Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Chcę, byś była obrazem mojej męki. Życie i cuda bł. Jadwigi Carboni - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Chcę, byś była obrazem mojej męki. Życie i cuda bł. Jadwigi Carboni - ebook

„Jest w Sardynii kobieta, która przed Bogiem stoi wyżej ode mnie. Nazywa się Jadwiga Carboni”.

Św. Ojciec Pio

 

Błogosławiona Jadwiga Carboni (1880–1952) była włoską mistyczką i stygmatyczką. Jej życie od samego początku obfitowało w niezwykłe zjawiska. Jako niemowlę miała na piersi odciśnięty mały krzyżyk, który był widoczny do końca jej życia. Jako pięciolatka Jadwiga widziała swojego Anioła Stróża, bawiła się też z Dzieciątkiem Jezus, które Matka Boża podała jej z obrazu. W 1911 roku miała wizję Jezusa Ukrzyżowanego. Wówczas otrzymała dar stygmatów, które starała się ukrywać, nie chcąc wywoływać sensacji. Utrzymanie w tajemnicy nadprzyrodzonych zjawisk, które stały się jej udziałem, było jednak trudne: Jadwiga nie tylko uczestniczyła w męce Pańskiej, ale także rozmawiała z Matką Bożą, ze świętymi i duszami czyśćcowymi, lewitowała, doznawała ekstaz i bilokacji.

Pomimo tak licznych darów Jadwiga wiodła zaskakująco skromne życie, najpierw na Sardynii, a później w Rzymie. Było ono wypełnione domowymi obowiązkami, haftowaniem, w którym była mistrzynią, odwiedzinami bliskich i potrzebujących, ale nade wszystko modlitwą. Swoje cierpienia ofiarowała szczególnie w intencji nawrócenia Rosji, w której była w jednej ze swoich wizji.

Jadwiga Carboni zmarła w opinii świętości. W 2019 roku papież Franciszek zaliczył ją w poczet błogosławionych.

W swojej książce Ernesto Madau przybliżył nie tylko samą postać bł. Jadwigi Carboni, ale także bardzo precyzyjnie opisał tło kulturowe, antropologiczne i społeczne tamtego okresu. Czytając biografię tej nietuzinkowej kobiety, poznaje się równocześnie codzienne życie małych sardyńskich miejscowości przełomu XIX i XX wieku. Publikacja zawiera liczne fragmenty pism Błogosławionej, a także zeznania świadków w trakcie jej procesu beatyfikacyjnego.

 

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8043-917-7
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wartość objawień prywatnych różni się zasadniczo od jedynego Objawienia publicznego: to ostatnie wymaga naszej wiary; w nim bowiem ludzkimi słowami i za pośrednictwem żywej wspólnoty Kościoła przemawia do nas sam Bóg. Kryterium prawdziwości objawienia prywatnego jest jego ukierunkowanie ku samemu Chrystusowi. Jeśli oddala nas ono od Niego, z pewnością nie pochodzi od Ducha Świętego, który jest naszym przewodnikiem po Ewangelii, a nie poza nią. Objawienie prywatne wspomaga wiarę i jest wiarygodne właśnie przez to, że odsyła do jedynego Objawienia publicznego. Stąd kościelna aprobata objawienia prywatnego zasadniczo mówi, że dane przesłanie nie zawiera treści sprzecznych z wiarą i dobrymi obyczajami; wolno je ogłosić, a wierni mogą przyjąć je w roztropny sposób (Benedykt XVI)1.

Kościół od dawna z dużą ostrożnością podchodził do prywatnych wizji, mimo że nie da się ukryć, iż wiele osób, z czasem uznanych za błogosławionych czy świętych, zostawiło po sobie notatki, z których jasno wynika, że w swoim życiu doświadczali zjawisk nadprzyrodzonych. Najczęstsze i najbardziej popularne wizje prywatne uznawane przez Kościół to objawienia maryjne. Należą do nich widzenia w: Paryżu (1830), gdzie Matka Boża kilkakrotnie ukazała się młodej zakonnicy Katarzynie Labouré w klasztornej kaplicy Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, przekazując jej Cudowny Medalik; La Salette (1846), wiosce w diecezji Grenoble (Francja), gdzie Matka Boża ukazała się dwójce dzieci, a objawienia te przyczyniły się do powstania zgromadzenia księży saletynów; Pontmain (1871), wiosce we Francji, gdzie w czasie trwania wojny francusko-pruskiej Pani ubrana w granatową suknię zdobioną gwiazdami objawiła się dwóm braciom; Gietrzwałdzie (1877), miejscowości na Warmii, gdzie Matka Boża objawiła się dwóm dziewczynkom i przedstawiła się jako Najświętsza Maryja Niepokalanie Poczęta, wyraziła też życzenie, aby dzieci codziennie odmawiały różaniec; i te najbardziej znane w Lourdes (1858) czy w Fatimie (1917). Oprócz objawień Maryi mamy w historii Kościoła również przypadki wizji Jezusa (Małgorzata Maria Alacouqe, św. Faustyna Kowalska), widzenia świętych, którzy są w niebie, ale też zmarłych czekających w czyśćcu na oczyszczenie. Chociaż potocznie mówimy o objawieniach maryjnych, anielskich, widzeniach świętych czy innych mistycznych przeżyciach, to wierzymy, że ich autorem jest sam Bóg. To On przemawia do serc ludzi wierzących.

Życiorysy wielu świętych praktycznie od pierwszych wieków chrześcijaństwa obfitują w opisy spotkań z duszami czekającymi w czyśćcu na pełne bycie z Bogiem. W wizjach tych nieraz dusze proszą konkretne osoby żyjące nie tylko o modlitwę, ale też o ofiarowanie za nie cierpień, by szybciej mogły trafić do nieba. Już św. Perpetua (II w.) swoje męczeństwo oddała za zmarłego brata, duszom czyśćcowym swoją modlitwą pomagały Mechtylda z Hackeborn (XIII w.), Katarzyna ze Sieny (XIV w.), Katarzyna z Genui (XV w.), Teresa z Ávila (XVI w.), Małgorzata Maria Alacoque (XVII w.) i wielu innych, mniej i bardziej znanych świętych, aż do Ojca Pio czy Siostry Faustyny. Ta ostatnia zanotowała w _Dzienniczku_:

Ujrzałam Anioła Stróża, który mi kazał pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą (Dz. 20).

Życie błogosławionej Jadwigi Carboni, głównej bohaterki tej książki, nie odbiegało od powyżej przytoczonych przykładów. Wśród innych widzeń i nadprzyrodzonych doświadczeń Jadwiga miała również wizje czyśćca i dusz cierpiących, doznawała bilokacji (znajdowała się w dwóch miejscach w tym samym czasie), lewitacji (unosiła się nad ziemią), ekstaz, otrzymała stygmaty (znaki męki Chrystusa na ciele), a w jej biografii jest też mowa o transweberacji – przemianie serca „na wzór serca Chrystusa”. Pytania o prawdziwość tych zjawisk i ich związek ze świętością człowieka nasuwają się same i nie należy ich się bać. Kościół przychodzi z odpowiedzią, która w zasadzie zostawia każdemu wierzącemu wolność decyzji, bo wiara w objawienia prywatne nie jest konieczna do zbawienia. Można w nie wierzyć, jeśli prowadzi to do głębszego, autentycznego życia z Bogiem, ale można też w te objawienia nie wierzyć.

1. Objawianie się Boga

Objawienie Boże jest nadprzyrodzonym działaniem Boga, które polega na bezpośrednim lub pośrednim ujawnieniu przez Niego człowiekowi swego istnienia, natury oraz zbawczej woli. Konstytucja o Objawieniu Bożym _Dei verbum_ Soboru Watykańskiego II stwierdza: „Spodobało się Bogu w swej dobroci i mądrości objawić siebie samego i ujawnić nam tajemnicę woli swojej” (DV 2). W tradycji teologicznej wyróżnia się trzy rodzaje Bożego objawienia: kosmiczne – przez stworzenia i w nich samych; historyczne – przez wkroczenie Boga w dzieje ludzkości; eschatyczne – będzie ono udziałem całej ludzkości na końcu czasów, zaś dla poszczególnych ludzi dokonuje się po ich śmierci. Inna klasyfikacja bardziej ogólnie mówi o objawieniu prywatnym i objawieniu publicznym.

Objawienie publiczne

Stary Testament jest opowieścią o tym, jak Bóg objawiał się narodowi wybranemu przez słowa, wydarzenia oraz zapowiedzi przyjścia Mesjasza. Proroctwa te spełniły się, „gdy nadeszła pełnia czasu” (por. Ga 4,4), czyli z chwilą wcielenia Syna Bożego. Autor Listu do Hebrajczyków pisze: „Wielokrotnie i na wiele sposobów Bóg przemawiał przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1–2). Ten fragment czytany jest między innymi w bożonarodzeniowej liturgii – Bóg objawił się w swoim Synu.

„Posłał bowiem Syna swojego, to jest Słowo odwieczne, aby wśród nich zamieszkał i opowiedział im o głębi Boga” (por. J 1,1–18). Tak więc Jezus Chrystus, Słowo, które stało się ciałem , „mówi słowa Boże” (por. J 3,34) oraz spełnia zbawcze dzieła, które Ojciec dał Mu do wykonania (por. J 5,36; 17,4). Dlatego kto widzi Jego, widzi i Ojca (por. J 14,9). On to samą swoją obecnością i ujawnieniem się, słowami i czynami, znakami i cudami, a zwłaszcza przez swoją śmierć i chwalebne zmartwychwstanie, a wreszcie przez zesłanie Ducha prawdy, wypełniając Objawienie, kończy je oraz Bożym świadectwem potwierdza, że Bóg jest z nami, aby nas wybawić z ciemności grzechu i śmierci i wskrzesić do życia wiecznego (DV 4).

Z chwilą Wcielenia objawienie osiągnęło swój punkt kulminacyjny, a definitywnie zakończyło się wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów. Sobór Watykański II podkreślał, że nie należy już więcej oczekiwać jakiegokolwiek objawienia publicznego aż do czasu chwalebnego przyjścia Jezusa Chrystusa na końcu czasów. Interpretacja Bożego objawienia należy do Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, co nie znaczy, że każdy wierzący nie może odczytywać Bożego słowa w odniesieniu do swojego życia. Ważne jest tylko, by swoje refleksje co jakiś czas konfrontować z nauczaniem Kościoła. Dokumenty kościelne przypominają, że wierzymy w Ducha Świętego, który działa w Kościele, ale też w sercach ludzi, i który prowadzi ku sobie. Tradycja, Pismo Święte oraz Urząd Nauczycielski Kościoła dzięki Duchowi Świętemu ściśle się ze sobą łączą.

Bóg w niezmierzonej łaskawości postanowił, aby to, co dla zbawienia wszystkich narodów objawił, pozostało na zawsze nieuszczuplone i było przekazywane wszystkim pokoleniom. Dlatego Chrystus Pan, w którym całe Objawienie Najwyższego Boga znajduje swą pełnię (por. 2 Kor 1,20; 3,16–4,6), polecił apostołom, aby Ewangelię zapowiedzianą przedtem przez proroków, przez siebie zaś wypełnioną i obwieszczoną, głosili wszystkim ludziom jako źródło wszelkiej zbawiennej prawdy i moralnego porządku (por. Mt 28,19n.; Mk 16,15) oraz przekazywali im dobrodziejstwa Boże (DV 7).

Objawienia prywatne

Nauczanie Kościoła jasno mówi, że objawienie zakończyło się wraz ze śmiercią ostatniego apostoła. Nic już nie może zostać dodane, wszystko, czego człowiek potrzebuje do zbawienia, zostało już powiedziane, ale pełnia prawdy, która raz została objawiona, nieustannie jest objawiana każdemu człowiekowi. Każdy wierzący, który szuka Boga i pyta Go o drogę, jaką ma iść, dostaje odpowiedź. Te natchnienia Ducha Świętego można nazwać „objawieniami prywatnymi”. Biblia, będąca zapisem objawienia Starego i Nowego Testamentu, nie jest martwą książką. Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, Bóg Jezusa Chrystusa jest Bogiem żywym, działającym i objawiającym się każdemu wierzącemu. Jest więc czymś naturalnym, że w ciągu wieków święci doznawali takich objawień. Kościół czuwał nad wizjonerami, stawiając przy nich kierowników duchowych, stąd tak duża rola posłuszeństwa. Wielu późniejszych świętych przez lata żyło z różnego rodzaju zakazami, choć nie do końca je rozumieli. Wszystko, czego doświadczali w swoim życiu, wydarzało się w posłuszeństwie Kościołowi. I to właśnie posłuszeństwo, a nie nadprzyrodzone zjawiska i spektakularne charyzmaty, doprowadziło ich do świętości.

Objawienia prywatne (uznane przez Kościół) są szczególnym orędziem Boga przekazanym światu w historii, aby pokazać w nowy sposób, przypomnieć albo uwypuklić jego zbawczą wolę. Nazwę „prywatne” przyjęto dlatego, że zwykle takie wizje dane są jednostce (osobie prywatnej), czasem grupie osób, a w swym przesłaniu odnoszą się one do innych, do całej społeczności Kościała czy nawet ludzkości. Widzenia takie miały (i mają) miejsce po zakończeniu objawienia publicznego i istotowo niczego nowego do niego nie wnoszą. Uznawanie ich za prawdziwe nie jest konieczne do zbawienia, to znaczy można w nie wierzyć albo nie. Wizje wyrażają się zwykle w postaci zjawień, wewnętrznych głosów i mistycznych obrazów. Jednym z przejawów prywatnych objawień są nadzwyczajne zjawiska, między innymi stygmaty lub nadzwyczajne wymagania objawiającego się Boga, jak na przykład w stosunku do Siostry Faustyny: „Namaluj obraz”. Problem z wizjami pojawia się wtedy, gdy zawierają one jakąś tajemnicę dla świata, a wizjoner czuje się powołany do spełnienia jakiegoś specjalnego zadania. Wtedy to Kościół musi zdarzenie zbadać i wydać stosowne oświadczenie, w którym zawarte będzie stwierdzenie, czy dana wizja prywatna jest czy nie jest sprzeczna z objawieniem publicznym. Wizje mogą być badane dopiero po ich zakończeniu, stąd na przykład brak orzeczenia w sprawie Medjugorie, gdzie objawienia wciąż trwają. Nie bez powodu Kościół jest ostrożny, bo jak powiedział Jan od Krzyża:

Od kiedy Bóg dał nam swego Syna, który jest Jego jedynym Słowem, nie ma innych słów do dania nam. Jeśli więc dzisiaj ktoś chciałby Go jeszcze pytać lub pragnąłby jakichś wizji lub objawień, nie tylko postępowałby błędnie, lecz także obrażałby Boga, nie mając oczu utkwionych jedynie w Chrystusa, szukając innych rzeczy lub nowości.

Niemniej w wielu przypadkach Magisterium Kościoła wypowiedziało się pozytywnie, to znaczy stwierdziło, czy dana wizja jest sprzeczna czy nie z Objawieniem. Rolą bowiem objawienia prywatnego „nie jest «ulepszanie» czy «uzupełnianie» ostatecznego Objawienia Chrystusa, lecz pomoc w pełniejszym przeżywaniu go w jakiejś epoce historycznej” (KKK 67).

Sensu i celu objawień prywatnych trzeba upatrywać więc w tym, że mają one zwracać uwagę na objawienie Boże, na jakiś jego aspekt. Powinny odsyłać do źródeł, czyli prowadzić do Ewangelii, do Chrystusa, żywego, obecnego i działającego, oraz wskazywać i przypominać o czasach ostatecznych, w których dopełni się historia zbawienia. Objawienia prywatne mogą więc posłużyć co najwyżej jako przypomnienie znanych już prawd wiary, które należy odczytać w nowym kontekście religijno-społecznym i duszpasterskim. Nie są nowymi, dodatkowymi prawdami czy twierdzeniami, ale raczej przypomnieniem o Bożym zamyśle wobec człowieka.

Kryteria

W 1978 roku ówczesna Święta Kongregacja Nauki Wiary opracowała _Normy postępowania w rozeznawaniu domniemanych objawień i przesłań_, dokument określający, w jaki sposób należy badać objawienia prywatne. Został on oficjalnie opublikowany przez Kongregację Nauki Wiary w maju 2013, a wstęp do niego podpisano w grudniu 2011 roku. W tekście wyróżniono kryteria negatywne i pozytywne badanych zjawisk oraz określono, kto i jak może orzekać w ich sprawie. Wśród tak zwanych kryteriów negatywnych dokument wyróżnia następujące: wizje nie mogą być prawdziwe, gdy podają naukę sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem i oczywistym naturalnym poznaniem, są zaprzeczeniem treści objawienia Bożego, wypaczają je, formalizują, zalecając praktyki o cechach magicznych, nawołują do czynów niemoralnych, grzechu, działań sprzecznych z nauką chrześcijańską, dotyczą treści czysto świeckich, są zbyt sensacyjne, ekstrawaganckie, przesadnie spektakularne, przeciągają się w „nieskończoność”, trwając latami. Osoba przekazująca objawienia jest oceniana pod kątem zdrowia psychicznego, krytycyzmu, rozsądku, zrównoważenia psychicznego, stopnia podatności na złudzenia, halucynacje, okazywanie postaw budzących zastrzeżenia pod względem religijno-moralnym.

Kryteria pozytywne są w pewnym sensie odwrotnością negatywnych. Wymagają, aby objawienia były zgodne z objawieniem Bożym, czyli mają powtarzać prawdy wyraźnie tam zawarte, względnie przedstawiać jakiś ich aspekt albo wskazywać na ich historyczną aktualność, szczególną potrzebę w danym czasie i zbawczy charakter. Okoliczności towarzyszące powinny też charakteryzować się pozytywnym kontekstem religijno-moralnym. Od osób doznających objawień oczekuje się zdrowia psychicznego, krytycyzmu, zdrowego rozsądku, prawdomówności, szczerości, pokory i posłuszeństwa. Świadkowie zaś muszą wykazać się wiarygodnością pod względem cech osobowych oraz stosownej wiedzy. Spełnienie kryteriów pozytywnych, przy uprzednim braku znaków negatywnych, wskazuje na prawdopodobieństwo prawdziwości danych objawień. Ale dla ich uwiarygodnienia potrzebne są ostatecznie tak zwane znaki wiarygodności, na przykład cuda, czyli – jak wierzymy – znaki od Boga. I tak chociażby uzdrowienia w Lourdes wskazują, że Bóg dokonuje w ludziach przemiany życia wewnętrznego (ale też uzdrowienia w wymiarze zewnętrznym), do której objawienia wzywają. Ważny dla wiarygodności objawień jest też _sensus fidei_, czyli zmysł wiary wiernych, a więc ich przekonanie, że pochodzą one od Boga. Ostateczna decyzja o tym, czy wizja jest zgodna z Objawieniem czy nie, należy jednak do Magisterium Kościoła.

2. Kara czy konsekwencja?

Orędzia przekazywane w objawieniach prywatnych często nawołują do modlitwy w konkretnych intencjach, a nawet ofiarowywania trudnych spraw swojego życia za żywych i zmarłych. Rys ten widoczny jest także w życiu Jadwigi Carboni. „Dzienniczek”, który pisała, ukazuje jej pragnienie przyjęcia cierpienia i modlitwy za różnych ludzi i sprawy jako zadośćuczynienie za grzechy. W jaki sposób to rozumieć? Czy Chrystus nie wziął na siebie wszystkiego? Czy Boże miłosierdzie potrzebuje dodatkowej ofiary? A może wymaga tego Jego sprawiedliwość?

Kiedy patrzymy na to z ludzkiej perspektywy, nie jesteśmy w stanie dostrzec całości planu zbawienia – stanowimy jakby część obrazu namalowanego przez Boga. Nie umiemy wyjść poza jego ramy ani spojrzeć na niego z innego punktu. Dopiero z Bożej perspektywy historia ludzkości, ale też każdego konkretnego człowieka, nabiera pełnego sensu. Innymi słowy, miłosierdzie i sprawiedliwość są tajemnicą, którą – może choć w małym stopniu – poznamy w wieczności.

Miłosierny i sprawiedliwy

Pytanie o Bożą sprawiedliwość często wynika z doświadczenia cierpienia, niejednokrotnie tak zwanego cierpienia niezawinionego. Po II wojnie światowej wielu wierzących myślicieli, teologów, filozofów, a pewnie też zwykłych ludzi zmagało się z problemem, czy możliwa jest wiara w Boga po Holokauście, a jeżeli tak, to w jaki sposób.

Jest rzeczą dobrze znaną, że na gruncie tego pytania dochodzi nie tylko do wielorakich załamań i konfliktów w stosunkach człowieka z Bogiem, ale bywa i tak, że dochodzi do samej negacji Boga. Jeśli bowiem istnienie świata otwiera jakby wzrok duszy ludzkiej na istnienie Boga, na Jego mądrość i wspaniałość, to zło i cierpienie zdają się zaćmiewać ten obraz – czasem w sposób radykalny, zwłaszcza wobec codziennego dramatu tylu niezawinionych cierpień, a także tylu win, które uchodzą bezkarnie (Jan Paweł II, List apostolski o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia _Salvifici doloris_, 9).

Po ludzku sądząc, w sytuacjach jawnej niesprawiedliwości próbujemy czasem „usprawiedliwiać” Boga. Jakoś wytłumaczyć Jego milczenie i brak reakcji. Niektórzy dochodzą do wniosku, że Bóg nie istnieje i istnieć nie może, inni tłumaczą Jego „milczenie” wolnością człowieka… Z podobnymi dylematami zapewne mierzyli się też natchnieni autorzy Pisma Świętego. Biblijna opowieść o upadku pierwszych ludzi (por. Rdz 3,1–24) daje chyba najbardziej podstawową odpowiedź na pytanie dotyczące zła w świecie: zło pojawiło się na ziemi z wolnej decyzji człowieka, która została podjęta przez pierwszych ludzi, nie bez wpływu osobowego zła, utożsamionego z czasem z szatanem. Skutkami tego pierwszego nieposłuszeństwa zgodnie z teologią katolicką są: śmierć, różne formy cierpienia i grzechy wszystkich ludzi (w tym grzech pierworodny), wypływające ze skłonności do zła, które w pewnym sensie „aktywował” grzech Adama i Ewy. Doskonale pamiętamy, co się dalej stało. Pierwsi rodzice musieli opuścić rajski ogród i zacząć żyć na własny rachunek, biorąc na siebie konsekwencje podjętych decyzji. Czyli sprawiedliwie. Dlatego sytuację Adama i Ewy potrafimy zrozumieć. Zrobili coś, czego mieli nie robić… i spotkała ich zasłużona kara. Ale kilkanaście ksiąg dalej natrafiamy na historię Hioba, a „był to mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła” (Hi 1,1). Jego cierpienie jest cierpieniem człowieka niewinnego. To, co spotyka Hioba, prowadzi do stwierdzenia, że nie każde cierpienie jest następstwem winy i nie każde ma charakter kary. Nie można arbitralnie stwierdzić, że ktoś cierpi za swoje grzechy, bo łatwo osądzić niesłusznie, jak uczynili to przyjaciele Hioba. Czasem lepiej milczeć, jak milczy się w obliczu tajemnicy. Ale w Księdze Hioba można dostrzec jeszcze inny wymiar cierpienia. Hiob został poddany ciężkiej próbie (por. Hi 1,9–11), aby w ten sposób potwierdziła się jego sprawiedliwość. Cierpienie – jakkolwiek okrutnie to brzmi – ma więc charakter próby.

W cierpieniu – pisze papież Jan Paweł II – zawiera się jakby szczególne wyzwanie dla cnoty, którą człowiek musi wypracowywać ze swej strony. Jest to cnota wytrwałości w znoszeniu tego, co dolega i boli. Czyniąc to, człowiek wyzwala nadzieję, która podtrzymuje w nim przeświadczenie, że cierpienie go nie przemoże, nie pozbawi właściwej człowiekowi godności (SD 23).

Cierpienie, w którym człowiek doświadcza różnego rodzaju zła, a równocześnie milczenia i jakby nieobecności Boga, stanowi dla wierzącego szczególnego rodzaju próbę wiary, jest – jak mówi papież – „doświadczeniem oczyszczającym, które można nazwać nocą wiary”. Tak to wygląda z punktu widzenia teologii.

Cierpienie zastępcze

Stary Testament ukazuje jeszcze jedno znaczenie cierpienia, a mianowicie mówi o cierpieniu zastępczym. Znalazło ono wyraz w pieśniach Sługi Pańskiego, które znajdziemy w Księdze Izajasza (por. Iz 52,13–53,12). Cierpienia Sługi, przyjęte przez niego dobrowolnie, miały charakter ekspiacyjny (zadośćuczynienia); nie cierpiał za swoje grzechy (gdyż sam był niewinny), ale za innych ludzi, aby ich uwolnić od kary. Idea cierpienia zastępczego jest głównym punktem rozwoju starotestamentowej myśli dotyczącej sensu cierpienia oraz – dla wielu – zapowiedzią tego, co uczyni Chrystus.

On jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i że posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy (1 J 2,2; 4,10).

Święty Paweł pisał: „wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,23). Taka jest kondycja każdego człowieka, ostatecznie zmierzającego ku śmierci – tej najdotkliwszej konsekwencji nieposłuszeństwa. Co w takim wypadku czyni Bóg? Sam staje się człowiekiem, by ponieść karę za innych. To najwspanialszy plan zbawienia i wyraz Jego nieskończonej miłości. Kenoza, czyli uniżenie Syna Bożego, który istniał na równi z Bogiem, stała się kluczem do opisu odkupienia, jakie św. Paweł skierował do Filipian. Apostoł pisze, że Chrystus, „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem” (Flp 2,6). Ogołacając samego siebie, przez uniżenie stał się człowiekiem („podobnym do ludzi”, „w zewnętrznej postaci uznany za człowieka”; por. Flp 2,7). Jako człowiek poniósł śmierć krzyżową. Bóg jednak nie pozostawił Go w stanie śmierci, lecz wywyższył Go ponad wszelkie rodzaje istot duchowych, „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych” (Flp 2,10). W ten sposób została poniesiona kara za ludzki grzech. Jezus przyjął śmierć, którą teologowie określają mianem „zastępczej” – śmierć za każdego z nas.

„Lecz on się obarczył naszym cierpieniem, on dźwigał nasze boleści . Lecz on był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła nań chłosta zbawienna dla nas, a w jego ranach jest nasze uzdrowienie” (Iz 53,4–5). Święty Paweł w nawiązaniu do tekstu z Księgi Izajasza stwierdza, że Chrystus nie tylko przyjął na siebie wszystkie ludzkie grzechy, ale wręcz utożsamił się z nimi: „On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21). Chrystus wziął na siebie wszelkie konsekwencje grzechu pierwszych rodziców – śmierć, wszelkie formy cierpienia i ludzkie grzechy – a przyjąwszy je na siebie, został wraz z nimi przybity do krzyża: „I was, umarłych na skutek występków i «nieobrzezania» waszego grzesznego ciała, razem z Nim przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny, przygniatający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża” (Kol 2,13–14). Ofiara Chrystusa nie sprawiła, że cierpienie zupełnie zniknęło. Ono nadal istnieje, z tym że – przyjęte dobrowolnie przez Syna Bożego – może stać się dla człowieka drogą i miejscem spotkania z Nim. To być może miał na myśli św. Paweł, mówiąc: „Teraz raduję się, cierpiąc za was, i w moim ciele dopełniam braki cierpień Chrystusa za Jego Ciało, którym jest Kościół” (Kol 1,24).

„Umiłowawszy swoich do końca ich umiłował” (J 13,1): ta miłość nadaje ofierze Chrystusa wartość odkupieńczą i wynagradzającą, ekspiacyjną i zadośćczyniącą. On nas wszystkich poznał i ukochał w ofiarowaniu swego życia. „Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli” (2 Kor 5,14). Żaden człowiek, nawet najświętszy, nie był w stanie wziąć na siebie grzechów wszystkich ludzi i ofiarować się za wszystkich. Istnienie w Chrystusie Boskiej Osoby Syna, która przekracza i równocześnie obejmuje wszystkie osoby ludzkie oraz ustanawia Go Głową całej ludzkości, umożliwia Jego ofiarę odkupieńczą za wszystkich. „Swoją najświętszą męką na drzewie krzyża wysłużył nam usprawiedliwienie”, naucza Sobór Trydencki, podkreślając jedyny charakter ofiary Chrystusa jako „sprawcy zbawienia wiecznego” (Hbr 5,9). Kościół czci Krzyż, śpiewając: _O crux, ave, spes unica!_ – „O Krzyżu, bądź pozdrowiony, jedyna nasza nadziejo!” (KKK 616–617).

A co z naszym ludzkim cierpieniem? Czy ono ma jakiś głębszy sens? – te pytania nadal pozostają aktualne. Większość odpowiedzi, jeśli nie wszystkie, odsyła najczęściej do listu papieża Jana Pawła II _Salvifici doloris_. Papież przekonuje, że uświadomienie sobie faktu własnego cierpienia, dobrowolne jego zaakceptowanie oraz ofiarowanie go za kogoś lub za coś nadają temu cierpieniu sens i wartość. Przyjęcie zbawczego sensu cierpienia jest możliwe tylko na poziomie wiary. Droga do odkrycia tego wymiaru cierpienia i zaakceptowania tego faktu nie jest prosta ani oczywista, prowadzić może przez załamania i bunt, nie dla każdego też musi być drogą do Boga. Mimo to papież przekonuje, że właśnie cierpienie zawiera w sobie „moc przybliżającą człowieka wewnętrznie do Chrystusa” (SD 26). W pierwszym objawieniu w Fatimie Maryja pytała dzieci: „Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośbę o nawrócenie grzeszników?”. Sens przyjmowania cierpienia ukryty jest w ofiarowywaniu go Bogu i przeżywaniu go razem z Nim i w Nim. Tylko w ten sposób, dzięki Bożej mocy, w perspektywie wiary możliwe jest zamienianie zła, jakim jest cierpienie, w dobro, modlitwę, ofiarę, bezinteresowną miłość, zawierzenie siebie Bogu. Chodzi więc nie o cierpienie dla cierpienia, ale o miłość. Bo cierpienie samo w sobie jest złem. Sam Jezus w Ogrójcu wołał do Ojca: „Oddal ode Mnie ten kielich”, ale jednocześnie zgodził się na Boży plan i przyjął Jego wolę. Bo nie ma większej miłości, niż oddać życie za przyjaciół swoich (por. J 15,13). W ten Boży plan mogą się wpisywać nasze modlitwy i „ofiary” składane w różnych intencjach. Wierzymy, że wstawiennictwo ma znaczenie, ale to wszystko nie dzieje się naszą mocą… Tylko Bóg może zbawić człowieka. Kiedy podczas Mszy Świętej celebrans używa czwartej prefacji zwykłej, słyszymy między innymi: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Może podobnie jest z cierpieniem? Ofiara Chrystusa jest doskonała, jedyna i ostateczna. W niej wypełniła się Boża sprawiedliwość (konsekwencją nieposłuszeństwa w raju była śmierć), ale też Boże miłosierdzie (Chrystus umarł, aby każdy mógł żyć). To nie my złożyliśmy ofiarę Bogu, ani też On nie złożył daru sam sobie, tylko Bóg złożył dla nas ofiarę z siebie. Bóg „nie wymaga” dodatkowych ofiar, a mimo to intuicja (a może zmysł wiary) nakazywała i nakazuje ludziom żyjącym blisko Chrystusa łączyć swoje cierpienia z Jego męką i mieć nadzieję, że to wszystko nie jest bez znaczenia, że możemy sobie towarzyszyć i pomagać w drodze do Boga.

Zwycięstwo?

Przez swą mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystus pokonał szatana oraz przezwyciężył grzech, cierpienie i śmierć. Skoro tak, to dlaczego wciąż cierpimy, grzeszymy i umieramy?

Choć zwycięstwo Chrystusa nad szatanem już definitywnie się dokonało, to jeszcze nie w pełni się ujawniło. Stanie się to dopiero przy paruzji, gdy Chrystus ponownie przyjdzie w chwale. Bo przecież Bóg „poddał Mu wszystko, nic nie zostawił, co by nie było Mu poddane. Teraz wszakże nie widzimy jeszcze, aby wszystko było Mu poddane. Widzimy natomiast Jezusa…” (Hbr 2,8–9). Naszym zadaniem na dzisiaj – mówią duszpasterze – jest patrzeć na Tego, który obarczył się naszym cierpieniem, i naśladować Go aż do chwili, kiedy w pełni objawi się Jego zwycięstwo, a Bóg otrze z naszych oczu wszelką łzę (por. Ap 21,4). Brać swój krzyż, przeżywać cierpienie, oddając je Bogu, i prosić za tych, którzy sami nie potrafią tego uczynić… To jest Kościół. Sprawiedliwości już stało się zadość. Doświadczenie pełni miłosierdzia wciąż jeszcze przed nami.

3. Czyściec

Katolicka nauka o czyśćcu, niebie i piekle, obcowaniu świętych i skarbcu Kościoła sprawia, że rzeczywistość eschatologiczna dla jednych wydaje się ciekawa i pasjonująca, a dla innych trąci zabobonem. Nauczanie o istnieniu czyśćca może być dla niektórych kontrowersyjne, a sensacyjne historie i opowieści z nim związane tylko utwierdzają niedowiarków w ich postawie. Jak w przypadku każdej prawdy wiary trudno o weryfikację. Jak bowiem potwierdzić doświadczenie obecności dusz, przekonanie, że przychodzą i proszą o pomoc, i – co chyba najbardziej „sensacyjne” – zostawiają ślady swojej obecności? To wszystko pozostaje w sferze osobistej wiary i jej konfrontacji z oficjalnym nauczaniem Kościoła. A ten przypomina, że dusze cierpiące w czyśćcu czekają na pomoc tych, którzy jeszcze żyją na ziemi, i że kiedyś za tę pomoc z pewnością się odwdzięczą. Rzeczywistość ostateczna pełna jest więc znaków zapytania: Kto wymyślił czyściec? Gdzie przebywali zmarli bohaterowie Starego Testamentu? Gdzie był Jezus w sobotę między swoją śmiercią a zmartwychwstaniem? Kto wymyślił duszę? Czy dusza może istnieć bez ciała i odwrotnie? Czy można zobaczyć Maryję? Czy zmarli przychodzą do swoich bliskich? Jak rozpoznać dusze czyśćcowe? Czy zostawiają jakieś ślady? O co proszą? Jak można im pomóc? Czy one mogą nam pomóc? Jak wygląda czyściec? I wiele, wiele innych.

Miejsce oczyszczenia

Wszystkie rozważania teologiczne związane z rzeczywistością eschatologiczną – czyli dotyczącą tego, co po śmierci – obce były chrześcijanom żyjącym w czasach Chrystusa i niedługo po Jego śmierci. Czyżby wtedy ludzi nie interesowało życie wieczne? Wręcz przeciwnie. Przekonanie o szybkim nadejściu królestwa Bożego było codziennością apostołów i ludzi im współczesnych. Wierzono, że Chrystus niebawem przyjdzie powtórnie. Sam Jezus zapowiedział, że zmartwychwstanie dokona się przy Jego powtórnym, pełnym chwały przyjściu, czyli podczas paruzji: „A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14,3). W Drugim Liście św. Piotra czytamy o nowym niebie i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość (por. 3,13). Lata mijały, życie płynęło, ludzie z niecierpliwością czekali na drugie przyjście Chrystusa, ale ono wciąż się opóźniało. Z biegiem lat coraz więcej chrześcijan zaczynało się niecierpliwić i zastanawiać, dlaczego Jezus obiecał przyjść i nie przychodzi. W Nowym Testamencie znajdziemy pierwsze próby wyjaśnienia tego problemu: „Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia” (2 P 3,9). Mimo wyjaśnień we wspólnotach zaczęły się pojawiać pytania o dalsze ich funkcjonowanie, a także o los zmarłych czekających na sąd Boży. I tak stopniowo, z roku na rok, zaczęła się krystalizować koncepcja czyśćca, miejsca, gdzie dusze oczyszczają się i czekają na Sąd Ostateczny, który ma nastąpić podczas drugiego przyjścia Chrystusa.

Teologia katolicka mówi o trzech stanach, w których znajdują się dusze zmarłych po śmierci, po tak zwanym sądzie szczegółowym. Jest to niebo, piekło i czyściec. Niebo to zbawienie, tam święci czekają na paruzję, drugie przyjście Chrystusa. Piekło to stan wiecznego odłączenia od Boga na własne życzenie. „Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego naszego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem «piekło»” (KKK 1033). Nie chodzi o to, że Bóg przeznacza kogokolwiek na wieczne potępienie. To człowiek buduje dla siebie wyizolowany świat, do którego nie może dotrzeć miłość Boga. Czyściec, trzecia rzeczywistość, to stan przejściowy. To tam dusze zmarłych oczyszczają się, tęskniąc za Bogiem, by móc się z Nim spotkać w niebie.

Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba (KKK 1030).

W czasie drugiego przyjścia Chrystusa nastąpi Sąd Ostateczny, pozostanie tylko niebo i piekło, czyli stan wiecznej radości z Bogiem i stan wieczności bez Niego. Wyznanie wiary mówi też o zmartwychwstaniu ciał. To właśnie podczas paruzji nastąpi powszechne zmartwychwstanie – do zbawienia i do potępienia (por. J 5,28–29; Dz 24,15).

Istnienie czyśćca jest dogmatem wiary katolickiej, czyli ujmując rzecz inaczej: ten, kto istnieniu czyśćca zaprzecza, głosi herezję. W samym Piśmie Świętym nie znajdziemy słowa „czyściec”, możemy jednak napotkać wiele opowieści i słów obrazujących prawdę o tym, że po śmierci dusza człowieka musi się jeszcze oczyścić, zanim stanie przed Bogiem. Choć w tradycji Kościoła już od najwcześniejszych lat jego istnienia można mówić o modlitwie za zmarłych, to jednak dopiero w XIII wieku prawda ta była przedmiotem obrad soborowych. Najpierw w Lyonie (1274), a potem w Trydencie (1564) Kościół ogłosił, że prawda o czyśćcu jest dogmatem wiary. Wykład wiary na temat czyśćca znajdziemy również w _Katechizmie Kościoła katolickiego_.

Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są jeszcze całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba. To końcowe oczyszczenie wybranych, które jest czymś całkowicie innym niż kara potępionych, Kościół nazywa czyśćcem.

Kościół od początku czcił pamięć zmarłych i ofiarował im pomoce, a w szczególności ofiarę eucharystyczną (por. Sobór Lyoński II: DS 856), by po oczyszczeniu mogli dojść do uszczęśliwiającej wizji Boga (KKK 1030–1032).

Co na to Pismo Święte?

Juda Machabeusz, syn Matatiasza, należał do sławnej rodziny Hasmoneuszy, zamieszkującej Palestynę na przełomie II/I wieku przed Chrystusem. Juda został przywódcą żydowskiego powstania przeciw syryjskiemu władcy Antiochowi IV Epifanesowi. W pierwszej połowie II wieku przed Chrystusem Żydzi prowadzili walki o niepodległość z sąsiednimi ludami. Przywódcą był właśnie Juda Machabeusz. Podczas jednej z bitew przeciw Gorgiaszowi, gubernatorowi Idumei (regionu leżącego na południu Palestyny), poległo wielu żołnierzy z wojska Judy. Po zakończeniu walk ocalali żołnierze chcieli – zgodnie z pobożnym obowiązkiem – pochować zmarłych. Wtedy to zobaczyli pod ich tunikami nieznane przedmioty. „Pod chitonem u każdego ze zmarłych znaleźli przedmioty poświęcone bóstwom, zabrane z Jamnii, chociaż Prawo tego Żydom zakazuje” (2 Mch 12,40). Juda widział w śmierci żołnierzy Bożą karę za ich postępek. Musiał jednak wierzyć w możliwość oczyszczenia po śmierci, postanowił bowiem wraz z żołnierzami modlić się za zmarłych. Juda, widząc, że wielu jego żołnierzy modli się za współtowarzyszy, „sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu” (2 Mch 12,45).

Ta opowieść zawarta w Drugiej Księdze Machabejskiej jest najbardziej wyraźnym i najczęściej przywoływanym fragmentem Pisma Świętego podczas rozmów o czyśćcu. Samo słowo „czyściec” (łac. _purgatorium)_ pochodzi od słowa „czyścić” (_purgatio_) i odnosi się do stanu dusz po śmierci, które wymagają oczyszczenia, zanim staną przed Bogiem.

Pomaganie sobie nawzajem

„Wierzę w świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”. Słowa te wielu z nas powtarza bardzo często. Czym jest owo obcowanie świętych? Czy wiara w tę rzeczywistość ma dla nas, tu, na ziemi, jakieś praktyczne znaczenie? _Communio sanctorum_, czyli wspólnota świętych, ma dwa wymiary: wspólne dobra (_sancta_), takie jak: wiara, sakramenty, charyzmaty oraz „komunia między świętymi” (_sancti_), czyli między wszystkimi członkami Kościoła. Sobór Watykański II mówi o istnieniu trzech „stanów” w Kościele:

Dopóki Pan nie przyjdzie w majestacie swoim, a wraz z Nim wszyscy aniołowie (por. Mt 25,31), dopóki po zniszczeniu śmierci wszystko nie zostanie Mu poddane (por. 1 Kor 15,26–27), jedni spośród Jego uczniów pielgrzymują na ziemi, inni, dokonawszy żywota, poddają się oczyszczeniu, jeszcze inni zażywają chwały, widząc „wyraźnie samego Boga troistego i jedynego jako jest” (Konstytucja dogmatyczna o Kościele _Lumen gentium_, 49).

Prawda ta mówi o jedności Kościoła, wszystkich ludzi, tych jeszcze żyjących (Kościół pielgrzymujący), tych cieszących się szczęściem w niebie (Kościół tryumfujący) i zmarłych czekających w czyśćcu (Kościół pokutujący). Wspólnota ta oznacza, że między wszystkimi członkami Kościoła może dochodzić do tak zwanej wymiany dóbr duchowych. Mówiąc prosto, my, tu na ziemi, możemy modlić się za zmarłych, którzy czekają w czyśćcu, ofiarować za nich Msze Święte i odpusty. Dusze czyśćcowe same sobie pomóc nie mogą. Z drugiej strony możemy prosić o pomoc i wstawiennictwo świętych, którzy cieszą się oglądaniem Boga, czerpiąc z tak zwanego skarbca zasług. Święty Dominik, umierając, miał powiedzieć do swoich braci: „Nie płaczcie, będziecie mieli ze mnie większy pożytek i będę wam skuteczniej pomagał niż za życia”. Podobne słowa wypowiedziała także św. Teresa od Dzieciątka Jezus, a także św. Ojciec Pio. Święty Polikarp powiedział:

Składamy hołd w naszej adoracji, gdyż jest Synem Bożym, męczenników zaś kochamy jako uczniów i naśladowców Pana, a to jest rzeczą słuszną, gdyż w niezrównanym stopniu oddali się oni na służbę swojemu Królowi i Mistrzowi. Obyśmy również i my mogli stać się ich towarzyszami i współuczniami.

Wspólnota łączy nas nie tylko ze świętymi, którzy przebywają w niebie, ale także ze wszystkimi zmarłymi. Dlatego czcimy ich pamięć i modlimy się za nich. Katechizm przypomina, że nasza modlitwa za zmarłych nie tylko może im pomóc, ale sprawia również, że ich wstawiennictwo za nami staje się skuteczne (por. KKK 958).

Wierzymy we wspólnotę wszystkich wiernych chrześcijan, a mianowicie tych, którzy pielgrzymują na ziemi, zmarłych, którzy jeszcze oczyszczają się, oraz tych, którzy cieszą się już szczęściem nieba, i że wszyscy łączą się w jeden Kościół; wierzymy również, że w tej wspólnocie mamy zwróconą ku sobie miłość miłosiernego Boga i Jego świętych, którzy zawsze są gotowi na słuchanie naszych próśb (KKK 962).

Wierzymy w obcowanie świętych, a więc w to, że jest jakaś więź i jedność między nami, żyjącymi w doczesności, a tymi, którzy już zmarli i bądź to oczekują w czyśćcu, bądź to są już wśród świętych w niebie. Z tej prawdy wynika dla nas kilka istotnych spraw. Otóż możemy prosić świętych o wstawiennictwo i tej pomocy od nich oczekiwać, ale też mamy przywilej i obowiązek pamiętać w modlitwie o zmarłych, którzy jeszcze czekają w czyśćcu. Tradycja Kościoła wypracowała sposoby „pomagania” zmarłym. Może to być prosta modlitwa, Msza Święta, wypominki czy odpusty. Najczęściej o tych różnych praktykach robi się głośno w okolicach listopada, a potem bywa, że o nich zapominamy.

4. Czym mierzy się świętość?

Jadwiga Carboni żyła na przełomie XIX i XX wieku (1880–1952), beatyfikowana została w 2019 roku. Od najmłodszych lat wyróżniała się pobożnością. W jej życiorysie mnóstwo jest cudownych zjawisk, mistycznych doświadczeń, darów, które miała otrzymać od Boga. Widziano ją ponoć, jak lewitowała, otrzymała też stygmaty, miała wizje czyśćca, spotkała swojego Anioła Stróża, czasami nękał ją diabeł, ukazując się jej pod całkiem realną postacią. Ze względu na niecodzienne zjawiska, jakie stały się udziałem przyszłej Błogosławionej, i skrajnych reakcji jej otoczenia (od zrozumienia, po wyśmianie i obelgi), w 1925 roku Jadwiga przeszła specjalne badanie kanoniczne, które nie wykazało żadnych zaburzeń ani nieprawidłowości w jej zachowaniu. Badaniom – również psychiatrycznym – poddawanych było wielu wizjonerów, po to, by wykluczyć ewentualną chorobę psychiczną. Pod tym kątem przyglądano się na przykład Siostrze Faustynie czy Ojcu Pio – nie stwierdzono u nich odchyleń od normy. Mimo to warto pamiętać, że nie wszystkie treści zawarte w objawieniach czy doświadczeniach mistyków należą do depozytu wiary. Rozmowy z duszami czyśćcowymi, wizje Matki Bożej czy aniołów, owszem, mogą kogoś prowadzić do głębszej relacji z Bogiem, ale ich uznanie nie jest warunkiem koniecznym do zbawienia ani drogą dla wszystkich. Wszyscy za to jesteśmy zaproszeni do odpowiedzi danej z wiarą na Boże słowo. Jadwiga prowadziła zwykłe życie, któremu towarzyszyły niezwykłe zjawiska, ale nie dlatego została błogosławioną.

Przede wszystkim żyła na co dzień wiarą, troszczyła się nie tylko o potrzebujących, żywych ludzi, ale i o zmarłych. Naturalną konsekwencją głębokiej wiary jest pragnienie, by każdy mógł doświadczyć Bożej opieki, obecności i miłości. Możemy mieć przypuszczenie graniczące z pewnością, że jeśli Bóg rzeczywiście mówi do człowieka, to robi to też indywidualnie, w jego „języku”, przez konkretną historię, doświadczenia i pragnienia. Ale najgłębsze spotkanie z Nim – jeśli wierzyć mistykom – nie jest możliwe do przekazania za pomocą słów.

Tak więc nie liczba mistycznych wizji, spotkanych dusz czyśćcowych czy nawet odmówionych różańców jest miarą świętości. Warto o tym pamiętać, czytając życiorysy świętych, ale też mieć to na uwadze, kiedy zastanawiamy się nad własnym życiem. Wszystko, co dzieje się na płaszczyźnie chrześcijańskiej wiary, ostatecznie sprowadza się do jednego słowa – Chrystus. Jeśli człowieka wierzącego bardziej niż On interesują spektakularne charyzmaty, cudowne znaki czy nadprzyrodzone doświadczenia, to może warto sięgnąć do jednego z listów św. Pawła, tekstu, który znamy bardzo dobrze: „Lecz wy starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą. Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał…” (1 Kor 12,31–13,1). Apostoł wypowiedział te słowa zaraz po tym, jak wyliczył mieszkańcom Koryntu różne posługi w Kościele i charyzmaty, którymi Bóg obdarowuje tych, którzy za Nim idą. _Hymn o miłości_ często potrafimy wyrecytować z pamięci, a jednak trudno nam przyjąć, że te języki, prorokowanie, poznanie wszystkich tajemnic, „wszelka wiedza” – i dodajmy – cudowne widzenia, lewitowanie, bilokacje i ekstazy niewiele znaczą bez miłości. Błogosławiona Jadwiga Carboni była tego świadoma, ponieważ na swojej drodze do świętości koncentrowała się na czymś zupełnie innym:

Wielkość tej kobiety polega na tym, że zrozumiała, iż to, co się liczy, to nie piękne czy nawet święte pragnienia, ale odkrycie i przyjęcie woli Bożej. Bo świętość nie jest podążaniem za najświętszymi nawet pragnieniami, tylko polega na odkryciu woli Boga wobec nas i pójściem za nią jak Maryja. Jadwiga całe życie pełniła najbardziej pokorne posługi, to było odbiciem jej całkowitego oddania Bogu i ludziom. Pomagała chorym, odwiedzała potrzebujących, niosła wsparcie materialne ubogim. Nie była w stanie usiedzieć bezczynnie, czuła w sobie impuls Ducha Świętego, który popychał ją do służby innym. Ofiarowała też swe życie za nawrócenie Rosji. Często mawiała, że naszym celem powinno być niebo. To ważne przypomnienie w dzisiejszym świecie, gdzie nawet w kazaniach uciekamy od mówienia o raju. Ona uczy, że nasze życie musi być ukierunkowane na zdobycie nieba (kard. Giovanni A. Becciu)2.

Czy życie religijne i duchowe błogosławionej Jadwigi Carboni wyglądało dokładnie tak, jak opisała to w swoim „Dzienniczku”? Czy przez te wszystkie wizje i doświadczenia działał sam Bóg, czy były one raczej jej osobistym przeżywaniem wiary? – tego pewnie się nie dowiemy. Nie to jednak jest najważniejsze ani w jej życiorysie, ani w naszym poszukiwaniu Pana Boga.

_dr Beata Legutko_Kościół w Alghero-Bosa razem z innymi kościołami Sardynii raduje się z daru beatyfikacji Jadwigi Carboni. Uroczystość odbyła się 15 czerwca 2019 roku w rodzinnym mieście Błogosławionej – Pozzomaggiore. Duch Święty obdarował nas, niegodnych, siejąc w nas i umacniając naszą wiarę.

Przedstawiony tu życiorys Błogosławionej został dokładnie i szczegółowo przygotowany przez jej rodaka, Ernesta Madau, który dobrze poznał Jadwigę Carboni. Bardzo precyzyjnie opisał on również tło kulturowe, antropologiczne, społeczne, a także życie religijne Błogosławionej oraz jej relacje rodzinne, przyjacielskie i w kościele. Czytając biografię tej nietuzinkowej kobiety, poznaje się równocześnie codzienność małych sardyńskich miejscowości w tamtym czasie. Czytelnik z zainteresowaniem odkrywa, jak zwyczajne życie wiejskiej kobiety przenika niezwykłość jej ludzkiego, chrześcijańskiego i mistycznego doświadczenia. Prostota życia prowadzonego z celową dyskrecją zderza się tu z wyjątkową osobowością, zaś wyciszenie Jadwigi staje się wzorem do naśladowania.

Praca Madau to dzieło wyjątkowe, ponieważ udało mu się odtworzyć bogaty, wysublimowany, a zarazem pełen wyrazu obraz życia Jadwigi. Autor jasno opisał cnoty Błogosławionej, które przekonują czytelnika o prawdziwym i dojrzałym człowieczeństwie mistyczki z Pozzomaggiore. Cnoty heroiczne, osobowość oraz nadprzyrodzone charyzmaty Jadwigi, dobrze oddane przez Madau, są wszczepione w tkankę ludzką i wprowadzają w zakłopotanie tych, którzy uważają, że świętości nie powinno się zaliczać do rzeczy tego świata.

Tymczasem to w zaskakująco prostym życiu, pełnym domowych obowiązków, odwiedzin, haftowania, zainteresowania otaczającą rzeczywistością – radosną lub smutną – kształtują się stygmaty, ekstazy, rozmowy z Panem Bogiem, Matką Bożą, świętymi, zjawiska bilokacji, udział w męce Jezusa, jakby świętość była normą życia chrześcijańskiego, nawet w jego najwyższych i nie do końca oczywistych formach. Z drugiej strony, ze względu na tajemnicę wcielonego Słowa Bożego, nie tylko to, co ludzko-boskie nie wydaje się przeciwstawne, ale sam człowiek jest uprzywilejowanym miejscem, w którym świętość Boża może być widoczna, czytelna i doświadczana.

Jest jednak pewna czerwona nić, która łączy te wielorakie aspekty życia Jadwigi we wszystkich okresach jej ziemskiej egzystencji – miłość. Jej bezwarunkowa dyspozycyjność wobec Boga była motywowana miłością, a przyjęcie na siebie słabości, niegodziwości i grzechów tak wielu osób wynika właśnie z tej miłości.

Jej prawdziwie żarliwe przyjęcie zbawczej tajemnicy męki Pańskiej we własnym ciele, troska o to, by nosić ciężary, brzemiona, kłopoty innych, które z pewnością nie były jej winą, ma swe źródło w poszerzeniu jej serca na miarę serca Bożego. To jej własna klatka piersiowa rejestruje tę tajemniczą ekspansję, która staje się w pełni zrozumiała dopiero wówczas, gdy miłość _sine qua non_ jest akceptowana i przeżywana nieustannie, w prawdziwie heroiczny sposób. To sekret Jadwigi. To dar tego poszerzenia serca Błogosławionej na miarę serca samego Ojca jest dziś nam dany do kontemplacji, przeżywania i dziękowania. Przede wszystkim jednak Jadwiga pokazała, że każdy wierzący w Pana Jezusa ma realną możliwość życia właśnie w taki sposób.

Kolejną wartością tej wielopłaszczyznowej biografii błogosławionej Jadwigi, którą przedstawił Ernesto Madau, są spotkania opatrznościowe, jakie miała ona w Pozzomaggiore, a następnie w Rzymie. Szlak życia Jadwigi przecina się z drogą niektórych czołowych postaci eklezjalno-mistycznej Sardynii jej czasów. Niektóre z tych osób zasługują na szczególną uwagę ze względu na rolę, jaką odegrały w środowisku wyspiarskim i nie tylko.

Do takich spotkań z pewnością należało to ze sługą Bożym ojcem Giovannim Battistą Manzellą. Nie było ono ani przypadkowe, ani bez wpływu na życie Błogosławionej. Okazało się także ważne dla samego Manzelli, który słysząc o planowanej przeprowadzce Jadwigi i jej siostry Paoliny z Pozzomaggiore i chęci zamieszkania na półwyspie (1929), powiedział: „Będzie mi bardzo przykro, jeżeli wyjadą do Rzymu, jak słyszałem. Mam nadzieję, że decyzja taka w ogóle nie zostanie podjęta”. Ten „splot” świętości sprawił, że opowieść o życiu Błogosławionej i jego przejawach społecznych oraz duchowych łączy się z trzema innymi osobami urodzonymi na Sardynii. Ksiądz Salvatore Vico, znany wszystkim jako „Ojciec”, Leontina Sotgiu i Angela Marongiu – wszyscy bogaci w charyzmaty i prawdziwie oddani Bogu, mieli istotny wpływ na życie Kościoła na wyspie. To trio, wraz z błogosławioną Jadwigą, pobudza rozkwit dobra o niepowtarzalnym ewangelicznym zapachu.

W okresie rzymskim to „przyciąganie” świętości doprowadziło Jadwigę do poznania i zaprzyjaźnienia się ze św. Alojzym Orione, służebnicą Bożą Marią Aristeą Ceccarelli, a także z jezuitą ojcem Felice Cappello. W przypadku św. Ojca Pio z Pietrelciny „znajomość” – nie mniej znacząca, jak wspomina autor – miała miejsce w wizjach. Była to świętość powszechna, wspólna i zdolna do wzbudzenia współzawodnictwa w czynieniu dobra (por. Rz 12,5–16).

Prezentowana biografia Jadwigi Carboni – która dzięki zapałowi Ernesto Madau posiada tę zaletę, że jest dobrze udokumentowana i zwięzła – umożliwia dalszy wzrost naszej duchowości oraz rodzi pragnienie poznania i przybliżenia się do tej kobiety o głębokiej ewangelicznej postawie, która w sposób tak doskonały przyjęła do siebie uczucia Syna Bożego, że stała się Jego wiarygodną podobizną.

_Ojciec Mauro Maria Morfino,_

_biskup Alghero-Bosa_poleca:

Poznaj nasz najnowszy projekt _Mistyka w autobusie_! To propozycja dla wszystkich, którzy pragną spotkać się z Bogiem, ale ciągle brakuje im czasu. Mając świadomość, że z takim wyzwaniem mierzy się coraz więcej osób, stworzyliśmy aplikację – krótkie refleksje ułożone w cykle, które będzie można przeczytać, stojąc w korku, jadąc pociągiem czy siedząc w komunikacji miejskiej w drodze do pracy. Zostały one wybrane i przygotowane przez naszych redaktorów tak, aby wydobyć z nich maksymalnie dużo treści na niedługą podróż między przystankami.

Aby pobrać aplikację, wystarczy zeskanować kod QR znajdujący się na okładce.

Do zobaczenia w autobusie!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: