Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Co mówią kości - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Co mówią kości - ebook

Kości są ostatnimi strażnikami naszego ziemskiego życia, dającymi świadectwo, jak je przeżyliśmy.

Sue Black, autorka bestselleru Co mówią zwłoki, powraca z kolejną wyjątkową książką! Tym razem ta światowej sławy antropolożka sądowa wyciągnie na wierzch sekrety głęboko skrywane w naszych kościach, od czaszki aż po stopy. Badając kręgosłup, klatkę piersiową, ramiona i dłonie, można się bowiem dowiedzieć zaskakujących rzeczy, choćby tego, że ofiara zginęła w całkiem innych okolicznościach, niż się wszystkim wydaje… To, co jemy, co robimy, dokąd się przemieszczamy, zostawia ślady, a Sue Black, dzięki niesłychanej wiedzy i doświadczeniu, potrafi krok po kroku, kostka po kostce odczytywać poszlaki niewidoczne dla innych. Wszystko po to, by odtworzyć znaczące fakty z życia tych, którzy sami nie mogą o nich opowiedzieć. Z niezwykłą wrażliwością, profesjonalizmem i… dowcipem, znanymi już z Co mówią zwłoki, Black pokazuje nam nieśmiertelność ludzkich tajemnic i przeprowadza przez najciekawsze zakamarki pracy antropologa!

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67327-57-2
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wspo­mnie­nia z naszego życia zapi­sują się nie tylko w mózgach. Szkie­let doro­słego czło­wieka składa się z ponad dwu­stu kości i każda mogłaby opo­wie­dzieć swoją wer­sję histo­rii. Nie­które z nich przed­sta­wi­łyby ją wszyst­kim zain­te­re­so­wa­nym, ale byłyby też takie, które strze­głyby swo­ich sekre­tów aż do czasu, gdy do więk­szej otwar­to­ści nakło­niłby je wprawny i uparty badacz. Kości two­rzą zrąb naszego ciała i ist­nieją jesz­cze długo po tym, jak skóra, tłuszcz, mię­śnie i narządy wewnętrzne obrócą się w proch i tra­fią do ziemi. Muszą być wytrzy­małe, muszą zapew­niać nam pio­nową postawę pod­czas cho­dze­nia, muszą nada­wać ciału kształt – logiczne więc, że są ostat­nimi straż­ni­kami naszego ziem­skiego życia, dają­cymi świa­dec­two, jak je prze­ży­li­śmy.

Zwy­kli­śmy postrze­gać kości jako suche i mar­twe, ale tak długo, jak żyjemy, one żyją z nami. Prze­cięte krwa­wią, zła­mane bolą, a potem pró­bują się zre­ge­ne­ro­wać i wró­cić do daw­nej formy. Rosną wraz z nami i wciąż przy­sto­so­wują się do zmian w naszym stylu życia. Ludzki szkie­let to żyjący i zło­żony narząd, który trzeba kar­mić i pie­lę­gno­wać, dostar­czać mu skład­ni­ków odżyw­czych. Tra­fiają one do niego z jelit za pośred­nic­twem ota­cza­ją­cej ów narząd roz­bu­do­wa­nej sieci tęt­nic, któ­rej towa­rzy­szy rów­nie misterna sieć naczyń żyl­nych i lim­fa­tycz­nych, usu­wa­ją­cych wszystko, co nie­po­trzebne.

Za sztyw­ność i wytrzy­ma­łość naszej żywej kon­struk­cji kost­nej odpo­wia­dają mine­rały, takie jak wapń i fos­for, a także pier­wiastki śla­dowe, na przy­kład fluor, stront, miedź, żelazo i cynk, które są nie­ustan­nie w nią wkom­po­no­wy­wane i prze­kom­po­no­wy­wane. Gdyby jed­nak tkanka kostna skła­dała się jedy­nie z mate­ria­łów nie­orga­nicz­nych, byłaby bar­dzo podatna na pęk­nię­cia. Tym ostat­nim zapo­biega obecny w kościach kola­gen, nada­jący im nieco gięt­ko­ści. Kola­gen to białko, a jego nazwa wywo­dzi się od grec­kiego słowa ozna­cza­ją­cego klej – i rze­czy­wi­ście, łączy on mine­ralne czę­ści kości ze sobą, two­rząc amal­ga­mat rów­nie wytrzy­mały, co ela­styczny.

Na lek­cjach bio­lo­gii czę­sto prze­pro­wa­dza­li­śmy eks­pe­ry­ment dobrze ilu­stru­jący funk­cje wspo­mnia­nych dwóch pod­sta­wo­wych skład­ni­ków kości. Bra­li­śmy dwie kości, zwy­kle z uda kró­lika (bywało, że pocho­dzą­cego z wypraw myśliw­skich mojego ojca), a następ­nie jedną spa­la­li­śmy w piecu, by usu­nąć z niej skład­niki orga­niczne. Zosta­wała nam tylko jej mine­ralna część, pozba­wiona ela­stycz­nych kom­po­nen­tów, które ją wcze­śniej spa­jały, wła­ści­wie sam popiół. Po wyża­rze­niu kość zacho­wy­wała kształt aż do momentu, gdy się jej dotknęło, wtedy bowiem momen­tal­nie zmie­niała się w kupkę pyłu.

Druga kość tra­fiała do kwasu sol­nego, wypłu­ku­ją­cego skład­niki mine­ralne. Wów­czas otrzy­my­wa­li­śmy „gumową” wer­sję kości, pozba­wioną mine­ra­łów nada­ją­cych jej twar­dość. Kiedy ści­skało się ją pal­cami, przy­po­mi­nała gumkę do ście­ra­nia, dawało się ją nawet zgiąć w pół, tak że końce się sty­kały, a ona wciąż nie pękała. Tak więc żaden ze skład­ni­ków kości, orga­niczny czy nieorga­niczny, sam w sobie nie jest wystar­cza­jący; skład­niki te wza­jem­nie się uzu­peł­niają i dopiero razem budują nasz krę­go­słup – pod­stawę naszej ewo­lu­cji i naszego ist­nie­nia.

Mimo że kości mogą spra­wiać wra­że­nie jed­no­rod­nych, to po prze­cię­ciu widać, że skła­dają się z dwóch rodza­jów budulca. Więk­szość z nas zapewne zdaje sobie z tego sprawę, jeśli kie­dy­kol­wiek przyj­rze­li­śmy się kościom zwie­rzę­cym w potra­wach na tale­rzu lub bli­żej zain­te­re­so­wała nas zawar­tość psiej miski. Tak więc gruba zewnętrzna powłoka (kość zbita) rze­czy­wi­ście jest bar­dzo zwarta i przy­po­mina wyglą­dem kość sło­niową. Nato­miast część spodnia kości pre­zen­tuje się znacz­nie deli­kat­niej, jest niczym fine­zyj­nie utkana sia­teczka (istota gąb­cza­sta) lub pla­ster miodu. Prze­strze­nie wewnętrzne wypeł­nia zaś szpik kostny, czyli mie­sza­nina komó­rek tłusz­czo­wych i krwio­twór­czych. To tu powstają czer­wone i białe krwinki oraz płytki krwi. A zatem kości to znacz­nie wię­cej niż tylko rama, na któ­rej roz­pięto mię­śnie. Są maga­zy­nem mine­ra­łów, fabryką ele­men­tów mor­fo­tycz­nych krwi i chro­nią narządy wewnętrzne.

Ponie­waż nasza tkanka kostna prze­bu­do­wuje się przez całe życie, przyj­muje się, że ludzki szkie­let co pięt­na­ście lat cał­ko­wi­cie się odna­wia. Nie­które jego czę­ści wymie­niają się jed­nak szyb­ciej niż inne, istota gąb­cza­sta prze­bu­do­wuje się bowiem w szyb­szym tem­pie niż kość zbita. W miarę upływu lat w tej pierw­szej mogą poja­wić się mikro­pęk­nię­cia i uszko­dze­nia poje­dyn­czych wzmoc­nień; należy je napra­wić, zanim pęk­nie cała kość. Stale prze­bie­ga­jący pro­ces utrzy­my­wa­nia szkie­letu we wła­ści­wym sta­nie na ogół nie zmie­nia kształtu kości. Ponie­waż jed­nak mody­fi­ka­cje nastę­pują w odpo­wie­dzi na uszko­dze­nia, a o sku­tecz­no­ści napraw i prze­obra­żeń decy­duje też nasz wiek, wygląd szkie­letu w miarę upływu życia stop­niowo ewo­lu­uje.

To, co spo­ży­wamy, by odży­wić kości, jest rów­nież klu­czowe dla zapew­nie­nia orga­ni­zmowi pod­stawy do opty­mal­nego funk­cjo­no­wa­nia. Gęstość mine­ralna kości naj­pew­niej osiąga szczyt w czwar­tej deka­dzie naszego życia. Ze zgro­ma­dzo­nego do tego czasu zapasu mine­ra­łów korzy­stają kobiety cię­żarne i matki kar­miące, lecz nie tylko. Korzy­stamy z niego my wszy­scy, w miarę jak się sta­rze­jemy – przez co kości stają się coraz bar­dziej jałowe, a szkie­let łam­liwy. Widać to szcze­gól­nie u kobiet po meno­pau­zie, u któ­rych obniża się poziom estro­ge­nów, a tym samym ich dzia­ła­nie ochronne. W miarę zmniej­sza­nia się poziomu estro­ge­nów zgro­ma­dzone w tkance kost­nej mine­rały są bez­pow­rot­nie wypłu­ki­wane, a kości stają się bar­dziej kru­che. Może to pro­wa­dzić do oste­opo­rozy i nara­żać na zła­ma­nia, naj­czę­ściej nad­garstka, kości udo­wej lub krę­go­słupa, choć ryzyko zwią­zane z upad­kiem bądź innym ura­zem doty­czy każ­dej czę­ści ciała. I wcale nie musi to być uraz spek­ta­ku­larny, do zła­ma­nia może dopro­wa­dzić po pro­stu nie­zgrabny ruch.

Dla­tego w naszym inte­re­sie leży, by już w dzie­ciń­stwie i wcze­snej doro­sło­ści zapew­nić orga­ni­zmowi tak dobrą mine­ra­li­za­cję kości, jak tylko się da. W okre­sie wzro­stu naj­lep­szym źró­dłem wap­nia, mine­rału o pod­sta­wo­wym zna­cze­niu dla naszych kości, wciąż wydaje się mleko. To z tego powodu w Wiel­kiej Bry­ta­nii po dru­giej woj­nie świa­to­wej wpro­wa­dzono dar­mowe mleko w szko­łach, a dziś otrzy­mują je dzieci do lat pię­ciu uczęsz­cza­jące do żłob­ków i przed­szkoli.

Dla zdro­wych kości nie­zbędna jest rów­nież wita­mina D, która pomaga nam przy­swa­jać wapń i fos­for. Pewne ilo­ści tej sub­stan­cji znaj­dują się w pro­duk­tach mlecz­nych, jajach i tłu­stych rybach, ale jej pod­sta­wo­wym źró­dłem jest pro­mie­nio­wa­nie UVB, pod któ­rego wpły­wem w wita­minę tę prze­kształca się zawarty w skó­rze cho­le­ste­rol. Nie­do­bór wita­miny D pro­wa­dzi do wielu poważ­nych scho­rzeń. Naj­bar­dziej widoczne jest to u dzieci. Stale opa­tu­lane nie­mow­lęta i małe dzieci spę­dza­jące więk­szość czasu w pomiesz­cze­niach mogą być nara­żone na liczne cho­roby, na przy­kład powo­du­jącą mięk­kość lub kru­chość kości krzy­wicę, któ­rej nazwa pocho­dzi od naj­bar­dziej rzu­ca­ją­cej się w oczy formy tego scho­rze­nia, obja­wia­ją­cego się w postaci wygię­tych na zewnątrz lub do wewnątrz nóg.

Nie­mal każdy frag­ment naszego ciała – zarówno tkanki mięk­kie, jak i układ kostny – może prze­cho­wy­wać dale­kie echa naszych prze­żyć, nawy­ków, aktyw­no­ści. Trzeba tylko wie­dzieć, jakich użyć narzę­dzi, by je odczy­tać, roz­szy­fro­wać i zin­ter­pre­to­wać. Na przy­kład alko­ho­lizm da się roz­po­znać po bli­zno­wa­ce­niu wątroby, a uza­leż­nie­nie od metam­fe­ta­miny po znisz­cze­niu zębów („meta-usta”). Dieta bogata w tłusz­cze odci­ska piętno na sercu i naczy­niach krwio­no­śnych, a nawet na skó­rze, chrzą­stce i kościach – gdy wywo­łane nią spu­sto­sze­nia dopro­wa­dziły do sytu­acji, w któ­rej dostęp do serca poprzez klatkę pier­siową musiał szybko zyskać chi­rurg.

Wiele wspo­mnień z prze­szło­ści pozo­staje zamknię­tych wewnątrz naszego szkie­letu; z kości można na przy­kład odczy­tać, że ktoś był wege­ta­ria­ni­nem. Zabliź­nione uszko­dze­nie oboj­czyka pod­po­wie, że doszło, powiedzmy, do upadku z roweru gór­skiego. Godziny poświę­cone na macha­nie sztangą na siłowni zapi­sane są w przy­ro­ście masy mię­śnio­wej, a tym samym w powięk­sze­niu obsza­rów przy­czepu mię­śni do kości. Być może takich pamią­tek nie nazwa­li­by­śmy zwy­kłymi wspo­mnie­niami, ale to też jest godny zaufa­nia, choć głę­biej ukryty frag­ment naszej życio­wej nar­ra­cji. Na ogół nikt nie będzie do niego się­gał, chyba że pojawi się taka koniecz­ność, choćby pod­czas inter­wen­cji medycz­nej z wyko­rzy­sta­niem urzą­dzeń do dia­gno­styki obra­zo­wej. Albo też w sytu­acji, gdy po naszym nagłym zgo­nie nie­zbędna sta­nie się ana­liza naszych szcząt­ków, by usta­lić, kim byli­śmy, kiedy żyli­śmy i co przy­tra­fiło się naszemu ciału w trak­cie śmierci.

Do wyko­na­nia tego zada­nia potrzeba jed­nak ludzi, któ­rzy potra­fią roz­po­znać tę spe­cy­ficzną muzykę. Przy czym ocze­ki­wa­nie, że kie­dy­kol­wiek uda się odtwo­rzyć całą „ścieżkę dźwię­kową” orga­ni­zmu, jest mało reali­styczne. Cza­sem jed­nak wszystko, czego trzeba, to zna­leźć odpo­wiedź na pyta­nie, jaka to melo­dia – tro­chę jak w kon­kur­sach i quizach, w któ­rych należy roz­po­znać wła­ściwą pio­senkę po kilku pierw­szych dźwię­kach.

Praca antro­po­loga sądo­wego polega na „czy­ta­niu” kości, jakby były nagra­niem, na prze­su­wa­niu rysika, by ziden­ty­fi­ko­wać frag­menty zapi­sa­nych cie­le­snych wspo­mnień skła­da­ją­cych się na pieśń życia, na łącze­niu frag­men­tów zare­je­stro­wa­nej dawno temu melo­dii. Na ogół cho­dzi bowiem o życie, które już się zakoń­czyło. Inte­re­suje nas, jak ono wyglą­dało i jak wyglą­dała osoba, która je wio­dła. Chcemy dotrzeć do jej doświad­czeń zapi­sa­nych w kościach, które pomogą nam opo­wie­dzieć tę histo­rię, a cza­sem przy­wró­cić toż­sa­mość ano­ni­mo­wemu ciału.

Antro­po­lo­dzy sądowi – prze­pro­wa­dza­jący bada­nia na ludziach i ich szcząt­kach w celach medyczno-praw­nych – zawsze muszą się odnieść do czte­rech pod­sta­wo­wych kwe­stii. Gdy wła­ściwa osoba, zaj­mu­jąc się cia­łem lub jego czę­ściami, zadaje odpo­wied­nie pyta­nia w nale­żyty spo­sób, odpo­wie­dzi w więk­szo­ści przy­pad­ków udaje się zna­leźć.

Po pierw­sze trzeba okre­ślić, czy badane szczątki należą do czło­wieka.

Kiedy ktoś odnaj­duje kości w nie­ty­po­wych oko­licz­no­ściach, poli­cja zaczyna śledz­two wła­śnie od zna­le­zie­nia odpo­wie­dzi na to pyta­nie. Zakła­da­nie, że mamy do czy­nie­nia ze szcząt­kami ludz­kimi, może pro­wa­dzić do bar­dzo kosz­tow­nych pomy­łek. W rze­czy­wi­sto­ści może się bowiem oka­zać, że kości nale­żały do psa, kota, świni czy żół­wia. Antro­po­log sądowy musi być więc pewien przy­na­leż­no­ści ana­li­zo­wa­nego mate­riału, co ozna­cza koniecz­ność posia­da­nia odpo­wied­niej wie­dzy na temat kości naj­czę­ściej spo­ty­ka­nych w danym miej­scu gatun­ków zwie­rząt.

Ponie­waż Wielka Bry­ta­nia jest wyspą, morze co i rusz wyrzuca na jej brzegi szczątki róż­nych stwo­rzeń, czę­sto mor­skich – musimy więc znać budowę ana­to­miczną foki, del­fina czy wie­lo­ryba i wie­dzieć, jak różne czę­ści ciała tych zwie­rząt wyglą­dają za ich życia, po śmierci i w sta­nie roz­kładu.

Nie­zbędne jest także zazna­jo­mie­nie się z cechami cha­rak­te­ry­stycz­nymi kości zwie­rząt gospo­dar­skich (takich jak konie, krowy, świ­nie i owce), domo­wych (jak psy i koty), a także dzi­kich (kró­li­ków, jeleni, lisów itd.). Choć kości poszcze­gól­nych zwie­rząt nie­znacz­nie się mię­dzy sobą róż­nią, ogól­nie rzecz bio­rąc, są do sie­bie podobne, ponie­waż wygląd poszcze­gól­nych z nich w znacz­nej mie­rze zależy od ich funk­cji. Kość udowa zawsze wygląda jak kość udowa, bez względu na to, czy pocho­dzi od konia, czy od kró­lika – odmienna jest tylko ich wiel­kość, róż­nice kształtu są nie­znaczne.

Jesz­cze trud­niej­sze bywa roz­po­zna­nie kości zwie­rząt, które mają nie­od­le­głego wspól­nego przodka, na przy­kład usta­le­nie, czy dany kręg pocho­dzi od owcy, czy od jele­nia. Przy zało­że­niu, że badacz dys­po­nuje pod­sta­wową wie­dzą z ana­to­mii, nie tak znów wiele kości zwie­rzę­cych można pomy­lić z ludz­kimi – nie­które wyma­gają jed­nak wytę­żo­nej uwagi nawet ze strony antro­po­loga sądo­wego. Bar­dzo podobne są do sie­bie na przy­kład ludz­kie i świń­skie żebra, a koń­skie kości ogo­nowe mogą przy­po­mi­nać ludz­kie paliczki. Ale naj­wię­cej pro­ble­mów mogą nam spra­wić kości przed­sta­wi­cieli gatun­ków, z któ­rymi sami jeste­śmy bli­sko spo­krew­nieni – nale­żące do innych naczel­nych. Nie jest to może pro­blem, z któ­rym w Wiel­kiej Bry­ta­nii mamy do czy­nie­nia wyjąt­kowo czę­sto, ale jedna ze zło­tych zasad nauk sądo­wych każe nie czy­nić żad­nych wstęp­nych zało­żeń, tego typu przy­padki nie są bowiem kom­plet­nie wyklu­czone (o czym zresztą się prze­ko­namy).

Ele­menty szkie­letu można odna­leźć na powierzchni ziemi lub pod nią. Jeśli ciało zostało pogrze­bane, musimy usta­lić, czy stało się tak wsku­tek celo­wego dzia­ła­nia. Ludzie na ogół grze­bią swo­ich zmar­łych, ale cza­sem cho­wają rów­nież zwie­rzęta, szcze­gól­nie te, które były dla nich ważne, czyli zwie­rzęta domowe. Spo­dzie­wamy się, że o ile zwie­rzęta cho­wane są w naj­róż­niej­szych miej­scach, naj­czę­ściej w ogród­kach i lasach, o tyle zwłoki ludz­kie zostaną pogrze­bane w prze­zna­czo­nym do tego miej­scu – na cmen­ta­rzu. Kiedy więc odnaj­du­jemy je na powierzchni ziemi lub zako­pane w ogródku na tyłach domu lub na polu, natych­miast poja­wia się wiele pytań o przy­czyny takiej sytu­acji. Innymi słowy, rodzi się koniecz­ność prze­pro­wa­dze­nia śledz­twa.

Po dru­gie, musimy usta­lić, czy szczątki mają zna­cze­nie z per­spek­tywy sądo­wej.

To, że ciało zostało nie­dawno odkryte, nie ozna­cza, że musiało zostać nie­dawno pogrze­bane, a roz­po­czy­na­nie docho­dze­nia w spra­wie mor­der­stwa od ana­lizy szcząt­ków z cza­sów rzym­skich raczej nie wróży rychłego roz­wią­za­nia. W seria­lach kry­mi­nal­nych pierw­sze pyta­nie zada­wane leka­rzowi, pato­lo­gowi lub antro­po­lo­gowi brzmi: „Ile czasu upły­nęło od chwili śmierci?”. Nie zawsze da się na nie łatwo odpo­wie­dzieć; jeśli jed­nak zwłoki wciąż mają frag­menty mię­śni i tłusz­czu, jeśli są wil­gotne i bar­dzo źle pachną, to praw­do­po­dob­nie są sto­sun­kowo świeże i warto prze­pro­wa­dzić docho­dze­nie.

Kło­poty poja­wiają się wtedy, gdy kości są suche, a ciało nie ma już tka­nek mięk­kich. W róż­nych miej­scach na świe­cie zwłoki osią­gną ten stan po innym cza­sie. W stre­fach o cie­plej­szym kli­ma­cie, odzna­cza­ją­cych się osza­ła­mia­jącą aktyw­no­ścią owa­dów, nie­po­grze­bane ciało może ulec kom­plet­nemu zeszkie­le­to­wa­niu w ciągu paru tygo­dni. Jeśli zosta­nie pogrze­bane, roz­kład będzie postę­po­wał wol­niej, ponie­waż gleba jest chłod­niej­sza, a owady prze­ja­wiają w niej ogra­ni­czoną aktyw­ność – w zależ­no­ści od warun­ków zeszkie­le­to­wa­nie zaj­mie od dwóch tygo­dni do dzie­się­ciu lat. W bar­dzo chłod­nym i suchym kli­ma­cie ciało może ni­gdy nie osią­gnąć etapu peł­nego zeszkie­le­to­wa­nia. Taka mno­gość sce­na­riu­szy nie jest czymś, co poli­cja lubi naj­bar­dziej, ale dokładne usta­le­nie prze­działu cza­so­wego śmierci (_time death inte­rval_, TDI) nie wcho­dzi w zakres nauk ści­słych.

Nie­mniej wska­za­nie sen­sow­nego punktu na osi czasu, za któ­rym ludz­kie szczątki prze­stają inte­re­so­wać medy­cynę sądową, ma istotne zna­cze­nie. Oczy­wi­ście nawet wtedy będą wyjątki, a natknię­cie się na kości w pew­nych spe­cy­ficz­nych miej­scach, bez względu na upływ czasu, nie­uchron­nie zakoń­czy się ich bada­niem sądo­wym. Na przy­kład odkry­cie kości osób mło­do­cia­nych w Sad­dle­worth Moor w pół­nocno-zachod­niej Anglii zawsze dopro­wa­dzi do spraw­dze­nia, czy mają one jakiś zwią­zek z Ianem Bra­dym i Myrą Hin­dley – mor­der­cami z wrzo­so­wisk z lat 60. XX wieku. Do dziś nie odna­le­ziono ciał wszyst­kich ich ofiar, a jakie­kol­wiek infor­ma­cje, które mogłyby rzu­cić na tę sprawę wię­cej świa­tła, zło­czyńcy zabrali już ze sobą do grobu.

Jed­nak w nor­mal­nych oko­licz­no­ściach, gdy odna­le­ziony szkie­let należy do kogoś, kto zmarł ponad sie­dem­dzie­siąt lat temu, jest bar­dzo wąt­pliwe, by śledz­two pozwo­liło usta­lić oko­licz­no­ści śmierci. Jesz­cze mniej praw­do­po­dobne jest ska­za­nie kogo­kol­wiek. For­mal­nie rzecz bio­rąc, w takiej sytu­acji szczątki można więc uznać za zna­le­zi­sko arche­olo­giczne. Taki sztuczny podział cza­sowy zwią­zany jest z domyśl­nym okre­sem odpo­wie­dzial­no­ści za czyny i domnie­maną dłu­go­ścią ludz­kiego życia. Nie ist­nieje żadna meto­do­lo­gia naukowa, która w takiej sytu­acji pozwa­la­łaby na dokład­niej­sze usta­le­nie prze­działu cza­so­wego śmierci.

Cza­sami pomocne mogą oka­zać się oko­licz­no­ści. Odna­le­zie­nie szkie­letu razem z monetą z cza­sów rzym­skich w miej­scu zna­nym z odkryć arche­olo­gicz­nych raczej nie wzbu­dzi zain­te­re­so­wa­nia poli­cji, podob­nie jak zna­le­zie­nie szcząt­ków po sztor­mie wśród wydm Ork­ney. Ale oczy­wi­ście wszyst­kie takie zna­le­zi­ska trzeba prze­ba­dać, tak na wszelki wypa­dek. Antro­po­log sądowy może prze­pro­wa­dzić wstępną ocenę, jeśli jed­nak nie uda mu się stwier­dzić nic pew­nego, pobie­rze próbki i wyśle je do labo­ra­to­rium. Okre­śle­nie poziomu radio­ak­tyw­nego izo­topu węgla 14C (powsta­ją­cego w spo­sób natu­ralny w atmos­fe­rze) w mate­rii orga­nicz­nej, takiej jak drewno czy kości, w celu usta­le­nia wieku naj­waż­niej­szych zna­le­zisk arche­olo­dzy wyko­rzy­stują już od lat 40. XX wieku. Po śmierci rośliny czy zwie­rzę­cia poziom 14C w tkan­kach zaczyna się zmniej­szać. Gene­ral­nie rzecz bio­rąc, im star­sza jest dana kość, tym mniej tego izo­topu zawiera. Warto przy tym zauwa­żyć, że jego kom­pletny roz­kład w próbce zabiera kilka tysięcy lat, a więc dato­wa­nie radio­wę­glowe przy­daje się tylko w okre­śla­niu wieku szcząt­ków star­szych niż pięć­set lat i nie pomoże nam w usta­la­niu chro­no­lo­gii zda­rzeń w cza­sach nam bliż­szych.

Jed­nak w ciągu ostat­niego stu­le­cia ludz­kość nieco zabu­rzyła poziom radio­ak­tyw­nych izo­to­pów węgla za pośred­nic­twem powierzch­nio­wych testów broni jądro­wej, w wyniku któ­rych do atmos­fery tra­fiły też sztucz­nie stwo­rzone izo­topy pier­wiast­ków, na przy­kład stront-90, któ­rego okres poło­wicz­nego roz­padu wynosi nie­całe trzy­dzie­ści lat. Ponie­waż przed erą testów jądro­wych stront-90 nie ist­niał, a do kości zmar­łego musiał się dostać jesz­cze za jego życia, to gdy wykry­wamy w nich ślady tego izo­topu, możemy zawę­zić prze­dział cza­sowy śmierci danej osoby do około sześć­dzie­się­ciu ostat­nich lat. Wydaje się jed­nak dość oczy­wi­ste, że z upły­wem czasu ta metoda sta­nie się w końcu nie­uży­teczna. Ni­gdy zatem nie wierz­cie pato­lo­gowi, który w tele­wi­zyj­nym show stwier­dza, że szkie­let spę­dził w ziemi jede­na­ście lat. To bez­sen­sowna papla­nina.

Kolejne, trze­cie pyta­nie, które musi posta­wić sobie antro­po­log, brzmi: Kim był ten czło­wiek?

Jeśli się potwier­dzi, że mamy do czy­nie­nia ze szcząt­kami ludz­kimi i że pocho­dzą one sprzed sto­sun­kowo nie­wielu lat, musimy usta­lić, kim zmarły był za życia. Kości nie są, rzecz jasna, pod­pi­sane imie­niem i nazwi­skiem, ale czę­sto zapew­niają wystar­cza­jącą liczbę poszlak, by usta­lić przy­pusz­czalną toż­sa­mość denata. A gdy już dys­po­nu­jemy taką infor­ma­cją, można roz­po­cząć prze­pro­wa­dza­nie porów­nań dzięki tzw. danym przed­śmiert­nym, na przy­kład doku­men­ta­cji den­ty­stycz­nej i medycz­nej, a także bada­niom pokre­wień­stwa. Wysoce spe­cja­li­styczna wie­dza antro­po­loga sądo­wego naj­czę­ściej potrzebna jest wła­śnie na eta­pie iden­ty­fi­ka­cji. To do nas należy wydo­by­cie infor­ma­cji z kości. Czy to była kobieta czy męż­czy­zna? Co można powie­dzieć o wieku denata? Skąd pocho­dził i do jakiej grupy etnicz­nej nale­żał? Ile miał wzro­stu?

Odpo­wie­dzi na te pyta­nia pozwa­lają usta­lić cztery pod­sta­wowe para­me­try cha­rak­te­ry­zu­jące każ­dego czło­wieka: płeć, wiek, pocho­dze­nie etniczne, wzrost. Skła­dają się one na indy­wi­du­alny pro­fil bio­lo­giczny, na przy­kład: męż­czy­zna w wieku od dwu­dzie­stu do trzy­dzie­stu lat, biały, 183–190 cm wzro­stu. Taki pro­fil pozwala auto­ma­tycz­nie wyklu­czyć zgło­sze­nia doty­czące osób zagi­nio­nych, które nie speł­niają tych warun­ków, ogra­ni­cza­jąc tym samym liczbę moż­li­wo­ści. Żeby dać pewne wyobra­że­nie na temat skali, o jakiej tu mowa, wspo­mniany pro­fil pozwo­lił nie­dawno poli­cji zawę­zić grupę poten­cjal­nych ofiar do 1500 nazwisk.

Ale kościom zada­jemy jesz­cze wiele innych pytań, licząc na to, że na któ­reś z nich odpo­wie­dzą. Czy zmarła kobieta miała dzieci? W jaki spo­sób artre­tyzm, na który cier­piała, upo­śle­dzał jej chód? Gdzie prze­pro­wa­dzono zabieg wsz­cze­pie­nia endo­pro­tezy stawu bio­dro­wego? Kiedy i jak doszło do zła­ma­nia kości pro­mie­nio­wej? Czy cho­dzi o osobę prawo-, czy lewo­ręczną? Jaki był roz­miar jej butów? Nie­malże każda część ciała może wiele o nas powie­dzieć, a im dłu­żej żyjemy, tym nar­ra­cja naszego układu kost­nego staje się bogat­sza.

Praw­dziwa rewo­lu­cja w przy­wra­ca­niu toż­sa­mo­ści zmar­łych doko­nała się za sprawą metod iden­ty­fi­ka­cji DNA. Mogą one jed­nak pomóc tylko wtedy, gdy bada­cze dys­po­nują wzor­cem DNA, z któ­rym da się porów­nać mate­riał gene­tyczny zmar­łego. Dopa­so­wa­nie do pro­filu w ogól­nej bazie danych uda się tylko pod warun­kiem, że zmarły za życia oddał do niej próbkę swo­jego DNA. Jeżeli jed­nak nie nale­żał on do mniej­szo­ści, która robi to z powo­dów zawo­do­wych, jak na przy­kład ofi­ce­ro­wie poli­cji, żoł­nie­rze i spe­cja­li­ści sądowi, to jedyną oko­licz­no­ścią, w któ­rej mate­riał gene­tyczny danej osoby mógł zna­leźć się w takiej bazie, jest jej uprzed­nie ska­za­nie. Jeśli poli­cja ma przy­pusz­cze­nia, o kogo cho­dzi, może prze­pro­wa­dzić prze­szu­ka­nia pod kątem DNA w miej­scu zamiesz­ka­nia lub pracy czy w samocho­dzie albo porów­nać próbkę z DNA rodzi­ców, rodzeń­stwa lub potom­stwa. Nie­kiedy się zda­rza, że w bazie prze­stęp­ców figu­ruje krewny poszu­ki­wa­nej osoby i wów­czas udaje się usta­lić czy­jąś toż­sa­mość okrężną drogą.

Cza­sem zaś, gdy kry­mi­na­li­styka mole­ku­larna jest bez­radna, ostat­nią deską ratunku może się oka­zać antro­po­lo­gia sądowa, która sku­pia się na kościach. Dopóki toż­sa­mość zmar­łego nie jest znana, usta­le­nie, czy w ogóle doszło do prze­stęp­stwa, nastrę­cza wła­dzom znacz­nych trud­no­ści, nie mówiąc już o okre­śle­niu, co wła­ści­wie przy­da­rzyło się tej oso­bie, uczy­nie­niu zadość wymo­gom orga­nów wymiaru spra­wie­dli­wo­ści i potrze­bom pogrą­żo­nej w żało­bie rodziny.

Na koniec poja­wia się pyta­nie, czy możemy powie­dzieć coś na temat przy­czyn i oko­licz­no­ści śmierci zmar­łego.

Antro­po­lo­dzy sądowi są naukow­cami i w Wiel­kiej Bry­ta­nii na ogół nie mają wykształ­ce­nia lekar­skiego. Usta­le­nie zarówno przy­czyny, jak i rodzaju śmierci leży więc w sfe­rze odpo­wie­dzial­no­ści pato­loga sądo­wego. „Rodzaj śmierci” może na przy­kład ozna­czać, że ofiara otrzy­mała wiele cio­sów w głowę tępym narzę­dziem, pod­czas gdy „przy­czyną” śmierci może być utrata krwi. Jest to jed­nak prze­strzeń, w któ­rej pato­lo­gia i antro­po­lo­gia har­mo­nij­nie się uzu­peł­niają. Cza­sem kości mówią nam nie tylko, o kogo cho­dziło, lecz także co się tej oso­bie przy­da­rzyło.

Bada­jąc oko­licz­no­ści lub przy­czyny śmierci, zada­jemy nieco inne pyta­nia. Czy znaczna liczba zale­czo­nych ura­zów u tego dziecka może wska­zy­wać na cokol­wiek innego niż prze­moc domową? Czy dane zła­ma­nie przed­śmiertne powstało dla­tego, że kobieta pró­bo­wała się bro­nić?

Eks­perci uczą się, jak odczy­ty­wać infor­ma­cje z róż­nych czę­ści ciała i inter­pre­to­wać je wedle swo­ich potrzeb. Kli­ni­cy­sta przyj­rzy się tkan­kom mięk­kim i narzą­dom, a pato­log może ana­li­zo­wać biop­sje nowo­two­rów lub kate­go­ry­zo­wać zmiany na pozio­mie komór­ko­wym w miarę postę­pów cho­roby. Pato­log sądowy skupi się na przy­czy­nie i oko­licz­no­ściach śmierci, a tok­sy­ko­log sądowy prze­ana­li­zuje płyny ciała, w tym krew, mocz, ciało szkli­ste oka lub płyn mózgowo-rdze­niowy, aby roz­strzy­gnąć, czy ofiara przed śmier­cią spo­ży­wała alko­hol lub przyj­mo­wała nar­ko­tyki.

Bio­rąc pod uwagę ogromną róż­no­rod­ność współ­cze­snych dys­cy­plin nauko­wych, cza­sem krót­ko­wzrocz­nie sku­pia­ją­cych się tylko na swoim wąskim przed­mio­cie badań, dość czę­sto się zda­rza, że gdzieś zagubi się pełny obraz sytu­acji. Dla kli­ni­cy­sty i pato­loga kości mogą być jedy­nie prze­szkodą, którą trzeba roz­trza­skać klesz­czami czy prze­ciąć piłą elek­tryczną, by się dostać do chro­nio­nych przez nie narzą­dów. Ktoś przyj­rzy im się dokład­niej tylko wtedy, gdy cho­dzi o wyraźny uraz lub oczy­wi­stą pato­lo­gię. Bio­lo­gów sądo­wych bar­dziej inte­re­sują komórki kry­jące się w prze­strze­niach wewnątrz kości niż one same. Ode­tną więc kawa­łek kości i zmielą go na pro­szek, by się dobrać do mate­riału zamknię­tego w jądrach komór­ko­wych. Sądowy odon­to­log będzie zain­te­re­so­wany zębami, ale już mniej kośćmi szczęki, w któ­rych one tkwią.

Tak więc pieśń szkie­letu wcale nie musi zostać usły­szana. A prze­cież jest on naj­trwal­szym skład­ni­kiem naszego ciała, czę­sto potra­fią­cym prze­trwać stu­le­cia i prze­cho­wy­wać wspo­mnie­nia prze­szłych zda­rzeń jesz­cze bar­dzo długo po tym, jak histo­rie, które można odczy­tać z tka­nek mięk­kich, ode­szły w nie­pa­mięć.

Po co zaprzą­tać sobie głowę szkie­le­tem, skoro toż­sa­mość można usta­lić na pod­sta­wie DNA, odci­sków pal­ców czy kart den­ty­stycz­nych? Kości nikogo spe­cjal­nie nie inte­re­sują. Chyba że wszy­scy prze­pro­wa­dzą swoje bada­nia i nie­wiele z tego wyj­dzie. Od momentu odna­le­zie­nia ciała mogą więc upły­nąć mie­siące, a cza­sem nawet lata, zanim na scenę wkro­czy antro­po­log i zacznie prze­py­ty­wać kości, co pamię­tają i co mogłyby mu powie­dzieć.

Nauko­wiec oczy­wi­ście nie ma żad­nego wpływu na to, z czym przyj­dzie mu pra­co­wać. Im szczątki śwież­sze, a szkie­let bar­dziej kom­pletny, tym więk­sza szansa na pozna­nie więk­szego kawałka histo­rii, ale nie­stety ludz­kie zwłoki nie zawsze są dobrze zacho­wane i znaj­do­wane w kom­ple­cie. Na roz­człon­ko­wa­nym, ukry­tym czy pogrze­ba­nym ciele piętno odci­ska upływ czasu. Zwie­rzęta zja­dają i nisz­czą kości, a natu­ralne pro­cesy fizyczne i che­miczne dopeł­niają dzieła.

Antro­po­log sądowy musi umieć odsłu­chać choćby frag­ment pie­śni życia, ale żeby to zro­bić, musi też wie­dzieć, czego i gdzie szu­kać. Jeśli wiele kości mówi to samo, możemy być pewni swo­jej opi­nii. Jeśli nato­miast udało się odna­leźć tylko jedną kość, musimy być bar­dzo ostrożni w inter­pre­to­wa­niu tego, co ma ona nam do powie­dze­nia. W prze­ci­wień­stwie do fik­cyj­nych boha­te­rów obsa­dza­nych w naszych rolach, musimy twardo stą­pać po ziemi i wystrze­gać się przy­pusz­czeń. Antro­po­logia sądowa to dys­cy­plina, która zaj­muje się pamię­cią o prze­szło­ści świe­żej, a nie histo­rycz­nej. Nie jest tym samym co oste­oar­che­olo­gia czy antro­po­lo­gia bio­lo­giczna. Musimy być gotowi do pre­zen­to­wa­nia naszych prze­my­śleń oraz opi­nii i bro­nie­nia ich na sali sądo­wej, w ramach postę­po­wa­nia pry­watno-dowo­do­wego. Nasze wnio­ski muszą tym samym ści­śle speł­niać rygory dowo­dowe. Musimy badać, testo­wać i jesz­cze raz testo­wać nasze teo­rie, a przy tym być dobrze zazna­jo­mieni ze sta­ty­styką, by umieć przed­sta­wić w kate­go­riach licz­bo­wych praw­do­po­do­bień­stwo naszych usta­leń. Musimy rozu­mieć i sto­so­wać się do czę­ści 19 Zasad postę­po­wa­nia w docho­dze­niach kry­mi­nal­nych (_Cri­mi­nal Pro­ce­dure Rules_) w zakre­sie dowo­dów eks­perc­kich, a także towa­rzy­szą­cych im zasad ujaw­nia­nia, postę­po­wa­nia z nie­wy­ko­rzy­sta­nym mate­ria­łem i innymi pro­ce­du­rami doty­czą­cymi sprawy. Będziemy bowiem, cał­kiem słusz­nie, dokład­nie wypy­ty­wani o szcze­góły i o spo­sób, w jaki doszli­śmy do swo­ich wnio­sków. Jeśli nasze usta­le­nia mają zostać uwzględ­nione przez sędziego, który będzie decy­do­wać o tym, czy oskar­żony jest winny, czy też nie, musimy być pewni swo­jej wie­dzy i nauko­wych inter­pre­ta­cji, wyra­żać się jasno i zro­zu­miale oraz prze­strze­gać pro­to­ko­łów i pro­ce­dur.

Nie­wy­klu­czone, że antro­po­lo­gię sądową postrze­gano nie­gdyś jako jedną z łatwiej­szych dróg wio­dą­cych do cie­ka­wego świata nauk sądo­wych. Nie­wąt­pli­wie ema­nuje ona powa­bem docie­kań nauko­wych, nie­od­par­cie fra­pu­ją­cych twór­ców powie­ści kry­mi­nal­nych. Ale z tym już koniec. Obec­nie to pro­fe­sja, któ­rej zasa­dami w Wiel­kiej Bry­ta­nii zarzą­dza pro­fe­sjo­nalne ciało na mocy Karty kró­lew­skiej (_Royal Char­ter_). Musimy zda­wać egza­miny i powta­rzać je co pięć lat, by pozo­stać aktyw­nymi, kom­pe­tent­nymi i cer­ty­fi­ko­wa­nymi bie­głymi. W naszym biz­ne­sie nie ma miej­sca dla detek­ty­wów ama­to­rów.

Niniej­sza książka zabie­rze was w podróż po całym ludz­kim orga­ni­zmie, któ­remu przyj­rzymy się przez pry­zmat ana­to­mii i antro­po­lo­gii sądo­wej, tak jak odbywa się to naprawdę. Po kolei, roz­dział po roz­dziale, pochy­limy się nad poszcze­gól­nymi czę­ściami ciała i będziemy zapo­zna­wać się z tema­tem w taki spo­sób, jak mógłby to uczy­nić zna­jący ana­to­mię antro­po­log sądowy, który pra­gnie usta­lić wiek zmar­łego, aby pomóc pato­lo­gowi w okre­śle­niu przy­czyny i oko­licz­no­ści śmierci lub odon­to­lo­gowi bądź radio­lo­gowi w zin­ter­pre­to­wa­niu usta­leń wła­ści­wych im dys­cy­pli­nom. Dowiemy się, jak histo­ria naszego życia zapi­suje się w kościach i co może zro­bić nauka, by uła­twić odczy­ta­nie tej histo­rii. Chcia­ła­bym wam poka­zać, jak wyko­rzy­stać wie­dzę na temat kości do odtwo­rze­nia obrazu cza­sem zupeł­nie nad­zwy­czaj­nych zda­rzeń – życie bywa bowiem cie­kaw­sze niż lite­ra­tura.

Wszyst­kie opi­sane poni­żej przy­padki sądowe są praw­dziwe, choć ze względu na sza­cu­nek dla zmar­łych i ich rodzin w wielu miej­scach zmie­ni­łam nazwi­ska i umiej­sco­wie­nie wyda­rzeń. Praw­dziwe nazwi­ska podaję jedy­nie wtedy, gdy sprawa zna­la­zła już finał w sądzie, a prasa zdą­żyła opi­sać wszyst­kie szcze­góły doty­czące pro­ta­go­ni­stów. Śmierć ma prawo do pry­wat­no­ści.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: