Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cztery siostry - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 maja 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
14,99

Cztery siostry - ebook

Tytułowe opowiadanie zbioru mówi o czterech siostrach Willises, które w swojej społeczności, po wielu latach samotnego życia, uchodzą za stare panny. Tymczasem wieść niesie, że każda z nich niedawno wyszła za mąż! W oficjalnej ceremonii pan Robinson poślubił jedną dziewczynę z tego domu - ale co z pozostałymi? Ponieważ styl życia sióstr w ogóle się nie zmienia, pytania zaczynają się mnożyć.

W skład zbioru wchodzą ponadto następujące opowiadania: "Czarna Zasłona", "Msza Belzebuba", "Rzeka", "Szkoła Tańca", "Horacy Sparkins", "Senty-Menty", "Nasz Sąsiad" i "Śmierć Pijaka".

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-282-8921-1
Rozmiar pliku: 339 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZARNA ZASŁONA.

Pewnego zimowego wieczoru, przy końcu roku 1800, lub też o parę lat wcześniej, młody lekarz, który niedawno zdobył patent i właśnie rozpoczynał praktykę, siedział w rogu małego, schludnego gabineciku, grzejąc się przy blasku trzaskającego wesoło ognia i słuchając wiatru, który kroplami deszczu jak palcami stukał w szyby okien i wył w kominie — przeciągle, posępnie. Noc była słotna i chłodna. Doktór przez cały dzień brnął przez brud i błoto, a teraz wypoczywał po pracy. Otulony był w szlafrok, na nogach miał pantofle. Powoli zapadał w stan bliższy snu niż jawy, powoli kłębiły się myśli i wizje, zalewające wezbranym potokiem rozbudzoną senną wyobraźnię. Najpierw myślał o tem, że wiatr dmie tęgo i że w tej samej chwili raniłby mu twarz ostry, zimny deszcz, gdyby nie to, że odpoczywa w ciepłem, zacisznem mieszkanku. Następnie ujrzał w wyobraźni Boże Narodzenie i pomyślał o tem, jak to będzie pięknie, kiedy odwiedzi swój rodzinny dom, przywita przyjaciół i ukochanych, jak uradują się jego przybyciem, jak szczęśliwa byłaby Róża, gdyby jej mógł powiedzieć, że znalazł wreszcie pacjenta i że spodziewa się większej ich liczby, że ma nadzieję w przeciągu niewielu miesięcy osiągnąć dostatecznie mocne podstawy materjalne, aby ją pojąć za żonę, przywieźć do siebie, do domu — niech troską macierzyństwa rozweseli samotne ognisko, niechaj będzie podnietą do nowych walk, nowych zmagań i usiłowań. Potem rozważał, kiedy, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, zjawi się ten pierwszy pacjent, albo też, czy wyrokiem opatrzności nie będzie mu sądzone doczekać się pacjenta wogóle. Następnie myślał znów o Róży, aż zasnął na dobre. Ale śnił wciąż o niej. Uszy miał pełne jej srebrzystego głosu, na ramieniu spoczywała jej mała, lekka, łagodna dłoń.

Istotnie spoczywała dłoń na jego ramieniu, nie była jednak ani mała, ani lekka. Jej posiadacz, korpulentny chłopak o krągłej głowie, wyznaczony został przez gminę na pomocnika lekarza i za skromną zapłatą szylinga tygodniowo, oraz koszt całodziennego utrzymania, miał chodzić z lekarstwami i posyłkami. Ponieważ nikt nie żądał lekarstw, a posyłki były zbędne, przeto chłopak spędzał wolne godziny — (było ich mniej więcej czternaście na dobę) — gryząc pepperminty, wchłaniając pokarm, konieczny dla podtrzymania życia, i pokrzepiając ciało snem.

— Proszę pana — jakaś dama! — szepnęła wyżej scharakteryzowana osobistość, potężnym szturchańcem budząc swego chlebodawcę.

— Jaka dama? — zawołał lekarz, zrywając się na nogi. Gotów był przypuścić, że sen stanie się rzeczywistością, i niemal wierzył, że nieznajoma okaże się Różą. — Jaka dama? Gdzie?

— Tam, proszę Pana, o tam! — odparł chłopak, wskazując na oszklone drzwi poczekalni, a na jego twarzy odmalowało się przerażenie, wywołane istotnie ekscentrycznym wyglądem przybyłej. Chirurg spojrzał ku drzwiom i również o mało się nie przestraszył na widok niespodziewanego pacjenta.

Była to niezwykle wysoka kobieta w żałobnych szatach. Stała tak blisko drzwi, że twarz jej niemal dotykała szkła. Od kibici po szyję drapował ją czarny szal, jak jaki symbol tajemnicy, twarz okrywała czarna, nieprzezroczysta zasłona. Stała wyprostowana, okazując całą wysokość swej postaci, i chociaż lekarz czuł, że oczy, przebijające zasłonę, utkwione były w nim, przecież dania nie ruszyła się z miejsca, najmniejszym gestem nie zdradziła, że zdaje sobie sprawę z jego obecności.

— Czy życzy sobie Pani zasięgnąć mojej rady jako lekarza? — zwrócił się do niej z pewnem wahaniem, otwierając drzwi naścieżaj. Otwierały się do wnętrza, więc czynność ta nie zmieniła jej pozycji: stała sztywna i nieporuszona, wciąż na tem samem miejscu. Pochyliła zlekka głowę na znak, że to prawda.

— Pani będzie łaskawa do gabinetu.

Nieznajoma postąpiła krok naprzód; następnie, zwracając głowę w stronę chłopca — ku jego niezmierniemu przerażeniu — zawahała się jakgdyby na chwilę.

— Wyjdź z pokoju, Tomek — rzekł lekarz do pomocnika, którego wielkie, okrągłe oczy rozszerzyły się podczas tej krótkiej rozmowy do nieprawdopodobnych rozmiarów. — Zasuń firankę i zamknij drzwi.

Chłopiec zasunął szklaną część drzwi zieloną firanką, wycofał się do poczekalni, zamknął za sobą drzwi i niezwłocznie zbliżył do dziurki od klucza jedno ze swych przerażonych, wielkich oczu.

Chirurg przysunął krzesło do ognia i gestem wskazał je nieznajomej. Tajemnicza postać powolnym krokiem zbliżyła się do krzesła. Kiedy blask padł na jej czarną szatę, okazało się, że u dołu cała była zwalana błotem i przesiąknięta deszczem.

— Pani zmokła.

— Tak — rzekła nieznajoma głębokim altem.

— I Pani chora? — pytał lekarz ze współczuciem, gdyż głos jej był pełen niewypowiedzianego bólu.

— Tak — brzmiała odpowiedź — bardzo jestem chora: nie na ciele, lecz na duszy. Nie ze względu na siebie, nie poto, aby leczyć swoje własne cierpienia, przychodzę do Pana — mówiła dalej. — Gdyby chodziło tylko o dolegliwość cielesną, nie opuszczałabym domu o takiej porze, sama, w taką noc, w taką niepogodę. I gdyby chodziło tylko o dolegliwość cielesną, to Bóg sam wie, z jaką radością wyszłabym na spotkanie śmierci. Dla kogo innego błagam pańskiej pomocy, doktorze. Być może, że ratowanie go jest szaleństwem — zdaje mi się nawet, że jestem obłąkana. Ale podczas długich, żmudnych bezkresnych nocy, które przesiedziałam i przepłakałam nad nim, rozpaczliwa myśl ratunku nie opuszczała mnie ani na chwilę. I jakkolwiek ja sama widzę, jak dalece bezsilną okazać się tu musi pomoc ludzi, przecież truchleję na samą myśl, że go pochowam, tej pomocy wprzód nie wypróbowawszy!

I po ciele mówiącej przeszedł taki dreszcz, jakiego nie można wywołać sztucznie. W ruchach tej kobiety, w jej sposobie mówienia była jakaś rozpacz, jakieś posępne załamanie rąk, które boleśnie poruszyło serce młodego lekarza. Był nowicjuszem w swym zawodzie i jeszcze nie napatrzył się nieszczęść ludzkich, które objawiają się codziennie oczom jego starszych kolegów i rzucają na ich duszę twardą powłokę obojętności względem cierpienia.

— Jeżeli — rzekł, powstając gwałtownie z krzesła — jeżeli osoba, o której Pani mówi, znajduje się istotnie w tak beznadziejnym stanie, to nie mamy jednej chwili do stracenia. Natychmiast pójdę z Panią. Dlaczego nie zwróciła się Pani do lekarza przedtem?

— Ponieważ przedtem byłoby to bezcelowe, bezskuteczne — ponieważ to jest bezskuteczne nawet teraz — odpowiedziała, splatając dłonie w porywie rozpaczy.

Chirurg spojrzał badawczo na czarną zasłonę, pragnąc wyczytać sekret ukrytej za nią twarzy. Było to niemożliwe ze względu na nieprzejrzystość krepy.

— Pani jest naprawdę chora — rzekł miękko — jakkolwiek sama Pani o tem nie wie. Gorączka, która dała Pani moc do zniesienia długiego, wyczerpującego wysiłku, nie przestaje w Pani płonąć. Może to Panią orzeźwi? — mówił dalej, nalewając jej szklankę wody — może się Pani uspokoi na chwilkę i opowie mi, bez wybuchów, bez zdenerwowania, na co jest chory pacjent i jak już długo trwa choroba. Kiedy poznam wszystko, co muszę wiedzieć, aby oddać pacjentowi istotne usługi, gotów jestem natychmiast iść z Panią.

Nieznajoma podniosła szklankę do ust, nie odgarniając zasłony: nie skosztowawszy kropli, odstawiła wodę zpowrotem na stół i wybuchnęła płaczem.

— Wiem — łkała głośno — wiem, że to wszystko, co Panu mówię, podobne jest do gorączkowych majaczeń. Już słyszałam to nieraz od innych, tylko w mniej delikatnej formie. Nie jestem młoda. Ludzie powiadają, że kiedy życie powoli skłania się ku zachodowi, ogarnia trwoga o tych kilka ostatnich dni, które nie przedstawiają wprawdzie żadnej wartości w oczach osób postronnych, ale osobie zainteresowanej droższe są od całego przeżytego życia, pomimo, że te zbiegłe lata wiążą się ze wspomnieniem dawno zmarłych przyjaciół — starych, młodych — może nawet dzieci — zmarłych, lub zapomnianych — co równa się śmierci. Niewiele lat dzieli mnie od zgonu, o ile skończę śmiercią naturalną — wydawałoby się więc, że powinnam strzec, jak oka w głowie, tych przebłysków życia, jakie mi pozostają jeszcze. Nie, zrzucę je, jak kamień z piersi — bez westchnienia — z ulgą — z radością — jeżeli to, o czem teraz mówię, jest fałszem, tworem wyobraźni. Jutro rano temu, który jest przyczyną mego niepokoju, nikt już z ludzi nie będzie w stanie pomóc. Wiem o tem, wiem doskonale, choć wolałabym myśleć inaczej. Jednak dzisiaj, pomimo straszliwego niebezpieczeństwa, jakie mu zagraża, nie wolno Panu go zobaczyć, nie może go Pan ratować.

— Nie chciałbym denerwować Pani — rzekł chirurg po chwili milczenia — przez powątpiewanie o prawdzie Pani słów lub przez nazbyt natarczywe badanie sprawy, którą Pani widocznie usiłuje ukryć. Jednakże dostrzegam w Pani sprawozdaniu pewne sprzeczności, które niełatwo dadzą się pogodzić ze zwykłym biegiem rzeczy. Człowiek, o którego chodzi, umiera w tej chwili, a mnie nie wolno go widzieć, jakkolwiek moja pomoc mogłaby być skuteczna. Twierdzi Pani, że nazajutrz będzie już za późno, pragnie Pani jednakże, abym się jutro pomimo to zjawił! Jeżeli jest on rzeczywiście tak Pani drogi, jak to wynika z Pani słów i całego zachowania się, dlaczegoż nie mamy go ratować? zanim — wskutek postępu choroby — stanie się to niemożliwe?

— Boże, nie opuszczaj mnie! — zawołała kobieta, zanosząc się od płaczu. — Chcę, aby obcy człowiek uwierzył w to, czemu sama ledwie daję wiarę? A więc odmawia mi Pan stanowczo jutrzejszej wizyty? — rzekła, powstając nagle z krzesła.

— Nie powiedziałem, że uchylam się od tego, co jest moim obowiązkiem — odparł chirurg — ale ostrzegam, że jeżeli będzie Pani obstawała przy tej dziwacznej zwłoce i pacjent umrze, na barki Pani spadnie straszliwa odpowiedzialność.

— Odpowiedzialność spadnie na kogo innego — z goryczą odrzekła nieznajoma. — Ta jej drobna cząstka, jaka przypada na mnie, nie jest ciężka: zniosę ją z radością.

— Ponieważ ja nie będę tu w żadnym razie winny, o ile przychylę się do Pani żądania, przeto proszę o adres, pod którym zjawię się jutro z rana. O której godzinie?

— O dziewiątej — odparła nieznajoma.

— Wybaczy mi Pani tę śmiałość. Chciałbym wiedzieć, czy chory znajduje się obecnie pod Pani opieką?

— Nie.

— Gdybym więc dał wskazówki, jak należy z nim postępować w przeciągu nocy, Pani nie mogłaby się do nich zastosować?

— Nie mogłabym — odpowiedziała.

Jej głos był pełen łez. Widząc, że przeciąganie rozmowy do niczego nie doprowadzi i niczego więcej nie będzie można się dowiedzieć; a równocześnie pragnąc oszczędzić kobiecie zdenerwowania, które zrazu zdołała opanować nadludzkim wysiłkiem, ale któremu teraz nie umiała się oprzeć, oddając się na łup najboleśniejszych szarpań — lekarz zapewnił ją uroczyście, że spełni przyrzeczenie. Nieznajoma podała nazwę jakiegoś podejrzanego zaułka w Walworth i opuściła dom równie tajemniczo, jak się w nim zjawiła.

Łatwo pojąć, jak wielkie wrażenie wywarła ta dziwna wizyta na psychice młodego lekarza. Długo rozmyślał nad okolicznościami, jakie mogły towarzyszyć tej ciemnej, intrygującej sprawie, usiłując powiązać sprzeczne ze sobą dane: bezskutecznie. Podobnie jak większość ludzi, czytał niejednokrotnie i słyszał o niezwykłych wypadkach, gdy przeczucie śmierci, sprecyzowane co do dnia i co do minuty, sprawdzało się nieomylnie. Przeszło mu przez głowę, że może właśnie teraz ma do czynienia z jednym z takich wypadków. Ale nie, przypomniał sobie, że wszystkie te opowiadania dotyczyły osób, które dręczyło przeczucie własnej śmierci. Ta kobieta mówiła przecież o kim innym — o mężczyźnie; bezwzględnie nie było rzeczą możliwą, aby zwykły sen czy kaprys wyobraźni kazał jej mówić o jego bliskim zgonie z taką przerażającą pewnością! A może mężczyzna miał zostać zamordowany, kobieta zaś, początkowo należąca do spisku i pod przysięgą zobowiązana do milczenia, wycofała się, i nie mogąc powstrzymać ciosu, jaki zagraża ofierze, pragnie zapobiec przynajmniej jego śmierci przez zwykłe zastosowanie pomocy lekarskiej? Jednakże myśl, że takie rzeczy miałyby się dziać w miejscowości położonej tuż przy stolicy, wydała mu się zbyt niedorzeczną, aby mógł przywiązywać do niej znaczenie dłużej, niż przez chwilę. Następnie wydało mu się prawdopodobnem powzięte już przedtem przypuszczenie, że kobieta była anormalna. Było to jedyne mniej więcej zadawalające rozwiązanie tej powikłanej historji, wypadało więc sądzić, że się ma do czynienia z warjatką. Jednakże pojawiły się nowe argumenty, które zachwiały pewnością tego wniosku i nie przestawały się ścierać ze sobą przez cały ciąg długiej, bezsennej nocy. Pomimo wielkiego wyczerpania i naprzekór wysiłkom, lekarz nie zdołał usunąć z przed oczu rozbudzanej fantazji ponurego obrazu czarnej zasłony.

Tylna część Walworthu, punkt, w którym dzielnica ta najbardziej oddalona jest od miasta, przedstawia i dzisiaj widok niezbyt pocieszający. Ale pięćdziesiąt trzy lata temu, jego trzy czwarte przedstawiały tylko posępne pustkowie, zamieszkane przez kilku ludzi o niezdecydowanym wyglądzie i wątpliwej profesji: albo tak ubogich, że nie mogli sobie pozwolić na mieszkanie w innej okolicy, albo tak żyjących i pracujących, że jedynie tu mogli znaleźć bezpieczne schronienie. Wiele z tych domów, które obecnie wznoszą się po obu stronach ulicy, nie istniało jeszcze wtedy; a większość tych, które w nierównych odstępach zdobiły to pustkowie, należała do budowli najbardziej prymitywnych i koszlawych, jakie można sobie wyobrazić.

Okolice, przez które szedł nasz lekarz, nie odznaczały się wielką malowniczością i ich widok nietylko nie dodał mu otuchy, ale nawet spotęgował to uczucie niepokoju, jakiem napełniała go myśl o niezwykłym pacjencie. Droga, którą wypadało mu iść, oddalała się od głównej szosy, biegła poprzez bagniste wygony, poprzez krzywe uliczki, ślepe zaułki, przy których zrzadka można było napotkać jakąś starą, obdartą chałupinę, zaniedbaną, brudną, rozwalającą się w gruzy. Czasem przebiegało przez drogę wędrowca wynędzniałe drzewo, czasem błysnęła mu przed oczami kałuża stojącej wody, wezbrana deszczem, wzburzona wiatrem, zatruta wyziewami rynsztoków. Niekiedy zazieleniła się zboku plama uprawnego gruntu, a kilka spróchniałych desek, zbitych w budę i wyobrażających dom letniskowy, oraz stary parkan, załatany nieumiejętnie kołami, skradzionemi z płotu sąsiada, świadczyły aż nazbyt wyraźnie o ubóstwie mieszkańców i zarazem o wielkiej pogardzie, w jakiej mieli prawo własności. Raz nawet jakaś niechlujnie ubrana kobieta wyjrzała z drzwi zakopconego domu, aby wyrzucić do rynsztoku zawartość kuchennego naczynia i aby krzyknąć na dziewczynkę w wydeptanych trzewikach, która odszedłszy od chaty na kilka kroków, chwiała się i gięła pod ciężarem niesionego na rękach bladego dziecka, prawie tak wielkiego jak ona. Poza tem trudno było uchwycić jakiś znak życia w całej tej posępnej panoramie, jaka roztaczała się dokoła. Perspektywę wgłąb zalegała gęsta, ciężka mgła, a kontury, które przezierały przez jej biały całun, niczem się nie różniły od wyżej opisanych dekoracyj.

Trzeba było brnąć przez szlam i błoto do nieskończoności, trzeba było na każdym kroku pytać o drogę. Przechodnie odpowiadali niechętnie, a ich wskazówki tak były niejasne i sprzeczne jedna z drugą, że niedalekoby zaszedł ten, coby im wszystkim chciał dawać wiarę. Wreszcie młody człowiek stanął przed domem, który mu wskazano, jako cel jego podróży. Była to niska, wąska jednopiętrowa szopa o powierzchowności jeszcze mniej pocieszającej, niż wszystkie inne domy, obok których przechodził. Stara żółta firanka zasłaniała szczelnie okna na piętrze, a okiennice były przymknięte, lecz nie przymocowane. Dom stał na uboczu, na rogu wąskiego zaułka, i nie mógł się poszczycić sąsiedztwem jednego choćby mieszkalnego budynku.

Jeżeli mówimy, że lekarz się zawahał i poszedł o kilka kroków dalej, zanim zdołał się opanować, zanim wrócił i zanim zastukał do drzwi tego domu, to nie dajemy przez to powodu do śmiechu nawet najbardziej nieustraszonemu z czytelników. Policja Londynu dzisiaj i wtenczas, to daleko nie jedno i to samo. Odosobnione położenie przedmieść w owych czasach, kiedy to pasja rozbudowywania Londynu, idąc ręka w rękę z postępem kultury, jeszcze nie zdążyła połączyć stolicy z jej okolicami w jeden organizm, sprawiło, że wiele z nich, a Walworth w szczególności, służyło za kryjówkę najgorszym elementom, wyrzutkom, szumowinom społecznym. Wtedy nawet najbardziej ruchliwe punkty Londynu nie mogły się pochlubić dostatecznem oświetleniem, takie zaś zakątki zapadłe, jak ten, zdane były na łaskę i niełaskę księżyca i gwiazd. A więc szanse przyłapania tam podejrzanego osobnika, lub wyśledzenia jego kryjówki, były minimalne. To też hołota coraz grubiej obrastała w piórka, pozwalała sobie coraz bardziej, w miarę tego, jak codzienne doświadczenie uczyło, że niema się czego obawiać. Należy także wziąć pod uwagę, że nasz młody przyjaciel praktykował przez dłuższy czas w jednym ze stołecznych szpitali; i chociaż ani Burke ani Bishop nie zdobyli jeszcze wtedy krwawej sławy najbardziej niezwyciężonych anarchistów, przecież nieraz nadarzała się sposobność stwierdzenia na własne oczy, jak łatwo, jak lekko popełnia się okrucieństwa, któremi ci dwaj genjalni bandyci uwiecznili swe imiona. Bez względu wszakże na okoliczności, jakie były przyczyną jego niezdecydowania, wypada stwierdzić, że lekarz zawahał się na chwilę. Ponieważ jednak odznaczał się wielką siłą woli i niemałą odwagą osobistą, przeto wkrótce zapanował nad zdenerwowaniem, zawrócił raźnie i zastukał łagodnie do drzwi.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: