Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dawno temu w telewizji - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dawno temu w telewizji - ebook

Jakie triki podczas wywiadów w „Na każdy temat” stosował Mariusz Szczygieł, późniejszy zdobywca Nike? Co o telewizji sądził tata scenarzystki M jak miłość i Klanu, Ilony Łepkowskiej? Dlaczego Miodowe lata kręcono w teatrze? Ile „do fejmu” na pierwszym roku studiów dodawała praca w „Rowerze Błażeja”? O czym myślała Magda Mołek w studiu powodziowym we Wrocławiu? Co ukrywali kandydaci z „Randki w ciemno” i za jaką kwotę Jacek Kawalec zgodziłby się zagrać Kawalca?

Dostawali tysiące listów, ich kolejne występy w prime time z zapartym tchem śledziło jednocześnie nawet kilkanaście milionów Polaków! Kamil Bałuk w dziesięciu rozmowach o tym, co działo się „dawno temu w telewizji”, przypomina stojących w świetle reflektorów ówczesnych bohaterów zbiorowej wyobraźni i jej kreatorów, ukrytych zazwyczaj przed publicznością. Pokazuje nieoczywiste kariery oraz kulisy najsłynniejszych programów i seriali. Tropi zmiany mentalności, przełamywanie kolejnych barier i tematów tabu. Rozjaśnia drugą, ukrytą za kamerami, stronę srebrnego ekranu. A przede wszystkim skupia się na rozmówcach i na tym, w jaki sposób poradzili sobie z popularnością, co dała im praca w telewizji i jak łatwo było wpaść w jedną tematyczną szufladkę.

Pamiętacie ten dreszcz emocji towarzyszący wyciu syren w czołówce „997”? Intymne, czasem nie z tego świata, wieczorne rozmowy „Na każdy temat”? Orzeźwiający i świeży, kręcony przez młodzież „Rower Błażeja”? Miodowe lata, czyli legendarny polski sitcom, który popularnością przebił amerykański oryginał, a nagrane podczas kolejnych odcinków wybuchy śmiechu telewizja wykorzystuje do dzisiaj? Perypetie rodziny Mostowiaków, Świat według Kiepskich, „Randkę w ciemno”, „Piratów”, „Idola”…?

W latach 90. telewizja była odkryciem, objawieniem, oknem na świat, a jej najjaśniej świecące gwiazdy kojarzymy do dzisiaj wszyscy. Poznajcie jej kulisy od podszewki!

Kategoria: Kino i Teatr
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-07882-2
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dawno temu w ży­ciu

Kiedy mia­łem pięć lat, Ma­riusz Szczy­gieł po­wie­dział w Pol­sa­cie słowo „seks” albo „sexy”, nie pa­mię­tam do­kład­nie. Pa­mię­tam za to, że spy­ta­łem ro­dzi­ców, co to słowo ozna­cza. Nie do­wie­dzia­łem się.

Kiedy mia­łem je­de­na­ście lat, TVP za­częła emi­to­wać Na do­bre i na złe. Z jed­nej strony se­rial przez lata ko­ja­rzył mi się miło, z nie­dziel­nym obia­dem u babci. Z dru­giej – gdy od­ci­nek się koń­czył, koń­czyła się też nie­dziela, a ja mia­łem ucisk w żo­łądku z po­wodu nie­odro­bio­nych za­dań do­mo­wych na po­nie­dzia­łek.

Przed dwu­na­stymi uro­dzi­nami do­sta­łem mały te­le­wi­zor. Mój wła­sny. Włą­cza­łem TVN i oglą­da­łem pro­gram Agent. W szkole zro­bi­łem sondę. Spy­ta­łem każ­dego z klasy, kogo ty­puje na agenta, a kogo na zwy­cięzcę pro­gramu. Wy­niki opra­co­wa­łem w Excelu.

Włą­cza­łem Pol­sat i oglą­da­łem Świat we­dług Kiep­skich. Któ­re­goś dnia gra­li­śmy w nogę na po­dwórku. Sta­łem aku­rat na bramce, gdy ktoś krzyk­nął, że ak­tor wy­stę­pu­jący w Kiep­skich zgi­nął w wy­padku sa­mo­cho­do­wym. By­łem w szoku, nie mo­głem prze­stać o tym my­śleć. W re­zul­ta­cie wpu­ści­łem sie­dem bra­mek. Po paru dniach oka­zało się, że in­for­ma­cja o wy­padku to plotka.

Kiedy mia­łem czter­na­ście lat, Ali­cja Ja­nosz wy­grała Idola. Nie­sa­mo­wite, dziew­czyna nie­wiele star­sza ode mnie ma cały świat u stóp, po­my­śla­łem na­iw­nie. Ma­rzy­łem o czymś po­dob­nym. Całe szczę­ście, że na ca­stin­gach do Idola obo­wią­zy­wała dolna gra­nica wieku. Nie zgło­si­łem się, bo nie mo­głem.

Na ca­sting po­sze­dłem dwa lata póź­niej, do pro­gramu kul­tu­ral­nego w lo­kal­nej te­le­wi­zji. Re­dak­to­rzy od razu po­wie­dzieli, że moje dredy będą du­żym atu­tem. Ale kiedy po­pro­sili mnie, że­bym za­po­wie­dział „coś po­po­wego”, od­par­łem, że ni­gdy w ży­ciu. Szes­na­ście lat to za­bawny wiek.

Dredy ścią­łem po fi­nale olim­piady z pol­skiego. Prze­gra­łem za­kład. Za­ło­ży­łem się, że nie wy­gram (olim­piady). Wy­gra­łem, więc prze­gra­łem (za­kład). Fi­nał od­by­wał się w War­sza­wie. By­łem oszo­ło­miony mia­stem. Gdy wró­ci­łem do Wro­cła­wia, przez cały dzień wy­da­wało mi się, że w TVN24 po­ka­zują bu­dy­nek In­sty­tutu Ba­dań Li­te­rac­kich przy Kra­kow­skim Przed­mie­ściu. Tak na­prawdę po­ka­zy­wali Wa­ty­kan.

Od pierw­szego roku stu­diów nie mia­łem te­le­wi­zora. Ale i tak pod­czas jed­nej z im­prez dla żartu wy­sła­łem SMS-a zgło­sze­nio­wego do Mi­lio­ne­rów. Od­dzwo­nili do mnie z dzie­się­cioma py­ta­niami. Na więk­szość od­po­wie­dzia­łem źle. Pani z pro­duk­cji po­wie­działa, że to nic, bo li­czy się oso­bo­wość, więc za­pra­szają do stu­dia. Pod­czas na­gra­nia bar­dzo się stre­so­wa­łem. W kon­ku­ren­cji kto pierw­szy, ten lep­szy uczest­nicy mu­sieli uło­żyć w ko­lej­no­ści po­szat­ko­wane na cztery czę­ści przy­sło­wie „Im da­lej w las, tym wię­cej drzew”. By­łem drugi. Zwy­cięż­czyni zro­biła to w cztery se­kundy. Za­pa­mię­ta­łem, że była ab­sol­wentką tech­ni­kum le­śnego. Mi­liona nie wy­gra­łem.

Kiedy mia­łem dwa­dzie­ścia cztery lata, do­wie­dzia­łem się, że można do­ro­bić, gra­jąc w pa­ra­do­ku­men­tach. W jed­nej z pro­duk­cji wy­stą­pił na­wet pies mo­jej ko­le­żanki. Trzy razy, i to za pie­nią­dze! pie­nią­dze! Na ca­stingu do­sta­łem do ode­gra­nia dziwną scenkę: mia­łem się wcie­lić w chło­paka, który roz­ma­wia z są­sia­dem, po tym, jak od­krył, że ten są­siad pró­bo­wał wy­ko­rzy­stać sek­su­al­nie jego sio­strę. By­łem skrę­po­wany. W sce­na­riu­szu dziew­czyna miała na imię tak samo jak moja sio­stra. Po ca­stingu wpi­sali mnie do bazy, cho­ciaż po­noć nie do­sta­łem naj­wyż­szej oceny. Z pro­po­zy­cjami za­dzwo­nili dwu­krot­nie. Raz mieli dla mnie rolę nar­ko­mana, a raz po­li­cjanta. W obu przy­pad­kach od­mó­wi­łem. My­śla­łem już wtedy ra­czej o pi­sa­niu re­por­taży.

Kiedy mia­łem dwa­dzie­ścia dzie­więć lat, wy­da­łem pierw­szą książkę re­por­ter­ską. Od mo­mentu jej pre­miery by­łem w te­le­wi­zji dzie­siątki razy. Na­uczy­łem się, jak mó­wić o książce w krót­kim ko­men­ta­rzu do ma­te­riału in­for­ma­cyj­nego, jak od­po­wia­dać na py­ta­nia w te­le­wi­zji śnia­da­nio­wej, a jak w pro­gra­mie o kul­tu­rze. Wy­po­wia­da­łem się też dla te­le­wi­zji cze­skich, ho­len­der­skich, bel­gij­skich, a na­wet dla ame­ry­kań­skiej, cho­ciaż dzi­siaj nie na­zy­wamy tego te­le­wi­zją, tylko ka­na­łem na YouTu­bie. Moje wy­po­wie­dzi po an­giel­sku w ma­te­riale VICE News o dok­to­rze Kar­ba­acie obej­rzało mi­lion osób z ca­łego świata.

Daw­niej przed ta­kim wy­stę­pem umarł­bym ze stresu. W dzie­ciń­stwie wy­obra­ża­łem so­bie, że wy­stę­po­wa­nie przed ka­me­rami jest bar­dzo trudne. Dzi­siaj to dla mnie nor­malka.



Kiedy mia­łem trzy­dzie­ści dwa lata, jako pra­cow­nik In­sty­tutu Re­por­tażu wy­bra­łem się na spo­tka­nie do ra­dia ne­wonce. Po­wie­dzia­łem, że wpraw­dzie Ma­riusz Szczy­gieł, twórca IR, nie za­mie­rza pro­wa­dzić żad­nych no­wych au­dy­cji ra­dio­wych, ale mo­żemy po­roz­ma­wiać o in­nych po­my­słach.

– Szu­ka­cie cze­goś albo ko­goś? – za­ga­iłem.

– Pro­wa­dzą­cego do au­dy­cji. Bę­dzie się na­zy­wać Dawno temu w te­le­wi­zji.

– A gdy­bym to ja ją po­pro­wa­dził?

– Ty?

– I za­pro­szę Szczy­gła do od­cinka. Bo wie­cie, strasz­nie mnie cie­kawi, czemu Ma­riusz o tym Na każdy te­mat nie za bar­dzo lubi roz­ma­wiać.Elż­bieta Za­pen­dow­ska

Kto, po­dob­nie jak ja, emo­cjo­no­wał się Ido­lem jako na­sto­la­tek, zgo­dzi się ze mną, że dla mil­le­nialsa przej­ście na „ty” z Elż­bietą Za­pen­dow­ską to duża rzecz. Na­wet je­śli Ela twier­dzi, że jest na „ty” ze wszyst­kimi. Przed laty wie­rzy­łem, że ta­lent show to prze­pustka do sławy. Nie ro­zu­mia­łem, że we­ry­fi­ka­cja po­ten­cjału uczest­ni­ków przy­cho­dzi do­piero po pro­gra­mie. Jed­nak kilku oso­bom Idol dał sławę bez­względną – w tym ju­ro­rom pro­gramu. Za­pen­dow­ska mówi, że ta sława to było naj­gor­sze, co jej się w te­le­wi­zji przy­tra­fiło.

.

ELŻ­BIETA ZA­PEN­DOW­SKA – na­uczy­cielka śpiewu i gry na for­te­pia­nie, kry­tyczka mu­zyczna, spe­cja­listka od emi­sji głosu. Ab­sol­wentka klasy for­te­pianu w Pań­stwo­wej Szkole Mu­zycz­nej II stop­nia w Opolu. Za­ło­ży­cielka Opol­skiego Stu­dia Pio­senki, w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku zwią­zana z war­szaw­skim te­atrem Stu­dio Buffo oraz Te­atrem Mu­zycz­nym Roma. Pra­co­wała z wo­ka­li­stami i wo­ka­list­kami wy­stę­pu­ją­cymi m.in. w mu­si­ca­lach Me­tro, Gre­ase czy Koty, a wśród jej uczniów byli Edyta Gór­niak, Mi­chał Ba­jor i Doda. W 2002 roku zo­stała ju­rorką w pro­gra­mie Idol, w tej roli brała udział rów­nież w in­nych pro­duk­cjach Pol­satu: Jak oni śpie­wają oraz Must Be the Mu­sic. Tylko mu­zyka.

.

Ko­bitka świ­ruje

Ka­mil Ba­łuk: Twier­dzi pani, że do dziś nie wie, jak się zna­la­zła w Idolu?! Co to zna­czy?

Elż­bieta Za­pen­dow­ska: Może na „ty” przejdźmy, co? Ja z ca­łym świa­tem je­stem na „ty”. Tylko ostrze­gam, że po pierw­sze, zu­peł­nie cię nie wi­dzę, bo wzrok mi się to­tal­nie po­gor­szył, a po dru­gie, prze­pra­szam, ale skoro je­ste­śmy u mnie w domu, to mu­sisz wie­dzieć, że ja palę pa­pie­rosy w środku, kiedy roz­ma­wiam.

Jest OK. To jesz­cze raz: nie wiesz, jak się tam zna­la­złaś?!

Pra­co­wa­łam w te­atrze Buffo, po­tem w Ro­mie, stam­tąd mnie ścią­gnęli. Mia­łam wąt­pli­wo­ści, czy się zgo­dzić. Pol­sat nie miał u mnie naj­lep­szej re­pu­ta­cji, ale aspekt fi­nan­sowy prze­wa­żył. Cho­ciaż my za­ra­bia­li­śmy w pierw­szej edy­cji straszne pie­nią­dze...

Straszne?

To zna­czy małe, w ka­te­go­riach żartu. Ale jako że pie­nię­dzy, tak czy siak, po­trze­bo­wa­łam...

Za­raz. Ma­ciek Rock, pro­wa­dzący Idola, mó­wił, że pro­du­cenci szu­kali naj­lep­szego na­uczy­ciela śpiewu w kraju i zna­leźli cie­bie.

Ma­ciek chrzani, ewen­tu­al­nie chce ode mnie pięć­dzie­siąt zło­tych po­ży­czyć. Skon­tak­tuję się z nim i so­bie to wy­ja­śnimy, wciąż lu­bimy ze sobą ga­dać.

Co było wtedy nie tak z Pol­sa­tem, tak hi­po­te­tycz­nie?

Wy­da­wał mi się nie­pewny po tym, ile sił wło­żyli w pro­mo­wa­nie di­sco polo. Z dru­giej strony inne te­le­wi­zje nie miały pro­gra­mów mu­zycz­nych, które by mi się po­do­bały. Szansa na suk­ces z Man­nem w TVP czy Droga do gwiazd z Wo­dec­kim w TVN były for­ma­tami, w któ­rych każdy so­bie sło­dził: „O, jak ład­nie śpie­wasz”. Ju­ro­rzy, pro­wa­dzący, uczest­nicy – wszy­scy wy­da­wali mi się za bar­dzo uło­żeni. Z ko­lei pro­du­cenci Idola po­ka­zali nam bry­tyj­ską wer­sję, świeżą, pro­sto z pro­duk­cji, bo w tam­tym mo­men­cie nie skoń­czył się na­wet pierw­szy se­zon. Zo­ba­czy­łam, co tam się dzieje, co robi Si­mon Co­well, z któ­rym do dzi­siaj mam zbieżny gust, i po­my­śla­łam: „No, to mi się wresz­cie po­doba”.

Co? Że mó­wił lu­dziom, żeby raz na za­wsze prze­stali śpie­wać?

„Fał­szu­jesz”, „zmień za­wód”, „po­szu­kaj ja­kichś in­nych po­my­słów na przy­szłość”. Prawda mię­dzy oczy. W pol­skiej te­le­wi­zji to nie było po­pu­larne, lu­dzie wy­po­wia­dali się ra­czej dy­plo­ma­tycz­nie. Druga za­leta Idola była taka, że po­ziom ar­ty­styczny za­po­wia­dał się wy­soki. I nie mó­wię tu o uczest­ni­kach, bo nie było wia­domo, kto przyj­dzie na ca­sting. Mó­wię o po­my­śle, żeby na każ­dym eta­pie byli mu­zycy i eks­perci z branży. Kie­row­ni­kiem mu­zycz­nym zo­stał Wal­dek Pa­rzyń­ski, wie­lo­letni wo­ka­li­sta jaz­zo­wej grupy Novi Sin­gers, kom­po­zy­tor, czło­wiek, który gwa­ran­to­wał ja­kość. Wie­dzia­łam to, bo się zna­li­śmy od lat, by­wa­łam na jego warsz­ta­tach, słu­cha­łam pro­wa­dzo­nych przez niego or­kiestr.

Po­zo­sta­łych ju­ro­rów zna­łaś?

Jacka Cy­gana i Ro­berta Lesz­czyń­skiego. Może to dzi­siaj nie­oczy­wi­ste, ale Ja­cek był naj­bar­dziej znany z na­szej czwórki. Kuba Wo­je­wódzki dużo mniej, a ja chyba wcale. Drugi co do po­pu­lar­no­ści był Ro­bert, który jako kry­tyk mu­zyczny za­lazł za skórę paru ar­ty­stom, a trzeba pa­mię­tać, że w tam­tym cza­sie kry­tycy mu­zyczni w du­żych me­diach mieli jesz­cze ja­kiś wpływ na ry­nek.

W każ­dym ra­zie z całą czwórką ju­ro­rów zna­leź­li­śmy szybko wspólny ję­zyk.

For­mat za­kła­dał, że każde z was ma mieć ści­sły zwią­zek z ja­kąś czę­ścią branży mu­zycz­nej. Dla­tego mie­li­śmy tek­ścia­rza, kry­tyka. Wo­je­wódzki był kimś po­mię­dzy dzien­ni­ka­rzem a or­ga­ni­za­to­rem kon­cer­tów. A ty kim by­łaś?

Lu­bię mó­wić, że na­uczy­cielką śpiewu z Pol­ski po­wia­to­wej chwi­lowo pra­cu­jącą w War­sza­wie.

Skąd się w tej War­sza­wie wzię­łaś?

A ile mamy czasu?

Tyle, ile po­trzeba. Nie je­ste­śmy w te­le­wi­zji.

To może od po­czątku? Mama była z Brze­żan, z dzi­siej­szej Ukra­iny, oj­ciec z Prze­my­śla. Kiedy się uro­dzi­łam w 1946 roku, miesz­kali w Sta­ra­cho­wi­cach, ale prze­pro­wa­dzi­li­śmy się do Opola.

Oj­ciec z wy­kształ­ce­nia był praw­ni­kiem, stu­dia koń­czył we Lwo­wie, ale ni­gdy nie był w par­tii, więc nie był ni­czyim ulu­bień­cem. Z dru­giej strony ni­komu nie pod­pa­dał na tyle, żeby nas szy­ka­no­wali. Pra­co­wał w wy­dziale fi­nan­so­wym opol­skiego urzędu.

Tata miał sze­ro­kie za­in­te­re­so­wa­nia i sporo fan­ta­zji. Kiedy się uparł, że się wy­ką­pie w Od­rze, to się wy­ką­pał, a że Odra w Opolu była dra­ma­tycz­nie brudna, aż czarna, do domu wró­cił cały w kropki. Znał ła­cinę i kiedy spo­ty­kał ko­goś, kto też ją znał, roz­ma­wiał z nim tylko po ła­ci­nie. Fa­scy­no­wało go uży­wa­nie ta­kiego mar­twego ję­zyka. Dużo czy­tał ksią­żek fi­lo­zo­ficz­nych, in­te­re­so­wał się cy­ber­ne­tyką, w domu le­żały stosy ma­ga­zy­nów „Pro­blemy”. Czy­ta­łam ra­zem z nim, tra­fiał się tam cza­sem fa­scy­nu­jący ar­ty­kuł o Tu­wi­mie, cza­sem coś o mu­zyce, a cza­sem o ma­te­ma­tyce. By­li­śmy biedni, ale kul­tu­ralni, a oj­ciec, jako naj­le­piej wy­kształ­cony czło­wiek w du­żej ro­dzi­nie, był au­to­ry­te­tem, ła­go­dził spory i tłu­ma­czył świat. Co cie­kawe, był bar­dzo brzydki, matkę z ko­lei mia­łam śliczną. Ro­dzina, w któ­rej pan domu mó­wił, a pani domu krę­ciła dupką i cza­ro­wała go­ści. Nie wiem, jak to go­dzili, ale ja­koś dzia­łało.

A mała Ela?

Ba­wi­łam się ra­czej z chłop­cami, lalki mnie nie in­te­re­so­wały, dużo bar­dziej – zglisz­cza bu­dyn­ków po­wo­jen­nych, na które mó­wi­li­śmy „spa­lonki”. W jed­nej spa­lonce, nie­gdyś nie­miec­kiej willi, spę­dza­li­śmy z kum­plami sporo czasu, taka ru­ina była dla nas atrak­cyjna. Można było na­gle spaść pię­tro ni­żej i się po­tłuc albo gdzieś się za­kli­no­wać. Na­prze­ciwko na­szego domu były ko­lejne fa­scy­nu­jące gruzy bu­dynku, przed wojną mie­ściła się tam fa­bryka ko­ra­li­ków. Ba­bra­li­śmy się w gru­zo­wi­sku i wy­cią­ga­li­śmy za każ­dym ra­zem inny ko­lo­rowy ko­ra­lik. Małe, duże, o róż­nych kształ­tach, ty­siące ich było.

Uczy­łaś się chęt­nie?

W Opolu wy­wa­lili mnie ze szkoły. Na­sza sied­mio­oso­bowa banda nie była ła­twa dla oto­cze­nia, a ja szcze­gól­nie pre­fe­ro­wa­łam spe­cy­ficzny ro­dzaj dow­cipu. Cho­dzi­li­śmy uli­cami z ka­mienną twa­rzą i śle­dzi­li­śmy ja­kie­goś przy­pad­ko­wego fa­ceta dla żartu. Albo, kiedy na wy­sta­wie była eks­po­zy­cja z prze­wró­co­nego dzbanka i wy­sy­pu­ją­cych się ko­ra­li­ków, co­dzien­nie zgła­sza­li­śmy, żeby to po­pra­wili, bo chyba się prze­wró­ciło. Je­den z lep­szych dow­ci­pów po­le­gał na tym, że w więk­szej gru­pie uczniów zbie­ra­li­śmy oszczęd­no­ści przez kilka mie­sięcy, żeby w je­den dzień przy­je­chać na­raz pod szkołę tak­sów­kami, oczy­wi­ście spóź­nieni. Na­uczy­ciele się prze­ra­zili, że przy­je­chała wi­zy­ta­cja. Albo, ko­rzy­sta­jąc z tego, że obok szkoły była kost­nica i w tam­tych cza­sach każdy mógł wejść i oglą­dać zwłoki, za­kła­da­li­śmy się, kto z nas po­ca­łuje trupa.

Jezu.

Kiedy to dzi­siaj wspo­mi­nam, je­stem za­ła­mana. Ale co, mam uda­wać, że tak nie było?

Ale, chwilka, za ta­kie rze­czy nie wy­rzu­cają ze szkoły.

Na­szym dy­rek­to­rem był na­uczy­ciel przy­spo­so­bie­nia woj­sko­wego, sztywny czło­wiek i ra­czej głąb, który śmier­tel­nie po­waż­nym to­nem wy­po­wia­dał słowa typu „umniej­sca­wiać”. Trudno mu było w star­ciu z nami, ale mnie nie lu­bił szcze­gól­nie po tym, jak na za­ję­ciach ze strze­la­nia usły­szał, jak mó­wię do ko­le­żanki, że jest idiotą.Dawno temu w ży­ciu część druga, czyli epi­log

Był so­bie pod­cast o tym sa­mym ty­tule, co ni­niej­sza książka. Bez tego pod­ca­stu książka ni­gdy by nie po­wstała. Speł­ni­łem dzięki niemu ma­rze­nia z dzie­ciń­stwa, choć po­czątki były stre­su­jące. Wy­da­wało mi się, że nie pa­suję do mod­nego, li­fe­style’owego me­dium, ja­kim jest ra­dio ne­wonce. Wy­da­wało mi się też, że zdra­dzam re­por­taż, zaj­mu­jąc się bzdu­rami. A po­tem zro­zu­mia­łem, że to nie­prawda. I po­szło z górki. Prze­ży­łem przy­godę ży­cia.

Po­nie­waż au­dy­cję za­in­au­gu­ro­wa­li­śmy w pan­de­mii, przez wiele mie­sięcy wi­zyty w stu­diu dwa razy w mie­siącu były dla mnie je­dyną stałą w ży­ciu. Jaki wy­nik zo­ba­czę na te­ście co­vi­do­wym? Kiedy skoń­czą się ob­ostrze­nia? Kiedy otwo­rzą żło­bek? Czy za­raz go nie za­mkną? Nie wie­dzia­łem. W spo­koju utrzy­my­wała mnie myśl: za kilka, kil­ka­na­ście dni mam ko­lejny od­ci­nek pod­ca­stu. Znów po­roz­ma­wiam w nim z osobą, która mnie nie zna, ale którą ja pa­mię­tam bar­dzo do­brze z dzie­ciń­stwa. Wy­ko­pię spod ziemi nu­mer te­le­fonu, który trudno zdo­być. Za­dzwo­nię, przed­sta­wię się, opo­wiem, czemu warto przyjść do ra­dia, o któ­rym mój gość jesz­cze nie sły­szał. Po­tem za­dzwo­nię do pro­du­cen­tów i wy­daw­ców pro­gramu te­le­wi­zyj­nego, który oglą­da­łem w dzie­ciń­stwie, a oni zdzi­wią się, że po tylu la­tach ktoś pyta aku­rat o ten pro­gram. I że pyta aku­rat ich.

No­tatka w te­le­fo­nie bę­dzie pęcz­niała aż do dnia na­gra­nia. Wtedy za­mieni się w trzy strony wy­dru­ko­wa­nych py­tań, od myśl­ni­ków. Po­tem po­jadę tram­wa­jem do stu­dia i jak zwy­kle za­dam te py­ta­nia w zu­peł­nie in­nej ko­lej­no­ści, niż pla­no­wa­łem.

Od wyj­ścia z ra­dia aż do końca dnia będę się uśmie­chał. Trzy po­mięte kartki, które za­po­mnę wy­rzu­cić, od­najdę przy­pad­kiem w ple­caku ja­kiś czas póź­niej. Spoj­rzę ostatni raz, ni­gdy nie bę­dzie na nich ty­tułu pro­gramu, więc przej­rzę kilka punk­tów na pierw­szej stro­nie i już będę wie­dział, o który pro­gram cho­dziło aku­rat w tej no­tatce. Po­my­ślę: to był su­per od­ci­nek, a po­tem wy­rzucę kartki do ko­sza. I tak co dwa ty­go­dnie.

Kiedy skoń­czy­łem pi­sać książkę, po­my­śla­łem, że z kro­ni­kar­skiego obo­wiązku warto do niej do­dać wy­ja­śnie­nie, skąd się wzięła. To zaś spro­wa­dza się do przy­wo­ła­nia hi­sto­rii po­wsta­nia sa­mego pod­ca­stu. Skąd wziął się for­mat, który po­ko­cha­łem? Nie ja go wy­my­śli­łem, wkrę­ci­łem się do niego, a po­tem już po­szło.

Za­dzwo­ni­łem do Bartka Czar­kow­skiego, w owym cza­sie dy­rek­tora pro­gra­mo­wego ra­dia ne­wonce.

.

Ka­mil Ba­łuk: Kiedy to było, mów wresz­cie.

Bar­tek Czar­kow­ski: Kiedy wy­my­śli­łem Dawno temu w te­le­wi­zji? W 2019 roku. For­mat, dzięki któ­remu po­ko­le­nie mo­ich ró­wie­śni­ków, ale i młodsi słu­cha­cze ne­wonce, może spoj­rzeć na czasy dzie­ciń­stwa, słu­cha­jąc roz­mów z daw­nymi gwiaz­dami te­le­wi­zji. Od po­czątku mia­łem też na­zwę, nie bra­łem pod uwagę in­nej. Esen­cja po­my­słu w czte­rech sło­wach.

Na­zwa pro­sta, for­mat pro­sty. Ale ktoś mu­siał to wy­my­ślić. I by­łeś to ty.

Wy­czu­łem mo­ment. Moda na sen­ty­ment do lat dzie­więć­dzie­sią­tych i dwu­ty­sięcz­nych do­piero się za­czy­nała, ale dało się prze­wi­dzieć, że za chwilę wy­buch­nie. Olga Drenda wy­dała Du­cho­lo­gię, na In­sta­gra­mie po­ja­wiały się re­tro konta, wo­kół mnie co­raz wię­cej osób ku­po­wało kla­syczne białe re­eboki z ma­lut­kim znacz­kiem w okienku. Te same, któ­rych pod­róbki sprze­da­wali kie­dyś w War­sza­wie han­dla­rze na „szczę­kach” pod Pa­ła­cem Kul­tury. Też so­bie ta­kie ku­pi­łem. My się wtedy jesz­cze nie zna­li­śmy.

Ja cię zna­łem! Jako na­sto­la­tek ma­rzy­łem, żeby kie­dyś pro­wa­dzić au­dy­cję w faj­nym ogól­no­pol­skim ra­diu. W tam­tym cza­sie ozna­czało to dla mnie BIS, po­tem Czwórkę. Mia­łeś tam au­dy­cje.

To prawda. Po­tem jesz­cze sze­fo­wa­łem w ra­diu Roxy i na kilka lat zo­sta­wi­łem me­dia. Wró­ci­łem po la­tach spę­dzo­nych w branży mu­zycz­nej wła­śnie do ne­wonce.ra­dio, jako dy­rek­tor pro­gra­mowy. Moim za­da­niem było stwo­rzyć jak naj­lep­szą ra­mówkę sta­cji in­ter­ne­to­wej. Kie­ro­wa­li­śmy ją do mło­dych lu­dzi, szcze­gól­nie do fa­nów rapu. Miała być nowa i świeża, ale pier­wot­nie my­śle­li­śmy po pro­stu o ra­diu, za­pis au­dy­cji w for­mie pod­ca­stu był dru­go­rzędny. Niby mi­nęło tylko pięć lat od tam­tego mo­mentu, a tro­chę jak epoka.

Słu­cha­łem już wtedy pa­sjami pod­ca­stów ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych i Ho­lan­dii. Cze­ka­łem na ten boom w Pol­sce, tylko nie bar­dzo wie­dzia­łem, w jaki spo­sób roz­po­znam, że się za­czyna.

W 2019 roku plat­formy stre­amin­gowe ro­sły w siłę. Spo­ty­ka­li­śmy się w ra­diu z ich przed­sta­wi­cie­lami. Mó­wili, że w Pol­sce lada mo­ment za­cznie się pod­ca­stowa re­wo­lu­cja. Pa­mię­tam, jak do ra­dia jako gość mo­jej au­dy­cji przy­szła Aśka Oku­niew­ska – nie by­łem wtedy świa­domy, jak wielką po­pu­lar­no­ścią cie­szą się już jej pod­ca­sty. My re­ago­wa­li­śmy na bie­żąco, ale trzeba było go­nić czo­łówkę. W marcu 2019 roku przy­go­to­wa­łem pierw­szą ra­mówkę no­wego typu – na­dal klu­czem było ra­dio, ale to, co na­gry­wano miało w dzień lub dwa tra­fiać do ser­wi­sów stre­amin­go­wych już jako pod­cast. Bo czym in­nym jest kla­syczna au­dy­cja ra­diowa na żywo, a czym in­nym ta, która bę­dzie słu­chana z od­two­rze­nia, cza­sem od­ci­nek po od­cinku. Każdy epi­zod pod­ca­stu musi być spójną, za­mkniętą ca­ło­ścią. Nie ma mowy o for­mule, w któ­rej głos za­po­wiada pio­senki, trzeba po­sta­wić na tre­ści mó­wione, wy­my­ślić dla nich for­mat i do­brać pro­wa­dzą­cego. Po­trzebny jest osobny brand pod­ca­stu, ty­tuł, logo, spe­cy­ficzny styl w opi­sach od­cin­ków na plat­formy stre­amin­gowe i tak da­lej.

W ne­wonce czę­sto za­czy­na­li­śmy od po­my­słu na pro­wa­dzą­cego. Tak było po­cząw­szy od na­szego pierw­szego hitu, któ­rym były Roz­mowy Wo­je­wódzki & Kę­dzier­ski. Pro­wa­dzący byli znani, dla­tego coś mu­siało być ina­czej – roz­ma­wiali z go­śćmi po­waż­niej niż w swo­ich po­przed­nich pro­gra­mach. Słu­cha­łeś nas wtedy?

Na spa­ce­rach, pcha­jąc wó­zek dzie­cięcy, i w au­cie. Wie­dzia­łem, że czeka mnie dłuż­sza prze­rwa w pi­sa­niu ksią­żek, do­piero co zo­sta­łem oj­cem. Mo­ment ważny, wzru­sza­jący, ale cho­dząc na spa­cery z córką, my­śla­łem: No nie, już się u nas za­czyna! Dla­czego te­raz? W tam­tym mo­men­cie nie mia­łem na­wet siły cze­go­kol­wiek wy­my­ślić. Mało spa­łem, poza tym ni­gdy wcze­śniej nie two­rzy­łem pod­ca­stu.

A wi­dzisz, u mnie od­wrot­nie, bar­dzo się wtedy wkrę­ci­łem w wy­my­śla­nie ko­lej­nych for­ma­tów. Uda­wało się nam za­zna­czać swoją obec­ność, bar­dzo po­ma­gały hype na ne­wonce i to, że lu­dzie chcieli z nami pra­co­wać. A słu­cha­czom się to po­do­bało. Pew­nego razu wy­my­śli­łem for­mat, do któ­rego wy­jąt­kowo nie mia­łem pro­wa­dzą­cego. Szcze­rze, sam go chcia­łem pro­wa­dzić.

Dawno temu w te­le­wi­zji!

To był po­mysł za­stęp­czy, druga wer­sja. Po­cząt­kowo pod­cast miał być alibi, żeby po­ga­dać z twór­cami naj­lep­szego pol­skiego se­rialu, czyli W la­bi­ryn­cie. Po na­my­śle stwier­dzi­łem, że to nie przej­dzie, a je­śli na­wet, bę­dzie zbyt ni­szowe.

W la­bi­ryn­cie re­ży­se­ro­wał Woj­ciech Ni­żyń­ski, ten sam, który póź­niej stwo­rzył z Iloną Łep­kow­ską Klan.

Dla mnie ten se­rial to kwin­te­sen­cja prze­łomu lat osiem­dzie­sią­tych i dzie­więć­dzie­sią­tych, mo­jego dzie­ciń­stwa, zmie­nia­ją­cej się Pol­ski. Ak­to­rzy Sła­wo­mira Ło­ziń­ska, Leon Niem­czyk, Piotr Skarga, Ma­rek Kon­drat czy młody Da­riusz Kor­dek za­grali wy­bitne role. Uwiel­biam W la­bi­ryn­cie, mógł­bym nim za­czy­nać i koń­czyć każdy dzień. Wiesz, kiedy mia­łem sześć lat...

O, za­czyna się.

Daj po­wie­dzieć! Kiedy mia­łem sześć lat, w 1989 roku, wy­je­cha­łem z mamą na wczasy do Wła­dy­sła­wowa, do ośrodka, w któ­rym nie było te­le­wi­zora. Nie chcie­li­śmy prze­ga­pić żad­nego od­cinka W la­bi­ryn­cie, więc cho­dzi­li­śmy po oko­licy, wy­pa­tru­jąc przez okna, czy ktoś ogląda. Lata póź­niej, tuż przed do­łą­cze­niem do ne­wonce, wsta­łem pew­nej nie­dzieli o siód­mej trzy­dzie­ści. Włą­czy­łem te­le­wi­zor i znie­nacka te­le­por­to­wa­łem się w prze­szłość. Na ka­nale TVP Se­riale emi­to­wali po­wtórki se­rialu mo­jego ży­cia. Tyle lat go nie oglą­da­łem.

Wow!

Wow. To samo po­my­śla­łem. Co za fart. Wsią­kłem. Nie żar­tuję: niby pra­cuję w ra­diu in­ter­ne­to­wym, mamy stre­amingi, au­dy­cje on de­mand, a ja przez po­nad rok, ty­dzień w ty­dzień, na­sta­wiam co nie­dzielę bu­dzik na siódmą, żeby obej­rzeć w te­le­wi­zo­rze te dwa od­cinki emi­to­wane je­den po dru­gim. Któ­re­goś razu, po kilku ta­kich sa­mot­nych nie­dzie­lach, usia­dła obok mnie moja córka, miała wtedy dzie­sięć lat.

I co?

Od razu się wkrę­ciła.

W stary se­rial, któ­rego nie oglą­dała od po­czątku?!

Pro­szę cię, prze­cież tam fa­buła jest wspa­niała, dia­logi się nie sta­rzeją, gra ak­tor­ska się broni. Opo­wie­dzia­łem jej, o co tam cho­dzi: że Agnieszka Ro­bótka-Mi­chal­ska to Ewa Gli­nicka, zo­stała nie­dawno młodą wdową, jest w ciąży, mieszka u te­ściów; kim jest Jan Du­raj, a kim do­cent Stop­czyk, kto pra­cuje w Lo­cie, a kto w te­le­wi­zji. My­ślę, że sześć­dzie­siąt pro­cent frajdy z oglą­da­nia to był dla niej ry­tuał ro­bie­nia cze­goś ty­dzień w ty­dzień wspól­nie z oj­cem, ale po­zo­stałe czter­dzie­ści pro­cent – za­jawka se­ria­lem. Naj­bar­dziej lu­biła Le­ona Gut­t­mana, grał go Wie­sław Drze­wicz.

To stąd wziął się po­mysł, żeby za­dzwo­nić do Woj­cie­cha Ni­żyń­skiego i za­pro­sić go na roz­mowę o se­rialu. W tym sa­mym cza­sie dużą słu­chal­ność w ne­wonce miał wy­wiad z Ma­riu­szem Szczy­głem. Z Anitą Bu­gaj­ską, która za­rzą­dzała pro­jek­tami, stwier­dzi­li­śmy, że faj­nie by­łoby zro­bić ze Szczy­głem coś wię­cej. A może nie tylko z nim, ale i z In­sty­tu­tem Re­por­tażu? Szu­ka­li­śmy ba­lansu mię­dzy roz­rywką, hip-ho­pem a cie­ka­wymi tre­ściami o po­waż­niej­szej war­to­ści dzien­ni­kar­skiej. Na­pi­sa­li­śmy do In­sty­tutu mejla, no a ty tam pra­co­wa­łeś, więc od­pi­sa­łeś.

Ma­riusz po­wie­dział, że jest za­jęty i ni­czego nie po­pro­wa­dzi. Przy­sze­dłem na spo­tka­nie, była tylko Anita. Spy­ta­łem kur­tu­azyj­nie, co pla­nu­je­cie. Po­wie­działa te cztery słowa, Dawno temu w te­le­wi­zji, i za­świe­ciły mi się oczy.

I co da­lej? Na to spo­tka­nie, jak pa­mię­tasz, nie przy­sze­dłem, mia­łem mnó­stwo pracy.

By­łem pe­wien, że będę słu­chał każ­dego od­cinka. A po chwili zro­biło mi się smutno. Zro­zu­mia­łem, ja­kie to bę­dzie fru­stru­jące: for­mat był tak bar­dzo mój, że słu­cha­jąc, za­sta­na­wiał­bym się, czemu ktoś tego pod­ca­stu nie robi tak, jak ja so­bie wy­obra­żam. Coś mi się wtedy w gło­wie od­pa­liło.

Śmiesz­nie, pierw­szy raz to sły­szę. Nie wie­dzia­łem, że aż tak.

Po­my­śla­łem: To bez­czelne, do­piero co się po­zna­li­śmy, nic o mnie nie wie­dzą, spo­tka­li­śmy w in­nym celu. Ale, kur­czę, mu­szę ten pod­cast pro­wa­dzić. I od­wa­ży­łem się to po­wie­dzieć. Nie wie­dzia­łem, że miał być twój!

To nie tak. Ja już wtedy od­pu­ści­łem. Z ża­lem, ale nie mia­łem czasu, za­je­chał­bym się. Kilka dni przed tym spo­tka­niem po­wie­dzia­łem Ani­cie, że trzeba ko­goś zna­leźć. Przy­sze­dłem na ostat­nie pięć mi­nut wa­szej roz­mowy i po mi­nie Anity wnio­sko­wa­łem, że coś jest na rze­czy. A po­tem, od pierw­szego od­cinka pod­ca­stu Dawno temu w te­le­wi­zji, by­łem już pe­wien, że to działa.

Ja się stre­so­wa­łem jak cho­lera. Wra­ca­łem do domu i mó­wi­łem żo­nie, że czarno to wi­dzę, że na tle in­nych pro­wa­dzą­cych słabo się ubie­ram, poza tym nie mam za­się­gów na In­sta­gra­mie.

Po­wie­dzia­łem Ani­cie: „Spoko ten Ba­łuk, tylko czemu przy­szedł na spo­tka­nie w blu­zie ca­łej uwa­lo­nej je­dze­niem dla dzieci?”.

Bo córkę kar­mi­łem!

Luz, po pro­stu wiesz, wy­obra­zi­łem so­bie, że przy­cho­dzi Ni­żyń­ski i tro­chę tak głu­pio przed nim. A fak­tycz­nie przy­szedł, na sa­mym po­czątku. Ukłuło mnie z za­zdro­ści, że z nim ga­dasz.

Tyle że wcale nie o W la­bi­ryn­cie.

Po­wie­dzia­łeś, że lu­dzie w twoim wieku nie znają tego se­rialu. I że OK, bę­dzie Ni­żyń­ski, ale po­roz­ma­wia­cie o Kla­nie.

A po­tem uzgod­ni­łem z tobą, że jesz­cze kie­dyś po­ga­damy z Ni­żyń­skim, już obaj. Ale nie wy­szło.

Nie wy­szło.

Za to były fan­ta­styczne od­cinki, za­sięgi, topki, miłe wia­do­mo­ści od słu­cha­czy. Może ko­muś po­mo­gli­śmy nie my­śleć o pan­de­mii? Naj­bar­dziej lu­bi­łem re­se­arch, cią­gle było mi mało. Nie chcia­łem po­wta­rzać w roz­mo­wach py­tań z in­nych wy­wia­dów z za­pra­sza­nymi go­śćmi.

A ja lu­bi­łem two­rzyć opisy i wy­my­ślać ty­tuły od­cin­ków. Bar­dzo lu­bi­łem ten twój pod­cast.

Ja to go chyba na­wet ko­cha­łem. Ten twój pod­cast. Dzięki, stary, wiem już wszystko. Czy to na­prawdę ko­niec?

Pra­wie. Mamy jesz­cze je­den od­ci­nek do zro­bie­nia.

W la­bi­ryn­cie!

A skoro to ostatni, może zro­bimy ina­czej niż zwy­kle?

Na­grajmy go na ka­nał YouTube Wy­daw­nic­twa Li­te­rac­kiego.

Czyli byłby z wi­deo? No to bła­gam cię, Ka­mil, za­łóż czy­stą bluzę.

PS Czy­tel­nicy! Je­śli Wam mało, szu­kaj­cie ar­chi­wal­nych od­cin­ków pod­ca­stu Dawno temu w te­le­wi­zji. Z oka­zji wy­da­nia książki są znów w otwar­tym do­stę­pie. Po­le­cam też in­sta­gra­mowy pro­fil Agnieszki Wró­bel @sen­ty­men­ty­_o­fi­cjal­nie oraz pod­cast Bartka Przy­by­szew­skiego i Ma­te­usza Wit­kow­skiego Pod­ca­stex.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: