Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Córy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Córy - ebook

Nastia wiodła normalne życie nastolatki obfitujące w radości, smutki i młodzieńcze problemy, do momentu, kiedy w jej snach zagościła Sandra, kobieta z innych czasów. Nadia współprzeżywszy sny, coraz częściej traci kontakt z rzeczywistością. Jej życie zaczyna komplikować się jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że nie została wybrana przypadkowo. Dwie rodziny, które od lat toczą ze sobą spór chcą, by Nastia do nich dołączyła. A ze snów wyłania się świat, który istnieje w zupełnie innym wymiarze i czasoprzestrzeni – łączy ich jedno – osoba Nastii… Nastolatce przypada w udziale niezwykle ważna misja – musi ratować swoją rzeczywistość, a także świat Sandry, jednak żeby to uczynić, musi najpierw odnaleźć ojca i doprowadzić do spotkania z głowami dwóch klanów…Przyjaźń, miłość, nienawiść, smutek, walka, zwycięstwo, porażka i magia i wampiry to wszystko zjawia się w życiu Nastii z dnia na dzień.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8119-678-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Dźwięk dzwonka zostawił w uszach piskliwy pogłos jeszcze na chwilę po ucichnięciu. Korytarze zaczynały pustoszeć, a pan Garson, pieszczotliwie przezywany Pączkiem, zaganiał wszystkich do klas. Nastia wraz z koleżanką zeszła do szatni przed zajęciami z wychowania fizycznego, by chwilę później wyjść na rozgrzewkę. Śmiejąc się, obmyślały plan opuszczenia biologii i fizyki. Kiedy przechodziły obok nauczyciela, jak zwykle odprowadził je wzrok, pytający: „Co taka mądra i ambitna uczennica robi z tą niesforną dziewuchą?”. A ta dziewucha, Emma, właśnie próbowała wyperswadować grzecznej Nastii wyskakiwanie z okna na pierwszym piętrze. Ponieważ nie udało jej się zgromadzić wystarczającej ilości przekonywujących argumentów, musiała skoczyć zaraz za nią, aby nie zostać po złej stronie szkła. Zadowolone zbiegły z terenu szkoły.

Wolny czas spędziły w cukierni i sklepach z ubraniami. Mogłoby się wydawać, że przyjaźniąc się od 15 lat, nie mają sobie nic nowego do powiedzenia. Nic bardziej mylnego, chociażby ze względu na zupełnie różne zainteresowania i środowiska, w jakich dziewczyny się obracały, cały czas spędzały na plotkach i wydawaniu zarobionych w weekend pieniędzy.

W domu Nastia zastała swojego ojca – Andrzeja Warmuda – siedzącego na tarasie.

– Można wiedzieć, gdzie byłaś?

– Zaszłam do Emmy, miała mi pokazać nowego chomika – skłamała z grymasem na twarzy. – Jakiś problem?

– Owszem, dzwoniła dyrektorka z pytaniem, czy wróciłaś do domu, bo nie było cię na dwóch ostatnich lekcjach. Martwili się o ciebie, nie spodziewali się takich ucieczek po jednej z najlepszych uczennic.

„No tak, bo najlepsze uczennice to największe nudziary” – przeszło przez myśl Nastii.

– Pamiętasz, że jestem już pełnoletnia? W świetle naszego prawa nie mam już obowiązku uczenia się. Zostały dwa miesiące do matury, zwariować można – broniła się Nastia, lecz ojciec wydawał się rozgniewany jej odpowiedzią.

– Wyskoczyłaś z pierwszego piętra?!

Teraz dopiero dziewczyna zrozumiała, że powodował nim strach.

Nie wiedział, gdzie jest i dlatego był taki zły. Samotnie wychowując jedyną córkę, był przewrażliwiony na punkcie jej bezpieczeństwa. Jedną kobietę już stracił.

Nastii zrobiło się głupio, natychmiast skarciła się w duchu, że nie przewidziała, ile strachu będzie to kosztowało ojca, ale kto mógł się spodziewać, że z powodu takiej błahostki dyrektorka będzie dzwonić do rodzica…

– Nie pomyślałam, następnym razem dam ci znać, gdzie jestem. Spróbuję wyprzedzić policję nauczycielską w postaci dyrektorki. – Uśmiechnęła się przepraszająco.

Pan Andrzej spojrzał surowo na córkę, unosząc brew. Nie mógł się długo gniewać na swoją małą księżniczkę, a jego głos złagodniał:

– Następnym razem spróbuj użyć schodów, a teraz idź do pokoju nadrobić lekcje. Po schodach!

Wieczorem zeszła na dół, aby, jak co dzień, zjeść kolację i spędzić chwilę z tatą. Po śmierci matki uważali, że będzie to niezbędne do wzajemnego wsparcia. Z czasem wspólne wieczory zmieniły się w tradycję, dzielili się historiami i doświadczeniami dnia i chociaż pochodziły z różnych światów, dawały poczucie bliskości. Ojciec próbował nie okazywać dumy z ukochanej córki. Wiedział, że jest to niewychowawcze, ale nic nie mógł poradzić na to, że jego kochana Nastia była dla niego najidealniejszym dzieckiem na świecie i zawsze taka pozostanie.

Po kolacji Nastia przyjrzała się sobie w lustrze z większą dokładnością niż zazwyczaj. Zbliżała się studniówka, dziewczyny z klasy całymi dniami rozprawiały, z kim iść na tańce, jaką wysokość szpilek wybrać i jaką kieckę włożyć. Uśmiechnęła się do lustra, wspominając wykrzywioną minę Emmy na te rozważania. Jej przyjaciółka nigdy nie przejmowała się wyglądem, ubrania wybierała pod względem wygody, wszystko wyglądało na niej nonszalancko i pięknie. Mimo zaokrąglonych kształtów, albo właśnie ze względu na nie, emanowała czymś, co wzbudzało sympatię. Chłopcy nie bali się zagadać, bo przy niej trema nie istniała. Inaczej było z Nastią. Ujrzała przed sobą wymuskaną bladą buzię z lekkim rumieńcem. Kilka piegów zdobiło idealny nos, trądzik znała tylko z okładek magazynów dla nastolatek, szafirowe oczy mieniły się emocjami, a złote loki wystarczyło przeczesać szczotką, by wyglądały oszałamiająco.

„Co za szczęście… Nikt nie chce z tobą rozmawiać, bo jesteś tak uderzająco piękna, że nogi wiotczeją i niosą w drugą stronę”. – Nastia westchnęła. Przypominała bardziej wyśnioną rusałkę, rodem z baśni, niż realną postać. Nigdy nie przysporzyło jej to nic dobrego. Dziewczyny obrzucały ją zazdrosnymi spojrzeniami, chłopcy zaś odwracali wzrok spłoszeni, jakby ich parzyła.

Na szczęście zawsze miała Emmę, która zdawała się nie przejmować jej wyglądem. Może sprawił to fakt, że znały się odkąd skończyły 4 lata i razem bawiły żółtym śniegiem, odkrywały nieprzyjemne smaki i śmiały się ze stresujących sytuacji, które zdarzają się dzieciom.

Idąc do łóżka, Nastia obrzuciła smutnym spojrzeniem fotografię stojącą na biurku. Anita Warmud stała tam pochylona nad małą dziewczynką liżącą lizaka i wskazywała na fotografa, uśmiechając się do obiektywu. To był brzydki dzień, w tle widać chmury, ojciec opowiadał, iż lunął wtedy taki deszcz, że z mokrych ubrań w samochodzie zrobiła się kałuża. Jednak to było jej najszczęśliwsze wspomnienie z mamą. Nastia zapamiętała ten dzień bardzo radośnie: bieg między wybiegami dla zwierząt w zoo, rodzice trzymający ją z obu stron za ręce i latanie nad kałużami, gdy unosili swoją pociechę, żeby nie zamoczyła białych skarpetek w sandałkach.

Zasypiając, Nastia miała uśmiech na twarzy, lecz po policzku spłynęła łza. To było piękne wspomnienie.

Matka zginęła w wypadku samochodowym miesiąc później.ROZDZIAŁ 1

Najdłuższe wakacje w życiu, matura napisana wzorowo, śmiech i zabawa pełna alkoholu i nowych ludzi. A ile koncertów! Nastia uczestniczyła we wszystkim, w czym tylko mogła, porywając Emmę często już o świcie i odstawiając późnym wieczorem.

Troski gdzieś odpłynęły, nie było szkoły, praca dorywcza nie sprawiała problemów. Wspaniały czas, nasycony wrażeniami, zaczął w końcu przygasać.

Dziewczyny szły popołudniem przez miasto, pożerając lody i plotkując. W domu czekał na nie Krystian, brat Emmy. Pili wino i oglądali stare zdjęcia Zrobiło się już ciemno, gdy Nastia nagle zbladła, a jej ciało przeszył dreszcz. Uczucie strachu sparaliżowało dziewczynę niespodziewanie. Czym było wywołane? Nim zdążyła się zastanowić nad przyczyną, minęło równie szybko, jak się pojawiło. „Może za dużo wina” – pomyślała i zadecydowała o powrocie do domu. Spacer trochę ją otrzeźwił.

Z nieśmiałym podejrzeniem, że to coś mocniejszego niż alkohol, jak najciszej wdrapała się po schodach do swojego pokoju, by nie obudzić taty. Zmęczona, legła na łóżku, nie trudząc się szukaniem piżamy, po czym zasnęła.

***

Wschodziło słońce, pokój wypełniał jasny blask. Sandra, mocząc delikatnie pióro w atramencie, zapisywała kolejne strony. Na blacie potężnego biurka leżały poukładane oddzielnie raporty ze stajni, zbrojowni, kuchni, od mieszkańców i wiele innych podgrup, które zarządczyni sumiennie dzień w dzień analizowała, a dane zapisywała w księgach. Nagle przeszedł ją dreszcz owocujący kleksem pod rzędem zapisów.

– Cholera – zaklęła cicho i omijając plamę, notowała dalej. – Licząc dziewięćdziesiąt dwa dni na każdą porę roku, mamy połowę jesieni… Ciekawe czy chłód w tym roku nas zaskoczy… Oby nie, możemy nie zdążyć przygotować zapasów, szczególnie że coraz więcej niepok ojących wieści przychodzi z północy – mruczała pod nosem Sandra.

Nim na zewnątrz zaczął się ruch, skończyła papierkową robotę i odłożyła księgi na miejsce. Raporty posegregowała, dokumenty schowała, przeciągnęła się na krześle i rozejrzała dookoła. Monotonia i rutyna, wcześniej nie doświadczała czegoś takiego.

Uczucie, które spowodowało zabrudzenie jej zazwyczaj nieskazitelnych zapisów, wdarło się głęboko pod skórę, powodując dziwne mrowienie. Usłyszała stukot butów za drzwiami gabinetu.

– Wejdź, Halanie – rzekła głośno, nim ktokolwiek zdążył zapukać. – Dzień dobry, pani. Salineit ma.

– Salineit. Co to za poruszenie przy drodze, ktoś przybył? – zapytała, zarzucając kamizelkę i wychodząc przed nim z gabinetu.

Poza kamizelką i okryciem przedramion miała na sobie jedynie kawałek materiału zakrywający biust, ciemne bryczesy z ozdobnym, wyposażonym we wszystkie potrzebne jej gadżety, pasem oraz zabłocone oficerki. Włosy od zawsze nosiła związane w warkocz długi prawie do pasa. Długość jej włosów nie była tak niesamowita jak ich kolor – niebieskie jak niebo w letni dzień i połyskujące jak odbicie księżyca w górskim jeziorze, tak niegdyś pisali poeci.

Idąc do zgrupowania przy bramie, rozmawiali o bieżących sprawach takich jak zbiorniki wody, które w zeszłym roku mało nie zamarzły zimą, nowych częściach, o których wymianę prosił młynarz, i treningach grupy młodzieżowej, której postępy przekraczały wszelkie normy rozwoju.

– Książę!? Jak mu tam? Reikan? Podobno uciął łapę niedźwiedziowi na polowaniu! Niemożliwe, by opuścił kraj. Ojciec by na to nie pozwolił. – Krzyczała grupa strażników i zwiadowców, którzy, jeszcze dysząc, zdawali relację z patrolu. Gdy Sandra podeszła bliżej, wszyscy się wyprostowali i pozdrowili ją uprzejmie.

– Pani, w mieście Gladensor widziano młodego księcia Karzanas, syna samego Williama.

– Co dwudziestoletni arystokrata mógłby robić w małej wiosce tak daleko od bezpiecznych murów zamku?

– Tego nie wiem, pani, ale mogę posłać zwiad do wioski. Tak się składa, że towar dla pana Mirka z młyna też możemy tam dostać.

– Świetnie, zwołaj kilku ludzi, za dwadzieścia minut ruszymy, też się chętnie przejadę.

Z kominów domów unosił się dym, ludzie zaczęli wychodzić na ulice, pozdrawiając swoją panią i życząc wszystkim spokojnego dnia, uśmiechy nie schodziły z twarzy mieszkańców Osady Rekrutów, czuło się tu spokój, dostatek i bezpieczeństwo.

***

„Las? Osada?” – Nastia niemal czuła promienie słońca na karku, gdy zadźwięczał budzik alarmujący, że czas do pracy. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą wydawało się tak realne, a okazało tylko snem. Z grobową miną przygotowała się do wyjścia i pożegnała z tatą.

Siedząc w biurze, zastanawiała się, co to za świat, z jakiej perspektywy go widziała? Kim była i kim były tak realne postaci oraz skąd wzięło się dziwne uczucie, którego nie umiała scharakteryzować?

W końcu szefowa podeszła do niej i, rzucając plik jakichś dokumentów, zapytała, czy dobrze się czuje.

– Wyglądasz nie najlepiej, może kawa cię obudzi?

– Nie trzeba, to tylko… Słabo spałam – przyznała niepewnie i spróbowała skupić się na pracy.

Przez kolejną godzinę udało jej się zrobić zestawienie, które zazwyczaj zajmowało parę minut. Przez rozkojarzenie musiała ciągle poprawiać błędy. Krytyczne spojrzenia współpracowników nie pomagały. W końcu wstała i stwierdziła, że idzie się przewietrzyć.

Nagle biurka, pracownicy i wszystkie meble zawirowały przed oczami Nastii…

***

Przed stajnią zaczął się większy ruch, wybrani mężowie siodłali konie i uzbrajali wozy, by uzupełnić zapasy. Sandra dosiadła swojej klaczy imieniem Roza i ruszyła na przedzie kompanii. W wesołej atmosferze dojechali do bram, dopięli ostatnie paski i ruszyli wolnym kłusem do miasta Gladensor.

Droga minęła bez przeszkód. Gwarząc radośnie, przejechali cały dystans w mgnieniu oka. W mieście zostali przyjęci równie wesoło i już po kilku minutach na wozach pojawiał się potrzebny towar. Rekruci rozmawiali ze znajomymi mieszkańcami Gladensor, popijając coś rozgrzewającego.

– Witaj, Harni. Jakie wieści? – zagadnęła Sandra jednego ze starszych sprawujących pieczę nad miastem, który również przyszedł przywitać się z przyjezdnymi.

– Och, pani Sandro, dzień dobry, dzień dobry – odrzekł starzec. – Wieści są, oczywiście. Wysyłaliśmy wiadomość do wioski o pobycie młodego księcia z Karzanas. Tak myślałem, że panią to zainteresuje. Młody książę, przystojny, a jak dumnie się nosi! W jedwabie odziany… Słyszałem jak nasze panny do niego wzdychały. – Starzec zaśmiał się chrapliwie. – Tylko ta hołota mu towarzysząca… Aj, mówię pani, jakie chamstwo! Pijacy, wandale… Nie panuje nad nimi młodziak. Mógłby się od szanownej pani, pani Sandro, wiele nauczyć.

Sandra odpowiedziała starcowi miłym uśmiechem.

– Mam nadzieję, że w takim razie i nas pan książę zaszczyci swoją obecnością. Dołożę starań, aby więcej się nie naprzykrzał swemu gospodarzowi.

Nie musieli długo czekać, gdyż od strony centrum miasta wyjechał na drogę orszak obcych rycerzy. Różnili się od Rekrutów znacząco: poważne miny, sztywny siad na spiętych koniach, w pełni uzbrojeni, bez najmniejszego szeptu. Jeźdźcy patrzyli wyzywająco na roześmianych Rekrutów. Na przedzie tej gromadki jechał wyróżniający się ubiorem książę. Tak jak opowiadał starzec, ubrany w jedwabie, delikatne pancerze, zadbany i wypolerowany, ale za to z dużo weselszą miną niż jego kamraci. Wyjechał na środek i zatrzymał się, wodząc ciekawym wzrokiem po mężczyznach. W końcu wśród nich dostrzegł roześmianą kobietę. Była dla niego tak intrygująca, że chociażby chciał, nie mógł oderwać od niej oczu.

Sandra również skierowała wzrok na przybyłych i ochoczo wystąpiła przed swoich towarzyszy.

– Och, witamy, to zaszczyt spotkać księcia i jego zgraję. Nie mogliśmy się doczekać – zawołała Sandra, podchodząc tak blisko, że czuła na ramieniu oddech książęcego konia.

– To dla mnie zaszczyt poznać cię, pani, osobiście, a nie tylko ze sławnych plotek. Nazywam się Reikan, jestem najstarszym synem Williama, króla Karzanas.

– Wiem, kim jesteś. Twoja sława również cię wyprzedza, choć nie wiem, czy by ci się ona spodobała.

Sandra przyjrzała się z bliska młodej twarzy księcia. Rzeczywiście był bardzo przystojny, choć może trochę za bardzo przypominał sztuczną postać z obrazka w tych dworskich szatach. Jednakże jego czarne włosy i zielone oczy, przy jeszcze delikatnie chłopięcych rysach, lecz widocznym, muskularnym ciele, wzbudzały ciekawość.

– Czy ty się patrzysz w mój dekolt?! – krzyknęła i odeszła parę kroków, zasłaniając skrawek materiału kamizelką.

Sandra udała takie zbulwersowanie, że młody książę przez chwilę wyglądał, jakby naprawdę tam patrzył i zaczerwieniony zaczął kręcić głową. Po chwili jednak i on się roześmiał, a wraz z nim wszyscy Rekruci, a nawet na twarzach niektórych rycerzy z Karzanas pojawił się skrępowany uśmiech.

– Tak, Sandro… Zapewne jak każdy mężczyzna, któremu pozwolisz się zbliżyć na odpowiedni dystans – odpowiedział w końcu, trochę się jąkając.

Sandra posłała mu łobuzerski uśmiech i zawróciła w kierunku swoich ludzi.

– Żegnaj, książę. Jeśli usłyszę, że którykolwiek z twoich ludzi patrzy w dekolt którejś z dziewcząt nieproszony, to obawiam się, że przestanie być zaszczytem fakt, że się poznaliśmy, a może się ta znajomość okazać nieprzyjemnym doznaniem – dodała, zerkając przez ramię.

Sandra zapłaciła odpowiednim ludziom za towar. Ostatnie uściski dłoni, wozy zapakowane i już po chwili wszyscy Rekruci siedzieli na swoich koniach gotowi do wymarszu.

***

– Nastio! Kochanie, obudź się proszę! Nie wydurniaj się i wstawaj! – krzyczała wystraszona Emma, próbując ocucić koleżankę uderzeniem w policzek. I kolejnym.

– Wezwać karetkę? Czy wie pani, co mogło jej się stać? – zapytała z troską w głosie szefowa.

Całe szczęście, że Emma pracowała w przychodni piętro niżej, nie zostawiając Nastii na pastwę smoczycy, jak lubiły przezywać kierowniczkę.

– A właściwie to co się stało? – niepewnym głosem spytała Nastia, przecierając oczy. Gdzie była? Co widziała, a czego nie?

– Nastio! Jeżeli to głupi żart, to módl się, żebym cię nie dorwała! Dziewczyna zauważyła, że w pokoju było znacznie więcej świadków, patrzących na nią z ciekawością, jak podczas ulicznego wypadku, o którym można opowiedzieć żonie przy kolacji. Nastia powoli usiadła i trzymając się za głowę, próbowała przypomnieć sobie ostatnie godziny. To był sen, tak chyba trzeba to wytłumaczyć. Odpowiadając jedynie pomrukami na zadawane pytania, próbowała wstać i zebrać swoje rzeczy.

Po chwili do biura wszedł ojciec Nastii i otaczając ją ramieniem, wyprowadził, ciągle mówiąc, jak się martwił i pytając, co się stało. Dziewczyna spojrzała przelotnie na przyjaciółkę, a ta zrozumiała zaproszenie, aby ją odwiedzić po godzinach pracy.

Kilka godzin później Emma przybyła do domu pacjentki ubranej już w piżamę i leżącej w łóżku z ciągle podawaną przez ojca gorącą herbatą. Mimo licznych zapewnień Nastii, że czuje się dobrze, zmusili ją do wizyty w przychodni, co nominowało ją do roli osoby chorej.

– Wcale się nie dziwię, że dostałaś skierowanie do izolatki. Wyglądałaś jak duch, w dodatku przerażony duch – zagadnęła Emma, siadając na łóżku i wyciągającej z torebki ciastka z dużą ilością bitej śmietany.

– Chyba masz rację, musiało to wyglądać strasznie, skoro wszyscy tak wariują…

– Nie tak strasznie, jak mina twojej szefowej, Nastia chora? Pewnie nie chce jej się pracować! Wykręca się przed najważniejszymi dniami w pracy!

– Tak, dla niej każdy dzień pracy jest najważniejszy w życiu. Dziewczyny zaśmiały się i rozmawiały długo, jak gdyby nie widziały się tydzień, a nie zaledwie pół dnia. Kolejne godziny Nastia opowiadała o magicznym śnie, który wdzierał się do jej świadomości tak mocno, że nawet po obudzeniu musiała upewnić się, gdzie była i jak miała na imię.

– To dość ekscytujące, wcielać się w seksowną wojowniczkę i grozić przystojnym książętom – skwitowała opowieść żywo pobudzona Emma.

– Brawo, odmieniłaś trudny wyraz – zaśmiała się Nastia. Zbliżał się wieczór, więc dziewczyny musiały się rozstać, a powieki Nastii stawały się coraz bardziej ciężkie. Chociaż sny rzeczywiście były intrygujące, kończyły się wyczerpaniem i budziły w niej lęk. „Nie da się uniknąć spania, nawet gdybym bardzo chciała, ile bym wytrzymała? Dwa dni? Może trzy…” – zastanawiała się.

Zasnęła po kwadransie.

***

Wracając do domu, Sandra została z tyłu i mocno się zamyśliła. W końcu odprawiła spoglądające za nią oczy i wycofała się zupełnie, a gdy oddział zniknął z pola widzenia, odetchnęła głębiej i, wysilając zmysły, rozejrzała się wokół. Ścieżkę otaczało kilka drzew z lewej strony, a z prawej zaczynał się las, który sięgał niemal pod granicę. Poza oddalającymi się towarzyszami nie słyszała żadnych ludzkich głosów. Zsiadła z konia i skierowała się w stronę gęstego lasu. Na chwilę przystanęła, usłyszawszy tętent koni dochodzący od strony miasta. Uśmiechnęła się niechętnie i z powrotem wsiadła na Rozę. Kilka minut później natknęła się na oddział księcia.

Obie strony zatrzymały się w bezpiecznych odległościach, patrząc po sobie pytająco.

– Książę? – zagadnęła, zachęcając do wytłumaczenia swej obecności na drodze prowadzącej jedynie w stronę Osady Rekrutów.

– Och, Sandro. Zapewne domyśliłaś się, że mam zamiar zatrzymać twój oddział. Co innego skłoniłoby mnie do zbrojenia ludzi? Czemu zatem psujesz zabawę i przychodzisz sama? Poddając się, nie dasz mi się wykazać.

Sandra uniosła brew, udając rozbawienie.

– Myślałam, że to u was naturalne, spędzać czas w zakutym łbie. Oddział szybko okrążył wroga, lecz Sandra nie zareagowała w żaden sposób na ich ruch. Roza zerknęła zaciekawiona na zmęczone konie nieprzyjaciół i z prychnięciem opuściła głowę.

– Oddaj broń, proszę – rzekł Reikan, co skutkowało naciągnięciem cięciw łuków ze strzałami przez sześciu rycerzy znajdujących się po prawej i lewej stronie Sandry.

Gdy tylko książę skończył zdanie, Sandra ujęła po trzy ostre strzałki w obie dłonie i wycelowała w gotowych do ataku łuczników. Bez wahania wypuściła ostrza, które prawie jednocześnie przecięły ramiona łuków.

Rycerze stali w osłupieniu, nadal trzymając niezdatną do niczego broń wycelowaną w kobietę. Ta zaś, nie kryjąc dumy z udanej sztuczki, ruszyła w stronę księcia. Był zaskoczony, ale szybko na jego twarz zawitała ponownie poważna mina. Jego towarzysze zaraz też oprzytomnieli i chcieli rzucić się na Sandrę w obronie swego pana.

– Stójcie! – wydał polecenie książę i sam ruszył w stronę przeciwniczki.

– Porozmawiajmy, towarzystwo nam niepotrzebne – zaproponowała Sandra, a książę skinął głową i kazał zostać swym podwładnym, ruszając z powrotem w stronę kobiety.

– Jest tyle ciekawych miejsc na wycieczkę młodego księcia, tydzień podróży w przeciwną stronę, a mógłbyś podziwiać na przykład jaskinie Arikolen. Wybrałeś tę drogę, wniosek jest taki, że przyjechałeś do mnie.

– Jesteś już prawie bóstwem w moim domu – wyznał książę, licząc zapewne, że komplementem wzbudzi zaufanie.

– I rosnący spór między władcami królestw nie ma tutaj związku? – zaśmiała się Sandra. – Książę, czego tak naprawdę szukasz?

– Wyzwania, pani – przyznał Reikan, spoglądając na przeciwniczkę. – Mało wyzwań stawiają przed księciem? Jestem pewna, że ojciec zapewnił ci robotę przy słuchaniu skarg, objazdach, wizytacjach i czym tam się jeszcze książęta zajmują.

– Można uznać to za rodzaj wizytacji. Chcę z tobą walczyć, Sandro.

Sandra roześmiała się w odpowiedzi, szczerze rozbawiona.

– Nie mam czasu na takie zabawy, książę. Wybacz, że cię zawiodłam.

– Spodziewałem się takiej odpowiedzi – odparł prawie bez emocji. – Szkoda byłoby jednak zmarnować okazję. A pojedynek tym ciekawszy, im wyższa stawka – mówił dalej, a napięcie w jego głosie rosło. – By cię zachęcić, proponuję umowę. Zwycięzca zdecyduje o losie przegranego. Odeślę swoich ludzi, by nie przeszkadzali.

Sandra chwilę się zastanawiała. Słyszała to i tamto… „Czyżby był aż tak dobry?” – Z politycznych względów powinna przyjąć propozycję. To jednak mogłoby przynieść więcej problemów w przyszłości, niż korzyści na chwilę obecną. Mimo to rozważała propozycję jeszcze chwilę, a ciekawość brała górę. Jednak pokręciła stanowczo głową, jakby przyjmując przeciwne stanowisko w swoich własnych rozmyślaniach.

– Wracaj do domu, książę.

Nie czekając na odpowiedź, zawróciła w stronę swojej osady. – Będę czekał za dwa dni na moście nad Chegarą! – krzyknął za nią książę i niepewny wyniku rozmyślań przeciwniczki również wrócił do swoich ludzi.

Sandra bez trudu dogoniła swoich kamratów i bez wyjaśnień zajęła miejsce na przedzie, prowadząc towarzyszy do domów.

Gdy wszystkie wozy zostały rozpakowane, a towary rozdane oczekującym na niego osobom, zaczęło się ściemniać. Po drodze do domu na Sandrę napadła trojka dzieci, obskakując ze wszystkich stron i wymuszając historyjkę. Dowódczyni udała niechęć, ale w końcu się zatrzymała i zaczęła opowiadać bajkę o złym niedźwiedziu:

Były to czasy dawne, gdy ludzie żyli ze zwierzętami w symbiozie, nie było wyniszczających bitew, drzewa i lasy rosły w spokoju, a ich mieszkańcy nie bali się wychodzić z kryjówek, a nawet interesowały ich dziwne zachowania ludzi. W czasie, kiedy miała miejsce historia, którą chcę wam opowiedzieć, ten spokój był zagrożony… Pojawiły się bowiem postacie, które kształtem przypominały ludzi, lecz ich charakter był żądny krwi. Zaczęło się od zabijania zwierząt. Natychmiast ludzie zauważyli, że ich mięso jest pyszne, kości twarde, a skóra ciepła. Era spokoju minęła, zwierzęta zaczęły bać się ludzi i coraz częściej próbowały się bronić. Na tym jednak złe czasy się nie zatrzymały… Wkrótce żądne krwi bestie zaczęły łaknąć więcej ofiar. Nie zwierzęcych, lecz ludzkich. Zdarzało się, że mężczyźni nie wracali z pola do domów, że kobiety, nazbierawszy ziół, przepadały gdzieś w lesie.

Pewnego razu młody chłopak imieniem Arnold przechadzał się leśną ścieżyną. Los chciał, że tego dnia niebo było pochmurne, a wiatr kołysał mocno drzewami, tworząc falę szumu, który uniemożliwiał dosłyszenie niebezpieczeństwa. Nagle na drodze Arnolda stanął niedźwiedź. Ogromny! Z pazurami i kłami wielkości dłoni i skórą grubszą niż wszelkie zbroje. Olbrzym stanął na tylnych łapach i z wściekłym rykiem przyglądał się młodzieńcowi.

– Ależ, panie niedźwiedziu, ja nie chcę panu zrobić krzywdy – rzekł Arnold.

Niedźwiedź jednak po latach straszenia i okrucieństwa ludzi zapomniał, jak można się z nimi porozumiewać i nie zrozumiał chłopca. Pełen złości zaatakował naszego małego bohatera.

Wtem nad głową Arnolda pojawił się zwinny jak kot mężczyzna. Z gołymi rękoma rzucił się na zwierzę i, dysponując nieziemską siłą, powalił niedźwiedzia na ziemię.

– Dziękuję, panie! Uratował mi pan życie! – Wzruszył się chłopiec wdzięczny za ocalenie.

– Teraz czas na ciebie – warknął mężczyzna i rzucił się na chłopca. Nagle pojawiła się trzecia osoba, kobieta o nadzwyczajnej sile. Powaliła mężczyznę i zabrała chłopca z powrotem do domu, do matki.

– A teraz wy, dzieciaki, powinniście szybko uciekać do matek, bo i was dorwie ten, który pokonał niedźwiedzia i który chciał porwać chłopca – ostrzegła Sandra, kończąc swą historię.

Dzieci uradowane głośno podziękowały i krzycząc, pobiegły bawić się gdzie indziej.

Resztę wieczoru Sandra spędziła w Sali, przyjmując interesantów i słuchając raportów z całego dnia. Nim zasnęła, spędziła parę godzin, zastanawiając się nad przyszłością: „Wojna jest nieunikniona. Karzanas i Tarizmar nie porzucą swoich idei, będą za nie walczyć i zginą z ręką na sercu”. – Dla Sandry wrogiem był jednak ktoś inny. I był tuż obok, bardzo blisko, niezauważalny. Musiała potwierdzić te domysły, bo jeśli okażą się prawdziwe, będzie musiało dojść do porozumienia między skłóconymi państwami, a nawet do współpracy. Westchnęła głośno.

„No i co zrobić z chłopakiem? Walczyć? Odesłać do domu?”

– Wiele dylematów nękało myśli Sandry. Kilkoma podzieliła się z Halanem, który jednoznacznie stwierdził, że skoro książę oddaje się w jej ręce, nie wolno tego zlekceważyć i należy wykorzystać.

Kolejny dzień również minął na rozmyślaniu. Sprzyjała temu ponura pogoda, podmuchy wiatru sprawiały, że odczuwalna temperatura była niska, a kropiący nieustannie deszcz zniechęcał do wyjścia. Mimo to Sandra wykonała codzienne czynności bardzo dokładnie, a dzień zleciał jej szybko.

Przestało padać dopiero następnego dnia, gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Czas uciekał, a Sandra nadal nie podjęła decyzji, czy chce walczyć z młodym księciem. Akurat naprawiała z Halanem cieknący dach w domu starszej kobiety, gdy jej brzuchem wstrząsnął grzmot.

– To twój brzuch? – zdziwił się Halan. – Brzmiało jak burza z piorunami. Jedliśmy przecież godzinę temu… Tak zgłodniałaś?

Sandra popatrzyła na niego z niechęcią.

– To głód. Skończymy i przejadę się do lasu.

Halan zdziwił się jeszcze bardziej.

– Myślałem, że TEN głód jest na tyle uporczywy, że do niego nie dopuszczasz? Twoje rany gorzej się goją, powinnaś o siebie bardziej dbać, pani – rzekł z wyrzutem.

– Obrażenia od magii goją się inaczej – odparła Sandra w obronie, chociaż była wdzięczna za troskę przyjaciela.

Skończyli pracę i, tak jak zapowiedziała, Sandra ruszyła sama do lasu na łowy. „Kogo upoluję dzisiaj, sarnę czy księcia?” – pytała się w duchu.

W końcu koń poniósł ją na most nad Chegarą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: