Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Chłopak, którego nie było - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 sierpnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Chłopak, którego nie było - ebook

Martyna od dawna czeka na swoją szansę w życiu. Pracuje ponad siły w nadmorskim pensjonacie rodziców i powoli przestaje wierzyć, że cokolwiek może się zmienić. Aż pewnego dnia spotyka na plaży tajemniczego mężczyznę…

James mógłby być spełnieniem marzeń każdej kobiety, jednak zwraca uwagę właśnie na Martynę. Jako pierwszy wierzy w nią bezgranicznie i postanawia pokazać jej inny świat. Przy Jamesie Martyna odzyskuje wiarę w siebie i w to, że szczęście jest możliwe. Żadne z nich nie ma wątpliwości, że rodzi się między nimi prawdziwa miłość, gorąca i szczera. Martynie nie daje jednak spokoju fakt, że James do złudzenia przypomina chłopaka, który kiedyś był dla niej całym światem…

Co James ma wspólnego z tajemniczym Kubą?

Czy Martyna znajdzie w sobie odwagę, by zawalczyć o nową miłość?

Czy dusze, które niegdyś związał los, odnajdą się pomimo przeciwności?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-8663-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Cieszę się, że ta książka trafiła w Wasze ręce i chcecie poświęcić jej swój czas. Przedstawiona w niej historia jest oczywiście fikcyjna, jednak żeby powstała, musiałam zebrać wiele informacji, odwiedzić kilka miejsc i wypić morze herbaty.

Pragnę przede wszystkim podziękować dwóm wspaniałym psychologom – Magdalenie Tempczyk i Marcie Nakoniecznej, które czuwały nad bohaterami i nade mną, żebym wszystko dobrze opisała.

Jestem ogromnie wdzięczna Marioli Bronek-Chawełce (z którą mogłam skonsultować kwestie dotyczące rehabilitacji i stanu, w jakim znalazł się jeden z bohaterów), mojej mamie (która zna się na bankowości jak nikt i potrafiła sobie przypomnieć, jakie były przepisy dwadzieścia lat temu), Michałowi Bryndalowi z Bez Bólu Tattoo (dzięki któremu udało mi się uwiarygodnić jeden z moich ulubionych wątków), mojemu mężowi (który towarzyszył mi w podróżach do wszystkich miejsc, o których tu przeczytacie). Bez tych osób nie byłoby tej książki.

Wyrazy wdzięczności należą się również Pani Karolinie Pawlik za wiarę w autora, która potrafi dodać siły do dalszej pracy.

Dziękuję Agacie Czykierdzie-Grabowskiej, Agacie Legun i wielu innym wspaniałym dziewczynom, pisarkom i blogerkom, które mogłam poznać dzięki mojej przygodzie z pisaniem.Niewielu ludzi wiedziało o tym, że go widywałam. Ci, którzy wiedzieli, uważali mnie za wariatkę. Może dlatego nigdy nikomu nie opowiedziałam całej mojej historii.

*

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia pensjonat był pusty. Inne hotele miały ofertę na ten szczególny czas, ale nie nasz. Dopiero przed sylwestrem miało się zjawić kilku gości. Zatrzymywali się u nas głównie dlatego, że planowali przywitać Nowy Rok na jednym z bali organizowanych przez konkurencję. Nie powinnam się z tego cieszyć, ale dzięki temu, że nie mieliśmy gości, ja nie miałam tylu obowiązków.

We wszystkich pokojach pachniała już świeża pościel i panował idealny porządek. Powinnam właściwie zejść do kuchni, gdzie moja mama przygotowywała potrawy na jutrzejszą Wigilię, ale chciałam jeszcze zobaczyć się z Adą.

Potrzebowałam zapasu dobrej energii, a moja przyjaciółka posiadała jej sporo i czasem zdawało mi się, że większość przelewa właśnie na mnie. Wymknęłam się wyjściem przez kotłownię i okrążyłam budynek, aby nie zauważył mnie siedzący w portierni tato. Chciałam się dostać do małego salonu kosmetycznego.

Ada wynajmowała od moich rodziców trzy pomieszczenia na dole budynku. Z jej usług mogli korzystać nasi goście, ale najczęściej przyjeżdżały tu miejscowe klientki.

Otworzyłam drzwi i poczułam buchające z wewnątrz przyjemne ciepło i zapach brzoskwiniowej maski nawilżającej. Ada dostrzegła mnie i pomachała dłonią błyszczącą od tłustego kosmetyku.

– Proszę teraz się relaksować przez dziesięć minut – powiedziała do klientki i gestem zaprosiła mnie do gabinetu manikiuru, żeby w spokoju porozmawiać.

Usiadłyśmy przy stoliku. Ada spojrzała na moje paznokcie i sięgnęła po lakier.

– Daj spokój. – Schowałam ręce pod blat.

– Posprzątałaś już wszystko?

– Tak, ale…

Powstrzymała mnie, kręcąc głową.

– Jutro Wigilia, musisz ładnie wyglądać.

– Nie muszę – powiedziałam cicho, ale podałam jej dłoń.

Ada udała, że nie słyszy.

– Kiedy przyjeżdża twoja siostra?

– Za dwadzieścia dwie godziny.

Przyjaciółka skrzywiła się.

– Czyli jutro w południe rozpoczniesz świąteczny koszmar?

Skinęłam głową.

– Odniosła ostatnio jakieś spektakularne sukcesy? – zapytała, przewracając oczami przy słowie „spektakularne”.

Moja siostra, chodzący ideał i niedościgniony wzór. Całe życie słyszałam, że powinnam być taka jak ona. Jak mogłaby nie odnosić sukcesów?

– Ostatnio dostała podwyżkę i dużą premię, bo świetnie poradziła sobie z projektem. Staś grał główną rolę w przedszkolnych jasełkach, Adaś ma najlepsze oceny w klasie, a pan małżonek ma dostać awans po Nowym Roku.

– Ciężki kaliber.

– A ja nadal jestem tu, gdzie byłam zawsze. Mogę się pochwalić wyborem świetnego nowego odkurzacza i ładnie przystrojoną choinką.

Ada podniosła głowę, odrywając się na chwilę od malowania moich paznokci na ciemnofioletowo.

– Nie możesz tak o sobie myśleć.

– Pracuję w pensjonacie rodziców, odkąd przerwałam studia. Czasem ojciec pozwala mi stanąć w recepcji, ale głównie jestem pokojówką i sprzątaczką. Codziennie szoruję po kimś toalety, a moim najambitniejszym obowiązkiem jest wyprawa do centrum po środki czystości.

– To zmień coś, dziewczyno! Tyle razy już o tym rozmawiałyśmy. Dlaczego wciąż tu tkwisz?

– Wiesz, że rodzice nie mieliby pieniędzy, żeby zatrudnić kogoś na moje miejsce. Interesy nie idą zbyt dobrze, zwłaszcza poza sezonem.

– Twój tato powinien był dawno sprzedać to miejsce.

Zamilkłyśmy, bo obie doskonale wiedziałyśmy, że to nie takie proste.

Wychodząc, uściskałam Adę i życzyłam jej wesołych świąt. Przyjaciółka objęła mnie mocno.

– Nie daj się im! Jesteś wspaniałą dziewczyną i zasługujesz na to, żeby się stąd wyrwać. Tego właśnie ci życzę. Znajdź okazję i uciekaj w świat, tam, gdzie będziesz szczęśliwa.

Pokiwałam głową, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.

Moja mama uwielbiała święta Bożego Narodzenia – szczególnie Wigilię. Wszyscy domownicy byli zaangażowani w przygotowania, a potem wspólnie zasiadaliśmy do stołu. Często odwiedzała nas rodzina taty i w domu robiło się tłoczno. Nic dziwnego – nasze mieszkanie było niewielkie. Dwie sypialnie, salon i łazienka. Wiele lat temu rodzice sprzedali nasz dom i zajęliśmy to mieszkanie przeznaczone kiedyś dla sezonowych pracowników pensjonatu. Tak było taniej. Niby nikt mi tego nie wypominał, ale wiedziałam, że to także przeze mnie rodzice nie mieli pieniędzy.

Przystroiłam salon najlepiej, jak potrafiłam. Na parapetach ułożyłam girlandy z igliwia i wetknęłam w nie białe bombki. Na żyrandolu zawiesiłam kilka żyłek, które utrzymywały w powietrzu filcowe śnieżynki. Gdzie tylko się dało, ustawiłam słoje ze świecami. Całości wystroju dopełniała choinka w białej aranżacji. Choć na zewnątrz było dziesięć stopni na plusie, to w tym wnętrzu można było odnieść wrażenie, że spadł śnieg.

Moja siostra zjawiła się punktualnie. Nie wiem, jakim cudem zawsze udawała jej się ta sztuczka. Mimo że miała małe dzieci, a drogi przed świętami były zakorkowane, Ewa przyjeżdżała dokładnie o tej godzinie, na którą się zapowiadała.

Otworzyłam drzwi i udałam, że cieszę się na ich widok.

– Wszystko gotowe? Padam z nóg. Pół nocy dekorowałam pierniczki, a w pracy też taki gorący okres – wyszeptała mi do ucha siostra, gdy objęła mnie na powitanie.

Odsunęłam się od niej i przez chwilę zastanawiałam się, jak może wyglądać tak idealnie, skoro jest zmęczona. Jasne włosy układały jej się równo na ramionach, cera lśniła subtelnym blaskiem, a sukienka z drogiego materiału podkreślała szczupłą sylwetkę.

– Kończymy – powiedziałam, choć Ewa odwróciła już wzrok.

Chciała przywitać się z tatą, a mnie wręczyła torby z prezentami. Zabrałam pakunki i zaniosłam je do swojej sypialni, aby chłopcy nie mieli do nich dostępu.

Stojąc przed swoją szafą, przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam się przebrać. Miałam na sobie czarne materiałowe spodnie i białą bluzkę, która spędziła ze mną już niejedną rodzinną uroczystość. Nie przychodziło mi do głowy nic innego, co mogłabym włożyć. Tak jak Ewa byłam szczupła, ale na tym podobieństwa między nami się kończyły. Nie byłam tak wysoka, a moje rudobrązowe włosy, zamiast spływać gładką falą, żyły własnym życiem.

Zrezygnowałam ze zmiany stroju i poszłam stawić czoła rodzinnej Wigilii.

W pierwszy dzień świąt przyjechał wujek z rodziną i moją babcią. W naszym niewielkim salonie zrobiło się tłoczno. Właśnie układałam na stole wszystkie specjały przygotowane przez mamę, kiedy wujek przystąpił do ataku. Moi bliscy nazywali to troską o mnie.

– A co u ciebie, Martyna? Masz już jakiegoś narzeczonego?

Przystanęłam z półmiskiem w dłoniach.

– Nie, jeszcze nie – przyznałam cicho, szykując się do ucieczki do kuchni.

– No! To musisz się spieszyć. Za chwilę nie będzie z czego wybierać, a ty młodsza nie będziesz.

– Dziękuję za troskę, wujku. Pomyślę o tym.

Postawiłam na stole półmisek z rybą po grecku i już chciałam wyjść, kiedy mój szwagier zdecydował się podchwycić wątek.

– Powinnaś znaleźć sobie kogoś, kto dobrze zarabia i będzie cię utrzymywał. W dzisiejszych czasach kobieta bez wykształcenia musi mieć u boku silnego faceta.

Dobrze, że nie trzymałam nic w dłoniach, bo zacisnęłam je w pięści.

– Mam wykształcenie.

– Liceum to niestety za mało. Wiedziałabyś, gdybyś szukała pracy. Nawet moja asystentka ma skończone studia.

Wszyscy siedzący przy stole skierowali na mnie wzrok, nawet dzieci. Nie mogłam uwierzyć, że to się znowu dzieje. Zanosiło się na to, że w tym roku będzie wyjątkowo nieprzyjemnie.

– Celna uwaga. Postaram się o tym pamiętać.

– Dajcie dziewczynie spokój – wtrąciła babcia.

– Przecież chcemy dla niej jak najlepiej – zapewniła Ewa. – Teraz może sobie kogoś znaleźć.

– Powinnaś być jej wdzięczna, że została z rodzicami i im pomaga. – Babcia znów stanęła w mojej obronie.

Tato odchrząknął. Chyba chciał to zrobić ciszej, ale wszyscy na niego spojrzeli. Ja również. Bałam się, że jego słowa zranią mnie jak żadne inne, które dziś usłyszałam.

– Nie jesteśmy jeszcze tak starzy, żeby wymagać pomocy.

Wiedziałam, że miał rację, ale i tak zaczęłam drżeć, gdy to powiedział. Odwróciłam się w stronę drzwi i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Usłyszałam za sobą jeszcze głos mojej siostry:

– Nieładnie wychodzić, kiedy z tobą rozmawiamy.

Mogłam tam wrócić i wytłumaczyć jej, że wcale nie rozmawiali ze mną, tylko o mnie. Wytykali moje słabości, brak narzeczonego i fakt, że jestem na utrzymaniu rodziców. Owszem, pomagam im w pensjonacie, ale oni przecież płacą za moje jedzenie, ubrania i dentystę.

Musiałam wyjść na powietrze. W korytarzu minęłam mamę, o mało jej nie potrącając. Kilka sekund później byłam już przy drzwiach. Sięgnęłam po kurtkę i wypadłam na zewnątrz.

Odetchnęłam głęboko, próbując się uspokoić. Usiłowałam powstrzymać łzy, ale one i tak wreszcie popłynęły mi po policzkach. Nie sądziłam, że ktoś teraz do mnie wyjdzie, lecz wolałam mieć pewność, że będę przez chwilę sama. Ruszyłam przed siebie.

Od plaży i morza oddzielał mnie pas obszaru chronionego. Uwielbiałam to miejsce – piaszczystą ścieżkę prowadzącą między dwoma rozlewiskami i stare drzewa o wykrzywionych pniach, uczepione kawałka ukrytej pod wodą ziemi. Wśród tego pojedyncze dzikie kaczki, które zdecydowały się nie opuszczać tego miejsca na zimę.

Czasem wydawało mi się, że jestem jak taki ptak. Niby mogę odlecieć w jakieś cieplejsze miejsce i wiem, że właśnie tak należy postąpić, a jednak zostaję wśród drzew pozbawionych liści i resztek traw, które uchowały się z poprzedniego sezonu. Coś mnie tutaj trzyma czy po prostu boję się odlecieć?

Miałam nadzieję, że będę na plaży zupełnie sama. Słyszałam już huk fal i powoli się uspokajałam. Wiatr wiejący od morza osuszył moje łzy i pokrywał skórę słoną mgiełką. Oblizałam wargi. Lubiłam ten smak. Okryłam się szczelniej połami kurtki i próbowałam jakoś zapanować nad rozwianymi włosami.

Usłyszałam śmiech. Początkowo myślałam, że mi się wydaje, ale dostrzegłam ludzi idących wzdłuż brzegu. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. To je słyszałam, jak z piskiem uciekały w głąb plaży przed nadchodzącą falą.

Cała grupa była bardzo elegancko ubrana. Miałam wrażenie, że trafili tu przypadkiem. To z całą pewnością nie byli polscy ani niemieccy turyści. Ci ludzie wyglądali tak, jakby mieli właśnie przerwę w konferencji biznesowej, jednak nie pasowały do tego ich roześmiane, zrelaksowane twarze. Poza tym były święta.

Postanowiłam, że poczekam, aż mnie miną. Utkwiłam wzrok w zachodzącym słońcu i starałam się znaleźć ukojenie w tym widoku. Czułam się tak potwornie samotna, że przez jedną krótką chwilę pomyślałam coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała – przez ułamek sekundy poczułam, że bardzo za nim tęsknię, i zapragnęłam, aby wrócił.

Może pomyślałam o tym w złą godzinę.

Zszokowana zamrugałam powiekami, a zmuszone do wysiłku oczy zaczęły łzawić. Nie mogłam w to uwierzyć, ale naprawdę tam był. Oślepiało mnie słońce, lecz i tak dostrzegałam jego sylwetkę. Stał na końcu falochronu, a fale rozbijały się wokół niego, wznosząc w powietrze swoje języki.

Potrząsnęłam głową. To nie mógł być on. Na pewno widziałam jakiegoś przypadkowego mężczyznę, który był tu razem z tą grupką. To najrozsądniejsze wyjaśnienie. Nie było powodu, dla którego miałabym znów widzieć kogoś, kto nie istnieje, kto stanowił tylko wytwór mojej wyobraźni. Pamiętam, jak ostrzegano mnie, że jeśli będę chciała jego powrotu, on znów się zjawi.

Byłam pewna, że nie chcę popaść w szaleństwo, jednak tęskniłam za nim. Bez niego byłam bardzo samotna. Zwłaszcza teraz.

– Dobrze się pani czuje? – Czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Aż podskoczyłam, gdy zdałam sobie sprawę, że tuż przede mną stoi jeden z tych eleganckich mężczyzn. – Przepraszam, nie chciałem pani wystraszyć.

– Tylko się zamyśliłam – odpowiedziałam.

Uśmiechnął się lekko.

– Nie będę pani długo zawracał głowy. Widziałem, że przyszła pani od strony tamtego małego hotelu – mówił z wyraźnym angielskim akcentem.

– Tak. – Nie wiedziałam, do czego zmierza.

– Cóż – potarł dłonią kark – chciałbym panią o coś prosić. Nie udało mi się skontaktować z właścicielem tej nieruchomości, tymczasem bardzo mi na tym zależy.

– Czy mogę wiedzieć, w jakim celu chciał pan to zrobić?

– Reprezentuję firmę, która jest zainteresowana zakupem nieruchomości w tym rejonie. Przyjechaliśmy tu tylko na trzy dni, ale z powodu świąt nie udało nam się załatwić tyle, ile planowaliśmy.

Przyjrzałam mu się uważniej. W jego ciemnobrązowych oczach dostrzegałam coś, co moja babcia określała jako błysk inteligencji. Odnosiłam wrażenie, że znalazłam się na kruchym lodzie, a ten mężczyzna może chcieć utopić nie tylko mnie, ale i całą moją rodzinę.

– Czy pana firma planuje tu jakieś inwestycje? Chcecie wyburzyć hotele i zbudować coś nowego?

– Pewnie pani wie, że w tym rejonie to nie jest takie proste. – Spojrzał na krajobraz, który teraz miałam za plecami. Jedna z dzikich kaczek wzbiła się do lotu, a jej krzyk zawtórował temu, który wydawały mewy. – Chodzi nam głównie o wyremontowanie tego, co już tu stoi. Wykorzystanie potencjału istniejących hoteli. Nie sądzi pani, że szkoda, żeby tak się marnowały?

– Nie powiedziałabym, że się marnują. – Objęłam się ciasno ramionami.

– No dobrze. Źle to ująłem. Chodziło mi o to, że kiedyś podobno było inaczej, przyjeżdżało więcej gości.

Miał rację, ale to były czasy, kiedy różne zakłady podpisywały z nami umowy i wysyłały tu swoich pracowników na dofinansowane wczasy. Większość ośrodków żyła właśnie z takich klientów.

– Nasza firma ma sieć hoteli w wielu krajach, głównie w Europie, a teraz wchodzimy także na rynek amerykański. Nie chcemy tu dużo zmieniać, ale wiemy, co zrobić, żeby takie miejsca zaczęły przynosić zyski.

Mężczyzna wyglądał na uczciwego. Może ktoś postanowił spełnić życzenia, które złożyła mi Ada? Może Bóg sobie o mnie przypomniał? W końcu były święta.

Spojrzałam w niebo. Ponad linią horyzontu było jeszcze czerwonawe od słońca, które właśnie zaszło. Miałam nadzieję, że falochron będzie już pusty, ale ktoś wciąż tam stał, zatem to nie było przywidzenie. Odwróciłam wzrok.

– Pensjonat należy do moich rodziców. Mogę przekazać im informację, że jest pan zainteresowany zakupem, ale to oni podejmą decyzję. Ja nie mogę niczego obiecać.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

– Dziękuję. – Wręczył mi wizytówkę wyciągniętą z kieszeni płaszcza. – Gdyby rodzice mieli jakieś wątpliwości, mogą się ze mną skontaktować. Poda mi pani jeszcze adres mailowy, na który możemy przesłać naszą propozycję?

Zapisał podyktowany adres w swoim smartfonie.

– Na pewno się odezwiemy. – Skinął mi głową. – Wesołych świąt!

– Nawzajem.

Mężczyzna dołączył do swojej grupy, a ja odprowadziłam ich spojrzeniem. Postać na falochronie nie poszła za nimi. Wyglądało to tak, jakby nie byli razem albo jakbym tylko ja mogła dostrzec tego kogoś.

Próbowałam sobie wmówić, że to na pewno nie on. Tyle lat nie miałam już tych widzeń…

Chciałam się zmusić do powrotu do domu, ale w tym momencie nieznajomy odwrócił się w moją stronę.

Nie był jednak nieznajomym.

To z całą pewnością był Jakub.

Biegłam do domu tak szybko, że dostałam zadyszki. Chłodne powietrze wdzierało się w moje płuca, ale ja nie potrafiłam się uspokoić i unormować oddechu.

To był Kuba. A ja, owszem, byłam przerażona faktem, że się pojawił, ale patrząc na niego, stojącego na tym falochronie, nie mogłam się pozbyć uczucia ulgi. Tak bardzo chciałabym z nim teraz porozmawiać, gdyby tylko było to możliwe. Gdyby nie było to najbardziej niedozwoloną rzeczą w moim życiu.

W domu zignorowałam wołającą mnie mamę i zaszyłam się w swoim pokoju. Uruchomiłam stary, rzężący komputer i wpisałam w wyszukiwarkę nazwę firmy z wizytówki. Wyświetliło mi się wiele stron. Hotele, ośrodki spa, niewielkie pensjonaty w Stanach i w Europie, kilka w Rosji.

Oglądałam właśnie stronę główną firmy zarządzającej tym wszystkim, gdy zobaczyłam powiadomienie o nowym mailu. Były to życzenia świąteczne wysłane automatycznie z firmy, którą właśnie sprawdzałam. Najwyraźniej mężczyzna z plaży zdążył już dodać nasz adres do swojej bazy kontaktów. Przyjrzałam się stopce.

Thomas Hardish

Wiceprezes Zarządu

Dział Prawny, SkyLike Hotels

Otworzyłam szerzej oczy. Wyglądało na to, że miałam okazję poznać kogoś z zarządu, więc jego oferta musiała być poważna.

Opadłam na oparcie krzesła i pozwoliłam sobie na chwilę pogrążyć się w marzeniach. Gdyby rodzice sprzedali hotel, spłacili wszystkie zobowiązania, kupili sobie jakieś mieszkanie i zabezpieczyli swoją przyszłość, ja byłabym zupełnie wolna. Mogłabym wyjechać, nie oglądać się za siebie i przestać czuć się winna temu, że nie powiodło im się w hotelarskim biznesie.

Gdybym jednak opuściła to miejsce, nie miałabym dokąd iść. Nie ukończyłam nawet studiów licencjackich, a czekałoby mnie szukanie pracy. Może nowy właściciel zatrudniłby mnie jako pokojówkę lub sprzątaczkę, ale wtedy moje życie nie ruszyłoby do przodu ani na centymetr. A gdyby znowu mi się pogorszyło? Gdyby to, co wydarzyło się dziś na plaży, było zwiastunem nawrotu choroby? Czy wtedy musiałabym znów prosić rodziców, żeby się mną zajęli?

Zacisnęłam powieki i próbowałam wyrzucić z głowy myśl o Jakubie. O tym, jak bardzo za nim tęskniłam przez te wszystkie lata, i o tym, że bez niego wcale nie było mi lepiej, choć wmawiali mi to lekarze. W chwili jego zniknięcia zyskałam tylko jedno – poczucie, że wreszcie jestem zdrowa, jednak w tym samym momencie straciłam tak wiele, że do dziś nie byłam w stanie się z tym pogodzić.WCZEŚNIEJ

Był koniec września, a ja właśnie zaczęłam chodzić do szkoły. Razem z dzieciakami z sąsiedztwa korzystaliśmy z ostatnich ciepłych dni września i często bawiliśmy się w chowanego. Zwykle biegaliśmy po osiedlu, bo tam można było znaleźć najlepsze kryjówki. Ja chowałam się świetnie. Miałam swoje sposoby, choć mama niekoniecznie była z tego zadowolona, bo nieraz wracałam do domu potwornie brudna.

Tamtego dnia postanowiłam wypróbować nową kryjówkę. Wdrapałam się na metalowy kontener na śmieci. Jego pokrywa była częściowo odsunięta, bo miała uszkodzoną sprężynę, ale nie na tyle, abym mogła wejść do środka. Musiałam porządnie ją szarpnąć, żeby cofnęła się jeszcze kilka centymetrów, lecz nie przewidziałam, że gdy ją odsunę, pozbawię się punktu podparcia. Poczułam, że spadam.

Kiedy się obudziłam, leżałam na dnie pustego metalowego kontenera i wszystko mnie bolało. Najbardziej ramię i ręka. Jęknęłam głośno, a chłopiec siedzący obok pochylił się nade mną.

Nigdy wcześniej go nie widziałam. Patrzył na mnie niebieskimi oczami, w których dostrzegłam niepokój.

– Dobrze, że się obudziłaś. Nic ci nie jest?

– Bardzo boli mnie ręka.

Chłopiec podrapał się po głowie, mierzwiąc jasne włosy.

– Poszukam pomocy. Zawołam kogoś. – Podniósł się, a ja zamknęłam oczy i chyba znów zasnęłam.

Kiedy się ocknęłam, chłopiec był przy mnie.

– Nikogo tu nie ma. – Widziałam strach w jego oczach. – Wszyscy poszli do domów, nikt nie chce mi otworzyć. Krzyczałem, ale nikt nie odpowiedział. Może powinienem iść gdzieś dalej…

– Nie – zaprotestowałam. – Nie chcę zostawać tu sama. Boję się. – Zbierało mi się już na płacz.

– Na pewno nas znajdą. Twoi rodzice zaczną szukać, jeśli nie wrócisz do domu na noc. Niedługo ktoś tu przyjdzie, zobaczysz.

Uwierzyłam mu i to trochę mnie uspokoiło.

– Jak masz na imię? – zapytał.

– Martyna.

– A ja jestem Kuba.

Powtórzyłam w myślach kilka razy jego imię, bo bałam się, że mogłabym je zapomnieć. Za którymś razem nie byłam już pewna, co właściwie powtarzam, potem chyba znów straciłam przytomność.

Ocknęłam się w szpitalu. Pochylali się nade mną lekarze i pielęgniarki, a ja przestraszyłam się tego, co mi robili. Bolało.

– Chcę do mamy – załkałam.

Ktoś zaczął mi tłumaczyć, że rodzice są na korytarzu i niedługo ich zobaczę, ale ja nie potrafiłam się uspokoić. Chciałam stamtąd uciec, a czułam, że nie dam rady. Moje ciało było słabe i obolałe. Zaczęłam głośniej płakać.

– Nie bój się – szepnął ktoś do mojego ucha. – Oni ci pomogą, zobaczysz.

Odwróciłam lekko głowę i za jedną z pielęgniarek dostrzegłam Kubę. Pomachał do mnie. Ucieszyłam się, że tam był. Od razu zrobiło mi się trochę lepiej. Uspokoiłam się i wszystko wydało mi się mniej straszne. Byłam grzeczna i dzielna, nawet kiedy zawieźli mnie na salę operacyjną. Zdziwiłam się, że Kuba może stać obok mnie, gdy podawali mi znieczulenie, ale cieszyłam się, że tam jest. Zniknął, gdy zasnęłam, i nie było go, gdy się obudziłam.

Przy moim łóżku siedzieli zmartwieni rodzice. Chciałam, żeby mama mnie przytuliła, ale miałam zabandażowane ramię, więc nie mogła tego zrobić. Pocałowała mnie tylko w czoło, a potem powiedziała, że bardzo ją nastraszyłam i więcej nie pozwoli mi się bawić w chowanego. Nie było mi przykro, bo sama chyba już nie chciałam się w to bawić. Zapytałam jednak, gdzie jest Kuba.

– Nie było tu żadnego chłopca, kochanie – wyjaśniła mama.

– Był – upierałam się. – Siedział przy mnie i czekaliśmy na pomoc. Tutaj też był.

– Nikogo nie zauważyliśmy, ale jeśli chcesz, zapytam, czy kogoś z tobą przywieźli.

Zanim jednak mama zdążyła to zrobić, skończył się czas odwiedzin i zostałam sama. Wtedy, gdy nikogo nie było przy mnie i zaczęłam się bać, pojawił się Kuba. Zupełnie jakby mój lęk był w stanie go przywołać. Usiadł na parapecie.

– Jak się tu dostałeś? Przecież nie wolno tu teraz być.

Zamachał nogami.

– Nie wychodziłem stąd. – Uśmiechnął się, najwyraźniej dumny ze swojego pomysłu. – Ukryłem się, żeby mnie nie zauważyli.

– To dobrze. Lubię, kiedy tu jesteś.

– Ja też – przyznał. – Nigdy nie gadałem tyle z dziewczyną, ale ty jesteś chyba w porządku.

– Ile masz lat?

– Dziewięć.

– Ja mam siedem. Nie musisz iść do domu? – zapytałam, bo na zewnątrz zrobiło się już zupełnie ciemno.

Poruszył się niespokojnie i ściągnął brwi.

– Mnie chyba też coś się stało, kiedy wpadłem do tego kontenera. Pamiętam, że spadałem, jakbym leciał w przepaść, a potem się ocknąłem i zobaczyłem ciebie. Kiedy przyjechali ratownicy, nie wiedziałem, co im powiedzieć, gdy zapytają mnie o rodziców. Wiem tylko, jak mam na imię. Nie pamiętam nazwiska. – Dotknął ostrożnie tyłu głowy. – Trochę mnie tu boli, musiałem się uderzyć. Pewnie przez to nie pamiętam.

– Co teraz zrobisz? – zapytałam.

Zastanowił się przez chwilę.

– Może mógłbym tu dzisiaj zostać? Jutro pomyślę, co dalej.

Ucieszyło mnie to, że będę miała towarzystwo.

– Zostań.

*

Przetrwałam święta. Po moim wyjściu babcia musiała zmyć wszystkim głowy, bo temat mojego życia i tego, co zamierzam z nim zrobić, więcej się nie pojawił. Nie mogłabym powiedzieć, że było miło, a atmosfera ogrzała moje serce. Nic z tych rzeczy. Przeczekałam i dotrwałam do końca.

Już dwudziestego siódmego grudnia przyszedł mail. Pisał do mnie Thomas Hardish.

Nie powiedziałam jeszcze rodzicom o wydarzeniu na plaży. Wolałam nie robić tego przy innych członkach rodziny i wydawało mi się, że lepiej będzie poczekać na jakieś konkrety, niż rzucać słowa na wiatr.

Tymczasem mail od mecenasa Hardisha zupełnie mnie zaskoczył. Ten mężczyzna nie marnował czasu. O dziwo, pisał po polsku.

Cieszę się, że udało nam się nawiązać kontakt, i mam nadzieję, że nasza współpraca okaże się korzystna dla obu stron.

Mój dział zajmuje się wstępnym negocjowaniem warunków kupna, a następnie konstruowaniem umowy. Chciałbym otrzymać od Pani kilka informacji dotyczących nieruchomości, żeby przedstawić je zarządowi. Jeśli obie strony będą zainteresowane, dokonamy wnikliwej analizy kondycji pensjonatu i przejdziemy do dalszych rozmów.

Pragnąłbym dodać, że nasza firma istnieje na światowym rynku od kilkudziesięciu lat, a zadowolenie zarówno naszych klientów, jak i osób, z którymi współpracujemy, zawsze stanowiło dla nas priorytet. W każdej chwili może Pani przyjechać do naszej siedziby lub jednego z naszych hoteli, aby poznać firmę jeszcze lepiej i móc nam zaufać.

Przeczytałam treść trzykrotnie, a potem podniosłam się zza biurka z szybko bijącym sercem. Musiałam powiedzieć rodzicom o tej propozycji i to był chyba dobry moment. Bałam się ich reakcji, choć nie wiedziałam tak do końca dlaczego. Czy chciałam mieć szansę rozprostować skrzydła i stąd odlecieć, czy może bałam się tej wolności? Mama przyjęła informację ze spokojem, a tato wręcz przeciwnie. Uniósł się, pokrzykując coś o nieuczciwych hochsztaplerach. Wreszcie mamie udało się go uspokoić, gdy przypomniała mu o niezapłaconym rachunku za prąd, na który nie mieliśmy pieniędzy.

Rodzice już dawno myśleli o sprzedaży pensjonatu. Ten temat pojawiał się wielokrotnie, ale taka decyzja to nie jest łatwa sprawa. Znalezienie kupca, i to jeszcze takiego, który nie doprowadziłby tego miejsca do ruiny, graniczyło z cudem. Ojciec nie zniósłby tego, że ktoś zmarnował pracę jego całego życia. Dobrze to rozumiałam.

Kiedy wreszcie usiedli przed komputerem i zaczęli czytać, miny obojga zrobiły się bardzo poważne. Mail Hardisha, choć nie był jeszcze ofertą, brzmiał konkretnie i dawał nadzieję, że propozycja jego firmy będzie sensowna.

– Oby to nie był oszust – mruknął ojciec.

– Zobaczymy, co jeszcze przyślą – powiedziałam.

Jakby mnie nie usłyszał.

– Martyna ma rację. Przeczytamy ofertę, kiedy się pojawi, i wtedy pomyślimy, co dalej – wtrąciła mama.

Ojciec zerknął na mnie przelotnie.

– Ktoś powinien się temu przyjrzeć. Najlepiej Ewa. – Pokiwał głową, jakby właśnie uznał swój pomysł za bardzo dobry. – To mądra dziewczyna i nie pozwoli nas oszukać.

Poczułam ukłucie w sercu. Niby niewielkie, bo sama czułam, że ojciec ma rację, ale jednak. Moje życie obfitowało w takie ukłucia. Moje serce było nimi podziurawione.

*

– Nie wierzę. – Ada serdecznie mnie uściskała. – Mam nadzieję, że spełni się to, czego ci życzyłam, i wyfruniesz stąd jak na skrzydłach.

– Byle nie był to lot po tym, jak ktoś mnie stąd wykopie – mruknęłam.

Przyjaciółka tylko pokręciła głową. Wróciła do stanowiska i zajęła się paznokciami klientki – starszej pani, która poprosiła mnie, abym ją tu przyprowadziła. Wynajęła u nas pokój na kilka dni i chciała się zrobić na bóstwo przed wyjazdem. Nie urządzaliśmy balu sylwestrowego, więc nie miała po co zostawać.

– Jeśli straci pani pracę, to powinna pani otworzyć własny biznes – zasugerowała kobieta.

– Jaki? – Zdziwiły mnie jej słowa. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy coś takiego.

– Widziałam, że zajmuje się pani wystrojem wnętrz i dekoracjami. Są naprawdę bajkowe, dopracowane w każdym calu. Widzicie, moje drogie – zerknęła także na Adę – mój świętej pamięci mąż zostawił mi niezłą emeryturę, więc stać mnie od czasu do czasu na wyjazdy w różne miejsca. Byłam w niejednym hotelu i nigdzie nie czułam się tak, jakbym trafiła do wnętrza jakiejś historii. Tu wszystko do siebie pasuje, ma jakiś temat. Mogłabym godzinami przyglądać się dekoracjom w sali kominkowej czy w holu.

Poczułam, że moje policzki robią się czerwone. Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. No, może poza ojcem, którego słowa brzmiały mniej więcej tak, że skoro nieźle sobie z tym radzę, to mogę to robić cały czas.

– Bardzo dziękuję – zwróciłam się do staruszki. – Ale nie mam wykształcenia w tym kierunku. W sumie to nie traktuję tego jako pracy, to takie hobby.

– Ma pani talent i to się liczy, a nie jakieś papierki. Polecę panią znajomym, gdy będą urządzać dom. – Puściła do mnie oko.

Bąknęłam, że bardzo mi miło i chętnie bym spróbowała. Prawda była jednak taka, że przerażała mnie wizja życia daleko od tego miejsca, które nazywałam domem. Ale nie mogłam sobie pozwolić na odrzucenie choćby tak nieformalnej propozycji, skoro niedługo mogłam się znaleźć na lodzie. Ta perspektywa, którą uświadomiłam sobie dopiero po kilku dniach od otrzymania maila, sprawiła, że z niepokojem czekałam na kolejną wiadomość i nie byłam pewna, czy chcę, aby ona nadeszła. Nie lubiłam tak drastycznych zmian – nawet gdy czułam, że są mi potrzebne, to bałam się konsekwencji i tego, że moje życie nigdy już nie będzie takie samo.WCZEŚNIEJ

To, jakie konsekwencje dla mnie będzie miało pojawienie się Kuby, odczułam dopiero kolejnego dnia. Początkowo zastanowiło mnie, że pielęgniarki nie zwracają na niego uwagi. Wprawdzie podczas ich wizyt zachowywał się cicho i starał się być niezauważalny, jednak nie rozumiałam, dlaczego nikt na niego nie patrzył. Przecież się nie chował. Był tam. Stał przy oknie, a każdy go ignorował.

Po południu przyszli moi rodzice. Mama rozpakowała reklamówkę i ustawiła na szafce przy łóżku kilka jabłek, słoik z kompotem i torebkę z cukierkami. Do szuflady włożyła dwie nowe piżamy, bieliznę, skarpetki i moją ulubioną pluszową bluzę. Spojrzałam na Kubę, który od wczoraj był w tym samym ubraniu – miał na sobie zimową kurtkę i ciepłe spodnie. Zastanawiałam się, czy nie jest mu gorąco, ale najwyraźniej nie było. Może było mu chłodno ze zmęczenia, w końcu całą noc nie miał się gdzie położyć. Siedział na podłodze, oparty plecami o ścianę. Nie wiem, czy usnął chociaż na chwilę, ale zawsze, gdy się budziłam, miał otwarte oczy.

Rodzice wypytywali, jak się czuję, a ja odpowiadałam. Na koniec mama zrobiła dziwną minę.

– Pytaliśmy o tego chłopca. Mówiłaś, że był z tobą w kontenerze, a potem tutaj? – upewniła się, a ja pokiwałam głową. – Nikt go nie widział. Nie wiedzą, o kogo ci chodzi.

– No to go nie zauważyli – wytłumaczyłam. – On tu cały czas jest.

Mama rozejrzała się po pomieszczeniu, ale jej wzrok nie zatrzymał się na postaci Kuby. W pierwszej chwili wydawało mi się, że wszyscy chcą mi zrobić taki żart. To nie było możliwe, żeby go nie widzieli. Był tam przecież.

– Kochanie, nikogo tu nie ma oprócz nas – powiedziała uspokajająco. Wzięła mnie za rękę, a ojciec odchrząknął.

– Jest – upierałam się. – Stoi przy oknie. – Spojrzałam Kubie w oczy. Wydawał się tą sytuacją równie poruszony jak ja. – Powiedz im, że tu jesteś. Odezwij się.

Zrobił to, a ja słyszałam jego głos wyraźnie i mocno, tak jak głosy rodziców. Ale oni na niego nie patrzyli. Jakby nic do nich nie dotarło. Wpatrywali się we mnie, a ja widziałam w ich oczach strach. W końcu tato podniósł się z krzesła.

– Pójdę powiedzieć o tym lekarzowi. Najwyraźniej uderzyła się w głowę podczas upadku.

Tłumaczyłam jeszcze mamie, że nic mi się nie wydaje i to wszystko jest prawda, ale po chwili do sali wszedł lekarz, żeby mnie zbadać. Niechętnie odpowiadałam na jego pytania i patrzyłam ukradkiem na zupełnie zaskoczoną twarz Kuby. Ktoś próbował nam wmówić, że on nie istnieje. Jest tylko wytworem mojej wyobraźni, czymś, co pojawiło się przed moimi oczami, bo uderzyłam się w głowę.

Zrobiono mi tomografię, obejrzeli mnie inni lekarze, a potem stwierdzili, że muszę porozmawiać z psychologiem. Rodzice wyjaśnili mi, że widzę Kubę, bo doznałam urazu psychicznego, ponieważ leżałam kilka godzin sama na dnie kontenera na śmieci. Mówili, że to było dla mnie straszne przeżycie i z tego powodu mam teraz przywidzenia.

Następnego dnia miałam rozmowę z psychologiem. Miła młoda pani spędziła ze mną godzinę. Powiedziała, że nie widzi Kuby, ale skoro ja widzę, to jej to wystarczy. Pytała mnie o różne rzeczy i prosiła, abym zadawała mu pytania. Cieszyłam się, że mi wierzy, ale zaraz potem zaskoczyło mnie to, jak chłopak niewiele pamięta. Nie wiedział, jak ma na nazwisko ani kiedy i gdzie się urodził. Nie potrafił podać imion rodziców i swojego adresu. Widziałam, że zrobiło mu się przez to przykro. Znów siedział na podłodze z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej. W natłoku pytań skrzyżował ręce na kolanach i spuścił głowę.

Ale to na mnie pani psycholog popatrzyła ze współczuciem.

*

Tuż przed sylwestrem przyszły dwa maile. Jeden, którego się spodziewałam, od mecenasa Hardisha, i drugi od jego sekretarki. Mężczyzna przesłał standardowe warunki kupna hoteli i pensjonatów, żebyśmy mogli się zapoznać z polityką firmy. Tekst był po angielsku, więc nie wszystko było dla mnie jasne, choć dobrze znałam ten język. Pewne prawne sformułowania brzmiały obco, więc od razu przesłałam kopię maila do siostry. Nie chciałam żadnych nieporozumień rodzinnych w kwestii ewentualnej sprzedaży. Rodzice musieli podjąć decyzję sami, ale miałam świadomość, że bardzo będzie im zależało na opinii Ewy.

Według mnie warunki wyglądały dobrze, choć oczywiście nikt nie mówił jeszcze o cenie. Zgodnie z zasadami kupna miejsce zachowywało swój regionalny charakter, a dotychczasowi pracownicy mieli zapewnioną możliwość pozostania na swoich stanowiskach, wyszczególniono też, w jakich okolicznościach strony mogą odstąpić od umowy. Zaskoczyło mnie, że dostałam jeszcze jedną wiadomość. Był to mail sekretarki Thomasa Hardisha. Kobieta w kilku słowach prosiła o rezerwację pokoju dla swojego przełożonego we wskazanym terminie. Planował przyjechać tu aż na tydzień, i to już w styczniu. Mieliśmy wolne pokoje – niewielu turystów wybierało się o tej porze roku nad polskie morze. Obawiałam się jednak, że ten elegancki mężczyzna nie odnajdzie się w naszym zapomnianym przez Boga pensjonacie.

W niektórych łazienkach ciekły krany, w większości kafelki pamiętały jeszcze poprzednie stulecie. Łóżka trzeszczały, wykładziny nosiły ślady użytkowania, a grzejniki na drugim piętrze błagały o wymianę.

Wydrukowałam treść wiadomości i pobiegłam do taty, który siedział za kontuarem w recepcji i czytał gazetę. Położyłam przed nim kartkę i czekałam na reakcję.

– Zaraz coś znajdę temu panu. – Spojrzał na karty księgi, w której zapisywaliśmy rezerwacje.

Mieliśmy przez jakiś czas odpowiedni program komputerowy, ale odnawianie licencji okazało się kosztowne, a tato i tak często się mylił, gdy miał wprowadzać do niego dane. Musiałam przy nim stać i mu pomagać, co było kłopotliwe dla nas obojga. On się denerwował, a ja nie mogłam wykonywać swoich obowiązków.

– Tato – powiedziałam z naciskiem – to jest prawnik z tej firmy, która chce kupić pensjonat.

Ojciec podniósł na mnie wzrok.

– On jest wiceprezesem zarządu – dodałam.

Teraz oboje zerknęliśmy w księgę. Była prawie pusta, więc to nie znalezienie miejsca stanowiło problem. Musieliśmy wybrać coś, co nie odstraszyłoby tego człowieka.

– Może coś na pierwszym piętrze – zaproponował tato. Niestety, jedynych gości, których spodziewaliśmy się w tym czasie, ulokowaliśmy już w najlepszych pokojach. – Niedobrze – mruknął.

Jeśli chcieliśmy dać mu większy pokój, to pozostawały nam do dyspozycji albo parter, gdzie dochodziły dźwięki z kuchni, recepcji i restauracji, albo słabo ogrzewane drugie piętro.

– Chyba żeby przesunąć kogoś do innego pokoju – ciągnął.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Podejrzewam, że on może chcieć rozmawiać z naszymi gośćmi, pytać, jak im się u nas podoba. W naszym interesie leży, żeby im się jak najbardziej podobało.

– Racja. – Podrapał się po brodzie.

– Może umieścimy go na pierwszym piętrze, ale w trochę gorszym pokoju? Przynajmniej będzie miał wrażenie, że mamy ruch w interesie, skoro to piętro będzie w miarę zamieszkane.

Ojciec pokiwał głową.

– Weź klucze od kilku pokoi i zobacz, który jest twoim zdaniem najlepszy. Potem zacznij od niego gruntowne porządki. Sama najlepiej wiesz, o co chodzi: pranie wykładzin, szorowanie łazienki i tak dalej.

Poczułam zmęczenie na samą myśl o tym, co mnie czekało.

– Chcesz, żebym zrobiła to wszystko na całym piętrze? – Musiałam się upewnić.

– W całym budynku, dziecko. Przecież on będzie wszystko oglądał.

– Ale tato – zaczęłam protestować. – U nas jest czysto, sprzątam codziennie. Jeśli chcesz, żebym czyściła wykładziny, to potrzebuję specjalnego odkurzacza piorącego. A przy sprzątaniu wszystkich pokoi przyda mi się pomoc, sama nie dam rady.

Ojciec spojrzał na mnie, jakbym powiedziała coś zupełnie niedorzecznego.

– Za co ja niby mam ci kupić taki odkurzacz, co? Przecież wiesz, że finanse mamy pod kreską. – Postukał nerwowo długopisem w papier. – Poza tym naprawdę nie rozumiem, co masz przeciwko ciężkiej pracy. To tylko kilka dni. Chyba możesz się trochę przyłożyć w zamian za wszystko, co dla ciebie zrobiliśmy i wciąż robimy.

Powiedziałam, że już biorę się do pracy. Chciałam powstrzymać potok słów, który ojciec zawsze wylewał na mnie przy byle okazji. Mama tego nie robiła, była dla mnie bardziej wyrozumiała. Czasem odnosiłam wrażenie, że ojciec traktował mnie, jakbym zniszczyła mu życie. Próbowałam nie słuchać słów o mojej niewdzięczności i o tym, jak wiele zaprzepaściłam w życiu szans. Jego słowa bolały tym bardziej, że z większością się zgadzałam.

Ruszyłam do składzika. Przejrzałam środki czystości i przyszykowałam wózek ze sprzętem, a później zaszyłam się w przyszłym pokoju pana Hardisha. Tam wreszcie pozwoliłam łzom płynąć.

Sprzątałam do późnej nocy. Miałam dwie przymusowe przerwy w porze posiłków, kiedy musiałam się zająć kelnerowaniem. Sama wrzuciłam do ust pierwsze, co miałam pod ręką, i wymawiając się ogromem pracy, szybko wróciłam do swoich zajęć.

Kolejne dni wyglądały w zasadzie identycznie. Pierwszy kryzys przeżyłam w sylwestra. Rodzice poszli do znajomych, a ja nie skorzystałam z zaproszenia Ady, która z koleżankami wybierała się na maraton filmowy do kina. Czułam, że nie wyrobię się z pracą, a poza tym nie miałam na nic ochoty.

Wybuchy fajerwerków usłyszałam, kiedy szorowałam szafkę pod umywalką. Podeszłam do okna i spojrzałam w niebo rozświetlane barwnymi parasolami iskierek. Próbując zwalczyć beznadziejny nastrój, postanowiłam złożyć życzenia noworoczne Martynie, której twarz odbijała się w szybie.

– Obyś nigdy więcej nie musiała spędzać sylwestra w ten sposób. Odważ się wreszcie stąd uciec, zostaw wszystko za sobą i weź życie w swoje ręce. Znajdź kogoś dobrego na swojej drodze, osiągaj małe sukcesy i ciesz się z tego, co uda ci się zdobyć.

Poczułam pieczenie pod powiekami, ale postanowiłam, że dosyć już łez, i szybko wzięłam się w garść. Wiedziałam, co muszę zrobić. Przyszykuję pensjonat tak, że z miejsca dostaniemy korzystną ofertę kupna, a potem wyjadę stąd i nigdy nie spojrzę za siebie. Odnajdę się w zupełnie nowym miejscu. I nie poddam się, dopóki tam nie dotrę.

Drugi kryzys przyszedł tuż przed przyjazdem naszego specjalnego gościa. Byłam zmęczona niemal dziesięciodniową harówką. Bolały mnie plecy i kolana, a skóra dłoni była tak wypalona detergentami, że musiałam na chwilę przerwać pracę i pojechać do lekarza po receptę na jakąś maść.

Wieczorem, gdy wróciłam z centrum, znów zaszyłam się w tym najważniejszym pokoju. Miałam jeszcze do wykonania pewną pracę. Rodzice nic o tym nie wiedzieli, bo szczerze mówiąc, nawet nie chciałam ich pytać o zdanie. Wydałam na potrzebne akcesoria większość oszczędności zgromadzonych na koncie.

Wiedziałam, co zrobić, żeby to wnętrze stało się bardziej przytulne. Kupiłam niezbędne rzeczy, ale gdy rozłożyłam je na łóżku, zauważyłam, że kolory dwóch istotnych elementów różnią się o cały ton. Nie miałam pojęcia, dlaczego nie zauważyłam tego w sklepie, przecież wszystko sprawdzałam. Na domiar złego zamówione przeze mnie zasłony okazały się o siedem centymetrów za krótkie, więc zamiast delikatnie opierać się o podłogę, wyglądały niczym nogawki zeszłorocznych spodni na wyrośniętym nastolatku. Mogłam reklamować towar, ale potrzebowałam tych zasłon na już.

Usiadłam na skraju łóżka i ukryłam twarz w dłoniach. Co robić? Nie mogłam się poddać. Nie w takim momencie. Gdybym to zrobiła, to w pewnym sensie przyznałabym rodzicom rację. Nie mogłam na to pozwolić. Przypomniało mi się, że mam kilka metrów szerokiej koronki. Gdybym zdążyła ją doszyć…

Wzięłam się ostro do pracy. Zostało mi już tylko kilka godzin nocy i nie zamierzałam marnować ich na sen. Szyłam, układałam, upinałam i dekorowałam. Kiedy przez okno wpadły pierwsze promienie świtu, pokój wyglądał zupełnie inaczej niż poprzedniego dnia. Stanęłam na środku, aby zobaczyć swoje dzieło w całej okazałości. Odetchnęłam z ulgą. Udało mi się wszystko połączyć tak, że całość tworzyła klimatyczne wnętrze w staroangielskim stylu. Koce i pościel w kratę, gruby pled z kremowej włóczki, lniane poszewki na poduszki ze stemplem pocztowym oraz naklejka z wizerunkiem jelenia na przesuwane drzwi szafy. Ustawiłam też kilka lampionów ze świecami, nową lampkę na stoliku nocnym oraz kilka obrazków przedstawiających scenki z polowań. Wszystko było gotowe. Otworzyłam jeszcze okno, aby przewietrzyć pokój, i poszłam serwować śniadanie.

Zbierałam właśnie talerze ze stołów, gdy w kieszeni zawibrowała mi komórka. Nie znałam tego numeru.

– Dzień dobry, pani Martyno. – Usłyszałam męski głos. – Moja nawigacja twierdzi, że właśnie dotarłem do waszego pensjonatu, ale tak naprawdę stoję na końcu ulicy i niczego tu nie widzę.

– Już pan jest? – Nie udało mi się ukryć zaskoczenia. – Przepraszam, oczywiście bardzo się cieszę z pana przyjazdu. Musi pan zawrócić i wjechać w pierwszą uliczkę po prawej.

– Okej, już się robi.

Usłyszałam pogłos w słuchawce – pewnie korzystał z trybu głośnomówiącego.

– Znalazłem, ale tu są inne hotele…

– Proszę jechać do końca.

Rozmawiając, wyszłam przed budynek.

– O! Widzę panią. – Rozłączył się.

Ja też już go widziałam. Podjechał niewielkim czarnym samochodem z wypożyczalni. Wysiadł i serdecznie uścisnął moją dłoń.

– Zapraszam. Pewnie chciałby pan odpocząć.

– Chętnie.

Wyjął z samochodu bagaże i ruszył za mną. Gdy weszliśmy do holu, na twarzy siedzącego za kontuarem ojca malowało się napięcie. Wstał, aby powitać gościa, ale trudno było dopatrzeć się serdeczności i gościnności w jego gestach. Pan Hardish wydawał się na to odporny i reagował niezwykle uprzejmie.

– Może chciałby pan coś zjeść? – zaproponowałam.

– Jeśli nie sprawię kłopotu.

– Najmniejszego.

Uśmiechnął się do mnie.

– W takim razie od tego zacznę, a potem chciałbym, żeby pokazała mi pani kilka pokoi.

Zrobiło mi się gorąco. Ojciec zaczął już zdejmować klucze z haczyków, ale nasz gość go powstrzymał.

– Mogę sam wybrać?

Żadne z nas nie zaprotestowało, więc pan Hardish wybierał numery pokoi na zasadzie losowania. Pominął ten, w którym miał się zatrzymać.

– To później – uspokoił mnie.

Nie wypadało z nim dyskutować, więc zaprowadziłam go do restauracji i zapytałam, na co miałby ochotę. Poprosił o jajecznicę i herbatę z mlekiem. Kiedy przyniosłam jego śniadanie, poprosił, żebym z nim usiadła.

– Pewnie już pani jadła, ale byłoby mi niezwykle miło, gdyby dotrzymała mi pani towarzystwa.

Zaskoczył mnie. Spojrzałam w jego ciemnobrązowe oczy. Czy to możliwe, że przyjechał tu nie tylko ze względu na planowaną transakcję? A może wszystkie kobiety traktował w ten sposób? Mógł też zwyczajnie lubić towarzystwo innych. Nie znałam go, a nie miałam zbyt dobrych doświadczeń w relacjach z ludźmi, dlatego zawsze byłam ostrożna. Tym razem jednak musiałam mieć na uwadze dobro pensjonatu.

– Chętnie napiję się z panem herbaty.

Zajrzałam jeszcze na chwilę do kuchni i zaparzyłam sobie jedną z moich ulubionych pobudzających mieszanek. W jej składzie znajdowały się trawa i skórka cytrynowa, imbir, mięta oraz pieprz.

Wracając do pana Hardisha, zauważyłam, że przyglądał się niesionemu przeze mnie imbryczkowi.

– Czy wszystko w porządku? – zapytałam.

– Tak. Danie jest w porządku, ale herbata… – urwał i pokręcił głową.

– Coś nie tak? – Przestraszyłam się, bo dotarło do mnie, że zaserwowałam typowo angielską herbatę. Tyle że sama nigdy nie próbowałam tej prawdziwej. A Thomas z pewnością był Anglikiem, jego akcent nie pozostawiał złudzeń.

– Nie. Jest genialna. – Uśmiechnął się szeroko. – Zastanawiam się, gdzie nauczyła się pani ją tak przyrządzać.

– Kiedyś czytałam, jak to się robi.

– Wyszła pani wyjątkowo dobrze.

Poczułam się nieco skrępowana jego komplementem, dlatego tylko podziękowałam i pochyliłam się nad swoją filiżanką.

– Czy mógłbym jeszcze dziś porozmawiać z pani rodzicami o kondycji finansowej pensjonatu? Nie chciałbym odkładać tego na później, ale wiem, że to często trudne tematy.

– Myślałam, że zostanie pan u nas pięć dni. – Próbowałam dać mu delikatnie do zrozumienia, że jego obawy są uzasadnione. Ojciec źle odebrałby taki pośpiech, a łatwo zrażał się do ludzi.

– Rozumiem. – Pokiwał głową. – Oczywiście, spędzę tu cały ten czas.

– Proszę mi wybaczyć, nie znam się na biznesie i jego zasadach.

– Skoro tak, to odnoszę wrażenie, że błyskawicznie się pani uczy.

Znów usiłowałam ukryć twarz za filiżanką.

– Dobrze, nie będę już pani peszył. – Błysnął białymi zębami

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: