ma­my por­ta­lu ma­mo­to­ja.pl i Mamy Dzie­si­ęcio­le­cia mie­si­ęcz­ni­ka „M jak Mama”. Uko­ńczy­łam In­sty­tut Pro­fe­sjo­nal­nych Co­achów w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i obec­nie je­stem cer­ty­fi­ko­wa­nym co­achem ze spe­cja­li­za­cją w pra­cy z we­wnętrz­ną ener­gią.

Mam bo­ga­te i barw­ne ży­cie, ale im in­ten­syw­niej żyję, tym częściej mu­szę mie­rzyć się z po­ra­żka­mi, kry­zy­sa­mi i prze­ciw­no­ścia­mi. Są one nie­odłącz­nym ele­men­tem do­świad­cza­nia, ucze­nia się i od­kry­wa­nia. Po ka­żdym upad­ku wsta­ję sil­niej­sza, roz­wa­żniej­sza i bar­dziej zde­ter­mi­no­wa­na, żeby si­ęgać wy­żej i ro­bić wi­ęcej. Ni­czym Fe­niks, któ­ry po raz ko­lej­ny po­wstał z po­pio­łów, roz­po­ście­ram skrzy­dła i szy­bu­ję da­lej i wy­żej.

Je­śli mnie się uda­je, To­bie też się uda. Nie je­stem ani mądrzej­sza, ani zdol­niej­sza od Cie­bie. Je­stem zwy­kłą ko­bie­tą, któ­ra za­pra­gnęła żyć z wiel­ką pa­sją, od­kryć swo­ją mi­sję i prze­kra­czać gra­ni­ce. Wszech­świat się prze­or­ga­ni­zo­wał, wy­eks­pe­dio­wał za­stępy na­uczy­cie­li, po­sta­wił licz­ne dro­go­wska­zy, któ­re prze­pro­wa­dzi­ły mnie z tam­te­go szpi­tal­ne­go łó­żka do dzi­siaj. Dzi­siaj wiem, że trud­ne do­świad­cze­nia są moją naj­wi­ęk­szą siłą, a me­to­dy, któ­re przez lata wy­pra­co­wa­łam, to naj­sku­tecz­niej­sza tar­cza ochron­na. Spraw­dzi­ły się w cza­sie cho­rób Kry­stia­na, pod­czas roz­wo­du i wal­ki o ad­op­cję Ady i Mi­cha­ła, przy ko­lej­nych dia­gno­zach mo­ich dzie­ci, pod­czas mi­ło­snych roz­cza­ro­wań, pan­de­mii i woj­ny tuż za na­szą gra­ni­cą.

Wła­śnie dzi­siaj za­dzwo­ni­ła moja wy­daw­czy­ni. „Aga­ta, na­pisz szyb­ko ksi­ążkę o tym, jak ra­dzić so­bie w kry­zy­sach, bo chy­ba te­raz nikt nie robi tego le­piej niż ty, a czas na taką ksi­ążkę jest ide­al­ny”. Usia­dłam więc i pi­szę.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: