Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Bezkostna Marilyn - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
6 grudnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bezkostna Marilyn - ebook

Baśń inicjacyjna, literacki film drogi, w którym przemierzamy życie, sny i fantazje Marilyn Turkey.

Jej opowieść zamyka się w trzech aktach: pierwszym, kiedy ma 6–8 lat, drugim, kiedy jest młodą wkraczającą w dorosłość kobietą, trzecim: „tu i teraz”. Marilyn szuka samej siebie: czasem chciałaby być mężczyzną, czasem kobietą, by za chwilę przemienić się w soczystą roślinę, a zaraz potem wcielić w zwierzę, a nawet bestię.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61488-43-9
Rozmiar pliku: 593 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dla Christophe’a Biesmansa

Dla Oliviera Wéry

Człowiek słania się od jednych drzwi do drugich, a następnie rozpływa w powietrzu: «Mogę ci jedynie powiedzieć, że jesteśmy płynnymi, świetlistymi istotami złożonymi z włókien». Wszystkie podróże określane mianem inicjacyjnych zawierają takie progi i drzwi, w których staje się samo stawanie się, i w których można zmieniać stawanie się wedle «godzin» świata, kręgów piekła i przesileń. Od wycia zwierząt, aż po kwilenie pierwiastków i cząstek.

Gilles Deleuze, Félix Guattari, Tysiąc plateau¹KOCHANIE,

Bądźmy szczerzy.

Do ślubu chcę długą białą suknię.

Włożę pod nią body z białej koronki, ładnie podkreśli moją doskonałą kobiecą figurę. Tak, coś w stylu obcisłego kostiumu, trochę jak strój sportowy, który noszę na wuef. Choć go nienawidzę. Wchodzi mi do tyłka, wcale nie zakrywa moich świńskich nóżek, są całkiem odsłonięte. Trudno mi z nogami na wierzchu robić gwiazdę, szpagat czy przewroty, ciągle mam przed oczami te wirujące parówy. Przez nie tracę koncentrację, całe ciało wpada w chaotyczną gmatwaninę członków, wszystko mi się plącze, mylą ruchy. Czy ja muszę pokazywać całej klasie tę część mojego ciała, która jest tylko dla Ciebie?

W body z białej koronki wrażenie będzie całkiem inne. Poza tym kiedy będzie nasz ślub, już nie będę miała świńskich nóżek; dziś jestem pokracznym kawałkiem plasteliny, kompletnie bez sensu, ale zobaczysz, Kochanie, zobaczysz, co będzie dalej…

Nad jedną rzeczą się zastanawiam – nad ryżem.

Dokładnie się przyjrzałam, jak sypali ryż na ślubie cioci Pupi… Ziarenka musiały jej się dostać wszędzie, w najmniejsze zakamarki, jestem pewna. Wyobrażasz sobie jej noc poślubną, z ziarenkami sklejonymi z make-upem, wżerającymi się w paznokcie, a kto wie, może nawet, o tak, jakieś jedno maleństwo, takie prawie nico, ośmieliło się wskoczyć tam, gdzie nie powinno! Oj, oj, ale świntuch z tego ziarenka, co wyskoczyło z pomarańczowego pudełka Oncle Bent… Co się wpycha w najsłodsze miejsce w całym Tobie, w najpiękniejszym dniu Twojego życia…

Widzisz, chcę być z Tobą szczera.

Dużo się zastanawiam.

Będę czujna.

Naszą idealną miłością nigdy nie będzie rządził przypadek.

Marilyn T.Kolejny list: MÓJ DOM

Wiesz, co to jest „rolada mediolańska”?

Tylko nie myl z „eskalopkami po mediolańsku”, okej?

Nie. Rolada mediolańska to rodzaj ciasta z lodów, prosto z Italy, o 3 różnych smakach.

3 piętra, 3 smaki i góra posypana tłuczonymi orzeszkami laskowymi z cukrem.

Przepyszna. Czasem jem taką w restauracji Italya.

No dobra, mój dom jest jak rolada mediolańska: 3 piętra, 3 smaki i płaski dach, na którym siadają orzechowe ptaszki.

A więc jest tak:

PIERWSZE PIĘTRO

Piwnica, garaż, pralnia.

Co do smaku i aromatu – wszędzie trochę śmierdzi. To przez ścieki w rurach i wężach, przez całe te bebechy domu. Czasem słyszę dziwne stukotanie w kranach, jakby jakieś mikro stworzenia postanowiły, że najlepiej będzie zamieszkać akurat w samym środku mojego domu. Niektórzy mówią, że w rurach mogą żyć węże. Że raz się tak zdarzyło, niedaleko nas, że wąż polizał komuś tyłek, jak ten ktoś siedział na muszli klozetowej. Wyobrażasz sobie? Więc kiedy się tak spokojnie wyleguję w mojej wannie, nie mam tak naprawdę bladego pojęcia, co też może mi się przytrafić. Co mi się nieuchronnie przytrafi. Co mi się PRZYTRAFI, bo ja NIE jestem jak inni, coś ważnego NA PEWNO mi się przytrafi. Czuję to. Wiem to.

W pralni

Jest zamrażalka, pralka, organy.

Umiem grać na organach. Zresztą granie na instrumentach jest bardzo proste: wystarczy ustawić palce w odpowiednich miejscach, poruszać nimi w odpowiednich momentach. Dla kogoś, kto jest jak ja dość punktualny i dokładny, to dość proste. Na organach, tak, gram na organach. Przede wszystkim Ave i Maryja. Mam do tego talent. Naprawdę. Jak to gram, to nawet ryby w zamrażalce są poruszone. Powiedziałabym nawet, że są pod wrażeniem. Prawdziwa muzyczna wzniosłość wydobywa się z tego czarno-białego organiska – też śmierdzącego, nieświeżym oddechem – to jest prawdziwa bomba emocji, rozbrajająca dusze i ciała każdej istoty, wszystkiego, co żywe. Ave i Maryja ma moc, co? To chyba coś religijnego. Bo ojciec mi kiedyś powiedział: „A widzisz, religia też ma swoje dobre strony!”. To mnie zaniepokoiło. Na serio. Bo ja się zrobiłam antyreligijna. I NIE CHCĘ iść do komunii. Przez księdza. Opowiada w kościele takie historie, że chce mi się płakać, a kiedy płaczę, to staję się jeszcze słabsza, i wtedy on może mi wcisnąć każdy kit, w który uwierzę, bo mam silną potrzebę wiary – wiary w coś, co mnie pocieszy.

To taka moja wewnętrzna walka. I jeszcze trzeba być miłym, nawet w stosunku do tych, którzy są dla nas niemili… To naprawdę trudne! Wkurza mnie to, serio mówię. Miałabym dać bratu moje ulubione pióro, kiedy on tak mi gra na nerwach?! O nie. Mogłabym go tylko za to walnąć. Walnąć brata, walnąć księdza! Oko za oko, ząb za ząb, to jest moje pióro, idź się bawić swoimi autkami. Spadaj, idioto z wodogłowiem!

Tak. „IDIOTA Z WODOGŁOWIEM”

Rury na 1. piętrze pęcznieją od wody, tak samo jak pęcznieje od wody głowa mojego brata. Biedaczek ma pecha. Lekarz powiedział mamie: „Dziecko ma wielką głowę”. Widziałam, że to jej się nie spodobało. Oglądałam brata dokładnie, wszystkie jego szwy i połączenia, nie zauważyłam nic nienormalnego. Może i tak, ma całkiem wielką głowę, ale nic tam w niej nie bulgocze jak w boi pełnej wody. Poza tym brat normalnie sika, normalnie płacze, normalnie się ślini i poci. No ale skoro lekarz tak powiedział…

Tymczasem z tajemnych głębin pralni wystrzelam w przestrzeń 3 pięter domu moją pieśń Ave i Maryja. Muzyka łagodzi wnętrza… Moja muzyka łagodzi mój znój… Szybuje po mojej głowie jak albatros…

„8. 9. 8. 6. 8. 9. 8. 6. 11. 9…”

Na 1. piętrze,

Jest też garaż.

W którym też, oczywiście, śmierdzi. W którym każda z półek kryje tandetne pamiątki wszelkiej maści.

Stare popielniczki, pompki do roweru, krzyżówki, kawałek girlandy, świńskie filmy…

Kochanie,

Weźmiesz mnie w ramiona, mocno obejmiesz.

Będziesz całował całym sobą moje kobiece ciało…

Nasze ciała złączą się, jakby ktoś połączył je taśmą klejącą.

Będziemy jak pianki marshmallow.

Będzie nam dobrze.

Rój czerwonych pocałunków pogalopuje przez moją szyję;

W samym środku Twoich uszu poswawoli sobie tajemnicza gramatyka moich słów,

Z których ledwie strzępy będą dla Ciebie zrozumiałe,

I powiem do Ciebie:

„Zgadnij, moje maleństwo, zgadnij, co do Ciebie mówię”.

Twoją rozwibrowaną zachwytem twarzą

Wstrząsną lekkie niebiańskie konwulsje.

Będzie nam dobrze.

Kieliszki wypełnią się kwiatowym eliksirem.

Twoja prawa łapa będzie wlewać uzdrawiające nektary, kropla po kropli,

Wprost do mojego dzioba…

A jeśli włożę rękę? A jeśli włożę ją do… Jeśli ją…

Wprost w twoje rozedrgane gardło… Ja… ja… ja…

O psiakrew. Psiakrew.

DRUGIE PIĘTRO

To główne wejście do domu.

Hol, przedsionek, korytarz, gardło, tchawica, skrzyżowanie, aleja, ciąg, który Cię prowadzi. Zimno. Wilgotno. Nie śmierdzi za bardzo. Chyba że wyciekną ścieki. Podłoga jest wyłożona białymi zimnymi kaflami. NIGDY bym tam nie chciała rozbijać obozu. NIGDY bym tam nie zaprosiła przyjaciółki.

Lubię ten hol tylko wtedy, kiedy wszystkie drzwi są otwarte, kiedy światło wlewa się do środka i zmysłowo wiruje na chłodnej bieli kafli. Wtedy, mój Boże, te jasne promyki podrygują i od razu wracają do mnie ze swym blaskiem, są jak kamień puszczony na powierzchnię zamglonego stawu. A ja, mój Boże, ja na tej chłodnej bieli kafli widzę filmy: z Lawiatanem, Belzebubem, Puckiem, Serafinem, Smoczycą, i wszyscy oni kopulują, kopulują bez umiaru.

Nie chce mi się mieszać w te ich balety.

Patrzę.

Stoję w miejscu.

Nie ruszam się.

Upojona samym patrzeniem.

Pozwalają mi patrzeć.

Pocałowałam letni świt.

Mój młody wojowniku, usta rozchylone…

Widzisz, jakie mam życie? Widzisz?

Ciągle 2. piętro, kuchnia.

O tak, kuchnia!

(Jest na drugim piętrze… A... A moja podpaska…)

Na wierzchu wysokiej szafki pisma motoryzacyjne.

Zdjęcia kobiet w czerwonych samochodach.

Na blacie akwariowa kula na złotą rybkę.

Jej brat, ten drugi, ten, który nie żyje, popełnił samobójstwo.

Poza, z kuli, wyskoczył.

Rozpłaszczony na ziemi, jak żółtko jaja, złoty.

Płakałam.

Kanarek też umarł.

Uciekł z klatki, próbowaliśmy go złapać, ale skręcił sobie kark.

Skręcony kark.

Martwy ptak.

I żółty.

Jak rybia ikra.

Och, jak pięknie i kolorowo w tej kuchni. Och, ileż zapachów: pizze, chleby, gofry z morelami, babka z jabłkami, naleśniki z bananami... Zapach za zapachem, jeden niepodobny do drugiego… Kanarki, martwe ryby, kości z szynki z kością, tuszka z kurczaka… Wszystko we wszystkim.

Zrobię sobie herbatę po angielsku.

Z mlekiem. No tak, z krowim. Na dnie szafy znalazłam TĘ cup of tea z mojej książki do angielskiego, znalazłam zapomnianą filiżankę-UFO, anachroniczną w stylu, wśród banalnych filiżanek do kawy. Banalnych banalnych. Jest, moja wydobyta z lochów cup of tea, napełniłam ją wodą o aromacie trawy i mlekiem. No tak, krowim. Ciecz zrobiła się delikatnie brunatna, cierpka. Pomyślałam o tych wszystkich Angloziemiach, wszystkich „Yes with pleasure”, wyspach britains zamieszkałych przez jak-mówią-czarne-kruki, pomyślałam o bożonarodzeniowych wieczorach z indykiem nadziewanym truflami, ciastem z miętą i pomarańczowymi czekoladkami...

„Is Mrs Smith home ?

– No, she’s dead. In the little kitchen.

– Pułkownik Moutarde, where is Pułkownik Moutarde?!”

Wchodzi mama, strzelam w nią spojrzeniem jak z pistoletu, ona patrzy na moją herbatę, na Britain, z którego nic nie kuma. Mleko, cytryna, trawiasty, cierpki aromat… Nie, mamusiu, nie brałam ani koki, ani hery, ani grzybk…Cytryna jest do tea. Lemon tea. Milk tea. Do iou understood. She can’t. She cooks. Pure cooking. Pure home.

Kot też nie żyje.

Ciężko, bardzo ciężko, dotknęłam go. To ja go znalazłam. Leżał w pudełku jak resztki sardynki w aluminiowej puszce.

No to jestem z tym moim trupkiem na brzuchu. No i co ty zrobisz z tym ciałkiem, co stwardniało i zrobiło się jak czerstwy chleb? Stoisz tu, przed nim, i chcesz wiedzieć tylko jedno – skąd to się wzięło? Dokąd zmierza? Co najpierw? I wkładasz palec w pupcię kici, jak termometr, żeby sprawdzić, czy ciągle jest ciepło w tunelu. I myślisz, kot umarł, umarł, umarł samotnie. Sprawdzasz, czy zjadł wszystko z miski czy jeszcze coś zostało. Czujesz, że za bardzo nie śmierdzi.

I płaczesz.

Przez jakiś czas.

I się zastanawiasz, co będzie dalej.

Przychodzi mama i wyrzuca zwierzę do śmietnika.

Buntujemy się z bratem. Wyciągamy zwierzę z wora, kładziemy.

Chowamy w ziemi.

Jak królowe. Jak prezydentów. Jak Króla Belgów.

Organizujemy to z wielką pompą.

Brat stoi ze swoim szmacianym królikiem i patrzy na kota w objęciach śmierci.

Oboje czujemy, że to przełomowa chwila.

A życie toczy się dalej.

Życie idzie do przodu, milkną kociaki, milkną mięciutkie króliczki.

Pogrzeb za nami, wsiadam na mój żwawy rowerek i w drogę.

Moje kochanie,

Mój rower jest w odcieniu pomarańczy.

Najbardziej lubię, kiedy Coraly i ja jedziemy na piknik.

Pedałujemy, do przodu, na drugi koniec życia, zatrzymujemy się na trochę, rozkładamy na ziemi nasze wiktuały, zjadamy i fruniemy dalej.

Coraly to moja fajna przyjaciółka. Z nią to można wszystko. Umie super świetnie rysować, jej ojciec jest architektem. Ma starszą siostrę, starszego brata. Oboje bardzo się troszczą o swoją Coraly. Bymmmmmm też chciała mieć starszą siostrę. Brat ma czerwonego sportowego kabrioleta. Auto jest tycie jak czopek doodbytniczy, ale zasuwa z prędkością światła. Brat nie jest zbyt miły, mama nie pozwala mi wsiadać do jego auta. Czasem się wkurza, że musi wszędzie szukać Coraly, a wolałby mieć święty spokój i iść na dziewczyny. Na mnie nawet nie spojrzy. Jest dorosły. Coraly ma też fajansiarskiego pieska jak te wszystkie blond idiotki szczeniaka z kokardką na łbie nienawidzę go. Nienawidzę go kiedy ona go całuje czasem nawet z języczkiem ja nie a kiedy śpi między mną z nią kiedy zostaję u niej na noc to go szczypię w jajka żeby do niego dotarło że cuchnie tu między nami i żeby sobie poszedł…

Nie, Kochanie,

W tym psie nie ma Ciebie.

Gdzie jesteś, Kochanie?

…Trochę podwarkuje, jak go szczypię, potem sobie idzie wraca. Ruchliwy jak niemowlak z kolką. Odrażający.

Poza tym Coraly ma GENIALNY dom. Jej ojciec jest architektem, to dlatego… Tu na dole w miasteczkach wszystkie domy mają po 4 mdłe ściany, nic zaskakującego, nic oryginalnego. Zupełnie inaczej jest u Coraly: korytarze przechodzą w hole, komponują się z wiszącymi pod niebem niezwykłymi antresolami, z przecudownym pokojem Coraly. Wykładzinę ma. Ja – linoleum. Marzyła mi się wykładzina, ona ma. Materac, potężny wymiar, jeśli się zechce, to i 6 ciał się położy, wykładzina zaprasza, wygłusza. Moja matka mówi: „Roztocza!”. Mamy gdzieś roztocza, Mamo, nawet ich nie widać, są takie tycie.

Przemoc robi się miękka na łóżku z wykładziny. Wykładziny amortyzującej.

No więc tak. Podczas rowerowego pikniku rozmawiamy z Coraly o kobiecych sprawach:

„Moim największym zmartwieniem, Coraly, jest dół.

Pończocha. Pończochy. Skarpetki.

Co będę nosić w wieku 20 lat? Nie mogę całe życie nosić białych skarpetek. Ani podkolanówek, gryzą mnie, ciągle chce mi się od nich siku, bo gryzą; no i kleją się do nóg, podklejone, podkolanówki, i łazi to za Tobą cały czas, bardziej niż Twój własny cień, który ciągniesz za sobą jak ogon.

Efekt? Naprawdę nie wiem, co z tym zrobić.

– Powinnaś całe życie nosić spodnie.

– Spodnie?

– Tak, spodnie ad vitam eternam.

– Szaresztruksydżinsymarchewkiniskistanspodniecapriogrodniczki?”

Kochanie,

Czy podobałabym Ci się z nogami owiniętymi w najróżniejsze tkaniny? Ech… Przyszłość zrzuca na mnie wszystkie zbędne kilogramy problemów.

Coraly lubi lody.

Jest naprawdę piękną dziewczyną.

Nie możesz jej zobaczyć.

OK. Bądźmy szczerzy.

Chcę z Tobą podróżować pociągiem.

Żywić się korzonkami.

Rozmontować Wieżę Iffla.

Rozbijać z Tobą skały.

Czołgać się po kamiennej pustyni.

Ujarzmiać z Tobą ślimaki.

Opluwać z Tobą przechodniów.

Wypić z Tobą całą wodę.

Brodzić z Tobą w błocie.

Wpinać się z Tobą po kręgosłupach budynków.

Żyć z Tobą w katakumbach.

Zatrzymywać z Tobą parowce.

Kąsać konstelacje.

Chcę-czuć-jak-najbliżej-mojej-duszy-łomot-twojego-serca.

Ty ja.

Dobra. OK. No tak, ale ja ciągle jestem w kuchni. Patrzę przez okno na przepiękną przyrodę, która rozpościera się przed moimi oczami i wzmaga pragnienie.

Mogłabym wypić całe litry prosto z kranu.

Roślinność mieni się od kontrastów: ciernie splątane z bluszczem, bluszcze z topolami, topole z błękitem chmur płaczących nad moją krainą. Moje spojrzenie tańczy gdzieś na hałdach, tych wielkich sztucznych górach, wyrosłych za sprawą ludzkiej ręki, za sprawą górników i kopalń. Jaka rozkosz emanuje z tego krajobrazu, który otacza kuchnię drugiego piętra mojego domu: widoczne gniazdo, rozluźniające nawet najbardziej napięte jelito.

Kocham moją przyrodę.

Kocham moją zieleń.

Kocham.

Jeśli, Kochanie, któregoś dnia umrzesz, ja pójdę w głąb ścieżek, wtopię się w zieloność.

Wciąż na 2. piętrze, jest telewizor.

I meble wokół niego, żeby móc usiąść i oglądać.

Jest też palenisko.

To rodzaj kulinarnej telewizji.

Strzelają kasztany, rozżarzone węgle.

Och, uwielbiam, kiedy na ogniu strzelają potrawy; wtedy moja rodzina zamienia się w plemię z Americs, które składa ofiarę ze swoich zdobyczy na stosie w kwaterze głównej. Godzinami tkwię, wpatrując się w ten teleogień, patrzę, jak tańczą moje homarce, kurki, pudelki, papugi, sarny, ołówki… Flaki lizane przez płomienie skwierczą jak noworoczne fajerwerki. Za wiele w życiu nie polowałam. No, poza dzikimi motylami. Rybacką siecią.

NA 3. PIĘTRZE

Nic specjalnego, poza tym, że ma się niebo niemal na wyciagnięcie ręki.

Kurte, kurte, mama mnie woła: „Riri, proszę, chodź tu…”.

Nie, nie idę, zostaję. Schowam się najgłębiej jak mogę w naszej tajemnicy.

„Riri, Riri, już pora.”

Nie, mamusiu. Już nie ma żadnej pory. Jest tylko miłość.

Widzisz, Kochanie, jak można żyć prawie jak na siódmym na trzecim? Wcale w gruncie rzeczy tam nie docierając, może zresztą tylko Kandy Haiedy Barby i Fify pasują do prawdziwego siódmego. Przywykniemy: być tuż, tuż, prawie w ekstazie, ale nie osiągać jej tak naprawdę, płynąć wąską szczeliną pomiędzy rozkoszą-nierozkoszą. Przywykniemy, co? Jak do poniedziałkowych poranków, do klapsów ojca, do Twojej, Kochanie, nieobecności?

Chmury wokół mojego domu są dla mnie czymś bardzo realnym. Czuję, że mam je głęboko w sobie. Ich chropowate języki, jak u kotów. Takie nie-wiadomo-co wata cukrowa, która chrzęści na podniebieniu. Ich nieunikniona lekkość bytu.

Kiedy w końcu się wyprowadzę z mojego pokoju, 6–8 lat, kiedy wyjadę, żeby zamieszkać w bardzo wielkim mieście, z mojego-naszego pokoju będzie bezpośrednie przejście do nieba, rodzaj aneksu w samym środku namacalnego błękitu.

Żadnych nieprzezroczystych ścian ani dachów. Tylko szkło, szyby, wszystko przezroczyste. Będziemy rybami w górnych wodach nad dachem. Piękno wysokości.

Póki co robię, co mogę:

Chrupię sobie solone czipsy.

Rysuję psy.

Myślę o Tobie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: