Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Daleko od morza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 lipca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Daleko od morza - ebook

Europa tonie w powojennym chaosie. Trzydziestoletnia lekarka Marianna Palińska po długiej rekonwalescencji spowodowanej pobytem w obozie Ravensbrück wraca do Polski, aby odnaleźć swojego brata.
Kobieta pomaga Niemcom, którzy pozostali w kraju, spisując ich historie, co pomaga jej odzyskać wiarę w siebie i pogodzić się z przeszłością.
Jednocześnie podejmowane przez nią decyzję zaważą nie tylko na losie lekarki, ale także jej najbliższych.

Powojenna zawierucha, trudne relacje międzyludzkie, a w tym wszystkim walka o człowieczeństwo, przyjaźń, a wreszcie miłość.

Zachęcająca do refleksji opowieść z trudną historią w tle, niosąca nadzieję i przypominająca o tym, jak ważna jest pamięć i zrozumienie.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8075-813-1
Rozmiar pliku: 907 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Tamtego roku wydawało się, że cała Europa jest w ruchu. Na ulicach zrujnowanych miast roiło się od ludzi, którzy gromadzili się na dworcach i w opuszczonych budynkach, stroniąc od dawnych ciemiężycieli, jednocześnie im złorzecząc. Marianna niewiele pamiętała ze swojej przeprawy przez Niemcy, w jej umyśle zachowały się jedynie strzępy słów, pojedyncze obrazy. Ponure wnętrze fabryki samolotów w Neustadt-Glewe wypełnione bladymi postaciami w pasiakach. Strażnicy codziennie wynoszący kolejne, skrajnie wycieńczone osoby. I jej choroba.

Początkowo sądziła, że to od rany na lewym udzie, pamiątki przymusowego „leczenia”, jakiemu została poddana w Ravensbrück, jednak jedna z więźniarek, dawna lekarka, wyprowadziła ją z błędu. Tyfus. Powinna była się domyślić, przecież pracowała ponad rok jako karmicielka wszy. Pozostałe Polki zaglądały do niej na rewir i szeptały między sobą. Ich głosy tworzyły przyjemny szum zagłuszający wcześniejsze wspomnienia, pełne wstydu oraz samooskarżeń. Ktoś przemycał dla niej zastrzyki wzmacniające. Gorączka nie ustępowała.

Pewnego popołudnia towarzyszki pomogły dziewczynie wstać, pomalowały ją i uczesały. „Musisz wytrzymać, choćby nie wiem, co się stało” – przestrzegła ją lekarka. Nogi się pod nią uginały, lecz dzielnie zniosła spojrzenie strażnika. Wypuścili ją razem z pozostałymi, sprawnymi fizycznie więźniarkami. Kobiety dostały się pod opiekę Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Jeden rzut oka wystarczył, by sanitariusze zakwalifikowali ją do grupy ciężko chorych i wkrótce potem wywieziono ją samochodem do Danii, a następnie promem do Malmö. W pamięć wrył się jej śnieżnobiały lakier pojazdu z wielkimi emblematami Czerwonego Krzyża na bokach. Dookoła pobrzmiewały jeszcze odgłosy walki, czasem miała wrażenie, że kule niedługo dosięgną i sanitariuszy. Szwedzi jednak nie zdradzali żadnych oznak niepokoju, niestrudzenie pocieszając swoich podopiecznych.

Z promu w Malmö wysiadła już o własnych siłach, lecz lekarze, pomimo protestów dziewczyny, skierowali ją na dalszą kwarantannę. Gdy patrzyła przez okno ośrodka rehabilitacyjnego w Kristianstad, jej myśli koncentrowały się na powrocie do domu.

Do pokoju, który współdzieliła z dwoma dawnymi współwięźniarkami z obozu, zapukała Hedda, jedna z pielęgniarek, działająca w Lottcie.

– Poczta – powiedziała zdawkowo, rozdzielając korespondencję. Zatrzymała się przy Mariannie i ponownie rzuciła okiem na wypisane na kopercie dane adresata. – Chyba wreszcie udało się znaleźć któregoś z twoich krewnych, moja droga. – W głosie Szwedki wybrzmiała sympatia.

Marianna podziękowała i wzięła od niej przesyłkę. Nie mogła powstrzymać drżenia rąk. List zaadresowano niechlujnym, nierównym pismem, którego nie potrafiła rozpoznać. Wpatrywała się przez dłuższą chwilę w kopertę, jakby usiłowała odgadnąć treść kryjącego się w niej listu.

– Nie będziesz wiedziała, dopóki nie przeczytasz – powiedziała Stanisława, dawna nauczycielka z gimnazjum dla panien oraz jedna z inicjatorek tajnych kompletów w obozie, unosząc wzrok znad książki.

Marianna westchnęła cicho i odłożyła kopertę na stolik nocny. Ukryła twarz w dłoniach, usiłując zebrać się na odwagę.

– Kiedy cię wywieźli? – zapytała Stanisława.

– Pod koniec czterdziestego trzeciego. Niosłam ważne meldunki. Ktoś musiał mnie wydać, ponieważ naprawdę uważałam i pilnowałam, czy nikt mnie nie śledzi. Moje aresztowanie nie mogło być dziełem przypadku.

Stanisława uniosła dłoń.

– Nie musisz niczego tłumaczyć, każda z nas ma swoje podejrzenia i pewne „luki” w historii, które chciałaby zapełnić. Czterdziesty trzeci mówisz. Dwa lata to dużo czasu, a podczas wojny to niemal epoka w dziejach ludzkości – stwierdziła. – Niemniej pamiętaj, że druga strona żywiła te same lęki i nadzieje, co ty, a ich rezultatem – pokazała głową na leżącą na stoliku kopertę – jest ten list.

Na ustach Marianny pojawił się słaby uśmiech.

– Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego tak dobrze odnajdowała się pani w roli pedagoga – odparła.

Dawna nauczycielka wzruszyła ramionami.

– W pewnym sensie nigdy nie przestaniesz być moją uczennicą. A teraz, jeśli pozwolisz, udam się na krótki spacer – powiedziała, wyprostowała się i z godnością ruszyła przed siebie, utykając na prawą, niegdyś pokrytą wrzodami nogę.

Marianna rozerwała kopertę. Wewnątrz znalazła dwie kartki zapełnione nieco równiejszym, choć dalej niespełniającym podstawowych wymogów kaligrafii charakterem pisma. Od razu rozpoznała, że list napisał jej przyjaciel z czasów studiów, Jędrzej.

Warszawa, 10 września 1945 r.

Droga przyjaciółko!

Z wielkim trudem udało mi się ustalić miejsce Twojego pobytu, a i nie obyło się przy tym bez wykorzystania dawnych znajomości. Choć klimat polityczny bez wątpienia uległ zmianie, to jedna rzecz wydaje się niezniszczalna – siła odpowiednio zasianego pochlebstwa, strategicznie wyświadczonej posługi, niezmiennie determinują pozycję jednostki w każdym społeczeństwie. Niezmiernie ucieszyła mnie wiadomość, że udało Ci się przetrwać niemiecką niewolę i mam nadzieję, że już wkrótce Twój stan zdrowia umożliwi Ci powrót do ojczyzny.

Obecnie przebywam w Warszawie, jednak już wkrótce przeniosę się do Krakowa, gdzie mam zamiar dokończyć studia medyczne i rozpocząć pracę jako chirurg. Pamiętasz może, jak chodziliśmy razem na zajęcia, jak uczyliśmy się nocami do egzaminów, co rusz kontrolowani przez Twoją staroświecką, poczciwą stryjenkę? Właśnie te wspomnienia pomogły mi przetrwać najcięższe chwile, gdy maszerowałem z Wojskiem Polskim na Berlin.

Chciałbym móc Ci cokolwiek powiedzieć o losach Twojej rodziny, lecz niestety moja wiedza jest fragmentaryczna. Twojego stryja i stryjenkę aresztowano na początku czterdziestego czwartego, ludzie plotkowali, że wywieziono ich do jednego z obozów, lecz nie byłem w stanie zweryfikować tych informacji. Jeden z naszych znajomych, przebywający jeszcze we Lwowie, potwierdził, że waszą kamienicę obecnie zamieszkują Ukraińcy. O starych właścicielach nic nie wiadomo.

Brat Twój zbiegł tej samej nocy, gdy aresztowano państwa Palińskich. Gdzie się ukrywał później, trudno powiedzieć, jednak spotkałem niedawno jednego z jego przyjaciół w Warszawie, opowiadał mi o swoich planach osiedlenia się na Ziemiach Zachodnich, a konkretniej w Szczecinie…

W dalszej części listu Jędrzej opisał losy pozostałych studentów z ich rocznika tym samym, nazbyt skłonnym do ozdobników stylem. Marianna przejrzała kolejne akapity, szukając informacji o osobach tworzących jej dawne życie, niestety, znalazła jedynie ogólniki. Uwadze dziewczyny nie uszedł fakt, że Jędrzej zręcznie omijał jakiekolwiek wzmianki o sytuacji politycznej w kraju, wyraźnie też unikał tematu osób walczących w podziemiu. Złożyła list i zamyśliła się na chwilę. Nowiny docierające do więźniarek nie były szczególnie zachęcające. Mówiono o prześladowaniach, aresztowaniach dawnych działaczy podziemia oraz o panoszących się wszędzie, stosujących sowieckie metody komunistycznych agentach. Dla Marianny największym szokiem okazało się przesunięcie granic, usuwające jej rodzinny Lwów z terytorium Polski. Przez okres swojego uwięzienia przy życiu utrzymywała ją wiara w powrót do domu, teraz jednak wychodziło na to, że nie dość, iż została sierotą, to na dodatek pozbawiono ją ojczyzny. „Po cóż mam zatem wracać?” – pomyślała z goryczą. – „Być może rację mają ci, którzy mówią, że przegraliśmy wojnę i powinniśmy teraz, w miarę możliwości, odbudować swoje życie na emigracji? Jestem jeszcze dość młoda, być może gdzieś w Anglii albo w Ameryce…” – myślała, lecz wtem przed oczami ukazała się jej scena ze swojego ostatniego wieczoru spędzonego we Lwowie.

W mieszkaniu Ignacego, brata dziewczyny, odbyło się zebranie podległej obwodowi Żółkiew komórki AK, do której należeli. Wtedy dowiedziała się o przydzieleniu jej nowego zadania – miała przewieźć poufne informacje i przekazać je swojemu kontaktowi w Warszawie. Jako eskortę dostała dwóch doświadczonych żołnierzy, byłego podporucznika Wojska Polskiego o pseudonimie „Modry” i wojskowego kierowcę znanego pod pseudonimem „Albinos”. Polecenia przekazano im na osobności, w pośpiechu. Kiedy Marianna wróciła do pokoju gościnnego, zauważyła, że zgromadzeni wyglądali na podenerwowanych, a zamiast prowadzić ożywioną dyskusję, wymieniali jedynie zdawkowe uwagi. Ignacy odciągnął ją na bok. Weszli do niewielkiej kuchni.

– Obiecaj mi coś – powiedział cicho, kładąc dłonie na ramionach siostry. Zielone oczy utkwił w jej twarzy. – Obiecaj, że gdy to wszystko się skończy, odnajdziesz mnie.

Marianna odwzajemniła uważne spojrzenie brata.

– Ignac, Ty chyba nie wplątałeś się…

– Oczywiście, że nie, ale wiesz, jak jest – wszedł jej w słowo.

„Za szybko i zbyt stanowczo” – odnotowała Marianna, lecz postanowiła nie kontynuować tego tematu. Będzie na to dużo czasu, gdy wróci, być może z kolejnym zadaniem albo równie istotnym meldunkiem.

Skinęła głową. Ignacy rozpogodził się nieco, choć przez resztę wieczoru jego wzrok błądził po pomieszczeniu, on sam zaś wydał się gościom nieobecny duchem.

„Diabli by wzięli dawne obietnice!” – pomyślała ze złością Marianna, choć wiedziała, że nie złamie danego bratu słowa. Następnego dnia zbierało się konsylium lekarskie mające zadecydować o dalszych losach pacjentek. Nadszedł najwyższy czas, by zadać im to jedno szczególne pytanie.

* * *

– Cóż, panno Palynska, stan pani zdrowia nie jest tak zadowalający, jak byśmy tego pragnęli – rzekł doktor Aberg. – Aczkolwiek jesteśmy skłonni przychylić się do pani prośby i wypisać panią na początku października.

– Dziękuję za wyrozumiałość – odpowiedziała Marianna i lekko skinęła głową.

Aberg obrzucił ją krótkim spojrzeniem.

Już zbierała się do wyjścia, gdy zatrzymał ją głos jedynej kobiety w konsylium, Sigrid Sacklund:

– Czy zamierza pani pracować jako lekarz? Z tego, co czytałam, posiada pani dyplom ukończenia Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu we Lwowie, wydany jeszcze w roku 1939.

Przez ciało Marianny przebiegł nieprzyjemny dreszcz.

– Tak, rozważam taką możliwość – odpowiedziała z wahaniem w głosie. – Choć nie wiem, czy moje kwalifikacje zostaną uznane.

Szwedka spojrzała na nią pytająco.

– Mój dyplom został antydatowany, studia ukończyłam, korzystając z tajnego nauczania na dwa miesiące przed zesłaniem do obozu – wyjaśniła zdawkowo Marianna.

– Och… – odparła lekarka. – W każdym razie, mam nadzieję, że kiedyś zobaczymy się na jednej z konferencji lekarskich. Proszę nie pozwolić, by pani talent i dotychczasowa praca poszły na marne.

Marianna kiwnęła uprzejmie głową i wymknęła się z sali. Zdała relację z rozmowy Stanisławie. Nauczycielka nie wyglądała na zaskoczoną.

– Dokąd się udasz? – zapytała, jak zawsze rzeczowo.

– Dwunastego będę w Gdyni, potem nie wiem – przyznała szczerze Marianna.

Stanisława sięgnęła do swojej szafki. Otworzyła górną szufladę i zaczęła przeglądać znajdujące się w środku papiery. W końcu wyciągnęła kartkę z adresem i podała ją Mariannie.

– Jedna z naszych towarzyszek, a moja dobra znajoma jeszcze z czasów przedwojennych, Helena Przecławska, osiedliła się w Sopocie z nadzieją na… W sumie w jej wypadku trudno powiedzieć na co – rzekła. – Z artystami nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie powołaj się na mnie, a pomoże ci coś znaleźć. Zawsze miała talent do oczarowywania odpowiednich osób.

Marianna złożyła karteczkę i wsunęła do kieszeni w spodniach.

– Dzieciaku, nie miej takiej marsowej miny, jeszcze całe życie przed tobą. Może tutaj, pośród tych samych, umęczonych twarzy tego nie dostrzegasz, ale po powrocie do kraju wszystko zacznie się układać – przekonywała Stanisława, zaciskając rękę na prawej dłoni Marianny.

– Oczywiście, ma pani rację. – Dziewczyna zamarkowała uśmiech.

Czekały ją jeszcze dwa tygodnie życia w zawieszeniu. Powoli w głowie Marianny zarysowywał się plan: odzyskać niezbędne dokumenty oraz zaświadczenia, zgłosić się do najbliższej Akademii Medycznej, nostryfikować dyplom, rozpocząć praktyki. Znaleźć Ignacego.

Szwedzka Pomocnicza Organizacja Kobiet.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: