Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

De profundis - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 maja 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

De profundis - ebook

Oscar Wilde podejmuje motyw "de profundis" rozpoczynający Psalm 130 (w polskim tłumaczeniu: „z głębokości wołałem do Ciebie, Panie...”). Osadzony w celi artysta pisze listy do przyjaciela Alfreda Douglasa, w których podsumowuje swoje dotychczasowe życie, przedstawia wyraziste poglądy na temat XIX-wiecznego modelu sztuki, a także daje propozycje reform więziennictwa. Dzieło z pogranicza wyznania osobistego i eseju społeczno-kulturalnego. Doskonała lektura dla wszystkich zainteresowanych okresem modernizmu oraz postacią samego autora.

Oscar Wilde (1856-1900) – angielski prozaik, poeta i dramatopisarz irlandzkiego pochodzenia. Czołowy przedstawiciel modernizmu, zwolennik skrajnego estetyzmu. Pisał poezję, nowele i opowiadania. Wielką popularnością cieszyły się jego salonowe komedie obyczajowe. Jednak prawdziwą sławę przyniosła mu powieść „Portret Doriana Greya”. Wilde był znany z ekstrawaganckiego stylu życia, podziwiano go za finezję stylu. Pod koniec życia został ofiarą homofobicznego prawa – wytoczono mu proces za homoseksualizm i skazano na dwa lata ciężkich robót. Zmarł w przytułku dla ubogich w Paryżu.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-28-28957-0
Rozmiar pliku: 293 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DE PROFUNDIS

1) ...Cierpienie jest jedną bardzo długą chwilą. Nie możemy dzielić go na okresy. Możemy jedynie zapamiętać rozmaite jego fazy i notować chroniczne ich nawroty. Dla nas czas nawet nie bieży naprzód. Stoi w miejscu. Zdaje się krążyć nieustannie dokoła tego samego wciąż ośrodka bólu. Ubezwładniająca ta nieruchomość życia, którego każdy moment ustanowiony jest podług niezmiennie stałego wzoru, tak, że jemy i pijemy, kładziemy się spać i modlimy się, a przynajmniej klękamy do modlitwy, podług niezłomnych przepisów żelaznej formułki; — ten bezruch, sprawiający, że każdy przeraźliwy dzień bliźniaczo, w najdrobniejszych szczegółach, podobny jest do wszystkich innych dni, — zdaje się udzielać tym nawet siłom zewnętrznym, których istotą jest nieustanna zmiana. O porze zasiewu i żniwach, o żeńcach, pochylonych nad dojrzałem zbożem i o tych, co obrywają kiście gron winnych, a potem wyciskają z nich moszcz; o trawie, bielejącej mirjadami płatków kwiatowych lub usianej strąconym owocem, — o wszystkiem tem nie wiemy nic i nie możemy nic wiedzieć.

Dla nas jedna tylko istnieje pora — pora bólu i udręki. Słońce nawet i księżyc odebrano nam, zda się. Na dworze, po za murami, dzień może być błękitny i złoty, ale światło, sączące się przez zmatowiałe i kurzem okryte szyby zakratowanego okienka, pod którem siedzę, jest szare i skąpe. W celi panuje stale mrok, i mroczno też jest zawsze w sercu więźnia. Bezruch panuje zarówno w sferze myśli, jak w sferze czasu. To, o czem wy wszyscy dawno już zapomnieliście, lub łatwo możecie zapomnieć, zaprząta myśl moją teraz i będzie ją znów zaprzątało jutro. Pamiętaj o tem, a zrozumiesz w części chociażby, dla czego piszę i dla czego piszę w ten sposób....

....W tydzień później przewieziono mnie tutaj. Minęły jeszcze trzy miesiące — umiera moja matka. Nikt nie wie, jak ją kochałem i czciłem. Śmierć jej była dla mnie czemś strasznem; ale ja, niegdyś mistrz słowa, nie znajduję wyrazów na wypowiedzenie bólu mojej sromoty. Ona i ojciec mój mi nazwisko, czczone i szanowane nietylko w literaturze, sztuce, archeologji i nauce, lecz również i w historji mojej ojczyzny, w dziejach narodowego jej rozwoju. Dzięki mnie stało się ono gminnem przezwiskiem w ustach gminnych ludzi. Wytarzałem je w błocie. Wydałem je na łup prostactwu, aby uczyniło je prostaczem,—i wrogom, aby mogli przeistoczyć je w synonim obłędu. Co przecierpiałem wówczas i co wciąż jeszcze cierpię, niezdolne jest opisać żadne pióro i nie przyjmie tego żaden papier. Żona moja, zawsze taka dobra i względna dla mnie, nie chciała, abym dowiedział się o tym fakcie z obojętnych ust, i, choć sama chora, nie zawahała się odbyć długą podróż z Genui do Anglji, aby osobiście udzielić mi wiadomości o nieskończenie bolesnej, niepowetowanej mojej stracie. Echa współczucia dochodziły mnie ze strony wszystkich, którzy, chociaż nie znali mnie osobiście, dowiedziawszy się o nowem, okrutnem mojem nieszczęściu, napisali z prośbą, aby mi zakomunikowano ich wyrazy współczucia....

Mija jeszcze trzy miesiące. Kalendarz, przybity na zewnętrznych drzwiach mojej celi i notujący moje całodzienne sprawowanie i dokonaną pracę, — z mojem nazwiskiem i wyrokiem, wypisanemi u góry, — mówi mi, że mamy maj....

....Powodzenie, szczęście i pomyślność mogą mieć gminne pozory i pospolitą treść, ale smutek jest najsubtelniejszą, najwrażliwszą ze wszystkich rzeczy ziemskich. Nie istnieje w całym świecie myśli poruszenie, które nie wywołałoby przerażającego i doskonałego zarazem wtóru smutku. Cieniuchne listeczki drgającego malarskiego złota, notujące kierunek sił, których oko nie może dojrzeć, grube są w porównaniu z jego subtelnością. Jest to rana, która krwawi za lada dotknięciem dłoni, o ile nie jest nią dłoń miłości; a nawet i wówczas krwawi ona, ale już nie z bólu.

Gdzie panuje troska, tam jest miejsce uświęcone. Przyjdzie czas, kiedy ludzie zrozumieją, co to znaczy. Życie będzie dla nich zamkniętą księgą, dopóki nie zdołają tego zrozumieć. R — — 1 ) i natury takie jak on, rozumieją to. Kiedy sprowadzono mnie, w towarzystwie dwóch policjantów, z więzienia do sądu, czekał już R— — w długim kurytarzu, aby—wobec całego tłumu, który oniemiał na widok tak miłosiernego, a tak pełnego prostoty gestu, — módz uroczyście zdjąć kapelusz na moje powitanie w chwili, kiedy mijałem go, z głową opuszczoną i rękami zakutemi w kajdany. Ludzie szli do nieba za drobniejsze od tego uczynki. W takim nastroju ducha, z sercem pełnem takiej miłości, klękali święci, aby obmywać nogi nędzarzom i pochylali się, aby składać pocałunek na twarzach trędowatych. Nie wspomniałem mu nigdy ani jednem słowem o tem, co zrobił. Nie wiem nawet aż do dnia dzisiejszego, czy świadom jest, że zauważyłem jego czyn. Nie jest to w skarbnicy mojego serca. Chowam ją tam rzecz, za którą można wyrażać zdawkową wdzięczność zdawkowemi słowami. Kryję ją jak dług tajemny, o którym miło mi myśleć, że nigdy nie będę w stanie go spłacić. Zabalsamowana jest, aby zachować mogła swoją słodycz, myrrą i nardem wielu łez.

Ilekroć wiedza zdawała mi się bezcelową, filozofja — bezpłodną, a oklepane frazesy tych, którzy usiłowali mnie pocieszać, stawały się jak pył i popiół w moich ustach, otwierała mi pamięć o tym drobnym, pełnym czaru, niemym akcie miłosierdzia dostęp do wszystkich źródeł litości: ukwiecała różami pustynię, wprawiała serce moje, w pośród goryczy mojej samotności, w harmonijne współdrganie ze zranionem, złamanem, wielkiem sercem świata. Wówczas jedynie, kiedy ludzie zdolni będą ocenić, nietylko jak pięknym był gest R—‘a, ale dla czego tak wielkie miał on dla mnie znaczenie i zawsze mieć je będzie, — wówczas może zrozumieją jak i w jakim nastroju mogliby zbliżyć się do mnie2 ).

....Ubodzy są mądrzy; są lepsi, miłosierniejsi i wrażliwsi, aniżeli my. W oczach ich więzienie jest tragedją w życiu człowieka, nieszczęściem, fatalnym wypadkiem, czemś, co zasługuje na współczucie innych ludzi. O człowieku, będącym w więzieniu, mówią po prostu, że: „wydarzyło mu się nieszczęście“. W wyrażeniu tem, stale przez nich używanem, tkwi cała mądrość miłości. Zupełnie inaczej dzieje się u ludzi naszej sfery. Dla nas więzienie czyni z człowieka parjasa. Ja, i tacy jak ja, nie mają niemal prawa do powietrza i do słońca. Obecność nasza zatruwa innym ich przyjemności. Jesteśmy niepożądani, kiedy ukazujemy się ponownie. Nie dla nas już oglądanie blasków księżycowych. Nawet dzieci nasze zostają nam odebrane. Zerwane są słodkie te więzy, łączące nas z ludzkością. Skazani jesteśmy na samotność wówczas, kiedy synowie nasi żyją jeszcze. Społeczeństwo odmawia nam jedynej rzeczy, która mogłaby uleczyć nas i podtrzymać, koić balsamem skrwawione nasze serca i wlewać spokój do dusz naszych....

Zmuszony jestem powiedzieć sobie otwarcie, że ja sam zrujnowałem moje życie, i że życie żadnego człowieka — wielkiego zarówno jak małego — nie może być zrujnowane, o ile nie uczyni on tego sam, własną ręką. Doszedłem do tego przekonania i gotów jestem bronić go. Probuję tak twierdzić, chociaż nie wszyscy może przyznają mi to. Niemiłosiernie oskarżam samego siebie. Okrutnem było to, co świat mi wyrządził; nieporównanie okrutniejszem wszakże, co wyrządziłem sobie ja sam.

Byłem człowiekiem, który pozostawał w symbolicznym stosunku do sztuki i kultury mojego wieku. Byłem świadom tego już w zaraniu mojego wieku męskiego i zmusiłem moich współczesnych do uznania tego w następstwie. Niewielu zajmowało za życia podobne stanowisko i niewielu ludziom przyznawano takie prawo do niego. Zazwyczaj rozpatrywana jest rzecz ta, o ile wogóle dyskutuje się nad nią, przez historyków lub krytyków na długo po śmierci danego osobnika i przeminięciu jego epoki.

Mój los był inny. Czułem to sam i zmuszałem innych, aby to czuli. Byron był postacią symboliczną; uosabiał on namiętności swojej epoki o. z przesyt, jakiego doznawała ona z powodu nadużywania tych namiętności. Pomiędzy mną a moją epoką zachodził związek inny: szlachetniejszy, trwalszy, dotyczący głębszych zagadnień życia i mający szersze cele na względzie. Bogowie obdarzyli mnie wszystkiem niemal....3 ) Dałem się jednak zwabić na lep bezmyślnych, zmysłowych rozkoszy. Bawiła mnie rola „flaneur‘a“, dandysa, wyroczni mody. Otaczałem się naturami bardziej przyziemnemi i pośledniejszemi umysłami. Stałem się marnotrawcą własnego talentu i dziwną znajdowałem rozkosz w marnowaniu wiekuistej młodości. Znużony szybowaniem na wyżynach, zeszedłem dobrowolnie do nizin, w pogoni za nowemi wrażeniami. Czem paradoks był dla mnie w sferze myśli, tem stała się przewrotność w sferze namiętności. Żądza stała się wreszcie chorobą, szałem, a może jednem i drugiem zarazem. Zobojętniałem na życie innych. Czerpałem rozkosz, gdzie mi to dogadzało i szedłem dalej. Zapomniałem, że każdy drobny czyn codzienny kształci lub zniekształca charakter, że więc to, co robiło się w ukryciu czterech ścian, trzeba będzie we właściwym czasie obwołać głośno z dachu domu. Przestałem być panem samego siebie. Przestałem być sternikiem własnej duszy, i nie wiedziałem o tem. Dałem się opanować żądzy uciech. Skończyłem na straszliwej hańbie. Teraz pozostaje mi jedno tylko — bezwzględna pokora.

Byłem w więzieniu przez dwa lata prawie. Owładnęła mną zrazu dzika rozpacz, poddanie się smutkowi, którego widok sam wzbudzał litość: straszna, bezsilna wściekłość, gorycz i pogarda, głośno szlochający ból, cierpienie, nie mogące wydobyć głosu,—niemy smutek. Przeszedłem przez wszelkie możliwe stadja cierpienia. Lepiej od samego Wordsworth‘a rozumiałem, co chciał wyrazić, mówiąc:

„Cierpienie jest wieczne, ciemne i ponure,

„I wszystkie bezkresu ma cechy“.—

Jakkolwiek jednak cieszyła mnie chwilami myśl, że cierpienia moje mają trwać wiecznie, nie mogłem pogodzić się z tem, aby pozostały one bez znaczenia dla mnie. Teraz wszakże znajduję, ukryte głęboko na dnie mojej istoty, coś, co mi mówi, że każda rzecz na świecie ma swoje znaczenie, tembardziej ma je cierpienie. Tem czemś, ukrytem w głębi mojej istoty, jak skarb w ziemi, jest — Pokora.

Jest to ostatnie, co mi pozostało, i najlepsze: ostatnie odkrycie, do jakiego doszedłem, punkt wyjścia nowego rozwoju. Wydobyłem je sam, z głębi własnej mojej istoty, i dla tego wiem, że przyszło w porę. Nie mogło przyjść ani wcześniej, ani później. Gdyby ktoś inny powiedział mi o niem, odrzuciłbym jego słowa. Gdyby przyniesiono mi je z zewnątrz, odmówiłbym przyjęcia. Że zaś ja sam do tego doszedłem, chcę je utrzymać. Muszę tak uczynić. Pokora jest jedyną rzeczą, która ma w sobie pierwiastki życia, nowego życia, mojej Vita Nuova. Ze wszystkich rzeczy na świecie jest ona najdziwniejszą. Nie można jej zdobyć inaczej, jak tylko przez wyrzeczenie się wszystkiego, co się posiada. Jedynie po utraceniu wszystkiego wiemy, żeśmy ją posiedli.

Teraz, kiedy zdałem sobie sprawę, że jest ona we mnie, widzę jasno, co powinienem uczynić, co muszę uczynić. Wypowiadając podobne zdanie, nie mam potrzeby zaznaczać, że nie myślę o żadnym zewnętrznym nakazie czy sankcji. Nie uznaję ich. Jestem teraz daleko większym indywidualistą, aniżeli byłem kiedykolwiek. Wszystko, co nie jest wytworem duszy własnej, wydaje mi się pozbawionem najdrobniejszej wartości. Szukam nowego sposobu stwierdzenia własnej jaźni. Jest to jedyne, o czem myślę. A pierwszą rzeczą, jaką mam do zrobienia, jest — wyzbycie się wszelkiego uczucia goryczy do świata.

Jestem zupełnie bez grosza, i zupełnie bezdomny. Są jednakże gorsze od tego rzeczy. Jestem zupełnie szczery, mówiąc, że wolałbym chodzić od domu do domu, żebrząc o kawałek chleba, aniżeli wyjść z więzienia z goryczą w sercu. Gdybym nie dostał nic w pałacach bogaczów, dostałbym coś w chacie ubogiego. Ci, którzy posiadają dużo, są często chciwi; ci, którzy mają mało, zawsze się dzielą. Nie robiłoby mi zupełnie różnicy spać na chłodnej trawie w lesie, a z nastaniem zimy szukać przytułku w ciepłym stogu siana lub pod dachem stodoły,—bylebym miał miłość w sercu. Zewnętrzne warunki życia utraciły teraz dla mnie wszelkie znaczenie. Świadczy to, do jakich wyżyn indywidualizmu doszedłem, — raczej dochodzę, gdyż droga jest długa, a „gdziekolwiek stąpnę, natrafiam na ciernie“.

Wiem, rozumie się, że nie wypadnie mi żebrać na gościńcu, i że, jeśli miałbym kiedyś spędzić noc na chłodnej trawie, to chyba, aby pisać sonety do księżyca. Gdy wyjdę z więzienia, R — — będzie już czekał ma mnie nazewnątrz ciężkich, żelazem obitych, wrót, jako symbol nietylko jego własnego przywiązania do mnie, ale przywiązania wielu innych jeszcze, po za nim. Sądzę, że będę miał w każdym razie dość pieniędzy na przeżycie ośmnastu miesięcy mniej więcej; jeśli więc nie będę mógł pisać pięknych książek, będę przynajmniej mógł czytać piękne książki. Czy istnieje większa rozkosz? A zresztą, mam nadzieję odzyskać moją zdolność tworzenia.

Gdyby jednak było inaczej: gdyby nie pozostał mi na świecie ani jeden przyjaciel; gdyby ani jedne drzwi nie miały otworzyć się przedemną miłosiernie; gdybym był zmuszony pogodzić się z sakwą i łachmanami nędzarza; — dopóki nie byłoby we mnie żalu do świata, zawziętości i goryczy, mógłbym stanąć wobec życia z większym spokojem i ufnością, aniżeli uczyniłbym to, strojny w piękne szaty i cienką bieliznę, ale z duszą, zatrutą nienawiścią.

I napewno nie napotkam trudności na mojej drodze. Kto naprawdę pożąda miłości, znajdzie ją, czekającą na niego.

Zbytecznem będzie chyba dodawać, że zadanie moje nie kończy się na tem. Byłoby to względnie łatwe, gdyby tak być miało. Czeka mnie daleko większa praca. Muszę wdrapywać się na daleko bardziej strome wyżyny, przechodzić przez daleko ciemniejsze doliny. A wszystko to muszę wydobyć z głębin własnej istoty. Ani religja, ani moralność, ani rozum nie są w stanie mi pomódz.

Moralność nie jest mi pomocną. Jestem wrodzoną przekorą. Jestem jednym z tych, którzy są stworzeni do wyjątków, a nie do praw. Uważając jednak, że niema nic złego w tem, co człowiek czyni, widzę, że jest coś złego w tem, czem się człowiek staje. Dobrze jest dojść do takiego przeświadczenia.

Religja też mi nie pomaga. Gdy inni wierzą w rzeczy niewidzialne, ja wierzę w to tylko, co widzę i czego się dotykam. Moje bóstwa przebywają w świątyniach, wzniesionych ręką ludzką; wiara moja doskonali się i uzupełnia w granicach faktycznych doświadczeń; zanadto może uzupełnia się, bowiem, na wzór wielu lub wszystkich, którzy szukają nieba na ziemi, znalazłem na niej nietylko piękno nieba, ale zarazem grozę piekła. Kiedy myślę o religji, czuję, że dobrze byłoby utworzyć rodzaj zakonu dla tych, którzy nie mogą wierzyć. Możnaby go nazwać Bractwem Niewierzących. Na ołtarzu, na którym ani jedno nie płonie światło, kapłan, w którego sercu pokój nie gości, odprawiałby mszę, mając w ręku chleb niepoświęcony i pusty kielich do wina. Wszystko, co ma być prawdziwem, musi się stać religją. Agnostycyzm powinienby mieć swój rytuał tak samo, jak wiara. Posiał on swoich męczenników, powinienby zyskać swoich świętych i codziennie chwalić Boga za to, że ukrył samego Siebie przed człowiekiem. Bez względu wszakże na to, czy ma to być wiara czy niewiara, nie może być w niej dla mnie nic zewnętrznego. Symbole jednej czy drugiej muszę sam stworzyć. Duchowem jest to tylko, co samo stwarza swoją formę. Jeśli nie znajdę klucza do tej wiary czy niewiary w duszy własnej, nigdy go nie znajdę; jeśli nie mam jej jeszcze w sobie, nie objawi mi się ona nigdy.

Rozum nie pomaga mi. Mówi mi on, że prawa, na mocy których skazano mnie, są złemi i niesprawiedliwemi prawami, a system, który spowodował tyle cierpień moich, jest złym i niesprawiedliwym systemem.

„Co w łzach chleb jadać, kto nigdy nie wiedział,

Kto w smutku nigdy nie przepędził nocy

I na swem łóżku płacząc nie przesiedział,

— Ten znać nie może siły boskich mocy“.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: