Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czy jesteśmy mądrzejsi od szympansów? - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Czy jesteśmy mądrzejsi od szympansów? - ebook

Kto jest sprytniejszy – ty czy szympans? Czy kot jest mniej inteligentny od ciebie? Nietoperz mniej mądry? A gołąb mniej wnikliwy? Ta książka pozwoli ci to przetestować! Moment, moment! Czy naprawdę jesteśmy aż tak różni? Wiele zwierząt, od szympansów po kury domowe, żyje w grupach z wyraźnie określonym „porządkiem dziobania”, a mrówki i pszczoły biorą nawet udział w głosowaniach. Szpaki „tworzą muzykę” w takim sensie, że ich pieśni powstają w tych samych skalach, co większość tradycyjnych zachodnich kompozycji. „Myślenie abstrakcyjne” wykazano u krukowatych, wiewiórek i żółwi błotnych z rodzaju terapene. Wiele zwierząt (zwłaszcza psy) może nauczyć się imponującego zestawu słów. Szympansy z całą pewnością posługują się narzędziami – chociażby wtedy, gdy zajmują się wyławianiem mrówek z wykorzystaniem gałązki jako łyżki albo polowaniem na termity, kiedy cienka gałązka służy im za wędkę. Oczywiście nikt nie przeczy, że ludzie potrafią zrobić mnóstwo rzeczy, których inne zwierzęta nie umieją. Jednak – jak to ujął Karol Darwin – „jest to różnica ilościowa, a nie jakościowa”: te same zdolności, które pozwalają szpakom śpiewać, papugom liczyć i rybom odnajdywać drogę do domu, pozwalają ludziom pisać symfonie, zajmować się matematyką i opracowywać mapy Google. Nie robimy niczego innego niż pozostałe zwierzęta. Robimy te same rzeczy – tylko lepiej. ""Niemal każdy z siedemdziesięciu sześciu krótkich rozdziałów to wyzwanie do porównania naszych zdolności ze zdolnościami innych zwierząt, od pszczół i os, przez pająki, liczne ptaki i ssaki aż po tytułowego szympansa, który pojawia się dopiero pod koniec, po przygotowującym nas intelektualnym sparringu z orangutanem. Wiele z tych historii to właściwie test, w którym możemy konkurować z opisywanym zwierzęciem pod względem spostrzegawczości, zdolności do zapamiętywania, podejmowania decyzji ekonomicznych i wielu innych cech składających się na ogólną inteligencję czy wręcz mądrość. I wcale nie we wszystkich z tych testów wypadamy najlepiej! Na przykład już na samym początku okazuje się, że kapucynki podejmują dużo rozsądniejsze decyzje ekonomiczne niż większość z nas, a osy nie ustępują nam pod względem umiejętności rozpoznawania twarzy. Później zaś przekonamy się że w przypadku bardzo wielu z naszych ulubionych przymiotów ktoś na tej planecie jest od nas zwyczajnie lepszy." Z recenzji dr. Mikołaja Golachowskiego

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-01-20865-3
Rozmiar pliku: 6,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp. Wartości względne

Kto jest sprytniejszy – ty czy szympans? Czy kot jest mniej inteligentny od ciebie? Nietoperz mniej mądry? A gołąb mniej wnikliwy?

Oczywiście, że są od ciebie gorsi! W końcu jesteś Homo sapiens („człowiek rozumny”), podczas gdy koty, nietoperze, szczury, wieprze, psy, żaby i cała reszta to „tylko zwierzęta”, prawda?

Pogląd, że ludzie w jakiś sposób różnią się od innych zwierząt, ma długą historię. Zajrzyjmy na przykład do Biblii. Od razu na początku czytamy:

A wreszcie rzekł Bóg: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad całą ziemią i nad wszelkim zwierzątkiem naziemnym” (Rdz 1, 26, Biblia Tysiąclecia, Poznań 1980).

Przez większą część naszej historii religijni badacze dowodzili, że skoro jedynie człowiek został stworzony na boskie podobieństwo, nasz gatunek jest wyjątkowy i tylko my posiadamy myśli, świadomość, a nawet nieśmiertelną duszę. W naszym współczesnym, świeckim świecie idea wyjątkowości człowieka, określana jako antropocentryzm, nie jest już tylko domeną wierzących. Bioetyk Wesley J. Smith pyta tak:

Jaki inny gatunek jest w stanie (przynajmniej częściowo) kontrolować przyrodę, zamiast być przez nią kontrolowanym? Jaki inny gatunek buduje cywilizacje, zapisuje historię, tworzy sztukę i muzykę, myśli abstrakcyjnie, komunikuje się językiem, wyobraża sobie i wytwarza maszynerię, poprawia jakość życia dzięki nauce i inżynierii lub bada głębsze prawdy zawarte w filozofii i religii?

Ujęta w ten sposób wyjątkowość człowieka zaczyna brzmieć jak zwykły zdrowy rozsądek. Ale moim celem w tej książce – przez zapraszanie cię do porównywania się z naszymi zwierzęcymi kuzynami w różnorodnych testach psychologicznych – jest zachęcenie cię do zadania sobie pytania: „Moment, moment! Czy naprawdę jesteśmy aż tak różni?”.

Choć możemy nie nazywać tego cywilizacjami, wiele zwierząt, od szympansów po kury domowe, żyje w grupach z wyraźnie określonym porządkiem dziobania (w którym znajdziemy własną pozycję), a mrówki i pszczoły biorą nawet udział w głosowaniach (działanie tej demokratycznej inteligencji roju sprawi, że trzeba będzie naprawdę się postarać w czekających tu na ciebie testach dotyczących planowania trasy i rozwiązywania zagadek). Szpaki „tworzą muzykę” w takim sensie, że ich pieśni powstają w tych samych skalach, co większość tradycyjnych zachodnich kompozycji (dzięki czemu z którymś z nich będzie można konkurować w pojedynku na melodie). „Myślenie abstrakcyjne” wykazano u krukowatych, wiewiórek i żółwi błotnych z rodzaju Terapene (a u ciebie?), które rozwiązywały testy z wykorzystaniem wzorców i logicznego wnioskowania, aby zdobyć smaczny kąsek. To, czy zwierzęta są w stanie nauczyć się języka, jest przedmiotem trwającej od lat dyskusji (co zbadamy, próbując nauczyć cię japońskiego), ale wiele z nich (zwłaszcza psy) może nauczyć się imponującego zestawu słów (ty spróbujesz osiągnąć podobny sukces w hiszpańskim). Choć nazwanie tego nauką i inżynierią może być pewną przesadą, szympansy z całą pewnością posługują się też narzędziami – chociażby wtedy, gdy zajmują się wyławianiem mrówek z wykorzystaniem gałązki jako łyżki albo polowaniem na termity, kiedy cienka gałązka służy im za wędkę. Te działania zawierają klucz do zrozumienia dominacji prawej lub lewej ręki u ludzi (w której to dziedzinie porównasz się ze swoim kotem oraz z tupają północną z rzędu wiewióreczników).

Ujmując to bardziej ogólnie: przekonamy się, że niemal wszystkie z naszych ludzkich umiejętności, działań i trosk, od wyboru atrakcyjnych partnerów i zrozumienia ich wyrazów twarzy (w czym będziesz konkurować z pszczołami i szympansami…) po dobijanie targu i naukę wycofania się, kiedy mamy przewagę (…z gołębiami, świnkami morskimi i pancernikami włochatymi), sprowadzają się do tego, co anglojęzyczni biolodzy określają jako „4F”: fighting, fleeing, feeding i… – hmm – fornicating, czyli odpowiednio: walka, ucieczka, jedzenie i kopulowanie¹.

Oczywiście nikt nie przeczy, że ludzie – także ty – potrafią zrobić mnóstwo rzeczy, których inne zwierzęta nie umieją (więc nie martw się, nie przegrasz we wszystkich testach). Pragnę tylko przekonać cię, że – jak to ujął Karol Darwin (1809–1882) – „jest to różnica ilościowa, a nie jakościowa”: te same zdolności, dzięki którym szpaki śpiewają, papugi liczą, a ryby odnajdują drogę do domu, pozwalają ludziom pisać symfonie, zajmować się matematyką i opracowywać mapy Google. Nie robimy niczego innego niż pozostałe zwierzęta. Robimy te same rzeczy – tylko lepiej.

Choć niektóre z testów mogą wyglądać nieco zabawnie, a ja z całą pewnością wierzę, że sprawią ci dużo radości, wszystkie mają solidne podstawy naukowe i opierają się na poddanych recenzjom naukowym artykułach z szacownych czasopism akademickich. Dlaczego jednak poważni naukowcy zajmują się porównywaniem zwierząt i ludzi pod każdym względem, od podatności na złudzenia optyczne (pawiany i małe pisklęta) do prawdopodobieństwa zdobycia głównej nagrody w finale teleturnieju (gołębie)?

Odpowiedź tkwi w tym, że badając podobieństwa i różnice pomiędzy ludźmi a innymi zwierzętami, możemy zacząć rozumieć to, jak nasze zdolności – to, co lubimy i czego nie lubimy, a nawet nasze słabostki i mentalne ślepe plamki – pojawiły się w drodze ewolucji. To właśnie ta metoda porównawcza, której najsłynniejsze zastosowanie dotyczyło darwinek, znanych też pod nazwą „zięby Darwina”, jako pierwsza doprowadziła naukowca do teorii ewolucji na drodze selekcji naturalnej. Wbrew powszechnemu przekonaniu idea ewolucji nie została stworzona przez Darwina. A przynajmniej nie przez Karola Darwina. Jego dziadek Erasmus w dziele Zoonomia (1794) zadał pytanie:

Rozważając w ten sposób wielkie podobieństwa struktury zwierząt ciepłokrwistych, a jednocześnie wielkie przemiany, które przechodzą zarówno przed narodzeniem, jak i po nim, a także biorąc pod uwagę, w jak krótkim czasie wiele spośród tych zmian u zwierząt się dokonało; czyż byłoby zbyt odważnym wyobrazić sobie, że w bardzo długim czasie, od początku egzystencji Ziemi, być może miliony er przed początkiem historii ludzkości, czyż byłoby zbyt odważnym, wyobrazić sobie, że wszystkie ciepłokrwiste zwierzęta wyrosły z jednej żywej nici?

Tym, co stworzył, albo przynajmniej spopularyzował² Karol Darwin, była koncepcja ewolucji na drodze selekcji naturalnej – ewolucja zachodzi dzięki temu, że zwierzęta z korzystnymi cechami odnoszą sukces reprodukcyjny, podczas gdy te o cechach mniej korzystnych wymierają. Przed pojawieniem się O pochodzeniu gatunków dominowała inna koncepcja. Była ona omawiana w Zoonomii, a także w Filozofii zoologii (1809) Jeana Baptiste’a Lamarcka i w dziele Roberta Chambersa zatytułowanym Ślady historii naturalnej wszechświata (1844) i streszcza się w słowach: „używaj lub strać”. Według niej części ciała i zdolności umysłowe, którymi zwierzęta często się posługują, ulegają wzmocnieniu, zaś te nieużywane – osłabieniu, a zmiany te przekazywane są kolejnym pokoleniom. W rzeczywistości idea ta nie została w pełni odrzucona aż do momentu, gdy na początku XX wieku selekcję naturalną połączono z genetyką mendlowską w tak zwanej „nowoczesnej syntezie”. O pochodzeniu gatunków było tylko pierwszym gwoździem do jej trumny.

Jak się niedługo przekonasz, wykonując testy i poznając podstawy naukowe, na których się opierają, dwudziestopierwszowieczne odkrycia z dziedziny biologii ewolucyjnej, psychologii i genetyki potwierdzają prawdziwość nowoczesnej syntezy poza wszelkimi uzasadnionymi wątpliwościami. Darwin miał rację. W przypadku różnic między ludźmi a innymi zwierzętami wszystko jest względne i wszyscy jesteśmy krewniakami: jesteśmy częścią jednej wielkiej rodziny.Kosztowne cappuccino

Czy możesz sobie wyobrazić lepsze miejsce, by umościć się wygodnie z tą książką i rozpocząć swoją podróż przez królestwo zwierząt, niż przytulna kawiarnia? Niestety, jesteś w obcym mieście, które w jakiś sposób oparło się najazdowi popularnych sieciówek. Musisz spróbować szczęścia w niezależnej kawiarni. No i proszę, co za fart! Dokładnie przed nosem, na tej samej ulicy, masz trzy! Wszystkie są właściwie takie same pod względem wystroju i atmosfery, więc będziesz się kierować tylko ceną swojego cappuccino:

5 zł w Kawiarni A

8 zł w Kawiarni B

11 zł w Kawiarni C

Którą wybierzesz?ODPOWIEDŹ

Znasz małpy kapucynki? Żyją w Ameryce Południowej i Środkowej, są całe brązowe, poza jasną piersią i twarzą otoczoną brązowym kapturkiem. Swojemu wyglądowi małpki zawdzięczają swoją nazwę. Kapucynki są nazwane na cześć zakonników z Zakonu Braci Kapucynów Mniejszych (Ordo Fratrum Minorum Capuccinorum) noszących charakterystyczne brązowe habity z dużymi kapturami. Dlatego kiedy pojawił się rodzaj kawy o niemal dokładnie tym samym odcieniu brązu, nieuniknione było nazwanie jej cappuccino, czyli „mały kapucyn” (od zakonnika, a nie od małpki).

To wszystko zgrabnie prowadzi nas z powrotem do naszego cappuccino. Jaki był twój wybór? Pewnie nie to najtańsze, co? W rzeczywistości, o ile tylko może sobie na to pozwolić, w tego typu scenariuszach większość ludzi wybiera opcję najdroższą. Dlaczego? W przypadku braku innych informacji cena jest z reguły w miarę wiarygodnym wskaźnikiem jakości.

Kiedy produkt jest przeceniony, nawet z całkowicie niewinnych powodów, nie potrafimy pozbyć się przekonania, że w jakiś sposób jest gorszy. W jednym badaniu uczestnicy, którzy zapłacili 1,89 USD za napój energetyczny, wykazywali wyższe pobudzenie intelektualne przy serii testów niż ci, którzy za napój zapłacili tylko 0,89 USD, mimo że podano im markę napoju (SoBe Adrenaline Rush) i powiedziano, iż zniżka była możliwa dzięki zakupowi napojów z wykorzystaniem instytucjonalnej zniżki uniwersytetu, a nie, na przykład, dlatego, że jakość napoju była poniżej norm i producent próbuje się go pozbyć. Badacze odkryli również, że uczestnicy wyżej oceniali skuteczność tego samego „środka przeciwbólowego” (którym były w rzeczywistości tabletki placebo), jeśli został on zakupiony (w tym przypadku przez prowadzących badanie) za pełną cenę (2,50 USD), a nie z dużą zniżką (za 0,10 USD).

A co mają do tego kapucynki? Dobrze się domyślasz – grupa naukowców postanowiła zbadać, czy nasi naczelni kuzyni również są podatni na taki efekt cenowy. Najpierw pozwolono małpom wypróbować oferowane towary, którymi były pomarańczowe i niebieskie kawałki lodu o różnych smakach. Osobniki wykazujące silną preferencję dla któregoś ze smakołyków zostały z badania usunięte. Następnie nauczono małpy, że pomarańczowe kawałki są „tanie”, a niebieskie „drogie” (albo odwrotnie w przypadku połowy kapucynek biorących udział w doświadczeniu). Za każdym razem, kiedy małpka dawała badaczowi żeton, dostawała w zamian albo trzy tanie kawałki, albo jeden drogi, a o wyborze decydował prowadzący. Na koniec dano im wolny dostęp do bufetu z bryłkami lodu. Gdyby kapucynki zaczęły wiązać cenę z jakością, opchałyby się drogim lodem i pogardliwie odtrąciły tanie żarcie. Tak właśnie robią ludzie postawieni w podobnej sytuacji, choć zwykle chodzi raczej o wino niż o kawałki lodu.

Jednak kapucynki nie wykazywały nawet śladów preferencji dla droższego produktu. Z czymkolwiek by eksperymentatorzy nie próbowali, czy były to kształty galaretek, czy identyczne ziarna z różnym oznaczeniem, czy sztucznie przedłużony czas oczekiwania na niektóre smakołyki, małpy uparcie odmawiały preferowania droższych towarów. I nie chodzi po prostu o to, że nie udało się nauczyć ich o odmiennych cenach. Kiedy zamiast korzystania z darmowego bufetu kapucynki musiały płacić za swoje kąski, znakomita większość z nich wybierała tańszą opcję, żeby maksymalnie wykorzystać ograniczony budżet. Małpy te nie mają problemu z nauczeniem się, że coś jest tańsze od czegoś innego. Po prostu nie uważają, że droższy produkt jest w jakikolwiek sposób lepszy.

Możesz powiedzieć: „No i świetnie, ale jaki był sens prowadzenia tych badań na kapucynkach? Czy badacze po prostu zrobili sobie ubaw?”. Nic z tych rzeczy. Naukowcy działali według metodyki psychologii porównawczej. Kiedy próbujemy zrozumieć, dlaczego u ludzi występuje określone zjawisko (jak na przykład wiązanie ceny z jakością, które ma mało sensu), przydatną metodą jest porównanie ludzi z gatunkiem podobnym pod istotnymi względami. W tym przypadku kapucynki spełniają ten warunek, ponieważ potrafią się nauczyć, czym jest cena, i porównywać różne ceny przy decyzjach dotyczących kupna. Jeśli pomimo tych podobieństw drugi gatunek nie wykazuje podobnych tendencji, możemy wysnuć wniosek, że przyczyna danego zjawiska wśród ludzi jest prawdopodobnie czymś dla nas unikalnym.

W tym przypadku najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tego zjawiska jest doświadczenie w chodzeniu do sklepów. My, ludzie, nauczyliśmy się, że – w wyniku działania praw popytu i podaży – jeżeli komuś udaje się dyktować większą cenę za dany produkt, to po prostu musi to być lepszy produkt niż to, co oferuje taniej konkurencja, nawet jeśli trudno nam znaleźć jakąkolwiek różnicę. Pomyślmy chociażby o firmie Apple, która odniosła największy sukces na świecie mimo tego, a może właśnie dzięki temu, że ceny ich produktów są wysokie. Stworzywszy w sobie oczekiwanie, że wysoka cena wiąże się z wysoką jakością, nie potrafimy przestać przywoływać go w sytuacjach, w których wiemy, że nie ma to znaczenia (tak jak w przypadku naukowca kupującego napój energetyczny z uczelnianą zniżką).

Zatem jeśli masz ograniczony budżet, ale trudno ci się oprzeć największym markom przy zakupie porannego cappuccino, możliwe, że po kawę należałoby wysłać… kapucynkę.Okiem trzmiela

W naszej bitwie gatunków, w potyczce małp z ludźmi, mamy 1:0 dla małp. Ale to żaden wstyd. W końcu w kategoriach ewolucyjnych kapucynkom jest do nas całkiem blisko. Zobaczmy zatem, ile masz wspólnego z jednym z naszych najpokorniejszych, znacznie bardziej odległych krewniaków – ze skromnym trzmielem. Poniżej mamy sześć par rysunków. Twoje zadanie jest proste: opierając się na swoim pierwszym, odruchowym wrażeniu, z każdej pary wybierz obrazek, który bardziej ci się podoba.

ODPOWIEDŹ

Podczas przechodzenia od jednej pary do następnej zapewne zaczęło do ciebie docierać, że w teście chodzi o symetrię. Ludzie generalnie wykazują nieznaczną, ale spójną preferencję dla figur symetrycznych. Preferencja ta dotyczy zarówno obiektów rzeczywistych (na przykład jak w trzech parach po lewej stronie), jak i wyobrażonych obiektów abstrakcyjnych (trzy pary po prawej).

Ale skąd to się wzięło? Czy „nauczyliśmy się” preferować obiekty symetryczne, czy urodziliśmy się już z tą wbudowaną preferencją? W zasadzie moglibyśmy się tego dowiedzieć, wychowując grupę dzieci tak, żeby nigdy nie widziały niczego symetrycznego, i sprawdzając, czy też wykażą preferencję dla symetrii. W praktyce byłoby to oczywiście niemożliwe. Nawet gdyby takie doświadczenie w jakiś sposób zyskało zgodę uczelnianej komisji etyki (co by się nie zdarzyło, bo trzeba by wychowywać dzieci bez możliwości ujrzenia ludzkiej twarzy), te biedne dzieciaki byłyby tak niezwykłe, zarówno pod względem rozwoju psychicznego, jak i rozwoju widzenia, że nie mogłyby nas prawie niczego nauczyć o początkach preferowania symetrii w czasie typowego rozwoju.

Kiedy badanie na ludziach jest niemożliwe, badanie zwierząt to zwykle najlepsza z dostępnych opcji. Nie jest ani szczególnie trudne, ani nadzwyczajnie okrutne wyhodowanie, na przykład, młodych trzmieli bez kontaktu z czymkolwiek symetrycznym aż do momentu osiągnięcia przez nie gotowości do żerowania. Kiedy już będą w tym wieku, wystarczy zaoferować im wybór między symetrycznymi i asymetrycznymi kwiatami (czy raczej wzorcami generowanymi przez komputer) i zobaczyć, co wybiorą. W tak poprowadzonym doświadczeniu okazuje się, że tak samo jak dorośli ludzie (oraz wiele gatunków ptaków i ryb) trzmiele preferują wzory symetryczne, co sugeruje, że preferencja ta jest wbudowana w nasze geny, nie zaś wyuczona.

Dlaczego jednak i my, i wiele innych zwierząt, preferujemy symetryczne wzory? Jednym z możliwych wytłumaczeń jest to, że mogą one być w jakiś sposób łatwiejsze do analizowania. Jeśli spojrzysz na pary na poprzedniej stronie, zauważysz, że w każdym przypadku orientujesz się, o co chodzi (w sensie wizualnym), rzucając tylko okiem na górny obrazek z każdej pary, podczas gdy obrazek dolny wymaga nieco bardziej starannej inspekcji. Ponieważ układ widzenia, jak większość układów w naszych mózgach, jest z natury „leniwy”, wedle tej teorii wolimy symetryczne wzory, bo wymagają mniej roboty.

Drugą możliwością jest to, że nasze preferencje dla symetrii są konsekwencją ewolucji. W przypadku rzeczy, które powinny być symetryczne, czyli takich jak ludzkie twarze i wiele kwiatów wytwarzających pyłek, odstępstwa od symetrii są często manifestacją genów o słabej jakości i w efekcie oznaką słabej jakości osobników. U ludzi symetria wiąże się z inteligencją, tężyzną fizyczną i odpornością na depresję, zaś u kwiatów z wytwarzaniem większej ilości pyłku. Według tej teorii preferencja dla symetrii wyewoluowała u nas dlatego, że dzięki niej mamy większą szansę na wybór partnerów z dobrymi genami, przez co nasze rozmnażanie się będzie udane. Nasza preferencja dla symetrycznych wzorów abstrakcyjnych, a także, na przykład, dla symetrycznych rysunków przedstawiających parę butów, jest zatem ewolucyjnym kacem związanym z preferowaniem symetrycznych twarzy.

Która więc z tych teorii jest prawdziwa? Łatwość procesowania czy ewolucyjna preferencja? Ława przysięgłych wciąż radzi, ale jedna poszlaka z oryginalnej wersji zrobionego przez ciebie testu zdaje się potwierdzać tę drugą. Gdy naukowcy podzielili wyniki według płci testowanych, odkryli, że tylko mężczyźni wykazywali istotną preferencję dla figur symetrycznych w porównaniu z niesymetrycznymi (63% wobec 37%), a wybory kobiet układały się niemal równo pół na pół. To zła wiadomość dla zwolenników teorii łatwości przetwarzania informacji, ponieważ wydaje się bardzo mało prawdopodobne, żeby mózgi mężczyzn i kobiet różniły się pod względem czegoś tak podstawowego, jak przetwarzanie informacji wizualnej, czyli, mówiąc mniej technicznie, widzenie. Jednak ta różnica wyników dwóch płci nie jest również ostatecznym potwierdzeniem teorii preferencji ewolucyjnej (w badaniach dotyczących oceniania twarzy zarówno mężczyźni, jak i kobiety wolą symetrię), choć przynajmniej się z nią nie kłóci. Wiemy, że przy dobieraniu się w pary mężczyźni wszystkich kultur przywiązują większą wagę do atrakcyjności fizycznej niż kobiety (omawiałem to odkrycie w mojej poprzedniej książce, Psy-Q), jest więc możliwe, że tylko u mężczyzn jedna z cech fizycznej atrakcyjności, czyli symetria twarzy, przelewa się również na obiekty nieożywione.Zwyczajowi pOSĄdzeni

Pozostańmy przy temacie twarzy, ale zostawmy heroicznych producentów miodku i zajmijmy się złoczyńcami owadziego świata z rodziny vespidae. Wielu ludzi twierdzi, że choć może i są beznadziejni, jeśli chodzi o zapamiętywanie imion, twarzy nie zapominają nigdy. Ale jeśli twarz należy do osy, to czy ta zasada ciągle się sprawdza?

Poniżej widzimy twarz osy kryminalisty złapanego w policyjnej operacji „Żądło”. Przyjrzyj się uważnie, bo na następnej stronie poproszę cię o rozpoznanie jej przy okazaniu w szeregu.

ODPOWIEDŹ

Czy widzisz która to? Mam nadzieję, że nie wskażesz pandy Gao Gao, która w tym okazaniu w celu rozpoznania jest tylko pionkiem, ale do której wrócimy w dalszej części książki. Odpowiedź znajdziesz na dole następnej strony. Jeśli potrzebujesz wskazówki – kluczową cechą różnicującą jest w tym zestawieniu ilość czarnego zabarwienia wokół oczu, od najmniejszej (osa A) do największej (osa D).

Wiele bardzo prostych gatunków, nawet karaluchy czy ameby, potrafi odróżnić bliskich genetycznych krewniaków od osobników niespokrewnionych. Jednak aż do lat 60. XX wieku uważano generalnie, że jedynie kręgowce (czyli gatunki z kręgosłupem) mają wystarczająco sprawne mózgi, aby rozpoznać osobniki, z którymi się wcześniej zetknęły. Całkiem niedawno pojawiły się dowody sugerujące, że zdolność tę mogą posiadać również niektóre gatunki chrząszczy, langust i pustelników, ale sprawa ta wciąż jest kontrowersyjna.

Z drugiej strony osy są mistrzami świata bezkręgowców w rozpoznawaniu osobników. Oprócz zapachu charakteryzującego wszystkich członków kolonii wiele gatunków os potrafi rozpoznawać znajome osobniki po ich twarzach. Niedawne badania polegające na prezentowaniu osiej kolonii jej członków i obcych wykazały, że kiedy osy widzą twarz osobnika, to w rzeczywistości kompletnie ignorują wskazówki zapachowe. Czyli kiedy do gniazda zbliża się osobnik o nieznajomej twarzy, jest on atakowany nawet jeśli został sztucznie poperfumowany zapachem tej kolonii.

Zatem, o ile nie jest to zbyt osobiste pytanie, która z pokazanych wyżej os najbardziej ci się podoba (przy okazji – to same samce)? W naukowym artykule o niecodziennie filuternym tytule Sexy Faces in A Male Paper Wasp („Seksowne twarze wśród samców klecanek”) grupa brazylijskich naukowców opisuje, jak samice tych os szalały za samcami z dużymi ciemnymi plamami (D), ale żądliły i gryzły samce bez plamek lub uciekały od nich (A). W rzeczywistości okazało się, że za pomocą odrobiny czarnej farby można łatwo poprawić szanse pana osy (albo je równie łatwo zniszczyć przy pomocy farby brązowej). To ważna wiadomość, bo choć cechy podlegające doborowi płciowemu są u wielu zwierząt powszechne (pomyślmy o pawich ogonach), to wśród owadów znajdujemy je rzadko.

A skoro już mowa o seksownych pawiach…ODPOWIEDŹ

Jeśli uważasz, że ten u góry, bo ma na ogonie więcej oczek, to masz rację. Prawdopodobnie.

To, czy pawice wolą pawie z większą liczbą oczek, okazało się zaskakująco trudne do rozstrzygnięcia. Przeprowadzona w 2011 roku analiza, w której zebrano dane ze wszystkich wcześniejszych badań, wykazała, że to nie jest prosty przypadek „im więcej (oczek), tym lepiej (dla pawi)”. Ważne jest, by mieć ich wystarczająco dużo. Samice prawie nigdy nie wiążą się z samcami, które mają mniej niż 144 oczka, ale jeśli samiec osiąga tę magiczną liczbę, posiadanie więcej nie daje mu żadnych korzyści. To prawda, że pechowe samce, którym przebiegły naukowiec usunął po kilka oczek z ogona, kiepsko wypadają w grze o jaja, ale tylko dlatego, że eksperymentatorzy obcinają zwykle około 25 oczek, przez co pawiowi (jak naszemu smutnemu koleżce z poprzedniej strony) zostaje odrobinę mniej niż magiczna liczba 144. Typowemu samcowi wyrasta 169 piór z oczkiem, ale zawsze kilka tracą z przyczyn naturalnych, zanim pojawi się naukowiec z nożyczkami.

Ale dlaczego w ogóle istnieje magiczna liczba? Oczywiście nie dlatego, że samice pawi liczą poszczególne pióra. Chodzi raczej o to, że pozbawienie tak wielu piór, których liczba zdecydowanie przekracza naturalne straty wśród trudów życia, sprawia, że samiec pawia wygląda, by posłużyć się fachową nomenklaturą, dość dziwacznie. Usunięcie 25 piór zaburza wielkość i symetrię trenu, a obie te sprawy wydają się bardzo ważne dla pawich dam.

Choć nie wiadomo, czy pawicom rzeczywiście zależy na samej liczbie pawich oczek, to z całą pewnością biorą pod uwagę ich jakość. Dla sukcesu rozrodczego najistotniejsze są odcień (czyli, ogólnie rzecz ujmując, kolor) oraz opalizacja zielononiebieskiej ciapki (powierzchnia opalizująca to taka, która zdaje się przy ruchu zmieniać kolor).

Dlaczego w ogóle pawicom zależy na pawich oczkach? Jak przed wydaniem w roku 1871 kolejnej po O powstawaniu gatunków książki domyślił się Darwin, odpowiedź leży w doborze płciowym:

A w takim razie śmiało możemy być przekonani, że ich związki małżeńskie nie są prostem zrządzeniem przypadku, lecz że opierają się na tem, iż samce, które najlepiej umieją przypodobać się samicom, zdobywają sobie ich serca i z niemi się łączą. Odkąd zaś uwierzymy w prawdziwość tego twierdzenia, nie znajdziemy żadnej trudności w wynalezieniu czynników, na mocy których samce ptaków uzyskały swe ornamentacyjne cechy. Wszystkie zwierzęta miewają indywidualne różnice, a tak jak człowiek, korzystając z nich, może zmienić, np. upiększyć rasę swych domowych ptaków przez wybór odpowiednich jednostek do rozpłodu, tak też ustawiczny wybór najozdobniejszych samców przez samice wiedzie do tego samego rezultatu, z tą tylko różnicą, że działając na szerszą skalę, doprowadza do większych zmian, ograniczonych jedynie przez dobór przyrodniczy, to jest przez warunki, stanowiące o dobrobycie gatunku (Karol Darwin, Dobór płciowy, tom 2, Lwów 1876, przeł. Ludwik Masłowski).

Innymi słowy, jeśli zaledwie kilka samic tylko trochę woli samców z fantastycznymi oczkami, geny tych samców (wraz z genami warunkującymi powstawanie fantastycznych oczek) będą miały większą szansę na przekazanie do kolejnych pokoleń niż geny ich mniej fortunnych konkurentów.

Darwinowska wersja ewolucji jest dziś tak powszechnie akceptowana³, że aż trudno uwierzyć, iż ani nie była pierwsza, ani z pozoru najbardziej prawdopodobna…Skąd się wzięła szyja żyrafy

Wśród Takich sobie bajeczek Rudyard Kipling nie napisał historyjki pod tytułem Skąd się wzięła szyja żyrafy?, ale zanim pojawił się Darwin, dominująca teoria ewolucji mogła spokojnie pochodzić ze stron książeczki Kiplinga: żyrafy wyciągają szyje, żeby dosięgnąć do wysoko rosnących liści, a dzięki temu ćwiczeniu ich szyje robią się coraz dłuższe i silniejsze. Tę cechę później przekazują swojemu potomstwu.

Choć, jak przekonaliśmy się we wstępie, taka koncepcja miękkiego dziedziczenia była już omawiana zarówno w Zoonomii Erasmusa Darwina (1794), jak i w Śladach historii naturalnej wszechświata Roberta Chambersa (1844), później najsilniej kojarzono ją z francuskim biologiem Jeanem Baptiste’em Lamarckiem (1744–1829). Nawet nazywa się ją często lamarkizmem. Patrząc wstecz i korzystając z naszej obecnej wiedzy, uznalibyśmy tę teorię za ekstremalnie naiwną. Jednak nie jest sobie trudno wyobrazić, że pozornie wygląda ona na znacznie bardziej prawdopodobną od alternatywnej wersji Karola Darwina, którą można by streścić w ten sposób: (a) niektóre żyrafy po prostu akurat mają szyje trochę dłuższe od innych i (b) te żyrafy mają większe szanse na znalezienie partnera. Żadna z tych opcji nie brzmi zbyt prawdopodobnie. W rzeczywistości powierzchowna nieprawdopodobność ewolucji darwinowskiej jest prawdopodobnie jednym z głównych powodów, dla których nawet dziś hałaśliwa mniejszość nie chce w nią wierzyć, pomimo tego, że współczesna genetyka pozwala nam bezpośrednio mapować związane z nią zmiany w genomie, wraz z tymi (w roku 2016), które odpowiadają za długą szyję żyrafy.

Ale w jaki sposób dłuższa szyja zwiększa szansę żyrafy na znalezienie partnerów i wynikające z tego przekazanie genów na długą szyję następnym pokoleniom? Podręczniki tłumaczą, że żyrafy z dłuższą szyją mogą dosięgnąć do większej liczby liści niż ich rywale, więc prawdopodobieństwo, że umrą z głodu, nim pojawi się okazja do znalezienia partnerów, jest mniejsze. To jednak niekoniecznie prawda. Po pierwsze, kiedy konkurencja o pokarm jest najostrzejsza (czyli w porze suchej), żyrafy żerują głównie na niskich krzaczkach. Tak naprawdę żyrafy zwykle żerują z szyjami wygiętymi w dół, a nie z rozciągniętymi na całą długość. A jeśli chodzi głównie o dosięganie liści na wysokich drzewach, to dlaczego długość szyi wzrastała szybciej niż długość nóg? Długie nogi byłyby „oszczędniejszą” metodą na osiągnięcie wyższego wzrostu, ponieważ wpompowywanie krwi do mózgu poprzez długą szyję jest trudne i kosztowne energetycznie.

Argumenty tego typu doprowadziły do pojawienia się konkurencyjnej hipotezy, podkreślającej rolę doboru płciowego. Samce walczą o samice, waląc się głowami niczym maczugami, a dłuższa szyja oznacza większą siłę maczugi. Ta koncepcja zyskała całkiem sporo uznania, do tego stopnia, że niektórzy uważają hipotezę o sięganiu po liście za całkowicie obaloną. Jednak sama hipoteza o selekcji płciowej została rzeczywiście obalona w wyniku badań, które wykazały, że samce wcale nie mają dłuższych szyj niż samice. A tak by było, gdyby długie szyje pojawiły się jako pomoc w walce o partnerki. Wsparcie dla idei „sięgania po liście” przychodzi też ze strony odkrycia, że choć żyrafy może i niezbyt często wyciągają szyję, by dosięgnąć najwyżej rosnących liści, to kiedy to robią, na każdy kęs uzyskują w ten sposób najwięcej biomasy, być może dlatego, że te liście są najbardziej pożywne.

Jednocześnie ewolucja według mechanizmu Lamarcka przechodzi właśnie swego rodzaju odrodzenie w postaci rozwijającego się pola epigenetyki. Okazuje się, że choć środowisko nie może zmienić naszych genów czy DNA jako takiego, to może zmieniać chemiczne znaczniki, które te geny włączają lub wyłączają. Czy te zmiany są dziedziczne? U roślin i robaków tak. U ssaków prawdopodobnie nie – większość tych znaczników podlega resetowi w ciągu dwóch odrębnych cykli „przeprogramowywania” komórek rozrodczych. Ta informacja nie trafiła do zbyt wielu mediów, ale to jednak komórki płciowe. Więc jeśli przeczytasz historię o tym, że podatność na otyłość czy choroby serca wśród ludzi może pochodzić ze środowiska i być przekazana potomstwu przez znaczniki epigenetyczne, to niemal z całą pewnością, zupełnie jak w przypadku lamarckistowskiej historii o tym, skąd się wzięła długa szyja żyrafy, będzie to tylko taka sobie bajeczka.Opowieść o rybie

A teraz od takiej sobie bajeczki przejdźmy do historii oślizgłej jak ryba. Poniżej znajdziesz zagadkę polegającą na wyszukiwaniu słów. Twoje zadanie polega na znalezieniu tajemniczego ośmioliterowego słowa, które w jakiś sposób kojarzy się z dziedziną psychologii zwierząt. Czy ci się to uda, czy nie, powie nam coś bardzo ciekawego o twojej psychice.

Jeśli udało ci się znaleźć to słowo – gratulacje! Przejdź teraz tutaj.

Jeśli nie udało ci się znaleźć poszukiwanego słowa, to pech. Przejdź tutaj.ODPOWIEDŹ

Po sprawdzeniu, jak ci poszło, możesz porównać swój wynik z wynikami kilkorga przyjaciół lub członków rodziny. Co ciekawe, testy takie jak ten zawsze wykazują, że w tego typu zadaniach mężczyźni radzą sobie lepiej niż kobiety, a także w mniejszym stopniu polegają na wykorzystywaniu charakterystycznych punktów terenu. Choć różnica w wynikach nie jest duża, jest wyraźnie istotna statystycznie (koncepcja istotności statystycznej zostanie wyjaśniona w rozdziale Zdolności nadprzypapugorodzone). Taką samą różnicę między płciami wykryła grupa szkockich biologów, kiedy przed podobnym (choć oczywiście dużo prostszym) zadaniem wymagającym zapamiętywania przestrzeni postawiła różanki wschodnioazjatyckie, słodkowodne ryby żyjące w Japonii i Chinach.Przypisy

1 Stąd „hmm” w oryginale – po angielsku istnieje bowiem również inne określenie tej czynności, popularniejsze i również na „f”, ale powszechnie uważane za umiarkowanie przyzwoite (przyp. tłum.).

2 W rzeczywistości, jak przyznał później Darwin, pomysł ten został po raz pierwszy poddany pod dyskusję przez szkockiego sadownika Patricka Mathew, który pogrzebał go w załączniku do swojej wydawniczej sensacji z roku 1831, zatytułowanej On Naval Timber and Arboriculture („O drewnie dla potrzeb marynarki i hodowli drzew”).

3 Trzeba tu dodać, że nie wszyscy biolodzy akceptują w teorii Darwina jej aspekt dotyczący doboru płciowego. Patrz na przykład: http://science.sciencemag.org/content/311/5763/965.full.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: