Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Berlin. Hipsterska stolica Europy - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
9 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Berlin. Hipsterska stolica Europy - ebook

Mnóstwo dworców, co najmniej dwa śródmieścia, ale żadnego nowoczesnego lotniska – to możliwe tylko w Berlinie! Jakob Hein z sympatią i humorem opisuje miasto, które zmienia się jak żadne inne, i przygląda się jego mieszkańcom. Specjalnie dla nas degustuje latte macchiato w dzielnicy z rekordową liczbą wózków dziecięcych, staje w kolejce do budek z kebabem w Neukölln i odwiedza najmodniejsze kluby w mieście. Udowadnia, że Berlin, a nawet każdą jego dzielnicę, można rozpoznać po zapachu.

 

„Wielu przybyszów chce koniecznie zobaczyć mur berliński. To przedziwne: kiedy mur jeszcze stał, wszystkim przeszkadzał; teraz, gdy go nie ma, wszyscy muszą go obejrzeć. Kierując się czystym instynktem obronnym oraz aby zadowolić gości, wielu berlińczyków pokazuje jako kawałek muru pierwszą lepszą betonową ścianę. Amerykanie stają więc przed ozdobionym rysunkami zwierząt murem przy Dworcu ZOO, podziwiają go, robią kilka zdjęć i odchodzą zachwyceni. W rzeczywistości istnieje już tylko jeden, bardzo krótki fragment muru w pobliżu Muzeum Muru Berlińskiego; „mur” nie był przecież jedynie wąską betonową ścianą, bo w przeciwnym razie usiłowałoby go pewnie przeskoczyć więcej osób.

 

W Berlinie nikt nie ma powodu, żeby ukrywać się jako turysta. Jeśli do nich należycie, cieszcie się po prostu, że tu jesteście, a berlińczycy powinni się cieszyć razem z wami. Miasto jest bowiem zadłużone na dwanaście pokoleń do przodu i jeżeli w najbliższym czasie pod ogrodem zoologicznym nie zostaną odkryte złoża ropy lub pod Alexanderplatz nie otworzy się ziemia, odsłaniając pokłady diamentów, turyści są i pozostaną przez wiele jeszcze lat najważniejszym, by nie rzec jedynym źródłem dochodów dla miasta. Przyjeżdżajcie więc, jest tu naprawdę wiele rzeczy do odkrycia!”

 

Jakob Hein urodził się pod koniec 1971 roku w Lipsku, a od początku 1972 roku mieszka w Berlinie, gdzie studiował oraz gdzie pracuje jako lekarz i pisarz. Jego żona i dzieci urodziły się w Berlinie, autor ma zatem wszelkie podstawy do tego, aby czuć się prawdziwym berlińczykiem.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8179-520-3
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Niezbędne wyznania. Zamiast wstępu 9

Berlin zaprasza 17

Zapachy miasta 31

Zwiedzanie po berlińsku 37

Kto i po co tutaj mieszka? 47

Niepoprawnie romantyczni 61

Normalność i wszystko inne 73

Ulice Berlina 81

Przyspieszony dialog 95

Aby się tylko najeść 111

Berlin z jednej... 123

... i z drugiej strony muru 135

Sportowy pępek świata 147

Sztuka po berlińsku 159

Tutaj śmierdzi, tutaj mi się podoba, tutaj zostaję 171

Powrót do domu 185

Brandenburgia, Balkonia albo Baleary – byle jak najdalej stąd 189

Na koniec. Zamiast posłowia 197

Inne dozwolone pomoce 201

Filmy 205Niezbędne wyznania Zamiast wstępu

Minęło dobrych parę lat, odkąd po raz pierwszy odważyłem się zasiąść do napisania książki o Berlinie. Wtedy to przedsięwzięcie wydało mi się tak przerażające, że już na początku pisania przezornie ogłosiłem swoją klęskę. Jak to jednak wiele razy w życiu bywało, Berlin znów okazał się dla mnie łaskawszy, niż się spodziewałem. Przedstawiono mi kilka propozycji poprawek, skrytykowano niektóre pomysły, ale ogólnie rzecz biorąc, książka została w mieście przyjęta bardzo pozytywnie. Z ulgą otarłem pot z czoła – jeszcze raz mi się udało.

Jednak jako korespondent z Berlina już wkrótce zacząłem się martwić czymś zupełnie innym: miasto, które dopiero co tak trafnie udało mi się sportretować, znikało na moich oczach. Zastępowały je sklepy, w których mówiono wyłącznie po angielsku, restauracje serwujące znośne potrawy, chodniki bez psich odchodów. Z początku sądziłem, że jest to pewna moda, że chodzi tu o tendencje, które niebawem skoryguje czas. W pewnym momencie zrozumiałem jednak, że Berlin znów się zmienił. Jeśli myślałem, że piętnaście lat po upadku muru będę mógł napisać o mieście książkę, która zachowa aktualność przez kilka lat, to się myliłem.

Aby pokazać miasto takie, jakie jest, aby opisać współczesny Berlin, musiałem raz po raz zabierać się ostro do pracy. Musiałem czytać i rozumieć, co się dzieje, starając się uchwycić w kadrze wciąż zmieniające się miasto. Czułem się jak fotograf, który otrzymał zlecenie wykonania zdjęcia portretowego dużej rodziny, ale nie ma flesza. Wobec przytłaczających rozmiarów wyzwania, przed jakim stoję, kusi mnie, aby znów przezornie ogłosić swoją klęskę.

Nurtuje mnie podstawowy problem: co tak w ogóle mam do powiedzenia o Berlinie? W końcu nie jestem berlińczykiem. Oczywiście za granicą podaję się za człowieka rodem ze stolicy Niemiec. Czy jestem w Tallinie, czy w Milwaukee, czy w Poczdamie, na pytanie o miasto pochodzenia bez mrugnięcia okiem odpowiadam: „Berlin”. Z mrugnięciem okiem i po wypiciu miejscowego trunku za granicą miałbym wręcz czelność oświadczyć, że jestem berlińczykiem. W samej stolicy Niemiec nauczyłem się zachowywać znacznie wstrzemięźliwiej i absolutnie nigdy, pod żadnym pozorem, nie wygłaszać podobnych stwierdzeń.

Już moi rodzice nie są prawdziwymi berlińczykami, i to do tego stopnia, że mój ojciec posługuje się standardową niemczyzną. Muszę powiedzieć, że naprawdę dostałem szansę, bo mój ojciec i moja matka poznali się w Berlinie. Niestety, wkrótce potem przenieśli się do Lipska, aby tam studiować. Podobno miasto to oferowało w tamtym czasie bardzo dobre możliwości studiowania. Już sama ta decyzja ujawniła duże braki w ich patriotyzmie lokalnym. Prawdziwy berlińczyk nigdy nie uznałby, że cokolwiek związanego z Lipskiem może być bardzo dobre. Do zaakceptowania, stosunkowo znośne – owszem, ale przecież nie bardzo dobre. Rodzice tolerowali nawet fakt, że mój urodzony w Lipsku brat przyswajał sobie w przedszkolu dialekt saksoński. Pozwala to zorientować się, że egoistycznie przedkładali oni osobiste cele nad dobro własnych dzieci. W końcu ojciec powrócił do Berlina – mój brat skończył wtedy akurat cztery lata. Teraz wszystko mogło się dobrze skończyć przynajmniej dla drugiego dziecka. Ale nie – po ukończeniu z dobrym wynikiem studiów moja pani matka musiała jeszcze zrobić doktorat.

W ten sposób stało się to, co się stać musiało – w październiku 1971 roku urodziłem się w Lipsku. I do tego faktu trudno byłoby zgłaszać zastrzeżenia, gdyby los przewidział dla mnie życie chłopca z tego saksońskiego miasta. Zaledwie kilka miesięcy po moim przyjściu na świat matka jednak z powrotem przeprowadziła się do Berlina. To był dla mnie początek wszystkich kłopotów. W Berlinie sprawy wyglądają bowiem podobnie jak w Stanach Zjednoczonych: kto urodził się na terytorium tego państwa, ma automatycznie status obywatela; wszyscy inni mają problem. W przedszkolu w dzielnicy Treptow na szczęście pozostawiono mnie w spokoju, w przeciwieństwie do mojego brata, któremu wszystkie dzieci z grupy oferowały ciasteczka i lizaki za powiedzenie czegokolwiek, bo kiedy mówił, brzmiało to bardzo śmiesznie. Prawdopodobnie właśnie wtedy raz na zawsze wyrzekł się komunikacji werbalnej – dziś jest matematykiem.

Zaledwie jednak moi koledzy ze szkoły podstawowej zrozumieli, co oznacza miejsce urodzenia, zaczęły się krępujące pytania. Zwłaszcza ci uczniowie, którzy poza tym nie mieli się absolutnie czym pochwalić, puszyli się, że ze względu na miejsce urodzenia są prawdziwymi berlińczykami. I mieli całkowitą rację, ponieważ żadne, nawet najlepsze noty, nie mogły zmyć ze mnie hańby. Cóż pozostało mi jako Saksończykowi oprócz podlizywania się dobrymi ocenami w nadziei, że może chociaż moje dzieci lub przynajmniej ich dzieci zostaną uznane za „swoich”? Sprawę dodatkowo utrudniał fakt, iż byłem niewysportowany, ale to już całkiem inna para kaloszy.

Bardzo utyskiwałem na swój los. Moja sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, gdy wreszcie otrzymaliśmy upragnione dowody osobiste. O ile w wypadku innych śmiano się tylko ze zdjęcia, u mnie powodem drwin było niezmiennie miejsce urodzenia. Co jednak dziwne, wcale nie chciałem być urodzony gdzie indziej. Nie ma w Berlinie szpitala, na którego sali porodowej życzyłbym sobie ujrzeć światło dzienne. W końcu przyszedłem na świat w Lipsku, a gdyby moja mama urodziła kogoś w Berlinie, to z pewnością nie byłbym to ja. Pragnąłem tylko tego, żeby moi koledzy pochodzili do tego faktu na większym luzie. Zmieniło się to niestety dopiero w chwili, gdy w naszym życiu nagle pojawił się kolejny wszechobecny temat – seks. Mimo to moje miejsce urodzenia wciąż stanowiło dobry powód, aby trochę się ze mnie ponabijać w czasie imprezy.

Większych kompleksów związanych z tymi sprawami pozbyłem się dopiero po spędzeniu pewnego czasu w Stanach Zjednoczonych, gdzie spotkałem na przykład osoby, których ojciec urodził się w Indiach, a matka – w Wisconsin. A gdy dziś ktoś mnie pyta, skąd pochodzę, opowiadam skróconą wersję powyższej historii lub oświadczam krótko: „Z Berlina”.

Ale wiecie co? Właśnie ze względu na tę historię uważam, że nie jestem kimś, kto aż tak bardzo nie nadaje się do roli korespondenta z Berlina. Przecież zupełnie niemożliwe jest napisanie o tym mieście książki, która usatysfakcjonowałaby choćby niewielką grupę berlińczyków. Z tego powodu literatura lokalna jest w dużej mierze związana z konkretnymi dzielnicami. Są książki o lekarzach z Pankow, restauracjach w Weddingu i jeziorach w Köpenicku.

Pewien zrzędliwy rozmówca w jednym z lokali oznajmił mi wręcz, że po tym, jak mówię, nadal można poznać miejsce urodzenia. Oznaczałoby to, że w ciągu pierwszych sześciu miesięcy mojego życia nie tylko nauczyłem się mówić, ale i nieodwracalnie wpoiłem sobie dialekt, którego nie było w stanie zmienić czterdzieści lat życia w innym regionie. Hipoteza głosząca, iż poznałem tajniki mowy tak wcześnie i tak doskonale, wyjaśniałaby co prawda niektóre fakty z mojej biografii, ale mimo to uważam ją za mało prawdopodobną.

Jedno w każdym razie musicie wiedzieć: prawdziwy berlińczyk nigdy nie zniżyłby się do opowiedzenia komuś czegokolwiek o swoim mieście. Mimo to należy podkreślić, że wielu rodowitych mieszkańców stolicy Niemiec przyczyniło się do ulepszenia tej książki. Po pierwszym jej wydaniu pojawiło się zadziwiająco mało pogróżek, za to – co cieszy – dużo przydatnych rad. Jak stwierdzano, przypisałem zarówno edykt tolerancyjny, jak i dewizę mówiącą, iż „każdy powinien osiągnąć szczęście na swój własny sposób”, Fryderykowi Wielkiemu*, pomyliłem Oranienburger Straße z Oranienstraße (gdy mówię, zdarza mi się to nieustannie, ale w rzeczywistości nigdy nie mylę traktu przebiegającego przez centrum Berlina z ulicą w Kreuzbergu) i popełniłem podobne niewybaczalne błędy. Pewien znakomity uczony skierował pod moim adresem pełen pasji list, w którym oskarżył mnie o to, że w moim opisie zmagań Herthy BSC o awans do Bundesligi jest wiele przesady. Ponieważ – jak pisał – walka ta trwała zaledwie dziewiętnaście lat, użyte przeze mnie sformułowanie „przez dziesiątki lat” stanowi bezwstydne nadużycie. Ponadto – kontynuował autor – drużyna Herthy reprezentuje obecnie o wiele lepszy poziom, a w tabeli znajduje się nawet przed, jak się wyraził uczony, „pieprzonym Bayernem”. Gdy kilka tygodni później znalazłem czas, aby odpisać szacownemu profesorowi, berliński klub już dawno był w dolnej połówce tabeli, by na koniec sezonu wypaść z Bundesligi, gdy tymczasem Bayern został mistrzem.

Niezależnie jednak od tego, co się dzieje, prawdziwy berlińczyk jest kimś szczęśliwie zakochanym i znajdującym oparcie w sobie samym, kimś, kogo świat jest doskonały, a życie całkowicie uporządkowane. Zastanówcie się sami: ile powieści poświęcono szczęśliwie zakochanym? Berlińczyk nie ma potrzeby opowiadania komukolwiek o swoim mieście. Cóż takiego niezwykłego mógłby powiedzieć? Berlin jest najlepszym miastem na świecie, a kto twierdzi inaczej, dostaje lanie**.

Musi się zatem pojawić podejrzany Saksończyk, który chce udowodnić sam sobie, że ma coś wspólnego z Berlinem, i desperacko usiłuje zmazać hańbę swojego pochodzenia. Nikt tego tak do końca nie kupi, ale spróbować warto.

------------------------------------------------------------------------

* Edykt tolerancyjny – tzw. edykt poczdamski Wielkiego Elektora Fryderyka Wilhelma z 1685 r., o którym będzie jeszcze mowa później; „każdy powinien osiągnąć szczęście...” – to zdanie jest faktycznie autorstwa Fryderyka Wielkiego .

** Podczas jednego z pamiętnych, najbardziej nieszczęśliwych starć o urząd burmistrza Berlina Frankowi Steffelowi, berlińskiemu sprzedawcy dywanów, zdarzyło się nazwać „najpiękniejszym miastem Niemiec” i „sekretną stolicą tego kraju”... Monachium. Z punktu widzenia berlińczyków nie mogło się zdarzyć nic straszniejszego. Steffel został ojcem sukcesu swojego konkurenta Wowereita, dla którego od tych wyborów rozpoczął się trzynastoletni okres panowania .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: