Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Biała Gorączka - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 listopada 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Biała Gorączka - ebook

"Ostatnia odsłona doskonałego KWARTETU LOS ANGELES mistrza czarnego kryminału!

PIEKŁO W MIEŚCIE ANIOŁÓW!

Los Angeles, rok 1958. Zabójstwa, pobicia, łapówki i szantaże to standardowe procedury porucznika Kleina z policji w Los Angeles. W swoim piekiełku rządzi niepodzielnie aż do chwili, gdy federalni zarządzają przeprowadzenie śledztwa w sprawie korupcji wśród miejscowej policji.

Dla podgrzania atmosfery Klein zostaje wystawiony jako przynęta. Gorączce poddają się wszyscy: lokalni politycy, szefowie policji, gangsterzy oraz narkotykowi bossowie. Wszyscy są mocno zdeterminowani, by fakty nie ujrzały światła dziennego.

Ucieczka ze świata bezwzględnych ambicji, zachłanności i wszelkiego wypaczenia może okazać się bardzo trudna. Klein jednak za wszelką cenę próbuje się z niego wydostać…

Przykuwająca uwagę, wciągająca powieść kryminalna, która nikogo nie pozostawi obojętnym!

„Biała gorączka przepełniona jest realizmem i dbałością o szczegół. James Ellroy w najlepszym wydaniu”. The Plain Dealer

„To najlepsza książka Ellroya”. Associated Press"

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-389-5
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jedyne, co mam, to pragnienie, by pamiętać. Cofnięty czas / gorączkowe sny – budzę się, wyciągając ręce, boję się, że zapomnę. Na zdjęciach ta kobieta jest zawsze młoda.

Los Angeles, jesień, rok 1958.

Gazetowy druk: połączenie drobniutkich punkcików. Nazwiska, zdarzenia – tak brutalne, że aż się proszą, by je ze sobą powiązać. Po wielu latach historia pozostaje jednak niespójna. Nazwiska należą do zmarłych lub zbyt winnych, by o nich wspominać.

Jestem stary, boję się, że zapomnę:

Zabijałem niewinnych ludzi.

Łamałem święte przysięgi.

Czerpałem zyski ze strachu.

Gorączka – żar tamtego czasu. Chcę poddać się muzyce – wirować w jej rytm i z nią spadać.„LA Herald-Express”, 17 października 1958:

DOCHODZENIE W SPRAWIE SZWINDLI NA RINGU;
WIELKA ŁAWA PRZYSIĘGŁYCH
PRZESŁUCHA ŚWIADKÓW

Wczoraj rzecznik Prokuratury Federalnej Los Angeles oświadczył, że agenci federalni badają sprawę „przenikania gangów” do środowiska boksu zawodowego w południowej części miasta, chcąc umożliwić wielkiej ławie przysięgłych przygotowanie aktów oskarżenia.

Prokurator federalny Welles Noonan, dawny doradca Komisji ds. Oszustw McClellana, oznajmił, że oficerowie śledczy departamentu sprawiedliwości, kierując się informacjami dostarczonymi przez anonimowe źródła, mają wkrótce przesłuchać barwną postać „mafijnego półświatka” Los Angeles, Mickeya Cohena. Krążą pogłoski, że Cohen, który przed trzynastoma miesiącami opuścił więzienie, usiłował wpłynąć na kontrakty kilku miejscowych zawodowych bokserów. Obecnie przesłuchiwani są pozostający pod federalnym nadzorem Reuben Ruiz, bokser wagi koguciej, będący jedną z głównych atrakcji hali Olympic, oraz Sanderline Johnson, liczący się w rankingach były zawodnik wagi muszej, obecnie pracujący jako krupier w jednym z klubów pokerowych w Gardenie. Biuro prasowe departamentu sprawiedliwości określiło zarówno Ruiza, jak i Johnsona mianem „przychylnych świadków”. W rozmowie z reporterem „Heralda”, Johnem Eislerem, prokurator Noonan powiedział: „To śledztwo jest jeszcze w powijakach, mamy jednak poważne podstawy, by wierzyć, że zakończy się sukcesem. Oszustwa na ringu nie są niczym innym jak tylko właśnie oszustwami. Ich patologiczne macki łączą się z innymi gałęziami przestępczości zorganizowanej, zaś jeśli nasze dochodzenie doprowadzi do wydania aktów oskarżenia, wówczas może okazać się konieczne przeprowadzenie znacznie szerzej zakrojonego śledztwa dotyczącego działalności gangsterskiej w Południowej Kalifornii. Świadek Johnson zapewnił pracujących dla mnie śledczych, że machlojki w świecie boksu to nie jedyne przestępstwa, o jakich mu wiadomo; moglibyśmy więc zacząć dalsze przesłuchania od niego. Na razie jednak koncentrujemy nasze wysiłki wyłącznie na boksie”.

SZCZEBLE DO POLITYCZNEJ KARIERY

Dochodzenie w sprawie matactw w świecie boksu zawodowego spotkało się z pewnym sceptycyzmem. „Uwierzę w jego sens, gdy wielka ława przysięgłych wręczy akty oskarżenia” – powiedział William F. Degnan, emerytowany agent FBI zamieszkały obecnie w Santa Monica. „Dwaj świadkowie nie gwarantują jeszcze powodzenia śledztwa. I z przymrużeniem oka traktuję wszystko, co pisze prasa: pachnie mi to tak zwaną grą pod publikę”.

Opinie pana Degnana zdają się podzielać niektórzy pracownicy Prokuratury Okręgowej Los Angeles. Poproszony o komentarz na temat śledztwa, pragnący zachować anonimowość, jeden z prokuratorów oświadczył: „Tu chodzi tylko i wyłącznie o politykę. Noonan przyjaźni się z (zamierzającym startować w wyborach prezydenckich senatorem z Massachusetts) Johnem Kennedym, a w roku 1960 chce ubiegać się o stanowisko prokuratora generalnego Stanu Kalifornia. To dochodzenie ma stanowić koło zamachowe jego kampanii, jako że z ramienia Partii Republikańskiej będzie z pewnością kandydował Bob Gallaudet (który pełni tymczasowo obowiązki prokuratora okręgowego Los Angeles, a już za dziesięć dni najprawdopodobniej obejmie ten urząd na całą kadencję). Tak naprawdę śledztwo federalne ma jedynie wywołać wrażenie, że lokalna policja i prokuratura nie radzą sobie z przestępczością na własnym podwórku. Uważam, że całe to zamieszanie wokół Noonana i wielkiej ławy przysięgłych to jedynie szczebel w drabinie do jego politycznej kariery”.

Prokurator federalny Welles Noonan, lat 40, odmówił skomentowania powyższych spekulacji, znalazł się jednak niespodziewany sojusznik, który z wyraźnym zapałem podjął się jego obrony. Rzecznik swobód obywatelskich Morton Diskant, demokratyczny kandydat na radnego Piątej Dzielnicy, powiedział naszej gazecie: „Nie wierzę, że Departament Policji Los Angeles jest zdolny do utrzymania porządku bez naruszania swobód obywateli miasta Los Angeles. Z tego samego powodu nie ufam tutejszej Prokuraturze Okręgowej. W szczególności zaś nie darzę zaufaniem Roberta Gallaudeta, głównie przez poparcie, jakiego udzielił (republikańskiemu radnemu Piątej Dzielnicy) Thomasowi Bethune’owi, mojemu obecnemu przeciwnikowi. Stanowisko Gallaudeta w sprawie osiedla Chavez Ravine pozbawione jest wszelkich skrupułów. Zamierza on wyrzucić z domów żyjących w nędzy Latynosów, by pozyskać teren pod budowę stadionu Dodgersów – jest to kaprys w moim mniemaniu iście zbrodniczy. Z drugiej strony Welles Noonan udowodnił wszystkim, że w takim samym stopniu zależy mu na ściganiu przestępców, co na poszanowaniu swobód obywatelskich. Boks to brudny sport, który czyni z istot ludzkich chodzące warzywa. Brawo dla prokuratora Noonana za to, że stanął na wysokości zadania i podjął słuszną walkę”.

ŚWIADKOWIE POD STRAŻĄ

Prokurator federalny Welles Noonan udzielił odpowiedzi na oświadczenie Mortona Diskanta. „Dziękuję panu Diskantowi za wsparcie, nie chciałbym jednak, by stronnicze komentarze zaćmiły obraz sprawy. Zaś sprawą tą jest boks i najlepszy sposób na zerwanie jego powiązań z przestępczością zorganizowaną. Prokuratura Federalna nie zamierza podważać autorytetu Departamentu Policji LA ani w żaden sposób ośmieszać tej instytucji czy umniejszać jej roli”.

Tymczasem dochodzenie w świecie boksu trwa. Świadkowie Ruiz i Johnson pozostają w areszcie zapobiegawczym w śródmiejskim hotelu, strzeżeni przez agentów federalnych i oddelegowanych funkcjonariuszy Departamentu Policji LA, porucznika Davida Kleina i sierżanta George’a Stemmonsa jr.

Felieton „Hollywoodzka Kawalkada” w magazynie „Cicho sza!”, 28 października 1958:

MIZANTROP MICKEY ŚLIZGA SIĘ,
WIJE I LECI NA ŁEB NA SZYJĘ
NA WARUNKOWYM ZWOLNIENIU!

Uwaga, koty wy moje: Meyer Harris Cohen, miłościwy, małodusznie mściwy Mickster we wrześniu ’57 uwolnił się spod federalnej opieki. Odsiedział 3 z zasądzonych 5 lat za uchylanie się od płacenia podatków; jego parszywa kompania rozpierzch­ła się, a życie dawnego króla gangsterów zaczęła znaczyć seria poślizgów wiodąca przez Miasto Upadłych Aniołów, którym niegdyś władał za pomocą spluw, szwindli i sfingowanej serdeczności. Posłuchajcie, dzieci, i poczujcie smród dartej w tych poślizgach gumy: nieoficjalnie, w tajemnicy i bardzo cicho sza!

Kwiecień ’58: dawny pachołek Cohena, Johnny Stompanato zostaje dźgnięty przez córkę Lany Turner, podstępną czternastolatkę, która powinna przymierzać raczej sukienki na szkolną zabawę niż czaić się pod sypialnią mamusi z kosą w ręku. Przykra sprawa, Mickster: w latach 1949-1951 Johnny był twoim głównym gorylem i być może on zdołałby powstrzymać ten twój powięzienny ślizgany slalom. A poza tym – fuj, fuj – naprawdę nie powinieneś był sprzedawać tych pieprzno-miłosnych listów, które Lana pisała do Johnny’ego – doszły nas słuchy, że najechałeś miłosne gniazdko „Stompa” w Benedict Canyon, gdy fura z Johnnym na pokładzie nie zdążyła jeszcze zjechać z drogi do Parku Sztywnych.

Inne zdrożne występki Mickstera:

Pod czujnym okiem swego kuratora Mickey poczynił kilka prób, by wyjść z poślizgów na prostą. Kupił lodziarnię, która wkrótce stała się oazą bandziorów i zbankrutowała, gdy rodzice przestali tam puszczać swe pociechy; sfinansował też własny program, somnambuliczny show w klubie Largo. Usnąć można z nudów: palone dowcipy na temat Ike’a i jego wyczynów na polu golfowym, gagi o Lanie T. i Johnnym S. z naciskiem na Oscara, nagrodę Akademii, za pełnowymiarowe przyrodzenie Stompa Wielkiego. Można też umrzeć z rozpaczy: Mickster czczony jako Jezus w krucjacie Billy’ego Grahama w Koloseum!!! W hucpie swej Mickey wyrzeka się swego żydowskiego dziedzictwa dla takich nędznych sztuczek!!! Hańba, Mickster, hańba!!! I tu scenariusz zaczyna mrocznieć…

Punkt 1:

Agenci federalni wkrótce dadzą Mickeyowi popalić za próby wpływania na kontrakty miejscowych boksujących patafianów.

Punkt 2:

Czterej goryle Mickeya – Carmine Ramandelli, Nathan Palevsky, Morris Jahelka i Antoine „Ryba” Guerif – zniknęli tajemniczo, sprzątnięci prawdopodobnie przez sprawcę bądź sprawców nieznanych, zaś Mickey (co bardzo dziwne, kotki moje) trzyma swą (zwykle rozpuszczoną) japę na kłódkę.

Plotki mnożą się przez pocztę pantoflową półświatka: dwaj żyjący żołnierze Cohena (Chick Vecchio i jego brat Salvatore „Touch” Vecchio, niespełniony aktor, podobno trěs kobiecy) planują wymknąć się spod egidy Mickeya i prowadzić swą nikczemną działalność na własną rękę. Cienko przędziesz, Mickster – doszły nas słuchy, że twoim jedynym źródłem utrzymania są automaty sprzedające papierosy, gumki zwykłe i z wypustkami oraz jednoręcy bandyci, maszyny upchnięte w zadymionych salach na tyłach jazzowych klubów Czarnogrodu. I znowu hańba, Mickey! Wyzyskujesz szwarców! Marne, groszowe geszefciki – ty, który niegdyś rządziłeś szwindlami w tym mieście z takim zatrważającym zapałem!

Rozumiecie już, koty i kociaki? Mickey Cohen zyskał ksywkę Poślizgowski i trzeba mu teraz mamony, szmalcu, starej dobrej kasiory! Co też tłumaczy naszą najbardziej soczyście smakowitą sensację, którą odkrywamy przed wami pospiesznie i pieprznie jako pierwsi!

Słuchajcie:

Meyer Harris Cohen robi teraz w biznesie filmowym!!

Usuń się w cień, C.B. DeMille: cudowny, bezdusznie-dobroduszny Mickster finansuje teraz sub rosa, tani horror kręcony w Griffith Park! Zaoszczędził nieco zdartego z czarnuchów grosza i przystąpił do spółki z Variety International Pictures przy produkcji Ataku atomowych wampirów. Ależ to sensacja, rewelacja, to się po prostu w głowie nie mieści!

Co więcej, mili moi:

Zawsze chętny, by zarobić parę parszywych cenciaków, Mickey obsadził rozzzkosznego kochasia, Toucha Vecchio, w jednej z głównych ról – a Touch pali się, płonie, ginie w ogniu własnej żądzy do gwiazdy owej produkcji, bożyszcza białogłów, Rocka Rockwella. Poza planem zdjęciowym stuprocentowego homosa! Usłyszeliście to od nas pierwsi!

No i wreszcie, kochani:

Na scenę wkracza Howard Hughes: Pan Samolotowo-Narzędziowy Magnat, śliniący się na widok każdej hollywoodzkiej ślicznotki. Kiedyś miał udziały w Studiach R.K.O. Teraz jest niezależnym producentem znanym z tego, że lgną do niego zadzierzyste dzierlatki, a to na mocy „kontraktów na wyłączność”, oferujących rólki w filmach w zamian za częste nocne wizyty. Uwaga: doszły nas słuchy, że główna gwiazda Mickeya dała drapaka od skapcaniałego seksoholika, który właśnie sam nakręcał swą śrubę – zwyczajnie olała kontrakt z Hughesem i zatrudniła się jako kelnerka w Scrivner’s Drive’In, gdzie pracowała, dopóki nie spotkała Mickeya, którego właśnie wzięła chętka na czekoladowy koktajl.

Zadurzyłeś się, Mickster?

Masz złamane serce, Howard?

Hollywoodzka kawalkada zmienia bieg i kierunek jazdy, wystosowując list otwarty do Departamentu Policji Los Angeles.

Drodzy Panowie Policjanci!

Wśród opuszczonych domów niedaleko Hollywood znaleziono ostatnio trzech włóczęgów, uduszonych i okaleczonych. A teraz cicho sza! Doszły nas słuchy, że przebywający wciąż na wolności zabójca wygryzł im tchawice, do czego musiał użyć wielkiej siły. Prasa poświęciła tym ordynarnie ohydnym zabójstwom skąpą ilość uwagi; jedynie ścigający sensacje „LA Mirror” wydaje się zainteresowany faktem, że trzech obywateli Los Angeles spotkał tak okrutny los. Śledztwa nie prowadzi wydział do spraw zabójstw naszej okręgowej policji; jak dotąd nad sprawą pracuje tylko dwóch śledczych z komisariatu w Hollywood. Tak, moje drogie koty, to rodowód ofiar decyduje o intensywności prowadzonego dochodzenia – a jeśli krew pijący psychopata zaatakował tylko trójkę zwykłych obywateli, to komendant detektywów Departamentu Policji Edmund J. Exley nie zamierza marnować czasu na szeroko zakrojone śledztwo. Często jedynie znane nazwisko ofiary jest w stanie uzmysłowić istnienie zbrodni opinii publicznej i w ten sposób wywołać oddźwięk w aparacie sprawiedliwości. „Cicho sza!” nazwało ten zabójczy pomiot szatana „Wilkołakiem” i postanowiło zaapelować do Departamentu Policji Los Angeles, by nasi dzielni stróże prawa znaleźli go i załatwili gorącą randkę w zielonej sali San Quentin. Tam gotują na gazie, zaś ten morderca zasługuje na cztery palniki naraz.

Czekajcie na dalsze wiadomości o Wilkołaku i pamiętajcie, że usłyszeliście o nim po raz pierwszy tutaj: nieoficjalnie, w tajemnicy i bardzo cicho sza!1

Robota: przeprowadzić nalot na bukmacherską melinę i wpuścić dziennikarzy – niech narobią trochę szumu, żeby mniej go było wokół dochodzenia w sprawie walk bokserskich.

Jakiś cieplak, jak go przycisnęliśmy, wszystko zakapował: czternaście linii telefonicznych, ustawione wyścigi konne. W notatce służbowej Exley pisał, że mamy zademonstrować siłę, a potem jechać wybadać świadków w hotelu – dowiedzieć się, co zaplanowali federalni.

W rozmowie dodał: – Jeśli coś pójdzie nie tak, nie pozwólcie reporterom robić zdjęć. Jesteś prawnikiem, poruczniku. Pamiętaj, że Bob Gallaudet lubi załatwiać sprawy czysto.

Nienawidzę Exleya.

Exley uważa, że kupiłem sobie prawniczy dyplom za pieniądze z łapówek.

Powiedziałem: czterech ludzi, spluwy i Junior Stemmons jako współdowodzący operacją. Exley na to:

– Macie być w garniturach; to się znajdzie w telewizji. I żadnych zbłąkanych kul – pracujecie dla mnie, nie dla Mickeya Cohena.

Któregoś dnia wepchnę mu listę moich łapówek do gardła.

Junior wszystko ustawił. Idealnie: uliczka w Czarnuchowie zamknięta i pilnowana przez mundurowych. Dziennikarze, wozy patrolowe i czterech facetów w garniturach, ładujących swoje dwunastki.

Sierżant George Stemmons junior ćwiczący „na sucho” szybkie strzały.

Zamieszanie: na werandach czarnuchy z oczami jak u lalek wudu. Mój wzrok na obiekcie docelowym – zaciągnięte zasłony, zastawiony samochodami podjazd – moje skupione spojrzenie i ocena sytuacji: rudera z pustaków – ale uwaga: stalowe drzwi.

Gwizdnąłem; Junior podszedł, wywijając na palcu pistoletem.

– Nie chowaj go, może ci się przydać.

– Nie, mam w wozie karabin. Sforsujemy drzwi, potem…

– Nie sforsujemy drzwi, są stalowe. Zaczniemy w nie grzmocić, a oni spalą papiery. Nadal polujesz na ptaki?

– Jasne. Dave, o co…?

– Masz w samochodzie amunicję? Ten drobny śrut na ptaki?

Junior się uśmiechnął. – Chodzi o to wielkie okno. Strzelam, zasłona zatrzymuje kule, a my wchodzimy.

– Zgadza się. Zawiadom resztę. I powiedz tym błaznom z kamerami, żeby to kręcili. Z pozdrowieniami od Exleya.

Junior pobiegł, wyjął naboje, załadował na nowo. Kamery gotowe; gwizdy; oklaski: zebrani wokół menele.

Ręce w górę, odliczanie:

Osiem: Junior powiadamia pozostałych.

Sześć: ludzie na stanowiskach.

Trzy: Junior mierzy w okno.

Jeden: – Teraz!

Szkło eksplodowało TRACH!, łup łup łup; siła odrzutu powaliła Juniora na ziemię. Wszystkich tak zatkało, że nikt nie zdołał krzyknąć: ZA GRUBY ŚRUT!.

Zasłony w strzępach.

Wrzaski.

Bieg, skok przez parapet. Chaos: bryzgająca krew, konfetti z banknotów i kwitów poświadczających zakłady. Stoliki z telefonami poprzewracane, popłoch: przy tylnych drzwiach bukmacher próbujący walczyć na pięści.

Jakiś czarnuch plujący szkłem.

Jakiś młody meks bez kilku palców.

„Grubośrutowy” Stemmons: – Policja! Nie ruszać się albo będziemy strzelać!

Łapię go, wrzeszczę: – To były strzały wewnątrz budynku, między kolesiami doszło do pieprzonej rozróby. Weszliśmy przez okno, bo uznaliśmy, że drzwiami nie da rady. Pogadaj o tym ładnie z facecikami z mediów i powiedz, że będę im dłużny pewne informacje. Zbierz chłopaków i upewnij się, kurwa, na sto procent, że wiedzą, co dalej robić. Zrozumiałeś?

W końcu Junior mi się wyrwał. Tupot stóp – szturmujący okno policjanci w cywilkach. Hałas na przykrywkę: wyciągnąłem zapasowego gnata. Dwa strzały w sufit, po których wytarłem broń – dowód rzeczowy.

Rzuciłem pistolet. Chaos coraz większy: podejrzani rozciąg­nięci na podłodze, zakuci w kajdanki.

Jęki, krzyki, wymachiwanie bronią / smród krwi.

„Znalazłem” pistolet. Wbiegli dziennikarze; Junior już im wcis­nął, co trzeba. Teraz na werandę, zaczerpnąć świeżego powietrza.

– Wisisz mi tysiąc sto dolców, panie prawniku.

Znajomy głos: Jack Woods. Człowiek renesansu: bukmacher, pospolity bandzior, płatny morderca.

Podszedłem bliżej. – Widziałeś akcję?

– Właśnie tu podjeżdżałem… Powinieneś tego gówniarza Stemmonsa trzymać na smyczy.

– Jego tatko jest inspektorem. A ja, będąc mistrzem młodego, jako porucznik mogę zajmować kapitański etat. Postawiłeś coś?

– No.

– Dużo?

– Sam robię w tym biznesie i z dobrego serca przyjmuję zakłady, żeby potem zainwestować tutaj. Dave, wisisz mi tysiąc sto zielonych.

– Skąd wiesz, że wygrałeś?

– Wyścig był ustawiony.

Zamieszanie – dziennikarze, okoliczni mieszkańcy. – Wyciągnę twój kwit z teczki z dowodami.

– C’est la guerre¹. À propos, jak się ma twoja siostra?

– Meg? W porządku.

– Pozdrów ją ode mnie.

Syreny, nadjeżdżające radiowozy.

– Jack, lepiej stąd spadaj.

– Miło cię było zobaczyć, Dave.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: