Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bóg w ciemnościach. Cierpienie i pragnienie w życiu duchowym - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Bóg w ciemnościach. Cierpienie i pragnienie w życiu duchowym - ebook

Nasze życie duchowe jest często jałowe i letnie, nie czujemy kontaktu z Bogiem, którego Biblia opisuje jako „ogień pochłaniający”. Nie rozumiemy również sensu cierpienia, zwłaszcza uczucia duchowej ciemności. Odpowiedzią na oba te problemy jest namiętność – przekonuje Susan Pitchford. W swojej książce Bóg w ciemnościach autorka bada dogłębnie dwa oblicza namiętności: pragnienie, wzajemne zauroczenie pomiędzy duszą a Bogiem; oraz cierpienie, zwłaszcza poczucie zagubienia i smutku, gdy okazuje się, że znaleźliśmy się w mroku. Często błędnie interpretujemy ten czas, zakładając, że zawiedliśmy Boga i On nas opuścił.

Ciemność nie jest znakiem, iż zostaliśmy porzuceni, lecz zaproszeniem do wejścia w większą i intymniejszą zażyłość z Bogiem, który nas pragnie. O ile to zrozumiemy, nie będziemy musieli bać się ciemności, i gdy nastanie noc, poczujemy, jak Pan czule bierze nas w ramiona.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7906-000-9
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Jezus nigdy nie napisał książki, co mogłoby skłonić twórcę do ponownego rozważenia swych zamiarów. Jednak wydaje się, że niektórzy z Jego najbliższych przyjaciół byli pisarzami, i mam nadzieję, że przynajmniej maczał palce w przedsięwzięciu niniejszej autorki.

Gdy po wydaniu swej pierwszej książki (Following Francis, Morehouse 2006) zaczęłam prowadzić rozmowy o życiu duchowym, wyglądało na to, że ludzie czują związek z duchowością franciszkańską; interesowało ich eksperymentowanie z osobistą regułą życia i uprzejmie śmiali się z moich dowcipów. Lecz dopiero gdy zaczynałam mówić o pokoju i radości, jaką odczuwał Franciszek w okresach ciemności i cierpienia, prostowali się czujnie na swych krzesłach. Wydawało się, że wielu z nich uważa, że te doświadczenia były oznakami odniesionej porażki i poczucia opuszczenia, podczas gdy ja brałam za pewnik, że znoszenie smutku i poczucie straty są wynikiem ryzyka, które się ponosi, gdy się kogoś głęboko kocha. Stąd zrodziła się myśl, że książka badająca związek pomiędzy miłością i cierpieniem mogłaby stanowić istotną pomoc w tej kwestii. Mam nadzieję, że okaże się to prawdą, lecz tymczasem chciałabym podziękować drogim mi osobom, których odważne i pełne ufności zmagania były inspiracją dla tego projektu.

W czasie gdy ta książka nabierała kształtów, miałam trzech kierowników duchowych, i każdemu z nich pragnę podziękować: najpierw Allanowi Parkerowi, który potrafi dodać otuchy; potem Valerie Lesniak, która pozwoliła mi pójść w głąb; i wreszcie Kathryn Ballinger, która rozumie, czego pragnie moje serce. Dziękuję także moim siostrom i braciom franciszkanom, zwłaszcza Bractwu św. Klary w Seattle. Bycie członkiem tej wspólnoty przypomina przebywanie pośród ikon, z których każda jest oknem na Boga. Kilka mądrych kobiet czytało i wnosiło uwagi do poszczególnych części tej książki: Judith Gillette TOR, Chris Cowan TOR, oblatka Teresa DiBiase OSB – drogie przyjaciółki i potężne duchem kobiety, którym nieobce są wszelkie manowce. Biorę odpowiedzialność za ewentualne błędy, które w książce zostały. Dziękuję także Edie Burkhalter TOR, za to, że jest straszną siostrzyczką, która wciąż żyje. Moja parafia w Seattle ma szczęście do znakomitych kaznodziejów, i chciałabym w szczególności podziękować o. Steve’owi Garrattowi, oblatowi Frankowi Shirbrounowi OSB i Mary Whiting, których kazania przytaczam.

Mam olbrzymi dług wdzięczności u swej agentki, Kathleen Davies Niendorff; bez jej wiedzy, umiejętności i energii książka ta tylko zajmowałaby miejsce w komputerze. Radością była dla mnie praca z zespołem Liturgical Press, szczególnie z Hansem Christoffersenem, Mary Stommers, Stephanie Lancour i Stephanie Nix.

Na koniec składam największe podziękowania mojej rodzinie: Bobowi i Danielle Crutchfield, Nancy, Lynn i Kim Pitchford. Kochają mnie niezależnie od tego, jak dziwaczna jestem, i najczęściej śmieją się ze mną. Tak myślę.Słowo wstępne

„W Bogu jest, jak mówią niektórzy, głęboka, lecz olśniewająca ciemność”. Siedemnastowieczny poeta Henry Vaughan wyraża istotną prawdę, którą Susan Pitchford zgłębia z inteligencją, pasją i humorem. Pomimo że odżegnuje się od bycia teologiem, z jej książki przebija moralna i teologiczna wyobraźnia. Są to poszukiwania odpowiadające naszym czasom, naznaczonym z jednej strony płytkością, a z drugiej surowością religijną. W jaki sposób mówić prawdę – całą prawdę – i zakończyć opowiadanie dobrą nowiną? Pisarstwo autorki mieści się w tradycji innej głosicielki prawdy, Annie Dillard, która kilka lat temu zwróciła uwagę na nasz dziwny sposób postępowania przy „odmawianiu modlitwy”. Dillard zastanawiała się, czy ktokolwiek ma najmniejsze pojęcie o tym, jaką potęgę tak niefrasobliwie przywołujemy, gdy się modlimy. Jesteśmy jak dzieci bawiące się na podłodze zestawem do doświadczeń chemicznych, „mieszających porcję trotylu, by zabić czas w niedzielny poranek”.

Bóg Boga w ciemnościach jest pełen pasji i tajemniczy w niemożliwy do wyśledzenia sposób. A ponieważ wszyscy zostaliśmy stworzeni na obraz Boży, zatem i nami kieruje namiętność ogarnięcia tego, co nieznane. Prawdziwe życie duchowe ma tę erotyczną cechę – jest naznaczone tęsknotą, którą zaspokoić może tylko Bóg. Zatem, jak znakomicie pojmował to Dante, życie duchowe polega na porządkowaniu pragnień, na porządkowaniu naszej bezładnej miłości. Mając na uwadze olbrzymie i dalekosiężne skutki błędu, jakim jest uznanie siebie za konsumentów, nie ma się co dziwić, że nasza wrażliwość religijna została w dużej mierze zredukowana i skomercjalizowana.

Duchowość to nie produkt. Nie można jej kupić ani sprzedać. Susan Pitchford rozprawia się z tym nieporozumieniem swoim praktycznym, przystępnym językiem, nacechowanym szczerością i humorem. Jej książka wnosi świeży powiew, a zarazem mieści się w długiej tradycji mistycznej. Autorka przypomina nam, dlaczego i dla czego się narodziliśmy – dla ognia! Książka ta jest wielkim darem dla kulejącej, zatomizowanej kultury – jest wodą na pustyni.

Alan Jones
emerytowany dziekan Grace Cathedral
w San Francisco
kanonik honorowy
katedry NMP w ChartresPrzedmowa

Zapewne napisanie tej książki było konieczne przed osiągnięciem stanu całkowitej wolności, co do tego nie mam wątpliwości. A jednak, powiedziała Dusza, która to uczyniła, jakże byłam głupia, gdy ją pisałam (…), gdy ubierałam w słowa skarby, których nie można ani wykonać, ani wymyślić, ani opisać; jakby chciało się zamknąć morze w swym oku, ponieść świat na czubku trzciny albo oświetlić słońce latarnią lub pochodnią. Tak, byłam jeszcze głupsza niż ten, kto by próbował to uczynić.

Małgorzata Porete, Zwierciadło dusz prostych1

To nie jest lektura dla teologów. Nie, żebym miała zniechęcać ich do kupienia jej, jeśli zechcą; mój wydawca krzywo by na to patrzył. Lecz pisząc o roli cierpienia i pragnienia w życiu duchowym, nie mam na celu stworzenia dzieła naukowego, które gromadziłoby wszystko, co teologowie i mistycy powiedzieli o nich przez wieki. Nie proponuję syntezy wszystkiego, co w tych kwestiach jest znane, by następnie dodać jakieś nowe, oszałamiające spojrzenie. Tom ten ma dużo skromniejsze cele.

Chciałam napisać książkę dla początkujących lub prawie początkujących, która zgłębiałaby sposoby postępowania Boga z duszą ludzką. Intencją moją było to, co Wendy M. Wright określa jako „na poły naukowe, na poły modlitewne obracanie się”2 wokół kilku tematów fundamentalnych dla wiary chrześcijańskiej. W sposób szczególny pragnęłam zająć się centralnym miejscem, jakie zajmuje namiętność w relacji duszy z Bogiem, oraz cierpieniem i pragnieniem jako dwiema twarzami tej namiętności. Różni pisarze podkreślali znaczenie jednej lub drugiej z nich, a rozmaici święci i mistycy zdawali się skłaniać ku pierwszej lub drugiej. Franciszek z Asyżu kojarzony jest jako radosny święty i często przedstawia się go w tańcu, natomiast Jan od Krzyża postrzegany jest jako święty surowy, nieco przerażający, najlepiej znany ze swoich pism o ciemnej nocy duszy. Niemniej, jak napisałam, święci i mistycy zdawali się skłaniać ku jednej lub drugiej twarzy namiętności, bo prawda jest taka, że Franciszek z Asyżu poznał okresy głębokiej ciemności, a poezję Jana od Krzyża przepełnia radość ze zjednoczenia z Bogiem.

Współcześnie wielu nauczycieli modlitwy podkreśla jedną stronę życia duchowego, zaniedbując drugą. Niektórzy traktują je jak rajd kradzionym autem w święte doznania, mierząc powodzenie swych modlitw częstotliwością przeżyć, wizji, głosów, i innych zdarzeń. Tak położony akcent skutkuje płycizną, a nasza lojalność i oddanie oparte są na uczuciach, niczym ziarno, które nie ma korzeni i zostaje spalone przez słońce (Mt 13,20–21). Inni nauczyciele, w reakcji na to niebezpieczeństwo, zachęcają ludzi do nieprzywiązywania wagi do myśli, uczuć i innych zdarzeń, jakie mogą mieć miejsce podczas modlitwy, i zalecają dążenie do niezakłóconej ciszy wewnętrznej. Takie podejście niesie z sobą ryzyko gaszenia Ducha (Tes 5,19) i wbija zarówno ucznia, jak i Boga w kaftan bezpieczeństwa, w którym nie może wydarzyć się nic, co nie zostało uprzednio zaaprobowane przez twórcę tego sposobu modlitwy.

Gdy zwrócimy się w stronę Ewangelii, zobaczymy, że Jezus zachowywał równowagę między tymi dwoma sposobami. Z jednej strony przestrzegał swych naśladowców przed nadmierną ekscytacją z powodu ich nowo odkrytych nadnaturalnych zdolności, zalecając skupienie się na o wiele ważniejszym fakcie, że ich imiona zapisane są w niebie (Łk 10,20). Z drugiej strony, gdy faryzeusze próbowali stłumić wołanie „hosanna”, Jezus odrzekł, że jeśli uczniowie się uciszą, kamienie wołać będą (Łk 19,39–40). Jezus nie lubił, gdy wywierano na Niego nacisk, by czynił cuda i znaki dla zadowolenia tłumu, a jednak podczas swego przemienienia, wskrzeszenia Łazarza i wielu innych cudów pokazał ludziom swą chwałę, gdy uznał, że był po temu stosowny moment.

Jezus był mistrzem w poruszaniu się między dwiema skrajnościami, lecz my nie jesteśmy doskonali i ciążymy w jedną lub drugą stronę, czerpiąc siłę z tej, którą wolimy, zmuszeni znosić jej słabe punkty. Porównanie dwóch niedoskonałych, lecz duchowo zaawansowanych ludzi, jak Franciszek z Asyżu i Jan od Krzyża, pomaga nam wyjść z impasu. Po pierwsze, pokazuje nam ono, że gdy przebijemy się przez powierzchowne wrażenie i głębiej zbadamy ich postacie, dostrzeżemy, że w każdej z nich jest światło i cienie, dzień i noc. Po drugie, porównanie to odsłania namiętność leżącą u podstaw unikalnego stylu życia duchowego obu świętych. Obaj mężowie, podobnie jak wszyscy mistrzowie modlitwy przez wieki, byli zakochani w Bogu. Doświadczyli namiętności, która była pragnieniem Boga, niszczycielskiej energii obracającej w perzynę wszelkie inne namiętności i zagarniającej każdą cząstkę ich człowieczeństwa ku celom zwróconym wyłącznie ku Bogu. I ogarnięci tą jedyną tęsknotą, ochoczo przyjmowali każde cierpienie, które przybliżało ich do celu, zwłaszcza sam ból niespełnionego pragnienia. Wedle świadectwa niezliczonych mistyków przez wieki, stan, w którym cała istota człowieka kształtowana jest przez pragnienie możliwe do zaspokojenia dopiero po śmierci, jest najsłodszym cierpieniem na świecie.

Ale większość z nas nie została tego nauczona, wskutek czego zarówno w naszym życiu wspólnotowym w kościele, jak i w modlitwie osobistej nie potrafimy w pełni ogarnąć ani ciemności, ani światła. Bez docenienia roli, jaką odgrywa pragnienie, nasze relacje z Bogiem są letnie i odległe; bez docenienia roli cierpienia, zdumiewamy się, gdy ogarniają nas ciemności. Celem tej książki jest zespolenie tych dwóch aspektów namiętności i pokazanie, że wprowadzając nas w ciemność, Bóg chce okazać nam miłość. Wiele osób znacznie mądrzejszych i świętszych ode mnie już zajmowało się tymi sprawami. Ale jeśli podobnie jak ja czujesz się trochę przez nie onieśmielony, może taka książka dla początkujących będzie ci pomocna. A jeśli zaliczasz osoby podobne do Jana od Krzyża do swych najlepszych przyjaciół, a słowa takie jak „apofatyczny” i „katafatyczny” nie schodzą ci z ust, to dobrze będzie usłyszeć znajome idee wypowiedziane w inny sposób.

Znaczna część tego, co mam do powiedzenia na temat namiętności, wywodzi się z tradycji mistyki oblubieńczej, mającej w chrześcijaństwie długą tradycję. W rzeczywistości poprzedza ona chrześcijaństwo, gdyż zakorzeniła się w judaizmie wraz z włączeniem Pieśni nad Pieśniami w kanon Pisma Świętego. Znajdujemy ją także w islamie, szczególnie w tradycji sufickiej. Mistyka oblubieńcza lub miłosna to taki rodzaj modlitwy, w której Chrystus jest postrzegany jako boski Pan Młody, a lud Boży – wspólnota lub pojedyncza osoba – jako panna młoda. Akcentuje się w niej potrzebę intymności, pożądaną przez obie strony, a celem tego związku jest pełne zjednoczenie. Uderzającą cechą mistyki oblubieńczej jest wzajemność między kochankami. Wielu chrześcijan wie, że chce zbliżyć się do Boga, lecz ciężko przychodzi im uwierzyć, że Bóg pragnie stanowić jedność z nami z intensywnością przekraczającą naszą wyobraźnię, z intensywnością, która sprawiła, że warto Mu było pójść dla nas na krzyż.

Na początku trzeba jednak przyznać, że taka symbolika nie przemawia do niektórych ludzi. Są tacy, którym nie w smak są romantyczne przenośnie w kontekście spraw duchowych, ponieważ nie są zaznajomieni z tą mistyką i taka idea wydaje się im obca i niepokojąca. Inni mają obawy, że mówienie do Boga jak do Pana Młodego czy Kochanka przeczy Bożej sprawiedliwości, władzy i świętości, a także naszej własnej grzeszności. Dla takiego chrześcijanina (to zwykle chrześcijanie się tym niepokoją) sam mistycyzm jest podejrzany, mistyka oblubieńcza zaś w szczególności jawi się jako słaby sentymentalizm z gatunku „Jezus jest moim chłopakiem”, a życie chrześcijańskie wygląda jak kartka firmy Hallmark, na której nie widać ani śladu krzyża.

W kolejnych rozdziałach podejmę wiele tematów dotyczących tych zastrzeżeń, lecz już teraz pozwól, że dam na nie trzy odpowiedzi. Najpierw dla tych, którym idea Boga namiętnie kochającego wydaje się dziwaczna: zanim ją odrzucicie, warto wziąć pod uwagę, jak konsekwentnie używano tej symboliki przez wieki w różnych tradycjach religijnych, by oddać związek duszy z Bogiem.

Następnie dla tych, którzy obawiają się, że mówienie o Bożej miłości oznacza pomijanie Jego sprawiedliwości i wstrętu do grzechu: przypomnijcie sobie historię ślepca opisującego słonia3. Wszyscy jesteśmy ślepi, jeśli chodzi o Boga, i żadna skończona istota nie jest w stanie opisać Nieskończonego i wszystkich Jego (Jej) przymiotów. Skupienie się na Bogu jako Panu Młodym na stronach tej książki nie oznacza zaprzeczenia, że istnieje też inna symbolika – Boga jako Ojca, Matki, Dobrego Pasterza, Króla i, owszem, także Sędziego.

Na koniec dla tych, którzy w intymności zjednoczenia z Bogiem zobrazowanej przez mistykę oblubieńczą widzą sentymentalną dewocję: oznacza to, że nie traktujecie tej przenośni poważnie. Jest to zaproszenie do takiej miłosnej więzi, która będzie od nas wymagać wszystkiego. Pismo Święte ciągle nas naucza, że nie można przybliżyć się do Boga bez podlegania przemianie. Gdy wyrazimy na nią zgodę, obierze ona kurs, nad którym nie będziemy panować, lecz możemy być pewni, że krzyż, do niesienia którego wzywał nas Jezus, pojawi się w stosownym czasie. Ci, którzy przyjęli zaproszenie Pana Młodego, zwykle przyjmują cierpienie z ochotą, która stanowi zagadkę dla większości ludzi. Krzyż rzeczywiście zajmuje w tej postawie centralne miejsce; to namiętna miłość Boga do człowieka zaprowadziła Jezusa na krzyż, i gdy w nas zapali się ta sama miłość, będziemy chcieli być tam z Nim. Dzięki temu widzimy, że cierpienie i pragnienie istotnie stanowią dwa aspekty tej samej rzeczywistości, są dwiema twarzami namiętności.

Dyskomfort związany z wysoce żarliwą modlitwą w jakiejkolwiek formie pojawia się także u osób, które przyzwyczajone są do surowszej formy modlitwy, do czego poczyniłam aluzję wcześniej. Takie podejście koncentruje się na ciszy i zdejmuje akcent z myśli, uczuć i innych zdarzeń, które mogą nastąpić podczas modlitwy. Modlitwa głębi jest popularnym przykładem takiej formy w dzisiejszych czasach, choć główna szkoła myśli, z której się ona wywodzi, rozwinęła się kilkaset lat temu. Ponieważ modlitwa głębi stanowi ośrodek ruchu, który wypracował wiele form pomocy, poświęcę odpowiednio więcej czasu, omawiając jej afektywną alternatywę – czyli modlitwę bogatą emocjonalnie, na której „wiele się dzieje”.

Lecz przesłaniem tej książki jest myśl, że obie formy modlitwy są właściwymi sposobami zbliżania się duszy do Boga. Tworzenie z jednej tylko opcji dogmatu mija się z celem, biorąc pod uwagę fakt, że dany styl modlitwy jest ściśle związany z temperamentem i z powołaniem człowieka. Bóg wzywa każdego z nas do pójścia jakąś drogą, i najlepszą modlitwą dla nas jest taka, do której jesteśmy wzywani. Wyżyny emocjonalne nie są jedyną oznaką modlitwy żarliwej, a trwanie w ciszy nie jest jedyną oznaką dojrzałości duchowej. Szkoły modlitwy mają pożałowania godną tendencję do przybierania form wyznaniowych. Celem tej książki jest zalecenie odrobiny ekumenizmu.

Ostatnia uwaga dotyczy języka. Wiem, że są takie osoby, które nie lubią użycia zaimka osobowego rodzaju męskiego w odniesieniu do Boga i mają ku temu swoje racje: pierwsza i trzecia Osoba Trójcy Świętej przecież nie mają płci i mówienie o Bogu „On” stanowi ograniczenie. Wzmacnia ono tendencję do postrzegania Boga jako białobrodego starca w niebie lub identyfikowanie Go z ojcami, którym daleko było do boskości. Z drugiej strony, dla wielu osób alternatywy są dziwaczne i odciągają ich uwagę od istoty rzeczy. „Bóg chce, by lud Boży zbliżył się do Niego/Niej” to przykład zdania, które może sprawić, że niektórzy czytelnicy odłożą książkę na dobre. Nie ma sposobu, by w tej kwestii wszystkich zadowolić, więc zostanę przy zaimkach rodzaju męskiego, uznając ich ograniczenia, z przeprosinami dla tych osób, które wolałyby inny wybór.

Jest wiele lektur, które próbują rozgryźć sens cierpienia, i wiele tomów, które mówią o głębokiej tęsknocie duszy za Bogiem. W swojej książce pragnę pokazać, że nie są to dwie oddzielne sprawy, które mogą być lub nie być częścią duchowej drogi człowieka. Cierpienie i pragnienie są nierozłącznie związane ze sobą; są jak ciemna i jasna strona księżyca. I choć każda osoba doświadcza ich w indywidualny, niepowtarzalny sposób, oba są naczelnymi składnikami wiary chrześcijańskiej. Ten, który wezwał nas do niesienia krzyża, wezwał nas także do miłowania Go całym sercem, duszą, umysłem, ze wszystkich sił.

Są to dwie twarze namiętności i w kolejnych rozdziałach analizować będę każdą z nich. Wyznaję, że trochę onieśmiela mnie perspektywa pisania o tak ważkich, wielkich sprawach. Ale jako członkini Trzeciego Zakonu Towarzystwa św. Franciszka związana jestem regułą, która zawiera następujące zdania:

Gdy ktoś poprosi nas o wykonanie pracy, której czujemy się niegodni i uważamy się za zbyt mało zdolnych, by jej podołać, nie wzdragajmy się przed podjęciem jej, powołując się na pokorę, lecz postarajmy się pewnie wykonać ją dzięki mocy, która doskonali się w słabości4.

Jeśli z tych kart wyłoni się coś pożytecznego, możemy mieć pewność, że to Bóg się ukazuje, dowodząc swej potęgi poprzez moją słabość. To nie jest koncert grany przez mistrza. Porównaj tę książkę raczej do karaoke. Jeśli to jasne, zaczynamy.1 Cytat pochodzi z książki Emilie Zum Brunn i Georgette Epiney -Burgard, Women Mystics in Medieval Europe, przeł. na ang. przez Sheilę Hughes, New York, Paragon 1989, s. 161.

2 Wendy M. Wright, Sacred Heart: Gateway to God, Orbis, Maryknoll (NY) 2001, s. 2.

3 Stojący przy boku słonia opisał go jako ścianę, stojący przy nodze twierdził, że było to drzewo, a ostatni, stojący przy trąbie, powiedział, że był to wąż.

4 Reguły anglikańskiego Trzeciego Zakonu Towarzystwa św. Franciszka, 24. dzień, zob. tssf.org.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: