Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Cmentarze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 października 2023
Ebook
18,90 zł
Audiobook
19,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cmentarze - ebook

Przypadkowe spotkanie ze znajomym z czasów partyzanckich okazuje się dla bohatera katastrofalne w skutkach. Kilka beztrosko rzuconych słów i Franciszek Kowalski, dotychczas uczciwy i oddany sprawie członek partii, trafia do aresztu, zostaje posądzony o dwulicowość i dywersję, pozbawiony legitymacji partyjnej, wyrzucony z pracy. Próbując się oczyścić, zwraca się do swoich dawnych towarzyszy z partyzantki, którzy mogliby zaświadczyć o jego uczciwości. [tylna strona okładki, Elf 2004]

Hłasko ukazał w bardzo realistyczny sposób życie jednostki w systemie totalitarnym, w którego trybach nikt nie może czuć się bezpieczny i pewny swojego jutra, gdzie niszczone są rodzinne więzi, stare przyjaźnie. Warta przeczytania lektura, bo mam wrażenie, że historia zatacza koło. [Anna, lubimyczytac.pl]

To książka nie tylko o upodleniu jakim jest system, komunistyczny czy jakikolwiek inny. Jest też o przemijaniu – systemu, ludzi i wartości. Wzrastających ideach i upadających jednostkach. O cmentarzach – w każdym tego słowa znaczeniu. Obywatelu, może się wam system nie podoba? No powiedzcie, podoba się czy nie? [monasco, lubimyczytac.pl]

Szliśmy do życia, a zaprowadzono nas na cmentarzyska; szliśmy do ziemi obiecanej, a nie widać nic prócz pustyni; mówiliśmy o sprawiedliwości, a nie znamy niczego prócz terroru i rozpaczy. (...) Idą już po mnie czy nie? Przyjdą przecież kiedyś. [cytat z powieści]

Opowiadanie w doskonały sposób ukazuje paradoksy PRL. Tytułowy bohater przeżywa życiową tragedię, z powodu niepotrzebnie wypowiedzianych po pijanemu kilku słów. Niczym Józef K. z „Procesu” Kafki, zostaje wciągnięty w wir niezrozumiałych dla niego wydarzeń. Komunistyczna machina po kolei zabiera mu wszystko to, co było dla niego w życiu ważne. Wszystko to, w co do tej pory wierzył, okazuje się utopią i czasem przeszłym. Doprowadza to do tragicznego, ale także bardzo zaskakującego zakończenia, które jest zdecydowanie najmocniejszą stroną tej noweli. [oczytany.eu]

Gorzko – ironiczne. [Krzysztof Frątczak, lubimyczytac.pl]

Książka ta otrzymała w 1958 roku nagrodę literacką paryskiej „Kultury”.

PRZEDSTAWIENIE TEATRALNE „CMENTARZE”:
W roku 1988 roku poznański Teatr Nowy wystawił spektakl oparty na „Cmentarzach”. Przedstawienie wyreżyserowała (oraz dokonała adaptacji tekstu) Izabella Cywińska.

WIDOWISKO TELEWIZYJNE WEDŁUG „CMENTARZY”:
W 1990 roku łódzka Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa Telewizyjna i Teatralna, wyprodukowała widowisko telewizyjne „Aż przychodzi taka chwila”, oparte na tekście „Cmentarzy”, które wyreżyserował Waldemar Strajch.

TŁUMACZENIA:
Marek Hłasko to jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy w skali światowej. Jego książki zostały przetłumaczone m.in. na angielski, niemiecki, francuski, hiszpański, holenderski, włoski, duński, węgierski, hebrajski, fiński, koreański i esperanto.

Nota: przytoczone powyżej opinie są cytowane we fragmentach i zostały poddane redakcji.

Tekst: Elf, Warszawa 2004.

Projekt okładki: Olga Bołdok.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67769-92-1
Rozmiar pliku: 133 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Franciszek Kowalski, czterdziestoośmioletni, szczupły, nieznacznie łysiejący mężczyzna o czerstwej cerze, kościstych policzkach i niebieskich oczach, wódkę pił niesłychanie rzadko, tylko przy nadzwyczajnych wprost okazjach, a nigdy nie zdarzało mu się, aby przebrał miarę i aby potem inni musieli go informować o tym, co mówił i jak się zachowywał. Był on jednym z niewielu ludzi, którzy budząc się rano nigdy nie potrzebują się wstydzić swego poprzedniego wieczoru. Lecz pewnego dnia, wracając późnym wieczorem do domu z zebrania partyjnego, które ciągnęło się przez wiele godzin i na którym wielokrotnie musiał zabierać głos w sprawach ważnych dla niego i ludzi, z którymi pracował, spotkał swego serdecznego przyjaciela jeszcze z czasów partyzantki. Nie widział się z nim od roku czterdziestego piątego, kiedy to on sam pomaszerował na front, a jego przyjaciel, ciężko wówczas ranny, pozostał w szpitalu już do końca dni wojny. To spotkanie ucieszyło ich tak szalenie, że postanowili je uczcić kieliszkiem wódki i udali się do najbliższej restauracji. Przyjaciel zażądał od kelnera ćwiartki, a kiedy ukazało się dno, Franciszek przywołał kelnera i, aby jego przyjaciel nie pomyślał o nim, że od czasów partyzantki zdziadział zupełnie, polecił kelnerowi, aby podał następną. Ta ich tak rozochociła, gadało im się tak dobrze, wyblakły czas nabrał w ich oczach tak krwistych barw, że trzeciej zażądali nieomal jednocześnie, a już potem, czwartą, postawił im, o nic nie pytając sam kelner. Kiedy wychodzili, dniało już, a na szarym niebie poczęły rysować się pierwsze pasma jasności. Pożegnali się czule, ściskając sobie przez długi czas dłonie, potem każdy z nich ruszył w swoją stronę.

Franciszek kroczył dzielnie, wpatrując się w linię chodnika, lecz czuł, że jakieś nie znane mu dotąd siły kołyszą go na boki, a linia trotuaru raz po raz wymykała się z jego pola widzenia. „Zdaje się – zamruczał – że trochę… tego… co u diabła…”. I nagle, niespodziewanie dla samego siebie, zaśpiewał tenorem:

Ty polski lesie – dlaczego tak kochamy ciebie?

Że w gąszczu twym czujemy się jak gdyby w niebie.

Spod skrzydeł twoich,

Bezpiecznie kierujemy na wroga broń…

Jacyś ludzie w kombinezonach idący do pracy roześmiali się i obejrzeli za nim. To go tak rozzłościło, że również przystanął.

– Co, u diabła! – krzyknął. – Myślicie, że może jestem zalany?

Tamci przeszli, lecz Franciszek krzyczał dalej:

– Myślicie, że jestem zalany?! Kto jest zalany? Ja jestem zalany? Wszystko kłamstwo. Sami jesteście zalani, ot i tyle…

Nagle zobaczył przed sobą dwóch milicjantów. Patrzyli na niego zimno i ze skupieniem. Franciszek chciał powiedzieć coś do nich, lecz wciąż jeszcze miał przed oczami tamtych, którzy go zaczepili, i zamiast słów przeprosin, po raz któryś krzyknął:

– Sami jesteście zalani!

Teraz milicjanci zbliżyli się o krok i nagle otrzeźwiony Franciszek zobaczył ich twarze zupełnie z bliska. Byli to młodzi ludzie, jeden w randze kaprala, drugi, z trzema paskami – plutonowego. Plutonowy był bardzo piegowaty i miał zadarty nos, a Franciszkowi zdawało się, że jego błękitne oczy patrzą spod okutego daszka z zimną groźbą.

– Dowód pozwólcie, obywatelu – powiedział plutonowy.

Sztywnym ruchem wyciągnął rękę i Franciszek cofnął się.

– Dowód? – wybełkotał ze zdumieniem. – Dlaczego?

– Proszę dowód – powtórzył plutonowy, a głos jego brzmiał odrobinę wyżej niż przed chwilą.

Franciszek sięgnął ręką do kieszeni, w której trzymał portfel, lecz kiedy dotknął chłodnej skóry, zatrzymał się.

– Ależ… – począł mówić.

Wtedy milicjant w randze kaprala, który stał dotychczas bez ruchu i słowa, bacznie śledząc każde poruszenie Franciszka, krzyknął nachylając swoją twarz ku niemu:

– Dowód. Rozumiecie czy nie?

Teraz Franciszek wyciągnął portfel. Otworzył go drżącymi rękami i podał dowody plutonowemu. Ten obejrzał je, potem oparł swą skórzaną torbę o kolano i począł coś pisać w małej zatłuszczonej książeczce oprawnej w czarną ceratę.

– Cóż wy piszecie, jeśli można wiedzieć? – zapytał Franciszek usiłując zajrzeć plutonowemu przez ramię.

Plutonowy nie odpowiedział; pisanie w tak niewygodnej pozycji szło mu ciężko i Franciszek widział, jak marszczy czoło i wysuwa koniuszek języka. Po chwili znów zapytał:

– Dlaczego spisujecie mój dowód?

– Co, może nie podoba się wam? – zapytał ostro kapral. – Milicja wam się może nie podoba, obywatelu?

– Nic takiego nie mówiłem – równie ostro odparł Franciszek. Spojrzał na pucołowate policzki kaprala i uczuł, że zaczyna się trząść ze złości. Alkohol wywietrzał mu już zupełnie.

– Teraz nie – powiedział kapral i wykrzywił swą dziecinną buzię w złośliwym uśmiechu. – Ma się rozumieć, że teraz nie. Ale przed chwilą to potrafiliście wyzywać milicję od pijaków.

– Kto? Ja?

– Nie. Pani Malinowska.

– No, no. Tylko nie tym tonem, proszę – powiedział z oburzeniem Franciszek.

– Teraz to nie tym tonem. Ale przedtem potrafiliście krzyczeć, że jesteśmy zalani. – Spojrzał na Franciszka z wyższością i powiedział dobitnie: – Obrażacie mundur, obywatelu.

– Kłamstwo! – krzyknął z pasją Franciszek.

Kapral zwrócił się do plutonowego, który przez cały czas pisał coś uparcie w swojej czarnej książeczce:

– Słyszysz? Ten obywatel powiada, że my kłamiemy. Zapisz to.

Franciszek raz jeszcze popatrzył na ich młode twarze i wstąpiła w niego furia. Podniósł obie ręce do góry i potrząsając nimi dziko, zawył:

– A zapisz to, gówniarzu, zapisz. Zapisz i to, że mam cię w dupie, że na wszystko…

Stracił zupełnie przytomność ze złości. Jego własne słowa dochodziły do niego jak zza mgły; nie rozumiał ich i nie rozróżniał. Krzyczał bez sensu i związku, wymachując rozpaczliwie rękami. Kiedy wściekłość jego minęła, ocknął się i zobaczył, że plutonowy chowa jego dowód do swej skórzanej torby.

– Idziemy – powiedział krótko.

I zupełnie bezsilny Franciszek Kowalski udał się z nimi na pobliski komisariat.

2

Komisariat znajdował się niedaleko od ulicy, na której zatrzymano Franciszka; szli niecałe dziesięć minut i przez ten czas Franciszek, którego zupełnie opadły siły po wybuchu wściekłości, odzyskiwał stopniowo dobre samopoczucie. Po jakimś czasie usiłował nadrabiać miną, a nawet gwizdać. Był wściekły i oburzony, lecz chciał zachowywać się tak, jak zachowywać się powinien niewinny, do głębi obrażony człowiek. Głowę trzymał do góry, kroczył pewnie, a kiedy raz potknął się i napotkał szybkie spojrzenie jednego z milicjantów, uśmiechnął się z pełną ironii wyższością. Kiedy wchodzili już w ciemną i długą bramę komisariatu, pomyślał: „Niepotrzebnie się uniosłem. Wszystkiemu winne zmęczenie i wódka; diabli ją rzeczywiście nadali. Z tymi szczeniakami się nie dogadam. Może rzeczywiście wyrządziłem im przykrość? Muszę rozmawiać z kimś rozsądnym”.

Przeszli przez podwórko i weszli do dyżurki, a wejście to odbyło się w sposób szczególny; wszystko trwało moment, lecz wtedy dopiero, po raz pierwszy od chwili zajścia na ulicy, Franciszek poczuł się nieswojo; najpierw młodszy milicjant otworzył drzwi, następnie cofnął się, a kiedy Franciszek wszedł już do środka i postąpił kilka kroków – wtedy dopiero weszli obaj milicjanci, zamykając drzwi, które wydały szczególnie niemiły odgłos. „Ładne porządki – pomyślał machinalnie Franciszek. – Gdzie jak gdzie, ale tu właśnie powinien być porządek; mogliby je naoliwić. Teraz tylko muszę porozmawiać z kimś rozsądnym”.

Rozejrzał się uważnie, wciąż zachowując kamienny wyraz twarzy. Była to prosta izba o nieokreślonym kolorze ścian, przedzielona po środku barierą; mniej więcej na samym środku farba, którą niegdyś pomalowana została bariera, była wytarta i wyświecona; Franciszek pomyślał, iż przyczyną tego pewnie jest to, że ludzie zatrzymani opierają się o nią. Na ścianach wisiały portrety dostojników państwowych, nad nimi zaś orzeł. Pod jedną ze ścian stała drewniana ławka; spał na niej jakiś odwrócony tyłem mężczyzna. „Nie można powiedzieć, żeby było tutaj porządnie” – pomyślał raz jeszcze Franciszek i sprawiło mu to pewnego rodzaju złośliwą satysfakcję.

Milicjanci tymczasem zachowywali się tak, jakby Franciszek w ogóle nie istniał. Rozmawiali o czymś półgłosem z mężczyzną siedzącym za barierą; Franciszek słyszał jego nosowy głos, lecz twarzy nie mógł dostrzec; zasłaniały ją plecy stojących milicjantów. Stał bez ruchu około minuty, oczekując, że lada chwila poproszą go, aby przybliżył się i złożył zeznanie, lecz nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie; po chwili wsłuchiwania się w ich rozmowę Franciszek zrozumiał, że tamci wcale nie mówią o nim: przedmiotem rozmowy był jakiś skradziony przed tygodniem rower; jeden z milicjantów twierdził, iż ukradł go niejaki Pasterka; drugi – że właściciel sam przepił i boi się przyznać żonie. „Szlag niech to trafi – pomyślał Franciszek. – Sam im wobec tego powiem, co o tym myślę”. Przybliżył się do bariery i ze zdumieniem zobaczył, że siedzący za stołem milicjant również jest w randze kaprala. Zaskoczyło go to zupełnie; spodziewał się, że ci, którzy przyprowadzili go tutaj, rozmawiają z oficerem.

– Przepraszam – powiedział głośno i wystąpił na środek. – Czy mógłbym porozmawiać z kierownikiem komisariatu?

Milicjanci rozmawiali jeszcze przez chwilę z kapralem, potem dopiero odwrócili się.

– Chciałbym rozmawiać z kierownikiem komisariatu – powiedział głośno Franciszek.

– A właśnie – powiedział plutonowy. Zwrócił się do kaprala za stołem: – Tego obywatela chyba weźmiemy na przejściówkę. Jak tam dzisiaj jest?

– Trochę towarzystwa – powiedział siedzący za stołem. Popatrzył na Franciszka nie dłużej od mgnienia okiem. – Ale zmieści się.

– Na jaką przejściówkę? – zapytał Franciszek.

– Rozbierajcie się – powiedział plutonowy. Znów odwrócił się i Franciszek widział tylko jego szerokie plecy przecięte skórzanym paskiem na skos.

– Co takiego? – zapytał.

– Nie słyszycie, obywatelu? Proszę się rozebrać. Pasek, szalik, sznurowadła i dokumenty. Również przedmioty.

– Dokumenty już masz – powiedział kapral, który przyprowadził Franciszka z plutonowym.

– Ale dlaczego, u diabła? – zapytał Franciszek.

Plutonowy odwrócił się i popatrzył na Franciszka ze zniecierpliwieniem.

– Jak to dlaczego? Jesteście zatrzymani. – Powiedział to tonem wykluczającym dyskusję. – Myślicie, żeśmy was tu przyprowadzili, aby uścisnąć wam waszą szlachetną dłoń?

Wszyscy trzej roześmiali się głośno i hałaśliwie. Franciszek był tak zaskoczony, że śmiech ich uszedł jego uwagi.

– Zatrzymany? – powtórzył. – Za co?

– Nie wiecie?

– Nie – powiedział stanowczo Franciszek. Podszedł teraz zupełnie blisko do bariery i oparł o nią ręce. – Nie wiem. Pamiętam, że się uniosłem w jakiś sposób, ale wydaje mi się, że to jeszcze za mały powód, aby człowieka zatrzymywać przez całą noc w komisariacie.

– Za mały powód? – przeciągnął plutonowy. – A co żeście krzyczeli? Nie pamiętacie już, co żeście krzyczeli?

Popatrzyli na niego wszyscy trzej jednocześnie i Franciszek nagle skulił się. Chwilę trwało milczenie; mężczyzna śpiący na ławce sapał ciężko.

– Nie – powiedział po chwili Franciszek. Przesunął ręką po czole. – Nie pamiętam.

– Więc pogadamy wtedy, jak wytrzeźwiejecie i przypomnicie sobie wszystko dokładnie – powiedział plutonowy. – Wtedy podpiszecie zeznanie i puścimy was do domu.

– A czy nie można by teraz? – zapytał Franciszek. Siedzący za stołem kapral roześmiał się.

– Jakże chcecie zeznawać – powiedział – kiedy sami mówicie, że nie przypominacie sobie niczego?

– Jak to niczego? Pamiętam wszystko.

– Wszystko? – zapytał drwiąco plutonowy.

Franciszek znów się zmieszał.

– Wszystko – powiedział niepewnym głosem, spoglądając na plutonowego takim wzrokiem, jakby chciał u niego szukać pomocy. – Wszystko… z wyjątkiem tych słów, które krzyczałem. Nie potrafię tego po prostu powtórzyć dokładnie, ale jeśli mi przypomnicie…

Wykonał nieokreślony ruch ręką.

– Przypomnimy wam jutro – powiedział plutonowy. – Nie chodzi nam o nic innego, jak właśnie o wasze słowa. A teraz koniec tej dyskusji, obywatelu. Proszę oddać pasek, sznurowadła, szalik i wszystko, co macie w kieszeniach… – Popatrzył na Franciszka jakby z wyrzutem i dodał łagodnie: – Nie utrudniajcie nam pracy, obywatelu.

– Ależ… – zaczął jeszcze raz Franciszek.

Wtedy kapral siedzący za barierą uderzył pięścią w stół.

– Wy rozumiecie po ludzku czy nie?! – krzyknął. – Dawajcie rzeczy i nie gadajcie tyle, bo wam to nie wyjdzie na zdrowie.

Franciszek drżącymi rękami począł wyjmować posiadane drobiazgi i kłaść je na stół; była tam chusteczka do nosa, grzebyk, lusterko, wieczne pióro i ołówek. Kapral spisał to wszystko i władował w ogromną kopertę z szarego grubego papieru; na kopercie niezdarnymi literami napisał: „Franciszek Kowalski. Dnia 28 III 1952 r.”. Następnie podszedł do szafy i otworzył ją; kątem oka Franciszek dostrzegł tam wiele takich kopert; były poukładane równo obok siebie, nie do odróżnienia. Kapral zamknął szafę i z powrotem usiadł za stołem. Podsunął Franciszkowi jakiś formularz i wskazawszy miejsce palcem, rzekł krótko:

– Podpiszcie.

Franciszek podpisał i oddał mu papier.

– Jestem starym partyzantem – rzekł gorzko. – Nigdy w życiu nie popełniłem niczego takiego, za co nie mógłbym spojrzeć ludziom w oczy. – Począł wyrzucać z siebie coraz prędzej: – Ktoś musi być ukarany za to nieporozumienie. Tak nie może być, żeby człowieka zamykano nagle za to, że wypił parę kieliszków wódki. Możecie mi wierzyć, że pierwszy raz w życiu jestem na komisariacie.

– To bardzo ładnie z waszej strony – powiedział kapral, nie spojrzawszy nawet na niego. – Ale kiedyś trzeba przecież zrobić początek.

Plutonowy rzekł:

– A teraz pozwólcie ze mną.

Trzymając spodnie rękami, Franciszek udał się za nim. Przeszli kawałek bardzo brudnym korytarzem, którego ciemność zaledwie odrobinę rozświetlały zawieszone pod sufitem i odrutowane, słabe żarówki; potem plutonowy otworzył jakieś drzwi i powiedział: – Tutaj.

Franciszek wszedł; chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz w tym momencie zatrzasnęły się drzwi. Stał chwilę bez ruchu nasłuchując; jego myśli nie nadążały za tempem wypadków. Oparł się ręką o ścianę i cofnął ją ze wstrętem; była szorstka i zimna, trzymała się tutaj wilgoć. Kroki plutonowego umilkły.

KONIEC BEZPŁATNEGO FRAGMENTU

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: